Jak znaleźć suma w rzece? - Portal Muskie.Pl

Transkrypt

Jak znaleźć suma w rzece? - Portal Muskie.Pl
Portal Muskie.Pl
Jak znaleźć suma w rzece?
Autor: Jacek Jóźwiak
Poradnik o szukaniu sumów w rzekach dużych i mniejszych. O obyczajach i
wędrówkach tej ryby, o jej żerowaniu i odpoczynku - czyli żerowiska i ostoje oraz trasy między nimi. O
tym, że w poszukiwanie tych ryb konieczne jest włożenie sporego wysiłku, ale znalezienie wąchali wcale
nie jest takie trudne.
Temat złożony. Jak to z rzekami i rybami bywa. Inaczej i w innych miejscach szukać się go będzie w
rzekach mniejszych, takich jak Nida, dolny San i Wieprz, Pilica, Orzyc, Noteć, Regalica, dolny Bóbr,
inaczej na pełnych wodach Wisły, Odry, Warty, Narwi, Bugu.
W małych rzekach sum bywa o wiele bardziej ostrożny, rzadko ujawnia swoje żerowiska i należy
nastawić się głównie na szukanie go w jego ostojach, miejscach dziennego pobytu, aczkolwiek
wypatrzenie żerowiska - co się z rzadka przytrafić może cierpliwemu spinningiście - albo obłowienie
potencjalnych i charakterystycznych miejsc potencjalnego żerowania, zaowocować może zdobyczą. Na
miarę tych rzek, choć przecież i w nich znaleźć można olbrzymy, aczkolwiek sytuacja to nie w pełni
typowa. Sum jednak należy do największych wagabundów, wędrowców - i za pożywieniem przemierza
wielkie obszary rzek macierzystych, zapuszczając się niekiedy i pozostając na dłużej w mniejszych
dopływach.
10 km w ciągu nocy, to dla dużego suma "małe piwo". Bez względu na to, czy rzeka jest niewielka, czy
ogromna jak Wisła. Na rzekach największych - w najbardziej żerowiskowe noce i dni, kiedy usłyszeć
można słynne "kwokanie" tych wspaniałych drapieżców - sumy ważące od 20 kg w górę w ciągu
kilkunastu godzin umieją przepłynąć kilkunastokilometrowe odcinki.
Stosunkowo nieliczna grupa spinningistów specjalizuje się w nocnych połowach. Jeszcze kilkanaście lat
temu nie wyobrażano sobie takiej formy spinningowania. Dziś nocnych spinningistów jest już spora
grupa i jest im łatwiej wypatrzyć żerujące ryby. To, co mogą dostrzec i co wypatrzyć - jako ludzie
mobilni - nie jest dane polującym na sumy z gruntowej zasiadki czy żywczarzom.
Sum żeruje głownie w nocy - dzienne "odbicia" co prawda miewa i potrafi wyjść na dość długie patrole
żerowe, przemieszczając się tuż pod ławicami uklei, ale zasadniczo nie oddala się przesadnie od swoich
dziennych "mateczników". Szukanie w mniejszej rzece podzieliłbym na dwa "spacery". Nie da się bowiem
poszukać sumów za jednym zamachem. Żeby poznać rzekę, w której dość licznie czy licznie występują
sumy, konieczne jest odbycie długiego, dziennego spaceru ze spinningiem uzbrojonym w cięższą główkę
jigową i po zlokalizowaniu wszelkich jam i dołów sąsiadujących z obfitymi ławicami wierzchówek
powtórzyć tę wędrówkę nocą - najlepiej bez wędki, za to z długimi posiadami na odkrytych za dnia
miejscach.
