Wywiad z córkami Antoniego Dutkiewicza: Panią Marią Dutkiewicz

Transkrypt

Wywiad z córkami Antoniego Dutkiewicza: Panią Marią Dutkiewicz
Wywiad z córkami Antoniego Dutkiewicza:
Panią Marią Dutkiewicz – Marmurowicz,
Panią Anna Dutkiewicz
i Panią Teresą Dutkiewicz – Łukaszewską
przeprowadzony przez
Maję Kamińską, Klaudię Olender, Kamilę Głos i Paulinę Świder
Jaką osobą był Antoni Dutkiewicz?
Był bardzo dobrym człowiekim.
Jakim był ojcem?
Bardzo dobrym. Troskliwym, dobrym, uczciwym, bardzo pracowitym.
Czy opowiadał coś o swoim dzieciństwie? Co robił jako dziecko, gdzie się wychowywał?
Jako dziecko musiał pracować w gospodarstwie w Sieńsku. Jego ojciec wcześnie zmarł i pomagał
swojej mamie w gospodarstwie. Nieraz o tym opowiadał. Miał młodsze rodzeństwo i się nimi
opiekował. Najmłodszy brat miał dziesięć lat, jak ojciec zmarł. A on był najstarszy z tej rodziny.
Był dobrym opiekunem swojego rodzeństwa.
Jak spędzał z Paniami czas?
Czytał nam dużo książek. Grał z nami w szachy, jak miał czas. To było tylko wieczorami i w
niedzielę, dzień wolny od pracy. Chodził z nami do kościoła, na spacery.
Czy stosował jakieś kary?
Oj, nie pamiętam, żeby jakieś kary ktoś dostał. Nie.
Czy dawał jakieś prezenty? Jeśli tak, to jakie?
A, prezenty! No, właśnie. Kupił szachy, piłkę do grania i jeszcze taki mały akordeonik.
Czy łatwo się denerwował?
Nie, nie, w ogóle nerwów nie miał chyba ten człowiek. To był człowiek, który się nigdy nie
denerwował, nie podnosił głosu.
Jak opiekował się dziećmi?
Opiekowal się nimi, ale nie miał za dużo czasu. Miał żonę i to żona najwięcej się opiekowała
dziećmi. Ale w miarę swoich możliwości opiekował się i dawał nam dobry przykład.
Czy poświęcał dużo czasu swojej rodzinie?
Tak, poświęcał, poświęcał. On jeden też pracował na całą rodzinę w tym gospodarstwie.
Czy czytał bajki swoim dzieciom i bawił się z nimi?
Bajki może nie, ale właśnie powieści. "Potop" cały kupił i nam przeczytał. Całą "Trylogię", to
pamiętam. No, może jakieś bajki były, o Kopciuszku? Dawniej nie było tyle tych bajek, co dzisiaj.
Pamiętam, jak siedzieliśmy przy kaflowym piecu i tata czytał bajki. Siostra była i ja, a bracia to
jeszcze byli za mali. To było jeszcze w Sieńsku.
Czym się interesował? Co było jego pasją?
Lubił książki i czytał dużo. Bardzo lubił konie. Jego ulubionym stworzeniem był koń. Nie pies ani
kot, tylko koń właśnie. Taka Kasztanka, pamiętam.
Czym się zajmował? Gdzie pracował, na czym polegała ta praca?
No właśnie – rolnictwo, gospodarstwo rolne. Musiał tam pracować. Właśnie tymi końmi pracował,
miał trzy konie.
Jak poznał się ze swoją żoną, a Pani mamą?
Na zabawie w Sieńsku. A może w Siennie. To była majówka. Ale już wcześniej znali się ze szkoły,
bo tata mieszkał w Sieńsku, a mama w Długiej Wsi.
Czy miał jakiś talent?
Grał na harmonii, która jeszcze leży na strychu. Lubił czytać książki. Miał warsztat i wszystko w
nim potrafił zrobić – narzędzia, maszyny wszystkie. Strugał z drewna różne figurki i taboreciki.
Wszystko umiał zrobić. Naprawiał wozy, maszyny.
