Wrzesień - Ziarno Prawdy
Transkrypt
Wrzesień - Ziarno Prawdy
I A R N O Z RAWDY P W TYM Czasopismo chrześcijańskie · wrzesień 2016 · Nie na sprzedaż Numerze Porzucić wszystko Trwałość i świętość małżeństwa Czosnek – Boży prowiant Pięniądze to nie wszystko Książka na dachu Ziarno Prawdy Spis Wydawca: Treści Christian Aid Ministries PO Box 360 Berlin, OH 44610 USA Wydawane w Polsce przez: Międzynarodowa Misja Anabaptystyczna ul. Miłosza 8 05–300 Stara Niedziałka [email protected] www.ziarnoprawdy.pl Komitet wykonawczy: David Troyer | Paul Weaver Roman B. Mullet James R. Mullet Philip Troyer | Eli Weaver Komitet rewizyjny: Ernest Hochstetler Perry Troyer Johnny Miller Clay Zimmerman Fred Miller Redaktor naczelny: Alvin Mast Zastępca redaktora naczelnego: James K. Nolt Skład komputerowy: Kristi Yoder | SuAnn Troyer Paweł Szczepanik Korektorzy: Jolanta Ławrynowicz Szymon Matusiak Zdjęcie na okładce: Shutterstock Czasopismo jest bezpłatne. Dobrowolne ofiary można wpłacać na nasze konto: Fundacja „Dziedzictwo” ING Bank Śląski nr: 91 1050 1894 1000 0022 9084 2752 © 2016 Całość niniejszej publikacji ani żadna jej część nie może być reprodukowana bez pisemnej zgody Christian Aid Ministries. Wszelkie prawa zastrzeżone. www.christianaidministries.org 2 Ziarno Prawdy • wrzesień 2016 Artykuł wstępny Porzucić wszystko. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 3 Nauczanie Ty jesteś tym mężem! . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 5 „Daj mi tę górę”. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 7 Dla rodziców Trwałość i świętość małżeństwa. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 10 Jak ukierunkować ciekawość dziecka . . . . . . . . . . . . . . . 12 Zajęcia pozaszkolne dla nastolatków. . . . . . . . . . . . . . . . 13 Część historyczna Dawid i Jonatan. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 15 Willem Janss. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 18 Część praktyczna Czosnek – Boży prowiant. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 20 Waga ciężka . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 21 Dla młodzieży Podręczna lista modlitewna. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 23 Pieniądze to nie wszystko . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 24 Przypowieść o ogniu . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 25 „Błogosławieni...”. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 26 Kącik dla dzieci Książka na dachu . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 27 Uważaj! . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 29 Fragment książki Odwaga z uśmiechem (Część Szósta). . . . . . . . . . . . . . . . 31 Poezja Powrót . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 43 Ostatnia strona Jak małe dziecko. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 44 „Ezdrasz otworzył księgę na oczach całego ludu – stał bowiem na podwyższeniu; kiedy zaś ją otworzył, wszyscy zebrani wstali.” Księga Nehemiasza 8,5 Artykuł WSTĘPNY Porzucić wszystko Uczniostwo według Ewangelii Łukasza —Alvin Mast W 14 rozdziale Ewangelii Łukasza Jezus podaje kryteria uczniostwa. Osoba, która do Niego przychodzi, nie stawiając Go wyżej od swojej rodziny, a nawet od siebie samego, nie może być Jego uczniem. Użyte w tekście słowo „nienawidzić” rodziny i siebie samego należy rozumieć jako „miłować mniej niż” – tak jak w Liście do Rzymian 9:13 „Jak napisano: Jakuba umiłowałem, a Ezawem wzgardziłem”. Nie powinniśmy nienawidzić samych siebie w sensie dosłownym, lecz miłować własne życie mniej niż Chrystusa. Innym kryterium uczniostwa jest niesienie krzyża. Jezus jest najlepszym tego przykładem. Ten wymóg oznacza oddanie wszystkiego, żeby tylko zostać Jego uczniem. Ktoś, kto nie jest na to gotów, nie może być uczniem Pana. Musimy Mu oddać nasz egoizm, dumę, ambicje i cele. Jeśli świat nie widzi, że niesiemy krzyż, to nie widzi w nas Jezusa. Niesienie krzyża jest drogą chrześcijanina. Jezus stosował podobieństwa, by pokazać, jak powinniśmy policzyć koszty, porzucając wszystko. W pierwszym podobieństwie zapisanym w Łk 14,28 człowiek budujący wieżę powinien usiąść i policzyć koszty, żeby stwierdzić, czy stać go na dokończenie budowy. Inwestor sam mógł zdecydować, czy będzie ją budował. Jeśli jednak postanowił zacząć, ale nie może skończyć, to zostanie nazwany głupcem, który nie zaplanował sobie wydatków prawidłowo. Każdy, kto przychodzi do Chrystusa, pokutując ze swoich grzechów i pokładając w Nim ufność jako w Panu i Zbawicielu, musi się poważnie zastanowić nad znaczeniem pojęcia „uczeń Chrystusa”. Trzeba nie tylko dobrze zacząć, lecz również dokończyć biegu. „Usiąść” znaczy w tym tekście tyle, co „dać sobie czas na poważne przemyślenie”. W wersetach 28-30 jest mowa o człowieku, który położył fundament, lecz nie był w stanie dokończyć budowy. W drugim podobieństwie czytamy o królu wybierającym się na wojnę (Łk 14,31-35) z innym królem. Po tym, jak jego kraj został „Wszyscy niech wychwalają imię Pana... Jego majestat ponad ziemią i niebem.” Psalm148,13 3 zaatakowany, musi zdecydować, czy będzie w stanie sam się obronić. Musi usiąść i skonsultować się ze swymi doradcami. Walczyć czy negocjować warunki rozejmu? Budowniczy wieży musi podliczyć koszty. Król musi się naradzić, czyli rozważyć za i przeciw, a następnie podjąć decyzję. Zanim zaczniesz budowę, policz koszty. Zanim wyruszysz do bitwy, zastanów się, czy jesteś w stanie ją wygrać. Te dwa podobieństwa pokazują, że uczniostwo niesie z sobą zarówno walkę, jak i budowanie na rzecz Królestwa, co wyklucza związanie sprawami tego świata, natomiast wymaga porzucenia wszystkiego (2 Tm 2,4). Musimy zaangażować się w walkę przeciw wrogowi silniejszemu od nas. Dobra wiadomość jest taka, że mamy do dyspozycji środki wystarczające do zwycięstwa! (Ef 6,10-18). Musimy również budować. Porzućmy osobiste ambicje i traktujmy innych jako wyżej stojących od siebie. Zachęcajmy się wzajemnie, bądźmy cierpliwi, łagodni, składając Bogu duchowe ofiary. Nauczajmy, zachęcajmy się wzajemnie i bądźmy na tyle pokorni, by uznać, że nasze dary powinniśmy ofiarować na służbę Kościołowi. Przypuśćmy, że inwestor policzył koszty i nie zdecydował się na rozpoczęcie budowy. Co wtedy? Nie zazna przyjemności posiadania czegoś, co naprawdę było mu potrzebne. W Chrystusie mamy wystarczające środki do budowania Jego Królestwa. Zatem do dzieła! Porzucenie wszystkiego, co doczesne, jest tak naprawdę zyskiem. W Łk 18,18-27 Jezus kazał bogatemu młodzieńcowi sprzedać wszystko, co ma. Ten człowiek już wcześniej żył pobożnie, lecz religijność nie jest wyrzeczeniem się wszystkiego. Najwyraźniej ten bogacz chciał zachować wszystko, co miał, jednocześnie dziedzicząc żywot wieczny. Musimy porzucić cele osobiste, żeby zostać uczniami Chrystusa (werset 33). Musimy porzucić stare życie i te pragnienia, które zdaniem Boga powinniśmy zostawić za sobą. Policzmy dokładnie, czy nas na to stać. Ponieważ apostoł Paweł policzył koszty i porzucił wszystko, mógł powiedzieć: „wiem, komu zawierzyłem, i pewien jestem tego, że On mocen jest zachować to, co mi powierzono, do owego dnia. (…) Dobry bój bojowałem, biegu dokonałem, wiarę zachowałem; a teraz oczekuje mnie wieniec sprawiedliwości, który mi w owym dniu da Pan, sędzia sprawiedliwy, a nie tylko mnie, lecz i wszystkim, którzy umiłowali przyjście Jego” (2 Tm 1,12; 4,7-8). Przekład na język polski: Krzysztof Dubis Wreszcie szukajcie umocnienia w waszym zjednoczeniu z Panem i w Jego niezmierzonej potędze. 11Przywdziejcie na siebie pełną zbroję Bożą, byście mogli oprzeć się wszystkim, nawet najbardziej podstępnym atakom diabła. 12Prowadzimy bowiem walkę nie ze zwykłymi ludźmi, lecz mamy stawiać czoło Zwierzchnościom i Władzom, rządcom świata tych ciemności oraz mocom duchowym zła na wyżynach niebieskich. 13Dlatego okryjcie się dokładnie zbroją Bożą, abyście, gdy nadejdzie ów dzień zły, mogli odeprzeć zwycięsko [ataki zła] i ostać się zwyciężywszy wszystko. 14Przygotujcie się więc do walki! Przepaszcie swe biodra prawdą, przyodziejcie się w pancerz sprawiedliwości, 15a nogi obujcie w gotowość głoszenia Dobrej Nowiny pokoju. 16Wiara niech wam zawsze służy za tarczę, którą zdołacie unieszkodliwić wszystkie, najbardziej nawet rozpalone pociski Złego. 17[Na głowę] załóżcie hełm zbawienia, [do ręki] weźcie miecz Ducha, to jest słowo Boże. 18Wszystko to czyńcie modląc się i prosząc Boga o pomoc. Módlcie się zresztą nieustannie, poddając się działaniu Ducha [Świętego]. Bądźcie bardzo czujni i módlcie się za wszystkich wiernych (Ef 6,10-18). 10 4 Ziarno Prawdy • wrzesień 2016 „Wtedy powstał Piotr razem z Jedenastoma i przemówił do nich głosem donośnym. Mówił zaś tak: Judejczycy i wszyscy mieszkańcy Jerozolimy, proszę was o chwilę uwagi i o dokładne wysłuchanie tego, co wam powiem.” Dzieje Apostolskie 2,14 Nauczanie Ty jesteś tym mężem! K ról spoglądał poprzez dziedziniec na człowieka, który wchodził po schodach pałacu. Tak, to był prorok. Król usadowił się na swoim tronie, nagle odczuwając jakiś dyskomfort w obecności męża Bożego. Uciekł wzrokiem od przenikliwych, badających go oczu. – Chcę ci coś opowiedzieć, o królu. Król skinął głową. – Mów. – W pewnym mieście żyło dwóch mężów: jeden bogaty a drugi biedny. Bogaty człowiek miał wielkie stada owiec, ale biedny nie miał nic oprócz jednej małej owieczki, którą kupił i pielęgnował, a ona dorastała wraz z jego dziećmi. Jadła z jego talerza, piła z jego kubka, spała na jego piersi i była mu jak córka. Pewnego dnia do bogacza przybył wędrowiec, jednak ten nie chciał mu przyrządzić owcy ze swojego stada. Król słuchał uważnie, a jego twarz zapłonęła gniewem. – Mów dalej – rozkazał. – No więc ów bogacz poszedł, zabrał owieczkę tego biednego męża i przyrządził ją dla swojego gościa. Gdy tylko prorok wypowiedział te słowa, wówczas król Dawid wybuchnął gniewem, wołając: – Jako żyje Pan, mąż, który tak uczynił, zasługuje na śmierć! Prorok wyraźnie skrzywił się na ten wybuch i spoglądając na niego ze smutkiem pomieszanym z litością, wypowiedział te rozstrzygające słowa: – To ty jesteś tym mężem! Możemy sobie tylko wyobrazić, jak słowa Natana dotarły do świadomości króla. Czy jego myśli natychmiast wyświetliły mu się w umyśle, przypominając, że posłał na śmierć niewinnego człowieka po to, by odebrać mu żonę? Nie znamy dokładnie myśli Dawida, ale jedno jest pewne: pozostawił nam pierwszorzędny przykład głębokiej pokuty. W całej tej historii wydaje się ironią fakt, że król tak bardzo się rozgniewał na kogoś, kto popełnił grzech, którego on sam był winny. W rzeczywistości grzech bogatego człowieka „Wszyscy niech wychwalają imię Pana... Jego majestat ponad ziemią i niebem.” Psalm148,13 5 był trywialny w porównaniu z jego własnym grzechem. Jaki jest sens złościć się na kogoś, kto pożądał owieczki swojego bliźniego, jeśli samemu pożądało się żony swojego bliźniego? Jaki sens ma obrzydzenie z powodu kogoś, kto zabił ulubionego czworonoga znajomego, skoro samemu doprowadziło się do zabicia męża znajomej kobiety? Zanim ocenimy to negatywnie jako dziwaczne zachowanie, typowe może tylko dla króla Dawida, przyjrzyjmy się fragmentowi z Ewangelii Mateusza 7,3–5, gdzie Jezus komentuje podobną sytuację. Pewnego człowieka spotkało ogromne nieszczęście, kiedy utkwiła mu belka w oku. On jednak nie zwrócił na to uwagi, ale natychmiast zauważył drzazgę w oku kogoś innego. Mimo tego, że drzazga wobec belki to świetna analogia porównująca zabicie czyjegoś czworonożnego ulubieńca i czyjegoś męża, warto zauważyć, że człowiek z przypowieści Jezusa nie zauważył nikogo z drzazgą w ręce albo w nodze; jego uwagę przyciągał ktoś, kogo dręczył problem tej samej natury. Obecnie odkrywamy, że analogie takie ciągle mają zastosowanie. Weźmy na przykład dziewczynę, która wpada w wielką frustrację z powodu flirtującej z chłopakami przyjaciółki. Najpewniej – także i ona sama rozwinie w sobie chęć rywalizacji o uwagę chłopców. A mężczyzna, który gardzi swoim bliźnim, ponieważ ten zawsze tylko szuka swego i oszukuje innych, jak się tylko da? Oskarżenie często przychodzi od tego, kto sam nieraz korzystał z różnych okazji, „jak się tylko da”, ze szkodą dla innego, ale los się przeciwko niemu obrócił i pozostawił go z pustymi rękami. A może natknęliśmy się na człowieka, który gorzko skarży się na swojego brata, gdyż ten ciągle go obmawia i plotkuje na jego temat. 6 Ziarno Prawdy • wrzesień 2016 Wszystko wskazuje na to, że on sam czyni tak samo. Tak więc widzimy, że reakcja króla Dawida wcale nie była taka dziwna. A w każdym razie nie bardziej dziwna, niż ludzka natura w całości. Jeśli nie reagujemy na Boży wyrok w związku z jakimś naszym grzechem, staje się on bolącym miejscem, które podświadomie rozpala się pod wpływem podobnego bodźca. Zanim jednak uznamy, że ktoś, kto nas napomina, zwyczajnie ukrywa jakiś podobny grzech, przyjmijmy do wiadomości, że Bóg nie potępia braterskiego napomnienia. W Drugiej Księdze Samuela czytamy, że to sam Bóg posłał Natana, aby skarcił króla. Jezus także uściśla tę kwestię, mówiąc, że jak już usuniemy belkę z naszego oka, powinniśmy dostrzec, iż nasz brat także otrzymuje pomoc. Tak więc głównym celem nie jest wytknięcie niedociągnięć naszego brata lub też zignorowanie ich, ale raczej zbadanie własnego serca w celu zrozumienia naszej reakcji, kiedy jesteśmy skonfrontowani z jego grzechem. Jeśli naprawdę jesteśmy motywowani współczuciem dla brata, to będziemy zbyt mocno odczuwać naszą własną słabość i niedociągnięcia, aby go potępić. Tylko wtedy Bóg może błogosławić nasze wysiłki dotarcia do naszego brata. Jeśli jednak czujemy rosnące ponaglenie, żeby skonfrontować naszego brata z problemem drzazgi w jego oku i czujemy się do tego całkiem upoważnieni – lepiej dajmy sobie spokój. Najprawdopodobniej nasza drzazga (albo nawet belka) jest ciągle nienaruszona. Zaczerpnięto z Family Life, październik 2013 Pathway Publishers Wykorzystano za pozwoleniem Przekład na język polski: Krzysztof Dubis „Daj mi tę górę” B ez Pana jesteśmy beznadziejnie słabi i nieskuteczni. Gdy jednak pokornie przyznamy się do słabości, Pan wypędza strach i daje nam siłę potrzebną do wykonania jakiegokolwiek zadania. On nas do tego wyznacza. Bez Boga nie możemy wygrać. Z Nim nie możemy przegrać. Przeciwnik jest mocny, lecz Pan jest mocniejszy. Taka była postawa Kaleba. W wieku osiemdziesięciu pięciu lat powiedział: „Jeszcze dziś jestem silny jak w owym dniu, gdy mnie Mojżesz wysłał [na zwiady do ziemi kananejskiej]. (…) Daj mi więc tę górę, którą Pan przyrzekł mi owego dnia. Ty sam słyszałeś w owym dniu, że Anakici tam mieszkają, a miasta są wielkie i umocnione. Jeśli Pan jest ze mną, zdobędę je, jak mi to Pan przyrzekł” (Joz 14,11-12 BT). Jakaż odważna deklaracja! My również możemy mieć przed sobą góry, z którymi musimy się zmierzyć. Bywają one poważną przeszkodą w naszym chrześcijańskim życiu. Moglibyśmy powiedzieć: „Ten problem jest tak wielki, że nie mam szans na jego pokonanie”. Albo zareagować jak Kaleb: „Daj mi tę górę” – z wiarą, że dzięki Bożej mocy możemy ją zdobyć. Pamiętajcie o słowach Jezusa: „Zaprawdę powiadam wam, gdybyście mieli wiarę jak ziarnko gorczycy, to powiedzielibyście tej górze: Przenieś się stąd tam, a przeniesie się, i nic niemożliwego dla was nie będzie” (Mt 17,20). Góra, o którą poprosił Kaleb, nie była po prostu jakimś wzniesieniem pokrytym trawą i drzewami. Była zamieszkana przez olbrzymów tak wielkich, że dziesięciu szpiegów wysłanych przez Mojżesza powiedziało: „Wydawaliśmy się sobie w porównaniu z nimi jak szarańcza i takimi też byliśmy w ich oczach” (4 M 13,33). Biblia podaje nawet ich —Alvin Zimmerman imiona: „Achiman, Szeszaj i Talmaj, potomkowie Anaka” (4 M 13,22). Mimo to, Kaleb powiedział: „Daj mi tę górę”. KALEB I JEGO GÓRA Kaleb był mężem wiary. Zwróćcie uwagę na ostatnie słowa powyższego świadectwa: „I rzekł PAN”. Gdy Bóg coś powiedział, Kaleb w to uwierzył. Czterdzieści pięć lat wcześniej jego wiara była taka sama: „Jeżeli Pan ma w nas upodobanie, to wprowadzi nas do tej ziemi i da nam tę ziemię, która opływa w mleko i miód, tylko nie buntujcie się przeciwko Panu. Nie lękajcie się ludu tej ziemi, będą oni naszym pokarmem; odeszła od nich ich osłona, a Pan jest z nami. Nie bójcie się ich!” (4 M 14,8-9). Kaleb był jednym ze starotestamentowych świętych, „którzy przez wiarę podbili królestwa, zaprowadzili sprawiedliwość, otrzymali obietnice, zamknęli paszcze lwom” (Hbr 11,33). Przez wiarę dziedziczymy Boże obietnice. Kaleb był mężem posłuszeństwa. Księga Liczb 14,24 relacjonuje to, co powiedział o nim sam Bóg: „Jednakże sługę mojego Kaleba, za to, że inny duch jest w nim i on był mi wierny całkowicie, wprowadzę do ziemi, do której poszedł, i jego potomstwo ją posiądzie”. Kaleb nie tylko uwierzył Bogu, lecz również zrobił to, co Bóg nakazał. Pięć wersetów biblijnych mówi o tym, że Kaleb „stale trzymał się Pana”: 4 M 32,12; 5 M 1,36 i Joz 14,8.9.14. Było to na tyle godne uwagi, iż Bóg powiedział o Kalebie, że ma „innego ducha” – czyli ducha innego niż większość ludzi. Posłuszeństwo całym sercem było związane z odwagą, co widać w słowach: „Daj mi tę górę”. „Wszyscy niech wychwalają imię Pana... Jego majestat ponad ziemią i niebem.” Psalm148,13 7 Kaleb był mężem wizji. Widział tę górę, a skoro Bóg obiecał, że miał ją zdobyć, powiedział: „Daj mi tę górę”. Doświadczył tego, że „Bóg powiedział” – to doświadczenie wraz z wiarą i posłuszeństwem zaowocowało wizją. Tak samo jest dzisiaj w naszym życiu. Mamy Słowo Boże. Jeśli wierzymy w to, co powiedział Bóg i żyjemy w posłuszeństwie Jego Słowu, zaowocuje to wizją. Musimy ją mieć dla nas samych, dla naszych dzieci i naszej społeczności, zanim będziemy mogli osiągnąć coś wartościowego. GÓRY W NASZYM ŻYCIU Złe postawy i nawyki. Gdy Kaleb zdobył swoją górę, wypędził stamtąd trzech olbrzymów: Szeszaja, Achimana i Talmaja. Naszym olbrzymom również możemy przypisać imiona: gniew, pożądliwość czy gorycz. Te problemy rzadko ujawniają się w ciągu jednego dnia. Jak ktoś napisał: „Góry nie przemieszczają się z dnia na dzień. Daj Bogu trochę czasu, żeby dokonywał cudów”. Widziałem takie cuda. Znam ludzi, których Bóg uleczył z urazy, z frustracji i napełnił ich serca Jego miłością. Jednak szczególnie na takie problemy jak gniew nie ma lekarstwa działającego błyskawicznie. Musimy nad tym pracować; z Bożą pomocą pokonamy górę, która wydaje się nie do pokonania. Pewien starszy człowiek zapytał kiedyś: „Czy to możliwe, żeby ktoś pałający gniewem od siedemdziesięciu lat zmienił ten nawyk?”