Przedstawiciele trzech największych partii brytyjskich wzięli udział w

Transkrypt

Przedstawiciele trzech największych partii brytyjskich wzięli udział w
PPLink
wydanie 7 | lipiec 2014 | e-mail: [email protected]
Debata w Parlamencie
fot. Gosia Skibińska
Przedstawiciele trzech największych partii
brytyjskich wzięli udział w debacie zatytułowanej
„United Kingdom, European Union and the
Polish Question - What’s Coming For The Polish
Minority?” Debatę zorganizowała Grupa Polityczna
PPL. Dzięki zaproszeniu Daniela Kawczyńskiego,
członka brytyjskiego parlamentu, debata odbyła się
w parlamencie. Do dyspozycji mieliśmy największą
salę nowego budynku parlamentu. To pozwoliło
pomieścić ponad setkę słuchaczy zainteresowanych
sprawami majowych wyborów. Debata była częścią
kampanii pro frekwencyjnej, do której aktywnie
włączył się PPL. Jej celem było zwiększenie
liczby Polaków biorących udział w wyborach
lokalnych i do Parlamentu Europejskiego. Podczas
spotkania mówcami byli m. in. Daniel Kawczynski
(Conservative MP), Andrew Slaughter (Labour MP),
Cllr Joanna Dąbrowska (Conservative Party, Ealing
Common), były major Islingtonu Stefan Kasprzyk
(Liberal Democrats) oraz Ella Vine (Labour Friends
of Poland). Debatę moderował Sunder Katwala
(British Future). Spotkanie, jako całość poprowadził
Jurek Byczyński, lider Grupy Politycznej
PPL. Brawa dla Jurka za świetną organizację,
profesjonalne prowadzenie i trzymanie wysokiego,
merytorycznego poziomu całego eventu!
Gosia Skibińska
Felieton
Grupa Dziennikarsko-Medialna
Niech się dzieje co chce
bolało. Dopiero po jakimś okresie, często dość
długim, potrafimy na daną sytuację spojrzeć
zupełnie inaczej i przyznać, że zaowocowała ona
też w pozytywne wydarzenia. Dziwi nas to co nieco.
Kryzys w związku, rodzinie, pracy, a nawet choroba
i śmierć bliskich z perspektywy czasu prezentują
się zupełnie inaczej i czegoś nas uczą. Ważne jest
według mnie to, co z tych traumatycznych doświadczeń zdecydujemy się wybrać i w co to potem
przekujemy. Czy potraktujemy je jak kolejną przeszkodę złośliwie rzuconą nam pod nogi przez los,
czy jak nowe wyzwanie, jak coś, co wzbogaci nasz
wewnętrzny rozwój.
Agnieszka Siedlecka
2
rys. Basia Binkowska
Wyrastają jak grzyby po deszczu,
zwłaszcza tam, gdzie oczekuje
tego coraz aktywniejsza Polonia.
Internetowe rozgłośnie radiowe - tu,
w Wielkiej Brytanii, coraz częściej
nadają po polsku.
Grupa DziennikarskoMedialna (jedna z grup projektowych
działająca od dwóch lat w Polish
Professionals in London) postanowiła
zbadać ten fenomen i zaprosiła
przedstawicieli tych mediów do
wspólnej rozmowy. Zainteresowanie
tematem zaskoczyło organizatorów.
Wszystkie zaproszone rozgłośnie
przyjęły zaproszenie. Informacja
o spotkaniu dotarła nawet daleko
poza Londyn. Jeden z uczestników
fot. Gosia Skibińska
Zwykle w realizację planów, na których nam
bardzo zależy wkładamy nie lada wysiłek. Jeśli
po drodze nie układa się po naszej myśli, dodajemy
gazu i bierzemy się jeszcze bardziej w garść.
Niech żyje motywacja, ambicja i wygrana, damy
radę! Jakże często jednak przegrzewa się nam
silnik i mówimy sobie: „Po co ja się właściwie
zabijam? Zrobiłem, co było w mojej mocy. Mam
dość, niech się dzieje co chce”. I wtedy, niczym
za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, wszystko
zaczyna się układać. Jakby jakaś magiczna siła
wzięła nasz los w swoje ręce. Ostatnio słyszałam
od różnych znajomych podobną historię – po
paru latach usilnych poszukiwań potencjalnego
partnera stwierdzili: „Najwyraźniej miłość nie jest
mi pisana. Może bycie singlem nie jest wcale takie
złe?” Minęło raptem kilka tygodni od momentu,
gdy przestali szukać i zakochali się z wzajemnością
po uszy. Kolega po przejściach stwierdził nawet:
„Poznałem właśnie moją przyszłą żonę” i już coś
przebąkuje o ślubie.
Głęboko wierzę, że nic nie dzieje się bez przyczyny. Wyświechtany slogan? Owszem, ale tak samo
prawdziwy jak powiedzenie „Nie ma tego złego,
co by na dobre nie wyszło”. W moim przypadku
najtrudniejsza w życiu decyzja okazała się być
najlepszą, mimo, iż oznaczała diametralną zmianę
kierunku, w którym wówczas podążałam. Przewartościowałam pewne sprawy i wiele się o sobie
nauczyłam. To bezcenna wiedza. Jestem bardzo
wdzięczna tej tajemniczej sile, absolutowi, Bogu,
a może Bogini za obecność, nigdy wcześniej nie
odczuwałam tego tak wyraźnie.
Mam jakąś wizję, a raczej zarys tego, czego od
życia oczekuję. Choć dokładnych planów z precyzją farmaceuty już nie robię, nie oznacza to
wcale, że dryfuję. Nie, mój statek sunie
z wiatrem w żaglach w pełni świadomy możliwości nagłej wywrotki. Podobnie jak Bóg Woody
Allena mam poczucie
humoru i na szczęście całkiem nieźle pływam. Ahoj!
fot. Gosia Skibińska
Tym razem pozwolę sobie na odrobinkę prywaty.
Bez obaw, żadnego emocjonalnego striptizu nie będzie, wywlekanie mało interesujących, intymnych
szczegółów z życia zostawmy pseudo celebrytom
oraz tym, którzy na ich druk marnują tusz.
Miesiąc temu minęło pięć lat, od kiedy podjęłam
tzw. ważną życiową decyzję. Decyzja ta, choć poprzedzona długim okresem wahań, zmieniła moje
życie na lepsze. Ba, o niebo lepsze, a może i nawet
o wszechświat cały. Nie obyło się bez nieprzespanych nocy, litrów łez i utraty kilku kilogramów.
