Przedstawiciele trzech największych partii brytyjskich wzięli udział w
Transkrypt
Przedstawiciele trzech największych partii brytyjskich wzięli udział w
PPLink wydanie 7 | lipiec 2014 | e-mail: [email protected] Debata w Parlamencie fot. Gosia Skibińska Przedstawiciele trzech największych partii brytyjskich wzięli udział w debacie zatytułowanej „United Kingdom, European Union and the Polish Question - What’s Coming For The Polish Minority?” Debatę zorganizowała Grupa Polityczna PPL. Dzięki zaproszeniu Daniela Kawczyńskiego, członka brytyjskiego parlamentu, debata odbyła się w parlamencie. Do dyspozycji mieliśmy największą salę nowego budynku parlamentu. To pozwoliło pomieścić ponad setkę słuchaczy zainteresowanych sprawami majowych wyborów. Debata była częścią kampanii pro frekwencyjnej, do której aktywnie włączył się PPL. Jej celem było zwiększenie liczby Polaków biorących udział w wyborach lokalnych i do Parlamentu Europejskiego. Podczas spotkania mówcami byli m. in. Daniel Kawczynski (Conservative MP), Andrew Slaughter (Labour MP), Cllr Joanna Dąbrowska (Conservative Party, Ealing Common), były major Islingtonu Stefan Kasprzyk (Liberal Democrats) oraz Ella Vine (Labour Friends of Poland). Debatę moderował Sunder Katwala (British Future). Spotkanie, jako całość poprowadził Jurek Byczyński, lider Grupy Politycznej PPL. Brawa dla Jurka za świetną organizację, profesjonalne prowadzenie i trzymanie wysokiego, merytorycznego poziomu całego eventu! Gosia Skibińska Felieton Grupa Dziennikarsko-Medialna Niech się dzieje co chce bolało. Dopiero po jakimś okresie, często dość długim, potrafimy na daną sytuację spojrzeć zupełnie inaczej i przyznać, że zaowocowała ona też w pozytywne wydarzenia. Dziwi nas to co nieco. Kryzys w związku, rodzinie, pracy, a nawet choroba i śmierć bliskich z perspektywy czasu prezentują się zupełnie inaczej i czegoś nas uczą. Ważne jest według mnie to, co z tych traumatycznych doświadczeń zdecydujemy się wybrać i w co to potem przekujemy. Czy potraktujemy je jak kolejną przeszkodę złośliwie rzuconą nam pod nogi przez los, czy jak nowe wyzwanie, jak coś, co wzbogaci nasz wewnętrzny rozwój. Agnieszka Siedlecka 2 rys. Basia Binkowska Wyrastają jak grzyby po deszczu, zwłaszcza tam, gdzie oczekuje tego coraz aktywniejsza Polonia. Internetowe rozgłośnie radiowe - tu, w Wielkiej Brytanii, coraz częściej nadają po polsku. Grupa DziennikarskoMedialna (jedna z grup projektowych działająca od dwóch lat w Polish Professionals in London) postanowiła zbadać ten fenomen i zaprosiła przedstawicieli tych mediów do wspólnej rozmowy. Zainteresowanie tematem zaskoczyło organizatorów. Wszystkie zaproszone rozgłośnie przyjęły zaproszenie. Informacja o spotkaniu dotarła nawet daleko poza Londyn. Jeden z uczestników fot. Gosia Skibińska Zwykle w realizację planów, na których nam bardzo zależy wkładamy nie lada wysiłek. Jeśli po drodze nie układa się po naszej myśli, dodajemy gazu i bierzemy się jeszcze bardziej w garść. Niech żyje motywacja, ambicja i wygrana, damy radę! Jakże często jednak przegrzewa się nam silnik i mówimy sobie: „Po co ja się właściwie zabijam? Zrobiłem, co było w mojej mocy. Mam dość, niech się dzieje co chce”. I wtedy, niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, wszystko zaczyna się układać. Jakby jakaś magiczna siła wzięła nasz los w swoje ręce. Ostatnio słyszałam od różnych znajomych podobną historię – po paru latach usilnych poszukiwań potencjalnego partnera stwierdzili: „Najwyraźniej miłość nie jest mi pisana. Może bycie singlem nie jest wcale takie złe?” Minęło raptem kilka tygodni od momentu, gdy przestali szukać i zakochali się z wzajemnością po uszy. Kolega po przejściach stwierdził nawet: „Poznałem właśnie moją przyszłą żonę” i już coś przebąkuje o ślubie. Głęboko wierzę, że nic nie dzieje się bez przyczyny. Wyświechtany slogan? Owszem, ale tak samo prawdziwy jak powiedzenie „Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło”. W moim przypadku najtrudniejsza w życiu decyzja okazała się być najlepszą, mimo, iż oznaczała diametralną zmianę kierunku, w którym wówczas podążałam. Przewartościowałam pewne sprawy i wiele się o sobie nauczyłam. To bezcenna wiedza. Jestem bardzo wdzięczna tej tajemniczej sile, absolutowi, Bogu, a może Bogini za obecność, nigdy wcześniej nie odczuwałam tego tak wyraźnie. Mam jakąś wizję, a raczej zarys tego, czego od życia oczekuję. Choć dokładnych planów z precyzją farmaceuty już nie robię, nie oznacza to wcale, że dryfuję. Nie, mój statek sunie z wiatrem w żaglach w pełni świadomy możliwości nagłej wywrotki. Podobnie jak Bóg Woody Allena mam poczucie humoru i na szczęście całkiem nieźle pływam. Ahoj! fot. Gosia Skibińska Tym razem pozwolę sobie na odrobinkę prywaty. Bez obaw, żadnego emocjonalnego striptizu nie będzie, wywlekanie mało interesujących, intymnych szczegółów z życia zostawmy pseudo celebrytom oraz tym, którzy na ich druk marnują tusz. Miesiąc temu minęło pięć lat, od kiedy podjęłam tzw. ważną życiową decyzję. Decyzja ta, choć poprzedzona długim okresem wahań, zmieniła moje życie na lepsze. Ba, o niebo lepsze, a może i nawet o wszechświat cały. Nie obyło się bez nieprzespanych nocy, litrów łez i utraty kilku kilogramów. Przestraszona i wyjątkowo zagubiona wstałam któregoś ranka i powiedziałam patrząc w lustro: „Teraz albo