Myślę, więc… - Fundacja Hospicyjna

Transkrypt

Myślę, więc… - Fundacja Hospicyjna
K WA R TA L N I K H O S P I C YJ N Y
2015 (44)4
ISSN 1896–8678
O życiu
w cieniu straty
– rozmowa
z Małgorzatą Ohme
Myślę, więc…
piszę wiersze
Wolontariacka
domówka
Partner wydania
Autorka ilustracji: Dominika Gzowska
I nazwą go... Bóg Mocny (...),
Książę Pokoju ( Iz.9;5-6)
W NUMERZE:
OD REDAKCJI
1
POROZMAWIAJMY
2 Powiedzmy osieroconym, że świat czeka
Rozmowa z Małgorzatą Ohme, ambasadorką XII kampanii Fundacji
Hospicyjnej „Hospicjum to też Życie”
Z ŻYCIEM NA TY
4 PYSZNE I ZDROWE ŚWIĘTA
To możliwe! Przekonuje o tym naczelna dietetyczka Fundacji
Drodzy Pacjenci, Bliscy i Przyjaciele
opieki paliatywno-hospicyjnej w Polsce,
Maria Fall-Ławryniuk
6 Życie według analfabetu
Czasami osobiste literki trzeba rozsypać, a potem układać
Wolontariusze i Pracownicy, połączeni
według innej kolejności. Tak rodzą się wiersze
misją służenia ciężko chorym i ich rodzinom!
WOLONTARIAT
9 Oni nam pomagają
Co łączy Leasing Polski Sp. z o.o. oraz Intel Technology Poland?
niętych wojnami i nienawiścią krajów. Pomódlmy
się i pomóżmy tym, którzy ten czas spędzą w drodze lub w ośrodkach dla uchodźców.
W wielu domach te święta będą dramatycznie
inne od poprzednich przez ciężką chorobę najbliższej osoby lub przez „puste miejsce przy stole” po
śmierci bliskiego. Pamiętajmy, że wielu osobom
potrzebna jest autentyczna troska i pamięć, ale
nie w sposób, który jest dla nas wygodny, lecz tak,
jak o to poprosi ciężko chory człowiek lub osoby
osierocone.
Bardzo potrzeba nam wszystkim nadziei od Jezusa. Niech On pomoże nam ujarzmić złe uczucia
w naszych sercach, szanować ludzi i jeszcze gorliwiej pomagać potrzebującym. Niech między nami
i na świecie miłosierdzie zatryumfuje nad przemocą, a miłość niech pokona nienawiść. Obfitości
takiej miłości Wam życzę, zapewniając o mojej
modlitwie!
obie firmy są już od dawna
10 Domowy poligon
Domowe hospicjum często go przypomina. Wolontariat
z dala od profesjonalnego zaplecza to próba charakteru
i każdorazowe wyzwanie
TUMBO POMAGA
12 Pokojowa rewolucja
„Remont w 48 h”, program platformy nc+, w domu podopiecznych
Funduszu Dzieci Osieroconych
14 XII kampania „Hospicjum to też Życie” wystąp!
Sprawozdanie z konferencji prasowej XII kampanii
„Hospicjum to też Życie”
15 Nie do zdarcia
Podsumowanie ostatniego kwartału działalności Funduszu
Dzieci Osieroconych
Dzisiaj jesteśmy dorośli i marzenia
o nadprzyrodzonym wsparciu raczej odkładamy
między bajki, ale przekonanie, że można odmienić
zły los kogoś strapionego, jest w mocy.
Świadomi dorośli – rodzic, ciocia, sąsiad, nauczyciel
– są w stanie pomóc przejść dziecku przez czas
żałoby, zrozumieć jego ból, bunt, wycofanie,
zamknięcie. Towarzyszyć bardzo choremu dziecku,
wspierać jego rodzinę. Po prostu być, delikatnie,
wytrwale i z miłością.
Wrażliwi dorośli nie zapomną o prezentach
bożonarodzeniowych nie tylko dla swoich bliskich,
ale także dla chorych, osieroconych, wypędzonych,
wszystkich dotkliwie poranionych przez los.
Gdy więc zasiądziemy do wigilijnego stołu, niech
pusty talerzyk wypełni się wspomnieniem, że dzięki
nam czyjeś realne życie nabrało blasku,
choćby na chwilę.
Wesołych Świąt!
16 Solidarni
Recenzja najnowszej książki Fundacji Hospicyjnej „Solidarni.
Opieka hospicyjno-paliatywna w Polsce", pod redakcją
A. Janowicz, P. Krakowiaka i A. Stolarczyk
WYDAWCA
Fundacja Hospicyjna
ks. Piotr Krakowiak SAC
Krajowy Duszpasterz Hospicjów
B
ajki, baśnie to klucze, które otwierają
wyobraźnię, budzą tęsknoty, ożywiają
wspomnienia, dają nadzieję.
Wtuleni w mamine lub babcine kolana łatwiej
znosiliśmy dramaty Sierotki Marysi, Królewny Śnieżki
czy Jasia i Małgosi. Wszak zawsze znajdowały się
krasnoludki, dobre wróżki czy pomagała wyobraźnia,
które odmieniały zły los.
KSIĘGARNIA FUNDACJI HOSPICYJNEJ
Organizacja Pożytku Publicznego
ISSN 1896-8678
Tegoroczny Adwent jest początkiem Roku Miłosierdzia w Kościele i na świecie, a tegoroczne
Święta Narodzenia Pańskiego wiążą się z pewnością, jeszcze bardziej niż w poprzednich latach,
z modlitwami i głośnym wołaniem o pokój i pojednanie.
W sąsiedniej Ukrainie długie miesiące trwa regularna wojna i cierpi wielu ludzi. Jesteśmy świadkami rozlewu krwi i śmierci tak blisko naszych
domów i granic – we Francji i w innych miejscach
Europy i sąsiednich kontynentów. Często o tym
nie pamiętamy, troszcząc się o prezenty i potrawy na świąteczne stoły. A przecież fala terroru
i śmierci, której podstawą były lęk i nienawiść,
miała miejsce zaraz po narodzeniu Jezusa, gdy
w czasie „rzezi niewiniątek” zgładzono niewinne
dzieci, chcąc zabić Boże Dziecko.
Poprzez medialne doniesienia przyglądamy się
codziennie tysiącom uchodźców, często rodzinom
z małymi dziećmi, przepływającym niebezpieczne
wody i pokonującym coraz wyższe zasieki świata,
w którym mamy szczęście mieszkać. Pamiętajmy
w naszych świątecznych refleksjach, że Józef i Maryja, zatrwożeni o los swojego Dziecka, uciekali
do Egiptu, dzieląc los tysięcy uchodźców z ogar-
Empatia i wierność ideom hospicyjnym. Z Fundacją Hospicyjną
Dzieci radzą sobie same
tylko w bajkach...
KRS 0000201002
80-208 Gdańsk, ul. Chodowieckiego 10
tel./faks: 58 345 90 60
e-mail: [email protected]
www.hospicja.pl
www.fundacjahospicyjna.pl
Nr konta: 72 1540 1098 2001 5562 4727 0001
Alicja Stolarczyk
REDAKTOR NACZELNA
REDAKCJA
PRENUMERATA — BEZPŁATNA
Redaktor naczelna: Alicja Stolarczyk
Sekretarz redakcji: Magda Małkowska
Zespół redakcyjny: Anna Kulka-Dolecka, Jolanta Leśniewska,
Aneta Rojek, Danuta Stopieńska, Olga Woźniak,
Justyna Ziętek
Projekt: Mr. Bloom sp. z o.o.
Skład: Jacek Rembowski
Zdjęcie na okładce: Andrzej Brzóska
Druk: Drukarnia Via Medica
80-180 Gdańsk, ul. Świętokrzyska 73, www.viamedica.pl
Redakcja nie odsyła niezamówionych materiałów
i jednocześnie zastrzega sobie prawo do wprowadzenia zmian redakcyjnych w nadesłanych tekstach,
w tym do ich skracania. Prawo do używania, kopiowania i rozpowszechniania materiałów dostępnych
w „Hospicjum to też Życie” wraz z elementami
graficznymi możliwe jest po uprzednim uzyskaniu
zgody redakcji i jest obwarowane zastrzeżeniami
wynikającymi z przepisów prawa autorskiego.
Zadzwoń pod nr 58 345 90 60
POROZMAWIAJMY
POROZMAWIAJMY
Powiedzmy osieroconym,
że świat czeka
Z
anim włączyłam dyktafon, usłyszałam
historię Jej zawodowej porażki: „Przyszedł do mnie ojciec z sześcioletnią
córką, na której oczach pijany kierowca
przejechał mamę i malutkiego brata. Przepłakałam z nimi całą godzinę, sama nie potrafiłam
pomóc i skierowałam do specjalisty. Na szczęście działo się to w Warszawie, bo osób umiejących pomóc dziecku po stracie jest w Polsce
niewiele”. Opowiedziała ją Małgorzata Ohme,
znana psycholożka i psychoterapeutka, od niedawna redaktor naczelna portalu ohme.pl. Dla
nas przede wszystkim ambasadorka kolejnej
kampanii Fundacji Hospicyjnej, prowadzonej
by pomóc dzieciom i młodzieży po śmierci bliskich im osób.
Fot.: Magda Małkowska
2
Czytasz stare bajki?
Jeszcze stosunkowo niedawno czytałam je swoim dzieciom. Ale za
każdym razem ze świadomością, jak bardzo zmieniła się nasza wiedza
o dziecięcej psychice i jak te bajki powinny być inaczej napisane. Te, na
których myśmy się wychowali, przedstawiały wizje strasznego świata
i dzisiejsi recenzenci z pewnością by ich nie przepuścili.
Okrucieństwo tamtych opowieści często zaczynało się w momencie,
Małgorzata Ohme
w bajkach”, bo w rzeczywistości na krasnoludki czy dobre wróżki
wi, Jasiowi i Małgosi, Królewnie Śnieżce umarła mama. Sierotka nie ma co liczyć. Na co mogą liczyć osierocone dzieci?
Marysia w ogóle nie miała rodziców. Można się przygotować na Na mądrych dorosłych, którzy w ich życiu będą czarodziejami i smutną
rzeczywistość odczarują. Wystarczy chociaż jeden dorosły, który wesprze,
śmierć ukochanych osób?
pozwoli się do siebie przywiązać, nawet zastępczą
Tak w stu procentach jest to niemożliwe. W pełnej Jeżeli jest miłość,
więzią. Który weźmie za rękę i pokaże, że wprawdzie
gotowości na przyjęcie faktu zbliżającej się śmierci do śmierci bliskich
coś się skończyło, ale też coś się zaczyna. Koniec jednej
przeszkadza nadzieja, szczególnie u dzieci, które w pełni przygotować się
drogi jest przecież zawsze początkiem następnej.
mają cudowną umiejętność życia pomiędzy świata- nie sposób.
