Widok ze strony mał onka przekreślanego

Transkrypt

Widok ze strony mał onka przekreślanego
W strone ojca - portal o ojcostwie i ojcostwie w kryzysie
Widok ze strony małżonka przekreślanego...
21.04.2007.
Korespondencja Agnieszki z o. Jackiem Salijem.
Drogi Ojcze Jesteśmy z mężem 15 lat po ślubie (w sumie 22 lata razem), mamy troje
dzieci (dwóch synów: 11, 14 lat i córkę 10 lat). We wrześniu zeszłego
roku mój mąż mnie zdradził i choć mówił, ze nie doszło do zdrady
fizycznej chciał nas dla NIEJ zostawić. Oczywiście nie byłam bez winy,
często zachowywałam się okropnie w stosunku do niego, czuł się
niepotrzebny i miał niskie poczucie własnej wartości. Jednak nigdy nic
nie mówił nie skarżył się, wręcz mówił: ja nie mam do ciebie o nic
pretensji. Nigdy nie dał się wciągnąć w dialogi o nas. Zostałam więc
ukarana za przekraczanie granic, których nigdy nie wyznaczył.
Zrozumiałam jednak jak wiele błędów popełniłam i jak bardzo go kocham,
powiedziałam, że zrobię wszystko, żeby uratować nasze małżeństwo.
Zresztą wielu sytuacji można by uniknąć gdyby tylko chociaż od czasu do
czasu powiedział o swoich oczekiwaniach czy żalach.
Na początku nie
chciał słuchać o niczym, mówił ,że ma dosyć i że to koniec. W końcu
jednak przy pomocy znajomych udało się go namówić na rekolekcje.
Wrócił
stamtąd całkiem zmieniony, mówił, że niedługo do mnie wróci tylko się z
tym wszystkim upora. Następnego dnia rozmawiał z NIĄ i powiedział JEJ,
że to koniec. Nie spodziewałam, od razu rewelacji a mimo to przez
pierwszy miesiąc było po prostu super. Bardzo łatwo udało mu się
wybaczyć mu to co zrobił, a nawet (choć sama się dziwię) odkryłam, że
nie mam już do niego żalu. Był ciepły, miły a ja szczęśliwa.
Postanowiliśmy wyjechać we dwoje na Sylwestra i tam już zaczęło się
wszystko psuć. Był zimny, obcy, o północy rzucił właściwie obok mnie
wszystkiego dobrego nawet na mnie nie patrząc. Tak jest do dziś a
właściwie coraz gorzej, zachowuje się jak obcy człowiek (mam wrażenie,
że czasem obcy lepiej się do mnie odnoszą...), mijając się ze mną w
drzwiach robi to tak, żeby przypadkiem mnie nie dotknąć (nie dotknął
mnie od tygodnia w żaden sposób...), czasem w ogóle się do mnie nie
odzywa, albo odzywa się tak jakby był obrażony, nie patrzy na mnie
tylko gdzieś obok. Nie umiem tak żyć, chciałam bardzo, żeby nie
odchodził, ale nie chciałam w domu obcego faceta, którego w ogóle nie
obchodzę. Czuję się stara, brzydka i nikomu niepotrzebna, jak stary,
zużyty kapeć na śmietniku... Kiedy się go o coś radzę, często mówi:
rób jak chcesz...To jest dla nie do wytrzymania. Może powinnam być
cierpliwa i czekać aż będzie lepiej, ale czy będzie...? Nie wiem na jak
długo mi wystarczy siły. Nie mam nikogo oprócz niego. Nie mam
rodzeństwa, z mamą nigdy się nie rozumiałyśmy, nigdy nie miałam też
przyjaciółek do zwierzania , zawsze wystarczał mi on, gdy miałam
jakiś problem przychodziłam do niego, a on mnie pocieszał i przytulał i
to mi wystarczało. Teraz cały mój świat się zawalił i nie mam do kogo
pójść, żeby mi powiedział co mam robić. On nic nie mówi, nie chce na
ten temat rozmawiać ani ze mną ani z nikim, nie chce słyszeć o żadnych
rekolekcjach dla małżeństw ani niczym takim (nie będzie się przed nikim
wywnętrzał). Ostatnio powiedział mi, że wrócił tylko dla dzieci, ze
cały czas ma JĄ w myślach, że denerwuje go bycie w domu i NIE CHCE JUŻ
ZE MNĄ BYĆ... Załamało mnie to zdanie. Jest złośliwy i niemiły, wciąż
http://wstroneojca.pl
Kreator PDF
Utworzono 6 March, 2017, 23:20
W strone ojca - portal o ojcostwie i ojcostwie w kryzysie
doszukuje się we mnie jakichś złych intencji i szuka zaczepki. Przez
telefon rozmawia ze mną w miarę normalnie, kiedy opowiada o czymś
śmieje się, tłumaczy, ale w domu znowu wszystko się zmienia. Wracam z
pracy a On leży tyłem do drzwi i czyta gazetę, nawet nie powie dzień
dobry. Dom znaczy teraz dla mnie strach przed tym co w nim zastanę.