nigdy.” Niczym Koziołek Matołek z książek Makuszyńskiego: „Raz kozie śmierć!” Udało się, zaczęłam nowe życie i wszystko to, co przez lata wydawało się niemożliwie, zaczęło się, jak by to powiedzieć, po prostu dziać. Dzieje się, oj dzieje, do tej pory nie daję czasem wiary. Gdyby jednak jakiś czarodziej o wyglądzie Gandalfa pozwolił mi 10 lat temu spojrzeć w kryształową kulę, by zobaczyć przyszłość, roześmiałabym mu się w twarz i stwierdziła: „Stary, no co ty? Daj spokój, ja mam zupełnie inne plany.” Woody Allen powiedział: „If you want to make God laugh, tell him about your plans.” Nic dodać, nic ująć. To jeden z moich ulubionych cytatów. Wyznaczamy sobie jakieś cele, a życie z gracją odwraca się do nas czterema literami i pisze własny scenariusz. Próbujemy je ujarzmić i udobruchać jak wierzgającego konia. Wściekamy się, bo to przecież nie tak miało być. Mamy w głowie listę: kupię mieszkanie, awansuję, wyjadę tu i tam, ustabilizuję się, przed wiekiem takim, a takim założę rodzinę. Jeśli nie wypali plan A, mamy plan B, może i nawet C. Wydaje się nam, iż jesteśmy przygotowani na wiele ewentualności, że takie asekuracyjne podejście jest rozsądne. Części z nas plan A wypala, części zaś wszystkie trzy biorą w łeb. I to jak spektakularnie i z jakim hukiem! Tymczasem tym, którzy w ogóle planu nie mieli idzie jak z płatka. I jak tu się nie pogubić? Gdy wszystko się wali jak klocki domina, niezwykle trudno jest dostrzec w tym jakikolwiek sens. Ja nie umiałam, poza tym za bardzo Panel radiowy przyjechał z odległego o 100 km Northampton. Kilka tygodni wcześniej uruchomił swoje własne Polskie Radio Northampton i był ciekaw co powiedzą koledzy po fachu z większym doświadczeniem. Spotkanie miało charakter dyskusji panelowej, podczas której paneliści dzielili się doświadczeniami oraz kulisami swojej działalności. O czym opowiedzieli nam przedstawiciele polonijnych rozgłośni radiowych? O zapachu wędzonki nad oknem rozgłośni, mlaskaniu przed programem i... o koronkach – i to tych modlitewnych. Było też o marketingu, czyli o skutkach prowadzenia audycji z takimi osobami jak Jerzy Urban, czy Janusz Korwin-Mikke. Ciekawa dyskusja wywiązała się na temat różnic między koncepcją nadawania w systemie DAB, technologią analogową fm oraz ideą radia internetowego. Paneliści chętnie dzielili się doświadczeniem w prowadzeniu swoich stacji, wskazywali na podobieństwa i różnice związane z charakterem swoich rozgłośni, otwarcie podawali statystyki słuchalności. Była to doskonała okazja do poznania na „żywo” kolegów po fachu, nawet tych, których do tej pory odbierało się za konkurencję. Okazuje się, że mimo równoległych, niezależnych zabiegów o tego samego słuchacza jest wspólna radiowa wiedza, pasja i doświadczenie, które momentalnie przeradzają się w zdrową, merytoryczną dyskusję. A jeśli przy okazji na sali jest kilkadziesiąt słuchaczy zainteresowanych tematem – to tym lepiej! Jako paneliści udział w spotkaniu wzięli: Katolickie Radio Londyn: Paweł Kotarba Orla.fm: George Matlock Polskie Radio Londyn: Artur Kieruzal Radio Bedford: Andrzej Gąsienica 3 Efekt tygrysa PPLink ma już dwa lata! fot. Gosia Skibińska Efekt tygrysa, czyli kilka wskazówek na temat automarketingu taki był temat czerwcowego spotkania Grupy Biznesowej PPL. Gościem i głównym mówcą był Maciej Dutko (dutkon.pl). Jak puścić swoją osobistą markę w ruch i po co mamy to robić? Przede wszystkim po to, abyśmy nie byli anonimowi oraz abyśmy mogli sobie pozwolić na komfort dobierania klientów i współpracowników. Aby to osiągnąć mamy cały arsenał narzędzi, a Internet z mediami społecznościowymi wcale nie jest jedynym. Maciej Dutko podpowiada, abyśmy nie zapominali o pisaniu, i to niemal dosłownie gdzie się da, a zwłaszcza do pism branżowych. Tam, przy odrobinie szczęścia i pracowitości można zdobyć etykietę eksperta. Podobna „sława” może pojawić się przy okazji czynnej obecności na branżowych konferencjach. Takie konsekwentne działanie, wsparte elementami brandingu (logo, kolory, czcionka, slogan a nawet Grupa Dzienniakrsko-Medialna fryzura, czy zapach) wyróżnią nas z tłumu. Wszyscy zainteresowani tematem, którzy nie mogli uczestniczyć w spotkaniu Grupy Biznesowej, mogą dowiedzieć się szczegółów z najnowszej książki naszego mówcy, która niecierpliwie czeka na druk. „Efekt tygrysa”, bo taki nosi tytuł, to pierwsza polska książka o personal brandingu i budowaniu marki osobistej. Grupa Biznesowa PPL, która zaprosiła Marka Dutko, spotyka się w każdy ostatni piątek miesiąca. Organizatorem spotkań i liderem grupy jest Marek Niedźwiedź. Gosia Skibinska Okiem B-Londynki, czyli B-London Eye Wilk syty i Polka cała Na emigracji żyję od ponad czternastu lat i ostatnimi czasy dużo się zastanawiam, co oznacza bycie Polką. Biorąc udział w licznych polskich spotkaniach w Londynie, chcąc nie chcąc, zadaję sobie pytanie o to, czym jest polskość? Piszę na podstawie własnych doświadczeń i odczuć, bo te są mi najbliższe i najbardziej autentyczne. Powoli zaciera się dla mnie granica narodowościowa. Nie oznacza to moich aspiracji do chęci stania się bardziej „angielską” – tę fazę mam już za sobą. Mówię o poczuciu, że coraz częściej w rozmowach z Anglikami (to oni pośród wszystkich nacji żyjących w Londynie są najliczniejsi i w największym stopniu są dla mnie punktem odniesienia w moich strategiach