Przestraszona i wyjątkowo zagubiona wstałam
któregoś ranka i powiedziałam patrząc w lustro:
„Teraz albo nigdy.” Niczym Koziołek Matołek
z książek Makuszyńskiego: „Raz kozie śmierć!” Udało się, zaczęłam nowe życie i wszystko to, co przez
lata wydawało się niemożliwie, zaczęło się, jak by
to powiedzieć, po prostu dziać. Dzieje się, oj dzieje,
do tej pory nie daję czasem wiary. Gdyby jednak jakiś czarodziej o wyglądzie Gandalfa pozwolił mi 10
lat temu spojrzeć w kryształową kulę, by zobaczyć
przyszłość, roześmiałabym mu się w twarz
i stwierdziła: „Stary, no co ty? Daj spokój, ja mam
zupełnie inne plany.”
Woody Allen powiedział: „If you want to make
God laugh, tell him about your plans.” Nic dodać,
nic ująć. To jeden z moich ulubionych cytatów.
Wyznaczamy sobie jakieś cele, a życie z gracją odwraca się do nas czterema literami i pisze własny
scenariusz. Próbujemy je ujarzmić i udobruchać
jak wierzgającego konia. Wściekamy się, bo to przecież nie tak miało być. Mamy w głowie listę: kupię
mieszkanie, awansuję, wyjadę tu i tam, ustabilizuję
się, przed wiekiem takim, a takim założę rodzinę.
Jeśli nie wypali plan A, mamy plan B, może
i nawet C. Wydaje się nam, iż jesteśmy przygotowani na wiele ewentualności, że takie asekuracyjne
podejście jest rozsądne. Części z nas plan A wypala, części zaś wszystkie trzy biorą w łeb. I to jak
spektakularnie i z jakim hukiem! Tymczasem tym,
którzy w ogóle planu nie mieli idzie jak z płatka.
I jak tu się nie pogubić?
Gdy wszystko się wali jak klocki domina, niezwykle trudno jest dostrzec w tym jakikolwiek sens. Ja
nie umiałam,
poza tym
za bardzo
Panel radiowy
przyjechał z odległego o 100 km
Northampton. Kilka tygodni wcześniej
uruchomił swoje własne Polskie
Radio Northampton i był ciekaw co
powiedzą koledzy po fachu z większym
doświadczeniem.
Spotkanie miało charakter dyskusji
panelowej, podczas której paneliści
dzielili się doświadczeniami oraz
kulisami swojej działalności. O czym
opowiedzieli nam przedstawiciele
polonijnych rozgłośni radiowych?
O zapachu wędzonki nad oknem
rozgłośni, mlaskaniu przed
programem i... o koronkach – i to
tych modlitewnych. Było też o
marketingu, czyli o skutkach
prowadzenia audycji z takimi
osobami jak Jerzy Urban, czy Janusz
Korwin-Mikke. Ciekawa dyskusja
wywiązała się na temat różnic między
koncepcją nadawania w systemie
DAB, technologią analogową fm oraz
ideą radia internetowego. Paneliści
chętnie dzielili się doświadczeniem
w prowadzeniu swoich stacji,
wskazywali na podobieństwa i różnice
związane z charakterem swoich
rozgłośni, otwarcie podawali statystyki
słuchalności. Była to doskonała okazja
do poznania na „żywo” kolegów po
fachu, nawet tych, których do tej
pory odbierało się za konkurencję.
Okazuje się, że mimo równoległych,
niezależnych zabiegów o tego samego
słuchacza jest wspólna radiowa
wiedza, pasja i doświadczenie, które
momentalnie przeradzają się w
zdrową, merytoryczną dyskusję. A jeśli
przy okazji na sali jest kilkadziesiąt
słuchaczy zainteresowanych tematem –
to tym lepiej!
Jako paneliści udział w spotkaniu
wzięli:
Katolickie Radio Londyn: Paweł
Kotarba
Orla.fm: George Matlock
Polskie Radio Londyn: Artur
Kieruzal
Radio Bedford: Andrzej Gąsienica
3
Efekt tygrysa
PPLink ma już dwa lata!
fot. Gosia Skibińska
Efekt tygrysa, czyli kilka wskazówek
na temat automarketingu taki był temat
czerwcowego spotkania Grupy Biznesowej
PPL. Gościem i głównym mówcą był
Maciej Dutko (dutkon.pl). Jak puścić
swoją osobistą markę w ruch i po co
mamy to robić? Przede wszystkim po
to, abyśmy nie byli anonimowi oraz
abyśmy mogli sobie pozwolić na komfort
dobierania klientów
i współpracowników. Aby to osiągnąć
mamy cały arsenał narzędzi, a Internet
z mediami społecznościowymi wcale nie
jest jedynym. Maciej Dutko podpowiada,
abyśmy nie zapominali o pisaniu,
i to niemal dosłownie gdzie się da,
a zwłaszcza do pism branżowych. Tam,
przy odrobinie szczęścia i pracowitości
można zdobyć etykietę eksperta. Podobna
„sława” może pojawić się przy okazji
czynnej obecności na branżowych
konferencjach. Takie konsekwentne
działanie, wsparte elementami brandingu
(logo, kolory, czcionka, slogan a nawet
Grupa Dzienniakrsko-Medialna
fryzura, czy zapach) wyróżnią nas
z tłumu. Wszyscy zainteresowani tematem,
którzy nie mogli uczestniczyć w spotkaniu
Grupy Biznesowej, mogą dowiedzieć się
szczegółów z najnowszej książki naszego
mówcy, która niecierpliwie czeka na
druk. „Efekt tygrysa”, bo taki nosi tytuł,
to pierwsza polska książka o personal
brandingu i budowaniu marki osobistej.
Grupa Biznesowa PPL, która zaprosiła
Marka Dutko, spotyka się w każdy ostatni
piątek miesiąca. Organizatorem spotkań
i liderem grupy jest Marek Niedźwiedź.
Gosia Skibinska
Okiem B-Londynki, czyli B-London Eye
Wilk syty i Polka cała
Na emigracji żyję od ponad
czternastu lat i ostatnimi czasy dużo
się zastanawiam, co oznacza bycie
Polką. Biorąc udział w licznych polskich
spotkaniach w Londynie, chcąc nie
chcąc, zadaję sobie pytanie o to, czym jest
polskość? Piszę na podstawie własnych
doświadczeń i odczuć, bo te są mi
najbliższe i najbardziej autentyczne.
Powoli zaciera się dla mnie granica
narodowościowa. Nie oznacza to moich
aspiracji do chęci stania się bardziej
„angielską” – tę fazę mam już za sobą.
