Sumowe noce - Portal Muskie.Pl

Transkrypt

Sumowe noce - Portal Muskie.Pl
Portal Muskie.Pl
Sumowe noce
Autor: Jacek Jóźwiak
O nocnym łowieniu sumów na spinning. Jak znaleźć miejsce? Jak rozpoznać obecność sumów w
nocnym łowisku? Co robić w różnych częściach nocy? Jak dobrać sprzęt i jakie wybrać przynęty? O
konieczności odbycia kilku wypraw zwiadowczych przez tą właściwą nocką.
Szacunku dla suma nauczyłem się od Ukraińców. Nie jest to szacunek wyłącznie dla ogromu i siły tej
wspaniałej ryby, lecz przede wszystkim mores dla wymagań, jakie stawia ona przed wędkarzem
chcącym świadomie, regularnie i etycznie ją łowić.
Sumowe nocki to nie łażenie na panienki - zwykł był mawiać jeden z moich kijowskich przyjaciół. Nie
wystarczy bowiem odszukać miejsca, w których wąsate drapieżniki prezentują swoje wdzięki, by zacząć
je łowić. Pierwszą rzeczą, którą uczynić należy, jest bardzo staranna "razwietka", zwiad, rozpoznanie.
Na wyprawy zwiadowcze przed sumową nocką zwykłem chadzać z najdelikatniejszym wędziskiem z
mojej kolekcji i pudełkiem najdrobniejszych woblerów. Tak się bowiem składa, że sumy lubią podobne
miejsca jak jazie i klenie. No, może nie jest zupełnie tak, ale pewne stanowiska w sumowych rewirach
zamieszkałe są - nawet na gęsto - przez te "rozrywkowe" ryby. Nie wybieram, rzecz jasna, terenów,
które chcę rozpoznać na chybił trafił, lecz odwiedzam odcinki rzeki słynące z opowieści o wielkich
wąchalach.
Idę więc sobie w dół rzeki, spinningując tu i ówdzie, a jednocześnie dając pilne baczenie na wszystko, co
dzieje się na wodzie. Nie klenie i jazie są moim celem, więc odpuszczam sobie zbyt gęsto rozstawione
ostrogi, pamiętając, że sum lubi przestrzeń.
Najpopularniejszym mitem dotyczącym króla rzeki jest lokowanie go we wszelkiego rodzaju zastoiskach i
spowolnieniach Tymczasem stwór ów, owszem, lubi jamy, doły, plosa za ostrogami, gdzie woda siłą
rzeczy spowalnia, ale warunkiem jego występowania jest także dość wyraźny nurt. Dzienna ostoja suma myślę oczywiście o dorosłej rybie - zapewnia mu nie tylko schronienie, ale także posiłek od czasu do
czasu. Czego szukam?
Szukam miejsc zróżnicowanych i przestrzeni. Pamiętam bowiem, że sumy są największymi bodaj
wagabundami pośród drapieżników. Ich trasy żerowe bywają bardzo długie, same ryby na obu stykach
dnia i nocy przemierzają ogromne odległości i w jednym miejscu nigdy nie przebywają zbyt długo. Nawet
jeśli napotkają podczas wędrówki na nieprzytomne bogactwo drobnicy, nie będą tam siedzieć
godzinami, tylko napełnią sobie nieco obwisły kałdun i wybiorą się w dalszą drogę. Koledzy, którzy zwykli
nadawać rybom cechy ludzkie, mawiają, że wąchale lubią bogato zastawiony stół, że pomiędzy daniami
rybnymi muszą przekąsić coś innego - jakiegoś raczka, robaczka czy żabę - by posiłek uznać za
satysfakcjonujący.
Przestrzegam zawsze przed antropomorfizowaniem ryb, ale pilnie wsłuchuję się w historie opowiadane
nad wodą, gdyż po oddzieleniu "frakcji baśniowej" można w opowieściach tych odnaleźć mnóstwo prawd.
Podczas zwiadu wyszukuję więc tych fragmentów rzeki, na których znaleźć można wszystko, co rzeka
ma do zaoferowania. Więc warunek sine qua non szczęśliwego polowania - czyli plosa o spowolnionym
nurcie, więc uskoki dna, spowolnienia, rafy, rynny, ujścia łach, zatoki, wrzynki brzegowe, itd., itp.
