Św. Augustyn (354-430), O wolnej woli (fragmenty)

Transkrypt

Św. Augustyn (354-430), O wolnej woli (fragmenty)
Św. Augustyn (354-430), O wolnej woli (fragmenty)
Rozum, który daje człowiekowi przewagę nad zwierzętami, powinien być czynnikiem
dominującym w jego naturze
Augustyn. Chcę wypowiedzieć następującą myśl: człowiek osiąga pełnię harmonii wtedy, kiedy nad
wszelkimi innymi elementami jego natury panuje i przewodzi ten pierwiastek, który wynosi go ponad
zwierzęta. Obojętne, czy nazwiemy go myślą, czy duchem, czy też z większą słusznością zachowamy
obie nazwy, ponieważ obie znajdujemy w Piśmie Świętym.
Widzimy, że mamy wiele wspólnych cech nie tylko ze zwierzętami, lecz także z drzewami i z tym
wszystkim, co zapuszcza korzenie w ziemię. Drzewa bowiem, które przedstawiają najniższy typ życia,
także pobierają pokarm fizyczny, rosną, rozmnażają się, nabierają mocy. Z drugiej strony jest rzeczą
oczywistą i uznaną, że zwierzęta są w stanie widzieć, słyszeć oraz odczuwać przedmioty fizyczne
węchem, smakiem, dotykiem, wiele z nich daleko intensywniej niż my. Dodaj do tego siły, tężyznę i
wytrzymałość członków, szybkość i zwinność ruchów. W tym wszystkim pewne zwierzęta
przewyższamy, pewnym dorównujemy, a niektórym nawet ustępujemy.
W samej klasyfikacji istot stworzonych należymy jednak z pewnością do wspólnej grupy ze
zwierzętami. W takich na przykład objawach jak popęd do przyjemności cielesnych i ucieczka przed
fizycznym cierpieniem wypowiada się cała aktywność zwierzęcego życia. Istnieją poza tym pewne
cechy, które, jak się zdaje, nie są udziałem zwierząt, a jednak nie należą w człowieku do zjawisk
najwyższego rzędu, jak zdolność do żartów i śmiechu, ludzka wprawdzie, lecz jedna z najniższych w
człowieku, przynajmniej w oczach tego, kto ma właściwy sad o naturze ludzkiej. Następnie
upodobanie w pochwałach i sławie, przesadny i nieumiarkowany pęd do władzy.
Wprawdzie, zwierzęta nie posiadają takich skłonności, nie trzeba jednak przypuszczać, że pożądanie
tych rzeczy stanowi o naszej wyższości nad zwierzętami. Te bowiem popędy, nie podporządkowane
rozumowi, unieszczęśliwiają nas. Chyba zaś nie było takiego, kto by we własnym nieszczęściu widział
powód do wywyższania się nad kogokolwiek. Można więc mówić o uporządkowanym człowieku
wtedy, kiedy rozum panuje nad tymi właśnie odruchami duszy. Taki bowiem stan, w którym to, co
lepsze, podlega gorszemu, nie zasługuje nie tylko na nazwę doskonałego porządku, ale w ogóle
jakiegokolwiek porządku. Nieprawda?
Ewodiusz. Oczywiście. (…)
A. Czy więc nie wydaje ci się, że człowiek w ten sposób zorganizowany i uporządkowany jest mądry?
E. Jeżeli taki człowiek nie wyda mi się mądry, to chyba już żaden inny.
A, I to także wiesz, jak myślę, że istnieje wielu ludzi niemądrych.
E. Tak, to również jest dosyć pewne.
A. Przez poznanie mądrego wiesz zapewne, jak wygląda jego przeciwieństwo, czyli człowiek głupi.
E. Każdy widzi, że to taki człowiek, w którym rozum nie ma najwyższej władzy.
A. Cóż wiec wypada powiedzieć o takim stanie człowieka: że mu brak rozumu, czy też, że ma rozum,
lecz bez steru?
E. Raczej to ostatnie. (…)
Tylko wolna wola może skłonić rozum do służenia namiętności
Lecz przejdźmy do dalszych spraw. Już udowodniliśmy, że mądrość ludzka to panowanie myśli w
człowieku i że może także brakować tego panowania.
A. Czy sądzisz, że namiętność może być potężniejsza niż ta myśl, której odwieczne prawo oddało, jak
wiemy, władzę nad namiętnościami? Bo ja w żaden sposób. Nie byłoby bowiem doskonałego
porządku, gdyby nieokiełznane, niesforne siły rozkazywały temu, co jest opanowane i
zdyscyplinowane. Dlatego uważam za konieczne, żeby myśl była, potężniejsza niż pożądliwość, ze
względu na to, dzięki czemu słusznie i sprawiedliwie otrzymała władzę nad pożądliwością.
