Falkowski - O maszynach (przedmowa) , 88,30

Transkrypt

Falkowski - O maszynach (przedmowa) , 88,30
10
Przedmowa
Schemat narodzin pojęcia wyglądałby w uproszczeniu nie tak:
regularność (zegarów) / ruch (kosmosu) = zegar / kosmos >>
maszyna1 (regularna)
samoczynność (zabawek) / autonomia (organizmów) = automat /
organizm >> maszyna2 (samoczynna)
m1 + m2 = pojęcie maszyny
lecz tak:
regularność i autonomia zegarów (fakt-okoliczność) + mechanicyzm (wiedza) = pojęcie maszyny >> samoczynność / autonomia = automat / organizm (fakt-okoliczność)
Autonomia, sztuczność i jednostajność jako cechy pewnych
przedmiotów materialnych stanowiły być może niezbędne empiryczne
warunki pojawienia się nowego pojęcia. Nie znaczy to oczywiście, że
wszystkie one zawsze już odtąd współtworzyły jego treść. Określony
stopień regularności – poddający się zarazem ścisłym obserwacjom
i badaniom (w przeciwieństwie np. do oddalonych zwykle ciał niebieskich) – można czasem osiągnąć wyłącznie w obrębie artefaktów,
choć wyniki tych obserwacji pozwalają zazwyczaj opuścić sferę wytwórczości. Pojęcie maszyny – i jest to cecha wyraźnie odróżniająca
je od innych terminów stosowanych tradycyjnie w filozofii techniki –
zawsze szybko stawało się pojęciem rodzajowym, nadrzędnym (inne
byty przedstawiano jako typy maszyn; wszystko okazywało się jakąś
maszyną – nie ma tu akurat znaczenia, czy tradycyjnie mechaniczną,
czy nowoczesną maszyną cyfrową).
Słusznie przy tej okazji będzie się wskazywać na uwarunkowania
światopoglądowo-ideowe: walkę z pozostałościami średniowiecza czy
postępującą sekularyzację. Uogólnione pojęcie maszyny doskonale się
do tego nadawało (wystarczy porównać linię argumentacji Kartezjusza
i La Mettriego, by zauważyć wyraźną zależność między z a s i ę g i e m
„maszynizacji” i „ateizacją” filozoficznego projektu). Takie rozumowanie z pewnością wyjaśnia, d l a c z e g o od czasu do czasu tak chętnie posługiwano się pojęciem maszyny. Nie tłumaczy jednak, d z i ę k i
§1. Ogólne okoliczności powstania pojęcia maszyny
11
c z e m u, tzn. dzięki jakim elementom struktury pojęcia było to w ogóle możliwe. Krótko mówiąc: wyjaśnienie światopoglądowe zakłada
pojęcie już jako d a n e, nie troszcząc się o wewnętrzną konstrukcję
pojęcia i jej genezę. Nie negując bynajmniej n e g a t y w n o - p o l e m i c z n e j f u n k c j i pojęcia maszyny, trzeba więc też zawsze pamiętać o ź r ó d ł a c h j e g o p o z y t y w n e j t r e ś c i. Niepodobna tutaj
przecenić roli mechanicyzmu jako fundamentu ówczesnej wiedzy. Bez
postępującej matematyzacji poznania jako (odtąd) poznania wielkości, kształtu i ruchu „maszyna” nie mogłaby zyskać statusu kategorii
ogólnej i zarazem podstawowej. Przy czym samo owo uogólnienie niekoniecznie oznaczało całkowitą uniwersalizację (przybierającą postać
wspomnianego twierdzenia „wszystko jest maszyną”). Przeciwnie,
nierzadko dokonywano uogólnień jedynie częściowych, np. ograniczonych do obszaru materii (by tym silniej odgraniczyć to, co w porządku
maszynowym się nie mieści). W istocie związek między teologią a nowożytnym „maszynoznawstwem” nie daje się ująć w kategoriach postępującego wypierania, opartego na jednoznacznej rozłączności. Najważniejsi twórcy i orędownicy wczesnonowożytnego mechanicyzmu
nie musieli wcale przeżywać rozdarcia między wiarą i wiedzą: wierzyli
właśnie j a k o mechanicyści (broniąc zresztą zazwyczaj określonej
interpretacji mechanicyzmu jako argumentu w o b r o n i e religii).
Sam mechanicyzm z kolei – jako określona forma wiedzy – nie powstawał zapewne bez związku z wydarzeniami historycznymi, a ściślej: zmianami, jakie zachodziły w świecie otaczających ludzi przedmiotów. Z jednej strony, w XVI i XVII wieku po raz pierwszy na taką skalę
pojawiły się realnie jednorodne przedmioty o geometrycznych i zestandaryzowanych kształtach (m.in. dzięki reformie wojskowej książąt Orańskich pojawiły się znormalizowane działa i pociski armatnie).