emigranta) przestaję myśleć i zastanawiać się nad tym, jakiej są narodowości. Nie oznacza to, że na co dzień nie posługuję się skrótami myślowymi i uproszczeniami w interpretowaniu pewnych zachowań, reakcji, sposobów zachowania ludzi ze względu na ich pochodzenie. Coraz szybciej i częściej jednak udaje mi się przejść nad tym do porządku 4 dziennego i działać. Coraz rzadziej w tych relacjach myślę o sobie jako o Polce, ale bardziej jako o osobie, która jest zbiorem doświadczeń, wypadkową tego wszystkiego, co miałam okazję w życiu poznać i czego doświadczyć, skosztować. Tak jest łatwiej. Staram się nie skupiać nad tym, że język angielski nie jest moim ojczystym językiem, że jest być może trochę trudniej na starcie i czasem trzeba przekonać pracodawców do siebie. Ale nauczyłam się też grać „polskością” w relacjach zawodowych. Co mam na myśli? Mam poczucie, że Anglicy więcej mówią, a mniej robią, a my Polacy więcej robimy, a mniej mówimy. Anglicy mówią ospale, owijając swoją wypowiedź w labirynt słów, do znaczenia których dojść mogą jedynie najwytrwalsi. My Polacy jesteśmy bezpośredni i celem naszej wypowiedzi jest jak najszybsze przekazanie treści bez „owijania w bawełnę”. Awans zawodowy, kiedy coraz częściej podejmuję decyzje za innych i wydaję polecenia, wymusza na mnie nowe zachowania i nabywanie nowych umiejętności. Zaadoptowałam wiele z „angielskich” zachowań i cech systemu wartości, ale jest we mnie polska część, która domaga się ujrzenia światła dziennego. Tu mam na myśli działanie! I kiedy chcę coś w pracy osiągnąć, zaczynam od angielskich metod negocjacji, łącznie z trzy-, czterozdaniowym wstępem „How are you?”, a kiedy czas reakcji wydłuża się ponad moją cierpliwość, przedstawiam argumenty, że już tak długo czekam na odpowiedź i przechodzę do polskiego „kawa na ławę”. I wilk syty, i owca cała. I Anglik miał trochę swojego, i ja mam trochę swojego. A gdzie tu zatracanie granic narodowościowych? Ani jeden, ani drugi styl działania nie są mi obce. I nazywanie jednego angielskim, a drugiego polskim to tak naprawdę kokieteria, bo oba są częścią mojej osobowości. Emigrant nabiera płynności nie tylko w posługiwaniu się zaadoptowanym językiem, ale również w nabytych zachowaniach. A w Londynie jest z czego wybierać. Bo jak już przestudiuję Anglików, to jest w tym mieście jeszcze 268 innych nacji (za Evening Standard, 1.03.2011). Beata Kopka Marzena Szejbal, przewodnicząca londyńskiego koła AK oraz Daniel Kawczyński, MP, w towarzystwie członków Grupy Dziennikarsko-Medialnej PPL. I z efektem pracy tej grupy, czyli magazynem PPLink, w rękach. Dwa lata temu, podczas pamiętnego „Boat Party”, które uświetniło 5 urodziny PPL, oddaliśmy w Wasze ręce pierwszy numer PPLinka. Nie wiedzieliśmy wówczas czy będą kolejne wydania. Nie przypuszczaliśmy też, że w ten sposób powstanie regularnie ukazujący się magazyn, w którym już od dwóch lat opisujemy działalność naszej organizacji, a przy okazji rozwijamy swoje zainteresowania, a co najważniejsze, jesteśmy tak ciepło odbierani przez naszych Czytelników. Dziękujemy! Kim są i co robią osoby z Grupy Dziennikarsko-Medialnej? Jesteśmy grupą edukacyjną. Skupiamy osoby o zainteresowaniach z obszaru dziennikarstwa, komunikacji i edukacji medialnej. Nasze cele to: - poszerzenie wiedzy z zakresu edukacji medialnej, społeczeństwa informacyjnego oraz współczesnych trendów w mass mediach; - podtrzymywanie i doskonalenie twórczego pisania w języku polskim; - wymiana informacji na tematy związane z rozwojem życia polonijnego w UK pomiędzy członkami Grupy a Polonią. Realizujemy to poprzez comiesięczne spotkania warsztatowe, tworzenie magazynu PPLink, oraz pracę nad indywidualnymi projektami (Book Swap, akcja informacyjna podczas wyborów do Rady PPL). Naszym największym osiągnięciem jest wykrystalizowanie się zgranego zespołu. Skupiamy kompetentne osoby. Mamy wśród nas „Mistrzynię Ortografii”, laureatów konkursów literackich, osoby współpracujące z wydawnictwami. Cieszy nas, że dzięki naszej działalności, PPL, jako cała organizacja jest lepiej rozpoznawalna w środowisku polonijnym, że mamy dobre i coraz lepsze kontakty z mediami polonijnymi. Członkowie naszej Grupy są rozpoznawalni w polonijnych redakcjach i zapraszani do współpracy. Wiemy, że nasze teksty są szeroko komentowane w środowisku PPL. Mamy coraz więcej niezmiernie ciekawych pomysłów na pisanie! Dużą pomocą w powstawaniu kolejnych numerów jest pozyskanie do naszego zespołu rysownika – młodej studentki z Glasgow, siostry jednej z autorek tekstów. W PPL dzieje się coraz więcej ciekawych projektów i nasz magazyn jest doskonałym miejscem, aby to opisywać. Jeśli macie komentarze, sugestie, pomysły dotyczące naszego rozwoju, prosimy o kontakt z Gosią Skibińską, liderem Grupy: m.skibinska@ polishprofessionals.org.uk lub [email protected] Gosia Skibińska 5 5 prostych i niezbędnych kroków do stworzenia niepowtarzalnej misji Twojej rodziny Misję rodziny stanowią zdefiniowane i zadeklarowane przez jej członków najistotniejsze wartości i zasady rodzinne, a także cele, jakie rodzinie przyświecają. To także sposób bycia, sposób traktowania siebie nawzajem, to kierunek podróży, jaką każdy z nas odbywa z całą rodziną. Poniższy artykuł jest formą przewodnika i zawiera 5 wskazówek, jak w bardzo prosty sposób stworzyć misję rodziny. Przygotowanie: W pierwszej