E. Ja myślę tak samo.
A. A czy ktokolwiek wątpi, że wyższość cnoty nad złem moralnym leży w jej sile i nieugiętości tym
większej, im doskonalsza i wznioślejsza jest sama cnota?
E. Chyba nie ma takiego.
A. Wobec tego żaden duch skażony złem nie ma wyższości nad duchem uzbrojonym w cnotę.
E. Zupełna prawda.
A. Zgadzasz się także, myślę, że jaki bądź duch jest wartością i potęgą wyższą niż wszelkie ciało.
E. Każdy to przyzna, kto dostrzega, a to nie trudno, że należy stawiać byt żyjący nad nieżyjący i ten,
który daje życie, nad ten, który tylko przyjmuje.
A. Tym bardziej więc ciało, jakiekolwiek by było, nie przewyższa ducha wyposażonego w cnotę.
E. Oczywiście.
A. A czy duch sprawiedliwy i myśl strzegąca własnych praw i władzy może strącić z wyżyn inną
myśl, panującą z równą sprawiedliwością i cnotą, i wprząc ją w jarzmo namiętności?
E. To niemożliwe; i to nie tylko z powodu jednakowej doskonałości obu, lecz także dlatego, że myśl,
która pokusi się o deprawowanie drugiej, pierwsza odpadnie od sprawiedliwości i ulegnie skażeniu, a
przez to samo stanie się słabsza.
21. A. Dobrze zrozumiałeś* Toteż-pozostaje już tylko, abyś odpowiedział, jeżeli możesz, czy widzisz
coś wspanialszego od rozumnej i mądrej myśli. E. Nic poza Bogiem, jak sądzę.
A. Ja także jestem tego zdania. Ale niełatwe to zagadnienie i w tej chwili nie ma jeszcze sprzyjających
warunków, żeby je zrozumieć, jakkolwiek ogarniamy je dzięki silnej wierze. Odłóżmy więc na razie
uważne i gruntowne zbadanie. Obecnie bowiem jesteśmy tylko zdolni wiedzieć, że w żadnym
wypadku nie może być niesprawiedliwy jakikolwiek byt godny tego, żeby stanąć ponad myślą
posiadającą cnotę. Toteż nawet on nie zmusi innej myśli do ulegania namiętnościom, choćby nawet
był na tyle potężny.
E. To z pewnością każdy przyzna bez wahania. A. Czyli ostateczny wniosek jest następujący: tylko
własna wola i wolny wybór czynią myśl, wyposażoną we władzę i cnotę, wspólniczką namiętności.
Nie sprawia tego żaden byt równy czy nadrzędny z powodu swojej sprawiedliwości. Wszystko zaś, co
niższe, nie może dopiąć tego, bo jest za słabe. Tak nas pouczają wspólnie ustalone prawdy.
E. Tak, pozostaje ten jedyny i konieczny wniosek.
Dobrowolne służenie namiętnościom ściąga słuszną karę
A. Wobec tego powinieneś dać się przekonać, że myśl słusznie ponosi karę za tak wielką winę.
E. Nie mogę zaprzeczyć.
A. Jakże więc? Czy mała to kara w pojęciu ludzkim, że przewodzi jej namiętność i szarpie ją miedzy
sprzecznymi stanami jak bezsilną nędzarkę, wyzuwszy ją poprzednio z bogactwa cnoty? Bywa
tak, że każe jej pochwalać fałsz zamiast prawdy, innym razem nawet bronić go; to znowu każe
zastępować naganami dawne pochwały, wtrącając ją przy tym w nowe błędy. Czasami działa
hamująco na jej gotowość do zgody i często wywołuje w niej obawę przed jasnymi dowodami.
Przygniata ją zwątpieniem w możliwość odkrycia prawdy i więzi w ciemnych otchłaniach głupoty.
Chwilowy pęd ku światłu poznania kończy się depresja i uczuciem znużenia. A tymczasem sroży
się tyrańska władza namiętności. Wzniecając burze zmiennych a sprzecznych uczuć, wprowadza
zamęt w duszę i w całe życie człowieka. Odstręcza obawą, wabi pożądaniem. To przygnębia
zgryzotami, to znowu mami oszukańczą radością. Dręczy świadomością utraty ukochanego
przedmiotu, lub pali pragnieniem zdobycia nie posiadanego. Bądź jątrzy boleśnie poczuciem
krzywdy, bądź podsyca płomień mściwości. A dzieje się to w zakresie wszystkiego, ku czemukolwiek
zwraca się zaciśnięta dłoń skąpca, marnotrawcza rozrzutnika, zaborczy egoizm złej ambicji, nadęta
wielkość pychy, zgryzoty zazdrości, rozkładowe działanie lenistwa, buntowniczy upór, gniotący
ciężar przygnębienia i wszystkie inne złe siły zaludniające to państwo namiętności, w którym ujęły
ster. Czy możemy po tym wszystkim lekceważyć tę karę, która, jak widzisz, spada nieuchronnie na
tych, co nie są ugruntowani w mądrości?