Z drugiej równocześnie zachodzące przejście od gospodarki feudalnej
do gospodarki towarowej zainicjowało ujmowanie rzeczy w kategoriach miary i ilości2.
2
W bardzo przekonujący i systematyczny sposób opisuje te przemiany Wiesław
Ozon w swoim Powstaniu fizyki matematycznej (Wiesław Ozon, Powstanie fizyki matematycznej, WSP, Opole 1993). Rewolucja naukowa nie dokonała się dzięki odkryciom i wynalazkom, lecz polegała na „nowym sposobie określania i zestawiania już istniejących
12
Przedmowa
§2. Maszyny jako pojęcia
Nawet jednak niezależnie od rzeczywistej natury oddziaływania praktyki technicznej na kształtowanie się wiedzy naukowej nietrudno zauważyć, że w obrębie pojęciowości filozoficznej – mimo konsekwentnej uniwersalizacji pojęcia maszyny i rozszerzania jego zakresu poza
obszar samych tylko artefaktów – więź z najogólniej rozumianymi
u r z ą d z e n i a m i t e c h n i c z n y m i nie została nigdy zerwana. Powstające wciąż nowe typy maszyn – energetycznych, elektronicznych,
informatycznych... – choć niebezpośrednio, to jednak każdorazowo
uzupełniały i modyfikowały treść filozoficznego pojęcia. Maszyna już
nie tylko działa samodzielnie i regularnie, lecz także może ponadto
uruchamiać, produkować, przekazywać. Kategorie energii, produkcji
i informacji – w różnych zresztą konfiguracjach i nie zawsze wszystkie
razem – zaczęły współtworzyć sens maszyny-pojęcia.
Fakty te niejednokrotnie służyły jako argument na rzecz tezy
o m a s z y n a c h j a k o p o j ę c i a c h: człowiek tak naprawdę myśli
za pośrednictwem (za pomocą) tego, co sam w y t w o r z y. W wersji
rozszerzonej teza ta mówi po prostu o tym, co człowiek w świecie napotka. „Świat” od początku byłby poniekąd „pełen kategorii” i o tyle
też stanowiłby swoiste pole transcendentalne dla ludzkich działań
i myśli, pole zarazem całkowicie empiryczne i zmienne, zawsze jednak pierwotne i dominujące. Z tego punktu widzenia – jeśli przyjąć
raczej wersję zawężoną (ostatecznie człowiek jest bytem, który zwykle
napotyka to, co sam wytworzył, czyli – mówiąc wprost – uczłowiecza świat) – maszyny z istoty swej i nieuchronnie panują nad ludźmi.
Z tego punktu widzenia (relacji między maszynami i ludźmi) wszelka
przedmiotów” (tamże, s. 93). Na pytanie: „Dlaczego właśnie w tym czasie zaczęto dostrzegać w otaczającym świecie geometryczne struktury?” (tamże, s. 14) odpowiedź
brzmi: „Rozważania geometryczne mogą odnosić się do przedmiotów, które mają regularne formy i są jednorodne [...] Przedmioty tego typu pojawiły się w XVI i XVII wieku
na szerszą skalę” (tamże, s. 38). Tę nową klasę przedmiotów – jednorodnych, regularnych, dobrze wykonanych, a przez to „podatnych na ilościowe określenia” (tamże,
s. 49) – nazywa Ozon „materialnymi przedmiotami abstrakcyjnymi”, a za ich królestwo
uznaje „znormalizowany świat techniki” (tamże), zależny, rzecz jasna, od społecznych
warunków produkcji (stąd rola gospodarki towarowej i reformy artylerii).
§3. Pojęcia jako maszyny
13
zmiana s t a n u t e c h n i k i ma wówczas charakter jedynie ilościowy. Postępująca technicyzacja oznacza co najwyżej r o z w ó j a u t o n o m i c z n e g o ś w i a t a a r t e f a k t ó w. W różny sposób można
ten rozwój ujmować:
(1) jako ciągłą projekcję organów w sferę techniki (ręki na narzędzia; mięśni na wszelkiego rodzaju silniki: od zwierząt, przez koła
wodne, na silnikach odrzutowych kończąc; układu nerwowego i mózgu na sieci telekomunikacyjno-informatyczne oraz systemy planowania i zarządzania);
(2) jako eksterioryzację raczej funkcji niż samych organów (manipulacja – napęd / poruszanie – percepcja i myślenie);
(3) jako postępujące zapośredniczanie stosunku człowieka do
świata (cielesno-zmysłowego przez technikę w sensie wąskim, uczuciowo-afektywnego przez biurokratyczne techniki instytucjonalne, intelektualno-poznawczego przez stechnicyzowane nauki eksperymentalne);
(4) czy wreszcie jako zapośredniczanie, ale raczej relacji społecznych (pracy, moralności i polityki).