Czy miał jakieś zwierzę?
No tego konika miał, to był jego ulubiony. Łącznie miał trzy konie i wszystkie zwierzęta
gospodarskie – konie, krowy, świnie, owce. Hodował też pszczoły, tata lubił pszczelarstwo.
Jakie było jego ulubione danie?
Rosół z makaronem albo lanymi kluseczkami.
Czym jeździł?
Rowerkiem, bo wtedy tylko rower był. Albo najwyżej koniem. Miał bryczkę, która nazywała się
dokart taką dużą bryczkę kilkuosobową.
W jakich wojnach i bitwach brał udział?
Brał udział I wojnie światowej. Potem było Powstanie Wielkopolskie. Wrócił na Wigilię do Sieńska
i zaraz po Wigilii szedł z dziadkiem i bratem na powstanie, do Wągrowca. Wyzwalali Wągrowiec. A
potem walczył w bitwie warszawskiej i w II wojnie światowej. To było w 1939 r. i tam się dostał do
niewoli w bitwie nad Bzurą. Potem wrócił z niewoli, chyba w czterdziestym trzecim i pracował,
służył też w AK. Bo byliśmy wysiedleni koło Mińska Mazowieckiego i jak ojciec wrócił, to wrócił
tam, gdzie byliśmy wysiedleni, to jest powiat Mińsk Mazowiecki, miejscowośc Żaków. I tam
pracował jako robotnik w zlewni mleka. W okolicy Żakowa były organizowane takie oddziały –
Bataliony Chłopskie i Armia Krajowa. A on nie poszedł do Batalionów Chłopskich, tylko dostał się
do AK. Po wojnie nie wolno było o tym mówić, bo wszystkich akowców zaraz brali i
likwidowali, mało kto przeżył, to było za Stalina, musieli się ukrywać.
Czy opowiadał coś o tych bitwach i wojnach?
Opowiadał, właśnie o Powstaniu Wielkoplskim. Bardzo wielu poległo – pod Kłeckiem, jak się
jedzie do Gniezna, to jest taka duża miejscowość i tam jest pochowanych bardzo wielu
powstańców wielkopolskich, właśnie na cmentarzu w Kłecku. I jeszcze na cmentarzu w Gnieźnie
też są mogiły powstańców wielkopolskich. A wiecie, że Powstanie Wielkoplskie to było jedno
jedyne, które się udało?
Jakie ordery zdobył?
Virtuti Militari. Był w randze podporucznika.
Czy był lubianym człowiekiem? Jaką miał opinię?
Był bardzo lubianym człowiekiem. Miał bardzo wielu przyjaciół. A najwięcej to miał chrześniaków,
chyba sześćdziesięciu.
Czy miał jakichś przyjaciół? Kto był jego najlepszym przyjacielem?
Miał bardzo dużo przyjaciół, w samym Łeknie miał wielu przyjaciół: Czarneccy, Antoni Czarnecki,
Józef Niespodziany z Wągrowca, Polcyn, Kamieniecki – oni wszyscy byli z powstania. Tych
czterech często odwiedzało naszego tatę. Było ich wielu, jeszcze pamiętam pana Ratajczaka.
Jakie mają Panie najlepsze wspomnienie związane z ojcem?
To, że był taki dobry, że teraz już chyba takich ludzi nie ma, przepraszam, że tak mówię. Bardzo
dobry był. Wrażliwy, dobry, uczynny dla bliźnich. Był w radzie parafialnej w kościele, był
opiekunem społecznym za tamtych niedobrych stalinowskich czasów. Był dobrym ojcem. Nigdy na
nikogo nic nie pozwolił mówić. Nie zajmował się plotkami, nie żył tym wcale. Nigdy nie podnosił
głosu, nie krzyczał, absolutnie. Ja nie pamiętam, żeby kiedykolwiek bił, nigdy. Słowo wystarczyło,
żeby słuchać. Żadnych krzyków, żadnego bicia, ani klapsa, nie było tego, nigdy.
Może opowiedzą Panie coś jeszcze o wspomnieniach ojca z wojen i powstania?
