Gdy lekarz się myli, pacjent płaci zdrowiem

Transkrypt

Gdy lekarz się myli, pacjent płaci zdrowiem
Gdy lekarz się myli, pacjent płaci zdrowiem
Wpisany przez Maciej Stańczyk
poniedziałek, 01 marca 2010 14:02
Rocznie w Polsce dochodzi nawet do 20-30 tysięcy przypadków, w których lekarz
wystawia złą diagnozę, przeprowadza nieodpowiedni zabieg lub okalecza pacjenta
Przeszywający ból kłuł Anię, modelkę z Łodzi, w klatce piersiowej. Ledwo dało się
wytrzymać. Lekarz bagatelizował problem. Najpierw mówił, że to nerwy, potem, że zwykła
histeria. Nie rozpoznał tętniaka aorty. Ania zmarła. Tętniak pękł, gdy wychodziła z wanny. Życie
mogło jej uratować prześwietlenie. Lekarz nie dał na nie skierowania.
W warszawskim mieszkaniu Adama Sandauera regały uginają się pod pękatymi
segregatorami. To sprawy pacjentów, którzy trafili do Primum Non Nocere, stowarzyszenia
założonego przez Sandauera. Jest ich tysiące. Skarg na lekarzy, próśb o pomoc prawnika, żali
do medyków. Za listami kryje się ból, cierpienie, nierzadko też łzy. Sandauer listy przestał
zbierać kilka lat temu. Nie starczyłoby na nie miejsca. Już zagracają mieszkanie, garaż, biuro.
Wciąż jednak przychodzą. Online. Sandauer siada do komputera i otwiera skrzynkę pocztową.
Na monitorze wyskakuje kilkanaście e-maili. Wszystkie na ten sam temat.
List 1: - Mój syn miał wypadek na rowerze. Kierownica wbiła mu się w nogę. Bardzo mocno
krwawił. Lekarz zszył ranę. Powiedział, że jest powierzchowna. Syna jednak bardzo bolała
noga, gorączkował, stopę miał zimną. W szpitalu zrobili mu prześwietlenie. Później operację i
przeszczep, bo okazało się, że krew nie dopływa do stopy. Tętnica była mocno stłuczona.
Synowi groziła amputacja nogi. Gdyby wcześniej została postawiona odpowiednia diagnoza,
może by tak nie cierpiał. Proszę o pomoc. Matka.
List 2: - Moja żona rodziła w szpitalu w Rzeszowie. Córeczka urodziła się jako wcześniak.
Została zakażona gronkowcem na kości na prawym ramieniu. Do dziś ma krótszą rękę. Jakie
mam zebrać dokumenty, by walczyć o odszkodowanie?
List 3: - Zerwałem ścięgno Achillesa. Po operacji zostałem zakażony bakterią pałeczki ropy
błękitnej. Rana nie goiła się przez trzy miesiące. Musiałem przejść drugą operację. Czy jest
szansa na wygranie tej sprawy. Gdzie mam się udać po poradę prawną?
Można by tak bez końca, bo do każdego z czterech oddziałów stowarzyszenia przychodzi
miesięcznie nawet po kilkanaście listów. Gdy o stowarzyszeniu robi się głośno w mediach,
poszkodowanych pacjentów zgłasza się znacznie więcej, nawet po kilka osób dziennie.
- Nie bardzo wiedzą gdzie iść, co robić. Przychodzą dowiedzieć się, jak najlepiej zachować się
w swojej sytuacji. Pytają czy kierować sprawy do sądu, czy lepiej zawierać ugody ze
szpitalami. W Polsce pokazano pacjentom drogowskaz. Idź do sądu. Walcz o swoje. Ludzie idą
i często wracają z niczym - mówi nam Adam Sandauer.
