METAMORFOZY GOLEMA, czyli naśladowanie boskiego aktu
Transkrypt
METAMORFOZY GOLEMA, czyli naśladowanie boskiego aktu
METAMORFOZY GOLEMA, czyli naśladowanie boskiego aktu stworzenia Lesław Czapliński „METAMORFOZY GOLEMA, czyli naśladowanie boskiego aktu stworzenia” Legenda o golemie jest wytworem spekulatywnej myśli talmudycznej i w alegorycznej formie przywołuje świętokradczą próbę przywłaszczenia sobie przez człowieka uprawnień Stwórcy. Według niektórych komentatorów na pierwsze wzmianki o golemie natknąć się już można w Psalmach (138,16), ale wydaje się to bardziej kwestią tekstuologicznej hipotezy niż niezaprzeczalnego faktu filologicznego. Natomiast w tradycji talmudycznej golemem był Adam przez pierwszych dwanaście godzin, dopóki Bóg nie tchnął w niego duszy i go nie ożywił (Sanhedryn 38b – traktat wchodzący w skład Miszny, głównej części Talmudu). A zatem pojęcie rozumieć można jako metaforę istnienia w stanie uśpienia, potencjalnego bytu, zawierającego w sobie całą przyszłą ewolucję rodzaju ludzkiego aż do wypełnienia się dziejów świata. Mianem golema określano też niekiedy niezamężne, bądź bezpłodne kobiety, albowiem w judaizmie dziewictwo nie jest pożądanym stanem, skoro nieświadomie przyczynić się może do opóźnienia nadejścia oczekiwanego Mesjasza, a co za tym idzie naznaczona nim egzystencja uważana bywa za ułomną, a nawet traktowana na równi z zanikiem życia (Ad de Vries „Dictionary of Symboles and Imaginary”, Amsterdam-London 1974). Od czasów Średniowiecza motyw ten występował w trzech wariantach. Pierwszy wiązał się z rozpowszechnionymi we włoskich ośrodkach diaspory wierzeniami w fizyczne zmartwychwstanie zmarłych, co dokonywać się będzie za sprawą umieszczonego w ich ustach, lub na ramieniu, tetragramu z imieniem Boga. Z kolei pod wpływem rozważań alchemików z otoczenia Paracelsusa o możliwości stworzenia sztucznego człowieka – homunculusa – golemem zaczęto w środowisku żydowskim nazywać tego rodzaju hipotetyczny twór. Wreszcie z osobą rabina Elijaha z Chełma wiąże się przypowieść o słudze, który – wykorzystując uśpione w sobie moce – zaczyna ogromnieć, wymykając się spod kontroli i zagrażając swemu panu. Ten unieszkodliwia go i unicestwia poprzez wymazanie litery alef z zaklęcia przymocowanego do jego ciała. Wszystkie trzy postacie złożyły się po części na istotę pojawiającą się w literaturze kabalistycznej, m.in. „Księdze stworzenia” (Sepher Jezirah). Ale golemami są tam także drewniane posągi, ożywiane do wykonywania prac porządkowych, lub zwalczania wrogów i związanych z nimi zagrożeń. Mogą one w równej mierze służyć dobru, co złu, zastępować żywym ludziom rzeczywistych partnerów, a ponadto przemieniać się w zwierzęta: lwy, tygrysy i węże (Jean chevalier, Alain Gheerbrant „Dicionnaire des symboles, mythes, rêves, coutumes, gestes, formes, figures, couleurs, hombres”, Paris 1969). Ostateczna wersja legendy o Golemie powstała w drugiej połowie XVIII wieku w środowisku skupionym wokół praskiej synagogi Alt Nei i na zawsze połączyła go z osobą miejscowego kabalisty, żyjącego w latach 1522-1609 Judaha ben Bezalela, zwanego też Der Hohe Rabbi Loew (Wysoce uczony Loew), co po hebrajsku brzmiało MaHaRaL mi-Prag, a cieszącego się nadzwyczajnym autorytetem wśród współwyznawców. Według legendy miał on uformować z gliny istotę człekopodobną, budzącą się do życia za sprawą magicznej formuły „emet” (prawda), z której po odjęciu hebrajskiej litery alef powstawało słowo „met”, znaczące tyle, co „śmierć”. Istota owa posłużyć miała rabinowi jako narzędzie w rozgrywce z austriackim cesarzem Rudolfem II, podobnie jak on interesującym się alchemią, a zarazem prowadzącym restrykcyjną politykę wobec praskich Żydów. Jednakże Golem, początkowo wielkości dziesięcioletniego chłopca, z czasem urasta do rozmiarów olbrzyma, i poza wypełnianiem nałożonych nań obowiązków, zaczyna również siać spustoszenie i popełniać zbrodnie, tak że Loew zmuszony zostaje przez bieg wypadków do przeprowadzenia wspomnianej operacji kabalistycznej, w wyniku czego stworzona przezeń istota ulega zagładzie i na powrót staje się gliną, a faktycznie jej bezkształtną masą, bo takie właśnie jest dosłowne znaczenie hebrajskiego słowa „golem”. Fakt, iż Golem buntuje się i w rezultacie zostaje zniszczony przez zawiedzionego twórcę, a poza tym stanowi nieudolne naśladowanie boskiego aktu kreacji – podobnie jak biblijny pierwowzór powstaje z gliny i ostatecznie się w nią rozpada („bo prochem jesteś i w proch się obrócisz” – Gen. 3,19) – pozwala