Czekam na powrót dzieci z ferii, żeby mieć z kom porozmawiać i czym się
zająć. Choć też boję się, że w końcu one też coś zauważą... Najbardziej
martwi mnie jego postawa, którą wydaje mi się że przyjął jestem tu i
nic więcej nie trzeba , mam wrażenie, że On zamiast nastawić się na
to, żeby przynajmniej starać się wyrzucić z głowy myśli o NIEJ,
pielęgnuje te wspomnienia, np. słucha od tamtej pory ciągle jednej
płyty (wydaje mi się, że słuchali jej razem...). Czasem mam wrażenie,
że patrzy na mnie tak jak dawniej i zaraz jakby sam się upominał
odwraca głowę, albo wychodzi z pokoju. Tak jakby podjął decyzję o
zostaniu dla dzieci, ale z NIĄ było mu, nazwijmy to kolorowo i
milutko i postanowił nie rozstawać się z tymi wspomnieniami. Czy przy
takim założeniu jest możliwe, żeby się coś zmieniło? Nie mam już siły,
wydaje mi się, że to walka z wiatrakami, żeby On chociaż się modlił (to
On uczył mnie kiedyś wiary), On śmieje się albo wzrusza ramionami gdy
mówię o modlitwie... Śniło mi się, że szłam rano do pracy a On stał na
klatce schodowej i patrzył na mnie tak jak kiedyś ciepło i czule...
Niestety obudziłam się. Tęsknię za nim, za jego spojrzeniem, dotykiem,
miłym słowem, za co tam Misia? w słuchawce zamiast co chcesz?.