Dzienny spacerek można - nawet jest to zalecane - odbyć spływając na jakimś pontonie czy w łodzi
wiosłowej, co zawsze pomaga we wszechstronnym poznaniu koryta rzeki. Nocą takiej formy nie zalecam
- chyba, że ktoś jest bardzo zaawansowanym wodniakiem i potrafi opanować swoje szaleństwa. Ale i tak
lepiej "posiady" czyli co najmniej kilkunastominutowe, półgodzinne obserwacje z jednego miejsca
czynić, cumując do brzegu, aniżeli rzucając kotwicę w nurcie. Poszukiwania w mniejszych rzekach
Czego szuka się za dnia, penetrując niewielką rzekę... Rzecz jasna, marzeniem jest dostrzeżenie
spławiającego się czarnego drapieżnika. Sumy za dnia "biją" bardzo rzadko, najczęściej ich prezentacja
polega na bezgłośnym wynurzeniu nad wodę całego grzbietu, często od głowy do ogona... Ta
bezgłośność jednak dla otwartego na przyrodę wędkarza nie jest specjalnym problemem - dostrzega on
takie wyłożenie się suma, podobnie jak to się dzieje, kiedy zauważa się przelatującą w nocnej ciszy sowę
czy pojedynczego nietoperza przefruwającego w okolicy. Szuka się potencjalnych sumowych
mateczników - czyli głębokich (tu już obowiązuje relatywizm, czyli dopasowanie pojęcia "głęboki" do
rozmiarów rzeki) dołów, najlepiej z zatopionymi konarami zwalonych drzew - byle nie była to
tegoroczna "świeżyzna". Kiedy takie potencjalne stanowisko suma się znajduje, trzeba je sobie
zanotować w pamięci, spenetrować zbyt ciężkim jigiem - najczęściej go się urywa - można też
narysować sobie plan swojej wędrówki, co jest wskazane, aczkolwiek pracochłonne.
Cóż to znaczy "potencjalne stanowisko" - otóż musi ono sąsiadować z obfitymi w drobnicę miejscami na
rzece - jakieś rozległe bystrze przed czy za dołem, w której siedzą prądolubne kiełbie i jelce... Jakaś
przykosa, także obfitująca w rybi drobiazg... Najlepiej będzie, jeśli sumowa ostoja bezpośrednio graniczy
http://muskie.home.pl
Kreator PDF
Utworzono 4 March, 2017, 15:22
Portal Muskie.Pl
z takim "wyżerkowym" miejscem, zaś najlepiej, kiedy w pobliżu, już niekoniecznie na bezpośrednim
styku, znajdzie się kilka takich stanowisk, a już najlepiej, jeśli nad samym dołem pływają ukleje w sporej
masie. Tu, za dnia, ogromną pomocą mogą okazać się bolenie, gdyż to właśnie one są najlepszymi
"lokalizatorami" wierzchowego drobiazgu.
Tam, gdzie bije boleń i w pobliżu znajduje się głębokie, rzeczne ploso, znajduje się tez potencjalne,
dobrze rokujące stanowisko dużego suma. Prawdopodobieństwo jego występowania wzmaga się, jeśli z
napływowej i zapływowej stronie jamy rzecznej znajdować się będzie dość głęboka rynna (na niewielkiej
rzece to znów pojęcie relatywne) z których mogą drobnicę uwijającą się na płyciznach atakować z
ukrycia te wielkie głodomory i nie być widzianym przez drapieżniki z lądu, w tym przez ludzi.
Po przejściu bez specjalnego pośpiechu kilkunastu kilometrów za dnia, warto wędrówkę tę powtórzyć w
nocy. Tym razem będzie to spacer od punktu, do punktu. O ile podczas drogi można przyświecać sobie
latarką - polecam lampki czołowe, są niezastąpione - o tyle do miejsc, gdzie przyjdzie przysiąść na 1520 minut radzę (wszak na małych rzekach sumy są nadzwyczaj ostrożne) dojść bez świecenia i bez
hałasu, a jeśli noc jest ciemna, to sugeruję maleńkie latarenki kieszonkowe lub wręcz breloczkowe z
minimalną intensywnością światła... Ot, żeby się nie wywalić, nie przydeptać suchej gałęzi. Latarka
czołowa z regulowanym (płynnym lub stopniowym) natężeniem światła jest, co prawda, droga, ale nocny
spinningista powinien mieć ją w swoim arsenale. Ci, którzy odbędą swój pierwszy sumowy hol bez
lampki na głowę, kupią ja natychmiast po tym holu, choćby się mieli zapożyczyć.
