Gazetka szkolna nr 1 - Gimnazjum nr 11 Wrocław

Transkrypt

Gazetka szkolna nr 1 - Gimnazjum nr 11 Wrocław
G AZETKA G IMNAZJUM NR 11
P OCZYTKA
R OK 2013, NUMER 1
Most tolerancji
Dnia 9. maja 2013 roku w naszej szkole gościliśmy Jose Torresa – Kubańczyka, od 2008 roku piastującego
honorową funkcję Prezesa Fundacji „Sztuka Zdrowie Tolerancja”, który od trzydziestu lat mieszka w Polsce,
a od ośmiu we Wrocławiu wraz z żoną Izą, Polką.
„Bierzemy dwa jajka – z białą skorupką i brązową. Na zewnątrz wyglądają różnie, lecz w środku są takie same.” – tak wirtuoz instrumentów perkusyjnych wprowadził nas w głęboki temat tolerancji. Wytłumaczył, skąd bierze
się wrogość w stosunku do innych, różnych od nas ludzi. Niewiedza na temat nieznanej kultury, budzi strach, a ten
z kolei rodzi agresję. Myślimy, że nawet najbardziej oporni na zmiany gimnazjaliści po prelekcji stali się mądrzejsi.
Po wykładzie nasz Gość zaprosił czworo ochotników na scenę, aby razem z nim zagrali na instrumentach.
Jak się okazało, scena to żywioł: Ani, Dawida, Mariusza i Tomka- właściwi ludzie znaleźli się na właściwym miejscu.
Po udanym występie założyciel zespołu Havana Dreams nadał uroczyście młodym muzykom tytuł orkiestry.
Większość z uczniów mile komentowała spotkanie z Panem Torresem, który, tak jak nam mówiono przed spotkaniem, okazał się być wspaniałym człowiekiem.
Piotr Szachowski, 3a
Klaudia Cieślikiewicz, 3b
Marta Kidula, 1a
Aleksandra Klaczyńska, 1a
P OCZYTKA
S TR . 2
T EKSTY , TEKŚCIKI
Wrocław, 30.04.2013r.
Kochana Katarzyno!
Strasznie za Tobą tęsknię. Chwile bez Ciebie są jak surrealizm.
Dni spędzone w rozłące są jak szkic ołówkiem na bloku. Mimo iż pogoda przypomina najpiękniejsze obrazy impresjonistów, to bez mojej miłości czuję się jak farby olejne na podartym płótnie.
Chciałbym zobaczyć Twój uśmiech, który jest sztuką powodującą rozpromienienie na mojej twarzy. A pędzlem miłości namalowałbym dla Ciebie najpiękniejszy fresk na świecie.
Nie mogę doczekać się, kiedy Cię zobaczę!
Kochający Michał
Marcin Karasiewicz, 3b
D ŹWIĘKI KATARYNKI , NAWET DWÓCH ,
CZYLI NOWOCZESNE TEKSTY UCZNIÓW
I NAUCZYCIELI NASZEJ SZKOŁY
„Jem bułkę maślaną z parówką i ketchupem.”
„Śpię, bo myję zęby.”
„Pisząc artykuł, w pewnym momencie byłam
„Olej z flakami.”
zwenowowana.”
„Po prawej stronie na środku.”
„Mam trzy teksty do napisania na za już.”
„-Gardło mi zaczyna siadać.
-Chce pani usiąść ?”
„-Wyłącz tę wodę!”
„-Czy wiecie, gdzie pracował Syzyf?
-Syzyf pracował w tartaku.”
„-Kiedy kończysz?
-W czerwcu.
-To ja zacznę w lutym.”
„Rozgrzej patelnię na gorącym oleju!”
„Skorzystaj, że mam zaćmienie i daję ci na to
zezwolenie”.
„Nie jest mi potrzebne twoje niebo cielesne.
Twoje niebo duchowe- owszem, tak.”
„Kaloszy nie noszę, bo gumy nie znoszę.”
„Na górze środek Jezus”
„Proszę o większą odległość pomiędzy wyrazami, bo cierpię na klaustrofobię.”
,,Wszystkie misie są na ławkach…”
„-Daj mi kartkę Szachini!
- Nie usłyszałem magicznego słowa.
- Szachini.
- Aaaaa”
R OK 2013,
NUMER
1
Choć nie żyjemy już w starożytności, hieroglify nie wyszły
z mody - zabaw się w archeologa i rozszyfruj pismo ucznia!
S TR . 3
P OCZYTKA
S TR . 4
Wrocław, 16.04.2013r.
Uczniowie Gimnazjum nr 11 we Wrocławiu
Szanowne Koleżanki i Koledzy!
Jako Wasz kolega, apeluję do Was w sprawie jakże ważnej, ale niezauważanej, a często nawet wyśmiewanej. Apeluję w sprawie czytania dzieł literackich. Wielu z Was drwi z ludzi oddających się lekturze książek naukowych
czy najzwyklejszych powieści fantastycznych, co nie powinno mieć miejsca. Spróbuję pokazać Wam piękno utworów
mądrych, pobudzających uczucia i pokazujących zmagania naszych przodków.
Wartość książek ukazuje się już, gdy mamy zaledwie kilka lat. Prawie każdy z nas pamięta, gdy rodzic czytał
mu bajkę na dobranoc i jakie tej czynności towarzyszyły pozytywne emocje. Są to zapewne jedne z najlepiej wspominanych wydarzeń przez każdego młodego człowieka. Te opowieści z baśniowego świata nauczyły nas, że na każdego złego wilka, który krzywdzi jakąś niewinną babunię lub jej wnuczkę, znajdzie się jakiś leśniczy.
Po kilku latach doświadczamy kolejnych niezapomnianych wrażeń, czytając o pewnym psie, który jeździł
koleją i bardzo to miłował. Książka ta uczy skruchy i miłości do zwierząt poprzez pokazanie, że zwierzęta również
mają emocje i choć nie wyrażają ich przez słowa, to ich czyny dadzą nam o tym znać.
Po tych lekturach długo jesteśmy skazani na swego rodzaju banicję i musimy szukać wartościowych utworów na własną rękę. Jest to w wieku dziesięciu zaledwie lat nie lada wyzwanie, gdyż łatwo możemy wpaść w wir chłamu, jaki oferuje świat doczesny, ale nie jesteśmy na straconej pozycji. Dla mnie był to trudny okres, gdyż „Akademia
Pana Kleksa” nie była lekturą dla mnie, choć muszę przyznać, że jest to bardzo dobra książka.
Swego rodzaju ujawnienie się poglądowo każdy z nas powinien przeżyć w gimnazjum, gdy to poznajemy
„Kamienie na szaniec” autorstwa pana Aleksandra Kamińskiego, który w zasadzie swoim dziełem dzieli ludzi już
w wieku gimnazjalnym na dwie grupy - nowo odkrytych patriotów i bezwartościowych błaznów, którzy naukę i swoją
Ojczyznę uważają za zło konieczne.
Podsumowując, książki prócz dostarczania pozytywnych emocji czy zmuszania do przemyśleń na temat
własnej wartości, ukazują przeszłość i kształtują nasze poglądy. Dwoma słowami kończąc: warto czytać.
Sebastian Stachowicz, 3a
N IE KRYJĄ , JAK ŻYJĄ !
G WIAZDĄ BYĆ
Wbrew utartym poglądom zostanie
modelką nie jest takie trudne. My pokażemy
triki, które sprawdziły nasze szkolne
koleżanki. Faktycznie - trochę poświęcić
trzeba, ale czego nie robi się dla urody
i tytułu „Top Model”!
Najważniejszy jest strój. Musi
składać się ze spódniczki mini, ewentualnie
legginsów. Do tego bluzka o powierzchni
całkowitej chusteczki do nosa. Oczywiście
wszystko niepasujące do siebie
kolorystycznie. Torebka ma swoje
miejsce (KONIECZNIE) na zgięciu
łokcia. Noszenie plecaka do szkoły?
To tak, jakby założyć sutannę
na plażę. Warto dodać buty sportowe
lub na niebywałym obcasie, na którym
nawet największe modelki świata
nie potrafiłyby przejść metra. A szkolna
top modelka kroczy w nich pewnym
korkiem.
rys. Ariadna Lachowicz, 1a
R OK 2013,
NUMER
1
S TR . 5
Bardzo ważny jest również make - up. Przepis jest
prosty. Najpierw kładziemy trzy warstwy pudru. Rozsmarowujemy go nierówno po twarzy, omijając oczywiście okolice
oczu, ust, szyi i uszu, czyli rodzimy tak zwaną „maskę".