„Najpierw jest cisza” – tak zaczynał się Twój piękny
mi realnym i nierzeczywistym, i w znacznej mierze
tekst żegnający przed rokiem Anię Przybylską…
funkcjonują w sferze wyobraźni. Oczywiście wiele
Bo rzeczywiście najpierw świat milczy. Ona musi być. Kiedy umiera ktoś
zależy od rodzaju śmierci i od czasu, w którym się ona wydarza. Ale ukochany, świat się dla nas zatrzymuje.
jeżeli jest miłość, do śmierci bliskich w pełni przygotować się nie sposób.
Ale ta cisza nie może trwać nieskończoność.
Wróćmy do bajek. W XII kampanii społecznej Fundacji Hospicyjnej Kto mówi o nieskończoności! Ona w ogóle nie powinna się zbytnio
„Hospicjum to też Życie” mówimy: „Dzieci radzą sobie dobrze tylko przedłużać.
w którym ich dziecięcy bohaterowie tracili bliskich. Kopciuszko-
Czy można tak przeżyć żałobę w dzieciństwie, aby poczucie straty A poza obecnością?
nie zaważyło na przyszłości?
Dzieci bardzo boli utrata dotychczasowego życia. Odszedł rodzic i zabrał
Śmierć zmienia życie. Każdego z nas zmienia, na to nie ma rady. Ale ze sobą dawne życie. Na śmierć mamy czy taty nic nie poradzimy, ale tak
nie musi zdeterminować. Dzieci mają duże zdolności więzotwórcze. najkrócej: obiad, pokój, pluszak muszą zostać. Przywracanie elementów
Im młodszy człowiek, tym ma je większe. Więknormalności jest niezwykle ważne. Życie biegnie dalej.
szą otwartość, większą zdolność nawiązywania
Ostatnio zmarł ojciec przyjaciela mojego syna. Chłopiec
Partnerzy osób
relacji. Ważne, żeby pozwolić sobie i innym na
przez tydzień nie chodził do szkoły. Nie wiem, czy to było
żałobę, a nie trzymać ją w blokach startowych. z nieprzepracowaną
potrzebne. Myślimy, że dziecko chce być samo. A co ono
żałobą mówią
Bo co wtedy?
wtedy robi? Gra na komputerze? Jest samo ze swoimi myCały wachlarz zagrożeń. Nie wymienię wszyst- o doświadczeniu życia
ślami? Bardzo istotne jest mobilizowanie do normalności.
kich. Często jest to nieumiejętność tworzenia z drugim człowiekiem
Pokazanie, że świat czeka, chociaż może nie taki sam.
intymnych relacji, ponieważ zapisuje się w nas, za szybą.
Obecność, zadbanie o codzienne rytuały..., co jeszcze?
że miłość to utrata. Często lęk przed bliskością,
Wszystko, co wypełnia nam życie, a jest ponad siły osób,
ponieważ miłość to cierpienie. Czasem niewyrażona złość, która pod wpływem bliskości zaczyna dominować w relacji, które przeżywają stratę. Jeśli umarł ojciec, matka, tak potrzebna dzieca niekiedy odroczona depresja czy nieprzeżyty smutek, aktywizujący ku, może być w chaosie organizacyjnym i trzeba jej ileś obowiązków
się w wyniku jakiegoś wydarzenia.
przejąć. Czasami myślimy: jestem tylko sąsiadem. A może jestem aż
Jedna z podopiecznych Funduszu Dzieci Osieroconych, która sąsiadem? Poza tym ludzie mobilizują się na początku, potem, jak już
ojca straciła 6 lat temu, potrafi powiedzieć mamie: „Nie wiem, nie ma motywatorów, pomaga się z mniejszym entuzjazmem. Kiedy
czy cię kocham”.
historia się wyczerpuje emocjonalnie, pomaga się trudniej.
Boi się, że mama może też umrzeć. Każdy człowiek ma potrzebę bliskości,
Dzieci mają swoją drugą ważną przestrzeń, jaką jest szkoła. Co
ale partnerzy osób z nieprzepracowaną żałobą mówią o doświadczeniu
z nią?
życia z drugim człowiekiem za szybą, która jest rodzajem bufora, by się
Pamiętam, że w podstawówce jednemu z moich ulubionych kolegów
nie dać drugi raz zranić. Bo jak się dam do siebie zbliżyć, to potencjalnie
umarła mama. To było w drugiej klasie. Właściwie nic o nim więcej nie
będę cierpieć.
pamiętam, poza tym że był sierotą. Jakbym mu przyłożyła pieczątkę.
Jak pomóc dziecku przeżywającemu żałobę, kiedy samemu się
Dziecko nie może żyć ze stygmatem sierotki. Trzeba stworzyć społeczw niej jest?
ność, w której specjaliści będą uczyć innych. To jest praca dla dorosłych,
Najpierw zająć się sobą. Najbardziej uzdrawiającym elementem dla
jak zbudować wizerunek osieroconego dziecka, który nie opierałby sie
dziecka będzie obecność stabilnego emocjonalnie rodzica. To nie ono
tylko na tym sieroctwie. Nie można zwolnić go też z odpowiedzialności
ma pomagać, to jemu trzeba pomóc.
za swoje życie, bo to jest upośledzenie społeczne. Dziecko chce być
Kiedy więc zadzwoni do Ciebie dalsza ciotka nastoletniej Krysi,
takie jak jego rówieśnicy.
której umarł tata, a mama leży na kanapie i płacze, ale ciotka
Zgodziłaś się nam towarzyszyć jako ambasadorka kampanii.
martwi się o Krysię...
...powiem, by zatroszczyła się o jej mamę. Ludzie z otoczenia osób po W jaki sposób chcesz nieść dalej jej hasło: „Pomóż osieroconym
stracie często się wycofują, racjonalizując sobie, że dają żałobnikom czas. dzieciom”?
Przede wszystkim mogę być przykładem rozW takim razie odpowiedź na pytanie, czego na pewno
prawiania się ze swoim własnym oporem wobec
nie powinni robić dorośli – bliscy dziecka przeżywa- Dziecko nie może żyć ze
jącego śmierć kogoś dla niego ważnego, brzmi:
stygmatem sierotki. (…) tematu. Jestem psychologiem z dyplomem, a do
Milczeć. Przy czym ta zasada dotyczy osób mających do Nie można zwolnić go też tej pory przed tym tematem uciekałam. Ile można
czynienia z każdym żałobnikiem, bez względu na wiek.
uciekać? Ze względu na swoje ograniczenia i lęk
z odpowiedzialności za
Zawsze mówię: przynajmniej wyślij SMS. Przecież do
nie mierzyłam się z nim. To jest dla mnie praca
swoje życie.
swojej bezradności można się przyznać. Może tak: „Nie
własna, a Fundacja taką pracę proponuje całemu
wiem, czego teraz potrzebujesz, ale jestem. Czekam na
społeczeństwu. Chodzi o to, by nie milczeć.
kontakt”. Ostatnio w świecie mediów ktoś znany stracił dziecko. Osoba
z jego otoczenia napisała: „Nie straciłam dziecka, ale straciłam matkę. To nasza trzecia kampania pod rząd na podobny temat. Fundacji
Wiem, jak to jest żyć w żałobie. Czy chciałbyś posiedzieć ze mną nad zdarzało się odbijać od ściany, bo to „smutny temat”.
rzeką i pomilczeć”. Wiesz, że siedzieli nad nią 6 godzin. To naprawdę I to jest nieprawdopodobne. Śmierć mamy zagwarantowaną wszyscy.
Poza tym z taką interpretacją, „na smutno” niezupełnie się zgadzam. Ten
pomogło.
temat jest też bardzo pozytywny, bo niesie ze sobą nadzieję na powrót
Wiedzieli o czym milczeć.
Najwyraźniej. Nie trzeba mieć żadnych magicznych umiejętności, do życia. Pod warunkiem właśnie, że nie będziemy go przemilczać, tylko
dyplomu, kursu, żeby pomóc. Każdy posiada w sobie ten zasób, może wyciągać do osieroconych rękę i przeciągać na stronę życia.
dać swoją obecność.
Rozmawiała Magda Małkowska
3
4
Z ŻYCIEM NA TY
Z ŻYCIEM NA TY
Pyszne i zdrowe Święta
J
eśli do żołądka faktycznie droga prowadzi przez serce, to warto ją wcześniej poprowadzić przez głowę i nie dać się zwieść mitom, że „święta, święta i... po świętach”, a z nabytymi kilogramami będziemy
walczyć jeszcze długo. Czas wspólnych biesiad wcale nie musi być dietetyczną katastrofą. W Nowy Rok
nie musimy wejść obszerniejsi. Wystarczy, by korzystając z uciech, które fundują świąteczne smakołyki,
zachować umiar i stosować parę prostych tricków.
❙❙ Jak przygotowywać?
Z głową. Dietetycy są zgodni – świąteczne biesiadowanie często kończy
się rozchwianiem ośrodka głodu i sytości, a w konsekwencji przybraniem na wadze nawet 5-6 kg. Jest więc o co walczyć. O ewentualnych
skutkach świątecznego obżarstwa (nazwijmy rzecz po imieniu) trzeba
pamiętać już w fazie przygotowań posiłków. Na stole nie powinno zabraknąć tradycyjnych potraw, ale można podejść do nich w nowatorski
sposób: odchudzić je, nasycić błonnikiem, wysokokaloryczne dodatki
zastąpić równie smacznymi odpowiednikami. Gorąco namawiam, by
serwując zupę grzybową, obowiązkowe danie wigilijne wielu domów,
zamiast śmietaną doprawić ją naturalnym jogurtem. Sałatki doprawione
sosem na bazie oliwy z oliwek i świeżych przypraw zadziwią nas swoim
smakiem i lekkością, i o majonezie nawet nie pomyślimy. Warto również
zastosować łagodne dla żołądka techniki potraw i w ogóle zrezygnować
ze smażenia. Oprócz gwarantowanego efektu kulinarnego murowany
również ten estetyczny, bo o ileż piękniej wygląda na przykład pstrąg
z piekarnika, zapiekany w migdałowych płatkach, niż ta sama ryba
w panierce z patelni.
I pamiętajmy, by na stole znalazło się miejsce na świeże warzywa, sałatki,
surówki, wyciskane przez nas samych soki i produkty pełnoziarniste,
które usprawniają perystaltykę jelit, nie zakwaszają organizmu, a przy
tym są niskokaloryczne.
❙❙ Jak jeść?
Ze smakiem i radością. Przecież Święta Bożego Narodzenia to czas
powrotu do smaków dzieciństwa, więc nie zadręczajmy się w ich trakcie rygorystycznymi dietami, liczeniem kilokalorii i wskakiwaniem na
wagę. Wystarczy wcześniej zaplanować strategię, jakie potrawy będą
miały priorytet. Proponowałabym nadać go tym spośród nich, które
w naszych domach goszczą tylko raz w roku, a zrezygnować z dodatków
typu ziemniaki, makaron czy ryż. Również z tortów... Tak, tak, torty jemy
na prawie wszystkich urodzinach, je też zepchnęłabym na drugi plan.