Czego wypatrywać w ciemnościach... Cóż, jak zawsze, najlepiej prezentacji sumowego cielska. Jeśli
rzeka nie jest nadzwyczaj często odwiedzane przez ludzi, można z rzadka zobaczyć i usłyszeć łomot,
charakterystyczny dla gwałtownego ataku grubej ryby. Niestety, na niewielkiej rzece nie zawsze
drapieżnik ma możliwość rozpędzenia swojego cielska do takiej prędkości, żeby swoje potężne cielsko
wywalić na powierzchnię... Częściej usłyszeć można zawirowanie na wodzie i usłyszeć owe legendarne
"kwokanie", czyli odgłos wody zasysanej wraz z powietrzem - przypomina on cmokanie wielkiego karpia
lub wyjątkowo potężnego okonia uganiającego się za okoniem. Zresztą samo słowo "kwok", które
oznacza urządzenie do wabienia sumów, jest dźwiękonaśladownictwem...
Na rzekach częściej odwiedzanych przez ludzi oraz podczas niezbyt intensywnego żerowania sumy
rzadko pokazują się na powierzchni, niezmiernie rzadko "kwokają", natomiast ich ataki łatwo odróżnić od
sandaczowych napaści. Sandacze w większości przypadków atakują całą ławą - jeśli to takie niewielkie,
dopiero co konsumpcyjne sztuki, to nawet sporą watahą. Drobnica, uciekając przed nimi, wyskakuje
znad wody szerokim wachlarzem, opisywanym w okoniowo-jeziornych przez Putramenta i innych
dostojnych wędkarzy pamiętających czasy mazurskiej obfitości. To raczej zachowanie stadne, nie zaś nie
dająca się opanować panika. Szelest wiosennego deszczyku, a nie wielkie kulki grady walące się o
wodę... Ucieczka przed potworem wyłaniającym się z głębiny jest absolutna paniką. Atakowane rybki
wyskakują wysoko, na różne strony. Rzecz jasna wyskakują z inną intensywnością - największa panika
widoczna jest od strony wielkiej mordy, najmniejsza od grzbietu i ogona.
Znalezienie ostoi wąsala i jego żerowisk to podstawa, jeśli chce się ryby te łowić regularnie w mniejszych
rzekach. Wbrew pozorom, często właśnie tu, podczas dzienno-nocnego rozpoznania, zlokalizować je
łatwiej niż w wielkich, rozległych rzekach.Poszukiwania w dużych rzekach
Wielkie rzeki Polski - takie pojęcie istnieje w świadomości wędkarskiej. Zalicza się do nich przede
wszystkim Wisłę i Odrę, bez wahania dodaje się Bug i Narew oraz Wartę. Niektórzy zastanawiają się, czy
można do tej piątki dodać na przykład przyujściowy odcinek Sanu...
Proponowałbym przyujściowe odcinki średnich rzek, nawet do 2 km w górę, po prostu włączyć w strefę
poszukiwań suma na wielkich rzekach. Spokojnie można je traktować identycznie jak wszelkiego rodzaju
łachy, wiecznie połączone z korytem starorzecza i głębokie kanały - do nich także docierają sumy
wędrujące w poszukiwaniu dobrych żerowisk.
