kryminał

Transkrypt

kryminał
KRYMINAŁ
5
Dziennik Wschodni
www.dziennikwschodni.plb piątek 29 czerwca 2012
ROZMOWA z pisarzem Marcinem Wrońskim, autorem serii o komisarzu Maciejewskim
FOT. MACIEJ KACZANOWSKI
To będzie „Pogrom...”
• Postawił pan ostatnią
kropkę w nowym
„Maciejewskim”?
– Postawiłem. Choć jeszcze trochę pracy przy książce
zostało. Ale najtrudniejszy
etap za mną i mam nadzieję,
że uślicznienia wprowadzę
szybko.
• Jaki będzie tytuł piątego
„Maciejewskiego”?
– „Pogrom w przyszły wtorek”.
• Zdradzi pan czytelnikom,
o czym będzie tym razem?
– Zacznę od historii, bo jak
zwykle ona jest istotnym tłem
całej opowieści. Mamy 1945
rok, Lublin nie jest już stolicą,
a na włosku wisi w mieście
pogrom Żydów. Taki sam, do
jakiego doszło w Krakowie
i Kielcach. Przed żydowskimi kamienicami w Lublinie
zbierają się tłumy ludzi żądnych zemsty, narasta nienawiść. Nawet pretekst jest taki
sam – porwanie dziecka na
macę.
• Tym dzieckiem jest…
– Czternastoletnia dziewczynka, mająca być właśnie
zapisana do Gimnazjum
im. Vetterów, która – jak się
wkrótce okazuje – uciekła
z domu, gdyż podrobiła
świadectwo szkolne. Dziecko zostaje odnalezione,
porwania nie było, sprawa
jest zamknięta. Ale, o czym
warto wspomnieć, w naszym mieście nie doszło do
eskalacji konfliktu polsko-żydowskiego, gdyż bezpieka zareagowała prawidłowo; odnalazła dziecko i nie
dopuściła do pogromu.
W innych miastach tego nie
było. Tyle prawdziwej historii.
• A jaka w tym rola
komisarza Maciejwskiego?
– Ano właśnie. Dlaczego
u nas bezpieczniacy zachowali się inaczej niż w Krakowie i Kielcach? Pomyślałem,
że do śledztwa musiał się
wtrącić Zygmunt Maciejewski. I to był mój pisarski punkt
wyjścia.
• Jaki Lublin zobaczymy
w tej książce?
– To Lublin, w którym
mieszka jeszcze sporo Żydów,
ale towarzyszy im poczucie
zagrożenia. Jednak to tylko
część obrazu, bo przede
wszystkim pokazuję miasto spekulancko-bandyckie,
zmęczone i wściekłe, w którym wieczorem strach wyjść
na ulicę, a na widok zwłaszcza sowieckiego żołnierza
rozsądniej przejść na drugą
stronę ulicy.
• Jak Maciejewski się w tym
odnajduje?
– Nie odnajduje się; to nie
jego Lublin. Przez miasto
przewalają się tłumy ludzi;
szabrowników, bandytów.
Ludzie żyją tu w biedzie,
smutku, ciasnocie. Atmosfera jest gęsta, duszna, bardzo nieprzyjemna. To będzie
jeden z moich najbardziej
mrocznych kryminałów, a na
pewno najbardziej gangsterski.
• Jest szansa, że jeszcze
w tym roku będziemy mogli
przeczytać „Pogrom”?
„Lublin, 1945 rok, na
włosku wisi pogrom
Żydów. Taki sam, do
jakiego doszło
w Krakowie i Kielcach.
Przed żydowskimi
kamienicami zbierają się
tłumy ludzi żądnych
zemsty, narasta
nienawiść. Pretekst jest
taki sam, jak w innych
miastach – porwanie
dziecka na macę”
– Na to liczę, „Pogrom” jest
zapowiadany na jesień w katalogu Wydawnictwa W.A.B.,
ale lubię mówić o faktach.
Optymistą być zacznę, kiedy
z wydawcą zakończymy
prace redakcyjne.