Jakie więc miejsce uważam za ideał sumowiska? Mam takie, rzecz jasna. Spróbuję je opisać w punktach:
- długa, stara, zalana i poprzerywana ostroga, za którą rzeka wybiła kilka bardzo głębokich dołów,
- wyraźne spowolnienie przed podstawą główki, tworzące tzw. klin zastoiskowy, ulubione miejsce
drobnicy - szczególnie wierzchówek,
- twarde wysłanie dna przed ostrogą,zapewniające dwie rzeczy ważne dla wąchali - po pierwsze
obecność kiełbi, jelców i drobnych kleni, po drugie - brak tzw. sypania, sum bowiem nie cierpi piachu w
skrzelach,
- obecność drobnicy przed przelewem bardzo uprawdopodobnia obecność sumów w plosie poniżej, gdyż
zapewnia "stałą dostawę" porwanych przez wart i ogłuszonych na przemiale rybek... Po nitce do kłębka
Podczas zwiadu przed sumową nocką nie można jednak wgapiać się w jedno miejsce. Dobrze rokująca
jama musi w stosunkowo bliskim sąsiedztwie mieć kilka miejsc, które mogą stanowić szlaki żerowe oraz
http://muskie.home.pl
Kreator PDF
Utworzono 4 March, 2017, 15:22
Portal Muskie.Pl
jadłodajnie. Niekoniecznie dzienne ostoje znajdować się muszą za budowlą wzniesioną ludzkimi rękami równie dobrze może to być kamienna rafa, iłowa płyta, wyspa lub półwysep oddzielający od rzeki łachę.
Ujścia łach to dla sumiarza miejsca wymarzone, ale nie należy się nimi sugerować i trzeba brać
poprawkę na wędrowny styl sumowego żerowania. "W sąsiedztwie" nie oznacza "pod nosem" - wąchal w
ciągu pierwszej części nocy potrafi zrobić kilka kilometrów, w zupełności więc wystarczy, gdy kilka
miejsc gromadzących ogromne ilości drobnicy znajduje się od plosa w odległości kilkuset metrów w górę
i w dół rzeki. Wąsaty drapieżca bywa częstym gościem na płyciznach, ale wędrować lubi wyrazistymi
rynnami. Moje obserwacja, a także doświadczenia kolegów z Ukrainy, bardzo wyraźnie pokazują, że o
zmierzchu sumy chętnie zbliżają się do brzegu. Jeśli więc przy wysokiej burcie za dobrze rokującą jamą
biegnie na dwa, trzy metry głęboka rynna o powolnym nurcie, to może to być to świetne miejsce na
rozpoczęcie sumowej nocki.
Rynny przybrzeżne wyścielone są na ogół niezbyt grubą, ale wyrazistą warstwą namułów. Żyją tam w
wielkiej ilości skorupiaki, larwy owadów i rozliczne kręgowce. Ogromny sum wybierze z osadów nie tylko
raka, chętnie też przegryzie jakiegoś robaczka, widelnicę czy nawet larwę małża lub pęczek tubifeksów.
Jednak nie drobne żyjątka są celem przybrzeżnych peregrynacji, a ryby nimi się żywiące, które także o
zmierzchu zbliżają się do brzegu. Sumy potrafią bardzo starannie przeszukać takie rynny - krąpie,
leszcze, certy czy płocie stanowią danie główne w menu króla rzeki.
Brzask na ogół sumy witają w oddaleniu od brzegu. Dobrze więc w trakcie poszukiwać odnaleźć takie
miejsce, gdzie od dziennej ostoi odbiegają dwie rynny - ta przybrzeżna i druga, śródrzeczna, biegnąca
na przykład wzdłuż kamienistej rafki, iłowej płyty czy twardej, ustalonej przykosy. Często widać o
świtaniu, jak nad powierzchnię takiej rynny wychylają się bezgłośnie leszczowe grzbiety, czy w delfinim
susie spławiają się niespecjalnie wielkie klenie. Tamtędy więc prowadzi pod koniec nocy i na początku
dnia żerowa trasa sumów. Taką podwodną stegną nie przepływa pojedynczy wąchal - to wspólna droga.
Ale wyprawa rozpoznawcza to nie tylko szukanie dobrze rokujących miejsc. To przede wszystkim
wypatrywanie bezspornej obecności tych ogromnych ryb. Sumy dość często pojawiają się na
powierzchni. Za dnia czynią to bezgłośnie - jest jednak w spławieniu tym coś tak hipnotyzującego, co
nakazuje ludzkiemu wzrokowi skierować się w kierunku tego zjawiska. Oto na powierzchni wody ukazał
się bąbel, wir, zbełtanie wielkich rozmiarów. To sum - co zdarza się nierzadko - wychynął z ostoi, by
cośkolwiek przekąsić. Albo nad wodą ukazuje się wąsata głowa, potem czarny grzbiet, jeszcze potem
zabawnie mała płetewka grzbietowa, by po długiej - tak się przynajmniej zdaje obserwatorowi - chwili
równie nieduży ogonek. Nie wiadomo, po co sumy w ten właśnie sposób prezentują swoją obecność - ja
przyjąłem, że to po prostu lubią - w każdym razie czynią tak czasami na swój pohybel.
