ARTYSTA, KTÓRY WŁADZY SIĘ NIE KŁANIAŁ

Transkrypt

ARTYSTA, KTÓRY WŁADZY SIĘ NIE KŁANIAŁ
ARTYSTA, KTÓRY WŁADZY SIĘ NIE
KŁANIAŁ
Lesław Czapliński
„Artysta, który władzy się nie kłaniał”
Trudno zachować pełny obiektywizm wobec filmu,
którego autor nie żyje i który okazał się zatem
ostatnim w jego dorobku. A więc do pewnego stopnia
mogącym zaważyć na sposobie w jaki zostanie on
zapamiętany.
W „Powidokach” Andrzej Wajda po raz kolejny po
„Człowieku
z
marmuru”
powraca
do
czasów
stalinowskich, na które przypadało i jego w sztukę
wstępowanie, tyle, że tym razem robotnika w
charakterze bohatera zastępuje wybitny artysta
malarz Władysław Strzemiński, przed wojną zresztą
komunizujący, czego w nowej rzeczywistości nie
zamierzał wykorzystywać. Gdy idzie o sztukę nie
potrafi on iść na żadne kompromisy i zaprzeczać swym
najgłębszym przekonaniom w tym zakresie
.
Wątki z tamtych czasów powracały ponadto i w innych
filmach tego reżysera: w „Popiele i diamencie”, w
„Pierścionku z orłem w koronie” oraz w „Katyniu”.
Ze swojego Bez znieczulenia” przeniósł natomiast
motyw osaczania wybitnej jednostki i stopniowego
wymykania się jej spod kontroli biegu wypadków, nad
którymi przestaje panować. A także powolnego
zaciskania się obręczy ideologicznego zniewolenia
i pętli grożącej unicestwieniem –
minister kultury Włodzimierz Sokorski pół żartem,
pół serio rzuci, że „należałoby wepchnąć go pod
tramwaj” (w rzeczywistości słowa te skierowane były
pod adresem kompozytora Witolda Lutosławskiego).
Film ukazuje zatem mechanizm staczania się po równi
pochyłej nie z własnej woli i winy, lecz wskutek
politycznych represji, wynikających z popadnięcia w
niełaskę u władz.
Usunięty z uczelni, z użyciem fortelu zostaje
dekoratorem, wykonującym portret Stalina, od którego
skądinąd prawie zaczyna się cały film, kiedy
Strzemińskiemu, pracującemu w swoim mieszkaniu nad
obrazem, kradnie światło gigantyczna podobizna wodza
rewolucji
, wciągana właśnie na
fasadę kamienicy. I od której zniszczenia zaczną się
jego problemy z władzą.
Co prawda wykonywaniem doraźnych politycznie
zamówień rysunkowych zajmowało się wtedy wielu, na
przykład ojciec szkolnej przyjaciółki mojej Mamy,
profesor i przez rok rektor krakowskiej ASP, co
wydało się, kiedy podczas przypadkowego ulicznego
spotkania z teki wysunęły się wizerunki radzieckiego
przywódcy.
W trakcie filmu regularnie powraca motyw
kamienicznego podwórza, które przemierza córka Nika
oraz zakochana w Strzemińskim studentka Hanna,
przepisująca jego opus vitae – „Teorię widzenia”. Na
koniec, zrażone przez niego, opuszczą go obydwie,
choć ujęcie z córką, nerwowo wygładzającą na nowo
zaścielone szpitalne łóżko, na którym dokonał żywota
jej ojciec, zamyka cały film. Drugim wizualnym
motywem przewodnim jest widok z okna mieszkania
bohatera na ulicę
, jeden z
ostatnich łączników z coraz bardziej obcym i wrogim
mu światem, którego nie chce i nie jest w stanie
zrozumieć.
Trudno bez uprzedzeń spoglądać na Bogumiła Lindę.
Stworzył wybitną rolę, ożywiając graną postać i
przydając jej wiarygodności
, choć
człowiekiem, po niefortunnych, by nie powiedzieć
skandalicznych wypowiedziach o reżyserze i filmie,
okazał się raczej marnym. Zarazem jednak niełatwo
jednoznacznie ocenić, czyja w tym większa zasługa?
Wajda zawsze potrafił wydobyć i wyzwolić z aktorów
pożądane emocje, znajdujące odpowiedni wyraz. Nigdy
też nie traktował ich na podobieństwo manekinów,
niczym te, które na sklepowej witrynie dekoruje
bohater, kiedy po raz drugi i ostateczny dosięgnie
go atak śmiertelnej choroby. Duże wrażenie wywiera
ponadto Bronisława Zamachowska jako Nika
, bezsilnie miotająca się pomiędzy
przywiązaniem do ojca, a lojalnością wobec matki,
wybitnej rzeźbiarki Katarzyny Kobro, porzuconej
przez niego i umierającej w samotności w przytułku.
W charakterze podkładu muzycznego reżyser posłużył
się doborem wyjątków z utworów Andrzeja Panufnika,
działającego w tamtej epoce i do czasu udania się na
emigrację niebędącego tak nieugiętym jak
Strzemińskim, lecz potrafiącego paktować z władzą i
jej oczekiwaniami, pisząc między innymi kantatę na
powstanie Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej,
co wytknął mu potem Stefan Kisielewski, gdy tamten
stroił się w togę Katona wobec kolegów, którzy
pozostali w kraju, bo nie mieli możliwości z niego
wyjazdu jak on.
Film nie jest może arcydziełem, ale po raczej
nieudanym „Katyniu” oraz „Wałęsie”, uznać go można
za wybitny i godnie domykający twórczość Andrzeja
Wajdy, bez konieczności stosowania jakiejkolwiek
taryfy ulgowej ze względu na całokształt.
„ Powidoki”. Reż. Andrzej Wajda. Scen. Andrzej Mularczyk. Zdj. Paweł
Edelman. Muz. Andrzej
Panufnik. Obejrzane dzięki uprzejmości p. Iwony Nowak w kinie Mikro.
.