Puder powinien być trzy tony ciemniejszy lub jaśniejszy
od karnacji cery. Rzęsy malujemy tak tuszem, by sięgały
do brwi. Kreski kocie- do ucha. Tak powstaje makijaż, którego starsza siostra nie zrobiłaby na wieczorne wyście.
Dzieło jest niezmywalne- co najmniej przez trzy dni.
Gwiazdka nie ćwiczy na lekcji wychowania fizycznego,
bo boi się, że wszystko jej spłynie z twarzy.
„modeleczką". Pomijamy to, że modnisia ma kilku chłopców. Żaden nie wie (?) o tym, że właśnie może być tym
drugim, trzecim…
Wisienką na torcie są przepełnione wpisy na portalach internetowych (nieważne jakich, nie jesteśmy
tu od ich reklamy) typu "dzisiaj %% z xxx". Warto,
by wkradł się w nie jakiś błąd ortograficzny.
Ponieważ nie jesteśmy zawistne, życzmy dziewczynom powodzenia, bo może kiedyś będą prawdziwymi
modelkami, a nam wtedy będzie bardzo głupio...
Trzeci krok, by być w szkolnej elicie, to mieć kolczyki w każdym możliwym miejscu. Kolejny- to farbowane
włosy, o które nie dbamy, bo przecież kilkucentymetrowe
odrosty są takie modne. O farbowanej blondynce mówią:
„Mózg jeszcze walczy". Dodajemy do tego metrowe tipsy
i prawie jesteśmy gotowe na to, by być prawdziwą
R ECEPTA
Angelika Kudroń, 3b
Natalia Chomicz, 3a
NA ŻYCIE
PASJA
NIE! Taniec– kroki dopasowane do muzyki. NIE!
Dla mnie jest to coś więcej. Poprzez taniec wyrażam swój
nastrój. Pokazuję, jaka tak naprawdę jestem. Moim ulubionym stylem jest hip-hop, taniec nowoczesny, ale otwarta
jestem także na jazz czy break dance.
OD TEGO SIĘ ZACZĘŁO
ZABAWNE TRENINGI
Trenerka czasami spóźniała się na zajęcia,
a ja z moimi koleżankami i kolegami ścigałam się do sali.
Chowaliśmy się za materacami, a gdy wchodziła, wyskakiwaliśmy z radosnymi okrzykami. Innego dnia na zajęciach pojawiły się tylko cztery osoby. Wtedy plotkowaliśmy, rozciągaliśmy się i troszkę potańczyliśmy. To były jedne z zabawniejszych zajęć.
TANIEC
Pewnego dnia, będąc w drugiej klasie podstawówJest moim życiem, w przyszłości chciałabym zostać
ki, zauważyłam na drzwiach jakieś ogłoszenie. Zainteresowatrenerką hip-hopu. Będę z determinacją do tego dążyć …
łam się, co może się na nim znajdować. Razem z koleżankami, zaczęłam czytać, dowiedziałyśmy się, że chodzi o taniec.
Aleksandra Klaczyńska, 1a
Moje serce wtedy biło znacznie mocniej. W tym momencie
poczułam, że chciałabym zacząć tańczyć. Po powrocie
do domu porozmawiałam z rodzicami. Mama powiedziała,
że jeśli mi na tym tak bardzo zależy, to mi dopinguje. Pamiętam, że gdy poszłam pierwszy raz na zajęcia, czułam,
że jestem we właściwym miejscu. Było wspaniale,
nie mogłam doczekać się następnych treningów.
PIERWSZY KONKURS
Gdy miałam dziewięć lat, wzięłam udział w pierwszym turnieju tańca. Bardzo się wtedy denerwowałam, martwiłam, że mi nie wyjdzie. Gdy weszłam na scenę i zobaczyłam, ile osób jest na widowni, bałam się cokolwiek zrobić,
ale przezwyciężyłam swój lęk i zatańczyłam. Bardzo się ucieszyłam, ponieważ wyszło bosko! Niepotrzebnie się bałam.
Byłam bardzo szczęśliwa i oczywiście moja trenerka również.
Wspaniałe doświadczenie.
rys. Ariadna Lachowicz, 1a
P OCZYTKA
S TR . 6
Natura ludzka musi zawsze coś podziwiać;
różnice są tylko w odcieniach
Ranek. Przystanek. Szron na pomazanej ławce. Dzień jak co dzień, zwykły, szary. Opatulony siedziałem z utkwionym wzrokiem na zakręcie, czekając,
kiedy wyłoni się zza niego zbawienie - autobus. Niedaleko przystanku rozmawiała lub raczej bardziej stosowne – „gadała” dwójka mężczyzn, no dobra „facetów”.
Nic ciekawego, szkoda uszu na słuchanie- nie owijam
w bawełnę - takie puste przekrzykiwanie się cwaniaków: „E! Zbychu! Zobacz, jakiś pedał idzie w rurkach” (osobnik wskazał paluchem drugą stronę ulicy).
Drugi delikwent na to: „Maniek, natura ludzka musi
zawsze coś podziwiać; różnice są tylko w odcieniach.
Frajerzy się stroją, żeby ich podziwiano, modnisie zasrane. Dawaj go kamieniem!"
czynności też nie są jedyne. Wszyscy podziwiamy.
A przystankowa nuda służy w końcu nie do nudy,
lecz do ustalenia, czym jeszcze możemy się zachwycać i do szukania istoty tego, co już odkryliśmy.
Podziwiam – naśladuję (to jest sens, lecz ten
płytki, ogólny; dokładny jest w nas!). Ale bardzo proszę
- niech cwaniak się schowa i nie będzie naszym ideałem.
Dla niektórych stanie pod sklepem z wypiekami na twarzy (może nie tylko) i faszerowanie się siarą
z tak wyszukanych trunków, oczywiście z najwyższej
półki, jak wino marki „Wino” za jedyne 3,59 (okazja!)
może być celem samym w sobie, szczytem marzeń,
wzorem do naśladowania. Ba! Wzorem cnót wszelaJest! Nadjeżdża zbawienie! Wsiadam, siadam,
kich! Ale nie musi. I to jest piękne… Lecz nie jest
siedzę, wyłączam się. Nagle w głowie samo się przypoi nie powinno być dla mnie i dla wielu, którzy mają wnęmniało zdanie jednego z facetów: „Natura ludzka musi
trze bogate, z duszą i moralnym kręgosłupem! Kochani
zawsze coś podziwiać; różnice są tylko w odcieniach.”
Rudolfowie, ten człowiek z naprzeciwka może być
Tak, to drugi raz w moim życiu, kiedy osoba niegrzeod was lepszy. Dziwne? Prawda…
sząca... hm! mądrością, czarem, inteligencją, osobowością, będąca „malinowym nosem” mówi coś mądrego,
nie zdając sobie nawet z tego sprawy.
Piotr Szachowski, 3a
Tak, podziwiamy i powinniśmy. Nawet jeśli
podziwiamy samego siebie (cwaniaku kochany), to i tak
podziwiamy. Jesteśmy do tego stworzeni (między innymi rzeczami oczywiście). Ja połykam książki zagryzane
gitarą elektryczną lub zwijam gwiazdy i idę błądzić z
tym dywanem pod pachą. I nie jestem jedyny, a moje
rys. Ariadna Lachowicz, 1a
R OK 2013,
NUMER
1
S TR . 7
Zmierzch czy ewolucja uczuć patriotycznych?
Jaką wartość ma dziś słowo patriotyzm? Wyświechtane, często służące jako karta przetargowa, straciło
mistyczną aurę, którą było niegdyś otoczone. Pojawia się
gdzieś w tle politycznych afer, nieco częściej na początku
maja i w połowie listopada. Najgłośniej wykrzykują je kibice,
powołując się na nie, po wywołanej na stadionie burdzie.
Jest szczególnie ważne, gdy trzeba jakoś wytłumaczyć
swoją nietolerancję: „Jestem prawdziwym Polakiem, patriotą, nie chcę, żeby naprzeciw mnie mieszkał muzułmanin
albo gej.” Minimalizm jest modny, więc dziś, aby być patriotą, wystarczy wywiesić flagę w święto narodowe.
Prawdziwy patriotyzm to nie tylko wstawanie do hymnu,
ale postawa na całe życie. Dziś to dbałość o polski język,
poszanowanie i znajomość historii, duma z przodków.
To uśmiech przesłany w stronę japońskiego turysty, żeby
wiedział, że my, Polacy, jesteśmy życzliwi i gościnni.
To także godne reprezentowanie Polski poza jej granicami,
szacunek dla innych narodowości i tradycji.
Jestem optymistką i nie chcę myśleć o zmierzchu
patriotyzmu. Patriotyzm ewoluował. Łatwiej było nazywać
się patriotą, gdy oznaczało to pójście jedną z dwóch dróg.