Bo czy można darować sobie kutię? Nie można. To bardzo kaloryczny
smakołyk, ale też o dużej zawartości błonnika, witamin, składników
mineralnych oraz nienasyconych kwasów tłuszczowych.
Zapraszam do stołu
Barszczyk ze śliwkami
Składniki:
1 kg buraków
p
ęczek włoszczyzny
5 dag suszonych grzybów
3 -4 śliwki suszone
1 cebula, 3 ząbki czosnku,
listek laurowy
2 goździki, po 4 ziarenka
ziela angielskiego i pieprzu
½
szklanki niesłodzonego soku z czerwonych porzeczek lub wiśni
2 -3 łyżki koncentratu buraczanego, sól, pieprz do smaku.
4. K aloryczne przekąski spożywajmy do południa, by organizm
miał szansę je spalić.
Przygotowanie: Grzyby namoczyć na noc. Następnego dnia gotować
30 minut w tej samej wodzie, w której się moczyły. Wyjąć, pokroić
w paski, ugotować śliwki (ok. 15 min.), pokroić je w paski.
Z warzyw i przypraw ugotować wywar, połączyć z wywarami z grzybów i śliwek. Buraki umyć, ugotować w całości, kiedy będą miękkie,
obrać i pokroić w plastry. Zalać gorącym, przecedzonym wywarem
(buraki nadadzą piękną barwę i słodkawy smak). Zagotować barszcz
i odstawić (zbyt długie gotowanie spowoduje utratę koloru). Następnie przecedzić, doprawić solą i pieprzem, zakwasić sokiem porzeczkowym lub wiśniowym. Do barszczu nie należy używać octu tradycyjnego lub kwasku
cytrynowego. Doprawić koncentratem buraczanym, a jeśli ktoś
lubi – również roztartym czosnkiem. Gorącą zupę rozlać do
miseczek i włożyć po
porcji pokrojonych
grzybów i śliwek.
5. U
nikajmy alkoholu, zwłaszcza mocnych trunków i likierów.
Lampkę czerwonego wina nawet bym polecała.
Karp po warszawsku
❙❙ Pamiętajmy:
1. Śniadanie rzecz święta, zwłaszcza w święta.
2. Jedzmy często, ale mało.
3. P ostawmy na ryby. Niech w te święta one mają pierwszy
głos.
3. P rzed posiłkiem wypijajmy szklankę wody, ale potem też
o niej nie zapominajmy, najlepiej z cytryną. Dobre są także
herbaty: zielona, czerwona, jaśminowa, miętowa, z dodatkiem imbiru, goździków lub cynamonu.
6. D
esery i inne słodkości popijajmy kawą, bo kofeina pomaga
strawić tłuszcz.
❙❙ Jak spalać?
Skutecznie oczywiście. W okresie świątecznym ruch, który po obfitym
jedzeniu pobudzi jelita do pracy, przyspieszy przemiany metaboliczne
i pozwoli utrzymać w normie masę ciała, jest szczególnie ważny. Wielogodzinne nasiadówki powodują, że przez większą część dnia żołądek
i jelita pozostają ściśnięte i nie pracują prawidłowo. Rodzinny spacer,
nawet mimo braku pogody, z pewnością im pomoże. Ci co biegają,
niech koniecznie zaplanują porcję joggingu, a ci co... jeszcze nie, niech
pójdą na długi rodzinny spacer, który wprawi w dobry nastrój i zapewni
wspaniałe samopoczucie.
Życzę Państwu dobrych, zdrowych
i bardzo smacznych Świąt.
Składniki:
o
koło 1-1½ kg sprawionego karpia
d
uża włoszczyzna bez kapusty
2 kwaśne jabłka
łyżeczka masła
3 łyżeczki oliwy
s zklanka białego wytrawnego wina
s ok z cytryny
łyżka przecieru pomidorowego
ząbek czosnku, 5 ziarenek ziela angielskiego, liść laurowy, ¼ łyżeczki
nasion kolendry, sól, pieprz.
Przygotowanie: Karpia natrzeć w środku i na zewnątrz solą i pieprzem, skropić sokiem z cytryny, odstawić na godzinę do lodówki.
Warzywa pokroić w zapałki, jabłko obrać i zetrzeć na dużej tarce,
skropić sokiem z cytryny, Na dużej patelni rozgrzać oliwę, włożyć
rozdrobnione warzywa z jabłkiem, dodać przyprawy, podlać winem
i dusić 5-6 minut, mieszając, aż lekko zmiękną. Następnie wymieszać
z przecierem pomidorowym i wyciśniętym czosnkiem, ostudzić. Karpia
nadziać przygotowanym farszem, otwór spiąć wykałaczkami. Resztę
warzyw rozłożyć na dnie wysmarowanej masłem brytfanki. Na wierzchu
ułożyć rybę, piec ok. 45 minut w temperaturze ok. 180 stopni, często
skrapiając winem.
Łosoś na parze
w warzywno-owocowej pierzynce
Składniki:
1 kg filetu z łososia
d
ługi ogórek (wężowy)
c ytryna
u
lubione zioła
d
o dekoracji: liście sałat,
pomarańcza, kiełki lucerny, kolorowy pieprz.
Przygotowanie: Filet łososia nacieramy świeżymi
ziołami i skrapiamy cytryną. Gotujemy na parze ok.
30 minut i układamy na
półmisku. Kroimy ogórek
(ze skórką) w cienkie przezroczyste plasterki i układamy na łososiu w kształcie łusek. Dekorujemy
różnymi sałatami, włosem
marchwiowym, cząstkami
pomarańczy i cytryny oraz
kiełkami lucerny. Przyprószamy kolorowym pieprzem.
Odchudzony piernik Marii
Składniki:
2 i ½ szklanki płatków owsianych
1 00 g rodzynek lub moreli (polecam morele, oczywiście niesiarkowane)
4 -5 łyżek soku wyciśniętego z pomarańczy
½
szklanki płatków migdałowych
½
szklanki pestek dyni
½
szklanki ziaren słonecznika
½
szklanki dowolnych orzechów
3 -4 łyżki miodu
2 łyżki przyprawy do piernika
3 łyżki oliwy lub oleju rzepakowego, ryżowego, z pestek winogron…
Przygotowanie: Rodzynki lub pokrojone morele namoczyć w soku
z pomarańczy i pozostawić; płatki owsiane, płatki migdałowe,
orzechy, pestki, ziarna, przyprawę piernikową wymieszać w misce,
całość zmiksować niezbyt drobno, dodać miód, olej, rodzynki lub
morele z sokiem z pomarańczy, całość zagnieść, aby składniki się
połączyły. Blaszkę wyłożyć papierem do pieczenia, włożyć ciasto,
lekko docisnąć, piec w piekarniku nagrzanym do 180 stopni przez
około 25-30 minut.
Maria Fall-Ławryniuk
Dietetyczka i fizjoterapeutka Akademii Walki z Rakiem
5
Z ŻYCIEM NA TY
Z ŻYCIEM NA TY
twierdzi, że w pisaniu jest coś demiurgicznego. I ja w to od zawsze
bardzo wierzyłam. Uważałam, że dobry wiersz od niedobrego odróżnia dotknięcie Ducha, co widać od razu już w pierwszym utworze
kandydata na poetę. W swoich pierwszych wierszach nie odnalazłam śladów takiego „dotknięcia” i chyba dlatego zniechęciłam się
do pisania. Porzuciłam je na bardzo długo na rzecz walki z moją
prawdziwą naturą.
❙❙ PRÓBY
Fot.: Jacek Rembowski
6
Życie według analfabetu
N
iecały rok temu zaczęłam pisać wiersze. Pewnego dnia po prostu zaczęły do mnie przychodzić
niczym przyjazne duchy, a ja pozwoliłam im zaistnieć w blogu o nazwie „Moja wierszoterapia”.
Miałam wrażenie, że są bardzo stare i towarzyszyły mi od zawsze, ale czekały na odpowiedni
moment, by się ujawnić. Kiedy nadszedł, pozwoliły wyruszyć w niezwykłą podróż.
Przywykłam już do komfortu, jaki daje metafora. Dzięki niej mogę odwiedzać najodleglejsze zakamarki własnych uczuć i mówić o nich, pozostając
w ukryciu. Wyraża je dla mnie podmiot liryczny – niezależny byt, który
przynosi w darze właściwe słowa. Pewnie dlatego tak trudno mi rozpocząć tekst, w którym mam pisać o mojej wierszoterapii niemetaforycznie.
Jestem zdana na siebie… Zacznę więc tak, jakby to był kolejny wiersz.
❙❙ PRZECZUCIA
Moje życie ktoś pisze. Czasami mam złudne poczucie sprawstwa, jak
bohaterka powieści, która chwilowo „wymknęła się” spod kontroli
autora i zdaje się postępować wedle własnego uznania, jednak szybko
zostaje przywołana do porządku. Znacznie częściej moja wolna wola
sprowadza się do powiedzenia „tak”, gdyż „nie” niczego nie zmienia. I tak
przecież wszystkie drogi prowadzą do miejsca, z którego próbowałam
uciec. Okazuje się, że bezwarunkowe „tak” powiedziane losowi, który
czasami przypomina ponury korytarz, prowadzący w niechcianym
i wzbudzającym lęk kierunku, niespodziewanie otwiera mnóstwo
drzwi i okien, a nad moją głową rozsuwa dach.
Niech będzie błogosławiona droga moja
I każda z dróg, których nie wybrałam (…)
Niech będzie pochwalone wszystko
Co prowadziło mnie do Ciebie
Pisanie wierszy od dziecka wydawało mi się najpiękniejszym i najbardziej mistycznym zajęciem na świecie. Podejmowałam próby, ale nie
czułam się z nich zadowolona. W liceum przeczytałam „Opowieść dla
Przyjaciela” Haliny Poświatowskiej, jedną z najważniejszych książek
w moim życiu, która utwierdziła w przekonaniu, że poprzez poezję
można obłaskawić każdy los. Także życie zdominowane przez nieuleczalną chorobę, prowadzone w rzeczywistości szpitalnej, skazującej człowieka na banicję do wnętrza siebie. Poświatowska, młoda
dziewczyna lecząca beznadziejnie chore serce, stała się poetką nie
tylko dzięki swojemu talentowi. Do pisania zainspirował ją lekarz,
profesor Julian Aleksandrowicz, znany krakowski hematolog i prekursor arteterapii traktowanej jako metoda wspomagania procesu
leczenia dolegliwości somatycznych. Wielokrotnie w wyobraźni
przywoływałam obraz Poświatowskiej siedzącej w kucki na szpitalnym
łóżku, uczącej się filozofii albo piszącej, jakby umieszczonej we własnym kokonie, oddzielającym ją od otoczenia pełnego bólu i śmierci.