Schudłam 18 kilo, nie mogę jeść, spać ani skoncentrować się na
czymkolwiek. Wydaje mi się, że świat się dla mnie skończył... W jaki
sposób jeden krótki epizod (podobno spotkali się, oprócz widywania w
pracy, tylko kilka razy i to trwało zaledwie jakieś półtora miesiąca)
mógł przekreślić przeszło 15 lat małżeństwa i tak strasznie zamieszać
Mu w głowie?! Czy jeszcze kiedyś będzie jakieś MY? Czy ktoś może mi
poradzić co mogę jeszcze zrobić? Pozdrawiam serdecznie. A. Szczęść Boże! Przeczytałem uważnie Pani list.. Swoje rady spróbuję sformułować krótko: 1. Ratując małżeństwo, dobrze jest nie mieć w sobie postawy: "ja za
wszelką cenę muszę moje małżeństwo uratować, ja nie wyobrażam sobie
życia bez mojego męża". Ufam, że Pani nie podejrzewa mnie o to, że
namawiam do tego, żeby się przyzwyczaić do myśli o jego odejściu. Wręcz
przeciwnie, tę radę formułuję z perspektywy kogoś, kto z całego serca
życzy Pani, żeby mąż do Was, do swojej rodziny, naprawdę wrócił. Chodzi
mi o to, żeby w ramach ratowania swojego małżeństwa uniknąć zachowań
człowieka tonącego, który swoim panikarskim zachowaniem jeszcze
zmniejsza swoje szanse na uratowanie. Niech Pani spokojnie buduje w
sobie postawę: "Bardzo chcę, żeby nasze małżeństwo doznało chociaż
częściowego uzdrowienia i ocalało. Ale wiem też, że sens mojego życia
nie zależy od tego, czy mój mąż do nas wróci. To wiem, że on nie
przestanie być moim mężem, nawet jeżeli nie wróci. Niezależnie od tego,
czy on wróci czy nie wróci, ja i tak będę robiła, co w mojej mocy, żeby
nasze małżeństwo mimo wszystko ocalało". Taka postawa zwiększy w Pani
poczucie wolności i pokoju. http://wstroneojca.pl
Kreator PDF
Utworzono 6 March, 2017, 23:20
W strone ojca - portal o ojcostwie i ojcostwie w kryzysie
2. Niech Pani próbuje zobaczyć to całą sobą, że świat jest Boży i
ostatnie słowo we wszystkich przygodach, jakie nas spotykają, należy do
Boga. Toteż sens Pani życia z całą pewnością nie zależy od tego, czy
mąż zechce do Pani wrócić. To bardzo dobrze, że Pani tak mocno pragnie,
żeby wrócił, i ufajmy, że wróci. Jednak cała Pani nadzieja w Bogu, a
nie w mężu. Toteż nawet gdyby mąż miał się nie opamiętać, z Bożą pomocą
Pani nie zginie. Ufajmy jednak, że się opamięta. 3. Pisze Pani: "Czuję się stara, brzydka i nikomu niepotrzebna, jak
stary, zużyty kapeć na śmietniku.." Otóż tak jak Pani potrafi, trzeba
wyrzucać z siebie tę kobietę płaczącą, nieszczęśliwą, zrozpaczoną,
przed którą mąż instynktownie ucieka. Zresztą Pani to doskonale
rozumie, że to byłoby żadne rozwiązanie, gdyby mąż wrócił do Pani tylko
pozornie, tylko ze względu na dzieci albo tylko dlatego że się nad taką
zrozpaczoną kobietą ulitował. Taki powrót na pewno nie byłby trwały.
Niezależnie od tego, jak mąż będzie na to reagował, niech Pani stara
się być kobieta zadbaną, radzącą sobie, wierzącą w sens swojego życia.
Powtórzę tę radę w innej formie: Chiński znak na określenie żony to
kobieta z miotłą, na określenie kochanki - kobieta z fletem. Myślę, że
ten skrót dobrze oddaje niektóre przyczyny kryzysu małżeństwa. Zarazem
skrót ten podpowiada, w jakim kierunku trzeba próbować walczyć o swoje
małżeństwo. 4. To, co teraz napiszę, to wprawdzie nie jest temat do Pani rozmów z
mężem, ale w swojej duszy powinna to Pani rozumieć: Zakochanie się w
kimś trzecim czasem spada na człowieka nawet bez jego winy i nie zawsze
postanowieniem woli da się je z siebie wyrzucić. Człowiek mądry
traktuje to jednak jako pokusę i nie podkłada pod ten ogień drewienek
(w sensie:
żadnych spotkań z tamtą osobą, żadnych listów, telefonów,
SMSów). Człowiek mądry nie waha się tamtej trzeciej osobie wyraźnie
powiedzieć: "mam żonę, dzieci, powinniśmy gruntownie od siebie odejść,
nie wolno nam udawać, że w takiej sytuacji możliwe jest zachowanie
przyjaźni, która nie stanowiłaby zagrożenia dla mojego małżeństwa".
5.