. Odpowiedź brzmiała, że moc Boża jest w stanie zmienić każde złe postępowanie. Dwa lata później ten sam człowiek powiedział: „Chciałbym przedstawić raport z moich postępów. Bóg uleczył mnie z tego problemu. Zapytajcie o to moją żonę”. Dość łatwo można rozprawić się z takimi „olbrzymami”, jak nieodpowiedni sposób ubierania się czy niewłaściwe gusta muzyczne. Wrzucić do ognia i już. Złych postaw i nawyków znacznie trudniej się pozbyć. Lecz 8 Ziarno Prawdy • wrzesień 2016 dzięki mocy Bożej i pomocy innych możemy pokonać również tych olbrzymów. „Gdyż oręż nasz, którym walczymy, nie jest cielesny, lecz ma moc burzenia warowni dla sprawy Bożej; nim też unicestwiamy złe zamysły” (2 Kor 10,4). Niewiara. W Księdze Sędziów 1,19-20 znajdujemy pewien interesujący kontrast: „A Pan był z Judą; objął on w posiadanie góry, lecz nie wypędził mieszkańców dolin, gdyż ci mieli żelazne wozy. Kalebowi dali Hebron, jak powiedział Mojżesz. Wypędził on stamtąd trzech synów Anaka”. Widzimy, że Kaleb (zapewne z pomocą innych) był w stanie wypędzić trzech olbrzymów – synów Anaka – z Hebronu. A jednak całe plemię Judy nie mogło pozbyć się Kananejczyków z doliny. Biblia wyjaśnia, że Kananejczycy posiadali żelazne wozy bojowe. Czy w tym leżała główna przyczyna? Wydaje się oczywiste, że mężowie z plemienia Judy nie mieli wiary takiej jak Kaleb. Własna niewiara doprowadziła ich do wniosku, że nie są w stanie wypędzić mieszkańców doliny. Taka sama niewiara będzie również nam uniemożliwiać podboje w naszym życiu. Zadowolenie z częściowego zwycięstwa. „Gdy zaś Izrael się wzmocnił, narzucił Kananejczykom pańszczyznę, ale ich nie wypędził” (Sdz 1,28). Zamiast wypędzić Kananejczyków, Izrael zmusił ich do odrabiania pańszczyzny, która wyglądała na jakąś przewagę, bo przynosiła korzyści finansowe. W istocie jednak był to niebezpieczny kompromis. Mojżesz stanowczo ostrzegał przed czymś takim: „Ale jeżeli nie wypędzicie przed sobą mieszkańców tej ziemi, to ci z nich, których pozostawicie, będą jak ciernie dla waszych oczu i jak kolce w waszych bokach. Będą was uciskać w ziemi, na której się osiedlicie. Wtedy uczynię wam to, co im zamyślałem uczynić” (4 M 33,55-56). Zadowolenie z częściowego podboju przyniosło Izraelitom taki sam sąd, jaki Bóg planował dla Kananejczyków! Co się dzieje, gdy my sami zadowalamy się jedynie częściowym zwycięstwem nad grzechem w naszym życiu? Te same grzechy staną się cierniem dla naszych oczu, kolcem w boku, a utrapienia zniszczą nasz pokój i uniemożliwią przynoszenie owocu dla Boga. Musimy dokończyć zwycięstwa na chwałę Bogu i dla naszego własnego duchowego dobra. Cielesna natura. O synach Anaka Pismo mówi, że „w owym czasie wyruszył Jozue i wytępił Anakitów z okolic górzystych, z Hebronu, z Debiru, z Anabu, z całego pogórza judzkiego i z całego pogórza izraelskiego. Jozue obłożył ich klątwą wraz z ich miastami. Anakici nie uchowali się w ziemi izraelskiej; utrzymali się tylko w Gazie, w Gat i w Aszdodzie” (Joz 11,21-22). Goliat z Gat był ich potomkiem i wystąpił przeciw Izraelowi wiele lat później. To nam przypomina o cielesnej naturze, której nigdy nie wykorzenimy do końca. Możemy ją pokonać dzisiaj, lecz będzie wypływać na powierzchnię wielokrotnie. Nie pozwólmy, by ten olbrzym zdominował nasze życie. Mimo iż bitwa będzie trwać nieustannie, możemy zwyciężyć dzięki Bożej łasce. „Bogu niech będą dzięki, który nam daje zwycięstwo przez Pana naszego, Jezusa Chrystusa” (1 Kor 15,57). Dzisiaj niektórzy myślą, że choć dobrze byłoby prowadzić zwycięskie życie chrześcijańskie, to jednak w praktyce jest to niemożliwe. Nie poddawajmy się takiemu myśleniu. Piotr napisał, że „Boska Jego moc obdarowała nas wszystkim, co jest potrzebne do życia i pobożności” i że „darowane nam zostały drogie i największe obietnice, [abyśmy] przez nie stali się uczestnikami Boskiej natury, uniknąwszy skażenia, jakie na tym świecie pociąga za sobą pożądliwość” (2 P 1,3-4). Bóg ma moc uczynić to, co obiecał. W dniu, w którym wydaje się nam, że otaczają nas wysokie góry i wielcy olbrzymi, historia Kaleba stanowi dla nas silną zachętę. Nie dajmy się pokonać zwątpieniu i zniechęceniu, nie bójmy się gór ani olbrzymów. Stańmy jak Kaleb i powiedzmy odważnie: „Daj mi więc tę górę (…). Jeśli Pan jest ze mną, zdobędę [ją], jak mi to Pan przyrzekł”. Zaczerpnięto z The Christian Contender, styczeń 2014 Rod and Staff Publishers, Inc. Wykorzystano za pozwoleniem Przekład na język polski: Krzysztof Dubis „Wszyscy niech wychwalają imię Pana... Jego majestat ponad ziemią i niebem.” Psalm148,13 9 „I błogosławił Pan późniejsze lata życia Hioba bardziej niż pierwsze. Posiadł on z czasem czternaście tysięcy owiec, sześć tysięcy wielbłądów, tysiąc jarzm wołów i tysiąc oślic. Urodziło mu się jeszcze siedmiu synów i trzy córki.” Księga Hioba 42,12-13 D la rodziców Trwałość i świętość małżeństwa —David J. Mast J ezus powiedział: „Ale od początku stworzenia uczynił ich Bóg mężczyzną i kobietą. Dlatego opuści człowiek ojca swego oraz matkę i połączy się z żoną swoją. I będą ci dwoje jednym ciałem. A tak już nie są dwoje, lecz jedno ciało. Co tedy Bóg złączył, człowiek niechaj nie rozłącza” (Mk 10,6-9). Skoro nasi ojcowie w wierze uznali, że taki był Boży plan dla małżeństwa, to postanowili, iż będzie to niezmienny standard postępowania w tej materii. Bóg obficie błogosławi nasze kościoły za to, że żyjemy w granicach wyznaczonych przez biblijne standardy. Zasada trwałości i świętości małżeństwa zaowocowała wśród nas uważnym szukaniem woli Bożej podczas zalotów, co w konsekwencji prowadzi do trwałości rodzin, które są podstawą mocnych kościołów. Obserwując świat, od razu widzimy smutne rezultaty lekceważenia granic ustanowionych przez Boga, określających świętość małżeństwa i rodziny. Rozwód i powtórne małżeństwo są w świecie na porządku dziennym. W efekcie mamy wielu nieszczęśliwych mężczyzn, wiele 10 Ziarno Prawdy • wrzesień 2016 załamanych kobiet i cierpiących dzieci. Ludzie są pozbawieni błogosławieństw i dobrodziejstw przewidzianych przez Boga dla małżeństwa i rodziny. Zachwyćmy się więc tym, jak wiele przykrych doświadczeń ominęło nas dzięki starożytnym zasadom dotyczącym trwałości małżeństwa. Spójrzmy na słowa ślubowania małżeńskiego, żeby stwierdzić, jak istotne są te zasady. „Czy wierzycie, że małżeństwo jest rozporządzeniem Bożym, potwierdzonym i uświęconym przez Jezusa Chrystusa, i dlatego jego zawarcie wymaga bojaźni Bożej?”. Nasz wszechwiedzący Bóg ustanowił małżeństwo i dał nam prawa, dzięki którym będzie Mu ono miłe i stanie się źródłem błogosławieństwa dla męża i żony. Zawrzeć związek małżeński w bojaźni Bożej, znaczy zrobić to starannie i z modlitwą, upewniając się, czy oboje działamy zgodnie z wolą Bożą i czy tak już pozostanie. Oznacza to również szukanie porady rodziców i usługujących w kościele. Czy wyznajecie i oświadczacie, że jesteście wolni od jakichkolwiek innych relacji małżeńskich i nie jesteście z nikim zaręczeni? Pozytywna odpowiedź na to pytanie oznacza, że narzeczeni nie są zaangażowani w żaden cudzołożny związek, jak powtórne małżeństwo po rozwodzie. Musimy uważać, by nie naruszyć słów Jezusa: „Ktokolwiek by rozwiódł się z żoną swoją i poślubił inną, popełnia wobec niej cudzołóstwo” (Mk 10,11). Czy Ty, w obecności Boga i zgromadzonych świadków, bierzesz sobie... W obecności Boga i wielu świadków przysięga ma większe znaczenie niż wobec urzędnika urzędu stanu cywilnego. ...oraz pomijając wszystkich innych przyrzekasz mu [jej] wierność aż do śmierci? Jednym z elementów trwałości małżeństwa jest całkowita wzajemna wyłączność obojga małżonków. To oznacza, że wobec wszystkich innych przedstawicieli płci przeciwnej zachowujemy zdrowy dystans. Unikamy oglądania się za spódniczkami. Doceniamy zazdrosną ochronę zapewnianą przez męża. Bojaźń Boża nie tylko zapewnia trwałość małżeństwa, lecz czyni je również świętym związkiem. Według Bożego zamysłu, relacja małżeńska ma być najbliższa, najtrwalsza i najbardziej spełniająca ze wszystkich relacji ziemskich. Dom jest naszą oazą na dzikiej i jałowej pustyni świata. Znajdujemy w niej orzeźwienie, oczyszczenie i pokarm, dzięki którym znów będziemy mogli odważnie i zwycięsko stawiać czoła burzom życia. Mężowie i żony dzielą odpowiedzialność za podtrzymywanie tak błogosławionej atmosfery. Psalmista następująco opisuje te dobrodziejstwa: „Żona twoja będzie jak owocująca winnica w obrębie zagrody twojej, dzieci twoje jak sadzonki oliwne dokoła stołu twego” (Ps 128,3). W tego rodzaju atmosferze dzieci są szczęśliwe i czują się bezpiecznie, co sprawia, że ich wychowanie jest skuteczne i owocne. Poruszanie się w ramach Bożych przykazań czyni rodzinę najpiękniejszą i najbardziej satysfakcjonującą ze wszystkich relacji międzyludzkich. Z drugiej strony, naruszanie Bożych praw rządzących małżeństwem i rodziną powoduje niewyobrażalne problemy. Smutny jest dom, w którym małżonkowie wprawdzie pozostają sobie wierni, żyjąc pod jednym dachem, lecz przez własny egocentryzm tracą uświęcony błogostan zamierzony dla nich przez Boga. Błogosławiony kościół, który nalega, by w takich sytuacjach szukali rozwiązań opartych na Biblii. Wokół widzimy to, co świat nazywa „alternatywnym stylem życia”, a co apostoł Paweł określa jako obrzydliwe żądze: „Podobnie też mężczyźni zaniechali przyrodzonego obcowania z kobietą, zapałali jedni ku drugim żądzą, mężczyźni z mężczyznami popełniając sromotę i ponosząc na sobie samych należną za ich zboczenie karę” (Rz 1,27). Wprawdzie ten grzech staje się coraz powszechniejszy, nadaje mu się tak wyrafinowane nazwy jak „alternatywny styl życia” i jest popełniany przez miłych ludzi w kulturalnych sferach; nam jednak nie wolno sobie pozwolić na brak wrażliwości w związku z tak nikczemnymi przejawami pożądliwości. „Małżeństwa” zgodne z tak zwanym „prawem zwyczajowym” również są w świecie bardzo rozpowszechnione. Tymczasem Bóg nawet nie nazywa czegoś takiego małżeństwem. Biblijne określenia takiego zachowania to „cudzołóstwo” i „rozpusta”. Apostoł Paweł pisze: „Gdyż to wiedzcie na pewno, iż żaden rozpustnik (…) nie ma udziału w Królestwie Chrystusowym i Bożym” (Ef 5,5). Nie wolno nam pozwolić, żeby przeciwnik przesuwał ustalone z dawien dawna granice trwałości i świętości małżeństwa, ograbiając nas i pokolenia po nas z błogosławieństwa szczęśliwych, świętych i spełnionych rodzin. Zaczerpnięto z The Christian Example, listopad 2014 Rod and Staff Publishers, Inc. Wykorzystano za pozwoleniem Przekład na język polski: Krzysztof Dubis „Wszyscy niech wychwalają imię Pana... Jego majestat ponad ziemią i niebem.” Psalm148,13 11 Jak ukierunkować ciekawość dziecka —Dwight Sensenig – Mamo, z czego robi się wodę? – zapytała pięcioletnia Agatka. – Wody się nie robi. Bóg ją stworzył, kiedy uczynił ziemię – wyjaśniła mama. – Bóg stworzył wodę, aby nieustannie okrążała ziemię. Dzięki temu możemy mieć ją ciągle świeżą. Poprośmy tatusia, żeby nam to lepiej wyjaśnił przy kolacji. Zrozumienie i ukierunkowanie ciekawości jest czymś, z czym rodzice i nauczyciele stykają się na co dzień. Wielokrotnie traktujemy ciekawość naszych dzieci trochę bezrefleksyjnie. Innym razem znów wymaga ona z naszej strony nieco zastanowienia. Jakie są więc zasady, które mogą nam pomóc odpowiednio ukierunkowywać ciekawość naszych dzieci? Ciekawość pochodzi od Boga. Pomyślcie, jak bardzo zahamowane byłyby nasze dzieci w rozwoju, gdyby nie miały ciekawości czy wyobraźni. Nie zadawałyby nam pytań, które stymulują nauczanie i nie posiadałyby własnej pomysłowości do odkrywania rzeczy. Bóg zaprojektował ciekawość jako narzędzie nauczania. Ciekawość jest jednak skażona naturą Adama. Głupota tkwi w sercu młodzieńca, lecz rózga karności wypędza ją stamtąd (Prz 22,15). Początkowo Bóg obdarzył swoje stworzenie ciekawością doskonałą. Jednak od czasu upadku Bóg przydzielił rodzicom odpowiedzialność za ukierunkowanie dziecięcych zainteresowań. Ciekawość bez nadzoru prowadzi do wielu głupich i szkodliwych pożądliwości. Ciekawość ulega zmianie wraz z rozwojem dziecka. Chociaż ten fakt przyjmujemy jako oczywisty, to jednak ważne jest, aby rodzice byli pomocni i zaangażowani w dostarczanie dzieciom odpowiednich informacji do danego poziomu wiekowego. Często rozpoznajemy to nie tylko na podstawie wieku, ale także 12 Ziarno Prawdy • wrzesień 2016 uważnej obserwacji i słuchania. Ciekawość niezaspokojona będzie nadal szukać ujścia. Co składa się na odpowiedzialność za jej ukierunkowanie? Jako rodzice musimy praktykować rzetelne słuchanie i odpowiadanie na pytania naszych dzieci. One często zadają pytania, zanim są w stanie przyswoić fakty. Rodzice muszą rozpoznać poziom rozwoju swojego dziecka i odpowiedzieć stosownie do niego. Prosta odpowiedź typu, że deszcz tworzy się w chmurach, może satysfakcjonować czterolatka, ale siedmiolatek prawdopodobnie będzie chciał usłyszeć bardziej naukowe wyjaśnienie. Nie oznacza to, że za każdym razem, kiedy dziesięciolatek zapyta tatę, jak coś działa, konieczne będzie wyjaśnienie pełne mechanicznych szczegółów. Lepsza odpowiedź może się zawierać w czymś takim: „Dam ci kilka narzędzi i trochę instruktażu, a wtedy sam będziesz mógł wymienić łożysko”. Większość dzieci interesuje się tym samym, co pociąga rodziców. Dlatego musimy doceniać naszą odpowiedzialność w stymulowaniu ciekawości dotyczących cudów przyrody. Wspólna rodzinna wędrówka czy podróż nad morze może pobudzić dzieci do wielu pożytecznych pytań i dyskusji. Wskazywanie na Bożą mądrość widoczną w tym, że umieścił On określone zwierzęta w określonym środowisku, że podarował człowiekowi możliwości wykorzystania energii spadającej wody albo też uformował różnorodność gwiazdozbiorów na niebie – wszystko to oferuje wspaniałe ujście dla ciekawości. Ukierunkowujemy ciekawość dzieci, zaopatrując je w zdrowe, budujące książki. Książki obfitują w fantazje i nierealistyczne motywy, które pobudzają dzieci do niezdrowej ciekawości lub do ciekawości na wyrost. Jako