Zdawało mi się, że ten groźny świat, ulegając sile słowa kreowanego
przez wolny ludzki umysł, stopniowo łagodnieje. Co więcej, staje się
okolicznością sprzyjającą głębszej refleksji egzystencjalnej, a przez
to również twórczości. Tak dalece zidentyfikowałam się z poetką, że
zaczęłam nasłuchiwać rytmu własnego serca w nadziei, że usłyszę
w nim jakieś zakłócenie, które uruchomi proces twórczy. Sądziłam
wówczas, i nadal sądzę, że poezją rządzi metafizyka. Joanna Bator
Jako młoda dziewczyna byłam tak nieśmiała, że wstydziłam się wsiąść
do autobusu. Uznałam, że to bardzo źle. Dlatego, mimo że marzyłam o pisaniu wierszy, zaprojektowałam dla siebie drogę życiową
wymagającą pewności siebie, panowania nad emocjami i mocnego
zakotwiczenia w rzeczywistości. Jeszcze podczas studiów pracowałam w radio, a później w gazetach jako reporter. Pewnego razu szef
mojego działu wystawił opinie wszystkim młodym dziennikarzom
i dowiedziałam się, że mam talent do zdobywania ukrytych informacji.
W czasach, kiedy kobiety w wojsku stanowiły rzadki widok, zostałam
oficerem Marynarki Wojennej. Wielokrotnie słyszałam od kolegów, że
uważają mnie za osobę, która przez zamknięte drzwi potrafi wejść
razem z futryną. Przełamywanie siebie sprawiało mi wówczas satysfakcję. Paradoksalnie, bo słowo „przełamywanie” w odniesieniu
do natury ludzkiej zawiera wyraźnie brutalny wydźwięk. Byłam jak
bohaterka powieści, niezadowolona ze swojego autora i pisząca
siebie od nowa. Czasami czułam się, jakbym siedziała w wagoniku
i próbowała popchnąć go od środka. Bo kiedy przyszedł na świat
mój Syn Szymon, skrajny wcześniak, cały ten dorobek rozsypał mi się
w palcach. Moją uwagę zdominowała najważniejsza walka, o życie
dziecka. Równolegle przez całe lata prowadziłam inną – z samą sobą.
Praca zawodowa, polegająca na bezustannym „przełamywaniu siebie”,
nie przynosiła ukojenia, a jedynie powody do kolejnych zmartwień.
Żadna poza sztucznej pewności nie mogła pomóc. Oparcie dawało
tylko to, co z natury płynęło w moich żyłach i co w końcu powróciło
do mnie w wierszach, jak część odzyskanego „ja”. Najpierw jednak
musiałam oddać wszystko, co nie było „moje”. Zaczęłam od munduru.
Miałam kiedyś mundur
Był jak rusztowanie
Po którym wspinałam się byle dalej
Od siebie i od ziemi
Granatowy jak nocne niebo
Z czterema gwiazdami
Sztywny niczym trap okrętu
Każdy w nim dobrze wyglądał.
(...)
Miałam kiedyś mundur
Potem żaglówką klasy Optymist
Syn zabrał mnie w morze.
Moja twarz dla jego palców – GPS
On dla mnie – jedyna nadzieja
Między nami rozkołysane życie
Mierzone w węzłach
I rodzaj wolności, która nie pozostawia wyboru
Rodzaj pewności:
Amare necesse est
Navigare non est necesse.
❙❙ DECYZJA
Rok 2013 był przełomowy. W moich wspomnieniach zapisał się trochę
jak naziemna wersja misji Apollo 13. Jej członkowie nie osiągnęli celu,
którym było lądowanie na Księżycu. Zostali bohaterami wyłącznie dlatego, że cudem udało im się powrócić na Ziemię; „na tarczy”, a jednak
„z tarczą”. Jako hospicyjna mama, miałam za sobą kilka takich powrotów, ale w sierpniu tamtego roku poczułam, że w dotychczasowym
życiu dotarłam do ściany. Syn nie spał całymi nocami, nie chciał jeść,
często zapadał na infekcje; pomimo troskliwości ze strony zespołu
hospicjum domowego było coraz gorzej. Moje dziecko protestowało
przeciwko czemuś bez słów, uciekając coraz bardziej w siebie. U mnie
ciągły brak snu utrudniał myślenie, a moje ówczesne zajęcie, polegające
na pisaniu, wymagało jasnego umysłu. Czułam, że nie sprawdzam
się ani jako pracownik, ani jako mama. Byłam trochę tam, trochę tu,
ciągle pomiędzy, w nieustannym rozdwojeniu, które jak wiadomo
nie jest fizjologicznym stanem człowieka. Zdarza się podobno tylko
rzeczywistości kwantowej.
Po jedenastu latach bycia samotną, pracującą mamą niepełnosprawnego dziecka, powiedziałam Synkowi: „teraz będę już tylko z Tobą”
i złożyłam wymówienie z pracy, decydując się na tzw. świadczenie
pielęgnacyjne. Były to jedne z wielu drzwi, które w tamtym czasie
z różnych ważnych powodów zamknęłam, pozostawiając za nimi
niespełnione marzenia i nieziszczalne plany. Zrezygnowałam ze
wszystkich oczekiwań. Za ostatnimi drzwiami zostawiłam siebie.
I poczułam ogromną ulgę, że nie ma i nigdy nie będzie tego, co dla
siebie wymyśliłam.
❙❙ POWRÓT
Zaczęły mnie cieszyć tak proste sprawy, jak zmienność pór roku, zapach liści jesienią i ożywającej ziemi na wiosnę. Byłam z Szymonem
i nie musiałam donikąd lecieć, niczym samoodnawialna perseida,
wypalająca się kilka razy na dobę. Kiedy przestałam się koncentrować
na pędzie, mogłam zaobserwować własne położenie. I zobaczyłam,
że od dawna żyłam nie swoim życiem.
Mój syn Tachion
przybył do mnie odwróciwszy czas
i powiedział: możesz przyjść na świat
powiedział: twoje życie nie pójdzie na marne
powiedział: warto
(...)
On, który poznał moje zwątpienie
poznał też nadzieję
przyniósł błogosławieństwo – zapach kwitnącej śliwy
przyniósł obraz rzeki
7
Z ŻYCIEM NA TY
9
WOLONTARIAT
Szymek zaczął stopniowo powracać. Myślę, że nigdy nie lubił moich
codziennych nieobecności od bladego świtu do wieczora. Rytmu, który
narzucała praca. Ja również tego nie lubiłam. Robiłam, co wydawało się
konieczne i nosiło szyld „próba normalnego życia w okolicznościach
nieuleczalnej choroby”. Ale teraz z całą satysfakcją ogłosiłam, że coś
takiego jak „normalne” życie po prostu nie istnieje. Jest tylko takie
życie, jakie możemy prowadzić. Niedoskonałe i trochę „na wariackich papierach”. Życie według analfabetu, w którym każdego dnia
stawiam pierwsze kroki. Udało się nam wiele rzeczy poprawić: ustały
ataki padaczki, Szymuś zaczął jeść, stopniowo coraz dzielniej radził
sobie z infekcjami. Pochłaniały nas codzienne zajęcia szkolne i rehabilitacyjne. Byłam mamą niepełnosprawnego dziecka, nikim innym.
Wtedy w mojej głowie zaczęły pojawiać się słowa, potem zdania.
Wydawały się ważne i postanowiłam je zapisywać w zeszycie, który
wszędzie ze sobą nosiłam. Musiało to zabawnie wyglądać, kiedy
podczas spaceru z Szymkiem nagle zatrzymywałam się na chodniku,
blokowałam koła wózka i z miną natchnioną (albo z lekka szaloną)
zaczynałam coś zapamiętale notować. Przyjęłam system podążania
za własnymi myślami: notowałam wszystko, co przychodziło mi do
głowy, nie oceniając, czy ma to sens. Wieczorem przepisywałam zapiski
z całego dnia do plików w laptopie, sądząc, że zbieram materiał na
książkę i że w pewnym momencie wszystko zacznie się samo układać.
Powieść, zatytułowana „Klub dobrego życia”, miała opowiadać historię
kilku mam hospicyjnych, które się przyjaźnią i co jakiś czas spotykają
w przyjacielskiej grupie wsparcia. Nie miałam pierwszego zdania, bo
każde mogło w odpowiednim momencie okazać się „pierwszym”, ale
zebrałam sporo materiału. Pracowałam tym systemem przez pół roku.
Wreszcie pewnego lutowego dnia w dokumencie wordowskim moim
oczom ukazał się pierwszy wiersz, „Chcę pisać o miłości”.
Chcę pisać o miłości
o miłości do Syna
piorunującej jak posocznica
rozległej
jak krwawienie do śródmózgowia
poszukującej światła
jak oczy wcześniaka
(...)
Zrozumiałam, że wbrew temu, co sądziłam, nie pracuję nad książką.
Wszystkie zapisane dotąd fragmenty okazały się częściami wierszy
Oni nam pomagają
lub do nich przyczynkami. W ciągu tygodnia napisałam dziesięć tekstów. Równocześnie z nimi narodził się pomysł stworzenia miejsca,
w którym mogłyby żyć i z którego wyruszać w świat, gdyż słowo,
podobnie jak Duch, leci dokąd chce, taka jego natura. Poprosiłam
o pomoc techniczną kolegę i w ciągu miesiąca powstał blog poetycki.
Początkowo wymyśliłam dla niego nazwę „Życie według analfabetu”,
jednak usłyszałam, że to zbyt skomplikowany tytuł. Zdecydowałam
się więc na „Moją wierszoterapię” (w adresie: wierszoterapia.blogspot.
com). W marcu blog pojawił się w sieci.
Był to zupełnie nowy świat, w którym moje utracone części na powrót się zintegrowały. Odkryłam, że noszę w sobie bezpieczny dom.
Byłam całością, po raz pierwszy od niepamiętnych czasów pod każdym względem w zgodzie ze sobą: jako mama i jako ktoś, kto pisze.
Wiersze otworzyły przede mną nieograniczone możliwości wyrażania
emocji, a przede wszystkim korzystania z błogosławieństw metafizyki.
Wierzę, że w pisaniu jest coś z samouzdrawiania. Niektóre rany może
zabliźnić tylko wiersz.
twoja matka musi
kochać cię obok, gdzieś na drugiej godzinie
odłączyć pamięć szpitalnych maszyn
rozsypać moment, w którym przestałeś widzieć
myśleć – a cóż to znaczy dobre życie, czy ktoś je zna
każdy dzień jak język spustowy
obejmować jednym palcem
naciskać lekko
patrząc w nieruchomy cel
„na swój sposób jest szczęśliwy”
albo musi trochę oszaleć
wierzyć, że nie trzeba koniecznie
chodzić, mówić
kopać piłki
zakochać się w koleżance z klasy
chcieć czegoś, czekać na więcej
że właściwe nic nie tracisz
bo jej miłość wystarczy za wszystko
Zupełnie niedawno przyszedł mi do głowy pomysł na książkę i wkrótce
zacznę nad nią pracować, oczywiście w nielicznych wolnych chwilach.
