szeroki_margines numer strony
Transkrypt
szeroki_margines numer strony
Żywy pomnik w rozchylonym płaszczu W Liście do krawca Teofila poeta Ildefons pisze: „I się zadziwisz aż po głąb jestestwa, jak blisko jest od poezji do krawiectwa.” A dalej: „Tak więc poeta winien mieć przy lustrze żurnal, z którego widać, co się święci, czy wiersze dłuższe idą, czy też krótsze, na co ma naród chęć bądź nie ma chęci.” Jedna z ilustracji zawartych w Zagadkach muzycznych Ekierta jawi się moim oczom niczym kartka z krawieckiego żurnalu. Pokazuje mężczyznę co najmniej czterdziestoletniego w płaszczu i kapeluszu. Każdy szczegół garderoby, łącznie z obuwiem, jakże charakterystyczny. Pomyślałem, że to postać skopiowana z filmu o pięknej epoce, obrazu przedstawiającego Paryż na przełomie XIX i XX wieku. I oto znajduję prawdziwy oryginał. W szkolnym podręczniku do nauki o literaturze, w rozdziale o Kafce, widzę fotografię młodego Franza na tle praskiej kamienicy. A więc nie Paryż, lecz Praga, nie facet w sile wieku, tylko młodzieniec. Przedtem czarno wypełniona sylwetka, teraz wizerunek ze wszystkimi szczegółami. Przepiękna moda męska. Właśnie tak chciałbym być ubrany. Płaszcz, spodnie, buty, kapelusz – wszystko jak trzeba. Ale zwłaszcza płaszcz. Z tymi długimi, zasłaniającymi kolana połami czułbym się doskonale. Znać zamożność; dostatek bije z tej figury. Właściwie ten Kafka powinien czuć się szczęśliwy. Ze swymi regularnymi rysami twarzy mógł się swobodnie zwrócić do obiektywu: oczy ocienione rondem kapelusza, dolna partia facjaty w słońcu. Naturalność, bezpretensjonalność. Teoretycznie nic nie stało na przeszkodzie, żeby sobie taki płaszcz sprawić. W moim rodzinnym mieście miał swoją pracownię krawiec Cywka i tenże Cywka mógł mnie uważać za stałego klienta. W pracowni, przy lustrze, wisiał żurnal, z którego widać było, co się święci, czy płaszcze dłuższe idą, czy też krótsze, na co ma naród chęć bądź nie ma chęci. Sęk w tym, że moje chęci nie pokrywały się z chęciami narodu. W żurnalu Cywki widniały wyłącznie płaszcze krótkie. Użerałem się z Cywką o długość płaszcza. Bezskutecznie. Chciałem mieć płaszcz długi, lecz dbający o swoją markę Cywka nie podporządkowywał się moim życzeniom; liczył się z tym, że ja chodząc po mieście będę jego żywą reklamą. Więc płaszcz ma być w jego, nie w moim guście, w przeciwnym razie ludzie obserwujący mnie na ulicy (kto? inni krawcy?) mówiliby: „Cywka wypuścił fuszerkę.” „Klient nasz pan”; „Płacę i wymagam” – nie, te porzekadła ignorowane są przez krawca-poetę. Choćby mu zapłacić słono, on nie sprzeciwiłby się nakazom żurnalu. Pocieszyć się mogę jedynie tym, że sam Napoleon musiał ulec temu, „co się święci”. Jego słynny szary płaszcz nie miał tej długości, jakiej cesarz sobie życzył. Zgodny z jego gustem był płaszcz długi, a nie kusy, upodobniający właściciela do fircyka. Krawiec cesarski oczywiście nie śmiał się sprzeciwić swemu dostojnemu klientowi, brał miarę do pół łydki i tejże długości płaszcz przynosił. Ale co z tego? Już po paru dniach płaszcz kurczył się i z powrotem sięgał Bonapartemu zaledwie do kolan. Była to sprawka mającego pieczę nad cesarską garderobą kamerdynera, któremu się zdawało, że lepiej wie, jak władca Francji powinien się ubierać. Ano właśnie, władca Francji, Europy, świata! A on nie był władny wymusić dla siebie płaszcza tak długiego, jak mu to odpowiadało, w jakim czuł się najlepiej. Wśród mistrzów igły Cywka nie stanowi wyjątku. Czyż krawiec z opowiadania Gogola, ten, który uszył płaszcz urzędnikowi, jest inny? Mam w oczach scenę przymiarki, a jest to kadr z włoskiego filmu, ekranizacji gogolowskiego dziełka. „Nie wypychaj kieszeni!” – ofuknięto Baszmaczkina. Kanceliście wydawało się, że to jemu płaszcz uszyto i może ze swoim przyodziewkiem robić, co mu się podoba. Lecz uderzony po łapach, które ku niezadowoleniu krawca pchały się do kieszeni – został wyprowadzony z błędu.