rodzice jesteśmy odpowiedzialni, aby czytać naszym dzieciom i rozwijać w nich ducha modlitwy. Kolejnym sposobem ukierunkowania ciekawości u dzieci jest zachęcanie ich do korzystania z encyklopedii i innych źródeł informacji. Poza naszymi wyjaśnieniami, dzieciom powinien towarzyszyć monitoring z naszej strony w gromadzeniu informacji na tematy kulturowe i naukowe. Po znalezieniu odpowiedzi powinny zawiadomić nas, rodziców, o swoich odkryciach. Ukierunkowujemy także ciekawość dzieci w odpowiedni sposób, zdając sobie sprawę z tego, gdzie się znajdują w danej chwili i co robią. Długie okresy zabawy bez nadzoru mogą szybko się wypełnić niewłaściwymi zajęciami. Spokojna i uważna obserwacja w połączeniu z kilkoma właściwie dobranymi słowami może pokierować zabawę na właściwe tory, niwelując sytuacje, które mogłyby przynieść szkody. Właściwe słowa i dyskretny monitoring są skuteczną metodą ukierunkowania ciekawości. Czasem, aby właściwie pokierować ciekawością dziecka, musimy powiedzieć mu, że nie możemy w danej chwili udzielić odpowiedzi. Możemy wyjaśnić to przykładowo w taki sposób: „Kiedy będziesz starszy, zrozumiesz to lepiej i wtedy wytłumaczymy ci to w większym zakresie”. Następnie można odwieść uwagę dziecka od pytania rozmową na inne, stosowne dla niego tematy albo poddać mu inny, pożyteczny problem do przemyślenia. Może to uspokoić umysł dziecka, które zadaje zbyt wiele pytań, powodowane strachem lub wrażliwością. Przyjrzyjmy się tej pięknej scenie Abrahama z Izaakiem: Abraham wziął drwa na całopalenie i włożył je na syna swego Izaaka, sam zaś wziął do ręki ogień i nóż i poszli obaj razem. I rzekł Izaak do ojca swego Abrahama tak: Ojcze mój! A ten odpowiedział: Oto jestem, synu mój! I rzekł: Oto ogień i drwa, a gdzie jest jagnię na całopalenie? Abraham odpowiedział: Bóg upatrzy sobie jagnię na całopalenie, synu mój. I szli obaj razem (1 M 22,6–8). Komunikacja i bycie ze sobą to dwa wielkie klucze w poznawaniu umysłu dziecka, kiedy dążymy do skierowania jego ciekawości na chwałę Boga. Zaczerpnięto z Home Horizons, styczeń 2014 Eastern Mennonite Publications Wykorzystano za pozwoleniem Przekład na język polski: Krzysztof Dubis Zajęcia pozaszkolne dla nastolatków —Dwayne Heatwole T rzaśnięcie drzwiami, dźwięk zdejmowanych butów i beztroskie głosy dzieci w kuchni dobiegły na piętro do mamy, która pracowicie składała wyprane rzeczy. Gdy zeszła na dół i w kuchni witała się z dziećmi, usłyszała pytanie zadane przez trzynastoletniego Marka i piętnastoletniego Janka: – Co będziemy robić dzisiaj popołudniu? O ile jest to naturalna część życia rodzinnego, to ten rodzaj niepewności można wyeliminować, jeśli tata poświęci odpowiednią ilość czasu na przemyślenie możliwych pomysłów w planowaniu wolnego czasu dzieci. Ta odpowiedzialność spada zazwyczaj na matki, jednak ponieważ ojcowie częściej pracują poza domem, tato powinien zająć się nieco tą sprawą, aby cały ciężar nie spoczywał „Wszyscy niech wychwalają imię Pana... Jego majestat ponad ziemią i niebem.” Psalm148,13 13 na matce podczas jego nieobecności. Dobrym sposobem na to jest postawienie wymogu zrobienia całego zadania domowego przed rozpoczęciem innych dowolnych zajęć. Jeżeli miałoby to spowodować przeciążenie dziecka, rodzice mogą w pierwszej kolejności zaplanować poczytanie czegoś albo jakieś zajęcia ruchowe. Jeśli jest to możliwe, cała praca domowa powinna być odrobiona do czasu powrotu taty z pracy. Dzięki temu będzie mógł on mieć więcej kontaktu z dziećmi. Okres nastoletni to czas dojrzewania, w którym rodzicielskie kierownictwo nadal pełni ważną rolę. Jest mało prawdopodobne, że nastolatek pozostawiony samemu sobie w czasie poza szkołą wyrośnie na człowieka z pobożnym charakterem, jaki chcieliby w nim widzieć rodzice. Z drugiej strony dobrze zaplanowane zajęcia pozaszkolne mogą rozwijać takie cechy charakteru jak samodyscyplina, pilność i sumienność w pracy. Zajęcia typu praca w ogródku, stolarka, majsterkowanie, lutowanie, opieka nad zwierzętami itp. mogą rozwijać różne talenty i zainteresowania. Zdarza się czasem, że w niektórych rodzinach dzieci interesują się tym, co robią rodzice w ramach swojej pracy, jednak należy dać im możliwość wypróbowania różnych zainteresowań, aby w przyszłości miały szeroką gamę odniesień dla przyszłych zawodów. Może to pociągać dodatkowe wydatki na przykład na narzędzia albo programy komputerowe, ale korzyści są ogromne i nie można ich lekceważyć. W miarę dorastania dzieci można je czasem włączać do pomocy w pracy rodziców, szczególnie jeśli na przykład rodzice prowadzą swoją firmę. Pewien ojciec poczynił mądre spostrzeżenie, mówiąc: „Zajęci chłopcy to szczęśliwi chłopcy”. To stwierdzenie, podobnie jak dobrze znany nam fakt, że nuda jest wylęgarnią złych pomysłów, wskazują, że dzieci są szczęśliwsze i zdrowsze duchowo, jeśli czymś 14 Ziarno Prawdy • wrzesień 2016 się zajmują się i jeśli są to rzeczy odpowiednie dla ich wieku. Powinniśmy zaangażować dzieci w różne pożyteczne projekty rodzinne, jednak musimy pamiętać, że potrzebują one uwagi taty, aby prawidłowo się rozwijały. Mama także powinna popracować czasem z dziećmi, szczególnie gdy tata tego nie może zrobić. Umycie kuwety kota, wyprowadzanie psa, zakupy, odkurzanie podłóg, zmywanie itp. powinny stanowić regularne obowiązki domowe, które mogą być błogosławieństwem w nauce odpowiedzialności, wytrwałości i wiarygodności. Niektóre czynności mogą nawet przyczynić się do poprawy stanu budżetu domowego. Nasze dzieci nie muszą być bardzo duże, aby wyczuwać pożytek ze swoich zajęć. Inną okazją do takich pożytecznych zajęć może być współpraca rodzin z danego zboru w zakresie pomocy w różnych pracach. Planując zajęcia dla dzieci, musimy wziąć pod uwagę ich możliwości. Choć nie wszystkie prace są przyjemne, powinniśmy zaplanować zajęcia tak, aby przynajmniej część z nich miała związek z naturalnymi skłonnościami i talentami dziecka. Pomoże to rozwinąć jego zainteresowania i zdolności, a także wzbudzi motywację do wypełnienia obowiązków. Równocześnie nasze dzieci powinny się nauczyć wykonywać przyziemne czynności bez narzekania i robić je tak „jak dla Pana”. Oby Bóg dal nam, chrześcijańskim rodzicom, mądrość w kształtowaniu naszych nastoletnich dzieci poprzez pożyteczne zajęcia pozaszkolne, które będą błogosławieństwem w rozwijaniu ich chrześcijańskich cech, a także przyczynią się do przygotowania ich do życia i służby dla Pana. Zaczerpnięto z Home Horizons, styczeń 2014 Eastern Mennonite Publications Wykorzystano za pozwoleniem Przekład na język polski: Krzysztof Dubis „Mój Bóg przysłał tu swojego anioła, który zamknął paszcze lwom, tak że nie mogły mi uczynić nic złego, bo okazałem się niewinnym w Jego oczach.” Księga Daniela 6,23 Część Historyczna Dawid i Jonatan – Przyszedłeś, przyjacielu. Chwała Bogu – Peter Beek zszedł z nabrzeża, by przywitać nadchodzącego mężczyznę. – Tak, jestem. Długo czekałeś? – Nie, bracie – obydwaj przywitali się pocałunkiem pokoju. Peter wprowadził przybysza do swej łodzi. Była już mocno zanurzona z powodu siedmiorga osób, które siedziały już w środku. – Możesz usiąść ze mną na rufie, Williamie – rzekł Peter, zstępując ostrożnie na przeludniony pokład. Przybysz wszedł i zajął miejsce. Peter zwolnił łańcuch i powiedział: – Łódź jest pełna, możemy odbijać od brzegu. Wioślarz umiejętnie obrócił łódź i skierował ją w stronę zatoki. Zarysy Amsterdamu znikały powoli za nimi, gdy coraz bardziej oddalali się od brzegu. Zachodzące słońce oświetlało młyny i sylwetki kościelnych wież, a tu i ówdzie widać było nadbrzeżne budynki. Peter Beck spojrzał za siebie na miasto i powiedział do swych towarzyszy: – Amsterdam jest ostatnio bardzo niespokojnym miejscem! Nigdy jeszcze tak nie było. – Tak, to prawda – przytaknął William, którego nazwisko brzmiało Jans. – Czułem to napięcie w powietrzu, przechodząc wieczorem przez miasto. Ludzie przemykają ulicami, jakby się czegoś bali. Nie wiedzą, czego się mogą spodziewać. – To książę Alba i jego żołnierze – wyjaśnił wioślarz. Oddychał ciężko, wiosłując i robiąc przerwy między słowami. – Nawet najbardziej lojalni wobec króla drżą ze strachu, nie wiedząc, kiedy zostaną zatrzymani na przesłuchanie. – Amsterdam – zadumał się Peter. – To miasto powinno zmienić nazwę na „Morderdam”. – Tak, rzeczywiście! – zgodził się William. – Słyszałem już nawet, że takiej nazwy używa się w naszym kraju. William Jans był anabaptystycznym kaznodzieją z Waterland, na północ od miasta. Przybył do Amsterdamu porozmawiać z bliskim przyjacielem Peterem Beckiem, który również zwiastował Słowo. Peter był przewoźnikiem i to w jego łodzi grupka anabaptystów „Wszyscy niech wychwalają imię Pana... Jego majestat ponad ziemią i niebem.” Psalm148,13 15 wiosłowała w głąb zatoki. – Myślicie, że jesteśmy już wystarczająco daleko? – zapytał William. – Tak, możesz rzucić kotwicę – rzekł Peter do wioślarza. Wiosła położono w łodzi i zarzucono kotwicę. Łódź zakołysała się lekko na wietrze i stanęła w miejscu. Fale monotonnie pluskały, uderzając o burtę. Peter Beck otworzył książkę, którą miał na kolanach. Następnie powoli podniósł się, stanął na nogach i zaczął mówić: – Bracia i siostry w Panu, być może dziwimy się, że nasze nabożeństwa odbywają się w łodzi, lecz jak wiecie, spotkania w mieście stały się niebezpieczne. Mamy zapewnienie, że gdzie dwóch albo trzech gromadzi się w imię Pana, On jest wśród nich. Jest nas dzisiaj więcej niż dwoje czy troje. Peter przeczytał rozdział z Biblii i zwrócił się do mężczyzny obok. – Nasz drogi brat William Jans z Waterland wygłosi dzisiaj kazanie. Dziękuję Bogu, że mógł przybyć, bo potrzebujemy siebie nawzajem w tych niebezpiecznych czasach. Podczas kazania Williama zapadł już zmierzch. Iglice kościołów w Amsterdamie rozpłynęły się z ciemnościach. Jakąś godzinę później głosy wierzących zestroiły się w pieśń chwały, której echo niosło się po wodzie aż na brzeg. Stary stróż w młynie stojącym na skale wyprostował zgarbione plecy i słuchał. – Ci aniołowie znów śpiewają – zadumał się i pobożnie się przeżegnał. – Zatrzymasz się u nas na noc, Williamie, prawda? – zapytał Peter, gdy łódź przybiła z powrotem do nabrzeża. – Bardzo chętnie. Anabaptyści opuścili pokład łodzi i udali się do domów. Peter i William szli razem. – Narażasz się na śmiertelne 16 Ziarno Prawdy • wrzesień 2016 niebezpieczeństwo – rzekł William po cichu. – Ktoś mógł donieść na ciebie, widząc dziś twoją łódź w zatoce. – Robiliśmy tak już wcześniej i to jest bezpieczniejsze niż spotkania w mieście. To wiemy na pewno. – Może bezpieczniejsze, ale nie bezpieczne. – Nie chcę się z tobą spierać. Zapewne nie jest to bezpieczne, bo moja łódź jest rozpoznawalna, a gdy władze dowiedzą się o nabożeństwach w zatoce, będę musiał uciekać. Ale cóż nam pozostaje? Przecież chcemy się gromadzić. – Sam nie wiem. – Zatem musimy nadal spotykać się w Jego imieniu. Czymże jest narażanie życia, jeśli miałoby to prowadzić do zbawienia naszych dusz? Peter Beck i William Jans znali się od dzieciństwa i zawsze byli najlepszymi przyjaciółmi. Dołączywszy do „ludu Menno” stali się sobie jeszcze bliżsi jako bracia w Chrystusie. – Peter i William są jak Dawid i Jonatan – taka opinia krążyła wśród braci w Amsterdamie. – Miłują się nawzajem jak niewielu. William Jans mieszkał w małej wiosce Waterland niedaleko Doornicken. Pewnego zimowego wieczoru w roku 1569 usłyszał gwałtowne pukanie do drzwi. Otworzył i ujrzał mężczyznę całego pokrytego padającym śniegiem. Na jego twarzy malowało się podniecenie, które słuchać było również w jego głosie. – Bracie Williamie – zaczął. – Peter Beck został uwięziony. – Peter! – Tak. Ktoś doniósł władzom o naszych spotkaniach w łodzi. Jutro ma zostać spalony na stosie. Twarz Williama zbladła i na moment zaniemówił. Potem zwrócił się do posłańca: – Dziękuję za tę wiadomość. Muszę jechać do Amsterdamu. – Wiedziałem, że to dla ciebie ważne – odparł mężczyzna, wracając w śnieżną zawieję. Nazajutrz wcześnie rano William Jans wyruszył do wielkiego miasta. Śpiesząc się, myślał o swoim ukochanym przyjacielu. „Mam nadzieję, że wytrwa. Jestem pewien, że nie wyrzeknie się wiary. Przynajmniej ucieszy się, gdy zobaczy mnie w tłumie”. Lecz ku wielkiemu rozczarowaniu Williama, bramy miasta były zamknięte. Strażnik siedział w kabinie, grając w karty ze znajomym. William zapukał, a potem zawołał: – Czy nie można już wchodzić o tej porze do miasta? Strażnik zmarszczył brwi i odparł surowo: – Czy nie widzisz, że brama jest zamknięta? – Ale ja muszę wejść. – Przykro mi. – Dlaczego zamknięto bramy? – Dziś po południu odbędzie się egzekucja. Peter przewoźnik. – I nie mogę wejść? Strażnik przyjrzał się Williamowi uważnie. – Jesteś uparty, prawda? – zapytał. – Proszę! – Opłata za otwarcie bramy wynosi złotego guldena. I muszę wiedzieć, jak się nazywasz oraz skąd pochodzisz. William sięgnął do kieszeni i pokazał monetę. – William Jans z Doornicken – powiedział niecierpliwie, obawiając się spóźnienia na egzekucję, jeśli te procedury będą się przeciągać. Strażnik powoli otworzył bramę na tyle, żeby William mógł się prześlizgnąć. Będąc już poza bramą, William zaczął biec. Już mógł być spóźniony. Dysząc ciężko, z determinacją zdążał na rynek. Poślizgnął się w śniegu, ale złapał równowagę i biegł dalej. Jakiś młodzieniec stanął i przyglądał mu się, gdy przebiegał obok. Na rynku zgromadził się już wielki tłum, by oglądać spalenie przewoźnika na stosie. William Jans stanął z tyłu i próbował zobaczyć cokolwiek nad głowami ludzi. Nie był jednak w stanie dostrzec skazańca. Zimny lutowy wiatr mroził twarz Williama, a oczy zachodziły mu łzami. Usiłując coś zobaczyć, zrobił gwałtowny wdech, czym przyciągnął uwagę stojących obok ludzi. Czyżby się spóźnił? Zaczął się śmiało przepychać naprzód, pracując łokciami. Ludzie niechętnie ustępowali miejsca, gdy na nich napierał. – Poczekaj, za kogo ty się masz? – zawołał jakiś ogromny mężczyzna w czarnym odzieniu, sięgając ramienia Williama. Ten jednak zgrabnie uszedł jego ręki i dalej parł naprzód. Gdyby tylko mógł dojść do schodów urzędu wag naprzeciw miejsca egzekucji, zobaczyłby skazańca. Od czoła tłumu dał się słyszeć jakiś okrzyk. Rozpalono stos, i gdyby William wkrótce nie dotarł do schodów, byłoby za późno powiedzieć cokolwiek do przyjaciela. Słyszał krzyk Petera, lecz nie rozumiał słów w gwarze głosów rozbrzmiewających wokoło. Wreszcie William Jans dotarł do schodów i rozepchnął się, żeby coś widzieć. Jednym spojrzeniem ogarnął scenę, która się przed nim rozgrywała. Peter przewoźnik stał na stosie przywiązany sznurami, z rękami związanymi z tyłu. Nie został zakneblowany i odważnie mówił coś do tłumu. Lecz płomienie zaczęły już robić swoje. William pomachał energicznie w jego kierunku i zawołał głośno: – Peter! Peter! Walcz dzielnie, drogi bracie! Opadająca głowa Petera podniosła się i spojrzał na umiłowanego przyjaciela Williama. W tej samej chwili przepaliły się sznury, którymi był przywiązany do stosu i jego „Wszyscy niech wychwalają imię Pana... Jego majestat ponad ziemią i niebem.” Psalm148,13 17 ramiona zostały uwolnione. Gdy ujrzał przyjaciela, jego twarz rozjaśniła się. Z wielkim wysiłkiem podniósł ręce nad głowę w geście zwycięstwa i modlitwy, a po chwili ogień pochłonął swą ofiarę. Łzy płynęły po policzkach Williama Jansa. On również wzniósł modlitwę, która została brutalnie przerwana przez otaczających go żołnierzy. Tłum rozstąpił się, żeby ich przepuścić, a potem falując zamknął za nimi przejście. Jeden z żołnierzy szturchnął Williama w plecy, a drugi skuł mu ręce w kajdanki. – W tym jednym dniu powinieneś trzymać język za zębami, przyjacielu – rzekł szorstko pierwszy żołnierz. – Jesteś aresztowany. William Jans poszedł pokornie, zerkając raz jeszcze na miejsce, gdzie umarł jego przyjaciel Peter. Odchodząc, powiedział cicho, cytując Pismo: „Jakże padli bohaterzy (…). Żal mi ciebie, bracie mój, Jonatanie, byłeś mi bardzo miły; miłość twoja była mi rozkoszniejsza niż miłość kobiety”. Dwa tygodnie później, 12 marca 1569 roku, William Jans został wprowadzony na świeżo postawiony stos wśród popiołów pozostałych po egzekucji jego przyjaciela i brata Petera. On również został tam spalony na stosie na świadectwo wiary w Chrystusa. Fragment książki Martyrs’ Mirror Thelemana van Braghta; Mennonite Publishing House, 1951; str. 738-739 i 831-832 Zaczerpnięto z książki Drummer’s Wife and other stories from Martyrs’ Mirror Pathway Publishing Corporation Aylmer, Ontario, Kanada © 1968 Przekład na język polski: Krzysztof Dubis Willem Janss Willem Janss z Waterland, po straszliwych torturach spalony żywcem w Amsterdamie, na świadectwo Jezusa Chrystusa 12 marca roku Pańskiego 1569. O koło dwóch tygodni po śmierci wspomnianego wcześniej bohatera wiary Pietera Pieterssa Beckjena, zgładzony został (wyłącznie ze względu na niego) w tym samym miejscu w Amsterdamie inny dzielny zwycięzca i żołnierz Chrystusa, który umiłował prawdę bardziej niż własne życie. Nazywał się Willem Janss, pochodził z Waterland i mieszkał w Doornickendam. Okoliczności, które doprowadziły do jego śmierci, były następujące: Ów Willem Janss, usłyszawszy, że jego umiłowany brat w Chrystusie Pieter Pieterss Beckjen ma zostać z powodu prawdy złożony w ofierze i rzucony płomieniom na pożarcie 18 Ziarno Prawdy • wrzesień 2016 w Amsterdamie, postanowił również pojawić się na miejscu jego egzekucji. Chciał być świadkiem śmierci swego drogiego brata i, o ile to będzie możliwe, wzmocnić jego wiarę w tej krytycznej chwili. Jednakże po jego przybyciu do miasta okazało się, że wejście na rynek już zamknięto ze względu na egzekucję. Ponieważ jednak jego gorliwość była wielka, postanowił, że nie spocznie, póki nie zobaczy przyjaciela żywym lub martwym. Dlatego za pewną sumę pieniędzy przekupił strażnika, który otworzył szlaban, i pospieszył, by zdążyć na wspomniane ofiarowanie. Gdy prowadzono Pietera Pieterssa Beckjena na szafot, ów dzielny bohater i przyjaciel Boga, stojąc niedaleko miejsca egzekucji, zawołał głośno: „Walcz dzielnie, drogi bracie!”