Rzecz skomplikowała się, gdy możliwości jest nieskończePatriotyzm wynosimy z domu. Jest elementem
nie wiele. Tu ważne są rodzina i szkoła, które powinny być
rodzinnej tradycji. Rodzice dają przykład dzieciom,
świątyniami patriotyzmu, miejscem, w którym podtrzymyaby te mogły nieść go dalej. Niestety, dzisiaj nie ma już
wany jest jego ogień. Ufam, że w każdym polskim sercu tli
czasu na wychowanie dzieci w ogóle, co dopiero
się iskra. Trzeba znaleźć sposób na wzniecenie z niej pona wychowywanie ich w duchu patriotycznym- zamiast baj- żaru. To nie jest ani proste, ani modne.
ki- video przed snem. A tak niewiele wystarczy! DwadzieNatalia Chomicz, 3a
ścia minut opowieści o walczącym w powstaniu warszawskim pradziadku. Tydzień w Górach Stołowych to nie last
minute w egipskim kurorcie.
Nasi rodzice z pewnością bardzo nas kochają.
Chcąc dać nam to, co najlepsze, zgubili to, co najbardziej
wartościowe. Z drugiej strony trudno im się dziwić. Z każdej
strony są bombardowani reklamowymi hasłami, pięknymi
zdjęciami szczęśliwych dzieci z sikającą lalką pod pachą.
Ciężko odróżnić prawdziwe wartości od tych sztucznych,
śmieciowatych.
Media propagują luźny styl bycia. Trendy jest czuć
się obywatelem świata, oglądać amerykańskie seriale
i używać więcej angielskich niż polskich słów. Na porządku
dziennym jest to, że przeciętny nastolatek był trzy razy
w Londynie, ale nigdy nie odwiedził Krakowa czy Oświęcimia. Oczywiście, jestem za tym, abyśmy jak najwięcej podróżowali, bo to naprawdę daje masę możliwości i uszlachetnia, ale warto znaleźć złoty środek. Egzotyka kusi,
a przecież u nas także jest pięknie. Gdzie w Europie tak
cudownie brzmi cisza jak w mazurską, letnią noc?
Czy w jakimkolwiek innym kraju ktoś widział tyle bocianów?
Pozwalamy specjalistom od marketingu manipulować swoimi pragnieniami, a te prawdziwe, bo wyssane
z mlekiem matki, nasze miejsca są tuż obok. Trudno kochać coś, czego nie znamy, więc musimy najpierw poznać
Polskę, żeby szczerze darzyć ją uczuciem. Błędem jest
robienie z miłości do ojczyzny stanowiska na specjalne
okazje, wkładanie jej do szuflady i wyciąganie od święta.
Nie ma już potrzeby, abyśmy stawali za nią na froncie,
ale nie znaczy to, że nie potrzeba, abyśmy o nią dbali.
rys. Ariadna Lachowicz, 1a
R OK 2013,
NUMER
1
S TR . 8
W drodze na halę sportową
Kamila Pasternak – mistrzyni Europy kadetek w judo. Na co dzień zwyczajna, skromna uczennica Gimnazjum
nr 11 w Zespole Szkół nr 10 we Wrocławiu. Jednak cicha woda brzegi rwie...
Klaudia Cieślikiewicz: Kto zaprowadził Cię na pierwszy trening? Jak wspominasz tamten dzień?
Kamila Pasternak: Na pierwszy trening judo zaprowadzili mnie rodzice. Pamiętam, jak w czerwonym dresiku weszłam
na salę wyłożoną matą i niepewnym krokiem ustawiłam się na zbiórce. To przeżycie na zawsze zostanie w pamięci
- od tego dnia zaczęła się moja przygoda z tym sportem. Łza kręci mi się w oku, kiedy wspominam sportowe początki.
K.C.: Dlaczego właśnie judo? Co zdecydowało o tym, że zostałaś przy tym sporcie?
K. P: Trudno powiedzieć. Myślę, że to dzięki mojemu tacie trenuję ten a nie inny sport - to on pierwszy mnie namówił, żebym chodziła na treningi. Kiedyś zajmował się zawodowo boksem, więc może to takie rodzinne zamiłowanie do rozwijania
sprawności fizycznej...? Bardzo mu za to dziękuję. Wybrałam judo, bo je kocham. Jest znaczną częścią moich codziennych
dni i na tę chwilę nie wyobrażam sobie, co by było, gdybym
przestała trenować. Spędziłam na sali sportowej więcej niż
połowę życia, więc co tu dużo mówić - dopóki będę mogła,
nie przestanę uprawiać tego sportu.
K.C.: W tak trudnej dyscyplinie, jaką jest judo, udało Ci
się wygrać Mistrzostwa Europy Kadetek w Barze
w czerwcu 2012 roku. Co przyczyniło się do osiągnięcia sukcesu?
K. P: Trenuję już dziewięć lat i z każdym dniem przybywa
mi doświadczeń. Ostatni rok musiałam przyłożyć się bardziej do treningów, bo wkroczyłam do starszego rocznikakadetów. Zaczęłam startować w ważniejszych zawodach
jak mistrzostwa Europy, Polski itp. Ćwiczyłam pięć razy
w tygodniu po dwie godziny, zostawałam także na osobiste
treningi z moim trenerem, bez którego nie osiągnęłabym
sukcesu.
K.C.: Jak wspominasz walkę finałową, której wygranie zagwarantowało Ci złoto?
K. P.: Do walki zmotywowały mnie słowa trenera: „Świat pamięta tylko mistrzów.” Z takim nastawieniem wchodziłam
na matę. Dopiero pięć minut przed rozpoczęciem finału dowiedziałam się, z kim będę musiała się zmierzyć - padło na niemałych rozmiarów Ukrainkę. Jej gabaryty o tyle sprawiły mi trudność, że nie mogłam rzucić jej w żaden sposób na matę,
dlatego pozostało mi pokonać ją technicznie. Dziewczyna w ogóle mnie nie atakowała, więc dostawała kary za pasywność,
czyli brak chęci działania, dzięki temu ja otrzymywałam punkty na swoje konto. Walka była wyczerpująca. Gdy moje zwycięstwo zostało ogłoszone przez sędziego, z oczu popłynęły mi łzy szczęścia. Przekonałam się, że ciężka praca, którą włożyłam w treningi, nie poszła na marne.
K.C.: Kim w takim razie jest dla Ciebie trener? Możesz zdradzić, jak wyglądają treningi pod jego opieką?
K. P.: Mojego trenera, Macieja Kwiatkowskiego, uwielbiam! Jest wspaniałym człowiekiem- bardzo mnie wspiera, potrafi
podnieść na duchu. Wiem, że zależy mu na mnie i na tym, żebym jak najlepiej prezentowała się w czasie imprez sportowych. Bardzo go szanuję. Poświęca mi swój czas, cierpliwość i potrafi przekazać ogromną wiedzę. Jestem mu niezmiernie
wdzięczna za to, że jest ze mną i we mnie wierzy. Nasze treningi na co dzień są bardzo urozmaicone. Trener przygotowuje
mi szczegółowy plan na każdy dzień. Zaczynamy od rozgrzewki- zazwyczaj truchtamy, lekko się rozciągamy. Po rozgrzewce zaczyna się realizacja planów w zależności od tego, do czego powinnam się przyłożyć. Jednego dnia mam ćwiczenia
techniczne, czyli rzuty partnerem- przez plecy, biodro, oczywiście na matę, bezpiecznie - podcięcia nóg. Niekiedy mam
techniki dolne, czyli w parterze - dźwignie na stawy kolanowe i łokciowe, duszenia, trzymania w taki sposób, żeby partner
nie mógł wstać z maty. Poza takimi treningami mam też biegi, ćwiczenia wytrzymałościowe i siłowe.
R OK 2013,
NUMER
1
S TR . 9
K.C.: Jakie to uczucie wygrać mistrzostwa Europy?
K. P.: Jest to uczucie na pewno niespotykane. Gdy stanęłam na podium, by odebrać medal, popłakałam się ze szczęścia,
śpiewając „Mazurek Dąbrowskiego". Byłam i jestem dumna z tego, że jestem Polką, Dolnoślązaczką. Od tego czasu
sytuacja w moim życiu się bardzo zmieniła - zaczęłam stawiać głównie na sport, bo mam duże plany z tym związane.
K.C.: O jakich planach mowa?