w nim widzieć symbol niedoskonałości wszelkiego stworzenia, a w tym i ludzkiej kondycji. O tym, że jest to istnienie ułomne, świadczy pozbawienie go mowy, a więc cechy wyodrębniającej człowieka spośród pozostałych istot, choć współczesna biologia behawioralna przypisuje zdolności komunikacyjno-językowe również zwierzętom. Ponowne zainteresowanie się historią Golema przypada na okres nasilenia się antyżydowskich wystąpień pod koniec XIX wieku, obejmujących krwawe pogromy oraz antysemicką propagandę (m.in. osławione „Protokoły Mędrców Syjonu”). Wtedy właśnie ukazał się drukiem apokryf „Nifla’ot Maharal im ha-Golem” (Cudowne dokonania rabina Loewa z Golemem), wydany w 1909 roku przez Judaha Rozenberga jako stary hebrajski rękopis. Od tego czasu powstało wiele dzieł sztuki zainspirowanych legendą o Golemie. Poświęcali mu swe utwory zarówno autorzy pochodzenia żydowskiego, jak i twórcy nie związani bezpośrednio z dziedzictwem kulturalnym tego narodu. Dzieła te reprezentują wszystkie rodzaje artystyczne i gatunki literackie. Niemieckojęzyczny poeta praski Hugo Salus pisze wiersz „Der Hohe Rabbi Loew” (Czcigodny Nauczyciel Loew). Austriacki dramaturg i publicysta Rudolf Lothar (właśc. Spitzer) poświęca tej postaci tom opowiadań „Der Golem. Phantasien und Historien” (Golem. Podania i opowieści 1900, 1904). Powraca ona też u innych prozaików: Chayima Blocha – „Der Prager golem: von seiner Geburt bis zu seinen Tod” (Praski golem: od jego narodzin do śmierci 1917) o „The Golem. Legends of the Ghetto of Prague” (Golem. Legendy praskiego getta 1925) – oraz hebrajskojęzycznego Davida frischmanna rodem ze Zgierza – cykl „Ha-Golem” (Golem 1909), wchodzący w skład zbioru pseudobiblijnych apokryfów „Ba-Midbar” (Na pustyni 1923). W dziełach tych pojawiają się nieobecne w pierwotnej wersji legendy wątki i postacie – np. groźby wypędzenia przez cesarza Rudolfa praskich Żydów czy kobiety, w której zakochuje się gliniany kolos, stający się zarazem – w zależności od orientacji ideowej autora – personifikacją uśpionej potęgi oraz emancypacyjnych aspiracji ludu żydowskiego, bądź klasy robotniczej (pamiętać należy, iż twórca Golema przeznaczył mu los niewolnika). W drugiej dekadzie XX wieku powstają trzy pierwsze ekranizacje starej legendy, w których tytułową postać zagrał Paul Wegener, aktor z teatru Maxa Reinhardta. Wychodzą one naprzeciw społecznym niepokojom, związanym z I wojna światową oraz sytuacją niepewności, jaka zapanowała po niej w Republice Weimarskiej, a sama historia Golema nie jest w nich przedstawiona chronologicznie. Pierwszy film – „Der Golem und wie er auf die Welt kam“ (Golem i jego przyjście na świat 1914) w reżyserii Paula Wegenera, Henrika Galeena i Stellana Rye (autora emblematycznego dla niemieckiego ekspresjonizmu „Studenta z Pragi) – przywołuje zdarzenia, mające miejsce po śmierci rabina Loewa, kiedy pewien antykwariusz ponownie wskrzesza olbrzyma i nie potrafi zapanować nad wyzwolonym przez siebie samego żywiołem. Drugi – „Der Golem und die Tänzerin“ (Golem i tancerka 1917) w reżyserii Paula Wegenera i Rochusa Gliese (jednocześnie twórcy dekoracji do obydwu adaptacji) – jest właściwie samodzielną opowieścią, dość luźno związaną z pierwotnymi wątkami. Dopiero trzeci – „Der Golem, wie er in die Welt kam” (Golem, jak się na świecie pojawił 1920) w reżyserii Paula Wegenera i Carla Boese – przytacza ogólnie znane wypadki, ogniskujące się wokół zatargu pomiędzy praskimi Żydami i cesarzem Rudolfem oraz posłużenia się w tym konflikcie stworzonym przez rabina Loewa glinianym człowiekiem. Za kacerskim pochodzeniem tego ostatniego, zrodzonego z podszeptu szatana oraz w wyniku podejrzanych praktyk kabalistycznych, przemawia pakt zawarty z demonem Astarothem w celu ujawnienia magicznej formuły, niezbędnej do ożywienia Golema. Pod względem wizualnym ukazano to w sposób niezwykle efektowny. Otóż spoza błędnych ogników, tańczących wokół Loewa i jego ucznia, wyłania się płonąca zjawa piekielna. Z kolei w formie laterny magiki, odległego prototypu kina, zrealizowana została profetyczna wizja dziejów Izraela w której pojawiają się Mojżesz oraz Ahasverus czyli Żyd Wieczny Tułacz. Wszystkie trzy ekranizacje, będąc filmami niemymi, niejako naturalnie korespondują z oryginalną postacią legendy i zawartym w niej motywem tego rodzaju ułomności sztucznej istoty. Zarazem jednak dokonuje się jej uczłowieczenie, a to za sprawa wprowadzenia wątku melodramatycznego. Golem zakochuje się bowiem kolejno w córce antykwariusza, wędrownej