Wieczorem, w nocy i o świtaniu sumowe prezentacje mają inny charakter. Towarzyszy im
charakterystyczny odgłos - tzw. kwokanie - podobny nieco do cmokania wielkich karpi, ale bardziej
głuchy, dudniący i niosący się dalej. Jeśli ktoś chce nauczyć się rozpoznawać ten dźwięk, warto, by
wśród rzecznej ciszy puknął kilka razy o powierzchnię wody słoikiem trzymanym za denko lub spróbował
wywołać ten odgłos przy pomocy kwoka. Łowienie sumów z pomocą tego urządzenia nie jest wędkarską
bajędą, wie o tym każdy, kto spędził letnią noc w pobliżu żerowiska sumów - najpierw słychać
pojedyncze kwokanie, potem dołączają doń następne. Na wyjątkowo obfitych żerowiskach odbywa się
istny koncert. Wprawne ucho potrafi rozpoznać wielkość wąsatej gęby. Trzy części nocy
Sumowa nocka to coś, co bardzo lubię. Lubię bowiem spędzać życie w komfortowych warunkach,
kocham się wysypiać, a także jeść gorące kiełbaski pieczone nad ogniem.
Sumową nockę zaczynam więc w pełni dnia od przygotowania obozowiska. Rozbijam namiot, moszczę
sobie legowisko, rozkładam sprzęt i wszystko, co w nocy powinienem mieć pod ręką. Nie boję się, że
zostanę okradziony, bowiem moje sumowiska leżą w okolicach zapomnianych przez Boga, ludzi i gołębie.
Prędzej odwiedzą mnie poczciwe dzikie świnie niż niepoczciwi ludzie. Choć i te wizyty bywają niemiłe dziki potrafią zeżreć wszystko, co do jedzenia się nadaje - łącznie z rybami - i na dodatek zrobić kupę na
plecak czy w ulubione pudełko woblerów.
Przed zwierzyną chroni ogień, zbieram więc w przybrzeżnych zaroślach chrust, dużo chrustu. Dopiero
potem zabieram się za wędkarskie sedno - montowanie sprzętu.
Mam trzy kije, których używam podczas sumowych łowów. Pierwszym jest Prince "Kettnera" o długości
330 cm i masie wyrzutu do 50 g, drugim Byron "Specialist" o długości 270 cm przeznaczony do przynęt
do 60 g i trzecim poczciwy Power Mash, o takiej samej długości i c.w. do 55 g. To solidne wędziska - dwa
http://muskie.home.pl
Kreator PDF
Utworzono 4 March, 2017, 15:22
Portal Muskie.Pl
pierwsze są niezbyt szybkie, trzecie jest sztywniejsze - o znakomitej amortyzacji, co w przypadku
zmagań z wąchalem ma duże znaczenie.
Kołowrotek zakładam solidny - najczęściej Shimano "Symetre" 4000 lub Daiwę "Regal Z" 4000 LB z
żyłką 0,35-0,40 mm lub trzydziestofuntową plecionką.
Przez pierwszą część nocy łowię na woblery płytko schodzące. Sum z wieczora jest rybą wybitnie
powierzchniową i chwytającą wszystko, co pojawi się na zawsze jaśniejszym tle nieba. Za najlepsze
uważam shakespearowkie Big S lub ich podróbki, niezłe są pękate bezsterowce "Corrado", żabki
"Kendika" oraz wykonane w domowym warsztacie tzw. małpie jaja. To woblery o kształcie wydłużonego
jajka kurzego, tejże wielkości, mocno dociążone i charakteryzujące się koszmarnie wściekłą akcją.
Pracują tak shizofrenicznie, że podejrzewam, iż sumy biją w nie z irytacji.
Pod koniec dnia obławiam okolicę sumowego dołu, o zmierzchu przenoszę się nad przybrzeżną rynnę, by
już po ciemku obławiać zastoiska, w których śpi drobnica.
Przed północą idę spać. Podejrzewam, że sumy także ucinają sobie drzemkę, bowiem przestają kwokać.
Budzę się na godzinę przed brzaskiem, zjadam cokolwiek i zakładam na koniec wędki wahadłówkę. Tylko
ona pozwala sięgnąć do śródrzecznej rynny. Zaczynam od najdalszego jej skraju, by za dnia znaleźć się
przy sumowej ostoi. A potem jeszcze z godzina snu i do domu.
Taktyka ta nie przyniosła mi ogromnych sumów na brzegu, ale kilka ponad dwudziestokilowych złowiłem.
Miałem też na wędce potwory mieszące dobrze ponad dwa metry, ale nie potrafiłem z nimi wygrać.
Myślę jednak, że nauczę się tego w nadchodzącym sezonie. Tak jak dwa lata temu nauczyłem się na
nocki brać dobrego kompana i solidną osękę. Bowiem ja sumów nie wypuszczam. Uwielbiam je zjadać czasami trwa to kilka miesięcy. Zamrażarka to wspaniałe urządzenie.
http://muskie.home.pl
Kreator PDF
Utworzono 4 March, 2017, 15:22

Podobne dokumenty