K. P.: Teraz mogę powiedzieć, że moim celem jest wystartowanie na igrzyskach olimpijskich w Rio de Janeiro w 2016 roku.
Aby spełniło się moje marzenie, muszę przejść eliminacje. Będzie to dla mnie duże wyzwanie, ponieważ po drodze czeka
mnie jeszcze wiele ważnych imprez sportowych, podczas których chcę pokazać się z jak najlepszej strony. W tym roku
mam egzaminy gimnazjalne i muszę postarać się o dobre wyniki w nauce, więc będzie trudno, ale zrobię wszystko,
by osiągnąć cel. Myślę, że mam na to szanse, bo przecież wiara w siebie to podstawa.
K.C.: Dwa razy wygrałaś mistrzostwa Polski. Komu zawdzięczasz te i wiele innych sukcesów?
K. P.: Głównie trenerowi. Ale również rodzicom i przyjaciołom. Bez nich i ich wspierających gestów nie dałabym sobie rady
z pogodzeniem wszystkiego.
K.C.: Jak często masz zgrupowania? Jak trenerzy organizują czas?
K. P.: Zgrupowania mam parę razy w roku. Zazwyczaj w czasie wakacji i ferii w wynajmowanym przez trenerów ośrodku
sportowym. Są one bardzo ciekawe i uwielbiam na nie jeździć. Rano całą grupą wstajemy, zazwyczaj przed siódmą,
i biegamy truchtem około siedem kilometrów, żeby rozruszać organizm. Potem jemy śniadanie. W południe ćwiczymy
na siłowni albo trenujemy technikę na macie. Po tych wyczerpujących zadaniach jemy obiad i godzinę odpoczywamy.
Wieczorem wymęczeni idziemy na następne zajęcia - randori, czyli walki między sobą na macie. Następnie- syta kolacja,
a po niej kolejne ćwiczenia... Co dwa dni organizowana jest odnowa biologiczna, żeby nas nie zamęczyć. Chodzimy wtedy
na basen, hydromasaże - to moja ulubiona część zgrupowań.
K.C.: Na co dzień jesteś uczennicą ostatniej klasy gimnazjum. Jak godzisz obowiązki szkolne z uprawianiem judo?
K. P.: Trenując tyle, co ja, bardzo ciężko jest pogodzić szkołę i treningi. Na zajęcia z judo dojeżdżam półtorej godziny,
więc próbuję wykorzystać każdą okazję, by chociaż przeczytać temat w podręczniku- najczęściej w autobusie w drodze
na sportową halę... Nie ukrywam, jest mi ciężko, ale daję radę.
K.C.: Mówisz, że wykorzystujesz każdą chwilę na naukę. Czy w takim razie masz czas dla przyjaciół?
K. P.: Mam czas dla przyjaciół tylko w weekendy, ale nie zawsze, bo zazwyczaj startuję w zawodach. Staram się jednak
nadrabiać zaległości towarzyskie, bo bez kontaktu z przyjaciółmi człowiek nie jest sobą. Moi znajomi to wyrozumiali ludzie,
którzy zdają sobie sprawę z tego, że stawiam na sport i dlatego mam dla nich mniej czasu.
K.C.: Jakie są Twoje pasje poza sportem?
K. P.: Mam wiele pasji poza judo, między innymi są to zajęcia artystyczne - rysowanie, malowanie, śpiewanie. Zajmuję się
też modą, lubię o niej czytać, znać nowe trendy. Interesuję się również zdrowym odżywianiem, chyba jak każdy sportowiec.
K.C.: Dziękuję za rozmowę. Życzę spełnienia marzeń i powodzenia w realizacji wyznaczonych celów.
Klaudia Cieślikiewicz, 3b
R OK 2013,
NUMER
1
S TR . 10
Myślący pyłek w kosmosie
Dnia 22. lutego 2013 roku uczniowie klas trzecich Gimnazjum nr 11 we Wrocławiu udali się do Lotniczych Zakładów
Naukowych. Po co się tam wybraliśmy? Ha! Powód był nie byle jaki! Oprócz zwiedzenia LZN-u było jeszcze coś… a właściwie
Ktoś!
Czy jest osoba, która nie słyszała o Hermaszewskim? Mirosławie Hermaszewskim. Ba! Wiadomo, że nie, choćby
w telewizji! Otóż byłem na spotkaniu z samym Hermaszewskim! Z PIERWSZYM i JEDYNYM do tej pory Polakiem, który był
w kosmosie! Coś niesamowitego! Hermaszewski to zjawisko! Zjawisko tak niesamowite, że wręcz fantastyczne, owiane legendą. Jedyny człowiek na świecie, który po polsku może nam opowiedzieć, jak wygląda przestrzeń pozaziemska! Gdy przejrzymy
karty historii, nie znajdziemy drugiego takiego! Sam św. Franciszek także by nie zobaczył! A ja widziałem! Żeby tego było mało,
jest to endemit na skalę światową! Jeden jedyny! Mogę pojechać do Afryki, na Fidżi czy do Honolulu i choćbym nie wiem,
co zrobił, to nie zobaczę drugiego Polaka, który był w kosmosie! Chyba że polski kosmonauta będzie tam akurat spędzał urlop!
Na sali siedziałem i myślałem- niektórym to szkodzi, ale ja do nich nie należę. W głowie mi się nie mieściło: „Ten zwykły człowiek był setki tysięcy kilometrów nade mną!”
Podczas wykładu… nie! Wróć! To nie był wykład, to było SPOTKANIE i tak się na nim czułem, a może nawet i lepiej.
Siedziałem i słuchałem niesamowicie ciekawej historii, która w niektórych momentach wydawała się fantastyczna, całkiem nierealna jak baśń!. Widać było, że Hermaszewski lubi i umie opowiadać, aż chciało się słuchać. Słuchałem więc! Dowiedziałem
się ciekawostek. Trochę człowieka zatyka, bo najpierw słyszy: „8 dni w kosmosie…”. Od razu pomyślałem: „Cienizna, gdzie
tam nam do Amerykanów”. Hermaszewski kontynuował swoją opowieść, za chwilę usłyszałem: „Podczas których wykonano
126 okrążeń Ziemi”. I wtedy właśnie stwierdziłem: „Niesamowite, to już jest coś…”. I nic dziwnego, bo statek leciał z prędkością
28 tysięcy km/h… coś niezwykłego! Następnie kosmonauta tłumaczył budowę rakiety i okrasił ją anegdotą. Przytoczył fragment
rozmowy z jednym z astronautów:
- Polacy mają spory wkład w tej rakiecie.
- Polacy? Co oni zrobili?
-A kto pierwszy skroplił tlen, który jest utleniaczem nafty, dzięki któremu rakieta może w ogóle myśleć o lataniu!?
Ha! Pierwszy raz o tym słyszałem; miło, że znowu coś dzięki Polakom.
Dowiedziałem się, że Hermaszewski wylądował na polu kukurydzy. Wiem, że jego statek nazywał się Sojuz 30. Wiem
także, że… człowiek w kosmosie traci orientację, nie wie, gdzie i w jakim położeniu znajduje się Ziemia, gdzie i w jakim położeniu jest statek oraz gdzie ja w tym wszystkim! Wiem, że po wystrzeleniu na orbitę czuje się bicie serca, wszędzie, w całym ciele
– w każdej żyle, nawet w gałkach ocznych, a po 15 minutach ma się wrażenie, jakby się wisiało na trzepaku, bo przyzwyczajanie do nieważkości trwa 2-3 dni. Prelegent zajmująco opowiadał… Nagle zadał pytanie: „No dobrze, bardzo ładnie, ale po co
człowiek lata w kosmos?”. Odpowiedź jest prosta (chyba): „Otóż kosmos jest niesamowitym laboratorium, na zewnątrz panuje
idealna próżnia. Nie ma dziedziny życia, która nie zagląda w kosmos.”
Hermaszewski nie jest „superczłowiekiem”. Próbował trzy razy przejść badania, żeby latać na szybowcach, a wszystko dlatego, że był… ZA CHUDY! Miał 12 kg niedowagi! Do tego nie dostał powołania do wojska, dostał grupę C! Co ciekawe,
kosmos nigdy nie był jego marzeniem! Szczytem jego marzeń było porozmawianie z prawdziwym kosmonautą, nie spodziewał
się, że sam nim zostanie!
W końcu znaleźli się odważni, którzy zadawali pytania
panu generałowi.
-Czy ciężko zostać pilotem?
-Nie, ciężko nie. Mnie zły ustrój dał możliwość latania za darmo,
bo teraz trzeba mieć trochę groszy…
-Czy lata pan czasami?
-Tak, ale małymi samolotami. Bardzo lubię szybowce.
-Czy bał się pan swojego pierwszego lotu?
-Rozumiałem przestrzeń i niejedno widziałem. Szukano w nas
umiejętności logicznego myślenia, podejmowania decyzji.