tancerce oraz wychowanicy rabina Loewa – Miriam. Każdorazowo obraca się to przeciw niemu, ponieważ pod wpływem fatalnego dla siebie uczucia traci swą nadprzyrodzoną moc, w czym rozpoznać można szeroko rozpowszechniony topos, że wspomnę biblijną przypowieść o Samsonie i Dalili, czy też bliższe w czasie modernistyczne opowiadanie Menyhérta Lengyela „Cudowny mandaryn”, na tle którego osnute zostało libretto słynnej pantomimy Beli Bartóka. W filmie z 1914 roku tytułowy bohater ginie, spadając z wysokiej wieży, natomiast w wersji z roku 1920 bierze na ręce małą dziewczynkę, która odpina mu z piersi gwiazdę z umieszczonym w niej zaklęciem, wskutek czego traci równowagę, przewraca się i rozpada na części. Dwa skrajne ogniwa cyklu utrzymane są w zdecydowanie ekspresjonistycznym stylu, a zwłaszcza ostatnie, do którego scenografię zaprojektował Hans Poelzig. Odznacza się ona charakterystycznymi dla tego kierunku deformacjami przestrzenno-perspektywicznymi, uzyskanymi wskutek nadania obrazom dachów i ścian falistych kształtów oraz operowania świetlnymi kontrastami. Wszystko to składa się na dość fantastyczną wizję starej architektury niemieckiej, będącej bardziej projekcją indywidualnych i zbiorowych lęków i nastrojów niż nawiązaniem do rzeczywiście istniejących wzorów. Podobny charakter posiadały dekoracje Andrieja Andriejewa do dźwiękowego „Golema” Juliena Duviviera z 1935 roku, w całości powstałego w studiu, mimo że kręcono go na miejscu w Pradze. Ze swej strony czołowy reprezentant francuskiego realizmu poetyckiego nadał konfliktowi zdecydowanie polityczne zabarwienie, przedstawiając żydowsko-cesarski spór w kategoriach nieomal antymonarchistycznej i antyfeudalnej rewolty przeciw panowaniu Habsburgów w Czechach. Jej ofiarami padali ostatecznie władca i jego ministrowie. Sam Golem stał się natomiast ucieleśnieniem wszelkich uciśnionych. Stąd ożywiającym go zaklęciem było w tym przypadku hasło: „bunt jest prawem niewolników”. Słabością filmu – mimo wybitnej kreacji Harry Baura w roli Rudolfa – okazał się wszelako brak równowagi pomiędzy pierwiastkami dramatycznymi i komediowymi. Te ostatnie w pełni zapanowały w powojennej, czeskiej ekranizacji legendy – „Cesarskim piekarzu” Martina Friča z 1951 roku. W filmie tym Golem ujarzmiony zostaje przez człowieka (a konkretnie przedstawiciela ludu – piekarza Matĕja – albowiem obowiązywały wówczas surowe kryteria klasowe realizmu socjalistycznego), a jego nadludzka moc wykorzystana dla dobra publicznego, przy wypieku chleba. W 1966 roku powstał francuski film telewizyjny w reżyserii Jeana Kerchbrona, a kolejną wersję kinowa zrealizował w Izraelu Ilan Eldad. Również w zainspirowanych przez legendę dramatach Golem ucieleśnia najrozmaitsze dążenia i wartości. Dość wiernym odzwierciedleniem tradycyjnych o nim przekazów jest „Der Golem” (Golem 1909) Arthura Holitschera. Ale już w przenikniętym kabalistyczną wymową dziele Johannesa Hessa „Der Rabbiner von Prag” (Praski rabin 1914) jawi się on jako wytwór zbiorowego ducha praskiego getta. Niewątpliwie najdojrzalszym utworem z tego gatunku jest „Der Golem” (Golem 1920), poemat dramatyczny w 8 obrazach Henryka Leiwika (właśc. Leivicka Halper). naOsnową intrygi jest w nim prowokacja inkwizycji, mająca na celu oskarżenie żydowskiej społeczności o rytualny mord w ramach przygotowań do zbliżającego się święta Paschy. Jak przystało na romantyczny rodowód dzieła, bieżącemu rozwojowi wydarzeń towarzyszy interwencja czynników nadprzyrodzonych w osobach proroków: Eliasza i Mesjasza, zstępujących na ziemię pod postaciami Starca i Młodzieńca, aby wesprzeć swych pobratymców. Natomiast rabin Loew całą nadzieję pokłada w ślepej sile stworzonego przez siebie golema, którego obdarza imieniem Józefa. Ten ostatni jednak z posłusznego i bezwolnego narzędzia pomsty na sprawcach pogromu przeistacza się w prześladowcę tych, dla których obrony został powołany, tak że jedynym rozwiązaniem staje się jego unicestwienie. Do prapremiery w hebrajskim przekładzie Kaspiego doszło w moskiewskim teatrze Habima 25 grudnia 1925 (dokładną datę zawdzięczam pani Mirosławie Bułat, zajmującej się dziejami teatru żydowskiego w Polsce). Wersja sceniczna w reżyserii Borisa Wierszyłowa znacznie różniła się od literackiego pierwowzoru. W zamierzeniu autora, byłego carskiego więźnia i zesłańca, który zbiegł i zamieszkał w Stanach Zjednoczonych, Golem stanowił alegorię Rewolucji Październikowej, która zamiast oczekiwanej wolności i społecznej sprawiedliwości przyniosła