kolejności pamiętaj, że proces tworzenia misji rodziny jest ważniejszy od produktu końcowego, czyli wypisanej misji samej w sobie. Innymi słowy podczas formułowania misji z partnerem bądź partnerką i dziećmi doświadczysz rzeczy wspaniałych, bezcennych. Zaangażujesz się w rozmowę odnośnie tego, co jest w Waszym związku najważniejsze, co tak naprawdę ma największe znaczenie, jakie wartości Wam przyświecają oraz do czego razem dążycie. Rozmowy te będą bogatym doświadczeniem, gdyż misję tworzyć będziesz z osobami, które darzysz głębokim uczuciem. Rodzina ma wspaniałą możliwość zbliżyć się do siebie, jeśli z empatią wysłuchany oraz zrozumiany zostanie każdy jej członek. Współpraca nad tworzeniem misji i wzajemne słuchanie tego, co dla członków rodziny jest ważne, wzmocni Twoją wiarę w innych członków rodziny, a także wiarę w siebie z perspektywy innych. Otwarcie zapytaj członków rodziny, co znaczy dla nich „dobre życie rodzinne”. Nie poprzestań na spisaniu misji, która jest tylko powierzchowną definicją dobrego życia rodzinnego. Krok 1: Zwołaj „SPECJALNE” spotkanie rodzinne. Jako inicjator tworzenia misji musisz zadbać, by każdy z członków rodziny był poinformowany o tworzeniu misji, a także został zaangażowany w jej tworzenie. Dołóż starań, by pomysły każdej osoby zostały wysłuchane i docenione. Idealnym rozwiązaniem jest celebrowanie tego spotkania – może się ono odbyć w słoneczny dzień, podczas pikniku w ogrodzie, bądź też 6 podczas zajadania pizzy, czy w czasie wakacji. Pamiętaj, by spotkanie to było specjalne i wyjątkowe. Krok 2: Zadawaj pytania, które skłonią zgromadzonych do dyskusji, czym jest dla nich rodzina oraz jakie wartości i zasady winny jej przyświecać. Dzięki pytaniom i odpowiedziom rozpoczniecie jako rodzina tworzenie własnej misji. To także wspaniała okazji do rozmowy z dziećmi oraz partnerem o swoich wartościach i zasad życia rodzinnego, a także do wysłuchania ich własnych. Oto sugestie pochodzące z książki „7 Habits of Highly Effective Families” Stevena Coveya: Dla pary: Jakim partnerem chcę być w związku? Jaka rolę Ty pragniesz odgrywać? Jaki jest cel naszego związku / małżeństwa / rodziny? W jaki sposób możemy wspierać się wzajemnie jako partnerzy? Jakich wartości i zasad chcemy nauczyć dzieci, by wychować je jak najlepiej? W jaki sposób rozwiązywać będziemy trudności, konflikty i nieporozumienia? Dla rodziny z dziećmi: Członkiem jakiej rodziny pragniesz być? Jakie rzeczy chcesz wykonywać z rodziną? W jaki sposób chcesz traktować innych członków rodziny? Jak rozmawiać z nimi? Jakie uczucia chcesz, by były okazywane w domu przez członków rodziny? Jakie rzeczy sprawiają, że chcesz wracać po szkole do domu? Pomyśl, czy istnieje rodzina, która Cię inspiruje, rodzina, którą podziwiasz? Co jest w niej takiego wyjątkowego? Co jest dla nas, dla rodziny, szczególnie ważne, ważniejsze od innych rzeczy? Krok 3: Stwórz listę wartości mających największe znaczenie dla członków rodziny. Przeanalizuj sugestie i odpowiedzi członków rodziny na przykładowe pytania. Wybierz te, które najlepiej pokazują, co jest dla Twojej rodziny ważne – wybierz słowa i zwroty będące esencją odpowiedzi. Przykład: Zdrowie / Zabawa / Poczucie humoru / Uprzejmość / Lojalność / Integracja. Krok 4: Pomyśl nad wyrażeniami, które oddają sens wybranych wartości, celów i misji rodziny. Usiądźcie ponownie razem i stwórzcie potężną burzę mózgów, by wypisać zwroty przepełnione siłą, energią i miłością, które oddają sens zasugerowanych wartości. Przykład: „Kontynuuj podróż ku doskonałości” / „Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego” / „Niech pierwszym słowem będzie przygoda a ostatnim miłość”. Krok 5: Wybierz z długiej (bądź też bardzo długiej listy) wartości, celów, zasad i zwrotów, które stworzyłeś razem z rodziną 10 Wielkich Pomysłów, które oddają esencję misji Twojej rodziny. W celu wybrania maksymalnie 10 zwrotów zorganizuj głosowanie, by wybrane zostały zwroty najtrafniejsze i przemawiające do wszystkich członków rodziny. A teraz czas na napisanie misji rodziny. Dołóż starań, by misja była klarowna, stosunkowo krótka, stworzona z udziałem wszystkich członków rodziny. Nie istnieje jeden najlepszy sposób stworzenia misji – może mieć ona formę eseju lub podpunktów. Poświęć jej napisaniu tyle czasu, ile potrzebujesz, nie spiesz się. Następnie ulokuj stworzoną misję w kluczowym w domu miejscu, może w kuchni, gdzie domownicy spędzają wiele czasu. Czytaj ją każdego dnia, rozmawiaj o niej – niech stanie się ona żywym dokumentem, gdzie nanoszone będą poprawki i usprawnienia. Niech będzie ona mapą przywołującą na wyznaczony tor w przypadku turbulencji czyli problemów, a wartości i zasady wybrane przez rodzinę niech będą kompasem pokazującym właściwy kierunek podroży. Powodzenia! Pamiętaj, że proces tworzenia misji jest ważniejszy niż efekt końcowy. Krystyna Litwa Rodzinne strony Pamiętnik przyszłej mamy Grudzień 2013 Luty 2013 Nie wiem, czy na dziecko można być gotowym. Już na kilka miesięcy przed zajściem w ciążę czułam przy sobie obecność nowego członka rodziny. Tak jakbym wiedziała, że niedługo będę mamą. Mimo to wiadomość ta była szokiem. Chodziło nie tyle o zaskoczenie, że będziemy mieli dziecko, co o szokującą lawinę emocji, jakie pociąga za sobą ta radosna nowina. Koniec pierwszego trymestru i powoli czuję, jak wraca