Pełny tekst
Transkrypt
Pełny tekst
WRO 2011 Reader 14 Media Art Biennale WRO 2011 ALTERNATIVE NOW wro2011.wrocenter.pl Łukasz Gorczyca (Nie)Prawdziwa Alternatywa Należę do pokolenia, dla którego określenie alternatywny stanowiło ważne, poznawcze i jakościowe, kryterium sztuki – muzyki, literatury, sztuk wizualnych. Alternatywa dla nastolatka, dorastającego w latach 80. XX wieku, opisywała specyficzny obszar aktywności, trudno dostępny i tajemniczy, ale pociągający aurą odmienności i opozycyjnością wobec oficjalnego obiegu kultury. W istocie alternatywny znaczyło tyle, co prawdziwy. Takie rozumienie alternatywności miało w ówczesnych polskich realiach oczywisty polityczny kontekst. Alternatywny, czyli nieobecny w publicznej telewizji i prasie, a zarazem alternatywny wobec oficjalnego systemu produkcji kultury (dziś powiedzielibyśmy – mainstreamu), alternatywny wobec władzy. Kultura alternatywna, nawet jeśli wielu jej przedstawicieli programowo odcinało się od polityki, również tej w wydaniu opozycyjnego podziemia, w rzeczywistości stanowiła ważką część antysystemowej opozycji. Być może dopiero teraz dostrzegamy głębszy sens tamtej alternatywy – skupiony nie tyle na opresji ówczesnej władzy, ale na sprzeciwie wobec jakiejkolwiek ideologicznej manipulacji i urzędowej administracji sztuki. Tymczasem, po przełomie roku 1989, pojęcie alternatywy utraciło szybko ideowy i romantyczny wdzięk. Nowe pragmatyczne strategie koncentrowały się na poszukiwaniu sposobów przetrwania w nowej sytuacji ekonomicznej i próbach budowania od początku własnego systemu dystrybucji wartości kulturowych. Instytucjonalna rewolucja w polskim art worldzie dokonała się na dobre dopiero około roku 2000. Wówczas ukonstytuowały się, okrzepły i weszły w obieg międzynarodowy pierwsze prywatne galerie i fundacje, a wkrótce potem rozpoczęła się rehabilitacja i rozbudowa sektora instytucji publicznych. Ten ruch skutecznie wchłonął niemal wszystkich, którzy mieli wolę działania i kreowania sytuacji artystycznych, czy to w wydaniu instytucjonalnym, czy alternatywnym. Zarazem dokonująca się zmiana pokoleniowa sprawiła, że zmieniła się też poetyka działania. Mam wrażenie, że w sposób niemal automatyczny i bezrefleksyjny, nowe i odnowione instytucje, te duże i małe, przyswoiły sobie różnie zapamiętanego ducha alternatywności jako istotny element własnej tożsamości. Tym samym alternatywa, owa szczęśliwa wyspa na morzu oficjalnej kultury, zatonęła. Uchował się jedynie zespół alternatywnych skłonności, sprowadzony do poziomu instytucjonalnego savoir-vivre, np. pod postacią architektury galerii świadomie kontestującej standardową formę white cube'a. Duch alternatywności uchował się także i przydał w zmaganiach o charakterze prawno-biurokratycznym. Kształtowanie nowego porządku instytucjonalnego napotykało wszak i wciąż jeszcze napotyka na szereg barier mentalnych, urzędniczych lub prawnych. Głośny był swego czasu bon mot Zbigniewa Libery, wówczas współzałożyciela dwóch kawiarni artystycznych w Warszawie: W tym kraju nie da się nic zrobić legalnie. Szef jednej z młodych fundacji zajmujących się promocją sztuki najnowszej ujmował tę myśl tylko nieco bardziej koncyliacyjnie: Trzeba robić trochę legalnie, a trochę nielegalnie. Przekładając to na obowiązujący dziś język współczesnych instytucji sztuki otrzymamy swoiste motto: trzeba być trochę mainstreamowym, i trochę alternatywnym zarazem. Dlaczego tak? Dlaczego nie ma dziś w obrębie praktyk artystycznych faktycznej