Invest in Pomerania : Aktualności

Transkrypt

Invest in Pomerania : Aktualności
2008-06-04
Stocznia Gdańsk również potrzebuje pomocy
Ukraińscy właściciele Stoczni Gdańskiej nieoczekiwanie zażądali ponad 400 mln zł od ministra
skarbu. - Inaczej ten biznes ze stocznią po prostu się nie uda - twierdzą. Ukraiński koncern
metalurgiczny ISD, który pod koniec 2007 r. kupił od skarbu państwa Stocznię Gdańsk, ma do
wyboru: zgodzić się na zamknięcie dwóch z trzech pochylni do budowy i wodowania statków,
czego oczekuje Bruksela, albo zwrócić całą otrzymaną przez firmę pomoc publiczną.
- Oba te rozwiązania są nie do przyjęcia - mówi Marcin Ciok z firmy ISD Polska. - Produkcja statków na jednej pochylni
jest nieopłacalna. Zwrot 760 mln zł pomocy publicznej jest równie absurdalny. Za takie pieniądze można by zbudować
od podstaw nową stocznię i jeszcze by zostało na inne wydatki.
Rozwiązaniem problemu miałby być kolejny zastrzyk państwowej gotówki do ich firmy. Jak ustaliła ""Gazeta"", list od
ISD z taką propozycją dotarł w ostatnich dniach do ministra skarbu.
- ISD Polska zażądało 402 mln zł ""bezzwrotnej pomocy"" - informował Gazetę Wyborczą Sławomir Nowak, szef
gabinetu politycznego premiera Donalda Tuska.
- Według dokumentów, którymi dysponowaliśmy w momencie zakupu stoczni, pomoc publiczna udzielona firmie
wynosiła 190 mln zł, a do zwrotu realnie było ok. 60 mln - mówił Ciok. Tymczasem w styczniu 2008 r. dopisano nam
ponad pół miliarda złotych pomocy, która wcześniej przypisana była innym polskim stoczniom. Jego zdaniem państwo
powinno przyznać, że nie zrealizowało programu restrukturyzacji Stoczni Gdańsk z 2006 r. - Nie doszło m.in. do
odkupienia pochylni od firmy Synergia, ani podwyższenia kapitału stoczni o 50 mln zł - wyliczał Ciok.
- Stocznia Gdańsk to prywatna firma. Nie ma podstaw do udzielania jej jakiejkolwiek gotówkowej pomocy, abstrahując
od astronomicznej wysokości roszczeń z listu. Obawiamy się, czy nie jest to gra negocjacyjna, która ma umożliwić
firmie ISD Polska uzasadnienie likwidacji działalności stoczniowej - mówił Sławomir Nowak.
- To nie jest gra. Jesteśmy naprawdę w bardzo trudnej sytuacji - twierdził nieoficjalnie jeden z menedżerów ISD. Stocznia kosztuje nas 15 mln zł miesięcznie. Jeśli nie dogadamy się z rządem, będzie trzeba zapomnieć o budowie
statków. Ale rozważamy także możliwość podważenia całej umowy prywatyzacyjnej.
- Te roszczenia to jakieś nieporozumienie - stwierdza Roma Sarzyńska, rzeczniczka państwowej Agencji Rozwoju
1
Przemysłu, która sprzedała Ukraińcom stocznię. Przypomina, że zanim ISD przejęła kontrolę nad Stocznią Gdańsk,
była już jej mniejszościowym udziałowcem. Miała więc taki sam dostęp do informacji o spółce jak państwowi
współwłaściciele.
Poseł Tadeusz Aziewicz, ekspert PO do spraw stoczniowych, oskarża rząd PiS: - Tak im się spieszyło z prywatyzacją, że
nie zadbali o uzgodnienie podstawowych spraw.
- To nieprawda. Komisja Europejska żądała, by najpierw znaleźć prywatnego inwestora, a dopiero później negocjować
kwestie pomocy publicznej - tłumaczył Andrzej Jaworski, polityk PiS i b. prezes Stoczni Gdańsk (nadal w niej pracuje).
To jednak nie koniec stoczniowych problemów. Komisja Europejska oczekuje natychmiastowej prywatyzacji Stoczni
Gdynia i Stoczni Szczecińskiej Nowej. Jeśli do niej nie dojdzie, Bruksela ma nakazać stoczniom zwrot ponad 1 mld euro
pomocy publicznej. To będzie oznaczać ich bankructwo. Znalezienie kupca to jednak za mało, żeby uratować obie
firmy. Ponieważ przeprowadzenie prywatyzacji możliwe byłoby dopiero w sierpniu, prawdopodobieństwo upadłości
stoczni jest bardzo duże. Dlatego oferty kupna składają także firmy, które liczą po upadłości na tańszą transakcję.
W oparciu o ""Gazetę Wyborczą""
Autor
MP
2