Mówię o poczuciu, że coraz częściej w
rozmowach z Anglikami (to oni pośród
wszystkich nacji żyjących w Londynie
są najliczniejsi i w największym stopniu
są dla mnie punktem odniesienia w
moich strategiach emigranta) przestaję
myśleć i zastanawiać się nad tym,
jakiej są narodowości. Nie oznacza
to, że na co dzień nie posługuję się
skrótami myślowymi i uproszczeniami
w interpretowaniu pewnych zachowań,
reakcji, sposobów zachowania ludzi
ze względu na ich pochodzenie. Coraz
szybciej i częściej jednak udaje mi
się przejść nad tym do porządku
4
dziennego i działać. Coraz rzadziej
w tych relacjach myślę o sobie jako o
Polce, ale bardziej jako o osobie, która
jest zbiorem doświadczeń, wypadkową
tego wszystkiego, co miałam okazję
w życiu poznać i czego doświadczyć,
skosztować. Tak jest łatwiej. Staram się
nie skupiać nad tym, że język angielski
nie jest moim ojczystym językiem, że jest
być może trochę trudniej na starcie i
czasem trzeba przekonać pracodawców
do siebie. Ale nauczyłam się też grać
„polskością” w relacjach zawodowych.
Co mam na myśli? Mam poczucie, że
Anglicy więcej mówią, a mniej robią,
a my Polacy więcej robimy, a mniej
mówimy. Anglicy mówią ospale, owijając
swoją wypowiedź w labirynt słów, do
znaczenia których dojść mogą jedynie
najwytrwalsi. My Polacy jesteśmy
bezpośredni i celem naszej wypowiedzi
jest jak najszybsze przekazanie treści bez
„owijania w bawełnę”. Awans zawodowy,
kiedy coraz częściej podejmuję decyzje
za innych i wydaję polecenia, wymusza
na mnie nowe zachowania i nabywanie
nowych umiejętności. Zaadoptowałam
wiele z „angielskich” zachowań i cech
systemu wartości, ale jest we mnie
polska część, która domaga się ujrzenia
światła dziennego. Tu mam na myśli
działanie! I kiedy chcę coś w pracy
osiągnąć, zaczynam od angielskich
metod negocjacji, łącznie z trzy-,
czterozdaniowym wstępem „How are
you?”, a kiedy czas reakcji wydłuża się
ponad moją cierpliwość, przedstawiam
argumenty, że już tak długo czekam na
odpowiedź i przechodzę do polskiego
„kawa na ławę”. I wilk syty, i owca cała.
I Anglik miał trochę swojego, i ja mam
trochę swojego.
A gdzie tu zatracanie granic
narodowościowych? Ani jeden, ani
drugi styl działania nie są mi obce.
I nazywanie jednego angielskim, a
drugiego polskim to tak naprawdę
kokieteria, bo oba są częścią mojej
osobowości. Emigrant nabiera
płynności nie tylko w posługiwaniu
się zaadoptowanym językiem, ale
również w nabytych zachowaniach. A w
Londynie jest z czego wybierać. Bo jak
już przestudiuję Anglików, to jest w tym
mieście jeszcze 268 innych nacji (za
Evening Standard, 1.03.2011).
Beata Kopka
Marzena Szejbal, przewodnicząca londyńskiego koła AK oraz Daniel Kawczyński, MP, w towarzystwie członków
Grupy Dziennikarsko-Medialnej PPL. I z efektem pracy tej grupy, czyli magazynem PPLink, w rękach.
Dwa lata temu, podczas pamiętnego
„Boat Party”, które uświetniło 5
urodziny PPL, oddaliśmy w Wasze
ręce pierwszy numer PPLinka. Nie
wiedzieliśmy wówczas czy będą kolejne
wydania. Nie przypuszczaliśmy też, że
w ten sposób powstanie regularnie
ukazujący się magazyn, w którym już
od dwóch lat opisujemy działalność
naszej organizacji, a przy okazji
rozwijamy swoje zainteresowania,
a co najważniejsze, jesteśmy tak ciepło
odbierani przez naszych Czytelników.
Dziękujemy! Kim są i co robią osoby
z Grupy Dziennikarsko-Medialnej?
Jesteśmy grupą edukacyjną.
Skupiamy osoby o zainteresowaniach
z obszaru dziennikarstwa, komunikacji
i edukacji medialnej.
Nasze cele to: - poszerzenie wiedzy
z zakresu edukacji medialnej,
społeczeństwa informacyjnego oraz
współczesnych trendów
w mass mediach; - podtrzymywanie
i doskonalenie twórczego pisania
w języku polskim; - wymiana
informacji na tematy związane z
rozwojem życia polonijnego w UK
pomiędzy członkami Grupy a Polonią.
Realizujemy to poprzez comiesięczne
spotkania warsztatowe, tworzenie
magazynu PPLink, oraz pracę nad
indywidualnymi projektami (Book
Swap, akcja informacyjna podczas
wyborów do Rady PPL).
Naszym największym osiągnięciem
jest wykrystalizowanie się zgranego
zespołu. Skupiamy kompetentne
osoby. Mamy wśród nas „Mistrzynię
Ortografii”, laureatów konkursów
literackich, osoby współpracujące
z wydawnictwami. Cieszy nas, że dzięki
naszej działalności, PPL, jako cała
organizacja jest lepiej rozpoznawalna
w środowisku polonijnym, że mamy
dobre i coraz lepsze kontakty
z mediami polonijnymi. Członkowie
naszej Grupy są rozpoznawalni
w polonijnych redakcjach i zapraszani
do współpracy. Wiemy, że nasze teksty
są szeroko komentowane
w środowisku PPL. Mamy coraz więcej
niezmiernie ciekawych pomysłów na
pisanie! Dużą pomocą w powstawaniu
kolejnych numerów jest pozyskanie do
naszego zespołu rysownika – młodej
studentki z Glasgow, siostry jednej
z autorek tekstów. W PPL dzieje się
coraz więcej ciekawych projektów
i nasz magazyn jest doskonałym
miejscem, aby to opisywać.
Jeśli macie komentarze,
sugestie, pomysły dotyczące
naszego rozwoju, prosimy
o kontakt z Gosią Skibińską,
liderem Grupy: m.skibinska@
polishprofessionals.org.uk lub
[email protected]
Gosia Skibińska
5
5 prostych i niezbędnych kroków do stworzenia
niepowtarzalnej misji Twojej rodziny
Misję rodziny stanowią zdefiniowane
i zadeklarowane przez jej członków
najistotniejsze wartości i zasady
rodzinne, a także cele, jakie rodzinie
przyświecają. To także sposób bycia,
sposób traktowania siebie nawzajem,
to kierunek podróży, jaką każdy z
nas odbywa z całą rodziną. Poniższy
artykuł jest formą przewodnika i
zawiera 5 wskazówek, jak w bardzo
prosty sposób stworzyć misję rodziny.
Przygotowanie:
W pierwszej kolejności pamiętaj,
że proces tworzenia misji rodziny
jest ważniejszy od produktu
końcowego, czyli wypisanej misji
samej w sobie. Innymi słowy podczas
formułowania misji z partnerem bądź
partnerką i dziećmi doświadczysz
rzeczy wspaniałych, bezcennych.