Nawet przed sądem daje o sobie znać solidarność zawodowa
Szacuje on, że rocznie w Polsce dochodzi nawet do 20-30 tysięcy przypadków, w których
1/4
Gdy lekarz się myli, pacjent płaci zdrowiem
Wpisany przez Maciej Stańczyk
poniedziałek, 01 marca 2010 14:02
lekarz wystawia złą diagnozę, przeprowadza nieodpowiedni zabieg lub okalecza pacjenta. Do
sądów wpływa tylko ułamek wszystkich spraw. Według oficjalnych statystyk Ministerstwa
Sprawiedliwości na wokandę trafia rocznie około ośmiuset pozwów przeciwko publicznym
szpitalom. Pacjent musi udowodnić, że to lekarz popełnił błąd. W dokumentacji medycznej
często nie ma jednak nawet śladu pomyłki. I tworzy się paradoks, bo sędziowie do zapisów w
karcie pacjenta przywiązują dużą wagę.
- Dokumentacja wystawiona jest przez lekarza, który zdaniem pacjenta popełnił błąd. Jest więc
domniemanym sprawcą. Trudno, żeby w dokumentacji przyznał się, że po zabiegu nie może
doliczyć się jednej gazy, którą być może zostawił po operacji w ciele pacjenta - mówi Adam
Sandauer.
Inna kwestia to biegli sądowi. Lekarskie autorytety w swoich dziedzinach. Ich opinia może
przesądzić o kształcie wyroku sądowego. Adwokaci na co dzień zajmujący się sprawami z
zakresu odpowiedzialności zawodowej lekarzy, dzielą biegłych na dwie grupy. Pierwsza, to ci,
którzy wydają opinie nie oglądając się za siebie. Rzetelni, wiarygodni, uczciwi. Nie kalkulują.
Jeśli dostrzegają błąd lekarza, mówią o tym głośno. Druga grupa to biegli solidarni ze swoim
środowiskiem. O pomyłkach swoich kolegów po fachu mówią niechętnie, albo na okrętkę.
Lojalni z grupą zawodową. Tych drugich jest więcej.
- Nie pokuszę się o stwierdzenie, że mamy do czynienia ze zmową zawodową, ale część
biegłych bardziej lojalna jest wobec środowiska medycznego niż wobec pacjentów. Negatywne
opinie wystawiane są niechętnie. Rzadko biegli mówią o błędach, częściej o niedopatrzeniach.
Pomyłki lekarzy klasyfikują jako powikłania medyczne - tłumaczy Maria Wetlandt-Walkiewicz,
łódzka mecenas specjalizująca się w procesach dotyczących błędów lekarskich.
Operacja zmniejszenia żołądka miała pomóc Zuzannie. Kobieta jej nie przeżyła
Na biurku Wetlandt-Walkiewicz leży sprawa Zuzanny Galewicz. Kobieta miałaby dziś 33 lata.
Zmarła cztery lata temu. Była wysoka, ale też otyła. Przy wzroście ponad 170 centymetrów
ważyła 130 kilogramów. Tusza była jej kompleksem. Chciała schudnąć. Diety i wizyty u lekarzy
na niewiele się jednak zdawały. W końcu Zuzanna znalazła w internecie informację o
laparoskopowych zabiegach zmniejszenia żołądka. Pacjenci, którzy przeszli takie zabiegi z
dumą opowiadali o szczupłej sylwetce, nowym życiu. Zuzanna też marzyła o nowym życiu.
Okazja do przeprowadzenia zabiegu zdawała się być wymarzona. Za kilka miesięcy kobieta
miała wyjść za mąż. Niemal wszystko było już gotowe. Zamówiona sala, sproszeni goście. W
białej sukni Zuzanna miała wyglądać pięknie. Szczupło.
- To miał być prosty zabieg, lekarz w rozmowie ze mną chwalił się, że wykonał ich już ponad
dwieście. Na własne oczy widziałem, jak pacjentki po kilku dniach wychodziły ze szpitala.
Szczęśliwe, zadowolone - wspomina Bogumił Galewicz, ojciec Zuzanny.