Przy starcie jest taka motywacja i napięcie, że nie myśli się o sobie. Sprawa życia zostaje na marginesie.
Ostatnie zdania zrobiły na mnie największe wrażenie:
„Po wylądowaniu zdałem sobie sprawę z tego, gdzie byłem i jakie
były zagrożenia. Ale jakbym teraz dostał propozycję – TO POLECĘ. Patrzę w niebo i tęsknię. Najważniejsze są marzenia.”
rys. Ariadna Lachowicz, 1a
Piotr Szachowski, 3a
R OK 2013,
NUMER
1
S TR . 11
Życie kobiety w torebce
Niesamowita gama barw, wszystkie kolory tęczy i nie tylko, wszelkiego rodzaju ozdoby, nawet te najbardziej kiczowate, piękne wykończenia, jakich w żadnym innym miejscu na świecie nie zobaczymy. Nie zawsze większe pomieszczą więcej
niż te mniejsze, niepozorne. Niby przeznaczone są do tych samych celów, ale wszystkie są inne.
Gdzie powinniśmy szukać tego ósmego cudu świata? Oczywiście w sklepach, bo tam można kupić damskie torebki.
A cóż takiego musi się obowiązkowo znajdować w walizeczce, teczce, kopercie? Na pozór trudne pytanie, ale odpowiedź jest
zaskakująco prosta: WSZYSTKO. Zaczynając od pilniczka i lakierów do paznokci, wśród których nie może zabraknąć zawsze
uniwersalnego koloru czarnego oraz chyba najbardziej popularnego- bezbarwnego, dzięki nim, jak paznokieć się złamie (!),
od razu można przystąpić do reanimacji- obojętnie, gdzie się znajdujemy. Nie może zabraknąć także perfum od ulubionej
gwiazdy, tak słodkich, że aż mdłych i najnowszego numeru kolorowego pisemka pełnego opisów skandali z życia wielkich
gwiazd (w końcu trzeba mieć jakieś okno na świat), po szczotkę do włosów, bo z taką szopą na głowie nikt kobiety zobaczyć
nie może (nawet pies) i niezbędnego (czyt. potrzebnego do przeżycia każdych pięciu minut) lusterka różnych rozmiarów (tylko
lustereczko powie przecie, kto najpiękniejszy na świecie!). Nie wspominam już o pięknie pachnącym kremie do rąk ani świecącym, pełnym brokatu, wściekle różowym błyszczyku, bez którego wstyd się komukolwiek na oczy pokazać.
Damska torebka mieści taką ilość kosmetyków, że Rossman i Sephora razem wzięte nie mogą poszczycić się tak bogatym asortymentem, ale to się da łatwo wytłumaczyć. Pracownicy nie złożyli jeszcze zamówienia, nie wszyscy znają nowinki
(?), a zapobiegliwa właścicielka torebki przecież wie, że pomadki mają różne, najwymyślniejsze kolory, smaki i zapachy, począwszy od tych owocowych takich jak słodka truskawka czy kusząca, krwistoczerwona wiśnia, kończąc na aromatycznej wanilii i cynamonie- toteż nie może zabraknąć takich przemyślnych tworów rąk ludzkich i umysłu w jej kuferku. Nie należy zapominać również o pudrze w kremie- piękną być obowiązkowo! Fluidy różniące się odcieniami zawsze może wybrać dama w zależności od tego, czy chce być blada jak iskrzący śnieg wieczorową porą czy wyglądać jak mleczna czekoladka- nigdy nie wiadomo, jaki smak się trafi- (jasne jest jednak to, że potrzeba duża, bo jednorazowo zużywana jest połowa opakowania).
Ach, jeszcze przedmioty codziennego użytku – komórka, która nigdy nie jest słyszana z odległego dna torby
bez względu na to, jak głośny i obciachowy dzwonek się ustawi oraz splątane słuchawki- dużo czasu zajęłoby rozwiązanie węzła gordyjskiego. Najważniejsze- klucze, do których musi być przyczepiony niemałych rozmiarów brelok, aby w jakiś cudowny
sposób było możliwe odnalezienie ich. Poza tym około jedenastu długopisów w różnych kolorach, z których co najmniej cztery
nie działają, ale są konieczne, zajmują miejsce, sprawiają, że ich właścicielka nie odfrunie- z tym, że nie na pewno!
Jeszcze co najmniej jedna kieszeń w walizeczce jest pełna mnóstwa ciekawych i zdecydowanie niezbędnych drobiazgów- zużytych chusteczek owładniętych kolorowymi śladami pozostawionymi przez szminkę, serpentyn najróżniejszych kartek
oraz karteczek, które niegdyś zapewne były notatkami i które, jak się zdawało, w tajemniczy sposób zaginęły. Po co szukać
kosza, kiedy można je ponosić wygodnie (przecież nie ważą dużo), a i tak nikt się nie zorientuje, co też może kryć odległe dno
torebki, do którego nie sposób się dostać?!
Teraz wiemy już na pewno, czego się spodziewać, przesuwając zamek błyskawiczny niezbędnego bagażu każdej
kobiety, a raczej, że nie powinniśmy się spodziewać niczego, bo zobaczyć możemy wszystko.
Szczęście, że przynajmniej żadne wijące lub pełzające stworzenie nie wyskoczy nam nagle stamtąd –połączone zapachy kremów, perfum i dezodorantów zapewniają, że nic nie przeżyje długo, wdychając tę intensywną, zabójczo słodką mieszankę. Jednak pewności mieć nie można!
Marta Kidula, 1a
rys. Ariadna Lachowicz, 1a
R OK 2013,
NUMER
1
S TR . 12
Żenić się? Wszystko z umiarem
Małżeństwo- różnorodność w jedności. Małżonkowie kłócą się. No, bądźmy szczerzy, kłócą się o paliwo w baku
lub przesoloną zupę. Mężczyźni potrafią zrobić aferę ze wspólnych zakupów- niektórzy mozolnie, cegiełka po cegiełce,
budują ścianę. Niedawno w galerii usłyszałam rozmowę pewnej pary- niegrzecznie podsłuchiwać, ale zakazany owoc był
na wyciągnięcie ręki, a właściwie to uszu:
- Kochanie, ile będziesz jeszcze chodziła po tych sklepach, skoro i tak dużo tam nie kupujesz?
- Jeszcze chwilkę!
- Mówiłaś tak dwie godziny temu!
- Teraz mówię prawdę, wejdziemy jeszcze do kilku i wracamy. Dobrze?
- Dobrze, ale pośpiesz się, bo już mnie nogi bolą. Chyba lepiej by było, gdybyś pojechała na te zakupy z koleżanką!
- Następnym razem pojadę z nią, a ty pójdziesz z kolegami na piwo!
- Misiu, przestań. Nie chodziło mi o to!
- Nie mów do mnie, Misiu! Wracajmy do domu, mam już dosyć! Przez ciebie!
No cóż…Mężczyzna potrafi najważniejsze odkładać na później. Jego filozofia owocnego życia to: „ Najpierw mów,
a potem udawaj, że słuchasz”. Nie chcąc zrobić przykrości swojej kobiecie, przez nieuwagę wypowiada myśli, które powinny zostać tylko dla niego. Aby natomiast uniknąć spokojnej i niewyraźnej wymiany zdań, na jakiekolwiek pytanie odpowiada, że nie ma zdania- bo najważniejsze to poruszać się chaotycznie i po omacku! Niech żyje płeć brzydka i zakupy…
Kobieta natomiast zaprasza do siebie przyjaciółkę, aby poplotkować przez godzinkę, która staje się sześcioma,
ale nie bądźmy drobiazgowi. Bluzki z wyprzedaży, fluidy rozświetlające zmęczoną cerę, a przede wszystkim nowe/ stare
problemy z partnerem- bo on jej nie rozumie, nie poświęca dostatecznie wiele uwagi, nie jest zaangażowany- to tematy
obowiązkowe dziewczyńskich nasiadówek.
Diabeł tkwi w szczegółach, mnóstwie ciekawych szczegółów! Szacunek, uznanie i zaufanie- ważne
dla wszystkich. Dziewczyna znajdzie lustro we wszystkim- w łyżce, telefonie, szybie, a dla chłopaka lustro to po prostu lustro!