mi energia. Ale za to w pracy coraz bardziej mi się dłuży. Na szczęście z końcem miesiąca robię sobie przerwę. Mam coraz większy brzuch. Ciągle jestem wzdęta i muszę sobie guzik w spodniach odpinać. Pora na pierwsze zakupy ciążowej garderoby. Na najbliższe miesiące żegnam się ze stylem, ale przynajmniej już mi się nie odbija po każdym posiłku. Spędzam magiczny weekend w Glasgow, gdzie Basia jest na studiach. Mama dołącza do nas z Polski. Obiecałam sobie kiedyś, że jeden weekend w roku będzie tylko dla dziewczyn w naszej rodzinie: mamy, Basi i mnie. Taki coroczny babski zlot. Nareszcie mamy kolejne USG. „Trudno wyrazić słowami, jak bardzo cieszymy się z tatą, że do nas dołączysz. Akurat byliśmy w Polsce, gdy dowiedzieliśmy się o Twoim istnieniu. Babcia Jadzia popłakała się ze wzruszenia. Dziadek Andrzej już planuje, że nauczy Cię grać w tenisa stołowego. Będziesz ich pierwszym wnuczęciem. Zaczęliśmy wybierać dla Ciebie imię; nie jest to łatwe. Od razu kilka opcji dziewczęcych imion się pojawiło, ale wybór imienia dla chłopca to jakiś koszmar! Wszyscy tak bardzo cieszą się z nami, że jesteś”. Styczeń 2013 Zaczęła się faza bekania. Na szczęście poza tym nie mam żadnych typowych ciążowych dolegliwości. Tylko bardzo dużo śpię, mogę spać i spać. Magda przesłała mi z Polski DVD z ćwiczeniami, więc zabieram się ostro do roboty. Podobno im bardziej będę systematyczna, tym większe szanse na łatwy poród. Zaczyna nurtować mnie, kogo noszę w środku, to chłopczyk czy dziewczynka? Na życzenie mieliśmy pierwsze USG. Na razie nie widać płci, ale za to słyszeliśmy bicie serduszka! „Słyszeliśmy Twoje serduszko! Łomotało tak szybko, trudno było za nim nadążyć. Dużo do Ciebie mówię, często tylko w myśli, skupiając na Tobie całą moją uwagę i energię. Wydaje mi się, że Ty to odczuwasz. Tata zaczął uczyć Cię stolic wszystkich krajów. Codziennie wieczorem zapodaje Ci nową dawkę wiedzy geograficznej. Ciekawe, czy odziedziczysz po nas zamiłowanie do podróży?” rys. Basia Binkowska (ciocia Basia) Rodzinne strony „To niesamowite, ale wyglądasz już jak mały człowiek – malutkie rączki i nóżki machają we wszystkie strony, manifestując swoje istnienie. Ciągle oglądamy Twoje pierwsze zdjęcia. Jest takie jedno, gdzie widać Cię w pełnej okazałości, ze zgiętymi kolankami – to moje ulubione ujęcie”. Marzec 2013 Jestem w Polsce. Dni upływają mi na delektowaniu się bliskością moich najbliższych. Wszyscy są coraz bardziej podekscytowani, że już niedługo dowiemy się, czy rośnie nam dziewczynka, czy chłopiec. Moi bracia raczej obstawiają chłopaka. Piotrek mówi, że nauczy go jeździć na ciągniku, a Łukasz, że będzie z nim grał w kosza. Mama modli się o dziewczynkę. Mówi, że to będzie Calineczka. Babcia Basia choruje. Odkąd w zeszłym roku odszedł dziadek, babcia jest coraz słabsza, niknie nam w oczach. Cieszę się, że mogę spędzić z nią te cenne chwile. Rozmawiamy o przeszłości i przyszłości, oglądamy razem „M jak Miłość”, czasem siedzimy w ciszy. Dobrze tak po prostu ze sobą pobyć. Doceniam w życiu te małe i te duże cuda. „Po raz pierwszy czuję, jak się ruszasz. To tak, jak by mi w brzuchu ryba pływała. To takie niesamowite uczucie, być w stanie fizycznie poczuć Twoją obecność po raz pierwszy. Coraz bardziej ciekawi mnie, kim jesteś”. Kwiecień 2013 To Calineczka!!!!!!!!!!!!! Nie wyobrażałam sobie nigdy wcześniej tak ogromnej radości. I tak ogromnego smutku zarazem… Oczy zmęczone mam łzami i nasuwają mi się słowa wiersza E.E. Cummingsa: „Noszę twe serce z sobą (noszę je w moim sercu)”. „Najdroższa. Dzisiaj odeszła od nas moja ukochana babcia Basia, Twoja prababcia. Tak mi przykro, że nie zdążyłaś jej poznać. Zadzwoniłam do niej, jak tylko dowiedzieliśmy się, że jesteś dziewczynką i ona bardzo się ucieszyła i powiedziała »Będzie tu latała wokół stołu«. Będziesz latała wokół babci stołu, wszędzie będziesz latała. Już ja zadbam, żebyś miała po mnie skrzydła. Babcia miała w sobie taką piękną mądrość. Będę Ci często opowiadać o prababci i pradziadku. Cząstka ich żyje w Tobie. Na szczęście poznasz prababcię Alinkę. Mam nadzieję, że po niej odziedziczysz przebojową asertywność”. Maj 2013 Mama przyleciała do nas na tydzień do Londynu. Tak dobrze było mieć ją przy sobie. Basia dołączyła do nas na weekend. Wspominałyśmy babcię. Tak pusto nam bez niej. Wciąż trudno uwierzyć, że już nigdy z nią nie porozmawiam, że nie weźmie mnie za rękę. Babcia miała najmilsze dłonie pod słońcem. Rosnę w oczach i coraz trudniej jest mi znaleźć sobie wygodną pozycję, czy to do spania, czy siedzenia, czy stania, czy… życia, tak naprawdę. O dziwo, polubiłam kolor różowy. Ach, te hormony. Powoli skupujemy ubranka i gromadzimy dziecięcy ekwipunek. Powitałam ostatni trymestr i zostały 3 miesiące do porodu. „Za trzy miesiące będziesz już z nami! Myślę, że będę dobrą matką, taką, co ma czas na wspólną zabawę, czyta Ci książki do snu i zabiera Cię czasami na wypady »tylko z mamą«. Myślę, że będę też dość surowa i konsekwentna. Ale na pewno nigdy nie będzie Ci brakować naszej miłości”. Dominika Hannath 7 Ważne, a nie trudne Rozwój O pracy społecznej, o pracy nad sobą i o pracy z drugim człowiekiem – z Łukaszem Filimem, przewodniczącym Rady Wykonawczej Polish Professionals in London, który 2 maja, w Dniu Polonii został wyróżniony przez Prezydenta RP Złotym Krzyżem Zasługi, rozmawia Gosia