Ona miała mniej szczęścia. Po pierwszym zabiegu gorączkowała, majaczyła. Tkanka nie
chciała się zrastać, robiły się zakrzepy. Kobieta przeszła kolejny zabieg. Później jeszcze jeden.
2/4
Gdy lekarz się myli, pacjent płaci zdrowiem
Wpisany przez Maciej Stańczyk
poniedziałek, 01 marca 2010 14:02
Trafiła na OIOM, złapała sepsę. Wyszła z tego. Lekarze wypisali ją do domu, mimo że na
brzuchu miała olbrzymią, niezagojoną ranę. Rana długo się nie zrastała. W końcu pękła.
Doszło do wytrzewienia. Zuzanna przeszła kolejne operacje. Po ostatniej, szóstej z kolei,
nabawiła się zapalenia otrzewnej. Tego już nie przeżyła. Zmarła po sześciomiesięcznej walce.
Tuż po Bożym Narodzeniu.
- Lekarze popełnili błąd, zaniedbali swoje obowiązki. Wypisali moją córkę z ziejącym kraterem
na brzuchu. Rana w ogóle się nie goiła, a oni kazali nam tylko zmieniać opatrunki i czekać aż
na zaziarnienie rany. Mówili, że na sylwestra będziemy pili z córką szampana. Wystarczyło, że
Zuza kichnęła i rana się otworzyła. Lekarze eksperymentowali na mojej córce, a kiedy umarła,
nie usłyszeliśmy od nich nawet słowa przeprosin - mówi wyraźnie zdenerwowany Bogumił
Galewicz.
Rodzina poskarżyła się na chirurga do Izby Lekarskiej, sprawę oddała też do prokuratury. Ta
powołała biegłych. Równo rok zajęło biegłym z Krakowa przygotowanie opinii na temat zabiegu
Zuzanny. Na kilkanaście pytań prokuratury specjaliści odpowiedzieli na jednej stronie
maszynopisu. Biegli nie dopatrzyli się błędu lekarza, śledczy umorzyli więc postępowanie.
Sprawa trafiła jednak do sądu, a ten wytknął błędy prokuratorom oraz biegłym i nakazał
jeszcze raz zająć się tematem.
- Bezprecedensowa wręcz lakoniczność ekspertyzy biegłych uniemożliwia w praktyce
wskazanie jej jako podstawy jakiegokolwiek merytorycznego rozstrzygnięcia. Zdecydowany i
autorytarny wydźwięk ekspertyzy kłóci się z przedstawionym materiałem dowodowym, który w
ocenie sądu nie jest jednoznaczny i oczywisty, jak starają się rysować to biegli – napisała w
uzasadnieniu postanowienia sędzia Anna Starczewska-Kaszewiak.
Sprawa jest w toku. Chirurg operujący Zuzannę nie chce jej komentować. Rodzina
Galewiczów złożyła z kolei pozew cywilny o zadośćuczynienie. Nie odpuszczają. Dla Zuzy.
- To będzie ciężka sprawa. Błędy chirurgów są najtrudniejsze do udowodnienia. Przy wypadku
drogowym, bardziej doświadczony kierowca jest w stanie ocenić kto zawinił. W przypadku
błędów lekarskich potrzebna jest wiedza specjalistyczna. Dowody popełnienia pomyłki wyjaśnia mecenas Wetlandt-Walkiewicz, która znana jest m.in. z reprezentowania rodzin
zmarłych pacjentów w głośnym procesie tzw. łowców skór.
W polskich sądach coraz częściej jednak zapadają wyroki nakazujące wypłatę odszkodowań
ofiarom błędów lekarskich. W listopadzie ubiegłego roku sąd w Lublinie przyznał ponad 1,7
miliona złotych odszkodowania rodzinie 9-letniego dziś Szymona. Chłopiec przyszedł na świat
w szpitalu w Puławach. Ma ciężkie objawy uszkodzenia układu nerwowego. Nie siedzi, nie
mówi, ma problemy z przełykaniem. Zdaniem sądu na skutek lekarskiego błędu.