Rzecz jasna, mamy tu do czynienia z dopełniającymi się aspektami, nie zaś wzajemnie sprzecznymi opcjami. Wspólna wszak pozostaje koncepcja świata jako materialnego źródła sensów i kategoryzacji,
w tym także pojęcia maszyny. Aby uniknąć nieporozumień, zwróćmy
uwagę, że „antropologiczne” teorie eksterioryzacji i projekcji nie wykluczają zasadniczo a u t o n o m i c z n e g o charakteru techniki, która o tyle właśnie, tzn. n i e z a l e ż n i e o d p o c h o d z e n i a, każdorazowo określa kategorialno-operacyjne ramy naszego myślenia.
§3. Pojęcia jako maszyny
A jednak nie potrzeba wcale radykalnej krytyki idei „tego, co dane”
(nawet jeśli dane tylko jako wytworzone), by zauważyć, że wszystkie
napotkane artefakty nie są po prostu, tzn. bezpośrednio dane, lecz od
razu i przede wszystkim skonfrontowane z istniejącymi dotąd, czyli
zawsze już funkcjonującymi kategoriami i sensami. To banalne spo-
14
Przedmowa
strzeżenie każe np. dopuścić możliwość – o ile pozostaniemy przy interesującym nas pojęciu maszyny – m e c h a n i s t y c z n e j i n t e r p r e t a c j i m a s z y n i n f o r m a t y c z n y c h, i to wbrew wszelkim
zapewnieniom o ich radykalnie nowym charakterze, wbrew pozorom
odmienności. Nie jest wcale wykluczone, że m i m o całego postępu
technicznego i powstania nowych generacji urządzeń w istocie niczego
się od nich nie nauczyliśmy i rozumiemy je wciąż na wzór najwcześniejszych zegarów.
Jest to oczywiście dość mało interesująca wątpliwość z porządku
dyskursu i interpretacji; wskazuje ona już jednak na odmienny od dotychczasowego sposób potraktowania sfery zagadnień technicznych,
a stawiający pod znakiem zapytania przede wszystkim n i e z a l e ż n o ś ć tej sfery. Domniemanie autonomii i związanej z tym mocy
sprawczej (nawet jeśli pojętej w sposób transcendentalny) bierze się
z ogromu i złożoności wytworzonego obszaru artefaktów. Samo w sobie nie przeszkadza to przecież odwróceniu kierunku determinacji
(czyż zresztą nie jest uzasadnione traktowanie dzieła z perspektywy
jego twórcy?). Nie chodzi wszakże o naiwne stwierdzenie neutralności
środka, tzn. że technika, po pierwsze, jest tylko środkiem, a po drugie – i właśnie dlatego! – środkiem neutralnym, nieokreślonym co do
ewentualnych zastosowań. Technikę, maszyny, urządzenia należałoby
raczej wpisać w szerszą i bardziej pierwotną strategię, np. biologiczną
(zwłaszcza jeśli pamiętać o wykorzystywaniu prymitywnych narzędzi
przez zwierzęta)3. Cała przestrzeń artefaktów byłaby tyleż środkiem,
co w y r a z e m ekspansji i walki. Aby zrozumieć ich sens, sposób funkcjonowania i każdorazowe użycie, trzeba by się odwołać do tego ogólniejszego kontekstu: rywalizacji, przebiegłości czy – szerzej – samego
życia. Wysoki poziom rozwoju technicznego nie musi wykluczać wcale
drapieżności, a wysublimowane środki pozwalają rozwinąć jeszcze bardziej wyrafinowaną krwiożerczość. Witalistyczna logika techniki opiera
się na kategorii ekspresji będącej jednocześnie zawłaszczeniem. Życie
tyleż więc u ż y w a narzędzi, co dzięki nim i w nich d o j r z e w a.
3
Taką naturalizację techniki zaproponował choćby Oswald Spengler (Oswald
Spengler, Der Mensch und die Technik, C.H. Beck, München 1931).
§3. Pojęcia jako maszyny
15
Wbrew pozorom niedaleko od tego witalizmu do interpretacji
bardziej społecznych, kładących nacisk na elementy kulturowe raczej niż biologiczne. Zamiast „totalności” życia mamy oto pewien
system organizacji członków zbiorowości (a więc i organizacji ich
biologicznej egzystencji), który w określony sposób rozporządza każdorazowo dostępnym instrumentarium technicznym, wyznaczając
możliwe kierunki jego użycia i rozwoju. Owo rozporządzanie stanowi zarazem jedyną rzeczywistość tejże zbiorowości; w nim wyraża
ona własną naturę i aspiracje. Można twierdzić, że w odróżnieniu
od niektórych przynajmniej wersji witalizmu koncepcja organizacji
zbiorowej postuluje nieco większą złożoność poziomu źródłowego.