. Natychmiast został pochwycony przez prześladowców, wtrącony do więzienia, dwukrotnie torturowany z całą surowością i okrucieństwem, a gdy odmówił porzucenia wiary, dwa tygodnie po śmierci swego drogiego brata został skazany na stos i żywcem spalony w tym samym miejscu, gdzie tamten zginął. Umarł, powierzając swoją duszę w ręce Boga. Powyższe świadectwo zostało zapisane dawno temu przez wiarygodnych świadków, choć datę wydarzeń podano błędnie1. Poprawiliśmy ją zgodnie z przedstawionym poniżej wyrokiem wydanym w dniu jego śmierci przez sąd w Amsterdamie wraz z podaniem okoliczności skazania przez ówczesnych władców ciemności. Mówi on, co następuje: Wyrok śmierci na Willema Janssa z Waterland Willem Janss z Waterland, zamieszkały w Doornickendam, obecny tutaj jako więzień, niepomny na zbawienie swej duszy i posłuszeństwo, jakie winien jest naszej świętej matce Kościołowi oraz Jego Królewskiej Mości jako naturalnemu panu i księciu, gardząc nakazami świętego Kościoła, nigdy nie był u spowiedzi i tylko raz, osiem lat temu, przyjął święty sakrament. Następnie wielokrotnie uczestniczył w zgromadzeniach potępionej i przeklętej sekty menonitów, czyli anabaptystów; poza tym, około sześć lub siedem lat temu wyrzekł się chrztu przyjętego w niemowlęctwie z rąk świętego kościoła, ochrzcił się ponownie, a potem dwu lub trzykrotnie łamał chleb wedle zwyczaju wspomnianej sekty, wspierał ją jako nauczyciel, a 26 lutego ubiegłego miesiąca, gdy niejaki Pieter Pieterss Beckjen, przewoźnik, miał 1. Data śmierci Willema Janssa, jak również Pietera Pieterssa Beckjena, wedle starych przekazów przypadała na rok 1567, czyli 2 lata wcześniej niż mówi o tym załączony wyrok. być stracony w tym mieście za przynależność do tej sekty, w swym uporze przedsięwziął umocnienie straceńca w wierze, wołając głośno: „Walcz dzielnie, drogi bracie!”. Mimo, że przebywając w więzieniu był upominany przez wysoki sąd oraz wzywany przez rozmaite osoby duchownego stanu do wyrzeczenia się i opuszczenia wspomnianej przeklętej sekty, a także do powrotu na łono świętej matki Kościoła, odmawia, trwając w krnąbrności i uporze. W ten sposób popełnił zbrodnię przeciwko boskiemu i ludzkiemu majestatowi, a biorąc udział w działaniach wspomnianej sekty, zakłócał spokój i naruszał dobro kraju. W związku z tym, na podstawie dekretów Jego Królewskiej Mości w tej materii, że takie przestępstwa ze względu na przykład dla innych nie mogą ujść bezkarnie, wysoki sąd po wysłuchaniu żądania władz oraz na podstawie zeznań więźnia, biorąc pod uwagę jego upór, skazuje go na karę śmierci przez spalenie żywcem zgodnie z dekretami Jego Królewskiej Mości, a wszelki majątek skazanego przepada na rzecz króla. Wyrok wydano 12 marca roku Pańskiego 1569 w obecności wszystkich sędziów i za radą władz miasta. O dwukrotnych torturach wspomnianego męczennika na podstawie relacji wspomnianego sekretarza. Delikwent był torturowany dwukrotnie na podstawie wyroku sądowego, mianowicie 26 lutego i ostatniego dnia miesiąca roku Pańskiego 1569, jak wynika z zapisów jego zeznań. Powyższy materiał pochodzi z księgi wyroków sądowych miasta Amsterdam zachowanych w archiwach miejskich. N.N. Zaczerpnięto z Martyrs’ Mirror, str. 831-832 Przekład na język polski: Krzysztof Dubis „Wszyscy niech wychwalają imię Pana... Jego majestat ponad ziemią i niebem.” Psalm148,13 19 „I mówił im wiele przez przypowieści w te słowa: Oto wyszedł siewca siać.” Ewangelia Mateusza 13,3 Część Praktyczna C zos n ek – B oż y prow iant W iem, że Bóg wyposażył każdą mamę w „mamusine uszy”; rzecz w tym, iż my, matki, nie zawsze słuchamy. Tak było w przypadku mojej córeczki. Miała kilka kurzajek na kolanie i próbowałam je usunąć za pomocą okładów ze zmielonego czosnku. Poskarżyła się po tym, iż jej kolano ją parzy, ale mój umysł był zajęty innymi problemami tego dnia i powiedziałam jej, że to przejdzie. W końcu jednak zwróciłam na to uwagę; usunęłam kompres i z przerażeniem stwierdziłam, że poparzyłam jej skórę. To była dobra lekcja – słuchać swoich dzieci, a kompresy z czosnku trzymać nie dłużej, niż dziesięć minut. Trzeba przyznać, że faktycznie udało się oczyścić kolano z kurzajek i na szczęście z oparzenia. Trudno uwierzyć, że to już jesień i że ciepłe dni powoli odchodzą, a te dni obecnie są coraz krótsze. Jesień wydaje się być najlepszym czasem w roku do sadzenia czosnku. Potrzebne nam będą ekologiczne bulwy czosnku i trochę wolnego miejsca w ogrodzie, gdzie rośliny będą miały sześć godzin światła słonecznego i dobre nawodnienie. Ziemia powinna być przepuszczalna. Może być piaszczysta, jednak wówczas dobrze jest przed zasadzeniem dodać do niej nieco obornika lub kompostu. Zanim zdecydujemy, jaką odmianę zasadzić, dobrze jest rozważyć różne czynniki. Na przykład odmiany o twardej, zdrewniałej łodydze przechodzącej przez środek znoszą dobrze chłód i są aromatyczne, jednak nie utrzymują długo świeżości po zerwaniu. 20 Ziarno Prawdy • wrzesień 2016 Z kolei odmiany miękkie sprawdzają się dobrze w czasie łagodnej zimy i można je przechowywać do roku. Przed zasadzeniem należy rozebrać główkę czosnku na pojedyncze ząbki i sadzić na głębokość ok. 5 cm częścią korzeniową do dołu, zachowując odległość 10 cm między ząbkami. Cały sekret wyhodowania udanego czosnku polega na zasadzeniu największych i najzdrowszych ząbków; każdy ząbek wytworzy pełną główkę. Należy podlać świeżo zasadzony czosnek i – o ile nie będzie suszy – do lata mamy z tym spokój. Z nadejściem lata odrywamy zielone łodygi (szczypioru można użyć do gotowania). Dzięki temu cała energia roślin pójdzie we wzrost i smak. Wczesną jesienią wykopujemy nasz czosnek i pozwalamy mu całkowicie wyschnąć, inaczej zgnije. Główki należy przechowywać w przepuszczalnych torebkach, albo powiązać ogonkami w warkocz i zawiesić w przewiewnym miejscu. Czosnek to wspaniały pokarm dany nam przez Boga, który cieszy nasze kubki smakowe i stanowi naturalne lekarstwo. Dr James Duke uważa czosnek za „najlepszy z powszechnie dostępnych roślinnych stymulantów naszego systemu odpornościowego; najlepszą roślinę o działaniu przeciwzakrzepowym; jeden z najlepszych środków grzybobójczych, i potężny sprzymierzeniec w walce z chorobami serca oraz rakiem”. Czosnek zawiera allicynę (naturalny antybiotyk), germanium (pierwiastek o działaniu antyrakotwórczym), białko, fosfor, potas, witaminy A, B, C, wapń, siarkę, selen, chlor, mangan, cynk, miedź oraz żelazo. Czosnek może być pomocny w przeciwdziałaniu stanom zapalnym o podłożu grzybiczym, wirusowym, zapaleniu oskrzeli, rakowi, przeziębieniom, wysokiemu ciśnieniu, gorączce, kaszlowi, zapaleniu okrężnicy, pasożytom, grypie, cholerze, biegunce, zakażeniom wywołanym przez bakterie e-coli, gronkowcom, kurzajkom, zapaleniu gardła, i również pomaga w odtruciu wątroby. Czosnek został nazwany naturalnym antybiotykiem; w porównaniu do penicyliny zawiera on około jedną piątą równowartości przeciętnej dawki penicyliny. W celach leczniczych czosnek należy spożywać na surowo. Obieramy i rozdrabniamy całą główkę w miseczce; dodajemy ½ – ¼ małego kubka miodu, tak aby pokrył całą warstwę czosnku. Przykrywamy tę miksturę folią i pozwalamy jej się przegryźć przez noc. Rano nasz syrop z czosnku jest gotowy do użytku (należy go przechowywać w chłodzie). Dawka naszego syropu dla dorosłych to jedna łyżka stołowa trzy razy dziennie dla chorej osoby, a raz dziennie zapobiegawczo. Aby łatwiej się przełykało tę miksturę, można nią posmarować krakers lub kromkę chleba, można też ją połknąć razem z posiłkiem – byle nie na pusty żołądek. Dla tych, którzy mają bardzo wrażliwe żołądki, można zastąpić syrop czosnkowym, bezzapachowym żelem. Ponieważ czosnek zapobiega skrzepom, przed pójściem na operację nie należy go spożywać na około dwa tygodnie przed planowanym zabiegiem, jak również nie powinno się przyjmować żadnych przeciwkrzepowych leków. Podczas swojej wędrówki po pustyni Izraelici tęsknili za czosnkiem z Egiptu. „Przypominamy sobie ryby, któreśmy jadali w Egipcie za darmo, i ogórki, dynie i pory, i cebulę, i czosnek (...)” (4 M 11,5). Jestem pewna, że w tym przypadku chodziło o poprawienie smaku, jaki czosnek nadawał potrawom – to za tym właśnie tęsknili. Gotowanie z dodatkiem czosnku dodaje głębi smaku potrawom, które jedzą nasze rodziny. Ja używam go do zup, zapiekanek, szybkiego smażenia, sosów i także do mięs. Przy smażeniu czosnku należy uważać, żeby go nie spalić. Jeśli wasze rodziny dopiero się przyzwyczają do smaku czosnku, najlepiej jest użyć tylko jeden lub dwa ząbki, stopniowo zwiększając ilość. Rodzina szybko doceni aromat, jaki czosnek nadaje potrawom. Zawsze używamy świeżego czosnku. Wiem, że zgniatanie go wydłuża czas gotowania, ale warte jest efektu. Są w sprzedaży dobre gatunkowo wyciskacze do czosnku, które znacznie ułatwiają to zadanie. Lepiej jest zaopatrzyć się w lepszy i pewnie droższy wyciskacz, niż pierwszy z brzegu, ponieważ okaże się wart swojej ceny. Moja rodzina bardzo lubi pesto (używamy go do chleba, pizzy, makaronu i na krakersy). Zaczerpnięto z Keepers at Home, jesień 2013 Wykorzystano za pozwoleniem Przekład na język polski: Krzysztof Dubis PESTO 1 szklanka liści bazylii, 1 szklanka świeżych liści szpinaku, 2/3 szklanki parmezanu, ¼ łyżeczki soli, 2-6 ząbków czosnku. Zgnieść powyższe składni bardzo drobno posiekać) ki w blenderze (albo Dodać 6-10 łyżek oliwy z i dobrze wymieszać. aż do uzyskania gładkiej pierwszego tłoczenia masy. Należy użyć od razu albo wstawić do lodówk i. Pesto także można zamrozić. Waga ciężka C o jest cięższe od Słońca i wszystkich planet, a jednak mniejsze od miasta. Albo: Co jest większe od Słońca i wszystkich planet, a jednak lżejsze od powietrza? —Morris Yoder Wszystkie gwiazdy są ciężkie, lecz niektóre są rozdęte jak balon z gorącym powietrzem w letni dzień, a inne są tak wypalone (dosłownie i w przenośni), że zapadają się pod własnym „Wszyscy niech wychwalają imię Pana... Jego majestat ponad ziemią i niebem.” Psalm148,13 21 ciężarem, implodując do ekstremalnej gęstości. Zakres gęstości gwiazd jest tak ogromny, że wprawiłby każdego w osłupienie. Nasze Słońce nie należy ani do tych najlżejszych, ani do najcięższych. Właściwie nietrudno byłoby jego część nosić w wiadrze. Małe 3,5 litrowe wiaderko wody waży 3,5 kilograma. Gdybyśmy je opróżnili i zamiast wody nasypali ziemi, ważyłoby około 4,5 kilograma. Gdybyśmy opróżnili je znowu i napełnili średniej gęstości plazmą ze Słońca, jego waga wzrosłaby do prawie 5,5 kilograma. Byłoby cięższe od ziemi, ale znacznie lżejsze od wiaderka z żelazem, które ważyłoby prawie 30 kilogramów. Czyli materia słoneczna nie jest nawet w przybliżeniu tak ciężka jak metal. Istnieją jednak gwiazdy inne niż Słońce, które są jeszcze lżejsze. Wiele superolbrzymich gwiazd posiada masę rozrzuconą na tak ogromnej przestrzeni, że stałoby się coś interesującego, gdybyśmy napełnili wiaderko ich materią – byłoby ono lżejsze, niż zanim je napełniliśmy i zaczęłoby lewitować w powietrzu! Te gwiazdy są zazwyczaj lżejsze od powietrza. Ziemia jest najgęstszym obiektem w naszym układzie słonecznym. Wiaderko napełnione materią średniej gęstości zebraną na Ziemi (pył, metal, woda, skała itd.) ważyłoby prawie 21 kilogramów. W porównaniu z tym materia z Saturna ważyłaby w nim prawie 3 kilogramy, co znaczyłoby, że Saturn mógłby pływać w wiaderku wypełnionym wodą (3,5 kilograma). To, że Ziemia jest królem wagi ciężkiej systemu słonecznego, nie oznacza, że jest rekordzistą wszechświata. Najbliższą gwiazdą po minięciu Słońca byłaby Proxima Centauri – czerwony karzeł, który obciążyłby nasze wiaderko do wagi 204 kilogramów. Niewielu ludzi potrafiłoby je unieść. Podwajając odległość, dostalibyśmy się do 22 Ziarno Prawdy • wrzesień 2016 najbliższego białego karła, czyli Syriusza B, który jest niepodważalnym zwycięzcą w kategorii supergęstych gwiazd. Nasze wiaderko nie byłoby w stanie utrzymać objętości jego gigantycznie gęstej materii. Wsypanie 3,5 litra skończyłoby się katastrofą – materia przebiłaby dno, a 5 milionów kilogramów masy przebiłoby ziemię, na której stałoby wiaderko. Posprzątanie bałaganu byłoby niemożliwe. Łyżeczka do herbaty napełniona tą samą materią ważyłaby 5 ton! Białe karły wyglądają jak sama definicja wagi ciężkiej, lecz okazuje się, że są niczym waga piórkowa w porównaniu do gwiazd neutronowych. Jedna łyżeczka materii takiej gwiazdy waży około miliarda ton, czyli tyle, co 500 milionów samochodów! Masa takiej gwiazdy jest większa od masy Słońca, lecz jej średnica wynosi około 16 kilometrów. Jeśli jeszcze nie zgadliście, to właśnie ta gwiazda jest odpowiedzią na pierwszą zagadkę. Ciekawe, że gwiazda neutronowa może również stać się końcowym rezultatem odpowiedzi na drugą zagadkę: superolbrzymem. Superolbrzymy są wyjątkowo niestabilne i mogą eksplodować w supernowe, a pozostałości masy mogą potem uformować gwiazdę neutronową. Gdyby te wszystkie niewyobrażalne masy nie wystarczyły, to mamy jeszcze najbardziej tajemnicze obiekty w kosmosie – czarne dziury. Są to najbardziej zagęszczone obiekty, jakie znamy – tak gęste, że przekracza to nasze pojmowanie gęstości. W tym przypadku nawet łyżeczka jest nieprzydatna w ramach ilustracji. Nie wiemy, jaka jest masa czarnej dziury, albo czy byłaby na tyle duża, żeby ją nabierać nawet na tak małą łyżeczkę! Zaczerpnięto z Nature Friend Magazine, lipiec 2013 © Dogwood Ridge Outdoors Wykorzystano za pozwoleniem Przekład na język polski: Krzysztof Dubis „...wziął w rękę swój kij, wybrał ze strumienia pięć gładkich kamyków, włożył je do pasterskiej torby, która służyła mu za kieszeń. Potem w drugą rękę wziął procę i ruszył w stronę Filistyna.” 1 Księga Samuela 17,40 Dla MŁODZIEŻY Podręczna lista modlitewna Bliski jest Pan wszystkim, którzy Go wzywają, wszystkim, którzy Go wzywają szczerze (Ps 145,18). A postoł Paweł zachęcał Tymoteusza do modlitwy, pisząc, że należy zanosić błagania, modlitwy, prośby, dziękczynienia za wszystkich ludzi (1 Tm 2,1). Być może zadajecie sobie czasem pytania: „O co zatem powinniśmy się konkretnie modlić? O kim powinniśmy pamiętać w naszych modlitwach?”