Gdyby na świecie nie było różnic, nikt nikomu nie byłby potrzebny. Drobnostki mogą zmienić życie- piekło, niebo,
czyściec, raj- swoją duszę tutaj daj! Tutaj…
Aleksandra Klaczyńska, 1a
rys. Ariadna Lachowicz, 1a
R OK 2013,
NUMER
1
S TR . 13
Bezdomność i ja
Na pewno każdy był kiedyś na dworcu lub szedł podziemnym przejściem dla pieszych. To właśnie tam m.in.
codziennie ze swoim losem zmagają się bezdomni. Osoby, które z jakiejś przyczyny utraciły dom oraz najważniejsze
w życiu wartości: rodzinę oraz miłość. Przechodnie spoglądają na nich… Nie, bezdomny jest dla nich niewidzialny. Dlaczego? Może dlatego, że żyjemy w świecie stereotypów, w którym bezdomny to oczywiście pijak czy narkoman żebrzący
na ulicy tylko po to, żeby iść do sklepu po kolejne piwo czy do dealera po następną działkę... Oczywiście są i tacy.
Nie można jednak wszystkich wrzucać do jednego worka. Nikt z nas przecież nie wie, jaki los go spotka- może właśnie taki
jak tych, których mijamy z obojętnością, idąc ulicą.
Muszę przyznać, że do niedawna ja również jakoś specjalnie nie zwracałam uwagi na osoby niemające gdzie
mieszkać. Sama nie wiem, dlaczego…Chyba po prostu należałam do tej grupy ludzi, którzy człowieka, który stracił dach
nad głową, traktują jak kogoś gorszego, kogoś, kto nie jest wart nawet zwyczajnej uwagi i współczucia. Wstyd mi za to.
Teraz jednak widzę wszystkich ludzi i chociaż nie niosę wielkiej pomocy, to przynajmniej nie odwracam głowy w drugą stronę.
Przyczyną mojej zmiany nastawienia do bezdomnych była pewna sytuacja, niby nic nieznacząca, ale zapamiętam
ją do końca życia i bez wątpienia często będę do niej wracać. Stało się to dość niedawno- we wrześniu lub październiku,
nie ma to znaczenia, w każdym bądź razie było jesienne popołudnie. Od kilku dni codziennie odwiedzałam mojego kuzyna
w szpitalu. Leżał z połamaną nogą na małej sali, w której był sam. Pewnego razu, kiedy przyszłam do niego, okazało się,
że na łóżku obok też ktoś był. Na początku w ogóle nie zwróciłam uwagi na nowego pacjenta, ponieważ spał cały zakryty
kołdrą i kocem. Rozmawiałam tak sobie trochę z kuzynem, aż nagle spod kołdry i koca wyłonił się człowiek. Nie taki sobie
zwykły człowiek, tylko odrażający, stary mężczyzna, brudny i nieprzyjemny dla oczu. Miał opatrunek na głowie. Od razu
postawiłam diagnozę- bezdomny. Nowy wygramolił się z trudem z łóżka, łaził po sali tam i z powrotem. Coś mamrotał
pod nosem, miał kłopoty z wymową, seplenił jak małe dziecko. Poczułam do tego człowieka straszną odrazę i kiedy podchodził bliżej, bałam się, że upadnie na mnie, bo do tego wszystkiego ledwo trzymał się na nogach. Był już wieczór, więc
salowe rozdawały kolację pacjentom. Kiedy przyszły do sali, w której byliśmy, kazały wędrowcowi położyć się do łóżka i nie
ruszać. Nikt nie znał imienia nowego. Nikt nic o tym człowieku nie wiedział. Wydawało się, jakby w ogóle nie istniał
dla nikogo. Wtedy zaczęłam zastanawiać się, gdzie jego bliscy? Przecież każdy musi mieć kogoś, niekoniecznie rodzinę,
ale przyjaciół, chociaż jakichś znajomych? On był sam jak palec. Przerażające jest dla mnie to, że istnieją ludzie, którzy są
na świecie sami.
Pacjent dostał w końcu swoją kolację, myślałam, że jest strasznie głodny i zje ją w okamgnieniu, lecz on wydawał
się, jakby niczego nie widział. Salowe wreszcie wyszły i mężczyzna niezręcznym ruchem sięgnął po kubek z herbatą. Pijąc,
wylał połowę zawartości na siebie, ale przynajmniej napił się czegoś ciepłego. Podejrzewam, że od bardzo długiego czasu.
Do jedzenia dostał dwie kanapki z jakimś serkiem. Wziął jedną i dosłownie znikła na moich oczach. Po chwili wziął do ręki
drugą i wstał. Zrobił kilka kroków w moją stronę i przełamał kanapkę na pół. Wyciągnął rękę z jedzeniem, wydał dźwiękzrozumiałam, mam dar wziąć. Zamurowało mnie. Nie wiedziałam w ogóle, co mam powiedzieć i jak się w tej sytuacji zachować. Trudno opisać, co wtedy czułam. Pamiętam, że w tamtej chwili pomyślałam o tym, że tyle razy przechodziłam koło
ludzi, dla których złotówka, która dla mnie nie ma dużej wartości, jest majątkiem. Ja mam na tyle pieniędzy,
że gdybym dała jakiemuś potrzebującemu kilka złotych, nie odczułabym tego w ogóle, a nawet bym coś zyskała- świadomość, że nie identyfikuję się z tymi, którzy są obojętni na czyjąś biedę. A ten człowiek, który pewnie marzył o czymś
do jedzenia, okazał serce. Chciał oddać mi lwią część. Jego gest bardzo mnie poruszył.
Otworzyłam nowe okno na świat. Współczuję teraz i tym, którzy nie mogą usiąść w domu z rodziną przy obiedzie
oraz tym, którzy nie umieją postawić się w sytuacji człowieka potrzebującego wsparcia, pomocy. Możliwe, że ten, który
teraz prosi o jałmużnę, kiedyś był taki jak ten obojętny przechodzień. Los jest dla niektórych po prostu mniej łaskawy.
Wydaje mi się, że dopóki ktoś nie znajdzie się w podobnej sytuacji jak ja lub sam nie stanie się chociaż na chwilę
niewidzialny dla innych ludzi, dalej będzie widział ładnych, uśmiechniętych na pierwszym planie. A przecież ludzkie tragedie nie rozgrywają się gdzieś za parawanem. Trzeba nauczyć się stawać z drugiej strony lustra. Nie pragnę, aby każdy,
kto widzi bezdomnego, oferował mu wielką pomoc. Czasami jedno ciepłe spojrzenie lub uśmiech potrafi podnieść na duchu. Trzeba o tym pamiętać, bo piękne jest to, że najwięcej chcą dać ci, którzy dostali od życia najmniej.
Justyna Tyc, 3a
P OCZYTKA
S TR . 14
S ZACUNEK DLA INNOŚCI
Ś WIAT ( NIE ) JEST CZARNO - BIAŁY
"Pewnie znowu jakieś nudy..."
- pomyślałam, wchodząc do gabinetu,
w którym miały odbyć się zajęcia w ramach XV Dolnośląskiego Festiwalu Nauki
prowadzone przez pana Macieja Musiała
– doktoranta Wydziału Nauk Biologicznych UWr . Wydawało mi się, że czterdzieści pięć minut przesiedzę z głową
w chmurach. Interesuję się biologią
i znam ryzyko zakażenia się wirusem HIV
oraz drogi jego przenoszenia, więc czego
nowego mogę się dowiedzieć, uczestnicząc w warsztatach pt. "Porozmawiajmy
o HIV i AIDS"? -zastanawiałam się. Okazało się, że byłam w wielkim błędzie...
Zajęcia rozpoczęły się. Gdy prowadzący przedstawił się, przyszła kolej
na nas- uczniów. Każdy po kolei także
zwierzał się ze swoich wad, co nie przyszło wszystkim z łatwością - ja nie byłam
wyjątkiem. Z przykrością stwierdzam
(zapewne nie tylko ja), że lenistwo, zawiść
i zazdrość to nasze największe „zalety”!
Po ujawnieniu najgorszych piekielnych czeluści osobowości, na poprawę
naszych nastrojów, rozpoczęliśmy zabawę - „przelewanie wody z kubka do kubka.” Robiąc to, mówiliśmy sobie nawzajem
komplementy. Po tej chwili rozrywki czułam się świetnie! Nawet nie zdawałam
sobie sprawy z tego, jak postrzegają mnie
niektóre osoby i co im się we mnie podoba.
Wiadomo, że to, co dobre, szybko
się kończy, dlatego też przyszła kolej
na czysto teoretyczny wykład pana Musiała o tym, skąd przywędrował do nad wirus
HIV i kto był jego nosicielem. Co zaskakujące, naukowcy twierdzą, że to u małp
pierwszy raz stwierdzono tę odmianę retrowirusa. W latach osiemdziesiątych
ubiegłego wieku za ludzkich nosicieli
uznano przede wszystkim homoseksualistów (ale także Haitańczyków czy narkomanów), więc może stąd tak duża niechęć
polskiego społeczeństwa do osób tej
orientacji seksualnej...?