nieinstytucjonalnej alternatywy? Dlaczego kolejne pokolenie wkraczające na scenę i założyciele nowych, tzw. młodych galerii bez żalu konstatują, że poza art worldem życie nie istnieje? Dlaczego wszyscy chcemy funkcjonować w systemie? Oto dokonała się w Polsce istotna zmiana. Być może po raz pierwszy w historii szeroko rozumiana sfera publiczna ma do zaoferowania sztuce konkretne regulacje prawne i środki finansowe. Rewolucja instytucjonalna wiąże się bowiem również z postępującą demokratyzacją, profesjonalizacją i transparentnością rozdziału środków publicznych na kulturę. Powszechnie dostępne konkursy grantowe w ulepszonym, eksperckim wydaniu, na szczeblu ministerialnym i samorządowym, zaktywizowały środowiska artystyczne do działania – również te potencjalnie alternatywne. Przede wszystkim zaś, o czym mało się mówi, zmusiły do sformalizowania i legalizacji wielu spontanicznych aktywności. Wiadomo, żeby dostać dotację, trzeba mieć własny adres, NIP, stempel, wyciąg z KRS etc. Poprzez rozwijający się system ekspercki publiczne pieniądze trafiają szczęśliwie do bardzo wielu miejsc i osób, które wcześniej na takie wsparcie nie mogły liczyć, np. do środowisk street artowych. Tym samym jednak dekonstrukcji ulega alternatywność rozumiana jako finansowa i instytucjonalna niezależność. Z drugiej strony gra o alternatywność cały czas się toczy. To walka o dobre imię, o podtrzymanie tego szczególnego ducha alternatywnego, który zaświadcza o wiarygodności i szczerości realizowanej misji. Skoro jednak wytrącone zostały podstawowe atrybuty i znaki szczególne alternatywności, skoro wszyscy jedziemy na tym samym wózku, współtworząc ekosystem kultury publicznej, trzeba poszukiwać innych jakości, które mogą legitymizować szczerość naszych intencji i działań. Jakie więc pojęcia uchowały w sobie jeszcze taki potencjał? Potencjał alternatywny wobec instytucjonalnego mainstreamu świata sztuki? Jednym z nich jest z pewnością lokalność, rozumiana jako działanie na rzecz bardzo konkretnie określonej społeczności; działanie w opozycji do pokus globalizacji i kosmopolitycznej sieci artystów i kuratorów. Wydaje się, że internet rozwiązał skutecznie problem opóźnienia w komunikacji, lokalne praktyki nie muszą już więc być zdane na prowincjonalną zaściankowość. Lokalność to również działanie w obrębie lokalnej historii i rewaloryzacja wartości, które nigdy dotąd nie zostały właściwie zrozumiane. Innym podobnym rodzajem praktyki jest produkcja wiedzy, skupienie na kulturze pisanej i mówionej, na badaniach, wykładach, programach badawczych i publikacji książek. To z kolei działalność w opozycji do instytucjonalnej kultury wystaw-spektakli, produkcji energochłonnych festiwali i eventów obliczonych na maksymalną liczbę uczestników. Instytucje i galerie coraz chętniej i częściej rozwijają swoje programy i strategie właśnie w oparciu o myślenie lokalnymi potrzebami i budowanie alternatywnych praktyk edukacyjnych. Budzi to zrozumiały szacunek, chociaż realny przełom wciąż się jeszcze nie dokonał. Osobiście podzielam inną, również coraz głośniej wyrażaną ostatnio intuicję. Otóż najbardziej naturalną i oczywistą alternatywą dla rzeczywistości jest... fikcja. Dlaczego i po co fikcja? To wszak paradoksalna, eskapistyczna odpowiedź na alternatywność pojmowaną jako dążenie do prawdziwości i autentyczności. A jednak, to fikcja – artystyczna, literacka, instytucjonalna – jako ostatnia niesie jeszcze w sobie nadzieję na wymyślenie wszystkiego od nowa.