Zaangażujesz się w rozmowę odnośnie
tego, co jest w Waszym związku
najważniejsze, co tak naprawdę ma
największe znaczenie, jakie wartości
Wam przyświecają oraz do czego
razem dążycie. Rozmowy te będą
bogatym doświadczeniem, gdyż misję
tworzyć będziesz z osobami, które
darzysz głębokim uczuciem.
Rodzina ma wspaniałą możliwość
zbliżyć się do siebie, jeśli z empatią
wysłuchany oraz zrozumiany zostanie
każdy jej członek. Współpraca
nad tworzeniem misji i wzajemne
słuchanie tego, co dla członków
rodziny jest ważne, wzmocni Twoją
wiarę w innych członków rodziny, a
także wiarę w siebie z perspektywy
innych.
Otwarcie zapytaj członków rodziny,
co znaczy dla nich „dobre życie
rodzinne”. Nie poprzestań na spisaniu
misji, która jest tylko powierzchowną
definicją dobrego życia rodzinnego.
Krok 1: Zwołaj „SPECJALNE”
spotkanie rodzinne.
Jako inicjator tworzenia misji musisz
zadbać, by każdy z członków rodziny
był poinformowany o tworzeniu misji,
a także został zaangażowany w jej
tworzenie. Dołóż starań, by pomysły
każdej osoby zostały wysłuchane i
docenione. Idealnym rozwiązaniem
jest celebrowanie tego spotkania –
może się ono odbyć w słoneczny dzień,
podczas pikniku w ogrodzie, bądź też
6
podczas zajadania pizzy, czy
w czasie wakacji. Pamiętaj, by
spotkanie to było specjalne
i wyjątkowe. Krok 2: Zadawaj pytania,
które skłonią zgromadzonych do
dyskusji, czym jest dla nich rodzina
oraz jakie wartości i zasady winny jej
przyświecać.
Dzięki pytaniom i odpowiedziom
rozpoczniecie jako rodzina tworzenie
własnej misji. To także wspaniała
okazji do rozmowy z dziećmi oraz
partnerem o swoich wartościach
i zasad życia rodzinnego, a także do
wysłuchania ich własnych.
Oto sugestie pochodzące z książki
„7 Habits of Highly Effective Families”
Stevena Coveya:
Dla pary:
Jakim partnerem chcę być w
związku? Jaka rolę Ty pragniesz
odgrywać?
Jaki jest cel naszego związku /
małżeństwa / rodziny?
W jaki sposób możemy wspierać się
wzajemnie jako partnerzy?
Jakich wartości i zasad chcemy
nauczyć dzieci, by wychować je jak
najlepiej?
W jaki sposób rozwiązywać będziemy
trudności, konflikty i nieporozumienia?
Dla rodziny z dziećmi:
Członkiem jakiej rodziny pragniesz
być?
Jakie rzeczy chcesz wykonywać
z rodziną?
W jaki sposób chcesz traktować
innych członków rodziny? Jak
rozmawiać z nimi?
Jakie uczucia chcesz, by były
okazywane w domu przez członków
rodziny?
Jakie rzeczy sprawiają, że chcesz
wracać po szkole do domu?
Pomyśl, czy istnieje rodzina,
która Cię inspiruje, rodzina, którą
podziwiasz? Co jest w niej takiego
wyjątkowego?
Co jest dla nas, dla rodziny,
szczególnie ważne, ważniejsze od
innych rzeczy?
Krok 3: Stwórz listę wartości
mających największe znaczenie dla
członków rodziny.
Przeanalizuj sugestie i odpowiedzi
członków rodziny na przykładowe
pytania. Wybierz te, które najlepiej
pokazują, co jest dla Twojej rodziny
ważne – wybierz słowa i zwroty będące
esencją odpowiedzi.
Przykład: Zdrowie / Zabawa /
Poczucie humoru / Uprzejmość /
Lojalność / Integracja.
Krok 4: Pomyśl nad wyrażeniami,
które oddają sens wybranych wartości,
celów i misji rodziny.
Usiądźcie ponownie razem i
stwórzcie potężną burzę mózgów, by
wypisać zwroty przepełnione siłą,
energią i miłością, które oddają sens
zasugerowanych wartości.
Przykład: „Kontynuuj podróż ku
doskonałości” / „Jeden za wszystkich,
wszyscy za jednego” / „Niech
pierwszym słowem będzie przygoda
a ostatnim miłość”.
Krok 5: Wybierz z długiej (bądź też
bardzo długiej listy) wartości, celów,
zasad i zwrotów, które stworzyłeś
razem z rodziną 10 Wielkich
Pomysłów, które oddają esencję misji
Twojej rodziny.
W celu wybrania maksymalnie 10
zwrotów zorganizuj głosowanie, by
wybrane zostały zwroty najtrafniejsze
i przemawiające do wszystkich
członków rodziny.
A teraz czas na napisanie misji
rodziny. Dołóż starań, by misja
była klarowna, stosunkowo krótka,
stworzona z udziałem wszystkich
członków rodziny. Nie istnieje jeden
najlepszy sposób stworzenia misji
– może mieć ona formę eseju lub
podpunktów. Poświęć jej napisaniu
tyle czasu, ile potrzebujesz, nie spiesz
się. Następnie ulokuj stworzoną misję
w kluczowym w domu miejscu, może
w kuchni, gdzie domownicy spędzają
wiele czasu. Czytaj ją każdego dnia,
rozmawiaj o niej – niech stanie się ona
żywym dokumentem, gdzie nanoszone
będą poprawki i usprawnienia. Niech
będzie ona mapą przywołującą
na wyznaczony tor w przypadku
turbulencji czyli problemów, a wartości
i zasady wybrane przez rodzinę niech
będą kompasem pokazującym właściwy
kierunek podroży.
Powodzenia! Pamiętaj, że proces
tworzenia misji jest ważniejszy niż
efekt końcowy.
Krystyna Litwa
Rodzinne strony
Pamiętnik przyszłej mamy
Grudzień 2013
Luty 2013
Nie wiem, czy na dziecko można być
gotowym. Już na kilka miesięcy przed
zajściem w ciążę czułam przy sobie
obecność nowego członka rodziny. Tak
jakbym wiedziała, że niedługo będę
mamą. Mimo to wiadomość ta była
szokiem. Chodziło nie tyle o zaskoczenie,
że będziemy mieli dziecko, co o szokującą
lawinę emocji, jakie pociąga za sobą ta
radosna nowina.
Koniec pierwszego trymestru i powoli
czuję, jak wraca mi energia. Ale za to
w pracy coraz bardziej mi się dłuży. Na
szczęście z końcem miesiąca robię sobie
przerwę. Mam coraz większy brzuch.
Ciągle jestem wzdęta i muszę sobie guzik
w spodniach odpinać. Pora na pierwsze
zakupy ciążowej garderoby. Na najbliższe miesiące żegnam się ze stylem, ale
przynajmniej już mi się nie odbija po
każdym posiłku. Spędzam magiczny
weekend w Glasgow, gdzie Basia jest na
studiach. Mama dołącza do nas z Polski.