Na miejsce powszechnej i o tyle dość jednorodnej ekspansji, woli
zwycięstwa itp. wkracza skomplikowany system reguł współżycia
i komunikacji, metod poznania i rozumienia, krótko mówiąc: symboliczna struktura stosunków między członkami zbiorowości. O ile
więc życie kwantyfikując swój jednorodny żywioł, tzn. samo siebie,
o d r a z u i t y m s a m y m wyraża się w używanych środkach-narzędziach (powiedzmy, że dla jasności posłużyliśmy się tu możliwie
prostackim ujęciem witalizmu; bardzo rzadko życie rozumiano jako
tak niezróżnicowany żywioł), o tyle zbiorowość posiada ponadto
ś r o d k i s a m e g o w y r a ż a n i a, tzn. nigdy nie dysponuje swym
wyposażeniem technicznym w sposób bezpośredni; wyraża w nim bowiem nie tyle samą siebie, ile własny system symboliczny albo – mówiąc inaczej – wyraża się tam za jego pośrednictwem. W tym sensie,
oczywiście, pierwotnymi narzędziami są tak naprawdę właśnie te reguły i metody: p o j ę c i a j a k o m a s z y n y. Nie będzie w takim razie
bezzasadne twierdzenie, iż człowiek – rozumiany tu jako historycznie
określona zbiorowość – doskonale panuje nad maszynami, które zawsze jedynie ucieleśniają bądź urzeczywistniają aktualny stan społecznej struktury symbolicznej.
Złożoność tej struktury automatycznie prowadzi do kilku podstawowych problemów związanych z relacją między tym, co symboliczne,
i techniką, maszyną społeczną i urządzeniem technicznym. Jaki dokładnie charakter ma owo wyrażanie? Czy technika odzwierciedla n a
p r z y k ł a d a l b o p r z e d e w s z y s t k i m społeczną hierarchię?
16
Przedmowa
Czy jako wyraz utrwala status quo? Czego w strukturze symbolicznej
dotyczy wyrażanie: idei? stosunków ekonomicznych? relacji władzy?
Jak dokonuje się wyrażanie: w jaki sposób, za pomocą jakich procedur, w jakich miejscach i dzięki komu zachodzi selekcja środków technicznych? Pytania te wyraźnie świadczą o całkowitym zerwaniu z ideą
autonomii techniki, co więcej – mogą wręcz sugerować nieistnienie
jakiejkolwiek „logiki” czy to technicznego systemu, czy technicznego
rozwoju, niezależnej od determinacji społeczno-symbolicznej. Sugestia
dotyczyłaby zresztą nie tylko tzw. technik zorientowanych społecznie
(urządzeń komunikacyjno-rozrywkowych, systemów pedagogiczno-politycznych itp.), lecz także technik „przedmiotowych”: obszaru ich
zainteresowań i ingerencji, zastosowania, kierunków rozwoju, a co za
tym idzie – także konkretnych technologicznych rozwiązań4.
W tym momencie być może trzeba by porzucić sferę tradycyjnie
rozumianej techniki, by nieco bliżej przyjrzeć się samym urządzeniom
symbolicznym, pojęciom-maszynom określającym społeczną produk4
Bardzo ciekawą, pod każdym względem inspirującą koncepcję społecznej determinacji technicznej wiedzy i samej techniki – opartą na szczegółowych analizach wielu,
zwłaszcza współczesnych zjawisk – zaproponował Dieter Urban w Technikentwicklung:
zur Soziologie des technischen Wissens (F. Enke, Stuttgart 1986). Warto w tym miejscu
zwrócić uwagę na kilka najistotniejszych spostrzeżeń: (1) czynnikiem determinującym
nie są zwykle – co dość zrozumiałe – społeczne potrzeby; ale nie jest nim również – co
może mniej oczywiste – ani chęć zysku, ani wzrost produktywności, ani choćby ogólnie
pojęta efektywność (i tak np. manufaktury i wczesne fabryki wskazują raczej na dążenie
do kontroli i swobodnego dysponowania siłą roboczą, zob. tamże, s. 50); (2) obecnie
determinująca funkcja systemu społecznych reguł i instytucji wyraźnie wychodzi na jaw
w wielkich sieciach technologicznych typu energetyka czy transport; wielkich nie z racji
rozmiarów, lecz właśnie wysokiego stopnia uspołecznienia, tzn. zaangażowania wielu
społecznych subsystemów (polityki, gospodarki itd.) (tamże, s. 167); (3) więzi między
niektórymi subsystemami są na tyle silne, że tworzą one z czasem strukturalnie spójne
„techno-kompleksy” (Urban wymienia cztery: przemysłowo-wojskowy, energetyczno-przemysłowy, informatyczno-przemysłowy oraz medyczno-przemysłowy), w których
rozwój poszczególnych technologii całkowicie niemal określony jest przez stosunki
polityczno-administracyjne (w przypadku rozwoju np. technologii wojskowej zwraca
uwagę faktyczna obojętność na rzeczywistą wartość militarną projektów, porzucanie
większości badań w stadium prototypów, wreszcie promocja nowych rozwiązań w fazie
wstępnej wymagających poparcia państwa, z którym silna więź stanowi podstawę istnienia techno-kompleksu).