Podobny wyrok zapadł też w Słupsku. Tamtejszy sąd przyznał 130 tysięcy złotych
odszkodowania za zaniedbania lekarzy przy narodzinach małego Kubusia. Jego mama nie
mogła doprosić się lekarza. Zamiast na porodówkę, trafiła na oddział patologii ciąży. Bez
3/4
Gdy lekarz się myli, pacjent płaci zdrowiem
Wpisany przez Maciej Stańczyk
poniedziałek, 01 marca 2010 14:02
badań. Dopiero po siedmiu godzinach lekarze zdecydowali się na cesarskie cięcie. Było już
niestety za późno. Kubuś urodził się z niedotlenieniem mózgu. Nie mówił, nie siadał, wymagał
ciągłej opieki. Przeżył zaledwie trzy latka.
Walczę nie o pieniądze, a o większy szacunek do pacjentów
- Ja czuje się jak nowo narodzony. Mam wrażenie, że żyje tylko dzięki cudowi. Gdybym dłużej
został w szpitalu mógłbym nie przeżyć - mówi nam Andrzej Wesołek, 56-letni emeryt z
Jarocina.
Jego problemy zaczęły się, gdy stracił przytomność. Rodzina wezwała pogotowie. Karetka
zabrała mężczyznę do miejscowego szpitala. Wesołek trafił na oddział chirurgiczny. Miał
złamany nos i podejrzenie wstrząśnięcia mózgu. Bolał go też brzuch. - To chyba wyrostek powiedział lekarzowi. Ten odburknął: - Ja kończyłem medycynę, ja wiem lepiej czy to wyrostek
czy coś innego. Odwrócił się na pięcie i wyszedł. W karcie chorego napisał, że Wesołek ma
skręt jelit. Mężczyzna skręcał się z bólu przez sześć dni. Dopiero wtedy lekarze zrobili mu
badania krwi, prześwietlenie brzucha. A zaraz potem operację. Okazało się, że to nie skręt
jelit, tylko ostre zapalenie wyrostka robaczkowego. W brzuchu mężczyzny powstały już ropnie,
dostał zapalenia otrzewnej. Przez tydzień Wesołek leżał na oddziale intensywnej terapii,
później znów na chirurgii. Gorączkował, brzuch mu puchł. Rodzina zażądała przenosin do
innego szpitala. Wesołek trafił do Poznania. Na drugi dzień leżał już na stole operacyjnym. Miał
popękane i częściowo zgniłe jelita, sepsę, niewydolność nerek. Operacja trwała sześć godzin.
Na szczęście udała się.
- Przeżyłem i to jest cud. Poszedłem donieść do lekarzy do prokuratury, złożyłem pozew
cywilny o odszkodowanie. Nie chodzi mi o pieniądze. Będę szczęśliwy, jeśli po mojej sprawie
lekarze nabiorą większego szacunku do pacjentów - mówi nam Andrzej Wesołek.
Szpital ripostuje: - Sprawa wyjaśniana była przez rzecznika odpowiedzialności zawodowej.
Trafiła też do Naczelnej Izby Lekarskiej. Rzecznicy nie dopatrzyli się błędu popełnionego przez
lekarza. Sprawa dla nas jest zamknięta – mówi dr Grzegorz Szymczak, zastępca dyrektora ds.
lecznictwa w jarocińskiej lecznicy.
Adwokaci przyznają, że część pacjentów oczernia lekarzy zbyt pochopnie, żąda procesów w
sytuacjach, w których nie ma mowy o błędzie medycznym. Sami lekarze też mają dość
oczerniania, gróźb, a nawet fizycznych ataków ze strony rozwścieczonych pacjentów. Przy
kolejnych samorządach lekarskich powoływani są rzecznicy praw lekarza. Mają interweniować,
gdy lekarzom będzie działa się krzywda.
Autor: Maciej Stańczyk
Źródło: wiadomosci.onet.pl
4/4