. Niektórzy uważają, że dobrze jest zrobić sobie listę spraw, o których powinniśmy pamiętać podczas modlitwy. To z pewnością jest pomocne. Z dnia na dzień intencji modlitewnych przybywa i nasza „lista modlitewna” może się zmieniać. Klękając do modlitwy, dobrze jest wylać przed Panem to, co nam leży na sercu. Mogą to być stałe sprawy albo takie, które zmieniają się codziennie w zależności od okoliczności. Nie wolno również zapominać o tym, żeby oddać Bogu chwałę i wyrazić Mu dziękczynienie. Pewna babcia opowiadała wnuczkom historię biblijną, wyjaśniając, jak prorok Daniel wytrwale modlił się do Boga trzy razy dziennie. – Jak myślicie, o co się modlił? – zapytała. Następnie podniosła lewą rękę, żeby wszystkie dzieci mogły ją zobaczyć. – Spójrzcie na mój kciuk i palce – powiedziała. – Przypominają mi o sprawach, o które powinnam się codziennie modlić. Kciuk jest mi najbliższy, więc zaczynam od modlitwy za rodzinę, która jest najbliższa memu sercu. Modlę się także za przyjaciół i sąsiadów. I dziękuję Bogu za to, że pobłogosławił mnie tak wieloma kochanymi ludźmi. To jest dobre na początek mojej modlitwy. Babcia przerwała, nadal trzymając rękę w górze. – Obok kciuka jest palec wskazujący – ciągnęła. – Dawno temu nauczyciel wskazywał na mnie tym palcem. Czasem nasi kaznodzieje nim grożą w kościele, ostrzegając przed niebezpieczeństwami. Więc gdy myślę o tym palcu, modlę się za nauczycieli i kaznodziejów, na których ciąży wielka odpowiedzialność prowadzenia trzody, którą Bóg im powierzył. „Wszyscy niech wychwalają imię Pana... Jego majestat ponad ziemią i niebem.” Psalm148,13 23 Wnuki słuchały z zainteresowaniem. – Mój środkowy palec jest najsłabszy. Myśląc o nim, modlę się za biednych, chorych i tych, którzy są bez nadziei. Proszę Pana, żeby zaspokoił ich potrzeby oraz wzmocnił na duszy i ciele. I o to, żebym się mogła przydać, kiedy będzie trzeba im jakoś pomóc. Chcę zrobić to, co do mnie należy. Wreszcie babcia doszła do małego palca. – Ten palec oznacza mnie – powiedziała. – Dlatego kończę modlitwę, prosząc w sprawie mojej i moich potrzeb. To dobra lekcja dla nas wszystkich. Niektórzy z nas używają list modlitewnych przekazanych przez przodków. To może być dobra pomoc w modlitwie i stanowić inspirację w naszych osobistych modlitwach w „komorze”, przypominając intencje modlitewne. Z pewnością nasze modlitwy nie ograniczają się do korzystania z takich list. Modlitwa jest wołaniem do Boga ze szczerego serca i może być cicha lub głośna, w komorze lub w gronie rodzinnym. Apostoł Paweł przyznał, że czasem jego modlitwa nawet nie składa się ze zrozumiałych słów: Nie wiemy bowiem, o co się modlić, jak należy, ale sam Duch wstawia się za nami w niewysłowionych westchnieniach (Rz 8,26). Pewien autor pieśni wyraził tę sama myśl: Modlitwa jest szczerym pragnieniem duszy, niewyrażanym lub wyrażanym; ruchem ukrytego ognia, drżącego w piersi. Modlitwa jest brzemieniem i wzdychaniem; wylaniem łzy; podniesieniem wzroku do nieba; gdy blisko jest tylko Bóg (James Montgomery, 1771–1854). To prawda, modlitwa stanowi część życia każdego szczerego chrześcijanina. Dobrze jest mieć jakiś system lub porządek przypominający o intencjach modlitewnych. Nawet spojrzenie na kciuk i pozostałe palce może być taką „listą modlitewną”. Zaczerpnięto z Family Life, grudzień 2013 Pathway Publishers Wykorzystano za pozwoleniem Przekład na język polski: Krzysztof Dubis Pieniądze to nie wszystko —Marvin Weaver – Wiesz co – zagadnął Jurek z nieszczęśliwą nutą w głosie – żyjemy w świecie pełnym zamieszania. Po chwili milczenia Piotrek zapytał: – A czemu tak mówisz? Zdawało mi się, że kto jak kto, ale ty to raczej cieszysz się życiem. Mieć tyle pieniędzy, ile się chce, plus obiecująca perspektywa jeszcze większych zysków na przyszłość. – No właśnie! Ludzie żyją tylko dla kasy! – wybuchnął Jurek. – Każdy haruje, żeby prześcignąć 24 Ziarno Prawdy • wrzesień 2016 sąsiada. Ludzie ciągle chcą wyższych pensji, a kiedy już dostaną podwyżkę, zawsze im mało. W życiu chyba musi chodzić o coś więcej! Czy ten fragment nie był o tobie? Czy jesteś naprawdę szczęśliwy/szczęśliwa? Czy dostrzegasz cel i sens w życiu? Czy twoje najgłębsze marzenia i pragnienia serca są zaspokojone? A może – jak wiele innych osób – jesteś zakręcony wokół pieniędzy, jakby to była najważniejsza rzecz, choć będąca tylko iluzją spełnienia? Może próbowałeś wypełnić tę pustkę sportem i rozrywką, docierając nieraz do najmroczniejszych miejsc. Może myślałeś, że prestiż i honor lub wybitna pozycja społeczna zaspokoją te potrzeby. Prawdziwe szczęście i wewnętrzne spełnienie pochodzą tylko z jednego źródła: z poddania się całkowicie Panu i z życia w posłuszeństwie wobec Jego Słowa. Czy twoje serce tęskni do czegoś, czego jeszcze nie znalazło? Jeżeli tak, to oddaj siebie samego Panu Jezusowi Chrystusowi. On obiecał pokój niespokojnym, radość przygnębionym, zachętę zniechęconym i odpoczynek zmęczonym. On powiedział: Pójdźcie do mnie wszyscy, którzy jesteście spracowani i obciążeni, a Ja wam dam ukojenie. Weźcie na siebie moje jarzmo i uczcie się ode mnie, że jestem cichy i pokornego serca, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. Albowiem jarzmo moje jest miłe, a brzemię moje lekkie (Mt 11,28-30). Zaczerpnięto ze Star of Hope, październik 2012 Rod and Staff Publishers, Inc. Wykorzystano za pozwoleniem Przekład na język polski: Krzysztof Dubis Przypowieść o ogniu L —Marvin Beachy odowate podmuchy zimowej zawiei uderzają o ściany chatki na wzgórzu. Słupek rtęci opada coraz niżej. Ale w środku trzaska ogień w kominku i skacze w środku, jakby chciał pożreć jeszcze jedną drewnianą kłodę. Cóż to za słodka ulga wyciągnąć się w fotelu po całym dniu ciężkiej pracy i chłonąć kojące ciepło! Gdy wpatruję się w skaczące płomienie, nagle przychodzi mi na myśl przypowieść. Ogień umila życie tylko wówczas, kiedy jest zamknięty w palenisku. Wzdragam się na myśl o tragicznych pożarach, w których zginęły dzieci uwięzione w domu. I ten ogień już nie jest przyjemny ani kojący – staje się rozszalałym demonem, który pożera cenne ludzkie istnienia. A po nim pozostaje popiół, smutek i strata. Pod koniec dzieła stworzenia, wiele stuleci temu, Bóg spojrzał na pierwszego mężczyznę i kobietę, których uformował i uznał ich za ‘bardzo dobrych’, podobnie jak całe pozostałe stworzenie (1 M 1,31). Bóg stworzył nas z właściwymi pragnieniami. Robimy się głodni i spragnieni. Szukamy bezpieczeństwa. Mamy potrzeby fizyczne. I to Bóg nas z nimi stworzył. Ale jak ogień musi pozostać wewnątrz paleniska, aby mógł być czymś pięknym, tak samo Bóg postanowił, że nasze pragnienia mają pozostawać wewnątrz Jego „paleniska”, żeby zostały uznane za dobre. Znajdujemy Boże palenisko – w Jego kierunku, Jego granicach i Jego woli – w Biblii. Dobrze jest cieszyć się jedzeniem, bo to pragnienie od Boga. Ale On także nakazuje nam jeść z umiarem, co wyklucza przejadanie się, jak czytamy w 1 Liście do Koryntian, rozdz. 6. Podobnie bliskość fizyczna między kobietą a mężczyzną została stworzona przez Boga, jako „bardzo dobra”. Bożym „paleniskiem” w tej „Wszyscy niech wychwalają imię Pana... Jego majestat ponad ziemią i niebem.” Psalm148,13 25 sprawie jest małżeństwo. List do Hebrajczyków 13,4 mówi: Małżeństwo niech będzie we czci u wszystkich, a łoże nieskalane; rozpustników bowiem i cudzołożników sądzić będzie Bóg. W chrześcijańskim domu, gdzie Bóg jest władcą, panuje szczęście, miłość i prawdziwe spełnienie. Płomienie świętej miłości i intymnej wierności w sercach męża i żony płoną z wzajemnością dla siebie nawzajem: tak długo, dopóki żyją (por. Mt 19; Mk 10; Rz 7,1-3; 1 Kor 7). Jak wielkim błogosławieństwem jest Boży przepis. Na zewnątrz tego świętego „paleniska” są rozwiązłość, cudzołóstwo, wolne związki, rozwód i tym podobne. Nie ma w tym nic pięknego. Nie ma prawdziwego spełnienia ani trwałego szczęścia w tym, co Bóg nazywa grzechem. Grzech sprowadził wielkie przekleństwo na narody tego świata. Cierpią zranione dzieci uwikłane w sieć palących jak ogień, złamanych związków. I pozostaje tylko popiół. Droga młodzieży, chrońcie swoją czystość! Żyjcie zgodnie z Biblią, bo to jest droga do nieba. Zaś ścieżka nieczystości to niekontrolowany pożar. Jeśli się go nie powstrzyma, zniszczy ciebie i twoich bliskich a na końcu potępi cię tym grzechem i skaże na wieczny ogień. Wybierz dzisiaj Bożą drogę! Choć z twojego życia może zostały dotąd już tylko popioły – drogi przyjacielu – jest nadal nadzieja. Jezus obiecał, że może zbawić na zawsze tych, którzy przez niego przystępują do Boga, bo żyje zawsze, aby się wstawiać za nimi” (Hbr 7,25). On jedynie może dać piękno „zamiast popiołu” (Iz 61,3). Niech twoje życie będzie piękne w Jezusie! Zaczerpnięto ze Star of Hope, luty 2013 Rod and Staff Publishers, Inc. Wykorzystano za pozwoleniem Przekład na język polski: Krzysztof Dubis „Błogosławieni...” —Anthony Martin …miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią (Mt 5,7). M iłosierny znaczy „pełen współczucia”. A [Jezus] wyszedłszy, ujrzał mnóstwo ludu i ulitował się nad nimi, że byli jak owce nie mające pasterza, i począł ich uczyć wielu rzeczy (Mk 6,34). Jezus widział i rozumiał, jakie są rzeczywiste potrzeby ludu. On jest dla nas najwspanialszym przykładem, jak okazywać innym miłosierdzie. Winniśmy przebaczać i współczuć innym, ponieważ Bóg okazał nam miłosierdzie. Jeśli rzeczywiście pojmujemy, od czego zostaliśmy zbawieni dzięki dziełu Jezusa Chrystusa, nasze serca będą poruszane współczuciem dla innych ludzi. Ewangelia Mateusza 18,15 mówi, że miłosierdzie w stosunku do innych przynagla nas, jeśli sami doświadczyliśmy odpuszczenia grzechów przez Boga. 26 Ziarno Prawdy • wrzesień 2016 Okazywanie miłości i współczucia wymaga czasu i poświęcenia. Czy zawrócę ze swojej drogi, żeby pokazać bratu, że modlę się za niego? Czy wykroję trochę czasu z napiętego kalendarza zajęć, by pomóc bratu lub bliźniemu? Albo może Bóg chciałby, żebyś podzielił się z innymi zachętą – na przykład na kartce lub w liście. Życie poświęcone służbie Bogu i błogosławieniu innym prowadzi do „dostąpienia miłosierdzia”. Egocentryzm i współczucie nie dadzą się ze sobą pogodzić. Okazywać miłosierdzie to znaczy być jak nasz niebiański Ojciec. Jakże wiele sami potrzebujemy Jego miłości i miłosierdzia! Bądźmy naczyniami, którymi On będzie się posługiwał do wylewania swego współczucia na innych. Zaczerpnięto z Light of Life, tom 33 nr 1 Rod and Staff Publishers, Inc. Wykorzystano za pozwoleniem Przekład na język polski: Krzysztof Dubis „Wówczas Jezus powiedział: Puśćcie dzieci i nie zabraniajcie im przyjść do Mnie. Do takich właśnie należy królestwo niebieskie.” Ewangelia Mateusza 19,14 Kącik dla D zieci Książka na dachu —Janet Sensenig − Jaki piękny dzień – powiedziała mama do Kasi. − Chyba wsadzę Januszka do wózka i pospacerujemy trochę w słońcu. − Januszek lubi wychodzić z domu – ucieszyła się Kasia. − Ja też lubię. − No pewnie, wszyscy lubimy – zgodziła się mama. − Weź ze sobą torbę na zakupy. Będziemy mogły pozbierać do niej śmieci po drodze. Kasia podskakiwała obok wózka, który mama pchała. Januszek chichotał radośnie, kiedy Kasia łaskotała go w nosek. − Zejdźmy na pobocze – zaproponowała mama. − Z tamtej drogi nadjeżdża samochód i może nas mijać. Kasia posłusznie wycofała się do rowu, czekając, aż czerwony samochód ich wyminie. Kierowca pomachał do nich, a Kasia z mamą pomachały mu w odpowiedzi. Przyglądały się, jak samochód przejechał powoli obok i zaczął nabierać prędkości. Na dachu samochodu coś leżało. − Czy widziałaś na dachu książkę? – zapytała mama, kiedy znowu mogły pójść dalej. − Tak, widziałam. Myślisz, mamo, że ten kierowca wiedział, iż ona tam leży? − Nie sądzę – odparła mama. − Chyba ją tam położył, kiedy otwierał auto, a potem o niej zapomniał. − Czy ona stamtąd zleci? – zapytała Kasia, kiedy samochód właśnie zniknął za zakrętem. − Możliwe – powiedziała mama. − O, jakaś puszka po lemoniadzie – zauważyła Kasia. − Włóż ją do torby – poprosiła mama. Wkrótce Kasia znalazła wiele innych puszek. Jej torba powoli się wypełniała. Teraz obydwie dochodziły do zakrętu. − O, książka! – wykrzyknęła Kasia na widok książki leżącej przy drodze. Kasia popędziła małymi kroczkami i podniosła książkę. Pośpiesznie zaniosła ją mamie. − Myślisz, mamo, że to książka tego pana w czerwonym samochodzie? Mama wzięła książkę i otworzyła ją. − To jest notatnik – powiedziała powoli. − I myślę, że należy do tego kierowcy. Wyjechał z końca tamtej długiej drogi. Nazywa się Michael Wilson. „Wszyscy niech wychwalają imię Pana... Jego majestat ponad ziemią i niebem.” Psalm148,13 27 − Co z zrobimy z notatnikiem? – zapytała Kasia. − Pokażemy go tacie – stwierdziła mama. − Kiedy znajdujemy coś, co nie należy do nas, próbujemy zawsze odnaleźć właściciela. Czasem to jest niemożliwe, ale tym razem może nam się udać, ponieważ w notatniku jest nazwisko. Mama włożyła notatnik do pojemnika pod wózkiem. Kiedy tata wrócił na obiad, Kasia ochoczo opowiedziała mu wszystko o tym, jak znalazły notatnik. − Chyba należy do pana, który mieszka na końcu tamtej żwirowanej drogi – wyjaśniła Kasia. − Chyba tak – zgodził się tata. − Mieszka tam człowiek o takim nazwisku. Dzisiaj wieczorem zaniesiemy mu ten notatnik. Kiedy nadszedł wieczór, Kasia miała wielką chęć pójść z tatusiem odnieść notatnik. Tata ostrożnie wjechał w wąską wyboistą dróżkę. Wreszcie na samym końcu ukazał się niebieski dom, przed którym zaparkowany był czerwony samochód. − To ten czerwony samochód, który miał książkę na dachu! – zawołała Kasia. Kiedy podeszła z tatusiem do drzwi, zastanawiała się, czy ten 28 Ziarno Prawdy • wrzesień 2016 mężczyzna będzie dla nich uprzejmy. Ale nie musiała się martwić. Tata wyciągnął notatnik. − Mieszkamy w domu niedaleko stąd – zaczął. − Moja żona i córka natknęły się na ten notatnik na spacerze. Czy to pana własność? − Tak jest! – zawołał uszczęśliwiony mężczyzna, sięgając po zagubioną własność. − Kiedy nie mogłem go znaleźć, przypomniałem sobie, że położyłem go na dachu samochodu, pakując rzeczy na tylne siedzenie. A potem oczywiście zapomniałem i odjechałem. Szukałem po powrocie do domu, ale nie znalazłem. Już myślałem, że nie znajdę go nigdy. Dziękuję za odniesienie. − Robimy tylko to, czego naucza Biblia – wyjaśnił tata. − Jezus uczy, że powinniśmy czynić innym to, co chcielibyśmy, żeby oni nam czynili. Gdyby ten notatnik należał do nas, to też byśmy się cieszyli, że ktoś nam go zwrócił. − Dziękuję raz jeszcze. Dobrze mieć życzliwych sąsiadów. − Sprawiliśmy radość temu panu – powiedziała Kasia, kiedy jechali z powrotem. − Tak, on był zadowolony i my też – zgodził się tata. − Dobrze, że mogliśmy mu odnieść ten notes i dobrze, że mogliśmy mu powiedzieć o Biblii. Zaczerpnięto z Wee Lambs, maj 2014 Rod and Staff Publishers, Inc. Wykorzystano za pozwoleniem Przekład na język polski: Krzysztof Dubis Uważaj! – Kasiu, teraz twoja kolej na czytanie. Podbródek Kasi zadrżał, kiedy roztargniona spojrzała na nauczycielkę. – Wiesz, gdzie jesteśmy? Kasia gorączkowo przebiegła stronę wzrokiem i zaczęła czytać. – „Wtedy Bóg przemówił do Mojżesza...”. – Nie, Kasiu, następny akapit. A teraz śledź tekst i skoncentruj się, w przeciwnym razie będziesz musiała stanąć obok mnie i czytać z mojej książki. Mimo tego, że Kasia darzyła nauczycielkę wielką miłością, nie chciała bynajmniej wychodzić na środek i stać obok jej krzesła. Podniosła się w ławce i zaczęła czytać: – „Mojżesz zadrżał...”