Tata opowiadał, jak polscy żołnierze, którzy byli w armii niemieckiej, bo tutaj był zabór niemiecki,
to hurmem szli do tych oddziałów powstańczych, wielkopolskich. Zabierali Niemcom, broń,
rozbrajali niemieckich żołnierzy, nawet buty im ściągali, broń, wszystko i szli do tego powstania,
dlatego to powstanie takie było silne i się udało.
A w czasie jak się wojna zaczęła, to Niemcy zaraz rozstrzeliwali wszystkich powstańców, kogo
tylko znaleźli.
A co się stało z pamiątkami z powstania?
Pamiątki z powstania – to wszystko zakopał. Jak się tylko wojna zaczęła, zakopał mundur i czapkę,
w Stołężynie.
I flagę też z AK, miał sztandar swojego oddziału i to w Łeknie gdzieś zakopał, ale nie wiem, gdzie.
I jeszcze jak Niemcy tu przyszli, to był 1939 – 40 rok, to oni szukali wszystkich powstańców
wielkopolskich i rozstrzeliwali. Przez to, że przegrali, i że tak się to powstanie udało, to oni chcieli
wszystkich wyłapać, bardzo wielu wtedy zginęło tych powstańców wielkopolskich. A ten nasz tata
dostał się do niewoli niemieckiej i dlatego go to ominęło, to rozstrzelanie. Przez to uniknął tej kary
śmierci.
Tata nie mógł za dużo mówić, ani dzieciom, ani nikomu. On całe życie nic nie mówił. Myśmy nic
nie wiedzieli
A czy pamiętają Panie odjazd ojca na wojnę?
Pamiętamy. Naloty były nad Kcynią, to już niemieckie samoloty było widać, że bombardują,
myśmy pasły z moją siostrą krowy, to niedaleko było od domu, i była może godzina jedenasta, to
był wrzesień i nasza mama wołała nas z powrotem do domu, nie wiedziałyśmy, dlaczego. A tata
dostał wtedy w 1939 roku powołanie do obrony, do wojska. Myśmy mówiły: "Dlaczego my tak
wcześnie mamy wracać do domu?", a to dlatego, żesmy się mieli pożegnać z naszym tatą, bo szedł
właśnie na wojnę w 39 roku. Pamiętam, słoneczny dzień był, słońce świeciło, to pamiętam tak,
jakby to było dzisiaj. A nad Kcynią były bombardowania.
A jakie wspomnienia mają Panie na temat przyjazdu taty do Żakowa, na wysiedlenie?
To pamiętam , jak przyjechał do nas. Najpierw był w Bydgoszczy. W tym Żakowie mieliśmy biedę.
To jest na Mazowszu i tam ludzie sa biedni. Ale tam, gdzie my byliśmy, to była dobra gospodyni,
Wójcik się nazywała. Spaliśmy w piątkę z mamą na jednym łóżku i mieliśmy jeden garnek.
Gospodyni dawała nam mleko, a poza tytm żywiliśmy się tym, co uzbieraliśmy – grzyby, owoce, po
żniwach zbieraliśmy kłosy na ścierniskach. Jak tata przyjechał, to się nam trochę poprawiło. Ja
pamiętam, to już nad wieczorem było, wieczorem, ktoś puka. Nie zawiadomił nas tata, że
przyjeżdża. A on wracał z tej niewoli niemieckiej, tutaj nas nie było i ciocia dała mu znać, więc
przyjechał do tego Żakowa. I pamiętam, że przyjechał nasz tata, wrócił z niewoli, to było chyba w
43 roku, i pamiętam jak dziś – miał taką walizeczkę, w tej walizce miał landrynki i tymi
landrynkami nas poczęstował. A tam nie było mowy, że cukierki czy coś takiego. Tam myśmy nie
mieli tego. Pamiętam to do dzisiaj i będę pamiętać do końca, że jak nas wtedy tymi landrynkami
poczęstował, to było tak, jakby to nie wiadomo jakie smakołyki były. I potem już był z nami do 45
roku.
Dziękujemy za wywiad.