Lepsze rozwi zanie ą

Transkrypt

Lepsze rozwi zanie ą
Anna Michalska, kl. IIc
Lepsze rozwiązanie
Odkąd pamiętam zawsze uwielbiałam gromadzić różne cytaty i przysłowia. Pięć lat temu
założyłam zeszyt, w którym do dzisiaj zapisuję wszystkie interesujące mnie zdania. Dzisiaj
wpisałam do niego przysłowie arabskie, którego sens zrozumiałam dopiero po latach,
kiedy spotkało mnie to szczęście i zostałam matką. Mówi ono o tym, że dzieci są
skrzydłami człowieka.
Kiedyś w moim życiu pojawiały się momenty, w których czułam, że czegoś mi brakuje.
Mimo że miałam męża, bardzo dotkliwie odczuwałam samotność. Ja i Adrian poznaliśmy
się na jednym z wykładów w Gdańskim Uniwersytecie Medycznym. Początkowe
zauroczenie później przerodziło się w miłość życia. Po roku znajomości wzięliśmy ślub
i wspólnie zamieszkaliśmy. Początkowo byliśmy bardzo szczęśliwym małżeństwem.
Wszystko jednak się zmieniło, kiedy Adrian ukończył studia i otworzył swój własny gabinet.
Zaczął bardzo dużo pracować, a ja często zostawałam w domu kompletnie sama. Aborcje,
których dokonywał w swoim gabinecie zmieniły również jego charakter i postrzeganie
siebie. Stracił poczucie własnej wartości, stał się obojętny i często próbował zagłuszyć
swoje sumienie alkoholem. Usiłowałam go przekonać do tego, aby zaczął odrzucać
propozycje aborcji, ale Adrian uważał, że jego pacjentki mają prawo do decydowania
o tym, czy ich dziecko przeżyje czy też nie, a jego lekarskim obowiązkiem było im pomóc.
Ja natomiast tłumaczyłam mu, że życie ludzkie zaczyna się w chwili poczęcia i dokonując
zabiegu, odbiera życie niewinnemu człowiekowi. Różnica zdań w tej kwestii doprowadzała
do wielu kłótni między nami.
Nie zdawałam sobie sprawy, jak wielką rolę w życiu człowieka odgrywa świadomość, że
jesteśmy komuś potrzebni. Tak było do momentu, kiedy pierwszy raz trzymałam w swoich
ramionach Antosia. Teraz słysząc jego płacz odłożyłam zeszyt i poszłam, aby go uspokoić.
Pokoik synka pomalowany był na jasnozielony, uspokajający kolor. Ściany były ozdobione
moimi rysunkami postaci z bajek. Na dębowej podłodze leżał ciemnozielony, długowłosy
dywan, umilający każdy krok. Naprzeciw wejścia dwa duże okna, każdego ranka
wpuszczały do pokoju ciepłe promienie słońca. Z lewej strony stał biały, skórzany fotel,
a na nim ustawiona pluszowa panda. Tuż obok znajdował się regalik, na którym
poukładane były książeczki, które czytałam Antosiowi każdego wieczora na dobranoc.
Zabawki zajmowały każdą wolną półeczkę. Z prawej strony stało białe, drewniane
łóżeczko, w którym płakał Antoś. Wyjęłam jego drobne ciałko, wzięłam na ręce i delikatnie
zaczęłam kołysać. Bicie jego serca i powoli uspokajający się oddech, wywołały w moim
umyśle falę wspomnień związanych z historią jego biologicznych rodziców.
Byli moimi sąsiadami, mieszkającymi piętro wyżej. Siedząc w salonie słyszałam ich
wszystkie czułe rozmowy, które z czasem przerodziły się w kłótnie. Jeszcze rok temu
siedzieli razem przy kominku i planowali wspólną przyszłość. Wszystko zmieniło się, gdy
dziewczyna dowiedziała się, że jest w ciąży i poinformowała o tym chłopaka. Nie uwierzył,
że to on jest ojcem dziecka. Wyzwał ją i kazał wrócić do niego, kiedy "załatwi problem".
Sam natomiast spakował swoje rzeczy i wyszedł trzaskając drzwiami. Po jego wyjściu
przez długi czas słyszałam cichy płacz dziewczyny. Kiedy wreszcie ustał, w naszych
mieszkaniach zapanowała absolutna cisza. Chwilę później przerwało ją pukanie do moich
drzwi. Gdy je otworzyłam, zobaczyłam w nich moją młodą sąsiadkę. Jej blond włosy
opadały w nieładzie na ramiona, a oczy były jeszcze zaczerwienione od płaczu.