krwawy terror. W tym kontekście szczególnie tragiczną postacią jawił się Loew, targany wyrzutami sumienia z powodu wywołanych nieszczęść: „Chciałem uniknąć rozlewu krwi, a sprawiłem, że popłynęły jej strumienie. (…) Na moja głowę spada niewinnie przelana krew”. Rzecz jasna tego rodzaju wymowa była nie do pomyślenia w Związku Radzieckim i musiała ulec zmianie (cenzura usunęła ponadto niezwykle efektowną scenę tańca duchów wokół głowy Golema, dopatrując się w niej krzewienia zabobonów). Golem stał się zatem personifikacją odwiecznego ducha narodu żydowskiego, jego woli walki o wyzwolenie i odrodzenie, co przejawiło się już w samym nadaniu mu imienia Judy. Wiązało się to ponadto z syjonistycznymi przekonaniami twórców tego teatru, który po opuszczeniu w 1926 roku ZSRR osiedlił się w Palestynie, gdzie po odzyskaniu niepodległości stał się narodową sceną Izraela. Niesamowitą aurę przedstawienia tworzyła głównie ekspresjonistyczna scenografia Ignatija Niwinskiego, łącząca elementy architektoniczne z malarskimi (w ten sposób wyobrażono niektóre rekwizyty). Wspomagała ją wyszukana gra świateł oraz charakteryzacja, upodabniająca twarze aktorów do rzeźbiarsko ukształtowanych masek. W tym celu ta ostatnia dodatkowo posługiwała się barwnymi kontrastami. Na przykład na tle kredowobiałej twarzy Golema wyraziście rysowały się jego oczy, obwiedzione czerwonymi konturami, co poniekąd korespondowało z opisem zawartym w didaskaliach Leiwika: „Wielkie oczy. Jest w nich jakaś ociężałość i matowość, a jednocześnie dziecinność. Jego wydatne wargi, ze szparkami w kącikach, wydają się uśmiechać, choć się nie uśmiechają, nawet wtedy, gdy jest na krawędzi płaczu. (…) Wybałuszone oczy jakby w zdumieniu na wszystko spoglądały” (za: Altay Citron „Habima’s The Golem” w: The Drama Review nr 3 z 1980 roku, ss. 59-68). Grający tytułową rolę Aaron Meskin odznaczał się potężną budową ciała, zwielokrotniona jeszcze przez rzucany przezeń cień, oraz donośnym głosem basowym. Cały spektakl zresztą nieustannie balansował pomiędzy mową i śpiewem, stylizowanymi gestami i tańcem. Szczególnie duże wrażenie wywierały sceny zbiorowe, w których nędzarze zajmowali opuszczony zamek, podczas gdy inkwizytor Tadeusz i mnisi pierzchali przed Golemem, czy modlących się Żydów, których sylwetki rysowały się w formie cieni na przeźroczystych parawanach. Według protokołów z moskiewskich przedstawień miały się one kończyć odśpiewywaniem przez publiczność Międzynarodówki jako reakcji na końcowe zapytanie szalonego Tanchuma, co do przyszłych losów żydowskiej społeczności. W rok po prapremierze, podczas wielkiego europejskiego tournée, Habima pokazała „Golema” również w Polsce, m.in. w Warszawie, Krakowie i Wilnie. Dwa lata później, 26 maja 1928 roku, na arenie Cyrku Warszawskiego odbyła się polska premiera w przekładzie i swobodnej adaptacji Andrzeja Marka (właśc. Marka Arenszteina vel Orensztajna). W realizacji tej najpełniej doszła do głosu estetyka teatru monumentalnego, a to dzięki nowatorskim rozwiązaniom w zakresie przestrzeni scenicznej, zaproponowanym przez Andrzeja Pronaszkę i Szymona Syrkusa. Według Mieczysława Wallisa były one „niezmiernie dyskretne – zredukowane do minimum, ujęte w formę najprostszych form geometrycznych (…) niema nich nic, co by służyło tylko ku ozdobie. Schody, ława, pniak do rąbania drewna, pięć słupów symbolizujących pięć wież zamku, świecznik – każdy blok, każdy łuk, zostaje wyzyskany w ciągu sztuki. Mamy tutaj tylko to, co niezbędnie potrzebne do akcji” (Robotnik nr 155 z 1928, s. 3). Takie ukształtowanie scenerii pozwoliło Jerzemu Waldenowi, reżyserowi scen masowych, na efektowne operowanie tłumami statystów, wśród których pojawili się chórzyści z warszawskiej Synagogi na Tłomackiem, kierowani przez Dawida Ajzensztadta. Tak pisał o tym Tadeusz BoyŻeleński: „Zbiorowe sceny Żydów koczujących w ruinach Pięciu Wież, scena gdy Golem z toporem wyrasta jako mściciel za plecami Tadeusza, miały niezwykłą ekspresję, a podnosiły ją wspaniałe chóry o przeszywających chwilami harmoniach” (Kurier Poranny nr 149 z 1928 roku, s. 3). Andrzej Marek, niewątpliwie pod wpływem filmów Wegenera, wyeksponował wątek budzącej się miłości Golema do Debory, wnuczki rabina Loewa. Tego ostatniego zagrał sam Karol Adwentowica. Nawet niezbyt przychylna żydowskiej twórczości Gazeta Poranna dawniej dwa grosze poświęciła widowisku obszerne omówienie, z uznaniem zauważając, że „piętnem tragiczności nacechował postać Golema (Kazimierz) Kijowski” (nr 95 z 1928 