Wspólną cechą piątki naszych największych rzek, nieodmiennie kojarzoną z sumem, są niewątpliwie
faszynowo-kamienne umocnienia hydrotechniczne - opaski chroniące brzeg przed wymywaniem oraz
ostrogi i agrafki odsuwające główny nurt rzeczny w głąb koryta. Aby ujednolicić pojęcia - ostroga bywa w
różnych stronach kraju nazywana główką, półtamką, półjazem... Agrafka - klatką, ukośnikiem,
trójkątem... Fachowo wszystko są to odbojnice nurtowe mające w założeniach chronić brzeg przed
podmywaniem oraz na rzekach żeglownych powodować utrzymywanie się drogi wodnej na wytyczonym
przez hydrotechników szlaku najsilniejszego przepływu...
http://muskie.home.pl
Kreator PDF
Utworzono 4 March, 2017, 15:22
Portal Muskie.Pl
Jakkolwiek by traktować założenia inżynierskie, to poza Odrą coraz mniej pełnia one swoją rolę, ale dla
wędkarzy są wciąż miejscem niemal kultowym. Nie odnawiane, bywa, że i od dziesięcioleci, poddały się
rzekom, zostały rozmyte, rozwleczone, przez niektóre opaski przelała się woda i to, co niegdyś było
brzegiem oddaliło się daleko na rzekę. Niektóre umocnienia przykrył piach, wyrosły nad nimi wielkie
drzewa... Ale bywa tak niekiedy, że po 20 latach jakaś kolejna wielka woda zmiecie znad nich ląd,
wyrwie doły, odsypie przykosy i znów staną się one celem wędkarskich pielgrzymek...
Padły w jednym akapicie aż dwa religijne określenie - kultowe oraz pielgrzymki... Bo tak to jest, że
łowiska, w których padnie kilka wielkich sumów, zaludniają się - bywa, że i na wiele lat - że docierają do
nich wędkarze z odległych okolic. Tak było kiedyś z Kuligowem na Bugu, z Gąsiorowem na Narwi, czy
Grochalami na Wiśle. Do dzisiejszego dnia jeździ się w te miejsca, choć rzeki je zasypały, choć wypłyciło
się znacznie, a główny nurt znalazł się pod drugim brzegiem. O dziwo, od czasu do czasu dochodzi wieść
o złowieniu tam dużego wąsala - może tak się zdarzyć, ponieważ sum to włóczęga, nocą bardzo chętnie
penetrujący płycizny, poza tym do dnia dzisiejszego nastawionych na sumy wędkarzy więcej jest niż na
innych odcinkach rzeki.
Ostrogi i agrafki - jeśli w ich pobliżu przepływa silna struga nurtowa, to przed nimi, jak i za nimi mogą
utworzyć się bardzo głębokie plosa, głębie, w które zazwyczaj wysoka woda nanosi zatopione drzewa, z
których wymywa piachy i namuły do tzw. opoki, czyli do wielkich głazów i skałek, które we wszystkich
wielkich rzekach tkwią wciąż w korycie. I właśnie w takich skonstruowanych przez człowieka
stanowiskach, oraz wszędzie tam, gdzie rzeki obywają się bez inżynierów, można odszukać sumowe
mateczniki, czyli dzienne ostoje tych drapieżników. Ale...
No właśnie, przez lata obcowania z wędkarzami wiem, że większość z nich poszukuje właśnie takich
stanowisk i marzy o tym, by poznać ich jak najwięcej i jak najwięcej w nich łowić. Osobiście odradzam choćby przez to, ze sum w swojej ostoi nie jest rybą towarzyską i raczej nie toleruje obecności sąsiadów
tego samego gatunku i wielkości. I choć zdarzają się stanowiska o ogromnej ilości pojedynczych
kryjówek, to jedynie tam, gdzie ukrywa się pod wodą jakieś ewidentne zwałowisko zatopionych drzew i
podwodnych głazów, kilka sumów jakoś się pogodzi z bliskim, wzajemnym sąsiedztwem. Mowa, rzecz
jasna o pełni sezonu, w chłodnych porach roku bowiem sumy potrafią się w swoich zimowiskach ustawić
wręcz na gęsto, skąd wyciągają je szarpakami różnego autoramentu sukinsyny.