Skibińska. Większość Polaków do Wielkiej Brytanii wyjechało po to, aby pracować, ale nie żeby pracować społecznie. Jak było z Tobą? Ja też przyjechałem tu po to, żeby pracować, ale przede wszystkim, aby rozwijać się jako człowiek. Jaki był Twój pierwszy przejaw aktywności społecznej w UK i czy miałeś jakieś doświadczenie z Polski? Potrzebowałem kontaktu z Polakami, byłem ciekawy jak żyje tu Polonia i Polacy. Po rozmowie z działaczami w ośrodku polonijnym Croydon-Crysta l Palace zaproszono mnie do pisania w lokalnej gazetce „Bez Tytułu”, a potem do rady ekonomicznoadministracyjnej tego ośrodka. I tak się to zaczęło, lokalnie. W Polsce praktycznie się nie udzielałem. Pamiętam, że byłem dumny, gdy w ostatniej klasie technikum mechaniczno-samochodowego zostałem wybrany do pocztu sztandarowego. Gdy mieszkałem w Warszawie, chodziłem też na spotkania rady nowo wybudowanego bloku, w którym wówczas mieszkałem. Społecznie zacząłem się udzielać dopiero w UK. Mówi się, że nie ma pracy bez zapłaty. Co więc jest zapłatą za Twoją pracę społeczną? Uważam, że człowiek, aby prawidłowo funkcjonował w życiu, powinien wiele dawać z siebie 8 i rozwijać się we wszystkich możliwych dziedzinach życia. A życie odpłaca się wówczas podobnym w myśl powiedzenia „what goes around, comes around”. Kontakt z różnymi ludźmi i możliwość realizacji swoich, i innych osób, zainteresowań, a przede wszystkim to ubogacenie osobowości jest najlepszą zapłatą. Co dla Ciebie jest najtrudniejsze w działalności społecznej? Zamiast słowa „trudne” użyłbym „ważne”, bo trudne jest coś, czego nie umiemy, nie rozumiemy lub gdy nam się nie chce. Ważna jest więc dla mnie umiejętność pracy z różnymi ludźmi. To oni we wszystkim są najważniejsi. Czasem bywa bardzo przyjemnie, a czasami można się dużo nauczyć o swoich własnych słabościach. Taka praca na pewno uczy cierpliwości, spokoju, bezinteresowności i odpowiedzialności. Jak długo jeszcze chcesz się udzielać w organizacjach polonijnych? Na to pytanie odpowiem trochę filozoficznie. Życie pisze różne scenariusze i każdy powinien odkryć i realizować ten, do którego jest przeznaczony. Powinien robić to, w czym najlepiej się realizuje i czyni najwięcej pożytku dla innych. Staram się, jak potrafię najlepiej, czytać życie i słuchać głosu wewnętrznego, a on podpowiada na bieżąco, co mam dalej robić, lub czego już nie. Czy po takim wyróżnieniu spodziewasz się, że w PPL znajdzie się więcej osób chętnych do pracy na rzecz organizacji? Chciałbym, żeby tak było! Nasza organizacja i aktywni w niej ludzie przyciągają kolejnych wartościowych ludzi z wieloma umiejętnościami i potencjałem. Serdecznie wszystkich zapraszam do aktywności społecznej! Aktywność dla dobra kraju zamieszkania i kraju pochodzenia jest równie ważna jak rodzina, rozwój wewnętrzny i rozwój zawodowy. W życiu nie ma przypadków Kiedy z perspektywy czasu przyglądam się swemu wciąż młodemu życiu, umacniam się w przekonaniu, że to zasłyszane kiedyś stwierdzenie jest jak najbardziej prawdziwe. Zacznę od czasów młodości. To, że urodziłem się i wychowałem w małej, ale znanej miejscowości turystycznej nad morzem, do dziś procentuje w moim sposobie myślenia, działania i tworzenia relacji z ludźmi. Determinuje moją postawę i chęć podzielenia się z innymi tym, co było mi dane kiedyś doświadczyć. A dzięki temu, że mogę teraz wchodzić w inne role, rozwija mnie samego. Bogate w wolność przestrzeni dzieciństwo na świeżym powietrzu, wspaniali koledzy i koleżanki ze szkoły, podwórka i dodatkowych zajęć pozaszkolnych, w których mogłem uczestniczyć. Trudności, które mnie kształtowały, pomocne wydarzenia, a przede wszystkim ludzie prowadzą mnie przez życie i uczą uniwersalnych prawd rządzących światem. Każdy przeżywany dzień, niezależnie od podejścia i wartości, którymi się dziś kierujemy, pozwala nam się rozwijać. Kiedyś usłyszałem takie stwierdzenie, że spotykamy ludzi na swojej drodze życia „for a reason, for a season and forever”, a naszym zadaniem jest rozróżnić, kto jest kim w danej relacji. Dzięki temu możemy tworzyć ją w zdrowych proporcjach i ze zrozumieniem, nie szkodząc przy tym sobie i innym. Ważne jest, żeby nie wejść w relację na „forever” z kimś, kto jest nam „dany” na „season” i odwrotnie, żeby nie przeoczyć kogoś na „forever”, tworząc z nim czy nią relację na „season”. Są to bowiem obopólne straty. Mam tutaj na myśli wszystkie możliwe relacje z ludźmi, czyli te szkolne, zawodowe, przyjacielskie, partnerskie i oczywiście rodzinne. Rodzinne są zresztą szczególnie ważne i istotne, gdyż ze względu na emocjonalne i szczególne więzi są dla nas samych i naszych najbliższych najlepszym polem rozwoju. Chodzi mi tu o wszystkie trudności i wyzwania z takimi relacjami związane. To trochę jak dobry trening, gdzie im trudniejsza skala trudności (oczywiście na indywidualną skalę możliwości), tym w perspektywie czasu większe korzyści płynące z wyćwiczonej umiejętności i zrozumienia zagadnienia. Czasami próbujemy „oszukać przeznaczenie” i go nie zauważać, uciekać lub bronić się przed nim. Oczywiście jak wszystko w życiu ma i to swoje konsekwencje. Pytanie tylko, czy dobre dla nas, czy negatywne? Ale na pewno konsekwencje! Jak w takim razie nauczyć się czytać życie, tak byśmy mogli je realizować w optymalnej wersji i – znów podkreślę – na skalę naszych indywidualnych możliwości (jako