§3. Pojęcia jako maszyny
17
cję wiedzy. Równie ważne będą przy tym same narzędzia (przyjmujące
zinstytucjonalizowaną postać nauki), jak ich zmieniający się stosunek
do kwestii realizacji i zastosowań: nie tyle zatem ich techniczne użycie
(ucieleśnienie) po prostu, ile owo użycie jako wewnętrzny i konstytutywny element, czynnik ich rozwoju (nauka j a k o nauka stosowana).
Tym, co podlega ewolucji i przemianom, są przede wszystkim społeczne maszyny poznawcze, określające metody percepcji, dystrybuujące
idee, pojęcia i światopoglądy, organizujące poziomy wtajemniczenia,
miejsca i sposoby przekazu, wreszcie zapewniające skuteczny przekład
wiedzy na zastosowanie. Od astronomii politycznej w Egipcie, przez
europejskie uniwersytety i laboratoria przemysłowe, aż po militarno-naukowe megaprojekty typu Manhattan, przedsięwzięcia przemysłowo-badawcze genetycznych firm-instytutów notowanych na giełdzie5,
czy wreszcie „zarządzanie zmianą” jako świadectwo zastosowania
wiedzy do wiedzy i warunek uczynienia jej produktywną6 – wszędzie
tu mamy do czynienia z określoną organizacją społecznych funkcji poznawczych: zarówno wstępnego wyboru, percepcji oraz nazywania zjawisk, jak i ich kategorialnych schematyzacji czy wpisywania w szerszy
system znaczeń i celów. Pojęcia-maszyny nie są wcale mniej złożone
bądź zróżnicowane niż maszyny-pojęcia.
5
Warto pamiętać o różnicy między (1) tradycyjnym p r z y z a k ł a d o w y m l a b o r a t o r i u m p r z e m y s ł o w y m, w którym albo szukano optymalnych rozwiązań
jakiegoś technicznego problemu, albo – na odwrót – zastanawiano się nad ewentualnym zastosowaniem jakiegoś odkrycia, a (2) f i r m ą n a u k o w ą produkującą wiedzę
z zakresu basic research od razu przeznaczoną na sprzedaż (Urban pisze przy tej okazji
o określeniu pól zastosowań dla manipulacji genetycznych jako z a r a z e m określeniu
zakresu badań podstawowych biologii molekularnej, zob. Dieter Urban, Technickentwicklung, s. 207).
6
To, zdaniem Petera F. Druckera (Peter F. Drucker, Społeczeństwo pokapitalistyczne,
tłum. Grażyna Kranas, WN PWN, Warszawa 1999) – głównego teoretyka i propagatora „rewolucji zarządzania” (następującej po „rewolucji przemysłowej”, dzięki której
zastosowano wiedzę do narzędzi, procesów i produktów, oraz „rewolucji produktywności”, kiedy wiedzę zastosowano do pracy, zob. tamże, s. 22) – „obecnie wiedza jest
systematycznie i celowo stosowana do określenia, jaka nowa wiedza jest potrzebna, czy
jest ona dostępna i co należy zrobić, by uczynić ją efektywną. Innymi słowy, wiedza jest
stosowana do wprowadzenia systematycznych innowacji” (tamże, s. 40–41). Na temat
„zarządzania zmianą” zob. też: tamże, s. 53.
18
Przedmowa
§4. Próba określenia punktu wyjścia filozoficznych
rozważań nad techniką
Co jednak w tym przejściu, w tym odwróceniu perspektywy dzieje się
z samym pojęciem maszyny? Czy zachowuje jeszcze jakąkolwiek jedność lub spójność? Czy może być użyteczne dla filozofii techniki? Czy
pomaga uchwycić fenomeny zwykle traktowane jako „techniczne”,
w tym np. fenomen tradycyjnie rozumianej „maszyny”?