Legendarne sumowe miejscówki, o których wspominałem wyżej, czy może raczej - odcinki rzek - są to
stanowiska, w których pobliżu takich ostoi znajduje się wiele. Przypominam przy tym, że sum jest
największym wagabundą, czyli wędrowcem na rzekach (nie chodzi tu o wędrówki tarłowe, a o codzienne,
"żarciowe" szlajanie się od stołówki do stołówki), więc termin "w pobliżu" oznaczać może kilka
kilometrów w dół i w górę rzeki. Na odcinku, na którym łowi się te ryby w większych ilościach, ściąga je
jedno - obfitość pożywienia. No, może jednak nie tylko to, wszak nagromadzeń drobnicy na wielkich
rzekach można znaleźć bardzo wiele...
Co, poza żarciem, potrzebne być może rybie, która do takiej "stołówki" płynie niekiedy kilka kilometrów?
Płynącemu łodzią wędkarzowi potrzebna jest stopa wody pod kilem, a najlepiej, jeśli to będzie kilka stóp.
Wielkiemu cielsku suma niezbędna jest stopa wody nad grzbietem, a jeszcze lepiej, kiedy tych stóp jest
kilka...
Ci, którzy znają osobiście, czy o obecnie kultowych łowiskach sumowych tylko słyszeli, mogą podczas
kolejnej bytności przysiąść sobie na jakiejś wysokiej burcie czy skarpie - i przez pół godziny pogapić się
na wodę i podjąć próbę przeanalizowania łowiska...
W ciemno mogę napisać tak: wysoka burta czy nawet skarpa znajdzie się w 90% uznanych za dobre
łowisk. Każda wyższa woda bić będzie bowiem w brzeg i wymywać tuż przy nim głęboką rynnę. W
niedalekiej odległości od brzegu przepływać będzie wyraźna, silna i głęboka nitka nurtowa - na odcinkach
umocnionych biec ona będzie wzdłuż szczytów główek albo wzdłuż opaski brzegowej...
I ta wyrazista (niekoniecznie główna) struga silnego nurtu jest warunkiem do tego, by jakiś szczególny
odcinek rzeki z miejscami, gdzie znaleźć można wielkie nagromadzenia drobnicy, stał się sumową
placówka zbiorowego żywienia. W tym roku jest okazja, by rzeki obejrzeć sobie dokładniej, niż
kiedykolwiek. Okaże się na niżówce, że wcale nie tak wiele jest długich na kilka kilometrów nurtowych
rynien ciągnących się wzdłuż brzegu...
Zresztą i wobec takich rynien trzeba mieć specyficzne wymagania - po pierwsze, nie może być to twór
nowy, powstały dopiero na wiosennych zmianach koryta. W takie nowe stanowiska sum, rzecz jasna, też
http://muskie.home.pl
Kreator PDF
Utworzono 4 March, 2017, 15:22
Portal Muskie.Pl
wejdzie, ale będą to pojedyncze odwiedziny wąsatego birbanta, nie zaś stały, powszechny obyczaj...
Po drugie, rynna taka powinna mieć twarde wysłanie, kamienie, bardzo gruby żwir z otoczakami,
gliniasta lub iłowa płyta - czyli powinna być wymyta do opoki, co gwarantuje, że nie zostanie w
najbliższym odcinku zasypana piaskiem i wciąż stanowić będzie dla dużych drapieżników trwały szlak
komunikacyjny...
Jeśli proces silnego zapiaszczania się już zaczyna, to - mimo, ze drobnica pozostać tu może przez lata wielkie drapieżniki odejdą stąd bardzo szybko.
Czego jeszcze warto poszukać w takich rynnach oraz w pobliżu? Koniecznie ostrych spadków dna i
uderzeń wielkich boleni - nie chodzi tutaj o półtorakilowe sikuty uganiające się na piaszczystych
płyciznach, ale o naprawdę wielkie ryby, które atakują wierzchową drobnicę z ciemnych głębin. W
wędkarskim żargonie jest bowiem boleń uznawany za rybę szybkiego startu, czyli taką, która podczas
ataku rozwija ogromna prędkość - podobnie jak pstrąg czy łosoś. Mały pstrąg i mały boleń nie
potrzebują głębi, aby zaatakować pojedynczą rybkę na płyciźnie - jednak te same kilka machnięć
ogonem w wykonaniu rapy czterokilogramowej potrzebują grubej warstwy wody...