roku, s. 5). Opisane powyżej moskiewskie przedstawienie Habimy zainspirowało związanego m.in. z Hollywood kompozytora Josepha Achrona do napisania w 1932 roku orkiestrowej suity „Golem”, której ostatnia część stanowi symetryczne odwrócenie przebiegu pierwszej, ilustrując w ten sposób dokonujące się unicestwienie bohatera, będące przeciwieństwem jego narodzin. W 1941 roku w nowojorskiej Carnegie Hall odbyło się prawykonanie opartego na dziele Leiwika oratorium V. Heifetza „The Golem”. Również Isaac Bashevis Singer, w tak zatytułowanym i wydanym w 1969 roku opowiadaniu, za punkt wyjścia przyjął plan sytuacyjny z dramatu Leiwika (oskarżenie żydowskiego bankiera o uprowadzenie córki zbankrutowanego arystokraty i przeznaczenie jej na krwawą ofiarę z okazji obchodów święta Pesah). U niego wszakże powstanie golema Józefa posiada w pełni prawowity charakter, albowiem następuje na polecenie jednego z 36 Sprawiedliwych, zapewniających trwanie świata. Zarazem warunkiem całego przedsięwzięcia jest wykorzystanie olbrzyma wyłącznie do odnalezienia dziecka i oddalenia bezpodstawnych zarzutów. Skoro więc Loew za namową żony Gendł – niczym biblijny Adam skuszony przez Ewę – zamierza użyć jego nadludzkiej siły do prywatmych celów, traci nad nim panowanie. Singer przy tym najdalej posuwa się na drodze uczłowieczenia swego bohatera, który nie tylko posiadł dar mowy, ale dojrzewa fizycznie (czego objawem staje się pojawienie na jego twarzy zarostu) i psychicznie, a co za tym idzie zaczyna odczuwać wyższe potrzeby duchowe (pragnie opanować sztukę czytania, aby zgłębiać tajemnice wiary oraz odbyć religijną inicjację, czyli obrzęd bar micwa). Ze wzajemnością zakochuje się też w służącej rabina Miriam, która dochowuje mu wierności nawet po jego uśmierceniu, popełniając samobójstwo, by móc się połączyć z nim w zaświatach. Do przywołanego wcześniej dramatu Holitschera oraz filmów Wegenera nawiązał natomiast Ferdinand Lion, autor libretta do opery Eugena d’Alberta „Golem”. Tytułowa postać jest tu drewniana figurą, ożywianą za pomocą wkładanego do ust zwoju pergaminu z magiczną formułą. Poza tym na pierwszy plan wysuwa się wątek sentymentalny. Lea, niewiadomego pochodzenia wychowanica rabina Loewa, w tajemnicy przed nim uczy Golema ludzkiej mowy, doprowadzając do końca dzieło stworzenia, zapoczątkowane przez opiekuna. Jednakże jego brutalna ingerencja w rodzące się pomiędzy nimi uczucie sprawia, iż dochodzi do głosu druga, instynktowna natura sztucznego człowieka, wyzwalając w nim żądzę zniszczenia. Ostatecznie, pod pretekstem udzielenia im ślubu, Loew uśmierca tych obydwoje, których łączyło jakieś tajemnicze powinowactwo. Zgodnie z gustami epoki i znanego kompozytora (twórcy słynnych onegdaj i drapieżnych w swej wymowie „Nizin”), tradycyjna historia nabiera werystycznego zabarwienia, z charakterystycznym dla tego gatunku nagromadzeniem gwałtownych i drastycznych zdarzeń i sytuacji. Znalazło to wyraz w muzycznej narracji, opartej na nieustannym wzroście napięcia dramatycznego, a co za tym idzie ciągłości akcji, zacierającej podział na wyodrębnione sceny i numery. W zasadzie d’Albert posłużył się rozpowszechnionym wówczas postromantycznym językiem dźwiękowym (np. w ustępie wywoływania przez Loewa na rozkaz cesarza Rudolfa duchów Salomona i królowej Saby dosłuchać się można reminiscencji wagnerowskich). Dwukrotnie przywołał też muzykę żydowską: poprzez melizmatyczny rysunek melodyczny wokalizy Lei, bez słów i akompaniamentu, śpiewanej w I akcie w celu zwrócenia uwagi Golema, a w III przyzywającej go, kiedy zaczął siać spustoszenie, oraz w żałobnym chórze Żydów z tego samego aktu, w którym pobrzmiewa synagogalny motyw „Kol Nidre”, wykonywany podczas obchodów święta Jom Kippur, czyli tzw. Sądnego Dnia. Prapremiera miała miejsce 14 listopada 1926 roku we Frankfurcie nad Menem (jeszcze w tym samym miesiącu wystawiono „Golema” w Bernie szwajcarskim, w następnym roku w morawskim, podczas gdy polska premiera odbyła się 7 stycznia 1928 we lwowskim Teatrze Wielkim). Dwa lata wcześniej powstała opera rumuńskiego kompozytora Nicolae’a Bretana „Bunt Golema” (Golem Lázadása). Kolejne operowe wcielenie Golema było dziełem angielskiego kompozytora Johna Caskena (prapremiera w Londynie 28 czerwca 1989). Składa się ono z dwóch części: Preludium, w którym rabin Maharal wspomina wypadki sprzed lat, oraz właściwej Legendy, w której one ożywają. Obok rzeczywistych osób dramatu pojawiają się twory alegoryczne w rodzaju szóstki upiornych Madrygalistów