Wbrew pozorom nie chodzi o kwestie terminologiczne, które
rozwiązać mogłaby prosta tautologia: maszyny to maszyny, pojęcia to
pojęcia. Już prędzej należałoby kwestię terminologiczną potraktować
jako świadectwo problemu jak najbardziej realnego, mającego na dodatek konkretne źródła i warunki – tyleż zresztą historyczne, co pojęciowe. Wspominaliśmy już o stopniowym wzbogacaniu i różnicowaniu
pojęcia maszyny wraz z rozwojem samych urządzeń (sztuczność – autonomia – regularność – napęd – produkcja – przekaz). Z pewnością
trzeba by powiedzieć, że niejednokrotnie z konieczności konstruowano je od nowa (wówczas mielibyśmy wiele różnych pojęć maszyny).
Zapewne nie rzadziej dziedziczono (mniej lub bardziej świadomie)
stare pojęcie i jedynie stosowano je do nowej sytuacji (maszyna informatyczna ujmowana na wzór mechanicznego narzędzia). W obu wypadkach można znaleźć dobre racje uzasadniające słuszność obranej
drogi. Utrzymanie starego pojęcia nie musi oznaczać złego rozpoznania bądź anachronizmu – „anachroniczny” może być raczej s p o s ó b
i s t n i e n i a i w y k o r z y s t a n i a „nowych” urządzeń. Skoro pojęcie maszyny raz już wyrwane zostało z obszaru ściśle technicznego
i n i e d o k o n a ł o s i ę t o b e z z w i ą z k u z pojmowaniem natury tego obszaru, jak również nie bez związku z przemianami w nim
zachodzącymi, tym trudniej teraz odnosić to pojęcie do tegoż obszaru
bez ryzyka popełnienia ekwiwokacji.
Specyfika pojęcia maszyny
Można argumentować, że to zwyczajny los filozoficznych pojęć, które – jak wiadomo – mają swoje źródło w ogólnie pojętej
rzeczywistości, czyli – inaczej mówiąc – w szeroko rozumianym
§4. Próba określenia punktu wyjścia filozoficznych rozważań nad techniką
19
języku potocznym (obejmującym tu również wszelkie niefilozoficzne języki „fachowe”). Co więcej, wiele z nich opisuje wszak
fenomeny dynamiczne, historycznie zmienne, trudne do jednoznacznej identyfikacji, niemal pozbawione istoty. Czy ten sam
problem nie pojawia się np. w przypadku pojęcia „państwa” bądź
„społeczeństwa” (i pewnie wszystkich podobnych, tzn. uwarunkowanych dziejowo, kulturowo itp.)? Owszem, pojawia się, ale
nie w całości. Inaczej mówiąc: raczej nie sformułowano poważnej tezy o maszynie jako państwie, choć tezę odwrotną stawiano wielokrotnie. Można wręcz zaryzykować stwierdzenie, że już
wszystko, i to całkiem serio, analizowano jako maszynę: kosmos,
organizmy, człowieka, artefakty, organizacje i systemy symboliczne, język... Kto mówi, że wszystko jest pewną maszyną, nikogo
filozoficznie nie zaskoczy. Kto mówi, że wszystko jest pewnym
państwem, prawie na pewno nie wypowiada się filozoficznie. Nieprzypadkowo podobny status do pojęcia „maszyny” ma pojęcie
„organizmu” (ożywiono w historii myśli też już bodaj wszystko),
zwykle pełniące funkcję głównego oręża przeciw maszynie. Ale
chyba również nieprzypadkowo zawsze miało ono w sobie element nieuprawnionego roszczenia, a przynajmniej nie pozbyło się
nigdy do końca swej metaforyczności. Związane to jest – jak się
wydaje – z generalną jak dotąd niezmiennością materii ożywionej
(mimo różnorodności jej form), z prostym faktem jednorodności życia. Tymczasem los maszyn to nie tylko następstwo nowych
„generacji”, lecz także zmiana samej „materii maszynowej” (nowe
surowce: od drewna do krzemu; nowe źródła napędu: od mechaniki do atomu; nowe środowiska: „naturalne”, elektryczne, informatyczne...). Jeśli życie – przynajmniej dotychczas – skazane było
na rozwój „zarodkowy”, to maszyny od czasu do czasu powstają
przez „samorództwo”. To, rzecz jasna, dostatecznie komplikuje
kwestię pojęciową. Konsekwentnie bowiem k a ż d y t y p m a s z y n y mógł służyć i zazwyczaj służył jako pojęcie uniwersalne
(wszystko może być nie tylko maszyną mechaniczną, lecz także
wszystko może być rodzajem komputera). Dodajmy na koniec,
że w p o d o b n y s p o s ó b problematycznego statusu nie mają
20
Przedmowa
też tradycyjne pojęcia filozoficzne typu „byt”, „substancja”, „forma” itd. Wprawdzie wszystko jest także (jakimś) bytem, ale byt
nie wiąże się z a s a d n i c z o z dziejami ludzkiej kultury – maszyny natomiast tak. Właśnie ta więź z ludzką kulturą i historią,
tak bliska, że niemal biologiczna, a przy tym nadająca temu, co
maszynowe, status zewnętrznej i autonomicznej rzeczy, mającej
zatem równie autonomiczną historię, dziwaczne „wielo-życie”
przedmiotu, pozwalające po wielokroć i od nowa „zobiektywizować” świat, tzn. uczynić go jednorodnym, nigdy jednak bez pozostawienia na nim swego wyraźnego, bo każdorazowo odmiennego
piętna – wszystko to ujęte w formę pojęcia czyni je wyjątkowo
problematycznym.