Obiecałam sobie kiedyś, że jeden weekend w roku będzie tylko dla dziewczyn w
naszej rodzinie: mamy, Basi i mnie. Taki
coroczny babski zlot. Nareszcie mamy
kolejne USG.
„Trudno wyrazić słowami, jak bardzo
cieszymy się z tatą, że do nas dołączysz.
Akurat byliśmy w Polsce, gdy dowiedzieliśmy się o Twoim istnieniu. Babcia Jadzia
popłakała się ze wzruszenia. Dziadek
Andrzej już planuje, że nauczy Cię grać w
tenisa stołowego. Będziesz ich pierwszym
wnuczęciem. Zaczęliśmy wybierać dla
Ciebie imię; nie jest to łatwe. Od razu
kilka opcji dziewczęcych imion się pojawiło, ale wybór imienia dla chłopca to jakiś
koszmar! Wszyscy tak bardzo cieszą się z
nami, że jesteś”.
Styczeń 2013
Zaczęła się faza bekania. Na szczęście
poza tym nie mam żadnych typowych
ciążowych dolegliwości. Tylko bardzo
dużo śpię, mogę spać i spać. Magda
przesłała mi z Polski DVD z ćwiczeniami, więc zabieram się ostro do roboty.
Podobno im bardziej będę systematyczna, tym większe szanse na łatwy poród.
Zaczyna nurtować mnie, kogo noszę w
środku, to chłopczyk czy dziewczynka?
Na życzenie mieliśmy pierwsze USG. Na
razie nie widać płci, ale za to słyszeliśmy
bicie serduszka!
„Słyszeliśmy Twoje serduszko! Łomotało
tak szybko, trudno było za nim nadążyć. Dużo do Ciebie mówię, często tylko
w myśli, skupiając na Tobie całą moją
uwagę i energię. Wydaje mi się, że Ty to
odczuwasz. Tata zaczął uczyć Cię stolic
wszystkich krajów. Codziennie wieczorem
zapodaje Ci nową dawkę wiedzy geograficznej. Ciekawe, czy odziedziczysz po nas
zamiłowanie do podróży?”
rys. Basia Binkowska (ciocia Basia)
Rodzinne strony
„To niesamowite, ale wyglądasz już jak
mały człowiek – malutkie rączki i nóżki
machają we wszystkie strony, manifestując
swoje istnienie. Ciągle oglądamy Twoje
pierwsze zdjęcia. Jest takie jedno, gdzie
widać Cię w pełnej okazałości, ze zgiętymi
kolankami – to moje ulubione ujęcie”.
Marzec 2013
Jestem w Polsce. Dni upływają mi na
delektowaniu się bliskością moich
najbliższych. Wszyscy są coraz bardziej
podekscytowani, że już niedługo dowiemy się, czy rośnie nam dziewczynka, czy
chłopiec. Moi bracia raczej obstawiają
chłopaka. Piotrek mówi, że nauczy go
jeździć na ciągniku, a Łukasz, że będzie
z nim grał w kosza. Mama modli się o
dziewczynkę. Mówi, że to będzie Calineczka.
Babcia Basia choruje. Odkąd w zeszłym
roku odszedł dziadek, babcia jest coraz
słabsza, niknie nam w oczach. Cieszę się,
że mogę spędzić z nią te cenne chwile.
Rozmawiamy o przeszłości i przyszłości,
oglądamy razem „M jak Miłość”, czasem
siedzimy w ciszy. Dobrze tak po prostu ze
sobą pobyć. Doceniam w życiu te małe i
te duże cuda.
„Po raz pierwszy czuję, jak się ruszasz. To
tak, jak by mi w brzuchu ryba pływała. To
takie niesamowite uczucie, być w stanie
fizycznie poczuć Twoją obecność po raz
pierwszy. Coraz bardziej ciekawi mnie,
kim jesteś”.
Kwiecień 2013
To Calineczka!!!!!!!!!!!!! Nie wyobrażałam
sobie nigdy wcześniej tak ogromnej radości. I tak ogromnego smutku zarazem…
Oczy zmęczone mam łzami i nasuwają
mi się słowa wiersza E.E. Cummingsa:
„Noszę twe serce z sobą (noszę je w
moim sercu)”.
„Najdroższa. Dzisiaj odeszła od nas moja
ukochana babcia Basia, Twoja prababcia. Tak mi przykro, że nie zdążyłaś jej
poznać. Zadzwoniłam do niej, jak tylko
dowiedzieliśmy się, że jesteś dziewczynką
i ona bardzo się ucieszyła i powiedziała
»Będzie tu latała wokół stołu«. Będziesz
latała wokół babci stołu, wszędzie będziesz
latała. Już ja zadbam, żebyś miała po
mnie skrzydła. Babcia miała w sobie taką
piękną mądrość. Będę Ci często opowiadać
o prababci i pradziadku. Cząstka ich żyje
w Tobie. Na szczęście poznasz prababcię
Alinkę. Mam nadzieję, że po niej odziedziczysz przebojową asertywność”.
Maj 2013
Mama przyleciała do nas na tydzień do
Londynu. Tak dobrze było mieć ją przy
sobie. Basia dołączyła do nas na weekend. Wspominałyśmy babcię. Tak pusto
nam bez niej. Wciąż trudno uwierzyć,
że już nigdy z nią nie porozmawiam, że
nie weźmie mnie za rękę. Babcia miała
najmilsze dłonie pod słońcem.
Rosnę w oczach i coraz trudniej jest mi
znaleźć sobie wygodną pozycję, czy to do
spania, czy siedzenia, czy stania, czy…
życia, tak naprawdę. O dziwo, polubiłam
kolor różowy. Ach, te hormony. Powoli skupujemy ubranka i gromadzimy
dziecięcy ekwipunek. Powitałam ostatni
trymestr i zostały 3 miesiące do porodu.
„Za trzy miesiące będziesz już z nami!
Myślę, że będę dobrą matką, taką, co ma
czas na wspólną zabawę, czyta Ci książki
do snu i zabiera Cię czasami na wypady
»tylko z mamą«. Myślę, że będę też dość
surowa i konsekwentna. Ale na pewno
nigdy nie będzie Ci brakować naszej
miłości”.
Dominika Hannath
7
Ważne, a nie trudne
Rozwój
O pracy społecznej, o pracy nad sobą i o pracy z drugim człowiekiem – z Łukaszem Filimem,
przewodniczącym Rady Wykonawczej Polish Professionals in London, który 2 maja, w Dniu Polonii
został wyróżniony przez Prezydenta RP Złotym Krzyżem Zasługi, rozmawia Gosia Skibińska.
Większość Polaków do Wielkiej
Brytanii wyjechało po to, aby
pracować, ale nie żeby pracować
społecznie. Jak było z Tobą?
