Granica jak masło [podpis] Paweł KWAŚNIEWSKI Gazeta Wyborcza
Transkrypt
Granica jak masło [podpis] Paweł KWAŚNIEWSKI Gazeta Wyborcza
Granica jak masło [podpis] Paweł KWAŚNIEWSKI Gazeta Wyborcza nr 278, wydanie z dnia 29/11/1993 , str. 5 Sejny żyją z przemytu, bo z czegoś muszą żyć - mówi pracownik miejscowej stacji benzynowej (P) O północy przez Sejny przejeżdża konwój za konwojem: cztery samochody z zachodnimi rejestracjami, jeden z litewską. Przyłączam się do jednej z kolumn. Jak wytłumaczył mi miejscowy taksówkarz "na ulicach pusto, bo baby śpią po domach, a chłopy w robocie na granicy; innego biznesu tu nie ma". 20 godzin - 50 dolarów Wąziutka, wyboista droga prowadzi do Ogrodnik - granicy z Litwą. Trzy i pół kilometra przed odprawą paszportową zaczyna się korek. Jeden samochód z mojej kolumny staje w kolejce. Reszta pcha się do przodu lewym pasem. Z przeciwka, wprost na nas, jadą tiry. Ocieramy się lusterkami. Parkujemy na poboczu, sto metrów od granicy. Do każdego samochodu z "lewej" kolejki podjeżdża szary golf. Patrzy na rejestrację: - Ty Polak, dawaj pięćdziesiąt dolarów i masz wjazd - mówi z rosyjskim akcentem. Rezygnuję. Inni płacą bez sprzeciwu: - Dawniej kolejkowicze z siekierami stali i nie wpuszczali. Przez nich celnicy na służbę się spóźniali. Teraz boją się tych, co bez kolejki. Po opłaceniu haraczu moi towarzysze błyskawicznie lokują się między dwoma autobusami. Normalnie na wjazd czeka się 20 godzin. Jest minus pięć. Wszyscy grzeją silniki - smród spalin zatyka... Dziurawe sito? Oficjalnie ruchem kieruje Straż Graniczna. Nieuczciwych zawraca na koniec kolejki. Kierowcy śpiewnym akcentem próbują przekonać żołnierza. Po chwili niektórzy z nich przejeżdżają przez kontrolę paszportową. - Sprawdzamy wszystkich - mówi celniczka skrupulatnie przeglądając torby w bagażniku kolejnego samochodu. - Niektórych nawet dwa razy. Zaglądamy wszędzie, znamy wszystkie kryjówki. Za znaleziony przemyt dostajemy nagrody. Celnik, odpoczywający nie opodal w wartowni: - Nagrody? Do 30 proc. wartości, nie więcej jednak niż miesięczna pensja. He, he! Szybki interes Tłok jak na Marszałkowskiej. Wiera i jej koleżanka przed chwilą przejechały granicę autostopem. Mają po pięć kartonów [papierosy]. Nie czekają długo. Pan w kożuszku odbiera towar. Wiera wymienia w kantorku złotówki na dolary. - Jeździmy autostopem, bo szybciej. Nie będę tyle godzin w kolejkach marzła. Codziennie przyjeżdżamy - szybko kończy dziewczyna. Właśnie zatrzymała się "okazja". Czerwony motor, czerwony kask, płócienny plecaczek. Bronius mówi: - Mało wożę i tylko papierosy. Opłaca się nawet, jak karton, dwa na granicy zostawię. Tych na motorze nie czepiają się, że bez kolejki. Bronius szybko ubija interes. Po kilkunastu minutach jest już w drodze do domu. Henryk ze wsi pod Sejnami ma ponad czterdziestkę. Jemy kiełbaski w przydrożnym barze. Palimy marlboro (Henryk częstuje). - Ja jestem bezrobotny, jak większość w okolicy - mówi. - Chodzę na granicę, bo z czegoś muszę żyć. Jestem detalistą, po kilka kartonów biorę dla hurtownika. W zeszłym tygodniu wpadły dwie hurtownie. Podliczyli towar na 800 milionów. Na odchodnym dodaje: - Ta granica jest jak masło. Miliardy tędy lecą. Tylko nie interesuj się większymi rzeczami. Zarżną. Tylko dla odważnych? Miejscowa prasa co i raz donosi o porachunkach gangów ze Wschodu. W kolejce co chwilę wybuchają awantury, bójki, kłótnie. Przez ostatnie trzy kwadranse policjanci (pały na wierzchu, wrzaski na opornych) torowali drogę w kompletnie zapętlonym korku. - Ja się nie boję - mówi kioskarka sprzedająca przy granicy napoje i czekoladę. - Kiosk okratowany, jestem zamknięta i mam to. Pokazuje długi scyzoryk. - Panie, tu szmugiel taki leci, że papierosy to nic. Wiem, bo widzę te same twarze, jak bezkarnie podjeżdżają coraz droższymi samochodami. O haszyszu też słyszałam [narkotyki]. Żal mi tych, co układów nie mają. Zobacz pan, ta łada już czwartą godzinę o metr się nie ruszyła. Patrzymy w stronę samochodów. Do mojego najspokojniej w świecie wsiada właśnie młody, wysoki mężczyzna. Mówię mu, że to moja własność. - Przepraszam - odpowiada śpiewnie pomyliłem auto. Bez pośpiechu, z uśmiechem, oddala się. Oficer dyżurny komendy w Sejnach nie chce rozmawiać o przemycie. Mimochodem stwierdza tylko: - Tu, na wsiach, co druga stodoła to hurtownia. Paweł KWAŚNIEWSKI RP-DGW Tekst pochodzi z Internetowego Archiwum Gazety Wyborczej. Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez odrębnej zgody Wydawcy zabronione. © Archiwum GW 1998,2002,2004