Zaprosiłam ją do środka.
- Napijesz się czegoś? – zapytałam z uśmiechem.
- Herbaty – odparła dziewczyna.
Zaczęłam przygotowywać napoje, a w kuchni zapadła cisza.
- Co cię do mnie sprowadza? Potrzebujesz czegoś? – zapytałam, podając jej kubek
herbaty i siadając naprzeciwko niej.
- Dziękuję. Ja…- zaczęła niepewnie dziewczyna- przyszłam, bo wiem że pani mąż jest
lekarzem i mógłby mi pomóc. Dowiedziałam się, że jestem w ciąży i chciałabym dokonać
aborcji. Najlepiej jak najszybciej.
- Czy wiesz jak wygląda ten zabieg?
- Nie wiem – odpowiedziała niepewnie dziewczyna.
- Musisz wiedzieć jak wygląda to, czego chcesz, Amelio. Opowiem ci, jak wyglądał jeden
z zabiegów, które przeprowadza mój mąż. Asystowałam przy nim – wspomniałam,
przywołując w pamięci obrazy tamtego zdarzenia. - Była to aborcja dokonywana przez
cesarskie cięcie. Po rozcięciu widziałam małe dziecko w wodach płodowych matki,
nieświadome tego, co je za chwilę czeka. Chwilę później mój mąż zaczął spuszczać wody
płodowe, a następnie wyjął dziecko z łona matki i włożył je do metalowej misy, która stała
na stole. Kiedy na nie patrzyłam, widziałam jak się porusza i kopie, ale z każdą chwilą jego
ruchy stawały się coraz słabsze. Widziałam jak walczy o każdy oddech. To był mój
pierwszy i ostatni zabieg, w którym pomagałam- powiedziałam, spoglądając na Amelię. Nie płacz – powiedziałam, powstrzymując własne łzy- Przecież tego właśnie chcesz dla
swojego dziecka.
- Nie ja - odparła z płaczem. - Nie wiedziałam, że tak to wygląda.
- Niestety, tak to wygląda. Nadal tego właśnie chcesz?
- Nie... - odpowiedziała po dłuższej chwili namysłu. – Nie wiem, czego tak naprawdę chcę.
Tak bardzo chciałabym żeby istniało jakieś lepsze rozwiązanie.
- Istnieje - powiedziałam z przekonaniem. – Zawsze istnieje lepsze rozwiązanie. W tym
przypadku możesz dokonać adopcji ze wskazaniem.
- Nie mogę – odpowiedziała ze smutkiem dziewczyna. – Nikt z mojej rodziny nie zgodzi się
na adopcję dziecka. Nie mam kogo wskazać.
- Możesz wskazać mnie – powiedziałam nagle, dziwiąc się samej sobie i podjętej w tej
chwili decyzji. Potem wyjaśniłam Amelii, jak miałoby to wyglądać. Dziewczyna zgodziła się
i osiem miesięcy później, gdy urodziła synka, ja i Adrian zostaliśmy jego opiekunami.
Dzisiaj mieszkanie Amelii i jej chłopaka wypełniają jedynie meble i sprzęt elektroniczny.
Nikt w nim nie mieszka. Chłopak wyprowadził się po kłótni, w której kazał dziewczynie
usunąć ciążę. Nie wrócił nawet, żeby się pożegnać. Natomiast Amelia kilka dni temu
spakowała swoje rzeczy i nie oglądając się za siebie wsiadła do taksówki i odjechała.
Dotyk rączki Antosia odsunął na dalszy plan moje wspomnienia. Patrząc w jego błękitne
oczy zrozumiałam, że to właśnie dzięki niemu ja i Adrian staliśmy się szczęśliwą rodziną.
To on sprawił, że poczułam się naprawdę potrzebna, a mój mąż zrozumiał, jak wielką
wartość ma życie ludzkie. Zaczął też bardziej dbać o rodzinę i stał się znowu tym
człowiekiem, w którym lata temu się zakochałam. Odkąd adoptowaliśmy Antosia, Adrian
nie zgadza się na wykonywanie zabiegów aborcji. Zrozumiał, że istnieje lepsze
rozwiązanie, dzięki któremu nikt nie cierpi. Wręcz przeciwnie, dzięki niemu dwoje ludzi
otrzymuje bezcenny dar, który uskrzydla ich działania i daje im szczęście. I właśnie do
tego zachęca swoje pacjentki. Aby wybrały lepsze rozwiązanie.