Ja też przyjechałem tu po to, żeby
pracować, ale przede wszystkim, aby
rozwijać się jako człowiek.
Jaki był Twój pierwszy przejaw
aktywności społecznej w UK i czy
miałeś jakieś doświadczenie
z Polski?
Potrzebowałem kontaktu z Polakami,
byłem ciekawy jak żyje tu Polonia
i Polacy. Po rozmowie z działaczami
w ośrodku polonijnym Croydon-Crysta
l Palace zaproszono mnie do pisania
w lokalnej gazetce „Bez Tytułu”,
a potem do rady ekonomicznoadministracyjnej tego ośrodka. I tak
się to zaczęło, lokalnie. W Polsce
praktycznie się nie udzielałem.
Pamiętam, że byłem dumny, gdy
w ostatniej klasie technikum
mechaniczno-samochodowego
zostałem wybrany do pocztu
sztandarowego. Gdy mieszkałem
w Warszawie, chodziłem też na
spotkania rady nowo wybudowanego
bloku, w którym wówczas mieszkałem.
Społecznie zacząłem się udzielać
dopiero w UK.
Mówi się, że nie ma pracy bez
zapłaty. Co więc jest zapłatą za
Twoją pracę społeczną?
Uważam, że człowiek, aby
prawidłowo funkcjonował w życiu,
powinien wiele dawać z siebie
8
i rozwijać się we wszystkich możliwych
dziedzinach życia. A życie odpłaca
się wówczas podobnym w myśl
powiedzenia „what goes around, comes
around”. Kontakt z różnymi ludźmi
i możliwość realizacji swoich,
i innych osób, zainteresowań, a przede
wszystkim to ubogacenie osobowości
jest najlepszą zapłatą.
Co dla Ciebie jest najtrudniejsze
w działalności społecznej?
Zamiast słowa „trudne” użyłbym
„ważne”, bo trudne jest coś, czego nie
umiemy, nie rozumiemy lub gdy nam
się nie chce. Ważna jest więc dla mnie
umiejętność pracy z różnymi ludźmi.
To oni we wszystkim są najważniejsi.
Czasem bywa bardzo przyjemnie,
a czasami można się dużo nauczyć
o swoich własnych słabościach. Taka
praca na pewno uczy cierpliwości,
spokoju, bezinteresowności
i odpowiedzialności.
Jak długo jeszcze chcesz
się udzielać w organizacjach
polonijnych?
Na to pytanie odpowiem trochę
filozoficznie. Życie pisze różne
scenariusze i każdy powinien odkryć
i realizować ten, do którego jest
przeznaczony. Powinien robić to,
w czym najlepiej się realizuje i czyni
najwięcej pożytku dla innych. Staram
się, jak potrafię najlepiej, czytać życie
i słuchać głosu wewnętrznego, a on
podpowiada na bieżąco, co mam dalej
robić, lub czego już nie.
Czy po takim wyróżnieniu
spodziewasz się, że w PPL znajdzie
się więcej osób chętnych do pracy
na rzecz organizacji?
Chciałbym, żeby tak było! Nasza
organizacja i aktywni w niej ludzie
przyciągają kolejnych wartościowych
ludzi z wieloma umiejętnościami
i potencjałem. Serdecznie wszystkich
zapraszam do aktywności społecznej!
Aktywność dla dobra kraju
zamieszkania i kraju pochodzenia
jest równie ważna jak rodzina, rozwój
wewnętrzny i rozwój zawodowy.
W życiu nie ma przypadków
Kiedy z perspektywy czasu
przyglądam się swemu wciąż
młodemu życiu, umacniam się
w przekonaniu, że to zasłyszane
kiedyś stwierdzenie jest jak
najbardziej prawdziwe. Zacznę od
czasów młodości. To, że urodziłem
się i wychowałem w małej, ale
znanej miejscowości turystycznej nad
morzem, do dziś procentuje
w moim sposobie myślenia, działania
i tworzenia relacji z ludźmi.
Determinuje moją postawę i chęć
podzielenia się z innymi tym, co było
mi dane kiedyś doświadczyć.
A dzięki temu, że mogę teraz
wchodzić w inne role, rozwija mnie
samego. Bogate w wolność przestrzeni
dzieciństwo na świeżym powietrzu,
wspaniali koledzy i koleżanki ze
szkoły, podwórka i dodatkowych
zajęć pozaszkolnych, w których
mogłem uczestniczyć. Trudności,
które mnie kształtowały, pomocne
wydarzenia, a przede wszystkim ludzie
prowadzą mnie przez życie i uczą
uniwersalnych prawd rządzących
światem. Każdy przeżywany dzień,
niezależnie od podejścia i wartości,
którymi się dziś kierujemy, pozwala
nam się rozwijać. Kiedyś usłyszałem
takie stwierdzenie, że spotykamy
ludzi na swojej drodze życia „for a
reason, for a season and forever”,
a naszym zadaniem jest rozróżnić,
kto jest kim w danej relacji. Dzięki
temu możemy tworzyć ją w zdrowych
proporcjach i ze zrozumieniem, nie
szkodząc przy tym sobie i innym.
Ważne jest, żeby nie wejść w relację
na „forever” z kimś, kto jest nam
„dany” na „season” i odwrotnie, żeby
nie przeoczyć kogoś na „forever”,
tworząc z nim czy nią relację na
„season”. Są to bowiem obopólne
straty. Mam tutaj na myśli wszystkie
możliwe relacje z ludźmi, czyli te
szkolne, zawodowe, przyjacielskie,
partnerskie i oczywiście rodzinne.
Rodzinne są zresztą szczególnie
ważne i istotne, gdyż ze względu na
emocjonalne i szczególne więzi są dla
nas samych i naszych najbliższych
najlepszym polem rozwoju. Chodzi mi
tu o wszystkie trudności i wyzwania
z takimi relacjami związane. To
trochę jak dobry trening, gdzie im
trudniejsza skala trudności (oczywiście
na indywidualną skalę możliwości),
tym w perspektywie czasu większe
korzyści płynące z wyćwiczonej
umiejętności i zrozumienia
zagadnienia.
Czasami próbujemy „oszukać
przeznaczenie” i go nie zauważać,
uciekać lub bronić się przed nim.
Oczywiście jak wszystko w życiu ma
i to swoje konsekwencje.
Pytanie tylko, czy dobre dla nas,
czy negatywne? Ale na pewno
konsekwencje! Jak w takim razie
nauczyć się czytać życie, tak byśmy
mogli je realizować w optymalnej
wersji i – znów podkreślę – na skalę
naszych indywidualnych możliwości
(jako że porównywanie się do innych
nikomu nie służy)? Pomóc może
nam zasada podobieństw. „Pakiet
bratnich dusz” danych nam w postaci
bliskich w rodzinie oraz przyjaźni,
które stworzyliśmy i tworzymy, jest
wypadkową nas samych, dlatego warto
słuchać głosu tych dusz, ale przede
wszystkim głosu wewnętrznego,
który każdy z nas ma. Tylko trzeba
pamiętać, że głosy krytyczne
i negatywne w stosunku do naszej
postawy też są ważną częścią nas
samych oraz istotnym bodźcem do
zmiany postawy, jej korekty lub
podjęcia wyzwania, którym jest
samodoskonalenie. Korzystanie
z bogactwa rodzinnego, przyjaźni,
kultury, historii i wartości kraju
pochodzenia i pobytu to kolejny
czynnik wspomagający ten proces
podejmowania decyzji.