• A co pan pisze, kiedy nie
pisze „Maciejewskiego”?
– Ostatnio napisałam opowiadanie lubelsko-francuskie w ramach projektu „Citybooks”, dzięki któremu odwiedziłem Chartres wiosną
tego roku.
• Domyślałam się, że w tym
przypadku również sięgnął
pan do historii…
– Rzeczywiście, opowiadanie napisałem w oparciu
o prawdziwą historię. Rzecz
dotyczy żydowskiej rodziny
Gryzoletów, która miała słynny sklep z futrami na rogu
Krakowskiego Przedmieścia
i Królewskiej w Lublinie.
Swoją córkę wysłali przed
wojną do Francji – wraz z biżuterią, dolarami, całym
dorobkiem rodziny. Dzięki
temu przeżyła wojnę w środowisku francuskich prostytutek. Gdy i we Francji zaczęło się polowanie na Żydów,
Zofia Gryzolet nie wytrzymała w pewnym momencie
napięcia i zatrzymana przez
esesmana, przyznała się, że
jest Żydówką. Niemiec, który
sprawdzał jej dokumenty
i bardzo się starał, by odczytać jej nazwisko z francuska,
odpowiedział na to: „Zamknij
się, kretynko. Za ładna jesteś
na miejsce, do którego chcą
cię zawieźć”...
• Znakomicie wpisała się ta
historia w „Citybooks”
i pana wizytę we Francji.
– Miałem ją w głowie od
dawna, ale nie byłem pewien,
czy historia Zofii Gryzolet
mogła się wydarzyć w takim
małym mieście jak Chartres.
Jednak, gdy przyjechałem na
miejsce, dowiedziałem się,
że tu również ukrywali się
w czasie wojny Żydzi z Polski. Powstało mocne opowiadanie, z którego jestem
naprawdę zadowolony, a to
nie taki częsty stan. Jest ono
już w tłumaczeniu i wkrótce
ukaże się na stronie projektu
„Citybooks”.
• Ma pan jeszcze czas
i ochotę na czytanie?
– Kiedy piszę, nie czytam.
No, może czasem gazetę…
A gdy nie piszę, to zazwyczaj
czytam kryminały. Dla przyjemności, ale też trochę dlatego, że to jednak mój zawód
i muszę wiedzieć, co się
dzieje na rynku. Dla czystej
przyjemności, niestety, rzadziej, niżbym chciał, książki
zupełnie inne niż te, które
sam piszę – jestem na przykład fanem Jacka Dehnela.
No i, oczywiście, dużo historycznych tekstów, z których
się uczę. Dzięki temu mogę
możliwie wiernie przywoływać historię w „Maciejewskich”. Teraz z ciekawością
czekam na nowy przewodnik
po Lublinie, licząc, że czegoś
się z niego dowiem, chociaż,
oczywiście, nie zamykam
swoich zainteresowań między rogatką warszawską a bychawską. Jedną z kolejnych
powieści o Maciejewskim
planuję umiejscowić w Zamościu lat 20.
• Czego panu życzyć
w przededniu wydania
nowej książki?
– Nie przesadzajmy z tym
przededniem! Ale bardzo
proszę o życzenia szybkiego
zamknięcia prac redakcyjnych i ukazania się książki
w tym roku. Zainteresowania
czytelników nie mniejszego
od dotychczasowego, chociaż i tak moi czytelnicy, nie
tylko lubelscy, dają mi wiele
powodów do radości. No
i może nagrody Wielkiego Kalibru za najlepszy kryminał
2011 roku? Wydaje mi się, że
„A na imię jej będzie Aniela”
ma szansę godnie powalczyć
z konkurencją.
ROZMAWIAŁA MAGDALENA BOŻKO
UWAGA
Dzięki uprzejmości wydawnictwa W.A.B. mamy dla Was ostatni kryminał o komisarzu
Maciejewskim. Prosimy i o odpowiedź na pytanie: W którym roku rozgrywa się akcja
„Skrzydlatej trumny”? Na odpowiedzi czekamy dziś o godzinie 13. Tel. 81 46 26 800