Nie wiedzieć, od czego zacząć – nie jest to w filozofii sytuacja
wyjątkowa. Stan zawieszenia, nienaturalności czy wręcz pewnego oderwania to dla niej stan całkowicie normalny. Jakaś niezdrowa aura stale unosi się nad filozofią. Ale dla niej, miłośniczki raczej konieczności
niż niemożliwości, n i e m ó c skądś rozpocząć oznacza, że t r z e b a
rozpocząć skądkolwiek. Tym bardziej, że zawsze towarzyszy jej nieodparte wrażenie, jak gdyby wszystkie role, stanowiska i pozycje zostały
już rozpisane, rozdane i zajęte. Trzeba je co najwyżej opisać. Od tego
wrażenia nie jest też wolny czytelnik rozważań poświęconych technice. Te role zatem należy wyłącznie rekonstruować7.
7
Nie roszcząc sobie przy tym wcale prawa do zupełności. Swego czasu jeden z filozofów martwił się, że pewne pytanie popadło w zapomnienie. To akurat pytanie raczej
tutaj nie padnie, tym bardziej odpowiedź. Jednym z celów wszystkich tych rozważań
mogłoby być jednak ponowne rozniecenie
.
ROZDZIAŁ 1
Logika maszynoznawstwa
(Mumford)
Myśl dostatecznie konsekwentna nierzadko potrafi odtworzyć system
poglądów, mniemań i wyobrażeń obowiązujących w danej dziedzinie.
Czasem myśl taka sięga wręcz samej logiki rządzącej ich powstaniem
i wzajemnymi relacjami. Nie jest to wcale mało, jeśli pamiętać, że konsekwencja zakłada tutaj przekraczanie i porzucanie kolejnych stanowisk, w które przecież każdorazowo i w pełni się angażuje. Nie musi
jej przy tym wcale towarzyszyć świadomość wspomnianego odtwarzania. Myśl konsekwentna w żadnym razie nie jest myślą „obiektywną”,
archiwizującą jedynie i porządkującą. Rekonstrukcja nie byłaby możliwa bez pewnej zasadniczej ślepoty i zapomnienia. Dlatego zresztą niełatwo odróżnić myśl konsekwentną od myśli po prostu jednoznacznej
i określonej, która zawsze przecież pragnie uchodzić za spójną.
Już sam fakt powtórzenia skłaniać może do przypuszczeń, że oto
zetknęliśmy się z żywiołem konsekwencji, która nigdy zbyt szybko nie
„załatwia się” z problemami. Lewis Mumford przynajmniej dwukrotnie opisał dzieje techniki – najpierw w książce Technika a cywilizacja
(1934)1, potem w Micie maszyny (1967–1970)2. Pierwsza – zgodnie
1
Lewis Mumford, Technika a cywilizacja: historia rozwoju maszyny i jej wpływ na cywilizację, tłum. Ewa Danecka, PIW, Warszawa 1966.
2
Lewis Mumford, Mit maszyny, tłum. Michał Szczubiałka, t. I, WN PWN,
Warszawa 2012; t. II, WN PWN, Warszawa 2014. Dwa fragmenty rozdziału pierwszego
w nieco zmienionym kształcie zostały opublikowane jako posłowia do polskich wydań
pierwszego i drugiego tomu: Lewis Mumford albo logika maszynoznawstwa oraz Kres pozoru
w megamaszynie mitu.