Moją postawę życiową zmieniło
i wzbogaciło zasłyszane kiedyś
zdanie, że to ja sam wybrałem taką
właśnie rodzinę, kraj, czas i miejsce
urodzenia. Rozszerzenie takiej postawy
pozwala przestać obwiniać innych za
rzeczy, które dzieją się
w naszym życiu. A nawet więcej,
pozwala być wdzięcznym za wszystko
i chętniej brać odpowiedzialność za
swój i innych dookoła los. Czy gdybyś
i Ty przyjął bądź przyjęła – choćby
po to, by doświadczyć czegoś nowego
– taką postawę, zmieniłoby to życie
Twoje i związanych z Tobą ludzi na
lepsze? Pamiętaj, w życiu nie ma
przypadków!
Nie ma przypadków
O co w życiu ludziom chodzi
Po co człowiek się tu rodzi
Jaki sens ma nasze życie
I dlaczego tak obficie
Tych doświadczeń mamy
przeżyć
W które z nich mamy uwierzyć
Jakie wnioski z tego płyną
I czy z prawdą się nie miną
Te pytania można mnożyć
Można się tu też założyć
Że tysiące odpowiedzi
Są dla innych też gawiedzi
Mnie zaś życie ciągle uczy
Że gdy w głowie mocno buczy
Gdy powtarza się coś w koło
I nie robi się wesoło
Coś się tu trzeba się nauczyć
A powtórki nie wykluczyć
Trzeba przedmiot opanować
Lekcji wciąż nie repetować
W życie rozwój jest wpisany
Chociaż różnie odbierany
Można go świadomie wspierać
Lub uparcie się opierać
A więc żeby się tak działo
Tych „przypadków” jest niemało
Bywa, że się powtarzają
Do zaliczeń wręcz zmuszają
Kiedy jedne zaliczone
Rodzą się następne, nowe
Wszystkie są zaś połączone
I każdemu przeznaczone
Dla rozwoju powszechnego
Osobistego i społecznego
Niechaj każdy je wypełnia
Przez to życie uzupełnia.
Łukasz Filim
Londyn 26/05/2014
Łukasz Filim
9
Dream team
Polecamy - ciekawe miejsca
HMS President (1918)
Wiosna zawitała do Londynu
i wylegliśmy masowo na świeże
londyńskie powietrze. Jednym z
miejsc, które warto odwiedzić podczas
spacerów wzdłuż Tamizy, jest HMS
President. Na autentycznym okręcie
floty brytyjskiej lampka wina czy
kufel piwa smakować będą wyjątkowo.
HMS President to bar z historią
i widokiem. Nietuzinkowy przybytek
jest zacumowany przy Victoria
Embankment. Statek, zbudowany
jako element tarczy obronnej
przeciw okrętom podwodnym, służył
aktywnie podczas I wojny światowej.
Od 1922 roku pozostawał w rezerwie
marynarki. Pod koniec lat 80
przeszedł w ręce prywatne
i obecnie jest wykorzystywany jako
pływający bar na Tamizie. Jest to
jedena z trzech ostatnich ocalałych
jednostek pływających z okresu
I wojny światowej i za 4 lata będzie
obchodzić swoje 100 urodziny! Bar
nie wyróżnia się selekcją win ani
piw, menu też można zakwalifikować
jako standardowe. Niewątpliwym
atutem jest jednak widok na London
Eye i okoliczne budynki. Pasjonaci
fotografii docenią, że lokalizacja
HMS President jest wymarzona na
zdjecia z Tamizą w tle. Na pokładzie
jest wystarczająco dużo miejsca,
żeby spotkać się w większej grupie
znajomych. Istnieje też możliwość
wynajęcia sal przy organizacji
większych imprez. Nie trzeba jednak
obawiać się choroby morskiej.
Wielkość statku nie pozwala odczuć
większej fali.
W duchu imprezy PPL-u sprzed 2
lat, ahoj wszyscy żeglarze!
HMS President (1918)
Victoria Embankment
London EC4Y 0HJ
020 7583 1918
Ola Jackowska
Henri Matisse „The Cut-Outs” w Tate Modern
Aż do siódmego września 2014
wystawa „The Cut-Outs” Matisse’a
gości w Tate Modern. Mimo, że Henri
Matisse słynie z malarstwa, tutaj po
raz pierwszy możemy podziwiać tak
obszerną kolekcję jego papierowych
kolaży stworzonych między 1943 a
1954. Matisse, używał ‘wycinanek’
podczas całej swej twórczości,
nakładając je tymczasowo na obrazy.
Pozwalało mu to wypróbować
różnych kompozycji, zanim
zdecydował się na ostateczny kształt
obrazu. Jednak to dopiero w ostatnich
latach jego życia, schorowany i
na wózku inwalidzkim, „Cut-Outs”
zdominowały jego twórczość.
Matisse sam mówił, że tworzenie
tych papierowych kolaży było jak
„rysowanie, ale za pomocą nożyczek”.
Wystawa kolaży, podobnie jak cała
twórczość Matisse’a przesiąknięta
jest kolorem, jaskrawością i
10
kontrastem barw. Bardzo zachęcam
do podróży przez tą barwną, wyrazistą
artystycznie i orzeźwiającą wystawę.
Bezcenna jest również możliwość
zaobserwowania tekstury kolaży,
współgrania ich różnych warstw,
przez co odsłania się przed nami
proces myślowy artysty w akcji.
Wystawa kosztuje £18. Dla
miłośników Tate Modern, polecam
wykupienie członkostwa (£62 na rok,
lub £94 opcja „plus gość’, czyli wejście
dla dwóch osób). Członkostwo
uprawnia do darmowego wstępu na
wszystkie wystawy (bez ograniczeń),
wejście do uroczej kafejki na 5-tym
piętrze (‘Tylko dla członków”), 10-20%
zniżki w sklepie Tate i miesięcznik,
zawierający informacje na temat
wszystkich wystaw, pogadanek,
projektów i wydarzeń w muzeum.
Dominika Hannath
Zespół redakcyjny PPLink
Gosia
Skibińska
Dziennikarka i fotograf (www.
photograpefruit.co.uk)
Z wykształcenia magister stosunków
międzynarodowych. Zaangażowana
w wiele projektów polonijnych.
Założycielka i Lider Grupy
Dziennikarsko-Medialnej PPL.