. Na przerwie pierwszoklasiści biegali, beztrosko kopiąc piłkę. – Hej! Gramy? – krzyknęła Kasia, stojąc poza boiskiem. Była gotowa przechwycić kilka piłek. Gra toczyła się swoim torem do chwili, kiedy ktoś wybił piłkę poza ogrodzenie. Nauczycielka pobiegła za nią. Kiedy Kasia czekała na wznowienie gry, zauważyła starszych uczniów wychodzących na zewnątrz. Dwóch chłopców, —Laura Wadel biegnąc, przerzucało do siebie plastikowy krążek. Kasia gapiła się, zaciekawiona jak długo dadzą radę tak biec, zanim krążek spadnie na ziemię. Tak ją to wciągnęło, że nie słyszała, jak pani woła: – Teraz kolej na wykop Bartka! Kasia nie widziała też, jak pani podaje piłkę Bartkowi, a on szykuje się do energicznego wykopu. Piłka poszybowała w kierunku jej głowy. – Kasia, uwaga! – właśnie wtedy dziewczynka poczuła uderzenie w twarz. Upadła oszołomiona – Bęc! Ależ to boli! Co… co się dzieje? Nauczycielka pochylała się nad nią. – Kasiu? Bardzo boli? Tak mi przykro, oberwałaś porządnie. Ale znowu nie uważałaś, zgadza się? Chodź, usiądź tu z boku, aż zrobi ci się lepiej. Twarz piekła ją okropnie, a przerwa była zupełnie nieudana. Po szkole, kiedy mama po nią przyszła, nauczycielka poprosiła ją na chwilę na bok. Czemu pani rozmawia z mamą? – zastanawiała się dziewczynka. Potem zapytała mamę: – Czy nasza pani rozmawiała o mnie? „Wszyscy niech wychwalają imię Pana... Jego majestat ponad ziemią i niebem.” Psalm148,13 29 – Tak – mama popatrzyła na nią. – Mówiła, że jesteś zbyt rozkojarzona na lekcjach. To wygląda tak samo jak w domu, prawda? Kasia wiedziała, o co mamie chodzi. Nieraz mama przyłapała ją na czytaniu książki, kiedy powinna dokończyć podjęte wcześniej zadanie. Podczas wspólnej rodzinnej modlitwy niekiedy przeglądała śpiewnik, zamiast słuchać historii biblijnej. – Córeczko, pora zmierzyć się z tym problemem – zachęcała ją mama. Następnej niedzieli po zajęciach biblijnych Kasia weszła na salę do kościoła, kiedy już większość ludzi zasiadła w ławkach. Idąc pomiędzy ławkami, zauważyła dwie małe ociągające się dziewczynki i zastanawiała się, czy ich mama je upomni. Nagle – bach! Kasia wpadła na metalową barierkę, która była przy ścianie. Upadła do tyłu pod wpływem uderzenia – co się dzieje? Gdzie jest ławka mamy? Czy dziewczynki się z niej śmieją? Chyba wszyscy w kościele widzieli jej zderzenie z barierką! Mrugając przez łzy, Kasia rozejrzała się dookoła, odkrywając, że powędrowała znacznie dalej, niż ławka mamy. Zawróciwszy śpiesznie z powrotem, starała się ignorować uśmiechy ludzi. Wślizgnęła się do ławki i skuliła obok mamy, przełykając łzy. Nie wolno jej płakać. Bolała ją głowa i chciała zapaść się pod ziemię. Mama objęła ją ramieniem i szepnęła łagodnie: – Zaraz przejdzie. Kasia nie była taka pewna. Gdyby tylko można było nacisnąć guzik i znaleźć się w domu JUŻ TERAZ, wówczas na pewno każdy by o niej zapomniał. 30 Ziarno Prawdy • wrzesień 2016 Po zakończeniu nabożeństwa Kasia trzymała się mamy. Po jakimś czasie poczuła klepnięcie na ramieniu. To była babcia i uśmiechała się do niej. – Witaj, Kasiu – przysuwając się nieco bliżej, zapytała prawie szeptem: – Czy z twoją głową już lepiej? Kasia przytaknęła i odwzajemniła uśmiech, a babcia mówiła dalej. – Wiesz, co ci powiem? Twoja mama miała wielki problem z roztrzepaniem, kiedy była młoda. Zawsze mówiła: „Nie próbowałam być roztrzepana!”. A wiesz, co ja na to? Pytałam ją: „A próbowałaś NIE być roztrzepana?”. Czasem przezwyciężenie problemu polega na tym, jak bardzo próbujemy się go pozbyć! Oczywiście z Bożą pomocą – dodała babcia. Następnie poklepała Kasię po ramieniu i powiedziała: – Nie martw się, ludzie zapomną, nawet jeśli ty będziesz pamiętać. Z lepszym samopoczuciem Kasia przemknęła obok mamy w poszukiwaniu swoich koleżanek. Kiedy ostrożnie manewrowała pomiędzy ludźmi, próbowała uważać, gdzie idzie. Jakiś starszy chłopiec właśnie lada chwila miał stanąć na jej drodze, więc Kasia pospiesznie zeszła mu z drogi. – Oj, przepraszam! O mało na ciebie nie wpadłem; nie patrzyłem – przeprosił. Kasia tylko uśmiechnęła się do niego, uszczęśliwiona, że tym razem naprawdę uważała! Zaczerpnięo ze Story Mates, wrzesień 2014 Christian Light Publications, Inc. Wykorzystano za pozwoleniem Przekład na język polski: Krzysztof Dubis „Wówczas Samuel ogłosił ludowi prawa władzy królewskiej, które następnie spisał w księdze; księga została złożona przed Jahwe. Potem rozesłał ludzi do ich domów.” 1 Księga Samuela 10,25 Fragment K SIĄŻKI Ozdwaga Uśmiechem —Janet Martin Sensenig CZĘŚĆ SZÓSTA Rozdział 15 Dwa tygodnie poza domem P ewnego dnia Martinowie otrzymali niezwykły telefon. Dzwoniła pewna wierząca rodzina mieszkająca kilka kilometrów dalej. – Nasz syn ma na sercu służbę wśród niepełnosprawnych dzieci – powiedział mężczyzna. – Odkąd zamieszkaliśmy obok niepełnosprawnego sąsiada, który obecnie się wyprowadził, Eric cały czas interesuje się takimi osobami. Co roku w czasie wakacji próbujemy zapraszać jakieś niepełnosprawne dziecko do uczestniczenia w różnych zajęciach naszej rodziny. Tego roku pomyśleliśmy, żeby zaprosić Lamara na dwa tygodnie na naszą farmę. Tego wieczoru przy kolacji trwała prawdziwa burza mózgów. – Co byś robił przez całe dwa tygodnie? – zapytał Harold Lamara. – I to z rodziną, której nie znasz? Lamar uśmiechnął się szeroko, spoglądając na tatę w związku z pytaniem Harolda. – To prawda, że właściwie nie znamy Landisów. Ale znamy osoby z ich rodziny i wiemy, gdzie uczęszczają do kościoła. Jestem pewien, że mogliby sprawić Lamarowi wielką frajdę przez ten czas „Wszyscy niech wychwalają imię Pana... Jego majestat ponad ziemią i niebem.” Psalm148,13 31 – powiedział tata. – Brat Landis wymienił wędkowanie i pływanie łódką na ich wielkim stawie. – Nie możemy wszyscy pojechać? – jedna z dziewczynek zapytała z nadzieją. – Nie zaprosili nas wszystkich – odparł tata. – Mówili tylko o Lamarze. Nie musimy dawać dzisiaj odpowiedzi. Powiedzieli, żeby oddzwonić, jak się zdecydujemy. Chcę, żeby Lamar to przemyślał i zdecydował się, czy chce jechać, czy nie. Lamar nic nie powiedział, ale był pogrążony w myślach. Myślom tym towarzyszył uśmiech na jego twarzy. Nadal zastanawiał się intensywnie, kiedy położył się spać wieczorem. Kochał swoją rodzinę i nigdy dotąd nie myślał o opuszczeniu ich wszystkich, ale to zaproszenie naprawdę brzmiało interesująco. Może powinien je przyjąć. Postanowił poczekać z ostateczną decyzją do następnego dnia. Z tym postanowieniem wreszcie zasnął. Do rana był już zdecydowany. Kiedy tata zapytał go, co myśli, odpowiedział: – Chcę pojechać do Landisów. – Myślę, że to wyjątkowa okazja – powiedział tata. – Dobrze, że się zdecydowałeś. Chociaż ostatnio nie widzieliśmy się z Landisami, wiem o nich wystarczająco dużo, żeby czuć się bezpiecznie na myśl o wysłaniu cię tam na dwa tygodnie. Myślę, że spędzisz tam świetny czas. Kiedy nadszedł czas na pakowanie, naszły go różne niepokojące myśli, ale jak zwykle nie wyjawił ich nikomu i skoncentrował się na planowaniu listy rzeczy na wyjazd. W dniu wyjazdu pojawiło się jeszcze kilka wątpliwości, ale i tym razem Lamar nie robił zamieszania. Czasem dwa tygodnie wydawały mu się wiecznością. Potem znów myślał, że przecież nieraz w domu dwa tygodnie mijały nie wiadomo kiedy. Wiedział, że w końcu odwiedziny się skończą i planował dobrze spędzić ten czas. Wyjazd rzeczywiście okazał się wspaniały, a nawet przerósł oczekiwania Lamara. Dwa razy chłopcy spali w namiocie. Kilka razy poszli na ryby. Lamar był zachwycony małą rybką, którą udało mu się złowić pewnego razu, kiedy akurat nikt inny nic nie złowił. Innym razem zrobili 32 Ziarno Prawdy • wrzesień 2016 pyszne hot dogi i zjedli je z domowym majonezem. Któregoś dnia w ciepłe popołudnie pluskali się w stawie koło farmy. Lamar odkrył, że potrafi odpychać się, pływając w nadmuchanej dętce od opony. Kiedy jednak wyciągnęli go z wody, poczuł dziwną pustkę w żołądku, co nasunęło mu myśli o domu. Zastanawiał się, czy jego rodzina za nim tęskni. Ogarnęła go fala smutku. „Nie będę płakał” – postanowił. „Nie chcę sobie zepsuć tych wyjątkowych dwóch tygodni przez tęsknotę za domem”. Odepchnąwszy smutek z myśli, Lamar czerpał nadal radość z pobytu u Landisów. Kiedy dwa tygodnie dobiegły końca, z przyjemnością wracał do domu. Dobrze było znowu siedzieć przy stole w domu w sobotnie popołudnie. Czuł się trochę obco z powodu tego całkiem samodzielnego wypadu z dala od rodziny; oczywiście każdy chciał posłuchać jego opowieści. – Tęskniliśmy za tobą – wyznała Lucy. – Ja też za wami tęskniłem – przyznał – ale czas mi szybko zleciał. – Jechałeś na traktorze? – Harold był ciekawy. – Tak, jednego razu po południu prowadziłem traktor przez łąkę do lasu, tak dla zabawy. Eric szedł obok, żeby mi pokazać, gdzie mam jechać – wyjaśnił Lamar. – Dobrze cię karmili? – wypytywała Jean, która jak zwykle myślała przede wszystkim o kuchni. – O, tak! Jedliśmy często gotowaną kukurydzę i ziemniaki. A raz, jak mieliśmy piknik, to zjadłem aż trzy hot dogi. – A jadłeś tę rybę, którą złowiłeś? – dopytywała się znowu Jean. – Nie, była za mała i nic by z niej nie było, ale nikt inny nie złowił też niczego w tym dniu. Wyrzuciliśmy ją z powrotem do wody. – Żal ci było, że wyjechałeś? – dopytywał się Harold. – Ależ skąd! Było super! – odparł Lamar. – Będę miał sporo fajnych wspomnień z tych dwóch tygodni u Landisów. Ale już chciałem wracać do domu. – Powinniśmy wysłać im specjalny list z podziękowaniem – zasugerowała mama. – Wykazali się wielkim poświęceniem, zapraszając cię i dzieląc się wszystkim. – Tak, niech Pan im wynagrodzi ich hojność – zgodził się tata. – Mimo wielu wyjątkowych wspomnień, nigdy bym nie chciał tam zostać na zawsze – powiedział Lamar z wielkim uśmiechem. – Nie ma to jak w domu! I Lamar mógł odczuć, że jego kochająca rodzina z zadowoleniem przywitała go ponownie w domu. Rozdział 16 Chłopiec z „Wakacji na wsi” Pewnego wieczoru, kiedy mama szykowała kolację, zadzwonił telefon. Rozmówcą okazała się osoba odpowiedzialna za program wysyłania dzieci z miasta na dwutygodniowy pobyt na wsi. – Potrzeba nam więcej domów dla tych dzieci – tłumaczyła kobieta mamie. – Niektóre domy funkcjonujące jako stali gospodarze w naszym programie nie mogą w tym roku przyjąć żadnego dziecka, a nadal mamy sporo dzieci do zakwaterowania. – Nie mieszkamy na farmie – powiedziała mama swojej rozmówczyni. – Nie bardzo wiem, co moglibyśmy zaoferować takiemu dziecku z miasta. – Nie wyobraża sobie pani nawet, jak inny jest pani dom od małych mieszkań w Nowym Jorku – odparła kobieta. – Niektóre z tych dzieciaków ledwie wiedzą, jak wygląda zielona trawa, a co dopiero całe pole kukurydzy czy zboża. Pani się wydaje, że nie macie wiele do zaoferowania, ale tak naprawdę macie wszystko, co trzeba. Kiedy mama podzieliła się swoją rozmową z rodziną, nastąpił wybuch ożywionej dyskusji. – Co to za program, te „Wakacje dla dzieci?” – zapytała Lucy. – Tak nazywa się akcja, w której dzieci z miasta mogą spędzić dwa tygodnie na wsi – wyjaśniła mama. – Przed laty dzieci przyjeżdżały pociągiem, ale teraz przywożą je autobusami. Każde dziecko potrzebuje rodziny, która by się zobowiązała do opieki nad nim przez dwa tygodnie. – Czy nasz Lamar też był dzieckiem z takiego programu, kiedy był u Landisów? – pytała dalej Lucy. – Nie całkiem – wyjaśnił tata, uśmiechając się. – Lamar nie jest z miasta. Chociaż my nie mieszkamy na farmie, to jednak przecież mieszkamy na wsi. Tylko popatrzcie na te pola kukurydzy za drogą. Wokół nas są same pola uprawne. – Jeśli zdecydujemy się przyjąć takie dziecko, możemy wybrać między chłopcem a dziewczynką? – Tak, możemy – powiedziała mama. – Myślę, że lepiej wybrać chłopca. – A co, jak on zatęskni za domem? – Będziemy starali się, żeby czuł się tu dobrze – zapewnił tata. – Myślę, że damy radę przez te dwa tygodnie. – A czy ten chłopiec z miasta nie będzie tęsknił za miastem? Tutaj jest o wiele spokojniej niż w mieście – odezwała się Jean. Przecież nawet w Lancaster bywało głośno, a ona wiedziała, że było to miasto o wiele mniejsze od Nowego Jorku. – Chciałbym kiedyś zobaczyć Nowy Jork, szczególnie Statuę Wolności – oznajmił Lamar. – Ale cieszę się, że mieszkamy na wsi. – Oboje z mamą to omówimy i wtedy podejmiemy ostateczną decyzję – podsumował tata. Następnego dnia decyzja zapadła. – Postanowiliśmy przyjąć chłopca z miasta – powiedział tata do wszystkich. – Myślę, że byłoby dobrze zaprosić jakiegoś dziesięciolatka. Lamar pewnie chciałby mieć brata w tym wieku, prawda? – Chyba bym chciał – potaknął Lamar z szerokim uśmiechem. – Chętnie spróbuję. Kilka tygodni później cała rodzina Martinów pojechała do centrum handlowego, gdzie autobusy miały przywieźć dzieci z miasta na wakacje. Trochę było bałaganu z grupami dzieci, które krążyły wokół i zastanawiały się, do której rodziny są przydzielone. Oczywiście, niektóre dzieci, zaznajomione od lat z daną rodziną, odnajdowały ją bez problemu. Martinowie nie mieli pojęcia, który chłopiec jest im przydzielony. Wiedzieli tylko, że ma dziesięć lat i nazywa się Robert Murray. Wokół nich znajdowały się grupki przeważnie czarnych dzieci, które oczekiwały na swoją rodzinę. Martinowie nasłuchiwali uważnie podczas wyczytywania nazwisk dzieci, które czekały na swoich wakacyjnych gospodarzy. – Robert Murray! – zawołał ktoś głośno. „Wszyscy niech wychwalają imię Pana... Jego majestat ponad ziemią i niebem.” Psalm148,13 33 Tata i mama przepchnęli się do przodu, aby poznać swojego gościa. Lamar obserwował z odległości. Czarny chłopiec, którego przywitali, był prawie tej samej postury co on. Skóra Lamara oczywiście wyglądała blado w porównaniu z Robertem. – Cieszymy się, że jesteś z nami – przemówiła mama w imieniu rodziny. – Będziesz naszym wakacyjnym gościem przez następne dwa tygodnie. Zamierzamy miło spędzić z tobą ten czas. – Tak, proszę pani – odparł Robert grzecznie, pokazując w uśmiechu rząd perłowo-białych zębów. – Robercie, poznaj naszą rodzinę – powiedział tata, po czym wskazując na każdego po kolei, wymienił imiona wszystkich. Lamar zauważył, że wzrok Roberta zatrzymał się nieco dłużej na nim niż na innych. „Może nie widział nigdy dotąd chłopca na wózku inwalidzkim” – pomyślał i posłał Robertowi superuśmiech. Tata załadował bagaż Roberta do bagażnika samochodu w przestrzeniach wokół wózka Lamara. Potem wszyscy wsiedli. Podróż do domu zaczęła się dosyć spokojnie. Rodzice pomagali podtrzymać rozmowę, zadając pytania. Wkrótce dzieci poczuły się ze sobą bardziej swobodnie. Robert także się rozluźnił i okazało się, że wcale nie jest taki nieśmiały. Okazało się, że Robert chętnie wspinał się po drzewach. Lubił też zaglądać na farmy sąsiadów, żeby pooglądać zwierzęta. Nigdy dotąd nie widział konia z bliska. Zainteresowała go też buda pełna szczeniąt pudla. – Wezmę ze sobą takiego pudelka do domu – powtarzał. Sprawiały mu też przyjemność gry z Lamarem i Lucy. Najbardziej polubił warcaby i chińczyka. Ale pod koniec swojego pobytu zaczął dokuczać Lamarowi, co oburzyło dzieci. Nie lubiły, kiedy ktokolwiek czepiał się ich brata. – Mamo, Robert znowu przyczepił się do Lamara – poskarżyła się Jean pewnego popołudnia, kiedy dokuczliwość Roberta była szczególnie uciążliwa. – Nie mogę się doczekać, kiedy wróci do tego swojego Nowego Jorku. – Jean, musimy okazywać miłość Robertowi – upomniała ją mama. – Znajdę mu coś pożytecznego do roboty. To mówiąc, mama udała się na ganek, gdzie 34 Ziarno Prawdy • wrzesień 2016 Robert siedział z Lamarem. – Chodź, Robert, pozbieramy truskawki – zawołała mama. Zabrała swój kapelusz od słońca z wieszaka i kosz, który stał obok ganku. – Już idę – powiedział Robert, zeskakując i biegnąc za nią do ogrodu. Lamar westchnął z ulgą. – Ciekawe, czy jakiekolwiek zebrane przez niego truskawki trafią do koszyka. – Lubi truskawki jak czekoladki – oznajmiła Judy. – Wyobraź sobie, jak by to było mieszkać na osiemnastym piętrze wieżowca jak Robert – zastanawiał się Lamar z dalekim, nieobecnym spojrzeniem. – Tacy ludzie nigdy nie mają okazji wdychać zapachu świeżo skoszonego siana. Nigdy nie zbierają świeżych owoców i warzyw ze swojego ogrodu. Na pewno ucieka im wiele cennych rzeczy. Kiedy pomyślimy sobie o tych rzeczach, stajemy się bardziej otwarci, żeby się dzielić tym błogosławieństwem. – Tak – dodała Jean. – Mama mówi, że powinniśmy się cieszyć, iż dzielimy się z Robertem tym, co mamy. – Nawet, jeśli to nie jest łatwe – wpadła im w słowa Judy. – Nie zawsze jest tak źle – przyznał Lamar. – Właściwie fajne chwile przeważają nad nieprzyjemnymi, ale nie będę się martwił, kiedy dwa tygodnie Roberta się już skończą. I myślę, że on też chętnie wróci do swojej rodziny. – Wyjeżdża w piątek – przypomniała Judy pozostałym. Kiedy nadszedł piątek, Robert był podekscytowany powrotem do domu. – Ale będę za wami wszystkimi tęsknił – oznajmił. – Nie zapomnijcie do mnie pisać – zawołał, żegnając się z nimi. Dzieci machały, aż Robert wsiadł do autobusu i zostały, dopóki autobus nie odjechał. – Chciałabym, żeby Robert wrócił do nas znowu – oznajmiła Lucy. – Ale nie zaraz – dodała Judy. – Nie wcześniej niż za rok – zgodziła się Lucy. – Mam nadzieję, że w przyszłe wakacje będzie znowu mógł przyjechać. Pewnego sobotniego popołudnia rodzina robiła zakupy w miejscowym sklepie, który prowadził wyprzedaż z okazji rocznicy swojego otwarcia. Wiele osób korzystało z okazji i promocji, a także z poczęstunku. Następnego dnia ze sklepu zadzwoniono z informacją, że znaleziony został portfel. – Portfel