Krajobraz po bitwie
Transkrypt
Krajobraz po bitwie
KRAJOBRAZ PO BITWIE Janusz Wróblewski „Kino” 1997, nr 1 Przyczyny i przebieg czerwcowego buntu owiane są mgłą tajemnicy. O wydarzeniach poznańskich bardzo prędko przestano mówić publicznie; już w pierwszą rocznicę, w czerwcu 1957 roku, podczas spotkania z robotnikami Zakładów Cegielskiego Władysław Gomułka stwierdził, że dość rozdrapywania ran i pora przesłonić ów dramat „żałobną kurtyną milczenia”. Przez wiele lat obowiązywała oficjalna wykładnia, że za wszystkim kryła się inspiracja imperialistyczna; to była teza tzw. raportu Gierka, której zresztą mało kto dawał wiarę. W latach 80. jeden z opozycyjnych historyków dowodził, że w Poznaniu dość długo działał komitet strajkowy, który przygotował scenariusz wydarzeń. Większość badaczy twierdzi teraz coś wręcz odwrotnego, że wszystko rodziło się spontanicznie. Niezadowolenie w kraju było w tym czasie powszechne. Splot okoliczności zadecydował, że właśnie w mieście Targów doszło do wybuchu. Poznański strajk robotników w czerwcu 1956 roku, krwawo stłumiony przez milicję i wojsko, trwał zaledwie trzy dni. Jeśli przyznajemy mu – nie od dziś – rangę historycznego symbolu, to przede wszystkim dlatego, że podczas tych trzech dni w Poznaniu obalonych zostało kilka legend. Upadł mit rządów partii komunistycznej opartej na robotnikach. Złamana została wiara, że robotnikom w Polsce powodzi się dobrze, a przynajmniej względnie dobrze. W oczach Zachodu podważona została idea o bezspornym panowaniu komuny w Europie środkowo-wschodniej. Być może dlatego w najnowszym filmie Filipa Bajona, obsypanym nagrodami na ostatnim festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni, tkwi błąd sprzecznego założenia. Z jednej strony mamy bowiem do czynienia z pragnieniem stworzenia autorskiej wersji tragicznych wydarzeń sprzed 40 lat, którą podkreślają m.in. niepokojące sceny wizyjne (maszerujące ulicami Poznania wielbłądy). Z drugiej – widoczne są starania reżysera aby „dać świadectwo prawdzie”. To niezwykłe połączenie konkretu i metafory łatwo uznać za dowód niezdecydowania reżysera. Prawdą jest jednak, że „Poznań ‘56” wydaje się równocześnie wyjątkowo pięknym przykładem zabiegu, który można by nazwać patrzeniem na zmitologizowaną rzeczywistość „od środka”; nie przez pryzmat legendy – tylko przez filtr autentycznych odczuć uczestników wydarzeń. Jak w dokumencie. Można film Bajona uznać za mało przekonywającą wizję, pełną wewnętrznych kontrastów. Albo za udany eksperyment formalny, którego efektem jest obecność naturalistycznych momentów sąsiadujących ze scenami jak z sennego koszmaru, dzięki czemu cały film nabiera charakteru w większym stopniu poetyckiego niż realistycznego. Nie zmienia to faktu, że jakieś pęknięcie w tym filmie jest. „Poznań ’56”, podobnie jak głośny kilka lat temu pełnometrażowy dokument Marka Drążewskiego „Niepokonani” (przełamujący w polskim kinie tabu poznańskiego czerwca), stara się nas przekonać, że masowy protest nie był przez nikogo sterowany. W atmosferze odwilży i obalania kultu Stalina, w atmosferze zamętu i chaosu, szerzącego się w partii komunistycznej – lęk przestał ludziom pętać ręce i zamykać głos w krtani. O motywie prowokacji, politycznego spisku, który – być może – był prawdziwym, ukrytym motorem wydarzeń, autor nawet nie wspomina. Bajon nigdy nic zdradzał