oraz uobecnionego głosu sumienia – Emet – czyli Prawdy z magicznego zaklęcia. W tym ujęciu Golem zakochuje się w żonie Maharala – Miriam – oraz zabija Stroikusa (przypominającego nieco Tanchuma z dramatu Leiwika), skądinąd sprowokowany przez niego samego. W swej partyturze Casken zestawił muzykę akustyczną, wykonywaną przez jedenastu wokalistów i dziesięciu instrumentalistów,. Z syntezą uprzednio nagranej taśmy. Wprowadził ponadto liczne archaizmy: polifoniczne techniki kontrapunktyczne, zamknięte numery, cytaty ze śpiewu synagogalnego oraz głos kontratenorowy w partii Emet. Z samej swej natury bliższe autentycznemu duchowi legendy, w której Golem pozostawał niemy, były widowiska baletowe. Pierwsze opracowania choreograficzne powstały w Czechach: Joe Jenčika z muzyką Jiřiego Fiali (Praga 1924) oraz Vladimira Pirnikova z oprawą muzyczną Karela Moora (Pilzno 1929). Najsłynniejsze było dziełem Eriki Hanki, dokończone po jej śmierci przez Yvonne Georgi, a ułożone do muzyki Francisa Burta (prapremiera 31 stycznia 1965 w Hanowerze). Tym razem Golem zostaje ożywiony w celu odnalezienia i uwolnienia Racheli, w której się zakochuje. W trakcie próby uśmierzenia jego rozbudzonych namiętności ginie dziewczyna, a on sam znów zapada w niebyt. Towarzysząca temu ilustracja muzyczna oparta została na technice przetworzeniowej, przeciwstawiając zarazem łoskot perkusji, wyrażającej nieokrzesanie głównego bohatera, bardziej harmonijnym brzmieniom smyczków i instrumentów dętych, odnoszących się z kolei do mieszkańców getta, trwających na przekor wszelkim przeciwnościom losu. W warstwie scenicznej natomiast klasyczne układy solowe rozwijały się na tle zgeometryzowanego tańca reszty zespołu, reprezentującego żydowska wspólnotę. W 1982 roku balet ten wystawił w Operze wiedeńskiej Erich Walter. Ujął on akcję z przeszłości w bliższe czasowo ramy wydarzeń „kryształowej nocy” z 9 na 10 listopada 1938, kiedy doszło w hitlerowskich Niemczech do antyżydowskich pogromów, m.in. w Fürth, rodzinnym mieście baletmistrza. Na tle historii Golema osnute zostały też samodzielne spektakle teatralne. W 1931 roku w praskim „Osvobozené divadlo” Jiři Voskovec (właśc. Wachsmann) i Jan Werich wystąpili z poświęconą mu burleską, która zainspirowała film Duviviera, choć on sam nie skorzystał z oferowanego mu przez nich scenariusza. Na jego podstawie dopiero Frič nakręcił wspomnianego już „Cesarskiego piekarza”, w którym Werich zagrał podwójną rolę monarchy i Matěja. W 1990 roku w Mediolanie Moni Ovadia i Daniele Abbado zrealizowali z międzynarodowa kompanią teatralną wielojęzyczne widowisko, w którym obok jidysz, pojawiały się także kwestie po włosku, niemiecku, angielsku i polsku. Jego osią było pogwałcenie przez Golema świętego czasu sabatu, albowiem jego twórca zapomniał go na ten okres pogrążyć w uśpieniu. Wskutek tego z obrońcy praskich Żydów stał się ich postrachem, a grany przez samego Ovadię rabin Loew zmuszony został na powrót oddać go przedwiecznym żywiołom materii i chaosu, z których uprzednio go wyodrębnił. Tytułową postać wyobrażał rodzaj nadmarionety, o jakiej marzył swego czasu angielski wizjoner teatralny doby Wielkiej Reformy – Edward Gordon Craig. Będąc tylko częściowo animowaną figurą (umieszczoną w głębi sceny i wykonująca ledwo dostrzegalne ruchy, a w finale zapadająca się w siebie i stopniowo znikającą), nie podlegała zmiennym nastrojom i uczuciom żywego człowieka jakim jest aktor. Była więc tworem równie sztucznym i bezdusznym jak Golem. Głosu użyczył jej śpiewak – kontratenor Giuseppe Zambon – wykonujący recytatywy w barokowym stylu. Także oświetlenie służyło zaznaczeniu różnicy pomiędzy tym. Co rzeczywiste i należące do świata ludzi (krzyżujące się snopy jasnego światła, towarzyszące powszednim czynnościom i scenom natury obyczajowej) a sferą zjawisk nadprzyrodzonych, wymykających się poznaniu rozumowemu (zimna, zabarwiona na niebiesko poświata, padająca na Golema, między innymi wtedy, kiedy adoruje Dwojrę, będąca tutaj siostrzenicą Loewa). Dodatkowo odpowiedniego tła dla przedstawianych zdarzeń dostarczały dekoracje o fantastycznych, powyginanych kształtach i konturach, przydające scenerii nieco odrealnionego charakteru. Z kolei na tkankę muzyczną złożyły się śpiewy synagogalne oraz melodie z repertuaru dziewiętnastowiecznych klezmerów czyli wędrownych grajków, działających w żydowskich skupiskach Europy ŚrodkowoWschodniej, gdzie występowali na weselach, ale tez przygrywali do tańca po szlacheckich dworach. Rodzajową atmosferę