jest podpisany imieniem Lamara Martina – oznajmiła kobieta. – Czy w waszym domu mieszka jakiś Lamar? – Tak, to nasz syn – potwierdziła mama. – Wpadniemy niedługo i wtedy go odbierzemy. Dziękujemy za telefon. W następną sobotę wrócili do sklepu i mama weszła do środka, prosząc o oddanie portfela Lamara. Kiedy wróciła do samochodu, wyszła z nią sprzedawczyni. – To jest Lamar – oznajmiła mama, wskazując na tylne siedzenie. – Rozumiem – skinęła głową kobieta. – Oto twój portfel – wręczyła portfel Lamarowi. – Dziękuję – rzekł Lamar nieśmiało. – Nie ma za co – odparła kobieta. Kiedy jechali do domu, mama wyjaśniła rodzinie: – Sprzedawczyni nie chciała mi oddać portfela. Nalegała, że właściciel powinien osobiście się po niego zgłosić. Kiedy powiedziałam jej, że Lamar nie może chodzić, złagodziła swoje wymagania i wyszła ze mną zobaczyć Lamara. – Ludzie na ogół mają współczucie dla niepełnosprawnych – potwierdził tata. – Z wyjątkiem takich ludzi jak Robert Murray – przypomniała mu Judy. – Nie wypominajmy mu ciągle tego zachowania – poradził jej oraz innym tata. – On nie był uczony zasad biblijnych w domu. Trudno nam wyobrazić sobie, jak by to było wyrosnąć w domu, gdzie rodzice nie czczą Boga i nie są posłuszni Słowu Bożemu. To nie wina Roberta, że urodził się w takiej rodzinie – dodała mama. – Może kiedyś przypomni sobie swój pobyt u nas i historie biblijne, które u nas słyszał. – Starajmy się pamiętać dobre chwile z Robertem, a zapomnieć te momenty, kiedy był przykry dla Lamara – zachęcił wszystkich tata. – Ja tam mu wybaczam – odezwał się Lamar. – Nie żałuję, że przyjechał. – Pewnie i pozostali też mogą mu wybaczyć – zauważył tata. – Tak, wybaczamy mu – potwierdziły dziewczynki. Rozdział 17 Na wiejskim targu Pewnego piątku, kiedy rodzina Martinów skończyła kolację, mama zapytała: – Odpowiada wam wyjazd na targ dziś wieczorem? Musimy kupić trochę świeżych owoców i inne rzeczy do jedzenia. – No to jedźmy – zgodził się tata. – Może dzisiaj wieczorem będę mógł kupić sobie model samochodu – powiedział Lamar z nadzieją. – Zostało mi jeszcze trochę pieniędzy z urodzin i chcę je na to wydać. – Możemy sprawdzić, czy mają ten, który chciałeś mieć – zauważył tata. Dzieci pośpiesznie umyły i poukładały naczynia. Wkrótce rodzina jechała na miejscowy targ, który mieścił się parę kilometrów dalej. Tata zaparkował obok ciężarówki jednego ze sprzedawców. Zanim Lamar zaczął używać wózka inwalidzkiego, często zostawał razem z tatą albo z mamą w samochodzie, obserwując ludzi. To było łatwiejsze dla niego niż ciągłe przewracanie się w zatłoczonych przejściach pomiędzy stoiskami sprzedawców. Zresztą z samochodu całkiem sporo było widać. „Cieszę się, że teraz mogę poruszać się po targu bez martwienia się o przewracanie” – pomyślał Lamar. „Mam nadzieję, że znajdę dzisiaj jakiś fajny model ciężarówki”. Tata wyciągnął jego wózek z bagażnika i pomógł synowi usiąść. Cała rodzina poszła w kierunku wejścia. „Chciałbym, żeby ten wózek nie zajmował tyle miejsca w tłumie” – pomyślał Lamar. Czuł dyskomfort, kiedy tata musiał prosić ludzi, żeby zrobili im przejście. Czuł się też jeszcze bardziej zażenowany, gdy ludzie rozstępowali się tak szeroko, że mogłaby tamtędy przejechać ciężarówka. Ale postanowił podejść do tego z uśmiechem, zamiast ulegać frustracji czy goryczy. Kiedy rodzice zamierzali właśnie kupić owoce w jednej z hal targowych, chłopiec uświadomił sobie, że będzie musiał poczekać trochę, zanim dostaną się do miejsca z modelami. W międzyczasie z przyjemnością przyglądał się różnorodności towarów, z zadowoleniem wdychał zapach popcornu, obserwował przechodzącą obok dziewczynkę „Wszyscy niech wychwalają imię Pana... Jego majestat ponad ziemią i niebem.” Psalm148,13 35 z wielkim czubem waty cukrowej. „Chciałbym, żeby rodzice szybko się uwinęli z tymi zakupami. Ja w każdym razie jestem gotowy, by pójść dalej” – pomyślał. Chwilę potem doszli do rogu. Lamar wiedział z doświadczenia, że tata się tu zatrzyma. Naprzeciwko zobaczył pana Mellingera w wózku inwalidzkim. Odkąd mógł sięgnąć pamięcią, pan Mellinger zawsze przesiadywał w tym miejscu w każdy piątek. Na małym stoliczku w zasięgu jego ramienia stało metalowe pudełko z pieniędzmi i zapas nowych ołówków. Każdego dnia targu ktoś przywoził mężczyznę w to miejsce, gdzie mógł być łatwo zauważony, w nadziei, że ludzie podzielą się z nim pieniędzmi. Biedak nie miał nóg, a jego ramiona były zesztywniałe i tak powykręcane, że nie mógłby nimi zarobić na utrzymanie. Lamar prawie zadrżał na myśl o siedzeniu tutaj i żebraniu o pieniądze. „Może pan Mellinger nie ma rodziców ani kościoła, który mógłby mu pomóc” – zastanawiał się ze smutkiem. Tata właśnie wdał się w rozmowę z biedakiem. – Co słychać? – A dziękuję. Dzisiaj czuję się lepiej niż w zeszłym tygodniu – odparł jego rozmówca. – Miałem paskudną ranę, ale wreszcie się goi. Lamar przysłuchiwał się dalszej rozmowie. Chociaż ciało pana Mellingera było tak kalekie, to jednak jego umysł pozostawał jasny. W tej chwili mężczyzna doceniał zainteresowanie taty i miła pogawędka sprawiała mu przyjemność. W pewnym momencie tata wsunął zwitek banknotów do otworu w metalowym pudełku na stoliczku. Mężczyzna z widocznym wysiłkiem sięgnął po ołówek i podał go tacie. Lamar wiedział, że tata raczej nie potrzebuje ołówka od tego człowieka, ale on przyjął go z szacunkiem. – Każdy powinien docenić przywilej dawania – wyjaśnił kiedyś tata dzieciom. – I za każdym razem, kiedy ktoś daje, ktoś inny powinien ten dar przyjąć. Lamar zauważył, że niektórzy ludzie, przechodząc obok, gapili się na pana Mellingera. Inni odwracali wzrok w drugą stronę. Lamar czuł wdzięczność, że jego kalectwo nie zniekształciło mu ciała. Był też zadowolony, że tata nie był typem osoby 36 Ziarno Prawdy • wrzesień 2016 unikającej niepełnosprawnych. „Pan Mellinger też potrzebuje znajomych” – pomyślał. „Cieszę się, że zatrzymaliśmy się tutaj”. Mimo tego że sam czuł zbyt wielką nieśmiałość, by z własnej inicjatywy zagadnąć pana Mellingera, cieszył się, że tata znalazł czas na to. Na pewno był to jasny punkt w całym dniu tego biedaka. – Jak się masz, Lamar? – pan Mellinger uśmiechnął się ciepło do niego. – Świetnie, dziękuję – odwzajemnił uśmiech. – Widzę, że rośniesz – ciągnął dalej pan Mellinger. – Pewnie jesz mnóstwo szpinaku! Lamar zachichotał. Nie jadł szpinaku, ale cieszył się, że ktoś zauważył jego wzrost. Wiedział, że trudniej to zauważyć w przypadku osoby, która cały czas siedzi. W końcu poszli dalej. Lamar miał nadzieję, że nie będzie musiał przypominać tacie, co chciał tu cały czas kupić. Miał też nadzieję, że tata nie będzie zatrzymywał się przy większej liczbie osób chętnych do rozmowy. Wreszcie tata zaproponował: – Załadujmy zakupy do bagażnika i możemy iść do drugiej hali. Lamar wiedział, co to oznacza. Tata nie zapomniał! I wkrótce on będzie mógł wybrać swój model! Po schowaniu zakupów do samochodu rodzina powędrowała do innej części targowego placu. W tym budynku znajdowały się towary innego rodzaju. Można było nabyć odkurzacze, buty, dywany, swetry, książki i co tylko można sobie wyobrazić. Na jednym stoisku sprzedawano wiele typów modeli: ptaki, psy oraz pojazdy. Lamar oglądał pudełka z modelami na wystawie. W ostatnim czasie złożył już kilka modeli samochodów, a teraz myślał o małym aucie dostawczym. Harold okazał się bardzo pomocny i w końcu znaleźli ciężarówkę, która im oraz tacie najbardziej się podobała. Dołożyli jeszcze do tego tubkę kleju i zakup został dokonany. Lamar uśmiechał się promiennie, kiedy wracali do samochodu. „Teraz będę miał coś do robienia na jutro, szczególnie, że nie ma szkoły” – myślał sobie uszczęśliwiony, leżąc w łóżku wieczorem. „Sobota nie będzie wiała nudą!”. Rozdział 18 Pożar! Pewnego dnia późną wiosną było nadzwyczaj parno. Na zachodnim horyzoncie zaczęły formować się ciemne chmury. – Chyba będzie padać – Lamar usłyszał, jak tata mówi do mamy. Podążył za wzrokiem taty. Dziwny kolor nieba przyprawił go o ciarki. „Mnie to wygląda na potężną burzę” – pomyślał chłopiec. Cieszył się, że tata jest w domu w to sobotnie popołudnie. „Gdybym mógł biegać jak inni chłopcy, burze by mnie tak nie przerażały” – pomyślał. W każdej niebezpiecznej sytuacji Lamar miał bolesną świadomość tego, jak wolno się poruszał. Swoje lata biegania miał już dawno za sobą. Harold wraz z siostrami pośpieszył schować rowery i inne rzeczy, słysząc grzmot przetaczający się w oddali. Potem wszyscy zgromadzili się na ganku, obserwując zbliżającą się burzę. Wreszcie zacinający deszcz zmusił ich do schowania się w domu. – Zagrajmy w coś – zaproponowała Judy. – Zagrajmy w chińczyka – powiedziała Jean. Lamar ruszył w kierunku stołu, chętny do pomocy. Lucy także się przysunęła, chcąc dołączyć do zabawy. Nagle usłyszeli ogłuszający trzask, po którym zaraz rozległ się huk czegoś spadającego. – Komin! – krzyknęła mama, doskakując do okna. – Widzę kawałki komina na podjeździe. – Lepiej sprawdzę na strychu – rzucił tata i ruszył w kierunku schodów. Harold puścił się pędem przed nim. W chwilę potem wycofał się, biegnąc z powrotem na dół. – Ogień! – wrzasnął. – Dom się pali! Mama ruszyła schodami na górę, a Harold wrzasnął do pozostałych dzieci: – Wynośmy się stąd! Do samochodu! – Ale leje jak z cebra – marudziła Judy. – Lepiej zmoknąć niż spłonąć – zauważył Lamar, kiedy Harold zaczął go pchać w kierunku samochodu. Jak zwykle auto było zaparkowane tuż przy wejściu – tak żeby Lamar mógł łatwo do niego wsiąść z ganku. Chłopiec zsunął się z fotela i wczołgał do środka. Jean, Judy, Lucy i Clyde wskoczyli na tylne siedzenie. Kiedy wszyscy już byli w środku, Harold włączył silnik i odjechał na drogę dojazdową sąsiada. – W razie zapalenia się silnika przynajmniej nie będziemy blokować drogi – rozumował. Sześcioro przerażonych dzieci obserwowało dom. Starsze modliły się w milczeniu, mając nadzieję, że nie wszystko przepadnie. – Nie widzę dymu – zastanawiał się Lamar drżącym głosem. – Może jednak nic się nie pali – dodał z nadzieją. – Na pewno widziałem płomienie, ale jeśli nie ma dymu, może tata je ugasił – powiedział Harold. Deszcz już prawie przestał padać, a grzmoty nikły w oddali. – Widzicie kawałki komina na ziemi? – Jean wskazała ręką. – Komin nie jest tak wysoki, jak przedtem. Właściwie niewiele wystaje ponad dach. – Ale straszny był huk – wspominała Judy. Właśnie w tym momencie zobaczyli mamę, która – otwierając okna na piętrze – przywoływała dzieci gestem ręki. Lamar odsunął szybę w samochodzie. – Możecie wracać – zawołała mama. – Już wszystko dobrze. Nie zwlekając ani chwili, Harold podjechał z powrotem pod ganek. Pozostałe dzieci wbiegły zaraz do środka i Lamar musiał sobie radzić, używając rąk i kolan. Tata i mama byli już na dole, gdy wszyscy zaczęli jednocześnie mówić. Tata uciszył ich ręką. – Najpierw powiem, co odkryłem, a potem pytania – ustalił. –Piorun uderzył w komin – wyjaśniał rodzinie – bo grzmot i błyskawica były w tym samym momencie. Zazwyczaj mija chwila pomiędzy grzmotem i błyskawicą, bo dźwięk słyszymy po błysku światła, ale nie tym razem. Potem usłyszeliśmy huk walącego się komina. Wtedy mama domyśliła się, że piorun uderzył w komin. – Harold wyprzedził mnie po schodach na górę – ciągnął dalej tata. – Kiedy pojawił się na wysokości strychu, zobaczył płomienie wokół komina. Wtedy ostrzegł nas, że się pali. Pobiegłem na górę i udało mi się zdusić płomienie za pomocą pudła. Mama przyszła z wiadrem wody i wylaliśmy je na całej przestrzeni. – Nie powinienem był tak wrzeszczeć – przyznał „Wszyscy niech wychwalają imię Pana... Jego majestat ponad ziemią i niebem.” Psalm148,13 37 Harold, wciąż trochę roztrzęsiony. – Ale jedyne, co mi przyszło do głowy, to to, że cały dom się pali. – To mogło się stać, gdybyśmy tak szybko nie zareagowali – zgodził się tata. – Mamy za co dziękować Bogu. – Tato, cieszę się, że byłeś dzisiaj w domu – powiedział Lamar. – Tak, to było błogosławieństwo – uśmiechnął się tata, a reszta rodziny zgodnie przytaknęła. – Jak to dobrze, że odkryłeś pożar, zanim wyrządził większą szkodę – zauważyła Judy. – Tak, Bóg zaplanował to tak, żebyśmy byli w domu i mogli zwalczyć płomienie, zanim się rozprzestrzenią – oznajmił tata. – I cieszę się, że padało – dodała mama. – Ogród robił się już bardzo wyschnięty. – Tak, doznaliśmy w tym prawdziwego błogosławieństwa – podsumował tata. – Komin się naprawi, a innych szkód nie ma. Jesteśmy tu wszyscy razem i nikomu nic się nie stało. Naprawdę jest nad nami troskliwa Boża ręka. – „Chwalmy Pana za strumień Jego łask” – tata zaczął śpiewać i wszyscy się przyłączyli. Tego wieczora rodzina odpoczęła razem na werandzie. Po wszystkich przykrych emocjach dnia dobrze im było ze sobą. Śpiewały ptaki i wokół panował spokój. – No, pora spać – oznajmiła mama, kiedy pierwsze gwiazdy zaczęły migotać na niebie. – Nie chcę jeszcze iść – powiedział Lamar do Harolda. – Dzisiaj wieczór jest taki cichy i spokojny. Chociaż Lamar tego nie powiedział, podejrzewał, że długo nie będzie mógł zasnąć dzisiejszej nocy. Dzień był zbyt niespokojny. Miał nadzieję, że już nigdy czegoś takiego nie przeżyje. „Pójdę na górę” – postanowił. „A jeśli nie będę mógł zasnąć, postaram się myśleć o wszystkich tych rzeczach, za które mogę być wdzięczny”. I to postanowienie pomogło mu pogrążyć się w kojącym śnie. Rozdział 19 Zagubiony chłopiec Lamar obudził się z uczuciem podekscytowania. Cieszył się, że chodzi do chrześcijańskiej 38 Ziarno Prawdy • wrzesień 2016 szkoły, gdzie obchodzono Dzień Wniebowstąpienia i dzięki temu miał wolne od szkoły. W tym dniu miało się odbyć specjalne nabożeństwo upamiętniające wniebowstąpienie Jezusa. Dla większości ich sąsiadów dzień ten nie różnił się niczym od innych dni. A większość ludzi wokół nich nie wiedziała nawet w ogóle, o co w tym chodzi. – Wygląda na to, że na porannym nabożeństwie będziemy mieli dużą grupę gości – zauważył tata, gdy Martinowie wjeżdżali na parking kościoła w Indiantown. – Tak – przytaknęła mama. – Widzę gości z innych naszych kościołów w obwodzie Hammer Creek. Lamar zauważył, że przyszło mniej dzieci niż na zwykłe nabożeństwo. Wiedział, że niektóre dzieci z rodzin należących do kościoła chodziły do szkół publicznych, więc miały w tym dniu normalne zajęcia. Po nabożeństwie Martinowie nie śpieszyli się do domu, lecz poświęcili trochę czasu na pogawędki z gośćmi. Po późnym lunchu rodzice poszli się zdrzemnąć, a dzieci w ciszy zajęły się czytaniem. Lamar leżał na podłodze w salonie ze swoją Biblią. Postanowił, że tego roku przeczyta ją od deski do deski, więc wykorzystywał każdą wolną chwilę na przeczytanie kilku rozdziałów. Następnie zaznaczał w tabeli, gdzie skończył, żeby na bieżąco badać własne postępy. Nagle popołudniową ciszę przerwał dzwonek telefonu. To była ciocia Betty. – Właśnie się dowiedziałam, że zaginął Shawn – powiedziała Haroldowi, który odebrał. – Wujek Lester z rodziną wybrali się na piknik niedaleko Cornwall i Shawn zgubił się gdzieś w górach. Harold od razu przekazał wiadomość rodzicom, którzy wstali i szybko zeszli na dół, żeby przedyskutować sytuację w kuchni z całą rodziną. – Może powinniśmy pojechać do Cornwall i pomóc w poszukiwaniach – zasugerował tata. – Tak, jedźmy! – odezwał się dziecięcy chór. Podobał im się pomysł wnoszący trochę emocji w ciche popołudnie. W ciągu kilku minut cała rodzina była już w drodze. Myśli Lamara powędrowały ku Shawnowi zgubionemu gdzieś w górach. Czy znajdą go przed zmierzchem? Czy Shawn teraz płacze i boi się, będąc gdzieś z dala od szlaku? Pomyślał o ograniczeniach swego dziesięcioletniego kuzyna. Lamar był niepełnosprawny ruchowo, ale Shown był opóźniony w rozwoju. Zawsze jednak był bardzo radosny, choć wolniej się uczył niż jego rówieśnicy. Lamarowi przypomniało się, co powiedział kiedyś tata: „Bóg wszystko robi dobrze. Nawet, jeśli tego nie rozumiemy, On ma doskonały plan dla każdego człowieka na ziemi”. „Może Shawn nie zdaje sobie sprawy, że się zgubił” – myślał przez moment. Ale tak naprawdę było to mało prawdopodobne. Wyobraził sobie, jak samotny i przerażony musi być teraz jego kuzyn. Rozejrzał się wokół w samochodzie i ucieszył się, że Bóg dał mu chrześcijańskich rodziców, a także braci i siostry, którzy kochają go i troszczą się o niego. Wiedział, że Shawn również ma taką