podnoszenie ciężarów
Transkrypt
podnoszenie ciężarów
6 SPORT SPORT.WM.PL GAZETA SPORTOWA BEZPŁATNY DODATEK GAZETY OLSZTYŃSKIEJ I DZIENNIKA ELBLĄSKIEGO PODNOSZENIE CIĘŻARÓW PONIEDZIAŁEK 17.12.12 H I S TO R I A P I Ę C I U B RA C I R U T K O WS K I C H Z E S RO K O WA Do sztangi ustawiały się Kiedy w siłowni w Srokowie pojawił się pierwszy z braci, jedynie kwestią czasu było, kiedy jego drogą podąży pozostała czwórka. W ten sposób do świata podnoszenia ciężarów trafili Andrzej, Dionizy, Bogdan, Jarosław i Marek Rutkowscy, którzy zaznaczyli swoje miejsce w krajowej historii tej dyscypliny. Grzegorz Kwakszys [email protected] Rutkowscy nie mieli wyjścia, oni po prostu musieli trafić do siłowni w Srokowie. Choćby ze zwykłej ciekawości, by zobaczyć, co to za hałasy dobiegają z garażu przy ulicy Wileńskiej, nad którym mieszkali. Zresztą na przełomie lat 70. i 80. ubiegłego stulecia za wiele atrakcji w tym niespełna póltoratysięcznym mieście nie było (i tak zresztą pozostało do dziś). — Było kino, w którym wyświetlano filmy z Brucem Lee, ale w końcu się spaliło. Brało się udział w różnych zawodach szkolnych, grało się w piłkę nożną, kiedy jednak jechaliśmy gdzieś dalej, wtedy dostawaliśmy srogie lanie. Kiedyś w Reszlu zagraliśmy tylko 40 minut, bo była taka ulewa, a i tak w tym czasie rywale strzelili nam... czternaście goli — wspomina Bogdan Rutkowski (rocznik 1965). Zrezygnował z wyjazdu na igrzyska Pierwszy do siłowni zaszedł Andrzej, najstarszy z rodzeństwa, dziś 50-latek. To on miał największy potencjał i możliwości ze wszystkich braci. Był wysportowany i miał wrodzoną siłę. — Będąc w dawnej wadze do 82,5 kilograma, potrafił wyrwać 155 kilo, a 200 mógł podrzucać, nawet gdyby obudzono go w środku nocy. Rekord kraju w tamtych czasach wynosił 205 kilogramów. Miał potężne nogi. Kiedy zarzucał sztangę nad głowę, rozglądał się jeszcze w prawo oraz lewo, i dopiero wtedy wstawał. Bez problemów — podkreśla Zdzisław Hryniewicki, trener (dziś prezes WarmińskoMazurskiego Okręgowego Związku Podnoszenia Ciężarów), który przyjeżdżał do Srokowa z Kętrzyna, żeby prowadzić zajęcia. 1982 rok: Andrzej Rutkowski podczas treningu w Zawiszy Bydgoszcz Andrzej zaczął stawać na podium mistrzostw Polski juniorów, w seniorskich jego najlepszym rezultatem było czwarte miejsce, poza tym był najlepszy w kraju w LZS. Ze Srokowa przeniósł się do Zawiszy Bydgoszcz, gdzie odsługiwał wojsko. W połowie lat 80. zaczęto powoływać go do kadry narodowej, jeździł po zgrupowaniach. Powoli zbliżały się igrzyska w Seulu. Wydawało się, że wsiądzie w samolot lecący do Korei Południowej. Co więcej, niektórzy widzieli go nawet wracającego z medalem. Jego nazwiska próżno jednak szukać w składzie polskiej reprezentacji, bowiem dwa lata przed najważniejszym startem... zrezygnował z uprawiania sportu. Zdecydowały prywatne względy, o których nie chce mówić. Dziś jednak chętnie wróciłby do tego czasu. — Zrobiłbym wówczas tak, żeby pogodzić swoje sprawy z uprawianiem sportu i pojechać na olimpiadę — nie ma wątpliwości Andrzej Rutkowski. Zrobił przerwę, która trwa do dziś Choć braci jest pięciu, to tylko jeden z nich zdobywał medale seniorskich mist- Wszelkie prawa zastrzeżone. Edytor sp. z o.o. rzostw Polski. Czterokrotnie sztuki tej dokonał Bogdan, który urodził się jako trzeci w kolejności. Średniak najpierw został wicemistrzem kraju do 60 kg (1989, wynik w dwuboju 257,5 kg), później był medal koloru brązowego w 67,5 kg (1990, 282,5 kg), aż wreszcie nadeszły dwa tytuły mistrzowskie w kat. do 64 kg (1994, 265 kg oraz 1995, 275 kg). Wszystkie wywalczone dla Floty Gdynia, bo tam odbywał służbę wojskową. — Po