że porównywanie się do innych nikomu nie służy)? Pomóc może nam zasada podobieństw. „Pakiet bratnich dusz” danych nam w postaci bliskich w rodzinie oraz przyjaźni, które stworzyliśmy i tworzymy, jest wypadkową nas samych, dlatego warto słuchać głosu tych dusz, ale przede wszystkim głosu wewnętrznego, który każdy z nas ma. Tylko trzeba pamiętać, że głosy krytyczne i negatywne w stosunku do naszej postawy też są ważną częścią nas samych oraz istotnym bodźcem do zmiany postawy, jej korekty lub podjęcia wyzwania, którym jest samodoskonalenie. Korzystanie z bogactwa rodzinnego, przyjaźni, kultury, historii i wartości kraju pochodzenia i pobytu to kolejny czynnik wspomagający ten proces podejmowania decyzji. Moją postawę życiową zmieniło i wzbogaciło zasłyszane kiedyś zdanie, że to ja sam wybrałem taką właśnie rodzinę, kraj, czas i miejsce urodzenia. Rozszerzenie takiej postawy pozwala przestać obwiniać innych za rzeczy, które dzieją się w naszym życiu. A nawet więcej, pozwala być wdzięcznym za wszystko i chętniej brać odpowiedzialność za swój i innych dookoła los. Czy gdybyś i Ty przyjął bądź przyjęła – choćby po to, by doświadczyć czegoś nowego – taką postawę, zmieniłoby to życie Twoje i związanych z Tobą ludzi na lepsze? Pamiętaj, w życiu nie ma przypadków! Nie ma przypadków O co w życiu ludziom chodzi Po co człowiek się tu rodzi Jaki sens ma nasze życie I dlaczego tak obficie Tych doświadczeń mamy przeżyć W które z nich mamy uwierzyć Jakie wnioski z tego płyną I czy z prawdą się nie miną Te pytania można mnożyć Można się tu też założyć Że tysiące odpowiedzi Są dla innych też gawiedzi Mnie zaś życie ciągle uczy Że gdy w głowie mocno buczy Gdy powtarza się coś w koło I nie robi się wesoło Coś się tu trzeba się nauczyć A powtórki nie wykluczyć Trzeba przedmiot opanować Lekcji wciąż nie repetować W życie rozwój jest wpisany Chociaż różnie odbierany Można go świadomie wspierać Lub uparcie się opierać A więc żeby się tak działo Tych „przypadków” jest niemało Bywa, że się powtarzają Do zaliczeń wręcz zmuszają Kiedy jedne zaliczone Rodzą się następne, nowe Wszystkie są zaś połączone I każdemu przeznaczone Dla rozwoju powszechnego Osobistego i społecznego Niechaj każdy je wypełnia Przez to życie uzupełnia. Łukasz Filim Londyn 26/05/2014 Łukasz Filim 9 Dream team Polecamy - ciekawe miejsca HMS President (1918) Wiosna zawitała do Londynu i wylegliśmy masowo na świeże londyńskie powietrze. Jednym z miejsc, które warto odwiedzić podczas spacerów wzdłuż Tamizy, jest HMS President. Na autentycznym okręcie floty brytyjskiej lampka wina czy kufel piwa smakować będą wyjątkowo. HMS President to bar z historią i widokiem. Nietuzinkowy przybytek jest zacumowany przy Victoria Embankment. Statek, zbudowany jako element tarczy obronnej przeciw okrętom podwodnym, służył aktywnie podczas I wojny światowej. Od 1922 roku pozostawał w rezerwie marynarki. Pod koniec lat 80 przeszedł w ręce prywatne i obecnie jest wykorzystywany jako pływający bar na Tamizie. Jest to jedena z trzech ostatnich ocalałych jednostek pływających z okresu I wojny światowej i za 4 lata będzie obchodzić swoje 100 urodziny! Bar nie wyróżnia się selekcją win ani piw, menu też można zakwalifikować jako standardowe. Niewątpliwym atutem jest jednak widok na London Eye i okoliczne budynki. Pasjonaci fotografii docenią, że lokalizacja HMS President jest wymarzona na zdjecia z Tamizą w tle. Na pokładzie jest wystarczająco dużo miejsca, żeby spotkać się w większej grupie znajomych. Istnieje też możliwość wynajęcia sal przy organizacji większych imprez. Nie trzeba jednak obawiać się choroby morskiej. Wielkość statku nie pozwala odczuć większej fali. W duchu imprezy PPL-u sprzed 2 lat, ahoj wszyscy żeglarze! HMS President (1918) Victoria Embankment London EC4Y 0HJ 020 7583 1918 Ola Jackowska Henri Matisse „The Cut-Outs” w Tate Modern Aż do siódmego września 2014 wystawa „The Cut-Outs” Matisse’a gości w Tate Modern. Mimo, że Henri Matisse słynie z malarstwa, tutaj po raz pierwszy możemy podziwiać tak obszerną kolekcję jego papierowych kolaży stworzonych między 1943 a 1954. Matisse, używał ‘wycinanek’ podczas całej swej twórczości, nakładając je tymczasowo na obrazy. Pozwalało mu to wypróbować różnych kompozycji, zanim zdecydował się na ostateczny kształt obrazu. Jednak to dopiero w ostatnich latach jego życia, schorowany i na wózku inwalidzkim, „Cut-Outs” zdominowały jego twórczość. Matisse sam mówił, że tworzenie tych papierowych kolaży było jak „rysowanie, ale za pomocą nożyczek”. Wystawa kolaży, podobnie jak cała twórczość Matisse’a przesiąknięta jest kolorem, jaskrawością i 10 kontrastem barw. Bardzo zachęcam do podróży przez tą barwną, wyrazistą artystycznie i orzeźwiającą wystawę. Bezcenna jest również możliwość zaobserwowania tekstury kolaży, współgrania ich różnych warstw, przez co odsłania się przed nami proces myślowy artysty w akcji. Wystawa kosztuje £18. Dla miłośników Tate Modern, polecam wykupienie członkostwa (£62 na rok, lub £94 opcja „plus gość’, czyli wejście dla dwóch osób). Członkostwo uprawnia do darmowego wstępu na wszystkie wystawy (bez ograniczeń), wejście do uroczej kafejki na 5-tym piętrze (‘Tylko dla członków”), 10-20% zniżki w sklepie Tate i miesięcznik, zawierający informacje na temat wszystkich wystaw, pogadanek, projektów i wydarzeń w muzeum. Dominika