Kontynuując temat homoseksualistów i tolerancji w Polsce, prowadzący
zaproponował nową zabawę naukową,
a raczej „żywą ankietę”. Sala została podzielona taśmą na dwie części, naprawdę
równe części! Kiedy już się usadowiliśmy
na miejscach, padło pierwsze pytanie:
"Czy posłałbyś/posłałabyś swoje dziecko
do przedszkola, wiedząc, że jego wychowawca jest homoseksualistą?" Przeszło
90% osób odpowiedziało: „Nie”. Wyniki
przerażające! Podobno żyjemy w kraju
tolerancyjnym, ale niestety - tylko teoretycznie.
Wyniki wzbudziły bardzo żywą
i pełną emocji dyskusję (momentami nawet kłótnię). Najbardziej zdenerwowały
mnie osoby, które wypowiadały się niepochlebnie na temat homoseksualistów
i argumentowały to tym, że „takie relacje
są obleśne” (czy to konkretny i wystarczający argument?!), a same wymagają tolerancji i szacunku dla swoich poglądów
i zachowania. Co za hipokryzja! Nie rozumiem, dlaczego ludzie szufladkują innych? Czy ktoś, kto ma odmienny światopogląd lub wyznaje inną religię, jest
w jakiś sposób gorszy? Nie skreślajmy
ludzi ze względu na ich odmienność,
wręcz przeciwnie - akceptujmy ją i doceniajmy! Przecież świat byłby nudny, gdyby
każdy z nas był taki sam- nikt nikomu nie
byłby potrzebny!
Drugie pytanie zadane przez biologa
brzmiało dość niewinnie: „Czy kobieta
mająca HIV powinna mieć dziecko?”
I w tym przypadku większość ankietowanych, bo znowu ponad 90%, była nastawiona negatywnie. Skąd takie wyniki?
Ano z naszej nieświadomości!
W XXI wieku powinniśmy przecież czerpać wiedzę z różnych źródeł
i dokształcać się, ale okazuje się,
że nadal jesteśmy głupi... Na szczęście
pan Musiał sprawił, że zostaliśmy oświeceni. Wyjaśnił, że kobieta mająca HIV
i będąca w ciąży, która podlega stałej
opiece ginekologa i wszystkich innych
niezbędnych w tym przypadku lekarzy,
nie narazi swojego dziecka na chorobę,
więc powiedzenie „chcieć, to móc” jest jak
najbardziej trafne. Wystarczy tylko o siebie dbać, czy to tak wiele...?
R OK 2013,
NUMER
1
Dużo mówi się na temat narkotyków i problemu różnego rodzaju
uzależnień wśród ludzi niezależnie
od wieku. My również poruszyliśmy ten
temat. „Czy jesteś za legalizacją narkotyków?” - pytał pan Maciej. Połowa
osób wahała się, natomiast drugie 50%
odpowiedziało: „Nie”. Czy wyniki są
szokujące? A może zadowalające?
Summa summarum świadczą o światełku w tunelu - młodzież zastanawia
się, nie odbiera wszystkiego dosłownie,
MYŚLI!
Na zakończenie zajęć nasz gość
zaproponował grę aktorską, która wykorzystywała emocje. Musieliśmy wyobrazić sobie, że minęły trzy tygodnie
S TR . 15
od imprezy, na której odbyliśmy przygodny stosunek. Następnie każdy
po kolei dostał kopertę z informacją,
czy jest zarażony. Ostrożnie i powoli
zaczęłam otwierać swoją... Z nerwów
bolał mnie brzuch i miałam ciarki
na całym ciele. Co zrobię, jeśli będę
zarażona? Powiem o tym? Co się
zmieni? Bałam się, że ludzie mogliby
przestać mnie akceptować, omijaliby
mnie. Koszmarna wizja... Wynik był
pozytywny. Panika. Zażenowanie.
Wstyd. Jak mogłam do tego dopuścić,
być tak bardzo nieostrożna i lekkomyślna!
Dzięki zajęciom większość
osób uświadomiła sobie, że mimo wielu
możliwości pogłębiania wiadomości
nadal żyjemy w średniowieczu i nawet
„chodzące encyklopedie” poszerzyły
swoje horyzonty. Nikt nie pozostał obojętny wobec treści poruszanych w czasie warsztatów, a dyskusja przeniosła
się na szkolny korytarz.
No cóż- nie znamy barw naszego świata, nie przyglądamy się mua warto. Piękne jest to, że sprawiedliwość jest nierównością, bo ludzie potrzebują siebie…
Klaudia Cieślikiewicz, 3b
S TRACH OSWOJONY
9. kwietnia 2013r.
Myślałam, że moje życie nie może już być bardziej beznadziejne, ale oczywiście- to przecież ja- okazało się, że się
myliłam. Cały mój w miarę uporządkowany, jak na nastolatkę, świat legł w gruzach przez trzy całkiem niepozorne litery,
które połączone ze sobą w odpowiedniej kolejności stają się
moją największą zmorą – HIV.
Nie, to nie mnie dopadł ten okropny wirus wywołujący
AIDS, ale najdroższą mi osobę, ukochaną siostrę- Angelinę.
To jest najstraszniejszy fakt w całej tej historii, bo wolałabym, żebym to ja była nosicielką tego paskudztwa- nie ona.
Dlaczego? Czy życzę sobie właśnie takiego życia? Odpowiedź brzmi: NIE. Ale każdy żywot jest lepszy od tego,
w którym musiałabym wytrzymać bez Angeliny choć kilka
dni.
Boję się. Ja, zawsze łaknąca nowych doświadczeń życiowych i kochająca adrenalinę- Laura (wiem, rodzice mogliby się bardziej postarać przy wyborze imienia) trzęsę się
ze strachu. Muszę się komuś wyżalić, ale jestem zbyt dumna, aby przyznać się do swoich słabości, więc pozostałeś
mi tylko ty, pamiętniku. Najgorsze w całej sytuacji jest to,
że nie wiem, jak mam siostrze pomóc, nie potrafię tego zrobić. Mój umysł jest zbyt sparaliżowany natłokiem nieprzyjemnych informacji, aby zacząć produkować pomysły na to,
w jaki sposób, chociaż trochę, oderwać Angelinę od problemów i wesprzeć ją.
Dlaczego to ja muszę to przeżywać? Wiem, to egoistyczne myślenie, bo nawet nie zdaję sobie sprawy z tego,
co czuje siostra, ale mi też jest ciężko i nikt nie wie jak bardzo. Na dodatek jutro muszę iść do szkoły i udawać,
że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Wprawdzie
mam przyjaciółkę, której zawsze się zwierzam, ale teraz to
inna sytuacja. Myślę, że Dominika nie zrozumiałaby mnie.
Owszem, jest mądra, ale ja nie oczekuję, że wytłumaczy mi,
czym jest HIV, co na pewno by uczyniła. Przeraziłabym się
jeszcze bardziej, słuchając jej wykładu, w którym nie szczędziłaby żadnych szczegółów, a tego nie chcę.
A tak właściwie, to dziwię się samej sobie. Tak naprawdę, jak się nad tym właśnie zastanowiłam, to boję się
samego strachu. To moim zdaniem głupie.
Chyba na dzisiaj kończę już pisać. Oczy same mi się
kleją, jest późno i ziewam. Czas pójść spać i odpocząć
przed okropieństwami, jakimi obdarować mnie ma jutrzejszy
dzień.
10. kwietnia 2013r.
Im dłużej myślę, tym bardziej się zamartwiam.
A męczy mnie oczywiście sytuacja Angeliny, ten wirus zatruwający jej organizm.
Nie zwierzyłam się nikomu z moich problemów, chociaż Dominika pytała mnie, czy na pewno wszystko w porządku i to kilkakrotnie. Ja jednak jak postanowiłam, tak
zrobiłam, więc nie puściłam pary z ust o moich kłopotach.
I to właśnie chyba zmartwiło moją koleżankę najbardziej,
bo ja zawsze żalę się jej ze wszystkich, nawet tych najbardziej błahych trosk, a dziś na nic nie narzekałam. Nie potrafiłabym trzymać języka za zębami, gdybym się rozgadała.
Jestem niemądra, a świadczy o tym to, że jednym
z powodów, dla których nie chcę mówić o tym, że moja siostra jest nosicielką HIV, jest to, że chyba wolę nie wiedzieć,
co powiedzą ludzie. Oczywiście nie powinnam się wstydzić.