22
Logika maszynoznawstwa (Mumford)
z podtytułem – bada różne formy raczej tradycyjnie pojętych urządzeń
i maszyn w kontekście ich miejsca w historii powszechnej i rozwoju
kultury. Druga – zakrojona znacznie szerzej, mająca ambicje antropologiczne i w sumie stanowiąca spójną koncepcję cywilizacji zachodniej –
ujmuje rzeczywistość techniki, jej natury i rozwoju, bardziej z perspektywy dziejów ludzkich zbiorowości, tzn. obierając za punkt wyjścia
zwłaszcza sposób ich organizacji. Wbrew pozorom, przejście, jakie się
dokonało między dwoma dziełami, nie polega na pogłębiającym się pesymizmie, który miałby wynikać z uwzględnienia pomijanych wcześniej uwarunkowań (głównie czynników społecznych). W obu bowiem
czynniki te odgrywają rolę w istocie decydującą. Ponadto i w Technice
nie brak wielu zdecydowanie pesymistycznych spostrzeżeń, a postawiona w niej ogólna diagnoza wcale nie musi mieć wydźwięku optymistycznego. Jest raczej tak, iż sama l o g i k a rządząca wywodem
w Technice z konieczności, tzn. niezależnie od sądów wyrażonych explicite, otwiera dwie możliwe drogi rozwoju. Logika ta konsekwentnie
pozostaje logiką pojęcia maszyny i związanego z nią procesu maszynizacji. Ona to w końcu każe opowiedzieć tę samą historię dwa razy.
§5. Maszyna jako struktura w Technice i cywilizacji
Wybór modelowych przykładów oraz czynników mających jakoby
wpływ na rozwój maszyny wyraźnie wskazuje na jej podstawowy
atrybut. Z jednej strony zegar jako symbol i jednocześnie wzór (dla)
innych maszyn, z drugiej – znaczenie średniowiecznej reguły klasztornej oraz wczesnonowożytnej księgi rachunkowej jako modeli organizacyjnych. W obu wypadkach tym, co wysuwa się na plan pierwszy,
jest r e g u l a r n o ś ć i p o w t a r z a l n o ś ć procesów, które izolują
je stopniowo od materialnego fundamentu. Mechanizacja (będąca na
tym wstępnym etapie równoznaczna z maszynizacją) oznacza tu nic
innego, jak właśnie o d d z i e l e n i e r u c h u o d p r z e d m i o t u.
Maszyna przede wszystkim odrywa. Sama bowiem także powstaje
dzięki izolacji procesu od substancji. Maszyna zawsze jedynie urzeczywistnia jakiś ruch. Właśnie w tym sensie, z racji tego oderwania
§5. Maszyna jako struktura w Technice i cywilizacji
23
(które, rzecz jasna, realizuje się materialnie, tzn. ucieleśnia w jakimś
urządzeniu), pozostaje b y t e m s z t u c z n y m. Sztuczność byłaby tu
więc równoznaczna nie tyle z pochodzeniem (od człowieka), ile sposobem istnienia („desubstancjalizacja”).
Co istotne, ta charakterystyka nie dotyczy wcale urządzeń technicznych j a k o t a k i c h , lecz pewnej ich historycznie wytworzonej
formy, formy maszynowej. Urządzenie techniczne nie jest więc z istoty maszyną. Mumford już na wstępie zaznacza, że „maszyna w początkach swego rozwoju została uzależniona od czynników obcych”
i „nabrała wskutek tego cech nie mających nic wspólnego z procesem
technologicznym i formą pracy”3. Ściśle rzecz biorąc, to właśnie „obce
czynniki” – czyli: wojna i kapitalizm – współtworzyły początki procesu maszynizacji, o k r e ś l a j ą c z a r a z e m j e g o n a t u r ę. Po
pierwsze, przez wspomniane już modele organizacji (klasztor, kantor,
armia4); po drugie, przez wymuszanie mechanizacji produkcji (umasowienie i normalizacja np. dzięki zamówieniom na potrzeby zreformowanego wojska); po trzecie, jako czynniki wyłącznie odrywające
elementy od ich naturalnego podłoża (tu prawdziwym pionierem
i symbolem jest górnik, pierwszy wolny pracownik najemny, którego
wolność nieprzypadkowo spycha w najbardziej nienaturalne miejsce,
pod ziemię).
Rzeczywisty kierunek oddziaływania, jednoznacznie określony
porządek przyczynowości nie jest w tym momencie najważniejszy,
o ile nie decyduje o istotnych znamionach maszyny i maszynizacji.
Nawet jeśli wspomniana determinacja społeczna stanowiła warunek
oderwania ruchów od przedmiotów, a następnie ucieleśnienia tej izolacji w maszynach, to równocześnie postępowała wtórna mechanizacja zbiorowości. „Organizacja społeczna odpowiadająca wymogom
techniki stała się niezbędna dla dalszego rozwoju mechanizacji”5.
Krótko mówiąc: maszynizacja była procesem powszechnym i w rów-
3
Technika a cywilizacja, s. 16.
„Wojsko ma w istocie idealną formę organizacji, do której musi zdążać każdy
czysto mechaniczny system przemysłowy” (tamże, s. 71).
5
Tamże, s. 116.
4