Najnowsza pasja to śledzenie przejawów
aktywności społecznej Polonii w UK.
Ola
Jackowska
Zdecydowana, konsekwentna
i pewna siebie kreatorka własnego
życia. Bywalczyni londyńskich
kameralnych pubów. Pełna ukrytych
talentów do pisania i rysowania.
Łukasz
Filim
Henri Matisse, The Snail, 1953, technika
malarska - gwasz
Przewodniczący Rady Wykonawczej
PPL. Zawodowo - Assistant Branch
Manager w oddziale detalicznym
jednego z angielskich banków
w City. Aktywnie działa w środowisku
polonijnym. Zainteresowania: piłka
nożna, narty, żeglarstwo, podróże,
fotografia, książki, rozwój duchowy.
Agnieszka
Siedlecka
Prowadzi własny klub dla dzieci
Sunshine Playgroup (http://www.
sunshineplaygroup.com/), w którym
piecze ciastka lub upaprana farbą śpiewa
o owieczkach i krówkach. Zachwyca ją
dziecięca filozofia życia “tu i teraz”. Świat
dorosłych natomiast czasem ją dziwi,
więc oswaja go w felietonach, m.in dla
miesięcznika Nowy Czas.
Agata
Sadza
Tłumaczka jezyka angielskiego,
wykładowca akademicki. Zawodowo
zajmuje się przekładem i redakcją
tekstów oraz użyciem technologii
w nauczaniu, a prywatnie biega,
podróżuje, tworzy biżuterię, gotuje
i wszystkiemu temu namiętnie robi
zdjęcia.
Krystyna
Litwa
Studentka wydzialu Psychologii
Biznesu, zainteresowana inteligencją
emocjonalną w miejscu pracy oraz
budowaniem zdrowego środowiska
pracy. Kochająca podróże, tenis
i książki.
Beata
Kopka
Od 2001 roku mieszkam w Londynie
i mieszkałam w wielu jego zakątkach.
Z wykształcenia jestem socjolgiem,
z zawodu dyplomowaną księgową.
W życiu staram się być sobą!
Dominika
Hannath
Jest miłośniczką podróży,
kreatywności i Rolling Stonesów.
W wolnych chwilach chodzi na
musicale, uczy się języków i pracuje
nad finansową niezależnością.
Najbardziej na świecie unika nudy
i rzadko można ją znaleźć nic nie
robiącą.
Filip
Nowaczyński
Life coach, mentor i doświadczony
networker. Współtwórca Akademii
Brandu i współautor „Strategii
Rozwoju Warszawy do 2020 roku”.
Copywriter i autor poetyckiego bloga
www.zglowkinadobranoc.blogspot.com.
11
Strona na deser
ODPRAWA
Spakuj niewiele na drogę:
Odwagi dowód ze zdjęciem,
Bilet, tak bardzo ulgowy,
Życzliwe słowo. Nic więcej.
Gdziekolwiek zajdziesz – nie braknie
Psa, który szczeka pod drzwiami,
Kwiatków na oknie, rachunków
Regulowanych latami.
Klucz tylko weź: czy chcesz uciec,
Czy ci tu wrócić pisane.
Może go zgubisz, a może
Zastaniesz zmieniony zamek,
Lecz weź ten klucz – niech cię łudzi
Przez dni tęsknoty gasnącej
Szansą na powrót: do ludzi,
Spraw, rzeczy, miejsc pełnych słońca.
Gdy trzeba będzie, ktoś zawsze
Dośle z przeszłości wspomnienia.
Teraz miej skrzydła swobodne.
I oczy wolne od cienia.
Choć dziwnie ciężko jest tracić
To, z czym się resztką sił zmagasz
– warto łzą słoną zapłacić
za porzucony nadbagaż...
Recenzja restauracji
Łowiczanka
Tradycyjna polska kuchnia w tradycyjnym
polskim miejscu, z tradycyjną polską obsługą,
przy tradycyjnej polskiej muzyce – restauracja
Łowiczanka poleca swoje dania wszystkim
miłośnikom słowiańskiej kuchni. Jest to
jedna z nielicznych restauracji, która w swoim
menu dumnie eksponuje wśród zup flaki.
Tym, którzy nie przepadają za flakami, jako
pierwsze danie polecamy barszcz czerwony
(na ciepło, lub chłodnik). Jeśli ktoś, po wielu
latach spędzonych w UK, zapomniał jak
smakuje śledź w oleju czy galareta wieprzowa
– smaki te przypomni sobie zamawiając
odpowiedni starter.
Przy wyborze dania głównego przenosimy
się do błogich czasów, gdy gotowała nam
babcia, mama, ciocia. Jest w czym wybierać
– gołąbki, golonka, schabowy, placek po
JAK NA SKRZYDŁACH...?
Zamiast lądować w świetle mych rąk,
wiecznie odchodzisz na drugi krąg
- choć przyjąłbym cię bezkolizyjnie!
Próżno uzbrajam serce w cierpliwość:
stracisz do reszty uczuć paliwo
i wylądujesz gdzieś awaryjnie...
WYŻSZA MATEMATYKA
Problem mnie gnębi niemały
- niech mądry ktoś mi podpowie:
jakże mam oddać się cały
mej własnej drugiej połowie?
UŁOMNOŚCI
Mądrze pisał, lecz na życie rozsądku miał mało.
Że obłudny - grono odeń roztropniejszych grzmiało.
Dziś zbłąkanym księgi jego rozświetlają szlaki;
Z trupów prawych i zaradnych - pożytek nijaki.
Czasem braknie sił, by czynem sięgnąć myśli szczytów.
Nie przekreślaj. Nie potępiaj. Przytul.
Wiersze Filipa Nowaczyńskiego, członka naszego
zespołu, twórcy bloga poetyckiego
www.zglowkinadobranoc.blogspot.co.uk
238 - 246 King Street Hammersmith
POSK I piętro
London, W6 0RF
tel. 020-8741-3225
cygańsku, czy obowiązkowe pierogi. Cielęcina,
łosoś, czy pierś kaczki w sosie wiśniowym
zaspokoją bardziej wysublimowane gusta.
Dla łasuchów w ofercie jest wielka trójca
polskich ciast, czyli makowiec, sernik
i jabłecznik. Naleśniki z serem, lody czy
tort orzechowy również skuszą niejednego
smakosza.
Ceny dań plasują się na średnim
standardzie. Za obiad z deserem dla dwóch
osób (bez wina) zapłacimy około £60. W
soboty wieczorem można posłuchać „muzyki
na żywo”. „Łowiczanka” ciesząca się dobrą
opinią stałych bywalców wspiera również
cateringowo wiele polonijnych imprez.
Dzięki dobrej kuchni nasze PPL-owe zabawy
karnawałowe w POSK zdecydowanie zyskują
na jakości.

Podobne dokumenty