Bardzo możliwe, że samo życie podsunie Pani tematy, o których po
prostu będzie Pani musiała z mężem rozmawiać. To mogą być problemy
związane z Waszymi dziećmi, ze zdrowiem kogoś z członków Waszej
rodziny, z różnymi sprawami materialnymi. Być może okaże się wówczas,
że - wbrew rożnym jego manifestacjom - wciąż jesteście małżeństwem tak
jak dawniej, o wiele głębiej niż on to czuje. A nawet bez pojawienia
się takich tematów, warto czasem spróbować takiego zachowania, jak
gdyby w Waszym małżeństwie już teraz wszystko było dobrze. Oczywiście,
jeżeli Pani zaryzykuje takie zachowanie, trzeba to robić czujnie,
zabezpieczając sobie możliwość wycofania się - bo zbyt ostrym wejściem
z takim zachowaniem można jeszcze bardziej męża do siebie zrazić.
6. W
http://wstroneojca.pl
Kreator PDF
Utworzono 6 March, 2017, 23:20
W strone ojca - portal o ojcostwie i ojcostwie w kryzysie
tej chwili na temat Waszego małżeństwa nie da się z mężem
rozmawiać. Ale gdyby w pewnym momencie on sam takie rozmowy zaczynał,
nie musi Pani odpowiadać na wszystkie jego argumenty. Jeżeli jednak
Pani decyduje się mu odpowiadać, niech to będą argumenty prawdy - tu
niepotrzebna jest błyskotliwość, błaganie o litość albo zbijanie
jakichś argumentów po prostu niegodziwych. Wystarczy czasem mu
powiedzieć, że miejsce męża i ojca jest przy żonie i dzieciach. A na
argument, że kocham inną - powiedzieć, że zły ogień szybko się wypala.
7. Niech Pani też sobie dobrze zapamięta, że podczas wesela w Kanie
Galilejskiej najlepsze wino podano na końcu. Tak z Bożą pomocą będzie i
w Waszym małżeństwie - że po tym trudnym doświadczeniu, kiedy się
ponownie odnajdziecie, Wasza miłość małżeńska będzie głębsza i
prawdziwsza niż kiedykolwiek. Serdecznie, serdecznie Pani i Wam tego
życzę o. Jacek
Drogi Ojcze, pozwoliłam sobie raz jeszcze napisać do
Ojca, bo tak naprawdę nie mam
do kogo się zwrócić z tymi wszystkimi pytaniami, które sie kłębią w
mojej głowie, a z którymi nie mogę sobie poradzić. Napisał Ojciec o
udawaniu, że wszystko jest O.K. Ja już dawno próbuję udawać, że
wszystko jest O.K. Właściwie robię to od kiedy mąż podjął decyzję, żeby
z nami zostać, chociaż na początku rzeczywiście było O.K. tak jak już
pisałam. Najgorsze jest to, że On zachowuje się z każdym dniem gorzej i
to nie tylko w stosunku do mnie, ale także do dzieci. Na pytanie :
"Tato,
dlaczego nie chcesz zagrać ze mną (...)"
odpowiada: "bo mi się nie
chce".
Wydaje mi się, że pomimo moich starań dzieciaczki zaczynają coś
wyczuwać, bo "lepią" się do mnie bardzie niż zwykle. Do męża przychodzą
coraz rzadziej. Jak mam udawać cokolwiek skoro On jest po prostu
odpychający, złośliwy, wciąż robi albo mówi coś tylko po to, żeby za
chwilę wykorzystać to przeciwko mnie. Mam wrażenie, że szuka okazji i
sposobów, żeby mnie zranić. Ciągle mnie próbuje sprowokować, tylko nie
bardzo wiem do czego. Czuję się upokorzona i odrzucona... Tak jakby
mnie zdradzał znowu każdego dnia. Wiem, że nie jestem bez winy w tej
sytuacji ale czy ktokolwiek z nas jest nieomylny? Ale w końcu oprócz
tego, że czasem go raniłam swoim zachowaniem, to jednak przez te
wszystkie lata byłam wierną, lojalną i uczciwą żoną... Za co więc mnie
teraz tak nienawidzi. Spytał mnie ostatnio:
"dlaczego ty nie możesz
zrozumieć, że coś się skończyło, że coś bezpowrotnie odeszło?!".