Nowy tytuł, nowy temat. Nowy rozdział w życiu. Bardzo jestem ciekawa, dokąd mnie to zaprowadzi. Bo już wiem, że moim zadaniem
jest po prostu podążać.
http://wierszoterapia.blogspot.com
Aleksandra Perycz-Szczepańska
Na firmy Leasing Polski Sp. z o.o. i Intel Technology Gdańsk możemy liczyć już od dawna. Ich oddanie i konsekwencja w pomaganiu są dla nas filarem wielu akcji. Prawdziwych przyjaciół poznaje się nie tylko w biedzie, ale
także w monotonii dnia codziennego.
I
ntel, światowy lider w dziedzinie krzemowej innowacji, opracowuje
technologie, produkty i inicjatywy, które stale ulepszają ludzką
pracę i życie. W Gdańsku zatrudnia 1600 pracowników, z których
zdecydowana większość pracuje w działach R&D.
Intel Technology Poland to firma, która wolontariat pracowniczy,
w ramach prowadzenia polityki społecznej odpowiedzialności, wspiera
na wiele sposobów. Duże słowa za sprawą naszych pracowników
zamieniają się w duże czyny.
Jedną z metod zachęcających pracowników do działania na rzecz
innych jest rejestrowanie godzin wolontaryjnych w specjalnym systemie, które następnie zostają zamienione na dolary, wypłacane
współpracującym z nami organizacjom i fundacjom. Intel zapewnia
też przestrzeń do działań wolontaryjnych poprzez możliwość udziału
w akcjach w ramach godzin pracy.
Paweł Gliniewicz
Prezes Zarządu
Leasing Polski Sp. z o.o.
S
pecjalizujemy się w leasingu pojazdów używanych: ciągników siodłowych, autobusów, naczep, samochodów osobowych, sprzętu
budowlanego oraz różnego rodzaju sprzętu specjalistycznego. To,
co nas wyróżnia, to uważne wsłuchiwanie się w potrzeby naszych
klientów i znajdowanie dopasowanych rozwiązań. Od 2012 roku rozwijamy autorski program Wolontariatu Pracowniczego LP, koncentrując się
na tych inicjatywach społecznych, które są szczególnie ważne dla naszych
pracowników. Wspieramy przede wszystkim działania, w które angażują
się osobiście, poświęcając swój czas i energię. Siedziba naszej firmy znajduje się w Gdańsku i właśnie na obszarze Trójmiasta działamy najwięcej.
Grupka zapaleńców z IGK Volunteering team dba o rozpisanie kalendarza działań na cały rok i koordynuje akcje, które są już stałym
elementem życia firmy. Należą do nich m.in.: sprzątanie lasu, zbieranie
żywności i akcesoriów dla zwierząt w schroniskach, oddawanie krwi,
przygotowanie kalendarza wolontaryjnego ze zdjęciami naszych
pracowników czy akcje Fundacji Hospicyjnej: „Kolorowy Piórnik”
i Mikołaje Łączcie się”.
Udowadniamy, że wolontariat nie wymaga dużego wysiłku, a może
być prostym sposobem na lepsze samopoczucie, integrację z innymi,
zabawę i realną pomoc tym, którzy jej potrzebują. Bo z wolontariatem
jest jak z bumerangiem. To ile dasz od siebie, zawsze do Ciebie wróci.
Fot.: Archiwum Intel Technology Gdańsk
zawieszonej nad żelaznym mostem
Jakże bym mogła się nie narodzić?
Fot.: Archiwum Leasing Polski Sp. z o.o.
8
Z Fundacją Hospicyjną współpracę rozpoczęliśmy w 2012 roku, przekazując na jej potrzeby samochód. Już wtedy zakiełkowała w nas myśl, by nie
poprzestać na jednorazowym wsparciu organizacji, ale wspierać ją regularnie. Aktualnie co roku przekazujemy Fundacji 1% podatku i zachęcamy
do tego naszych klientów. Uczestniczymy też cyklicznie w wielu akcjach
pod jej patronatem, m.in.: „Mikołaje, Łączcie się!”, „Uśmiech Dziecka na
Dzień Dziecka”, „Kolorowy Piórnik” oraz „Pola Nadziei”. Do przyszłorocznego finału „Pól Nadziei na Pomorzu” zaczęliśmy przygotowywać się już
teraz, sadząc na terenie naszej firmy żonkile.
Pomaganie innym daje nam bardzo dużo satysfakcji i radości. Wierzymy,
że angażując się w pomoc potrzebującym, sami stajemy się lepsi. Natłok
zadań często powoduje, że ludzie, którzy chcą pomagać, odkładają te
sprawy na później. Z nami było podobnie. Na szczęście dzięki takim
osobom jak Pani Beata Łopatniuk z Fundacji Hospicyjnej uświadamiamy
sobie, że nawet niewielka pomoc okazana dzisiaj, jest ważniejsza niż
obietnica wielkich działań w przyszłości.
Zespół Wolontariuszy
Intel Technology Gdańsk
WOLONTARIAT
Domowy
poligon
W
domowym hospicjum
zaplecze wolontariusz
tworzy sobie sam. Czuje
się członkiem hospicyjnego zespołu, ale spotyka się z nim
rzadko. Ma w głowie teorię z kursu,
w telefonie numery do lekarza czy
pielęgniarki, jednak codzienność przy
łóżku chorego musi sobie opracować
w pojedynkę. Bez możliwości przekazania tego komukolwiek, za to ze
świadomością, że pomocy potrzebuje
nie tylko pacjent, ale także jego bliscy.
Czasami nawet bardziej.
Domowe Hospicjum dla Dorosłych ks. Dutkiewicza opieką obejmuje około 100 pacjentów, zazwyczaj w terminalnej fazie choroby
nowotworowej. Pod opieką zostają do końca, czasami na ostatni
czas przenosząc się na oddział stacjonarny – kiedy w domu już
nie można pomóc i potrzeba całodobowego wsparcia. Wolontariusze trafiają do nich gotowi do różnych wyzwań i na częste
pożegnania. Tomek Skowroński żegnał się już dziesięć razy.
Energiczny, z tych co chodzą po ziemi, opowiadając o pracy
wolontariusza ucieka się do metafory i mówi o sobie...
❙❙ Przewoźnik
Wyobraź sobie rzekę i łódź. Ja nią przewożę ludzi. Nie, wcale nie od razu
na drugi brzeg. Sęk w tym, że ja sam nie mam pojęcia, jak długo będę
ich tą rzeką wiózł. I nagle dobijamy na drugą stronę. To nie może być
dla mnie dramat. Wtedy nie mógłbym wrócić po następnych. A ja się
żegnam i wracam.
Do wolontariatu hospicyjnego szedłem długo, jakieś dziesięć lat. Moja
mama umarła w 2002 roku, pod opieką hospicjum, i już wtedy mnie
zaproszono. Pielęgniarki i lekarz, bo zauważyli, jak sobie radzę. Jestem
zorganizowany, silny psychicznie, umiem zapanować nad emocjami, a to
jest akurat bardzo ważne. Jak widzisz, nie posłuchałem od razu. Wreszcie
ten czas przyszedł. Zacząłem od udziału w paru akcjach, ale ciągnęło
mnie do chorych, więc musiałem skończyć kurs. Obowiązkowe praktyki
Hospicjum Domowe dla dzieci ks. Dutkiewicza to przestrzeń,
w której obecnie przebywają 32 rodziny małych podopiecznych,
najczęściej chorujących na przewlekłe choroby genetyczne,
najczęściej wiele lat. Dzięki hospicyjnej opiece ich stan się na
tyle stabilizuje, że z danego im życia mogą korzystać w pełni
swoich możliwości, choć bywa, że tym maksimum jest spokojny
oddech. Jak u 3,5-letniego Pawełka, do którego Kasia Brożek
chodzi już ponad rok.
❙❙ Moje drugie życie
Wspólne herbaty są dobre na wszystko
oczywiście zaliczyłem na oddziale, ale błyskawicznie trafiłem do domowego. Chyba znowu zadziałało to moje zorganizowanie... Ponoć je widać.
Żal mi, że chorych ludzi traktuje się jak pociąg na bocznicy. Masz rację,
ich się nawiedza, a nie do nich przychodzi. Przynosi czekoladki i odfajkowane, można wrócić do swojego życia. Tymczasem oni często zdają
sobie sprawę, że wyciągnęli los z wyrokiem, tylko bez informacji kiedy.
I bardzo potrzebują ciepła drugiego człowieka. Nie przez telefon, obok,
nawet kiedy śpią.
Najpierw idę na rozeznanie, czy dam radę. Czy uda mi się im pomóc. Tak
naprawdę, to odmówiłem tylko raz. Po rozmowie z członkiem rodziny
zobaczyłem, że potrzebują kogoś do wyprowadzania psa. Drugi raz
tam nie poszedłem.
Moim pierwszym wyzwaniem była p. Terenia. Chociaż może jeszcze
większym jej syn, mój równolatek. Między nimi był silny konflikt, wyczułem go błyskawicznie. Także to, że syn był psychicznie załamany,
więc musiałem przejąć większość obowiązków. Przecież nie powiem
facetowi w rozsypce, żeby mamie ugotował obiad. I tak nie ugotuje. Do
dzisiaj mamy dobry kontakt, dzwoni do mnie i opowiada mi swoje życie.
Udało mu się podnieść, ale przez jakiś czas byłem jego poduszką do łez.
Pieniądze zarabiam w agencji ochrony, a od stosunkowo niedawna także
jako hospicyjny dozorca. Niektórzy moi podopieczni tutaj trafiają i to jest
dla nich bardzo ważne, że jestem pod bokiem. Jedna z moich Chorych
czekała, aż będę miał dyżur i wtedy odeszła. Na wolontariat musisz mieć
plan i potem go realizować. Nie ma mowy o nieprzyjściu. Zawsze najpierw
esemesuję do chorych i wiem, że potem bardzo na mnie czekają. I jeśli
tylko jest możliwość, to dużo gadamy. Bo niektórym się wydaje się, że
chorego trzeba tylko obmyć, nakarmić i położyć spać. Ile można spać?!
Mam żonę i córkę, ale w domu w ogóle nie rozmawiam o wolontariacie. Tajemnica zawodowa. Zresztą czy to są tematy na rozmowy przy
domowym obiedzie? Szlaban. Na razie sobie radzę. Nie ma mowy, bym
z wolontariatu zrezygnował. To jest coś, co umiem, do czego się nadaję
i co jest dla mnie szalenie ważne.