E. Sądzę wprawdzie, że wielka to kara i zupełnie słuszna w wypadku, gdy człowiek, będący na
wyżynach mądrości, z własnego wyboru schodzi w dół i oddaje się w służbę namiętnościom. Ale czy
można znaleźć takiego człowieka bądź w przeszłości, bądź obecnie, to rzecz niepewna. Wierzymy
wprawdzie, że Bóg tak doskonale stworzył człowieka i umieścił w szczęśliwym życiu, że ten tylko z
własnej woli mógł spaść z tej wysokości w nędzę życia śmiertelnego. Ale mimo tego, że wierzę w to
silnie, nie zdobyłem jeszcze, pewności, jaką daje zrozumienie. Postępujesz więc wbrew mej woli,
jeżeli uważasz, że należy odkładać dokładne zbadanie tej sprawy.
Ale pod żadnym warunkiem nie zgodzę się, żebyś odkładał wyjaśnienie — jeżeli cię stać na nie —
tego, co mnie najbardziej niepokoi. Dlaczego mianowicie tego rodzaju dotkliwe kary ponosimy my,
bez wątpienia niemądrzy, którzy nigdy nie posiadaliśmy na tyle mądrości, żeby można było
powiedzieć, że słusznie cierpimy, ponieważ porzuciliśmy szczyty cnoty i wybraliśmy służbę pod
władzą namiętności?
A. Tak o tym mówisz, jakbyś wiedział z całą pewnością, że nigdy nie byliśmy mądrzy. Nie sięgasz
bowiem poza chwilę, w której narodziliśmy się do ziemskiego życia. Ale wobec tego, że mądrość jest
własnością duszy, wyłania się ważne zagadnienie, wielka tajemnica, wymagająca osobnego
rozważenia: czy dusza przed połączeniem z ciałem prowadziła jakieś inne życie i czy był taki czas.
kiedy żyła mądrze. To jednak nie przeszkadza, żeby wyjaśnić w miarę możności zagadnienie, które
rozpatrujemy obecnie.
Czym jest dobra wola
A. Pytam cię mianowicie, czy mamy jakąś władzę chcenia.
E. Nie wiem.
A. A chcesz wiedzieć?
E. Tego także nie wiem.
A. A więc nie pytaj mnie więcej.
E. Dlaczego?
A. Bo nie mam obowiązku odpowiadać ci, jeżeli nie chcesz wiedzieć tego, o co pytasz. Następnie,
jeżeli nie chcesz dojść do mądrości, nie ma celu rozmawiać z tobą o tych sprawach. Wreszcie nie
możesz być dalej moim przyjacielem, jeżeli nie chcesz dla mnie dobra. Zobacz przynajmniej, czy sam
dla siebie nie chcesz szczęśliwego życia.
E. Zgadzam się, nie można zaprzeczyć, że mamy wolę. Idź tylko dalej; zobaczymy, do jakich
dojdziesz wyników.
A. Dobrze, ale powiedz mi najpierw jeszcze to, czy masz świadomość, że posiadasz także dobrą wole.
E. Co to jest dobra wola?
A. Jest to wola, dzięki której pragniemy żyć sprawiedliwie i uczciwie i dojść do najwyższej mądrości.
Uważaj więc, czy nie pragniesz prawego i uczciwego życia, czy nie chcesz usilnie być mądrym i czy
zaryzykujesz twierdzenie, że posiadanie takiej woli nie jest dowodem dobrej woli.
E. Zgadzam się na wszystko i dlatego mogę przyznać, że mam nie tylko wolę, ale także dobrą wole.
A. Powiedz mi, proszę, jaką wartość przypisujesz tej woli. Czy uważasz, że można porównać z nią
pod jakimkolwiek względem bogactwa albo dostojeństwa, albo przyjemności cielesne, albo wszystkie
te rzeczy razem wzięte?
E. Niech mnie Bóg broni od takiego bezbożnego zapamiętania!
A. Czy więc mały to powód do radości, że mamy w duszy taką moc — mam na myśli tę właśnie dobrą
wolę w porównaniu z którą wspomniane wyżej wartości schodzą do rzędu najnędzniejszych? A
przecież dla ich zdobycia ogromna większość ludzi nie cofa się przed żadnym trudem, przed żadnym
niebezpieczeństwem.