Jeśli więc na obserwowanym odcinku rzeki zobaczy się ataki wielkich boleni wzdłuż brzegowych burt lub
daleko w warkoczach za główkami, to takie miejsce znakomicie rokuje także i dla suma. Zresztą dla
sandacza też - w większości kultowych łowisk sumowych łowi się wielkie sandacze, zdarzają się też
porządne, rzeczne szczupaki.
Kolejne wymaganie, które warto postawić rzece podczas obserwacji, to zróżnicowanie prędkości nurtu,
spora ilość zastoisk, cofek... Na odcinku, gdzie są ostrogi, ma się to "z urzędu", natomiast wcale nie jest
łatwo odnaleźć takie miejsca wzdłuż kamiennej opaski czy głównej rynny na całkiem dzikim odcinku
rzeki...
Ale jeśli tylko znajdzie się z pół kilometra, gdzie wodny świat stanie się zróżnicowany, gdzie
wspomnianym wyżej okolicznościom towarzyszyć będą jakieś ujażdżki - tak na Wiśle nazywa się
wszystkie formy poprzeczne do brzegu, "ujeżdżające" nurt i powodujące zastoiska, spowolnienia,
wsteczne prądy... Wiślani wędkarze na długich odcinkach równego uciągu sami budowali ujażdżki w
formie wiklinowych płotków, ale ujażdżką może być długa na kilkaset metrów ostroga, krótki cypel,
zwalone drzewo, ujście strumienia... Może być przykosa, szereg przykos, kamienna rafa, iłowa płyta,
pojedynczy głaz... O ile jednak za pojedynczą ujażdżką ustawić może się sandacz, szczupak, kilkukilowy
sum, to żeby odcinek wielkiej rzeki zamienił się w zbiorowe żerowisko sumów - rzeka musi być jak
najbardziej zróżnicowana we wszystkich możliwych płaszczyznach... I w głąb, i wzdłuż, i wszerz...
Reasumując sumowy odcinek rzeki - w sumie, czyli summa summarum, powinien on spełniać
następujące warunki... ciąg komunikacyjny pozwalający na przybycie tutaj drapieżników z odległości
kilku kilometrów zróżnicowane głębokości, a przede wszystkim sąsiedztwo głębokiej wody w pobliżu
płycizn, na których zbiera się drobnica, czyli głębokie partie stojącej lub wolno płynącej wody, gdzie
dobre warunki znajdują ogromne stada dorodnej uklei - plosa za główkami, głębiny za przykosami,
ujścia rzek lub łach i wejścia do starorzeczy
Najlepiej, żeby to wszystko znajdowało się na kilkusetmetrowym odcinku - a jeśli dojdzie do tego płyta
iłowa lub kamienna rafka za rynną od strony sródrzecza, zwalone drzewa przy wysokich burtach,
przykosy, które dopiero co zaczynają porastać wierzbiną... To wówczas blisko już do wędkarskiego
raju...
Warto poszukać miejsc, które spełniają kilka z podanych wyżej przesłanek. Nie jest to łatwe - być może
dlatego najwięksi sumowi specjaliści nie zajmują się od lipca do końca września niczym innym poza
ściganiem i łowieniem sumów. Wąsal na spinning wymaga letniej kampanii, przemyślanej, mądrej, z
pełnia wyrzeczeń i desperacji...
Choć przecież zawsze się może zdarzyć - tej ryby jest naprawdę sporo w wielkich rzekach. Nie jest to
jednak ryba przypadku. Zresztą spinningowe przypadki z sumem kończą się na ogół bzykiem hamulca,
śmiesznymi zmaganiami na zupełnie nieadekwatnym zestawie i kocia mordą spinningisty...
http://muskie.home.pl
Kreator PDF
Utworzono 4 March, 2017, 15:22

Podobne dokumenty