Powiedziałam, że wiem, że nigdy już nie będzie tak samo, ale Pan Bóg
daje nowe... Wzruszył ramionami i wyszedł z pokoju. Wiem, że powinnam
być cierpliwa, ale jak długo można znosić takie zachowanie? Czy to, że
jest coraz gorzej oznacza, że to się nie uda, czy może On musi sięgnąć
jakiego dna, żeby się od niego odbić...? Modlę się codziennie za niego,
żeby Pan Bóg go opamiętał, ale szczerze mówiąc z przerażeniem
stwierdzam, że to światełko w tunelu oddala się coraz bardziej... Boję
się, a jednocześnie wstyd mi za ten brak cierpliwości... Przepraszam,
jeżeli zabieram Ojcu zbyt dużo czasu swoja osobą, ale to CZEKANIE jest
strasznie trudne, zwłaszcza, gdy się do końca nie wie na co się
http://wstroneojca.pl
Kreator PDF
Utworzono 6 March, 2017, 23:20
W strone ojca - portal o ojcostwie i ojcostwie w kryzysie
czeka...
Coś na temat udawania chciałbym Pani napisać. Jest udawanie
przeklęte, pogrążające nas w zakłamaniu, ale jest też udawanie
błogosławione, przemieniające złą sytuację w dobrą. Bardzo bym Panią
zachęcał do udawania, ze w Waszym małżeństwie wszystko jest dobrze -
niech Pani nie myśli o TAMTEJ ani o tym, że może mąż o NIEJ myśli -
niech Pani tak się zachowuje, jak gdyby wszystko między Wami i u Was
było O.K. Może akurat dzięki temu zacznie być między Wami O. K. Modlę
się za Panią i za Was jak umiem. Mnie się wydaje, że mąż tak się
zachowuje, bo chce Panią przymusić do tego, żeby to Pani podjęła
inicjatywę rozwodową. Dlatego tak ważne jest, żeby Pani zachowała
spokój i do minimum ograniczyła nawet próby przekonywania go, że jego
miejsce jest przy żonie i przy dzieciach. Zarazem dobrze jest mieć na
podorędziu jakieś krótkie i celne riposty na jego argumenty typu:
"dlaczego ty nie możesz zrozumieć, że coś się skończyło, że coś
bezpowrotnie odeszło?!". Odpowiedź, jaką Pani dała, była bardzo dobra -
najlepszy dowód, że wzruszył ramionami i wyszedł z pokoju. To świadczy,
że Pani ze swoim argumentem dobrze trafiła. Ale dobrze jest w swoich
odpowiedziach się nie powtarzać. Można wtedy również odpowiedzieć, byle
ze spokojem, np.:
"bo ci ślubowałam", albo: "bo ślubowałam ci, że aż do
śmierci, a nie, że dopóki mi się nie znudzisz", albo: "bo dzieci
potrzebują ojca", albo: "Pan Jezus nawet umarłych wskrzeszał", itp.
Serdecznie będę się modlił dla Pani o cierpliwość i żeby Pani jakiegoś
dużego błędu nie zrobiła, i w ogóle żeby Pani wytrzymała ten trudny
czas, który oby trwał jak najkrócej o. Jacek
źródło: Korespondencja
Agnieszki z o. Jackiem Salijem
Ponadto: o. Jacek Salij OP "Czy wolno
katolikowi zgodzić się na rozwód?"
o. Jacek Salij OP "Czy człowiek ma
prawo do szczęścia?"
o. Jacek Salij OP "Czy ewangelia dopuszcza rozwód?"
http://wstroneojca.pl
Kreator PDF
Utworzono 6 March, 2017, 23:20