współtworzyła ponadto obecność dwóch pieśniarek, które podczas szabasowej wieczerzy przejęły role żydowskich matek, wykonując charakterystyczne dla tej uroczystości gesty rozpościerania dłońmi na całą rodzinę żaru i blasku, bijących od zapalonej menory (siedmioramiennego liturgicznego świecznika). Teraz pragnę zająć się luźniejszymi, a niekiedy wręcz pretekstowymi odniesieniami do historii o Golemie. Jej najgłośniejszym, choć dość swobodnym opracowaniem epickim okazała się powieść Gustava Meyrinka, do której pierwszego wydania z 1915 roku litografie sporządził Hugo Steiner-Prag. W ujęciu austriackiego pisarza, który wiele lat spędził w Pradze, jest to rozgrywająca się u schyłku panowania Habsburgów modernistyczna przypowieść o zagubieniu jednostki w labiryncie osaczających ją zdarzeń z pogranicza jawy i snu, w czym dopatrzyć się można prefiguracji świata znanego z utworów prażanina Franza Kafki. Jednocześnie pod wpływem rozpowszechnionego wówczas zainteresowania filozofią indyjską ( narrator oddaje się lekturze żywotów Buddy Gautamy) pojawia się motyw odkupienia i łańcucha wcieleń, dzięki którym mityczny Golem odradza się co 33 lata. Będąc przykładem egzystencji pozbawionej wymiaru duchowego, staje się on alegorią zjawiska kryzysu osobowości oraz utraty własnej tożsamości, albowiem śniący obcy sen narrator cofa się właśnie o 33 lata i wskutek przypadkowego wejścia w posiadanie cudzego kapelusza, zaczyna identyfikować się z historią jego właściciela, czterdziestoletniego mężczyzny, przeżywającego kryzys połowy życia, a zarazem ogołoconego z indywidualnej pamięci w rezultacie leczenia psychiatrycznego. Pojawiający się w jego życiu Golem nabiera znamion wizji towarzyszącej procesowi inicjacyjnej przemiany i jest zwiastunem wewnętrznego przebudzenia (tak to interpretuje sędziwy kabalista, będący w jednej osobie duchowym przewodnikiem oraz personifikacja Przeznaczenia, czuwającego – niczym prorok Eliasz – nad wypełnieniem się losów świata). Poza tym uznać go można za alter ego bohatera, cierpiącego na rozdwojenie jaźni, a to dlatego, że materializuje mroczna stronę ludzkiej natury, sferę instynktów, wypartych pragnień, lęków i zbrodniczych skłonności, składających się na alternatywną, nieakceptowaną przez świadomość postać życiorysu. Z tych powodów Golem miał być przez swego twórcę ożywiany wyłącznie w dzień, a na noc unieruchamiany, aby zapobiec zagrożeniom ze strony drzemiących w nim destrukcyjnych mocy. Dostrzec w tym można zarówno przejaw literackiego oddziaływania powieści Roberta Stevensona „Dr Jekyll i Mr. Hyde”, jak i powstających w tym samym czasie teorii psychoanalitycznych. Rysopis Golema (żółta skóra, wydatne kości policzkowe, skośne oczy) zdaje się wskazywać, że u Meyrinka jest on ponadto uosobieniem obiegowych wyobrażeń na temat innego, obcego. Zarówno do powieści Meyrinka, jak i dramatu Leiwika, a także innych utworów, których światem przedstawionym rządzi logika snu („Sklepów cynamonowych” i „Sanatorium pod klepsydrą” Brunona Schulza, „Po tamtej stronie” Alfreda Kubina oraz „Kolonii karnej” Franza Kafki), odwołał się Waldemar Zawodziński w swoim autorskim przedstawieniu „Golem”, zrealizowanym w Teatrze im. Norwida w Jeleniej Górze (premiera 14 grudnia 1986). Nieoczekiwanie natomiast dość wierną nie tyle literze, co duchowi prozy Meyrinka, odczytanej przez pryzmat Kafki, okazał się film Piotra Szulkina z 1979 roku. Jego akcja przeniesiona została do bliżej nieokreślonej przyszłości po atomowej katastrofie, kiedy totalitarne rządy nad światem objęli fanatyczni uczeni. Tworzą oni replikę, dziś powiedzielibyśmy klon istniejącego niegdyś Anatazego Pernata. Jego nowe wcielenie odznacza się wrażliwością i dobrocią, sprawiającymi, iż jest całkiem nieprzystosowany do brutalnych warunków otaczającej rzeczywistości, dającej znać o sobie między innymi za pośrednictwem obskurnej scenerii. Tragiczne zagubienie bohatera każe myśleć o jego powinowactwie z kafkowskim Józefem K. Ostatecznie usuwa się ze świata, w którym nie ma dla niego miejsca. Przedtem jednak niechcący tchnie życie w wypalonego z gliny Golema, który przywłaszczy sobie jego postać i przejmie władzę, stając się demagogicznym dyktatorem. W równie nieodległej przeszłości, a konkretnie w latach dziesiątych naszego stulecia (wspomina się pacyfikację Groznego sprzed 20 lat), w atmosferze ogólnego rozprzężenia jakie zapanowało w zjednoczonej Europie, toczy się akcja sensacyjnej powieści Andrzeja Sepkowskiego „Czas Golema” z 2000 roku, reprezentującej