szeroki_margines numer strony
Transkrypt
szeroki_margines numer strony
Śliwka czy oliwka? – Droga sąsiadko, niech się pani nie obrazi. Ten płaszcz z flauszu, taki miły w dotknięciu – on mi doskonale służy w domu jako szlafrok. A do wyjścia na ulicę? Nie bardzo, bo za długi. Natomiast w domu mam z niego niezmierny pożytek. Już dawno chciałem sobie kupić szlafrok, polowanie na ten artykuł w sklepach okazało się bezskuteczne, wobec czego bardzo mi się ta „podomka” przydała. Łażenie zimowymi wieczorami po swoim niedogrzanym lokum w samej piżamie – wykluczone. Jeśli jednak narzucić ten płaszcz – coś wspaniałego. Taką projektuję gadkę. Dorzucę do niej jeszcze jedno zdanie: – Płaszcz nie, lecz ten drugi pani prezent, garnitur, jest przeze mnie używany zgodnie z przeznaczeniem, jako ubranie wizytowe, o tak, jak najbardziej. * Od paru miesięcy się naradzali, ona z mężem, projektowali swój dar biorąc moją osobę pod uwagę. Jednakże kobiecina trochę się wstydziła. Jej dawny wstyd i moje obecne skrępowanie. Bo ja z kolei krępowałem się zapytać, czy istotnie za darmo?... A więc pary z ust na ten temat. Ale kiedy w ślad za płaszczem wywleczony został z szafy elegancki ciemnogranatowy garnitur, wykrztusiłem wreszcie: – Gratis? – Tak, gratis. Sprawa została wyjaśniona, postawiona kropka nad „i”. Bezużyteczny płaszcz, bezużyteczny garnitur. Przyczyna? Mąż przytył i w płaszcz się nie mieści. W dniu ślubu ważył 67 kilo, teraz przeszło sto. Syn, właściciel garnituru – odwrotnie, ważył sto parę, teraz 84, marynarka wisi na nim jak na kołku. Niebezpieczeństwa, że nastąpi powrót nadwagi, nie ma; żona by nie dopuściła. Wystawiać te eleganckie rzeczy przed blokiem, w pobliżu śmietnika – żal. Menele by zbrukali, zeszmacili, a może by nawet, koniec końców, rozrzucili po ziemi. Po tych syfiarzach wszystkiego się można spodziewać. Wpatruję się w wiszący na ramiączku płaszcz próbując określić jego kolor. Nie jest niestety szary. Tylko jaki? Trudno powiedzieć przy tym sztucznym oświetleniu. Nie przekonało mnie usłyszane z ust kobiety: oliwkowy. Podszedłem do okna, by się przyjrzeć w świetle dnia. „Raczej śliwkowy niż oliwkowy” – zawyrokowałem. „Tak – zgodziła się sąsiadka – raczej śliwkowy.” Żeby przymierzyć marynarkę „synowską”, trzeba było zdjąć własną. Manewrowałem tak, by opłakany stan jej podszewki nie wpadł kobiecie w pole widzenia. Wśród całej owej krzątaniny sąsiadce nie zamykały się usta. Uraczono mnie informacją o dwuletniej wnuczce, która nie wymaga żadnych sprawunków, wszystko na niej używane, każdy ciuszek po starszych dzieciach. Gdym obładowany garderobą zmierzał do wyjścia: – Dziękuję – usłyszałem za plecami – wdzięczni jesteśmy. – Ależ nie – żywo zaprzeczyłem – to ja jestem wdzięczny. A ona dorzuciła jeszcze, że „to zostanie między nami, nikt się nie dowie”. Bardzo byłem rad z tych nabytków i tylko, w miarę upływania dni i tygodni, zaczęło mi doskwierać: co ona sobie pomyśli widując mnie po staremu w moim odwiecznym szarym płaszczu, sfatygowanym mocno. Widok nieuchronnie nasuwający obserwatorce pytanie: dlaczego on nie chodzi w płaszczu mu darowanym, może wyrzucił? Szlifuję zatem swoją gadkę, by w stosownej sytuacji, gdzieś przy spotkaniu na podeście schodów lub w wiatrołapie, wywalić: 1 – Ach, pani Elżbieto... chyba dobrze zapamiętałem pani imię? Tak? A więc, pani Elu, ten garnitur służy mi doskonale. Jako ubranie wyjściowe, wizytowe – kapitalna sprawa. Chodzę w nim na wszystkie imprezy kulturalne albo z wizytą do znajomych. Natomiast płaszcz służy mi też cudownie, chociaż tylko u siebie, we własnych czterech ścianach. Nie obrazi się pani? O ile na ulicy, droga sąsiadko, czułbym się w nim nieswojo, bo zbyt długi, no i w kolorze zanadto odbiegającym od mojej ulubionej szarości, za to w domu, z płaszczem na grzbiecie, czuję się wspaniale. W czterech ścianach jego długość jest zaletą. Długachny, obszerny, można się wspaniale opatulić Idealny dla mnie jako szlafrok, a nawet płaszcz kąpielowy. Moje mieszkanie zimne i to okrycie jest w sam raz do tego, żeby je narzucić na piżamę. W samej piżamie ziębnę. Toteż niech pani nie ma za złe sąsiadowi, że używa płaszcza nie zanadto, jeśli tak można powiedzieć, zgodnie z przepisami. Szlafroków w sklepach nie widzę, więc ten miły w dotknięciu płaszcz bardzo mi się przydaje. * Choć minęło parę miesięcy, sposobność do wygłoszenia swojej tyrady jakoś się nie nadarzyła. Jest dzień grudniowy, pomimo zamkniętych okien wichura wywiewa z mojej kawalerki całe ciepło. Od rana chodzę po mieszkaniu otulony płaszczem. Mam go na sobie pisząc te słowa. Przerywam pisanie, by zbliżyć rękaw do nosa: najmniejszego śladu dawnej, pochodzącej od właściciela woni; niegustowne dla mojego powonienia perfumy całkiem zwietrzały. Wreszcie mogę uważać płaszcz za swój własny. Toteż gęba na kłódkę. Nie będę nic gadał przy spotkaniu z sąsiadką. Pary z ust w kwestii darowizny. Poczciwa Ela już ani słowa na temat płaszcza nie usłyszy. Szlus. . 2