Nawet mama poruszyła ten temat, chociaż wcale nie miałam zamiaru z nią o tym mówić. Powiedziała : „To nic wstydliwego, mogło się przydarzyć każdemu”. Ale nie o sam
wstyd mi chodzi. Ja wiem, że ludzie myślą w różny sposób
i często potrafią być okrutni, wyśmiewać się, chociaż nie
mają bladego pojęcia o wirusie.
P OCZYTKA
S TR . 16
Nadal nie wymyśliłam, jaką pomoc mogę zaoferować
Angelinie. Mogłabym ją wprawdzie o to spytać wprost,
lecz zasmuciłaby się, że martwię się o nią, a nie chcę, żeby
było jej przykro. Tak więc podejrzewam, że dopóty dopóki
mój umysł będzie zaćmiony, będę żyła w niewiedzy.
Muszę jeszcze odrobić lekcje. Dostałam dzisiaj jedynkę z matematyki, bo nie zrobiłam zadania domowego,
ale będąc wczoraj zdenerwowana, zupełnie o tym zapomniałam. Rodzice się o tym i o innych niezbyt dobrych ocenach póki co nie dowiedzą. W normalnej sytuacji powiedziałabym im, tak jak zwykle, ale nie chcę ich zamartwiać moimi
stopniami. Wiem, że mają za dużo na głowie. Czas na mnie,
idę się uczyć.
ny zawód etc., może się zakazić. Przygnębiły mnie bardzo
te informacje…Jednak w ciemnościach pojawiło się światełko nadziei- moja siostra, która pragnie zostać matką, może
urodzić zdrowe dziecko pod warunkiem, że podczas ciąży
będzie pod opieką ginekologa- położnika oraz specjalisty
zajmującego się terapią osób żyjących z HIV. Nie powinna
maleństwa karmić piersią, aby go nie narazić na zakażenie,
gdyż wirus znajduje się w mleku kobiecym- myślę, że stać ją
na takie poświęcenie w imię miłości.
Tak się cieszę, że zwierzyłam się Angelinie
ze wszystkich problemów. A jak już mówimy o zwierzaniu
się, to powiedziałam o wszystkim Dominice. O dziwo,
nie przyjęła tego tak, jak się spodziewałam, ale zapewniła,
14. kwietnia 2013r.
że w razie problemów mogę na nią liczyć. Teraz dopiero
Pisałam tu cztery dni temu, a wydaje mi się, jakbym doceniam to, jaką wspaniałą mam przyjaciółkę.
nie zaglądała od stu lat, tyle się zmieniło.
I jeszcze jedna dobra wiadomość. Poprawiłam
Czuję się już o wiele lepiej niż w ostatnich dniach.
wszystkie złe oceny w szkole i wyjawiłam prawdę rodzicom
Dzieje się tak dlatego, ponieważ wczoraj odbyłam długą
o zatajonych stopniach. Nie zdenerwowali się, tylko pomogli
i szczerą rozmowę z Angeliną. Kamień spadł mi z serca,
mi.
gdy siostra oznajmiła mi, że wirus HIV jak na razie nie rozwiOczywiście nadal martwię się o siostrę, ale jestem
ja się szybko i nie musi rozpoczynać terapii antyretrowiruso- już spokojniejsza i wszystko zaczyna układać się lepiej.
wej. Czytałam o tym i wiem, że gdyby miała się na nią zde- Na razie nie mam nowych dużych problemów i myślę,
cydować, to musiałaby brać leki już do końca życia, co nie
że najbliższa przyszłość będzie może nie wspaniała,
jest wygodne, ale przynajmniej zapewnia zdrowie, którego
ale szczęśliwsza niż ostatni tydzień.
nigdy za wiele. Zapoznając się z treścią artykułów, dowieMarta Kidula, 1a
działam się, że HIV przenosi się głównie drogą kontaktów
seksualnych oraz przez zakażoną krew i że każdy,
bez względu na pochodzenie rasowe, płeć, wiek, wykonywa-
C ZŁOWIEK CZŁOWIEKOWI ( NIE ) WILKIEM
A one znowu ją prześladują…
Ile można? Sama nie wiem, jak można
być takim… chamskim. Inaczej tego nazwać się nie da. Chyba mają kompleksy
i starają się ich pozbyć, znęcając się
nad innymi. Jakby to miało im pomóc…
Wszyscy chcemy być tolerowani, ale dla innych jesteśmy niemili, ubliżamy im jak… Sama już nie wiem, do czego
to porównać (chociaż moja polonistka
na pewno bardzo by się ucieszyła, gdybym użyła takiego środka stylistycznego).
I bardzo lubimy być niemili, co jest moim
zdaniem odrażające. To z naszej strony
zachowanie egoistyczne, beznadziejne.
Ale mało tego, że niektórzy zachowują się
niewłaściwie wobec innych, to jeszcze
osoby będące w pobliżu przyłączają się
do nich. Przyklaskują im, co jeszcze bardziej zachęca do upokarzania ludzi,
uprzykrzania im życia. Nie podoba mi się
takie zachowanie. Powinniśmy zmienić
to, przecież nikt nie lubi być poniżany.
Czy miło jest, kiedy ktoś się nad nami
znęca? Nie sądzę. Nauczmy się więc
tolerancji.
Tolerancyjny może być każdy,
wystarczy, że zaakceptujemy to, kim są
otaczające nas osoby.
R OK 2013,
NUMER
1
Nie musimy mówić, że ktoś jest kujonem, bo dostał lepszą
ocenę ze sprawdzianu niż my lub komentować w nieprzyjemny sposób czyjś niecodzienny strój, bo świadczy to o naszej
małostkowości. Nie patrzymy na to, co naprawdę ważne,
ale na to, ile ktoś ma pieniędzy i na różne inne, tak naprawdę
mało ważne rzeczy. Wszyscy są inni, dzięki czemu świat nie
jest nudny, szary. Wszystko co odstaje od normy to skarb,
więc po prostu doceniajmy go.
Jeśli kogoś nie lubimy, to przemilczmy to, bo po co
mówić wszystkim o negatywnych uczuciach do pewnych
osób? Tak naprawdę nie ma poważnego powodu.
Nietolerancja to strach przed nieznanym. Oryginalność poszczególnych osób jest dla nas odrzucająca. Odstraszają nas „dziwni” ludzie, którzy po poznaniu wydają się być
całkiem podobni do nas, zwłaszcza, jeśli chodzi o uczucia.
Uciekamy, zanim dobrze poznamy te osoby, co jest z naszej
strony głupie, bezmyślne. A jaki jest dla nas wzór normalności? Zwykle jest to elita szkolna. A jest to młodzież zwykle
przeciętna. Inni starają się upodobnić do tych ludzi, przez co
często w szkołach panuje monotonia. Oczywiście są też oryginalni nastolatkowie, którzy zostają „zmieszani z błotem”
S TR . 17
przy nadarzających się okazjach. Chcąc uniknąć podobnego
losu, staramy wtapiać się w tłum, nie wchodzić w drogę tym
„lepszym” uczniom. A w przypadku tych osób, których nikt
nie akceptuje… Wtedy nie wiemy, dlaczego tolerować…
A robimy to, aby samemu być akceptowanym przez nasze
środowisko. Musimy dbać o to, by nie okazywać nadmiernej
niechęci do otoczenia, bo może się to obrócić przeciw nam
samym. My jesteśmy tolerowani, więc tolerujmy innych, rozwiązujmy konflikty, zamiast zaogniać, bo to nie wyjdzie nam
nigdy na dobre.
Moim zdaniem, tyle, ile damy z siebie, by nie ukazywać naszej niechęci innym, być uprzejmym, wróci do nas
w postaci pozytywnych relacji z każdym, jeśli tylko tego zechcemy. Na przykład, jeżeli zaakceptujemy fakt, że osoba,
za którą nie przepadamy przebywać będzie w naszym otoczeniu przez pewien czas i postanowimy sobie być uprzejmym dla niej na tyle, ile potrafimy, uda nam się to bez problemu. Czego sobie i innym życzę!
Marta Kidula, 1a
rys. Ariadna Lachowicz, 1a
Redakcja: Klaudia Cieślikiewicz– red. naczelna, Natalia Chomicz, Justyna Niedzielska, Justyna Tyc, Angelika Kudroń,
Marta Kidula, Roksana Bis, Klaudia Woźny, Aleksandra Klaczyńska, Wiktoria Szajstek, Piotr Szachowski, Jakub Tomala
Redakcja techniczna: Wiktor Kocik, Jarosław Strześniewski
Opiekun: Monika Obara-Bielewicz
Adres: Gimnazjum nr 11 im. Stefana Batorego w Zespole Szkół nr 10 we Wrocławiu, ul. Wilanowska 31, 51-206 Wrocław

Podobne dokumenty