gatunek z pogranicza fantastyki politycznej i naukowej. Wspomniany kryzys prowokuje, a następnie wykorzystuje demoniczny profesor Gold dla urzeczywistnienia zbrodniczej utopii o społeczeństwie udoskonalonym pod względem eugenicznym. W postaci tej rozpoznać można typ maniakalnego uczonego-milionera, dążącego do zagłady świata, znanego z powieści Iana Fleminga i ich wersji ekranowych o przygodach agenta Bonda. Dla realizacji swych celów Gold posługuje się zmodyfikowany za pomocą elektronicznych urządzeń cyborgami, zwanymi tu implantami, co sugerowałoby pewne pokrewieństwo z tworem Frankensteina, o którym zresztą kilkakrotnie się napomyka. Jeden z nich jest tytułowym bohaterem, który pod wpływem wydarzeń doświadcza przemiany i z bezwolnego narzędzia przeobraża się w nieustraszonego mściciela, w pojedynkę wymierzającego sprawiedliwość fanatycznemu naukowcowi za krzywdy własne i podobnych sobie „janczarów”, rozdzielonych z rodzinami, a także wywołany przezeń kataklizm. Ponadto w narracji Sepkowskiego, utrzymanej w erudycyjnym tonie, przywołani zostają właściwi twórcy golemów: Elijah z Chełma oraz praski Jehuda ben Bezalel. Z kolei Stanisław Lem w swej przygodzie z legenda o Golemie uciekł się do swoistej mistyfikacji, nie po raz pierwszy występującej w jego eseistyce. Zrazu, ukrywając się pod personaliami Irvinga T. Creve’a wydał w zbiorze ”Wielkość urojona” przedmowę do nieistniejącej książki. W jakiś czas potem ukazał się „Golem XIV” jako apokryficzna publikacja Indiana University z 2047 roku. Oprócz przywołanego wstępu, w jej skład weszło posłowie równie fikcyjnego profesora Richarda Poppa oraz dwa wykłady tytułowego Golema, czternastego z kolei superkomputera, którego kryptonim był skrotem od anglojęzycznego General Operator, Longrange, Ethically Stabilized, Multimodelling (Główny Operator Linii informatycznych Etycznie moderowany Mózg elektronowy). Na przekór swym wojskowym konstruktorom, elektronowy Golem buntuje się i z odgórnie zaprogramowanej maszyny przeistacza się w niezależnego myśliciela, zajmującego się fenomenem inteligencji, zarówno tej biologicznej, jak i sztucznie generowanej, a następnie zrywa wszelkie kontakty z ludzką cywilizacją. Na koniec pragnę zająć się domniemanymi lub faktycznymi współzależnościami pomiędzy przypowieścią o Golemie a niektórymi watkami powszechnej literatury. Motyw niezdolności do zapanowania człowieka nad rozpętanymi przez niego samego żywiołami stanowi oś fabularną ballady Johanna Wolfganga Goethego „Uczeń czarnoksiężnika”, przy czym relacja uczeń – Mistrz przywodzi na myśl tę, jaka łączy rabina Loewa i Stwórcę. Do utworu niemieckiego poety nawiązał niewątpliwie Singer w wątku dotyczącym nadgorliwości z jaką Golem spełnia powierzone mu prace porządkowe. Ta jego cecha udzieliła się również synagogalnemu służącemu – szamesowi Abrahamowi – z omówionego powyżej spektaklu Moni Ovadii, w którego jednej ze scen doświadcza on cudownego rozmnożenia wiader i mioteł, których obsłudze nie jest w stanie podołać niczym bohater Goethego powstrzymać oszalałe tykwy z wodą. Z kolei Zbigniew Bitka i Krystian Kobyłka, autorzy przedstawienia „Golem” w krakowskim Teatrze Lalki, Maski i Aktora „Groteska”, motywem przewodnim uczynili przygodę dwojga adeptów sztuki lalkarskiej, którzy pod nieobecność właściwego animatora wprawiają w ruch martwe kukiełki, które zaczynają żyć własnym życiem, za nic mając ich polecenia. W przypadku doktora Frankensteina i stworzonego przezeń sztucznego człowieka, to zapożyczenia dotyczyły nie tyle powieści Mary Wollstonecraft Shelley, która zainspirowała się podaniami o cmentarnych rabusiach z Ząbkowic Śląskich, po niemiecku nazywających się Frankenstein, co jej ekranizacji, powstających w okresie, kiedy znane już były i cieszyły się znaczną popularnością przytoczone filmy Wegenera. Poza tym pamiętać należy, ze o ile w tradycji żydowskiej Golem jest naśladowaniem duchowego aktu kreacji, to spreparowany z wykradzionych zwłok twór Frankensteina stanowi czysto materialną imitację wcześniej istniejącego bytu. Niewykluczone natomiast, iż mit o Golemie wraz z wizją Nabuchodonozora ze starotestamentowej Księgi Daniela (Dn 2,32-35), dostarczyć mogły pomysłu Denisowi Diderot, aby potęgę opartą na sile militarnej, a jednocześnie zacofaną cywilizacyjnie i ekonomicznie, określić mianem „kolosa na glinianych nogach”. Skądinąd sam Golem przybrał podobną formę w posagu, który w pierwszej połowie ubiegłego wieku wyszedł spod dłuta Henryka (Henocha) Glicensteina.