ochoty do zajmowania się wielkimi mechanizmami dziejów. Jeśli zaglądał w tryby historii, to tylko po to, aby zobaczyć jak miażdżą one bezbronnych ludzi. Dlatego „Poznań ’56” – choć powstał na zamówienie społeczne – nie jest typowym filmem rocznicowym. Tytuł jest mylący. Zamiast pomnikowej kroniki, epickiego sprawozdania z manifestacji i walk ulicznych, zakończonych politycznym przełomem, Bajon zaproponował skromny, czarno-biały film, którego głównymi bohaterami są dwunastoletnie dzieci i dorośli od początku do końca nierozumiejący, w czym uczestniczą. Wydobyciu tej perspektywy służy imponująca praca operatora, Łukasza Kośmickiego, który błysnął już talentem w „Grach ulicznych” Krzysztofa Krauzego. Kamera sugestywnie wyławia strzępy dialogów, z pasją rejestruje przypadkowe sytuacje, stara się nadążyć za postaciami, często gubiąc je z pola widzenia, tak jak w ulicznym reportażu. Epizody nie układają się – jak życie – w logiczną całość. Nie umiem jednak rozstrzygnąć, w jakim stopniu taki sposób widzenia był przez reżysera z góry zaplanowany. Poszczególne fragmenty opowiedzianej historii, zamiast się dopełniać, zbyt często rozpadają się na sprzeczne psychologicznie elementy. Na ekranie robotnicy atakują budynek UB, zdobywają więzienie na Młyńskiej, niszczą zagłuszarkę Wolnej Europy, milicja strzela, giną ludzie, a ja patrzę na to wstrząsające widowisko zdziwionymi oczyma, zadając sobie pytanie, o co w tym wszystkim chodzi. Nie wiem np. dlaczego w jednej z początkowych sekwencji dzieci w szkole podstawowej stoją w milczeniu przed nauczycielką, demonstrując, jak sądzę, niezadowolenie z programu nauczania, a później z nią rozmawiają. Niełatwo mi również wyjaśnić powody, dla których czołówka polskiej inteligencji przybyła na naukową konferencję w Poznaniu obawia się opuścić wagon kolejowy, samotnie stojący na bocznicy. Mogę natomiast mówić o nachalnej symbolice tej sceny, ilustrującej bezduszność i brak zaangażowania intelektualistów w pomoc dla walczących robotników. Jedno jest pewne: wszyscy bohaterowie filmu Bajona czują się pokonani, zgodnie z ówczesnym przeświadczeniem, że przegrana została batalia o Polskę. Ten osobliwy powrót do stanu wiedzy i świadomości ludzi sprzed 40 lat zadziwia. Oczywiście, wiemy po czyjej stronie jest racja i czym się to wszystko skończyło. Ale nasze emocje oraz ciekawość dowiedzenia się po tylu latach czegoś więcej, czym był i jak wyglądał poznański czerwiec, pozostają niezaspokojone. Nie wiadomo czy stało się tak dlatego, że Bajon, szukając wyjścia z pułapki kina martyrologicznego, w którą wpadł ostatnio Kutz, wybrał nieodpowiednią konwencję. I nie chcąc powtórzyć błędu patetycznej „Śmierci jak kromka chleba”, wystylizował swój film na coś w rodzaju kameralnego reportażu z pola bitwy. Czy też dlatego, że zabrakło mu po prostu czasu i pomysłu, aby skonstruować wiarygodną fabułę, będącą w stanie unieść ciężar opowiadanej historii. Janusz Wróblewski Poznań ‘56 Reżyseria Filip Bajon. Scenariusz Filip Bajon, Filip Górny. Zdjęcia Łukasz Kośmicki. Muzyka Michał Lorenc. Scenografia Anna Wunderlich. Wykonawcy Tadeusz Szymków, Michał Żebrowski, Mateusz Hornung, Arkadiusz Walkowiak, Janusz Gajos, Władysław Kowalski, Daniel Olbrychski, Jerzy Radziwiłowicz. Produkcja SF DOM. Agencja Produkcji Filmowej, TYP S.A. Polska 1996. Dystrybucja Art Film. Czas 109 min.