rodzinę i na pewno teraz za nią tęskni. – Mam nadzieję, że Shawn szybko się odnajdzie – powiedziała Judy. – Ja też – zgodziła się Jean. – Przynajmniej przed nocą. Na pewno znajdą go jeszcze za dnia. – Czy w tych górach są niedźwiedzie? – zapytała Lucy z przerażeniem w oczach. – Nie, tam nie ma niedźwiedzi – odparła mama. – Są jelenie, zające i wiewiórki, ale one nie zrobią mu krzywdy. Bóg go strzeże i wie, gdzie jest w tej chwili. Zatroszczy się o niego. Jej słowa pocieszyły nie tylko Lucy, lecz również Lamara. Zawsze dobrze sobie przypomnieć o Bożej trosce. „Ja chyba nigdy się nie zgubię – pomyślał. – Nie mogę sam wędrować jak inni chłopcy”. Wydawało się, że pokonanie dwudziestu kilometrów do lasów Cornwall trwa dłużej niż zwykle. Po drodze okazało się, że zrobiono nową drogę, a przy niej wiele miejsc na piknik. Rodzina wujka Lestera wybrała jedno z nich w Dniu Wniebowstąpienia. Nietrudno było znaleźć miejsce ich pobytu. Zbliżając się, Martinowie ujrzeli kilka samochodów zaparkowanych w zatoczce. Lamar rozpoznał kombi wujka Lestera. – Jest straż! – ogłosił podniecony Harold. – Strażacy muszą pomagać w poszukiwaniach Shawna. – Widzę trzy wozy policyjne – zauważył Lamar. Właśnie w momencie, gdy tata wjeżdżał do zatoczki, przyjechał jeszcze jeden wóz policyjny, a w środku z tyłu siedział Shawn! – Chwała Panu, znaleźli go! – zawołał tata, widząc zapłakanego chłopca wysiadającego z samochodu. Ciocia Marlene podbiegła i wzięła w ramiona płaczącego i brudnego syna. To była radosna chwila. Martinowie wysiedli z samochodu, lecz z szacunkiem przystanęli z dala, czekając, aż rodzice powitają chłopca. Rozległ się sygnał powiadamiający innych poszukujących, że zguba się znalazła. Następnie z pomocą policjanta i wujka Lestera zrekonstruowano całą historię. – Przez chwilę szedłem śladami Shawna – opowiadał wujek Lester. – Po ostatnich deszczach widać było je z daleka. Widziałem również świeżo nadłamane gałązki, pokazujące drogę, którą szedł. Ale potem las zaczął być już tak gęsty, że nie mogłem iść dalej. Głos zabrał policjant. – Jechałem pasem przeciwpożarowym, rozglądając się za Shawnem. Domyślałem się, że nie mógł odejść daleko od miejsca, w którym byłem, ale nagle zobaczyłem go idącego tym pasem! Musiał ujść przynajmniej pięć kilometrów. Wujek Lester dokończył: – Mieszkamy niedaleko Welsh Mountains, więc Shawn przywykł do gór. Pewnie minęła dobra chwila, zanim się zorientował, że się zgubił. Dziękuję wszystkim, którzy pomagali go szukać. Wygląda na to, że nic mu się nie stało i z radością weźmiemy go już do domu. Następnym razem postaramy się mieć wszystkich na oku. – Cieszę się, że możemy odwołać rozkaz wypuszczenia psów – powiedział rodzinie policjant. – Na szczęście Shawn się znalazł i nie będzie to konieczne. – Widziałeś w górach jakieś zwierzęta? – ktoś zapytał Shawna. – Widziałem królika – odparł chłopiec przez łzy. – Chcę już do domu. – Już zaraz pojedziemy – obiecała ciocia Marlene. – Czas wydoić krowy. Grupa szybko się rozeszła, a Martinowie udali się w drogę do domu. – Dziś szczęśliwy dzień – skomentował Lamar. – Tak, wszyscy się cieszymy, że Bóg zachował Shawna – przytaknął tata. – „On się o was troszczy” – zacytowała mama i zaczęła śpiewać piosenkę „Bóg troszczy się o ciebie”. Wszyscy do niej dołączyli. „Wszyscy niech wychwalają imię Pana... Jego majestat ponad ziemią i niebem.” Psalm148,13 39 Rozdział 20 Być jak babcia Pewnej ciepłej, letniej niedzieli Lamar jak zwykle cieszył się, że może jechać do kościoła. Tego dnia jedna z rodzin miała po południu zjazd, więc na nabożeństwie w Indiantown pojawili się goście. Po spotkaniu modlitewnym przyszedł czas na pogawędki, a potem tata pchnął wózek Lamara do wyjścia. Przejeżdżając przez drzwi, chłopiec ujrzał wyciągniętą rękę jednego z gości, który pragnął się z nim przywitać. – Zawsze raduję się z twojego uśmiechu, Lamar – powiedziała starsza pani. – Za każdym razem, gdy tu jestem, zauważam twoje wesołe spojrzenie. Mam nadzieję, że mój najstarszy syn kiedyś będzie tak miły jak ty. On swoje obowiązki domowe traktuje jak zsyłkę na przymusowe roboty. Woli czytać albo się bawić. Już kilka razy przypominałam mu, że Lamar pewnie chętnie by się z nim zamienił. To zazwyczaj mu pomaga zająć się czymś pożytecznym, ale wciąż uważam, że powinien się rozchmurzyć. A ty wyglądasz na szczęśliwego, choć nie możesz chodzić. Lamar poczuł się trochę zażenowany. Nie wiedział, jak odpowiadać ludziom zwracającym się do niego w taki sposób. Poza tym, jakoś nie myślał o tym, że się uśmiecha. To przychodziło samo. A teraz, nie wiedząc, jak odpowiedzieć rozmówczyni, po prostu znów się uśmiechnął. – Nigdy nie trać tego uśmiechu, Lamarze – pożegnała go. – On rozjaśnia mój dzień i jestem pewna, że inni też czują się zachęceni. Gdy Martinowie wracali do domu, Lamar myślał nad słowami starszej kobiety. Po tej rozmowie poczuł w sercu jakieś ciepło. „Mam nadzieję, że nigdy nie będę zrzędą. Nie mogę zrozumieć, dlaczego niektórzy zdrowi ludzie tak bardzo narzekają, kiedy nie mają poważnych powodów”. – Odwiedzimy babcię Katie po południu? – zasugerował tata, gdy sprzątali ze stołu po obiedzie. – Nie wiemy, jak długo jeszcze będzie z nami. Powinniśmy się z nią widywać tak często, jak tylko możemy. – Zgadzam się – pokiwała głową mama. – Tak, jedźmy – dzieci były również chętne. 40 Ziarno Prawdy • wrzesień 2016 – Dzień jest zbyt piękny, żeby go spędzić w domu. Chłopcy cieszyli się na spotkanie z kuzynami, którzy mieszkali obok babci. Tata zawsze jednak oczekiwał od nich, żeby spędzili trochę czasu również z babcią. Tego dnia nie było z tym najmniejszego problemu, bo okazało się, że kuzyni wyjechali. Rodzina zastała babcię siedzącą w wielkim bujanym fotelu z giętego drewna. Obok fotela na podłodze leżał jej kosz z robótkami, w którym można było zauważyć niedokończone ubranka dla niemowląt. Była niedziela, więc babcia odpoczywała od prac ręcznych. Odwiedzając ją w tygodniu, zawsze widzieli, jak podczas pogawędki robi na drutach. – Mogłabym szydełkować nawet wtedy, gdybym oślepła – powiedziała kiedyś. Rzeczywiście, zrobiła już tak wiele rzeczy na drutach, że pracując, nie musiała patrzeć na ręce. Było widać, że babcia właśnie czytała Biblię, która leżała otwarta na stoliku obok fotela wraz z okularami. – Witam, witam! – gorąco powitała gości. – Jak miło, że wpadliście przy niedzieli. – Byłaś w kościele? – zapytał tata. – Tak, Philip mnie zabrał rano do Meadow Valley. Usługiwał gościnnie kaznodzieja z Indiany. Dobrze znałam jego rodziców. Jego ojciec również był kaznodzieją i bywali u nas w domu w minionych latach. Babcia zwróciła się do dzieci. – Jak się macie? – pytała z ciekawością. – Martwicie się, że trzeba będzie wrócić do szkoły? – Ja nie mogę się doczekać – błyskawicznie odparła Judy. – A ty, Lamar? – dociekała babcia. – Też będę gotowy. Zawsze to ciekawe zaczynać nowy rok i dostać nowe książki. Cieszę się, że nauczycielka nam się nie zmieni. Lubię pannę Wenger. – Ja zawsze lubiłam chodzić do szkoły – opowiadała babcia. – Było mi przykro, kiedy czasy szkolne się skończyły, ale potem byłam zbyt zajęta, żeby o tym rozmyślać. Po chwili pogawędka zamieniła się w rozmowę dorosłych. Z początku dzieci siedziały i słuchały. Potem Lamar ześlizgnął się z wózka i przemieścił się na czworaka wąskim korytarzem do składziku, gdzie babcia trzymała zabawki. Jean i Judy wkrótce do niego dołączyły. Dzieci zawsze były zafascynowane ciekawymi rzeczami, jakie znajdowały się w składziku. Jak zwykle, Lamar znalazł ciężarówkę z cysterną i bawił się nią na podłodze. Dziewczynki bardziej interesowały się wyrobami babci, które mogły oglądać, kiedy tylko przychodziły. – Zajrzyjmy do pudełka z ubrankami – zaproponowała Jean. Judy sięgnęła na półkę i wyjęła pudełko po butach owinięte w papier prezentowy, w którym babcia trzymała komplety ciuszków dla niemowląt. – Bawmy się, że każda z nas będzie wybierać ubranko dla swojej lalki – powiedziała Judy. – Wezmę to różowo-białe – oczy Jean błyszczały z zachwytu. – Gdybym miała lalkę, to wybrałabym niebieskie – zdecydowała Judy. – Zielone też mi się podobają. Mogłyby być dla chłopca i dla dziewczynki. – Babcia podarowała nam po kilka ubranek zeszłej zimy, więc chyba nam nie da dzisiaj nowych – rzekła Jean. – Och, czy nie byłoby słodko mieć dzidziusia, na którego pasowałyby te białe buciki – trajkotała Judy. – Clyde jest już na to za duży. Już nie pamiętam, kiedy mieścił się w coś takiego. W składziku stały również pudełka z kawałkami materiału gotowymi do zszycia w pikowaną narzutę na łóżko. Babcia zazwyczaj miała ich całe stosy. Dziewczynki zawsze cieszyły się, gdy babcia prosiła je o przyniesienie jednego z nich do salonu, żeby rodzina mogła zobaczyć, co aktualnie jest „na warsztacie”. Lamar słuchał, jak siostry w zabawie porównują kolory i wzory bez otwierania pudełek. Czekały, aż każda zostanie poproszona o wybranie czegoś, bo babcia postawiła sobie za cel wyposażenie wszystkich wnuczków w pikowane narzuty. Dziewczęta ćwierkały sobie dalej, a Lamar bawił się, że przywiózł cysterną zaopatrzenie na stację benzynową. Przymocował mały wężyk do boku ciężarówki. Wyglądał zupełnie jak prawdziwy. Podczas zimowych miesięcy tata pracował czasem jako kierowca cysterny z ropą, bo z powodu niskiej temperatury rzadziej wylewano beton, co było jego głównym zajęciem. „Ciekawe, czy będę mógł jeździć taką cysterną, gdy dorosnę – myślał Lamar. – Chyba jednak będę miał problem z wspięciem się do szoferki. Muszę znaleźć jakąś łatwiejszą pracę. Może w jakimś biurze”. – Dzieci, pozbierajcie zabawki i odłóżcie na miejsce – to ogłoszenie taty oznaczało, że czas wracać do domu. – Następnym razem zostańcie dłużej – rzekła babcia, gdy rodzina szykowała się do wyjścia. – Dzieci, życzę wam udanego roku szkolnego. – Babcia jest taką pogodną osobą – zauważył Lamar w drodze powrotnej. – Nigdy nie narzeka, ale może nie ma na co narzekać. – To prawda, babcia nie narzeka – potwierdził tata. – I rzeczywiście jest bardzo pogodna. A wiecie, dlaczego jest pogodna? Czy dlatego, że ma lekkie i przyjemne życie? – Babcia jest chrześcijanką – odpowiedział Lamar. – Dlatego jest szczęśliwa. – Tak, to jest główny powód – zgodził się tata. – Ale gdyby babcia lubiła narzekać, to zawsze znalazłby się jakiś powód. – Myślę, że nie byłabym szczęśliwa, gdybym miała tak słabe oczy jak babcia – zauważyła Judy. – Tak, babcia mogłaby być rozgoryczona, wiedząc, że pewnego dnia może oślepnąć – przytaknął tata. – A ja nie chciałabym żyć samotnie jak babcia – przyznała Jean. – Przypuszczam, że ona czuje się samotna, odkąd mieszka sama – ciągnął tata. – Jest wdową już od ponad dziesięciu lat. Kiedy żył dziadek, była zajęta przyjmowaniem goszczących kaznodziejów i ich rodzin. Poza tym, sami dużo podróżowali. Jej życie bardzo się zmieniło, gdy dziadek nagle umarł, ale ona nie użala się nad sobą. – Mówiliście kiedyś, że dziadkom umarło kilkoro dzieci – przypomniał sobie Lamar. – Tak, dziadek i babcia mieli dużą rodzinę – odparł tata. – Urodziło im się szesnaścioro dzieci. Pięcioro z nich umarło bardzo młodo, a jeden z moich braci umarł w wieku jedenastu lat. Babcia doświadczyła w życiu wiele smutku, lecz nie poddała się goryczy. – Możliwe, że te wszystkie trudności uczyniły „Wszyscy niech wychwalają imię Pana... Jego majestat ponad ziemią i niebem.” Psalm148,13 41 ją bardziej pogodną – włączyła się do rozmowy mama. – Ona z wdzięcznością przyjmuje wszystko, co Bóg dla niej zaplanował. I ciągle jest czymś zajęta. – Tak, myślę, że trudności życiowe wygładziły babcię, zamiast ją zaostrzyć – tata pokiwał głową. – Gdy wszystko idzie dobrze, ludzie mają skłonność zapominać o Bogu i stają się samolubni. Bóg dobrze wie, kto potrzebuje trudności i jakich. – Każdy chciałby być pogodny na starość – ciągnął. – Lecz zbyt wiele osób zapomina, że jeśli chcą być tacy kiedyś w przyszłości, powinni zacząć tak żyć już za młodu. Żaden zrzęda nie staje się automatycznie pogodny, gdy się starzeje. Złe nawyki trudno zmienić w starszym wieku. Właśnie dlatego dobre nawyki są prawdziwym błogosławieństwem. Podczas dalszej podróży do domu Lamar jechał głęboko zamyślony. „Chcę być taki jak babcia – postanowił. – Chcę, żeby mnie znano jako kogoś tak szczęśliwego i pogodnego jak ona”. Nagle przypomniały mu się słowa starszej pani w kościele, która po porannym nabożeństwie zachęcała go, żeby nie tracił uśmiechu. „Będę się uśmiechał!” – postanowił, a jego twarz pojaśniała. Posłowie Życie Lamara Martina biegło dalej po zakończeniu tej historii. Ukończył dziewiątą klasę w szkole menonitów Efrata, a potem uczył się indywidualnie w domu, żeby skończyć szkołę średnią. Oprócz tego, ukończył kurs plastyczny pod kierunkiem nauczyciela przychodzącego do niego do domu raz w tygodniu. W wieku lat szesnastu Lamar zrobił prawo jazdy i mógł prowadzić normalny samochód, o ile był wyposażony w hamulce sterowane ręcznie. Przez wiele lat pracował jako księgowy w firmie budowlanej. Kiedy mięśnie Lamara osłabły do tego stopnia, że nie mógł już prowadzić samochodu, musiał zrezygnować z tej pracy. Potem spędzał więcej czasu na robieniu transkrypcji kazań i sprzedawaniu kaset z pieśniami. Prowadził również księgowość na zasadzie pracy zdalnej w domu. Lamar przez kilka lat uczęszczał do szkoły 42 Ziarno Prawdy • wrzesień 2016 biblijnej Numidia. Jeden rok spędził w tamtejszym internacie. Doceniał pomoc kolegów, którzy chętnie nosili go razem z wózkiem po schodach, kiedy tylko było to potrzebne. Lubił także śpiewać. Przez ponad dwadzieścia lat był członkiem chóru Eastern Echoes, umilającego życie starszym pensjonariuszom domów opieki. Na zewnątrz Lamar poruszał się na wózku o napędzie elektrycznym, dzięki czemu mógł jeździć na wycieczki w okolicy, po niezbyt uczęszczanych drogach. Podczas zjazdów rodzinnych małe dzieci chętnie go woziły, mając przy tym świetną zabawę. Rodzeństwo Lamara jedno po drugim zakładało własne rodziny i opuszczało dom, podczas gdy Lamar mieszkał z rodzicami. Bardzo się cieszył na każdą wizytę braci, sióstr, bratanków i siostrzeńców. Rodzinne spotkania były główną atrakcją w jego spokojnym życiu. W wieku trzydziestu czterech lat Lamar ciężko zachorował na zapalenie płuc i musiał pójść na leczenie do szpitala. Słabe mięśnie utrudniały mu walkę z chorobą. Mimo to, Bóg go uzdrowił i podarował jeszcze prawie dziesięć lat życia. Miał czterdzieści trzy lata, gdy znów zachorował na zapalenie płuc i tym razem Pan zabrał go do nieba, gdzie nie ma niepełnosprawnych ciał. —koniec Fragment książki Courage With a Smile Eastern Mennonite Publications 40 Wood Corner Road . Ephrata, PA 17522 Wykorzystano za pozwoleniem Przekład na język polski: Krzysztof Dubis Powrót Ty, który moim zwałeś się imieniem, Podobny do mnie jak odbicie w wodzie, Nie nawiedzałeś mnie od długich lat. Dzisiaj o zmierzchu pukasz w moje drzwi, Zgorzkniały klęską wiary i rozumu, Aby mnie prosić o pomoc i radę. Cóż ci odpowiem? Nie utoniesz w fali Po której kroczyły stopy Namaszczone wonnym olejkiem. I nie zabłądzisz w drodze, Po której cię wiedzie Ręka gwoździem przebita. —Leopold Staff, dobro publiczne Jak małe dziecko Małe dziecko jest najbardziej bezradną istotą na świecie. Wszystkie jego zasoby osadzone są w miłości rodziców; wszystko, co może zrobić, to płakać; jego potrzeby życiowe są komunikatem, który odbiera matczyne serce. Jeżeli przetłumaczymy ten język, zrozumiemy przesłanie: „Mamo, umyj mnie; samo nie mogę się umyć. Ubierz mnie, mamo, bo jest mi zimno. Mamo, nakarm mnie, bo nie umiem się nakarmić. Weź mnie na ręce, bo nie potrafię chodzić”. Napisane jest: „Choćby ojciec i matka mnie opuścili, Pan jednak mnie przygarnie”. To właśnie oznacza przyjęcie Królestwa Bożego jak dziecko – przyjść do Jezusa w naszej bezradności i powiedzieć: „Panie, obmyj mnie! Przyodziej mnie! Nakarm mnie i nieś mnie! Zbaw mnie, Panie, bo zginę”. —Rainsford Przekład na język polski: Krzysztof Dubis
Podobne dokumenty
Czerwiec - Ziarno Prawdy
www.ziarnoprawdy.pl Komitet wykonawczy: David Troyer | Paul Weaver Roman B. Mullet James R. Mullet Philip Troyer | Eli Weaver
Bardziej szczegółowoSierpień - Ziarno Prawdy
www.ziarnoprawdy.pl Komitet wykonawczy: David Troyer | Paul Weaver Roman B. Mullet James R. Mullet Philip Troyer | Eli Weaver
Bardziej szczegółowo