Hannath Zespół redakcyjny PPLink Gosia Skibińska Dziennikarka i fotograf (www. photograpefruit.co.uk) Z wykształcenia magister stosunków międzynarodowych. Zaangażowana w wiele projektów polonijnych. Założycielka i Lider Grupy Dziennikarsko-Medialnej PPL. Najnowsza pasja to śledzenie przejawów aktywności społecznej Polonii w UK. Ola Jackowska Zdecydowana, konsekwentna i pewna siebie kreatorka własnego życia. Bywalczyni londyńskich kameralnych pubów. Pełna ukrytych talentów do pisania i rysowania. Łukasz Filim Henri Matisse, The Snail, 1953, technika malarska - gwasz Przewodniczący Rady Wykonawczej PPL. Zawodowo - Assistant Branch Manager w oddziale detalicznym jednego z angielskich banków w City. Aktywnie działa w środowisku polonijnym. Zainteresowania: piłka nożna, narty, żeglarstwo, podróże, fotografia, książki, rozwój duchowy. Agnieszka Siedlecka Prowadzi własny klub dla dzieci Sunshine Playgroup (http://www. sunshineplaygroup.com/), w którym piecze ciastka lub upaprana farbą śpiewa o owieczkach i krówkach. Zachwyca ją dziecięca filozofia życia “tu i teraz”. Świat dorosłych natomiast czasem ją dziwi, więc oswaja go w felietonach, m.in dla miesięcznika Nowy Czas. Agata Sadza Tłumaczka jezyka angielskiego, wykładowca akademicki. Zawodowo zajmuje się przekładem i redakcją tekstów oraz użyciem technologii w nauczaniu, a prywatnie biega, podróżuje, tworzy biżuterię, gotuje i wszystkiemu temu namiętnie robi zdjęcia. Krystyna Litwa Studentka wydzialu Psychologii Biznesu, zainteresowana inteligencją emocjonalną w miejscu pracy oraz budowaniem zdrowego środowiska pracy. Kochająca podróże, tenis i książki. Beata Kopka Od 2001 roku mieszkam w Londynie i mieszkałam w wielu jego zakątkach. Z wykształcenia jestem socjolgiem, z zawodu dyplomowaną księgową. W życiu staram się być sobą! Dominika Hannath Jest miłośniczką podróży, kreatywności i Rolling Stonesów. W wolnych chwilach chodzi na musicale, uczy się języków i pracuje nad finansową niezależnością. Najbardziej na świecie unika nudy i rzadko można ją znaleźć nic nie robiącą. Filip Nowaczyński Life coach, mentor i doświadczony networker. Współtwórca Akademii Brandu i współautor „Strategii Rozwoju Warszawy do 2020 roku”. Copywriter i autor poetyckiego bloga www.zglowkinadobranoc.blogspot.com. 11 Strona na deser ODPRAWA Spakuj niewiele na drogę: Odwagi dowód ze zdjęciem, Bilet, tak bardzo ulgowy, Życzliwe słowo. Nic więcej. Gdziekolwiek zajdziesz – nie braknie Psa, który szczeka pod drzwiami, Kwiatków na oknie, rachunków Regulowanych latami. Klucz tylko weź: czy chcesz uciec, Czy ci tu wrócić pisane. Może go zgubisz, a może Zastaniesz zmieniony zamek, Lecz weź ten klucz – niech cię łudzi Przez dni tęsknoty gasnącej Szansą na powrót: do ludzi, Spraw, rzeczy, miejsc pełnych słońca. Gdy trzeba będzie, ktoś zawsze Dośle z przeszłości wspomnienia. Teraz miej skrzydła swobodne. I oczy wolne od cienia. Choć dziwnie ciężko jest tracić To, z czym się resztką sił zmagasz – warto łzą słoną zapłacić za porzucony nadbagaż... Recenzja restauracji Łowiczanka Tradycyjna polska kuchnia w tradycyjnym polskim miejscu, z tradycyjną polską obsługą, przy tradycyjnej polskiej muzyce – restauracja Łowiczanka poleca swoje dania wszystkim miłośnikom słowiańskiej kuchni. Jest to jedna z nielicznych restauracji, która w swoim menu dumnie eksponuje wśród zup flaki. Tym, którzy nie przepadają za flakami, jako pierwsze danie polecamy barszcz czerwony (na ciepło, lub chłodnik). Jeśli ktoś, po wielu latach spędzonych w UK, zapomniał jak smakuje śledź w oleju czy galareta wieprzowa – smaki te przypomni sobie zamawiając odpowiedni starter. Przy wyborze dania głównego przenosimy się do błogich czasów, gdy gotowała nam babcia, mama, ciocia. Jest w czym wybierać – gołąbki, golonka, schabowy, placek po JAK NA SKRZYDŁACH...? Zamiast lądować w świetle mych rąk, wiecznie odchodzisz na drugi krąg - choć przyjąłbym cię bezkolizyjnie! Próżno uzbrajam serce w cierpliwość: stracisz do reszty uczuć paliwo i wylądujesz gdzieś awaryjnie... WYŻSZA MATEMATYKA Problem mnie gnębi niemały - niech mądry ktoś mi podpowie: jakże mam oddać się cały mej własnej drugiej połowie? UŁOMNOŚCI Mądrze pisał, lecz na życie rozsądku miał mało. Że obłudny - grono odeń roztropniejszych grzmiało. Dziś zbłąkanym księgi jego rozświetlają szlaki; Z trupów prawych i zaradnych - pożytek nijaki. Czasem braknie sił, by czynem sięgnąć myśli szczytów. Nie przekreślaj. Nie potępiaj. Przytul. Wiersze Filipa Nowaczyńskiego, członka naszego zespołu, twórcy bloga poetyckiego www.zglowkinadobranoc.blogspot.co.uk 238 - 246 King Street Hammersmith POSK I piętro London, W6 0RF tel. 020-8741-3225 cygańsku, czy obowiązkowe pierogi. Cielęcina, łosoś, czy pierś kaczki w sosie wiśniowym zaspokoją bardziej wysublimowane gusta. Dla łasuchów w ofercie jest wielka trójca polskich ciast, czyli makowiec, sernik i jabłecznik. Naleśniki z serem, lody czy tort orzechowy również skuszą niejednego smakosza. Ceny dań plasują się na średnim standardzie. Za obiad z deserem dla dwóch osób (bez wina) zapłacimy około £60. W soboty wieczorem można posłuchać „muzyki na żywo”. „Łowiczanka” ciesząca się dobrą opinią stałych bywalców wspiera również cateringowo wiele polonijnych imprez. Dzięki dobrej kuchni nasze PPL-owe zabawy karnawałowe w POSK zdecydowanie zyskują na jakości.