E. Trzeba cieszyć się, i to jak najbardziej.
A. A czy sądzisz, że dla tych, którzy nie przeżywają tej radości, małą stratą jest to, że brak im tak
wielkiego dobra?
E. Przeciwnie, bardzo wielką.
A. Widzisz więc już, jak sądzę, że korzystanie lub ogołocenie z tak wielkiego i prawdziwego dobra
zależy od naszej woli. Cóż bowiem tak zawisło od woli, jak właśnie sama wola? Kto ma ją dobrą, z
pewnością posiada to, co o całe niebo przewyższa wszystkie królestwa ziemi i wszystkie cielesne
rozkosze. Ten zaś, kto jej nie ma, pozbawiony jest w istocie rzeczy, która przewyższa wartością
wszystkie dobra nie będące w naszej mocy, a może być nabyta jedynie i samodzielnie przez wolę.
Toteż on sam uważa się za bardzo nieszczęśliwego, gdy utracił zaszczytną opinię, znaczny majątek
lub jakie bądź dobra cielesne; a ty będziesz miał go za nieszczęśliwca nawet wtedy, gdyby opływał w
to wszystko, gdyż przylgnął sercem do tego, co może łatwo utracić i czego nie ma, gdy chce, a brak
mu dobrej woli. Nieprawda? Z nią bowiem nie można nawet porównywać tamtych rzeczy, a choć jest
tak wielkim dobrem, potrzeba jedynie chcieć, aby ją posiąść.
E. To prawda.
A. A więc sprawiedliwie i zasłużenie spotyka taka niedola ludzi niemądrych, choćby nawet nigdy nie
byli mądrymi (co zresztą jest wątpliwe i bardzo niejasne).
E. Zgadzam się. (…)
Dlaczego szczęście jest udziałem niewielu, choć wszyscy go pragną
A. Dobrze. Ale czy sądzisz, że ktokolwiek z ludzi nie chce szczęśliwego życia i nie pragnie go za
wszelką cenę?
E. Takie pragnienie jest niewątpliwie powszechne.
A. Dlaczego więc nie osiągają go wszyscy? Przecież zgodnie uznaliśmy, że ludzie zasługują na nie
wolą, tak samo jak na życie nieszczęśliwe, i że mają to, na co zasłużyli. Tymczasem zaś wyłania się
jakaś sprzeczność i jeżeli nie poświęcimy jej bacznej uwagi, gotowa jest zakłócić tak opracowany i
konsekwentny tok poprzedniego rozumowania. Jak to jest możliwe, żeby ktoś z własnej woli znosił
nieszczęśliwe życie, skoro w ogóle nie ma człowieka, który chciałby żyć nieszczęśliwie? Albo jak
może być, żeby człowiek zdobywał szczęśliwe życie przez wolę, gdy tak wielu jest nieszczęśliwych, a
przecież wszyscy pragną być szczęśliwi? Czy z tego nie wynika, że co innego chcieć dobrze albo źle,
a co innego zasłużyć na coś przez dobrą albo złą wolę? Przecież ludzie szczęśliwi, a wiec z
konieczności dobrzy, nie dlatego są szczęśliwi, że chcieli żyć szczęśliwie — bo i źli chcą tego — ale
dlatego, że chcieli cnotliwego życia, czego źli nie chcą.
Nic więc dziwnego, że ludzie nieszczęśliwi nie osiągają tego, czego chcą, to jest szczęśliwego życia,
ponieważ nie chcą równocześnie tego, czemu szczęście towarzyszy, bez czego nikt nie jest go godny i
nie osiąga go, mianowicie życia cnotliwego. Tamto bowiem odwieczne prawo — czas już wrócić do
niego — postanowiło niezmiennie, żeby zasługa leżała w woli, szczęście zaś i nieszczęście było
nagrodą i karą. Toteż mówiąc, że ludzie są nie szczęśliwi z własnej woli, nie mamy na myśli tego, że
chcą być nieszczęśliwi, lecz że nastawienie ich woli jest takie, iż z konieczności pociąga za sobą
nieszczęście nawet wbrew ich chęciom.
Dlatego twierdzenie, że nie wszyscy mogą być szczęśliwi, mimo że chcą, nie sprzeciwia się
poprzedniemu rozumowaniu; nie wszyscy bowiem chcą żyć cnotliwie. A tylko przy takim nastawieniu
woli przysługuje przywilej szczęśliwego życia. Może masz jakie zarzuty?
E. Ja żadnego.