raz pierwszy o tym, że mogę coś w ciężarach osiągnąć, pomyślałem, kiedy uzyskałem pierwszą klasę sportową. Wtedy dostawało się za nią od państwa stypendium, ale warunek był taki, że nie wolno było pracować. Zwolniłem się więc z zakładu wujka i postawiłem na sport — wspomina Bogdan Rutkowski. — Na treningach robiłem już po trzysta kilo w dwuboju, ale na zawodach nie udało mi się to nigdy. W 1996 roku pojechał do Ciechanowa bronić mistrzostwa Polski. Start ten zapamiętał jednak jako swoją najboleśniejszą porażkę. — Spaliłem trzy podejścia i było „pozamiatane“. Może spartoliłem wtedy przygotowa- W 1984 roku Bogdan Rutkowski w mistrzostwach Polski juniorów do lat 20 w Wołominie zajął trzecie miejsce Rodzina w komplecie podczas 5. Turnieju Braci Rutkowskich w 1998 roku. W górnym rzędzie od lewej: Andrzej, tata Wacław i Dionizy, poniżej Jarosław, Marek i Bogdan. Mama Zuzanna zmarła w 1986 roku. — Rodzice zawsze bardzo nas wspierali w tym, co robiliśmy — wspomina Marek Rutkowski Fot. archiwum rodzinne nia? Choć wydaje mi się, że szans na obronę tytułu i tak nie miałem — ocenia Bogdan Rutkowski. — W efekcie postanowiłem odpuścić dźwiganie na kilka miesięcy, a potem do niego wrócić. I tak zrobiłem sobie przerwę, która trwa do dziś — śmieje się. Z ciężarami do końca kontaktu jednak nie zerwał. Pracował trochę z młodzieżą we Flocie i Pomeranii Gdańsk, a dziś zasiada w komisji rewizyjnej Pomorskiego Okręgowego Związku Podnoszenia Ciężarów. Ma rękę do młodych talentów Tak jak Bogdan odnosił największe sukcesy w mistrzostwach Polski jako zawodnik, tak drugi w kolejności Dionizy (1963) święcił największe triumfy w roli szkoleniowca. Od 1984 roku mieszka w Szopienicach (dzielnica Katowic) i pracuje na chwałę tamtejszego Hutniczego Klubu Sportowego. Spod jego ręki wyszło wielu medalistów młodzieżowych mistrzostw Polski, w tym kilkunastu złotych. Ostatnim jest Mariusz Petka, który po tytuł sięgnął kilka tygodni temu podczas zawodów w Szopienicach właśnie. Relacjei zdjęcia na bieżąco były za- mieszczane na Facebooku, gdzie zresztą można poczytać o historii szopienickich ciężarów, których Dionizy jest bardzo ważną częścią. — Były fajne wyniki, miałem satysfakcję z tego. Kiedy jednak z huty trafiliśmy pod skrzydła Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji, zaczęła być coraz gorsza atmosfera. Zamiast pomagać, rzucano kłody pod nogi — mówi Dionizy Rutkowski. — Trafiłem do Szopienic po tym, jak odsłużyłem wojsko w Zawiszy. Szukałem klubu na Śląsku, bo tam przeniosła się moja ówczesna dziewczyna, dziś żona. Nie widziałem zresztą w naszym województwie warunków i szans na zapewnienie sobie bytu — dodaje. O sobie jako zawodniku mówi, że był jedynie „średniakiem“. W seniorskich mistrzostwach kraju jego najlepszym osiągnięciem pozostaje szóste miejsce. — Prawie dostałem medal mistrzostw kraju do lat 23. Co prawda w Łańcucie zająłem czwarte miejsce, ale byłem trzeci w podrzucie. Szkoda, że w tamtych czasach nie przyznawano tak zwanych „małych medali“ za poszczególne konkurencje — wspomina Dionizy. W Srokowie chętnych nie brakowało Bydgoszcz, 1983 rok: na pomoście Dionizy Rutkowski Medali mistrzostw Polski (aż osiem złotych), ale również wicemistrzostwa Europy i czwartego miejsca na świecie doczekał się Jarosław Rutkowski (1966). Tyle tylko że na laury czekał długo. Sukcesy przyszły w momencie, kiedy rozpoczął starty w kategorii mastersów, czyli zawodników, którzy ukończyli już 35 lat. — Zacząłem jedenaście lat temu. Nie chciałem przerywać drogi, którą obrałem w młodym wieku. W seniorskich mistrzostwach Polski startowałem, ale bez miejsc na podium. Tutaj uda-