Jestem ekonomistką, pedagogicznego zaplecza nie mam w ogóle. Pracuję
w instytucji finansowej, więc moja praca to cyferki i wciąż goniące terminy. Przy takim systemie pracy nie ma za bardzo czasu ani możliwości na
zbytnie sentymenty. Wolontariat opiekuńczy dużo mi rekompensuje, ale
do niego też musiałam dorosnąć. Przestać się bać, że zawiodę, nie dam
rady, zacznę i się wycofam. Nie ufałam samej sobie...
To trwało lata. Jeszcze w liceum dzięki siostrze poznałam staruszkę, której
pomaganie dawało mi wiele satysfakcji. Później był wolontariat akcyjny
i przez kilka lat koordynowałam jedną z akcji społecznych. Tylko wiesz, mi
zawsze po głowie chodziły dzieci. W domu już słynne były prośby Kaśki
do rodziców o jeszcze dwóch braci – młodszego i... starszego. Jedna siostra mi nie wystarczała. Sama chciałabym mieć dużą rodzinę, na razie
moja radość to piątka chrześniaków. Tylko nie myśl, że wolontariat to
coś zamiast, raczej sposób na coś jeszcze. W pracy pędzę, a tu zwalniam
i nagle widzę, jak dużo zależy ode mnie.
Z Pawełkiem jestem od ponad roku. Powiedziałam „z Pawełkiem”? Powinnam „z Pawełkiem i jego rodziną”. O Ulanie, mamie Pawła, myślę jak
o swojej drugiej siostrze... Przed wolontariatem wstrzymywał mnie lęk
przed własnymi ograniczeniami. Źle reaguję na widok krwi, źle toleruję
szpitalny zapach. Szybko okazało się, że to w ogóle nie jest ważne. Wręcz
przeciwnie, uświadomiłam sobie, jak wiele słabości jestem w stanie pokonać. Najpierw skończyłam kurs dla wolontariuszy i wylądowałam na
oddziale stacjonarnym. To był ważny czas, dostałam wiele praktycznych
wskazówek, chociaż gdzieś w głowie wciąż
mi kołatało, dlaczego nie jestem z dziećmi.
za jakiś czas, ot tak. Miałam z nim zostawać sama w domu, tak by
Jarek mógł z pozostałymi chłopcami jeździć na dodatkowe zajęcia. Na
początku była wersja, że to ja przejmę Mikołaja i Piotrusia, ale stanęło
inaczej. Ulanie bardzo zależało, bym na spokojnie wszystko przemyślała
i dopiero potem podjęła decyzję. Nie musiała długo czekać.
Nie robię nic szczególnego. Jeszcze nie byłam z Pawełkiem na dworze,
nigdy go nie kąpałam. Zazwyczaj chodzę tam po pracy, 2-3 razy w tygodniu, chociaż zdarzyła się świąteczna sobota, by rodzina mogła razem
wyjść do kościoła. Karmię małego przez sondę, noszę go, przebieram,
śpiewam, czytam książki, rozmawiam lub po prostu przy nim czuwam.
Czasami w gratisie dostaję dwóch urwisów. Mamy sztamę...! No wiesz,
swoje sekrety, takie przed mamą i tatą. Na przykład jak przedłużyć czas
oglądania bajki, by się nie zorientowali... Nie zapomnę ich radości, kiedy
na naszą pierwszą Gwiazdkę dostali ode mnie cukierkowy łańcuch na
choinkę. Jakbym dała im nie wiadomo co. A ostatnio, kiedy do Pawła
przyszła rehabilitantka, przegadałyśmy z Ulaną w kuchni chyba z pół
godziny. Nie, nie o Pawle. O życiu, jak to dwie kobiety.
O wolontariacie długo nikomu nie mówiłam. Wiedzieli najbliżsi i tyle.
Nie było mi to potrzebne. Rozgłos, słowa uznania, ja to źle znoszę. Ale
już zaczęłam mówić. Chociaż słówko. Każdy z nas może drugiemu człowiekowi dać co innego. Hospicjum kojarzy się z opieką medyczną, a to
przecież błąd w założeniu. Często tak naprawdę wystarczy 10 minut, by
potrzymać za rękę, poczytać gazetę, zwieźć do ogrodu na papierosa.
Więc zaczynam o tym opowiadać.
Nie mam własnej rodziny, więc pewno mi łatwiej się zorganizować. Ale
wolontariat nie jest dla zabicia nadmiaru czasu, ale dla mnie samej.
Samorealizacja? Tak, tak bym to nazwała. Wiele sprowadza się do dobrej
organizacji. Kiedy nagle dostaję telefon, że Paweł źle się czuje i moja
wizyta jest odwołana, oprócz strachu o małego czuję pustkę i w ogóle
nie odpoczywam. Naprawdę więcej dostaję, niż daję. To jest banał, ale co
mam zrobić, że też prawda... To jest moje drugie życie. Zanotuj, że lepsze...
notowała Magda Małkowska
Wreszcie któregoś dnia koordynatorka wolontariuszy zagadnęła mnie o dziecięce
hospicjum domowe. Czy bym nie chciała?
Jakby mnie kto na sto koni wsadził. Od
złożenia propozycji do pierwszego telefonu,
już by się umówić, minęło parę godzin, a dla
mnie i tak to była wieczność. Szłam tam
jak na skrzydłach, zniknęły wszystkie lęki.
Z Ulaną od razu przypadłyśmy sobie do
serca. Obie konkretne babki. Czekała na
mnie sama – Jarek, mąż, z Mikołajem
i Piotrusiem, starszymi braćmi, byli chyba
na treningu. No, oczywiście był też Paweł.
Spał. Budził się tylko na parę minut i „nasłuchiwał”. Bo on ma świetny słuch. Ulana
opowiedziała mi o stanie zdrowia synka
i przekazała swoje oczekiwania, przede
wszystkim to, że Paweł jest dla niej bardzo
ważny i nie chciałaby, bym zrezygnowała
11
Fot.: Ulana Witkowska
WOLONTARIAT
Fot.: Anna Marlęga-Woźniak
10
Z Mikołajem, Piotrusiem i Pawłem (na kolanach)
TUMBO POMAGA
TUMBO POMAGA
Pokojowa rewolucja
Z
aczęło się nad... morzem. Do fundacyjnej wolontariuszki Anety Rojek przyjechała Ania Karlikowska,
koleżanka z Warszawy pracująca w platformie nc+. Od słowa do słowa, od opowieści do opowieści pojawił się temat ich służbowych zaangażowań. Historie podopiecznych Funduszu Dzieci Osieroconych
zawsze robią wrażenie i tak było tym razem. Kampania Fundacji Hospicyjnej z hasłem „Dzieci radzą sobie same tylko w bajkach. Pomóż dzieciom osieroconym” była w blokach startowych i postanowiły spróbować
zaistnieć w niej wspólnie. Jako przestrzeń do wykorzystania wybrały program, który właśnie miał zacząć swój
trzeci sezon. Sprawdzony, z dobrym rezonansem wśród widzów.
– Program „Remont w 48 h” opiera się na prostym założeniu – mówi
Karol Adrian, koordynator ds. komunikacji i PR platformy nc+. – Tomasz Pągowski, jako znana osobistość świata designu i wielki pasjonat
dekoracji wnętrz, przyjeżdża wraz z ekipą do wybranego mieszkania,
tworzy wizję całkowitej przemiany jednego pomieszczenia, a potem
błyskawicznie wprowadza ją w życie. W ciągu tytułowych 48 godzin
kuchnia, łazienka lub któryś z pokoi zostają zupełnie zmienione. A my
to rejestrujemy.
Właściciele mieszkań, w których wydarza się metamorfoza, do
programu zgłaszają się sami. Kolejny rok na wizji przyniósł już
wiele dowodów, że Pągowskiemu warto zawierzyć. Jednak tym
razem rekrutacja przebiegała inaczej. Odgórnie. Ponieważ program
realizowany jest w Warszawie lub w okolicach, wytypowana została
rodzina z pobliskiego Otwocka. – Fundusz Dzieci Osieroconych przy
Otwockim Towarzystwie Opieki Paliatywnej działa już od 5 lat i raczej
okazjonalnie – mówi Angelika Wojtasiewicz, koordynator wolontariatu Hospicjum Domowego „Empatia”. – Dla naszych podopiecznych
organizujemy Dzień Dziecka, zbieramy fundusze na szkolne wyprawki,
dofinansowujemy korepetycje, a czasami pomagamy wyjechać na
wakacje. Obecnie pod opieką mamy dziewiątkę dzieci, ale niestety ta
liczba wkrótce się powiększy.
Do programu wybrany został pokój Igi i Kacpra, których tata umarł
w marcu 2014 roku pod opieką hospicjum domowego. Miał 40
lat. Mama Dorota wychowuje dzieci zupełnie sama, bez żadnej
pomocy ze strony rodziny, mieszkającej prawie po sąsiedzku, bo
też w Otwocku. Bardzo zaradna, ale ile można sobie radzić samej –
z długami po zamkniętej działalności firmy męża, w mieszkaniu na
kredyt, z dwójką maluchów u progu szkoły i marną pensją opiekunki.
Rozmawiałyśmy zaledwie dobry kwadrans, ale w tej szczupłej blondynce już na pierwszy rzut oka widoczne były zmęczenie, narosły
latami smutek, ale także determinacja. Zaproszenie do programu
„Remont w 48 h” odebrała jako szansę od losu, może nawet znak,
że oto właśnie zaczyna się nowy etap, w którym ktoś jeszcze będzie
chciał się o nią i o jej rodzinę zatroszczyć.
Zarówno Iga, jak i Kacper są wcześniakami, więc trud związany z ich
odchowaniem są w stanie zrozumieć i docenić jedynie rodzice podobnych dzieci. Jeśli do tego dorzucimy niełatwy charakter ich taty,
a potem traumę związaną z jego śmiercią, wreszcie wspomniane
katastrofalne finanse, to mamy prawie kompletny pakiet proble-
Pokój w trakcie remontu z jednej strony…
…i z drugiej
Tomasz Pągowski w ogniu walki
Udało się! Pamiątkowe zdjęcie z rodziną
Angelika Wojtasiewicz i Justyna Ziętek z dziećmi
Iga i Kacper wreszcie sami
mów, z którymi na co dzień boryka się p. Dorota. – Worek ze złymi
rzeczami, które mi się przytrafiły w życiu, już pęka w szwach – mówi
cicho, chociaż z błyskiem nadziei w oczach. – Nie, nie boję się wrócić
do domu po rewolucji p. Tomasza. Tyle już się nacierpiałam, teraz wierzę,
że przyszedł nowy czas.
Do mieszkania „po przejściach” wchodzę jeszcze bez jego mieszkańców. I tak panuje w nim wielki tłok, czternastoosobowa ekipa
robi swoje. Na szczęście znajdujemy się na tzw. wysokim parterze
i jest wyjście do mikroskopijnego ogródka. Inaczej brakowałoby
powietrza. Pokój dzieci niewiele przypomina ten sprzed dwóch
dni. Ciasna i ciemna klitka 2 na 3 metry jakby się rozrosła. A przecież
zamiast jednego biurka są dwa. Kolejny dowód na to, co może zrobić
dobrze dobrany kolor i odpowiednia aranżacja.
– Kiedy wszedłem tutaj po raz pierwszy, poczułem bardzo duże brzemię
odpowiedzialności – zaczął rozmowę Tomasz Pągowski. – Chciałem, by dzieciaki w nowym pomieszczeniu poczuły się jak u siebie,
a jednocześnie doświadczyły czegoś dotąd sobie nieznanego. Wiem,
że od życia dostały niezłego łupnia. Postanowiłem przefiltrować ich
przyzwyczajenia, oddzielić te rzeczywiście istotne od tych, które je
krzywdziły. Zachowany został dawny podział na strefy (Iga śpi na
dole, Kacper na „pięterku”, blisko akwarium na półeczce), nie usunięto żadnej zabawki, nawet najdziwniejszej. Za to z podłogi zdarto
gumoleum, odsłaniając piękny parkiet, ściany pomalowano na
jasny kolor, wstawiono dużą, białą, rozsuwaną szafę i to dodatkowe
biurko, by każde z nich miało swoje miejsce do nauki. Kolorowa
pościel na piętrowym łóżku, dopasowana do zainteresowań dzieci, tapeta z sówkami na jednej ze ścian, niebieskie zasłonki i parę
mocno zdefiniowanych dziecięcych akcentów, częściowo jeszcze
do zagospodarowania (ramki, korkowa tablica…) dopełniły całości.
Cała ekipa, z Tomaszem Pągowskim i reżyserem programu Jerzym
Grabowskim na czele, czekała niecierpliwie na reakcję dzieci, które
zawsze mówią, co myślą, a reakcji na taką rewolucję nie sposób
przewidzieć. Wszyscy mieli w pamięci, że dzieci chciały, by pokój
pomalować na fioletowo i zielono, tak jak w drugim pokoju. – Kolory
to był trudny temat – przyznał Tomasz Pągowski. – Te, które zastałem
w salonie, nie wydają mi się odpowiednie dla dzieciaków.
Nie trzeba było niczego ustawiać, reakcja całej trójki zrekompensowała wszystkie techniczne problemy podczas produkcji. Brak gotowych
biurek, krzywe framugi, ciasnotę. Było już dobrze po 21.00, kiedy
13
Fot.: Aneta Rojek
12
zaproszono ich do mieszkania. Na szczęście do ciszy nocnej zostało
trochę czasu, zresztą dzieciaków i tak nie było sposobu uciszyć. Na
twarzach realizatorów widoczna była prawdziwa ulga. – Podoba
się? – Bardzo! – Super! – Pani widzi, każdy ma swoje biurko! Widziałam.
Pokój dziecięcy to duże wyzwanie – przyznał Tomasz Pągowski. – Po
pierwsze funkcjonalność, po drugie bezpieczeństwo, po trzecie planowanie, bo przecież tutaj wciąż coś powinno się zmieniać i trzeba
to dzieciom umożliwić. Wszystkie te funkcje udało nam się w nowym
pokoju Igi i Kacpra zrealizować.
Na planie, oprócz Anety Rojek, jednej z inicjatorek projektu, obecne
były też Angelika Wojtasiewicz, na co dzień prawdziwa przyjaciółka
domu, daleko wykraczająca poza swoje służbowe obowiązki, oraz
Justyna Ziętek, koordynatorka Funduszu Dzieci Osieroconych, działającego przy Fundacji Hospicyjnej, która podsumowała: – To ważne,
że po raz kolejny udało się przekonać dzieci pokrzywdzone przez los,
że nie są same. Świat jest pełen dobrych ludzi, gotowych do pomocy.
Wystarczy się do nich zwrócić.
Magda Małkowska
Fundacja Hospicyjna dziękuje platformie nc+ oraz wszystkim członkom
ekipy realizującej odcinek „Remont w 48 h” w Otwocku, w domu podopiecznych Funduszu Dzieci Osieroconych, za serdeczność, zrozumienie
dla idei opieki nad osieroconymi i… za wspaniały efekt końcowy.
TUMBO POMAGA
TUMBO POMAGA
15
Nie do zdarcia
XII kampania „Hospicjum to też Życie” wystąp!
K
onferencja „Zapomniani żałobnicy – o żałobie
dzieci i młodzieży”, zorganizowana 5 listopada 2015 r. w gdańskim Parku Naukowo-Technologicznym dla dyrektorów, nauczycieli
i pedagogów pomorskich placówek oświatowych,
otworzyła cykl szkoleniowy „Żałoba w społeczności
szkolnej”, realizowany przez Fundację Hospicyjną
przy udziale środków Gminy Miasta Gdańsk, w ramach programu „Tumbo Pomaga”. Wydarzeniu
towarzyszyła konferencja prasowa XII kampanii
„Hospicjum to też Życie”, poświęconej problemowi
osierocenia i żałoby dzieci i młodzieży, którą prowadziła Małgorzata Ohme.
Konferencję dla mediów otworzyła prezentacja spotu telewizyjnego kampanii, promującego jej hasło: „Dzieci radzą sobie same tylko
w bajkach. Pomóż osieroconym dzieciom”. Jako pierwsza zabrała głos
Alicja Stolarczyk, Prezes Zarządu Fundacji Hospicyjnej, pokrótce
przedstawiając cel kampanii, jej narzędzia i sposoby realizacji oraz
dotychczasowe działania Funduszu Dzieci Osieroconych, a także założenia programu wsparcia psychologicznego „Tumbo Pomaga” i plany na
przyszłość. – Założeniem programu jest dostarczenie dorosłym określonej
wiedzy, dostępnej na portalu tumbopomaga.pl, a także bezpośredni kontakt zarówno z dzieckiem osieroconym, jak i z osobami z jego otoczenia,
chcącymi pomóc – wyjaśniła Alicja Stolarczyk, dodając, że w planach
jest stworzenie sieci instytucji, w których działaliby specjaliści od żałoby, wspierający zarówno osieroconych jak i pomagających, a także
powstanie świetlic dydaktycznych.
Kampania, do której przystąpiło około 50 placówek hospicyjnych z całej Polski, za cel stawia sobie zwiększenie społecznej świadomości na
temat roli wsparcia, zarówno psychologicznego jak i finansowego,
zebranie środków na stypendia dla osieroconych dzieci oraz szkolenia
dla nauczycieli i pedagogów.
Piotr Kowalczuk, Wiceprezydent Miasta Gdańska ds. społecznych,
z wielkim uznaniem wyrażał się o profesjonalnym przygotowaniu przez
Fundację Hospicyjną pierwszego cyklu szkoleniowego dotyczącego
żałoby, a przeprowadzonego wiosną br. – Takie szkolenia są bardzo istotnym elementem podnoszącym pedagogiczne kompetencje – oświadczył
i nazwał je „brakującym ogniwem polskiej edukacji pedagogicznej”.
Dr Maria Rogiewicz z Uniwersytetu SWPS, ekspertka kampanii, zwróciła
uwagę, że we wsparciu dziecka po stracie najistotniejszą sprawą jest jego
słuchanie, niedziwienie się, przyglądanie się mu, a nawet podglądanie.
– Musimy być, być, być i jeszcze raz być z dzieckiem, a nie wyręczać się
w tym byciu drugimi osobami – podkreśliła kategorycznie dr Rogiewicz.
– Współczesna szkoła potrzebuje oswojenia się z tematyką śmierci – wyjaśniła Agnieszka Paczkowska, ekspertka kampanii, a zarazem psycholożka
z gdańskiego Hospicjum im. ks. E. Dutkiewicza SAC. Dzieci potrzebują
dorosłych, którzy nie boją się własnej emocjonalności i umieją z nimi
być w smutku, a nie się mądrzyć. – Szkoła musi mieć też wypracowane
procedury w zakresie interwencji kryzysowej, kiedy umiera członek społeczności szkolnej, tak by szybko mogły zapaść ważne decyzje – wyjaśniła.
Dr Marlena Kossakowska z Uniwersytet SWPS Sopot, ekspertka kampanii, podkreśliła, że najtrudniejszym zadaniem dla wspierających jest
dziecko lub nastolatek po stracie, którzy nam nic nie komunikują, w tym
również swojej złości czy nawet gniewu. Dorosły musi bezwzględnie
pokazać im, jak bardzo są ważni i że on jest w stanie dla nich dużo zrobić.
Dobrym wzorcem mogą być idee psychologii pozytywnej. – Milczący
są najtrudniejsi. Oni ze sobą zeszli do podziemia – dodała dr Rogiewicz,
a Agnieszka Paczkowska postawiła na komunikację wspierającą, np.:
„widzę, że jest ci trudno”, „widzę, że płaczesz, co się dzieje?” itd.
Ks. dr hab. Piotr Krakowiak SAC, Krajowy Duszpasterz Hospicjów,
zwrócił uwagę na rolę katechetów – obecnie, podobnie jak pozostali
członkowie grona pedagogicznego, nieprzygotowanych do pomocy
osieroconym. Przypomniał, że przez wieki radziliśmy sobie z żałobą,
bo były rytuały, które pomagały ją przejść, a kościół ma ogromny zasób
doświadczeń, z których psycholodzy powinni korzystać. – Czyjaś śmierć
nie jest karą za jego złe życie czy winy jego bliskich. To jest misterium,
wobec którego możemy być tylko razem. Ksiądz Krakowiak podkreślił,
że w kontakcie z człowiekiem po stracie najważniejsze jest słuchanie
i wybieranie z jego monologu rzeczy najistotniejszych. Z próbą szukania
sensu trzeba poczekać i pamiętać, że wszelkie dogmaty zamykają dialog.
Ksiądz profesor zwrócił również uwagę na rolę pracowników socjalnych,
których powinno się objąć szkoleniami i włączyć do zespołu pomagających dzieciom i młodzieży w żałobie.
MM
C
hyba tak. Ludzka życzliwość wobec potrzeb in- podopiecznych Domowego Hospicjum dla Dzieci, część przekażemy
podczas zajęć świetlicowych, a pozostałe Mikołaj zawiezie osobiście.
nych wciąż nas zaskakuje i uskrzydla. Fundusz
Dzieci Osieroconych to jedynie platforma dla ❙❙ Święta, święta
tych, którzy czują wewnętrzny imperatyw by W listopadzie, w gdańskich hipermarketach Auchan i Real odbyły
pomagać, a my mamy świadomość, że jesteśmy tylko się kilkakrotnie wielkie zbiórki żywności. Jeszcze tylu produktów, ile
ich koordynatorami i pośrednikami. I dużo wdzięczności. w tym roku, nigdy nie zebraliśmy. Mąka, cukier, ryż, kasza, słodycze,
❙❙ K
ampania „Dzieci radzą sobie same
tylko w bajkach”
W październiku ruszyła dwunasta odsłona kampanii „Hospicjum to
też Życie”, po raz kolejny poświęconej problemowi osierocenia dzieci
i młodzieży. Jej podstawowym narzędziem jest odwołanie się do
pamięci zbiorowej znanych bajek, których bohaterowie – dzieci pozbawione przynajmniej jednego rodzica, jak Kopciuszek, Jaś i Małgosia
czy sierotka Marysia, pokonują wszelkie przeciwności samodzielnie
lub z pomocą sił nadprzyrodzonych. W prawdziwym życiu dzieciom
potrzeba pomocy mądrych dorosłych.
5 listopada odbyła się konferencja „Zapomniani żałobnicy – o żałobie
dzieci i młodzieży”, zorganizowana dla dyrektorów, nauczycieli i pedagogów pomorskich placówek oświatowych, która otworzyła cykl
szkoleniowy „Żałoba w społeczności szkolnej”.
W listopadzie i w grudniu zorganizowane zostały dla dzieci „Spotkania z Bajką”, podczas których znane osoby ze świata mediów czytały
dzieciom bajkę o Jasiu i Małgosi, a następnie przeprowadzane były
warsztaty plastyczne, będące artystycznym komentarzem do historii
i zarazem pomostem do rzeczywistości.
Szczególne nasilenie kampanijnej akcji medialnej zaplanowane zostało na drugą połowę listopada oraz na grudzień 2015 r. Jednym z jej
głównych elementów jest kampanijny spot reklamowy z podkładem
muzycznym, udostępnionym dzięki życzliwości firmy Paris Music.
Serdecznie dziękujemy.
❙❙ Wsparcie edukacyjne
herbata... oraz środki czystości trafią do rodzin w potrzebie, będących
pod opieką Funduszu, a także bliskich podopiecznych pomorskich
hospicjów.
26 listopada Piotr Myszka, znakomity żeglarz i reprezentant Polski
w windsurfingu, malował z dziećmi bombki, a 3 grudnia otworzyliśmy
Charytatywną Wystawę Choinek – wspólne przedsięwzięcie Fundacji
Hospicyjnej i portalu MetropoliaDzieci.pl. W Parku Handlowym Matarnia w Gdańsku stanęło ponad 20 niezwykłych drzewek, do których
wkrótce dołączyło kilka w gdańskim Kościele św. Jana. Z kiełbasek,
z poduszek, z pudełek, a nawet choinka-samochód. Ze względu na
brak miejsca nie podamy firm, które zdecydowały się je wystawić, ale
za tak piękny gest wszystkim dziękujemy. Całkowity dochód z wystawy
przeznaczony zostanie na wsparcie podopiecznych Funduszu Dzieci
osieroconych.
Tego samego dnia piekliśmy także pierniki w Zespole Szkół Gastronomicznych i Hotelarskich z Gregiem Surmaczem, zawodnikiem Trefla
Sopot, który dla każdego z uczestników warsztatów przygotował
świąteczną niespodziankę.
❙❙ Portal Tumbo Pomaga
To nie do wiary, ale właśnie skończył rok. Od listopada 2015 roku jest
w sieci miejsce dla dzieci i młodzieży przeżywających stratę osoby
bliskiej oraz dla wszystkich z ich otoczenia, którzy chcą im pomóc:
opiekunów, nauczycieli, przyjaciół. Działa też specjalna tumbolinia –
pod nr. 800 111 123, pod którą można zasięgnąć porady bezpośrednio
u specjalisty. Zapraszamy: www.tumbopomaga.pl.
Justyna Ziętek
Koordynator Funduszu Dzieci Osieroconych
W październiku aż 60 dzieci z 15 ośrodków paliatywno-hospicyjnych z całej Polski otrzymało wsparcie edukacyjne na łączną sumę 32 595 zł. Wśród sponsorów
szczególnie chcielibyśmy wyróżnić Fundację Dobroczynności Atlas oraz Przemka Skokowskiego, naszego
wolontariusza autostopowicza.
Fot.: Aneta Rojek
Fot.: Magda Małkowska
14
❙❙ Mikołaje Łączcie się
Już od kilku dobrych lat Fundacja Hospicyjna spełnia
marzenia dzieci będących pod opieką Hospicjum ks.
E. Dutkiewicza SAC w Gdańsku ich rodzeństwa oraz
dzieci osieroconych. Tym razem marzeń uzbierało się
aż 145. Damy radę, jak zawsze, dzięki wielkiemu sercu
zaprzyjaźnionych firm oraz osób prywatnych. Część
prezentów trafi do rąk już 10 grudnia, podczas wigilii dla
Paweł Adamowicz, Prezydent Miasta Gdańska, czyta bajkę
16
KSIĘGARNIA FUNDACJI HOSPICYJNEJ
Fun Wszys
t
dac
ji H kie pub
osp
icyj likacje
nej
25%
tani
e
Solidarni
O
statnie półwiecze to okres szybkiego postępu
nauk medycznych, obejmującego także rozpoznawanie i leczenie chorób nowotworowych.
W efekcie obecnie wyleczenie można osiągnąć u dużej
części chorych, a przedłużenie życia, przy zachowaniu
dobrej jego jakości, u wielu pozostałych. Nadal jednak
nie wszystkich udaje się uratować. Ci chorzy wymagają holistycznej opieki, obejmującej także ich pozamedyczne potrzeby, zwłaszcza w terminalnym okresie
nowotworu. Nadmierna „technizacja” działań lekarskich
w wielu przypadkach prowadzi do pominięcia potrzeb
psychologicznych, duchowych i społecznych chorego,
szczególnie ważnych w końcowych fazach choroby.
W odpowiedzi na te potrzeby, w latach 80. ubiegłego stulecia w Polsce
powstał ruch hospicyjny, obejmujący z upływem lat swoim zasięgiem
coraz większe obszary kraju. Można śmiało powiedzieć, że podczas
ostatnich 30 lat dokonał się w Polsce niezwykły w skali świata rozwój
opieki paliatywnej i hospicyjnej – od pojedynczo działających osób
oddanych idei hospicyjnej do powstania kilkuset profesjonalnych
ośrodków.
Książka „Solidarni. Opieka paliatywno-hospicyjna w Polsce”, pod redakcją Anny Janowicz, Piotra Krakowiaka i Alicji Stolarczyk, jest doskonałą
ilustracją tego fenomenu. Składa się z czterech części, które wiodą
Czytelnika przez czasy – od starożytności, poprzez średniowiecze, aż
do współczesności, ukazując przemiany, jakim podlegała „filozofia”
umierania i opieki w terminalnym okresie życia.
Pierwsza część to ciekawy historyczny rys odnoszący się do zjawisk
i zdarzeń, które na przestrzeni wieków kształtowały podstawy współczesnej opieki paliatywno-hospicyjnej. Na tym tle przedstawiona jest
historia ruchu hospicyjnego w Polsce, z uwzględnieniem roli kościoła
katolickiego i wolontariatu oraz różnych koncepcji działania, w tym
współpracy z innymi sektorami opieki, np. placówkami pomocy społecznej. Ten fragment pozwala zrozumieć powiązania ruchu hospicyjnego
i solidarnościowego w Polsce, silne zwłaszcza w latach 80. Pozwala także
j
dostrzec w pracy hospicjów codzienną obecność papieskiego hasła „jeden
drugiego brzemiona nieście”. Obrazu
hospicyjnej rzeczywistości dopełniają
opisy społecznych kampanii, akcji charytatywnych, szeroko zakrojonych działań edukacyjnych oraz innowacyjnych
działań typu włączania więźniów do pomocy przy chorych.
Druga część książki zawiera wspomnienia i przemyślenia dwudziestu
sześciu osób związanych z tworzeniem hospicyjnego ruchu w Polsce
– pracowników hospicyjnych i wolontariuszy, które dobrze obrazują
pasję i poświęcenie na co dzień obecne w ich działalności. W Polsce
działa obecnie ponad 400 hospicjów domowych i stacjonarnych.
Zapraszamy do księgarni oferującej unikatowe na rynku publikacje, skierowane do osób poszukujących odpowiedzi na trudne tematy związane z końcem życia, bólem i chorobą, a także wskazówek
jak radzić sobie ze stratą i żałobą. Proponujemy poradniki i podręczniki zarówno dla osób zawodowo
zajmujących się pomocą chorym, jak i opiekunów nieformalnych oraz wolontariuszy.
Trzecia część książki to forum wymiany doświadczeń tych palcówek,
historia ich zmagań z codziennymi problemami, ale jednocześnie
historia sukcesów, rozwoju i satysfakcji z dobrze wykonanej pracy.
W tym miejscu nieodparcie nasuwa się pytanie, do kogo adresowana jest
ta książka. Czy jest to „dziennik wspomnień”, cenny dla samych autorów
relacji, czy też fascynująca opowieść o pionierach ruchu hospicyjnego
i ich obecnych kontynuatorach, która może każdego zainteresować?
Z całą pewnością książka ta jest wartościowym opracowaniem dla
obecnych i kolejnych „pokoleń” osób związanych z hospicyjną działalnością. Stanowi bowiem niemal „instruktaż”, jak skutecznie działać
na rzecz chorych potrzebujących opieki u kresu życia. Jednocześnie
ciekawa narracja czyni z tej książki porywającą lekturę dla każdego.
Książka „Solidarni” pozostawia bowiem czytelnika w przekonaniu, że
oto udało mu się zbliżyć nieco do zrozumienia tego niezwykłego zjawiska, jakim była budowa ruchu paliatywno-hospicyjnego w ostatnich
dekadach w Polsce. Ruchu opartego na pasji i poczuciu misji wspaniałych liderów, ale także możliwego dzięki oddaniu i ofiarnej pracy
niezliczonej rzeszy szeregowych pracowników i wolontariuszy. Ruchu,
który wypracował doskonałą organizację i metody kształcenia, otwartego na bliską współpracę pomiędzy ośrodkami w Polsce i za granicą.
Po lekturze tej książki każdy z nas może się czuć zaproszony do udziału
w niesieniu pomocy potrzebującym chorym.
prof. dr hab. med. Ewa Jassem
Książka przygotowana została również w wersji angielskiej:„In Solidarity.
Hospice-Palliative care in Poland”.
KSIĄŻKI DO NABYCIA W KSIĘGARNI FUNDACJI HOSPICYJNEJ, www.ksiegarnia.hospicja.pl
www.ksiegarnia.hospicja.pl
Księgarnia Fundacji Hospicyjnej
Gdańsk, ul. Chodowieckiego 10, tel. 58 343 80 92
DZIECI
RADZĄ SOBIE
SAME
TYLKO
W BAJKACH
POMÓŻ OSIEROCONYM
DZIECIOM
Wyślij SMS o treści POMAGAM
pod numer 7279 (koszt 2zł + VAT)
Wpłać darowiznę na konto:
93 1540 1098 2001 5562 4727 0011
Weź skarbonkę
i przeprowadź
zbiórkę.
Sponsor:
Patronat honorowy:
KRS 0000 201 002
Patronat merytoryczny:
www.funduszdzieci.pl
Patronat medialny: