ORATORIUM JEDENASTE „MROK” /dodać: władza sobie, ludność

Transkrypt

ORATORIUM JEDENASTE „MROK” /dodać: władza sobie, ludność
ORATORIUM JEDENASTE
„MROK”
/dodać: władza sobie, ludność sobie, władza używszy swoich
najwyższych mocy paradoksalnie przestała mieć, kim rządzić/
Natenczas Wojciech chwycił na pasku przypiętą
Raportówkę polową, a w niej kartkę zmiętą
Tu analiz wojskowych było całe mrowie
Sekretnych wielce, zatem nikt już się nie dowie
Jakie uczucia, myśli jakie nim miotały
Wszak myśmy ludzie prości – on zaś Generałem
Raz jeszcze przejrzał dane, jeszcze wszystko zmierzył
A potem przez dni kilka ciężkie chwile przeżył
Oto bowiem szykował Polsce i Rodakom
Straszliwą niespodziankę, wojny twardy zakon
On co z rąk faszystowskich wyzwalał Ojczyznę
Teraz ból miał jej zadać i otworzyć bliznę
On co książki czytywał, teatry oglądał
Kraju miał być żandarmem: na to nie wyglądał
Gryzł się swymi myślami i wielce frasował
Zastanawiał czy wszystko dobrze przygotował
Mógł jeszcze się zatrzymać, jeszcze szansa była
Analizy wskazują, że wojskowa siła
Niekoniecznie być musi natychmiast użyta
Zatem cóż dalej robić – sam się siebie pyta
Przejrzał w myślach historię lat ostatnich kilku
Lat bogatych w zdarzenia: dziś historia milczy
I kroniki znać nie chcą o co były waśnie
Co się działo w tym kraju miesięcy szesnaście
Licząc w tył od tej daty, którą wszyscy znamy
I do końca dni swoich już zapamiętamy
W osiemdziesiątym roku, pośrodku wakacji
Polska była areną robotniczych akcji
Zaczęli kolejarze rodem spod Lublina
Po nich staje Wybrzeże, w Gdańsku i w Szczecinie
Kiedy zaś dołączyły do strajków kopalnie
Polska buntem stanęła, a w fabrykach walne
Zebrania stanowiły, że odtąd do skutku
Stać będą strajkiem wszyscy, aż choćby malutki
Podpis złożą na kartce rządu delegaci
Którym już przedstawiono „oczko” postulatów
Wśród postulatów było kilka systemowych
Kilka z nich politycznych, na koniec płacowych
1
Lech Wałęsa co przez płot do strajku przeskoczył
I do pierwszych dołączył, przed ludźmi roztoczył
Wizję zwycięstw wspaniałych robotniczej wiary
Która podepcze związki zawodowe stare
W ich miejsce ustanowi związki już prawdziwe
Które będą dla ludzi działać jako żywe
Będą się zajmowały BHP, płacami
A nie z CRZZ-tu, z Centrum instrukcjami
Będzie robotnik trzymał sprawy w swoich rękach
I zakończy się polskich robotników męka
Zakończą się oszustwa władzy dyrektorskiej
Biurokracji partyjnej i elity wąskiej
Skończą się przywileje w sklepach za firanką
Półki będą dla ludzi, a w więzieniach zamknąć
Nie da się już nikogo, kto odważnie staje
Dla robotniczej sprawy i świadectwo daje Że uczciwie w obronie staje pracownika –
Taka Wałęsy mowa do ludzi przenika
Z radiowęzła. I jeszcze on o tym napomknął Że bierze Matkę Boską na swoją Patronkę
MKS zaś co wszystkie połączył załogi
Nazwano SOLIDARNOŚĆ: odtąd taką drogą
Porozumienia załóg i jedności ludzi
Będzie ruch się rozwijał i ducha nam budził
Do entuzjazmu czynów i do wielkiej wiary Że się uda socjalizm nowy na tym starym Że gdy chwacko do sprawy zawezmą się „nasi”
Wnet się w kraju pojawi i chleb, i kiełbasa
Wszelkie też dobra, które w ilości niemałej
W Partii czeluściach albo w eksporcie znikały
Teraz rynek zasilą naszych miast i wiosek
Będzie co jeść – a eksport zostawmy na potem
Łatwy żer przeczuwając, widząc co się święci
Przybyli do stoczniowych wrót inteligenci
Byli Gwiazda i Kuroń, Michnik i Staniszkis
Modzelewski i inni do tej stoczni przyszli
Była to silna grupa niezłomnych oporu
Przeciw starej komunie. Zatem ludzie z KOR-u
Ludzie z ROPCiO i innych ugrupowań tajnych
Co przeszli już niejedno, którzy pośród skrajnych
Zdołali prześladowań zachować swą godność
Którzy dumnie nosili ważne słowo WOLNOŚĆ
I szczerze nie znosili totalitaryzmu
Chociaż wiele wspólnego mieli z socjalizmem
2
KPN pod Moczulskim, i klub liberałów
Wielka liczba do tego różnych radykałów
Niejeden z nich partyjne szeregi zasilał
W swej młodości i potem, nim aparat wylał
Z kąpielą swych najlepszych Partii wychowanków
I mianował wrogami, i wypchnął do szańców
Ojczyzny wiernych synów, którzy dobrze chcieli
Ale nieco inaczej robotę widzieli
Brali całkiem dosłownie hasła demokracji Że niby lud ma rządzić. Jasne, mieli rację
Tylko tego nie chcieli pojąć swym rozumem Że w żadnej demokracji nie rządzi się tłumem
Tylko poprzez wybrańców stanowi się władzę
Zatem poprzez wybory trzeba coś uładzić
A jeśli nie wybory – to ważny jest sposób
Wyłonienia najlepszych spośród ludzi osób
Które to zawiadować będą polską nawą
I najlepiej rozstrzygać każdą trudną sprawę
O tym potem, bo teraz Solidarność nowa
Wzmocniona o ekspertów, do boju gotowa
Tam, w stoczniowej stołówce, i z megafonami
Z Pyką deliberuje nad postulatami
Pyka jednak pomylił chyba swoją rolę
Zwracając się do ludzi: cześć głupie robole
Trzeba było wymienić durnego bufona
Dzieła zatem wielkiego Jagielski dokonał
Podpisał on z Wałęsą tekst Porozumienia
Które Polskę od teraz radykalnie zmienia
Podobne są podpisy w Jastrzębiu, w Szczecinie
Wszyscy czują że Polska jeszcze nie zaginie
Zaczęły się radości festiwale wielkie
Powszechnej wiary w cuda - a nadzieje wszelkie
Pokładano w Wałęsie i w Solidarności
Który okpił komunę i wygrał z nią w kości
Teraz drzwi do Historii stanęły otworem
Przyszedł czas by wyleczyć Polski rany chore
Aby Naród znów poczuł swoje przeznaczenie
Postawił kraj na nogi i trzymał baczenie
Na swoich kierowników, co przez Tysiąclecie
Zawsze postępowali niby we mgle dzieci
Najpierw byli kochani, a kiedy na tronie Zawsze jakoś skręcali w niewłaściwą stronę
Wojciech, stary frontowiec, który z niejednego
3
Pieca jadał wypieki, czuł coś niedobrego
Z jednej strony sympatię miał do tego ruchu
Robotnicze pragnienia słuchał chętnym uchem
Pilnie czytał lektury, które niczym gejzer
Wypłynęły na rynek, każdy mógł w nie wejrzeć
Bo cenzury nożyce bezsilne się stały
Wobec bezdebitowych wydawnictw nawały
Ludzkich swobód Generał obserwował tygiel
Ale czuł że nałożyć trzeba będzie rygiel
Na tych strajków tysiące które przez kraj cały
Bez porządku żadnego: to się pokazały
Ciemne strony wolności, co jak tlen w nadmiarze
Jednym daje energię – innych świrem karze
Wśród rozumnej większości cieszącej się z pracy
Wypełnionej nadzieją – byli też i tacy
Którzy sensu wyłącznie w rozróbach szukali
W ciągłych próbach awantur, byle coś rozwalić
Judzili po fabrykach, po wsiach jęli mamić Że z komuną rozmowy wyłącznie strajkami
Uda się przeprowadzić, zatem kto chce szczerze
Poprawić swoją dolę, niech za strajk się bierze
Niechaj żąda wciąż więcej, niechaj dyrektorzy
Pogłupieją od strajków, wtedy dadzą może
Tu podwyżkę, tam urlop, a tu nawet władzę
Przecież inni na stołkach też sobie poradzą
Modne stały się taczki którymi pieniacy
Wywozili dyrekcję poza zakład pracy
Rządził krajem rozgardiasz, rządziła głupota
Wypłaty podwyższano – a stała robota
Kraj się w długach zanurzał, a zobowiązania
Pieniacy olewali, racje mieli za nic
Byle tylko zabłysnąć na fabrycznym wiecu
Byle tylko podpalać w tym strajkowym piecu
Patrzył na to nie wierząc zdumiony Generał
Który już w międzyczasie dan został premierem
I Partii Sekretarzem szybko go obrali
Ci co chcieli by Wojciech komunę ocalił
Nie tak widział Generał swego kraju losy
Nie tak myślał o Polsce, dęba stają włosy
Porozumień sierpniowych ideę znał taką Że wspólnymi siłami dla dobra Polaków
Wezmą się ideowo dla Sprawy złączeni
Ci co swoje wrogości dadzą w zapomnienie
Ci co z wolą najlepszą i najlepszą wiedzą
4
Narodowi kierunek dobry podpowiedzą
Dawniej bo obu stronach stali barykady
Teraz swojej współpracy sens chcą nowy nadać
Takie od zawsze Wojciech miał wyobrażenie
Na temat słowa które brzmi POROZUMIENIE
Ale widział że czasy nie będą spokojne
Zaś siły rozrabiackie koniecznie chcą wojny
Taką mają zasadę: „tym lepiej im gorzej”
Dla swoich ambicyjek chętni kraj rozłożyć
Posłał Wojciech przezornie szparko na przeszpiegi
Swoich tajnych agentów pomiędzy szeregi
By odczytać bezbłędnie jakie są zamiary
Solidarnych przywódców, nie chciał przecież kary
Hurtem każdemu dawać, wiedział że rozsądku
Znaczna tam przecież siła i ludzi porządku
Innych umyślnych posłał do Episkopatu
By zapytać o radę tych duchownych braci
Co robić z tą hałastrą rozbrykanych ludzi
Niechętnych ku robocie, a gotowych judzić
Ostatecznie z tych wszystkich starań jemu wyszło Że należy samemu gwarantować przyszłość
Spokojną i rozważną krajowi swojemu
Wśród ciągłych niepokojów i burz nękanemu
Bowiem cna Solidarność w zupełnym amoku
Nie ustąpi swej drogi ani nawet kroku
Zaś modlitwą podobno przejęte kościoły
Pełne zgniłego jadu, nienawiści zgoła
Największych zapaleńców stają się schronieniem
Nie kierują zaś żadnym się porozumieniem
Jeszcze ostatnią szansę Wojciech pozostawił
Chociaż już wszystkie siły w gotowość postawił
Czeka aż postanowi Solidarna Rada
Której rychłe spotkanie prasa zapowiada
A na Radzie - euforia wszystkich radykałów Że udało się w kraju poczynić niemało
Wrednej komunie napsuć krwi i starań wielu Że znikają ostatnie kadry PRL-u
Wywożone na taczkach, gnębione strajkami
Kryją się po urzędach, za ZOMO tarczami Że niedługo na drzewach będą zamiast liści
Wisieć równo i smętnie wszyscy komuniści
Wojciech to wszystko widząc, chociaż się frasował
Coraz bardziej na dramat ów się decydował
Widać było że wojna w kraju już się toczy
5
I pytanie jest tylko: kto pierwszy krwią zbroczy
Solidarność oddana bez opamiętania
Misji niszczenia kraju, wrogów wyrzynania
Nie jest stroną sławnego już Porozumienia
A ideę współpracy we wrogość zamienia
Lecz Generał miał jeszcze inne dylematy
Oto wojska radzieckie poprzestały na tym Że się blisko granicy ustawiły groźnie
I formują w zastępy dywizje przemożne
Widać było że albo poradzimy sami
Albo będziemy bici obcymi wojskami
Na dodatek nóż w plecy polskiemu sztabowi
Zadał bliski Wojciecha zdolny współpracownik
Wiele stronic schematów i regulaminów
Sekretnie i podstępnie poza sztaby wyniósł
I grube skoroszyty różnorodnych planów
Wywiózł razem z rodziną do Amerykanów
Zatem wśród niepewności oraz pośród wrogów
Musi Generał trzymać taktyki wymogi
Są bowiem niezależne od cierpień sumienia
Procedury działania, te zaś bez wątpienia
Trzeba realizować, choćby się paliło
Bez tych procedur wszystko by się zawaliło
Samotny w swych decyzjach, świadom przyszłych losów
Generał czuł jak prędko przybywa siwych włosów
Sercem, duszą, sumieniem zrozpaczony cały
Rozumem swym ogarniał chłodno scenę całą
I widział że stanowczo bierze na swą głowę
Odpowiedzialność wielką i dramatu ogrom
Skurczył się w swym fotelu, raz ostatni spojrzał
Na mapę, ale na niej nadziei nie dojrzał
Wszędzie tylko warcholstwa gęste punkty krwawe
Powstał Wojciech gwałtownie: dość już tej zabawy
Szybkim frontowym trybem wydaje rozkazy
I tą nocą grudniową precyzyjne razy
Zadaje wszystkim siłom destabilizacji
Przed chwilą jeszcze wątpił – teraz pewien racji
Pracuje ze swym sztabem do białego świtu
I doprowadza sprawnie do tego wyniku Że tylko w paru punktach zaspanego kraju
Nikłe gesty oporu się uwidoczniają
A w niedzielny poranek ludzie wcześnie wstają
I zdumieni przez okna swoje wyglądają
A tam wozy pancerne, koksowniki dymią
6
Pełno wszędzie żołnierzy, jakowąś straż trzymią
Każdy włączyć chce radio – a tam przemówienie
Czyta ktoś w okularach ciemnych ogłoszenie
To Generał wprowadza stan wojenny w kraju
Groza padła na ludzi, bo wyobrażają
Sobie sceny okropne znane z podręczników
Zwłaszcza że wojsko widzą wokół koksowników
Przestrach spłynął na mężczyzn: wezmą-li w kamasze
I czwórkami sprowadzą bym strzelał do naszych?
Strach ogarnął kobiety: zabiorą nam braci
Mężów, ojców, kochanków – by ich w wojnie stracić?
Więc chwyta telefony kto je w domu miewa
Ale tu głucha cisza, każdy się zdumiewa
Jakże to żyć będziemy, przecież zaraz święta
Takich świąt pośród wojny nikt już nie pamięta!
Jak odwiedzimy krewnych, życzenia wyślemy
Co to się będzie działo!? Ta powszechna niemoc
Rodziny ogarnęła i zwarzyła nastrój
I wszyscy wnet poczuli ten niedobry zastój
Kiedy nic się nie daje powiedzieć do końca
Wszystkim zaś się wydaje że przygasa słońce Że cofamy się wszyscy jakoby do jaskiń
Nie chce się ze snu wstawać, trudno także zasnąć
Powoli, po omacku się przyzwyczajamy
Do wojska pośród czołgów przed koksownikami
I do nowego słowa co aresztowanie
Każe tak kolonijnie zwać „internowaniem”
Jakby to jakieś wczasy były dla tych wielu
Którzy grozili wcześniej ludziom PRL-u
A to był zwykły pierdel, choć we wczasowiskach
Boć więzienia nie dały rady zmieścić wszystkich
Powoli między ludzi szła też informacja Że gdzieś w kopalni Wujek była krwawa akcja
Jeszcze się pojawiły, niczym za Bieruta
Patrole kontrolerskie: za pomocą knuta
Na oczach telewizji opieprzały takich
Którzy produkowali przemysłowe braki
Albo mieli bałagan w rolniczej zagrodzie
Czy też słabo karmiły w przydrożnej gospodzie
Widział lud tę parodię prosty, bogobojny
I śmiał się do rozpuku z takiej niby-wojny
Poszły przez kraj dowcipy na tej IRCh-y temat
Aż trzeba było cichcem skończyć ów dylemat
Poszły śmieszne powiastki na tematy PRON-u
Mówiono też że Orła nie pokona WRON-a
7
Najśmieszniejszy w tym wszystkim Urban się wydawał
Który kpił z dziennikarzy i seanse dawał
Konferencjami zwane, ale to pozory
Kiedy on występował, to ze śmiechu chory
Każdy był kto rozumiał o czym mowa idzie
Aż bezsilni wrogowie mówili: ty żydzie
Ty uszaty szympansie, wszawa eminencjo
On się śmiał bo przerastał ich inteligencją
(dla niego kupowało się kiedyś gazety
bo od zawsze dostarczał umysłom podniety
był w „Po Prostu” redakcji oraz w „Polityce”
ostre pióro miał oraz lubił wypić przy tem)
Z wojną zrazu tak groźną i niesamowitą
Ludzie się oswoili i znaleźli przy tym
Każdy dla siebie miejsce w takiej sytuacji
Tej – jak Trybuna piała – ciut stabilizacji
Jak w kabaretu wierszach: gdy śledź w sieci czuje
Niemoc swoją – to życie się normalizuje
Spadła też na nas wszystkich wieść mrożąca żyły
O tej straszliwej zbrodni jaka się zdarzyła
Pod Włocławkiem na tamie nad zmrożoną Wisłą
Tam Księdzu Popiełuszce umrzeć w mękach przyszło
Hańby tej nikt nie zmyje z żadnego Polaka Że wychował zbrodniarzy i bandytów takich
Wstydzić się nam wypada z osobna każdemu
Za tę straszną robotę, za tę ślepą przemoc
Która kazała w służbie użyć metod karnych
Tylko za to że w ludzie Ksiądz był popularny Że słuchało się Księdza jakoby proroka Że za każde kazanie Naród Księdza kochał
Wiele lat trwały targi kogo skazać trzeba
Za ten zbrodni najgorszej niepojęty temat
Z wyrokami wielkimi osadzono winnych
Ale straszna przewina niech ostrzeże innych
Co się Polakiem każą nazywać każdemu:
Wszyscyśmy winni równo mordowi tamtemu
Gdy podczas festiwalu strajków, nienawiści
Jedni drugich drażnili po to by się ziścił
Sen ów nasz najczarniejszy w wyniku którego
Polak w kraju pobożnym zabił duchownego
A wtedy, w noc grudniową, ja studentem byłem
Pamiętam ten poranek, jak się przestraszyłem
8
Że wezmą mnie w kamasze i wyślą na ludzi
Będę przy koksowniku całe dnie się nudził
A kiedy już przywykłem to mnie uwierało Że jakieś szwarc-komando nam pozamykało
Drzwi wszelkich biur studenckich, wcześniej pełną parą
Biorących udział w strajkach, lotki drukowano
Lokale pełne dysput i gorące głowy
Rozgrzane do białości polityczne mowy
Padały wielkie słowa i przemądre myśli
Człowiek uczył się szybko tego co nie wyśnił
By nawet w śnie bajecznym, takie były czasy Że kto miał mózg otwarty, był na wiedzę łasy
Kto miał oleju w głowie i serce na dłoni
Ten swoją profesurę łatwo mógł dogonić
I nagle przyszły mroki stanu wiadomego
I trzeba było wrócić do skryptów i tego
Co na wykładzie nudnym jak z olejem flaki
Wykładał mistrz lub matoł, albowiem i takich
W uczelni mej nie brakło, zapewne i wszędzie
Ale nie o nich mowa, niech im lekką będzie
Ichnia emerytura. Ja pamiętam dzisiaj Że wtedy pośród strachów niby się wyciszył
Każdy kto wcześniej krzyczał z trybuny dowolnej Że niezależnej Polski chce i szkoły wolnej Że ziemia nam wydała wszak nie tylko Marksa
Ale innych autorów też wykładać warto
Teraz w stanie wojennym jakby coś przycichło
Ale to tylko pozór, zaczęliśmy rychło
Swoją własną konspirę i „tajne komplety”
Gdzie żeśmy poznawali nauki sekrety
Nauki wyzwolonej spod wszelkiej kontroli
Każdy z nas tej bibuły sprowadzał do woli
Z różnych tajemnych źródeł, z różnych powielaczy
Samiśmy też chodzili nocami do pracy
W piwnicach ciemnych wąchać podziemnej farby zapach
Nie myśleć o ryzyku, ewentualnych stratach
Tak nam mijały studia pomiędzy sesjami
Dziś będzie dyskoteka – jutro zaś egzamin
I tylko czasem zdarza się przed profesorem Że się wypsnie uwaga która inne tory
Twej zdradza edukacji – wtedy nauczyciel
Uśmiecha się znacząco: on tego nie słyszał
Opowiadał mi o tym swe odrębne zdanie
Kumpel co zdołał uciec przed internowaniem
9 Nie mógł on wcale zasnąć tą nocą grudniową
Myśli mu niespokojne wypełniały głowę
Jakiś zwierzęcy instynkt podniósł go wieczorem Żeby wyjrzał przez okno. I nerki miał chore
Chore nerki miał zaś na skutek przesłuchania
I słynnej „ścieżki zdrowia”, kiedy go przeganiał
Klawisz pośród kordonu, a każdy „niebieski”
Co w kordonie się starał walić prosto w nerki
Wrzeszczał dziko i chyba trochę był naćpany
Jak tu bowiem wyjaśnić takie zachowanie?
Owej nocy więc kumpel wstał i okiem rzucił
Z piętra szóstego widać trzy czy cztery „suki”
Z nich cichutko wychodzą tajniacy znajomi
I rozchodzą się chyżo każdy w inną stronę
Już za chwilę wywlekli sąsiada z przeciwka.
Kumpel żonę i dzieci przez sen cicho ściskał
Do plecaka powrzucał niezbędne drobiazgi
A na schodach już słyszał psa sąsiadów jazgot
Znaczy że byli blisko, zatem po balkonach
Niczym słynny „taternik” przeszedł do znajomych
Stamtąd zjechał po rynnie i piorunochronie
Zauważyli jednak, ruszyli z pogonią
On znał każdy zaułek, tylko dzięki temu
Zatrzymania uniknął, szybko do „haremu”
Przeniknął ciemną nocą. „Harem” to był lokal
Sióstr wizytek na Woli, w jednej z nich się kochał
Ale tylko na niby, bo to zakonnica
Wnet na stole herbata, chleb i jajecznica
Mieszkał tak dwa tygodnie, potem zmieniał „mety”
Raz na tydzień lub częściej, „esbecy” niestety
Po piętach mu deptali nieustannie, co dnia
Takie życie w ukryciu nie było wygodne!
Jak to się mogło zdarzyć, sobie pomyślicie?
Ano wśród opozycji - zawżdy donosiciel
Wszędzie WRON-a swe macki chytrze lokowała
O podziemnej robocie więc wszystko wiedziała
Wychodzili z „interny” pierwsi towarzysze
Nikt nie wiedział do końca jakim to podpisem
Skażon brat nasz najlepszy: czy „lojalkę” tylko
Asygnował czy może stał się już nam wilkiem
Esbeckim konfidentem i gnidą parszywą
Każdy więc na takiego patrzył nieco krzywo
Jakby go obmacywał wzrokiem i sumieniem
Jakby chciał coś odgadnąć uważnym spojrzeniem
Wiele wtedy przyjaźni dobrych się zerwało
10
Jakże tu być serdecznym, gdy się nie ufało?
Kumpel razem z Bujakiem forsę od Piniora
Rozprowadzał po ludziach ubogich i chorych
Zasłużonych dla sprawy walki z komunizmem
Którym rent oficjalnych urząd nie chciał przyznać
Ale większość tej forsy cichcem wywiezionej
Zostało na bibuły druki przeznaczone
Solidarność Walcząca z powstańczą kotwicą
Już szukała okazji by numer IM wyciąć
Sypały się ulotki z balkonów kamienic
I na murach napisy zaczęły się plenić
Choć esbecja ich wielu powyłapywała
Dzielna konspira prawdę rozpropagowała
Prawdę o ciężkim boju na kopalni „Wujek”
O tym jak w Arłamowie Wałęsa się czuje
Tę o Katyniu prawdę, i tę o Pyjasie
Co go WRON-a zabiła wśród męczarni strasznych
A z Paryża różnymi drogami mołojce
Przenosili „Kulturę” i książki Giedrojcia
Kwitło życie podziemne, które emigracja
Jak mogła tak wspierała z polonijną gracją
Radio Wolna Europa, gdzie „kurier z Warszawy”
Opowiadał przez eter o rozprawach krwawych
WRON-y z towarzyszami walki niepodległej
Ukazywał komuny wszystkie strony ciemne
Tamże i dotarł prędko bard Jacek Kaczmarski
Co pięknie „Mury” śpiewał i inne powiastki
W kraju też były pieśni o Janku Wiśniewskim
Co padł na stoczni zdeptan butem soldateski
Jakby mało ta wojna stworzyła stron ciemnych
Pojawiło się jeszcze zjawisko „interny”
Jeszcze zanim grudniowa owa noc nastała
Już milicja gotowa do swej akcji stała
Głuchą nocą zaś oni do mieszkań wchodzili
Patrolem pomieszanym, w którym dwóch cywili
Oraz dwóch mundurowych – lub inne proporcje
Cel był taki: zatrzymać co większych mołojców
Zakapiorów o których coś wiadomym było Że gdy będą swobodni – źle by się skończyło Że judzić będą oraz zamieszanie czynić
Lepiej zatem zawczasu w pudle ich przyskrzynić
Wyłapywano zatem ich nie tylko z domów
Ale nawet w pociągach z sypialnych wagonów
Od dni wielu tajemne służby krok za krokiem
11
Chodziły wślad za tymi co byli z „wyrokiem” –
Wyrok to był bez sądu, a brzmiał: internować
Każdego według listy, który mógłby knować
Kto narobiłby szumu na cała Europę
I sprowadził na WRON-ę kłopot za kłopotem
Na tej liście nie tylko ci z Solidarności
Internowano bowiem również innych gości
Przede wszystkim zaś Gierka i Jaroszewicza
Oraz wielu podobnych – trudno ich wyliczyć
Jednych dano do więzień, innych do wczasowisk
Z najważniejszymi z nich zaś cóż im było zrobić?
Wałęsa w Arłamowie w luksusach się pławił
Paru innych w podobnych warunkach się „bawi”
Zabawa to zaś smutna, bo ta izolacja
Przyczyną strat życiowych, niemałych frustracji
Spróbuj, człeku, zrozumieć stan ducha bliźniego
Nocą niespodziewanie z domu wyrwanego…
A jednak jakoś przetrwał świat internowanych
Bez wyroku żadnego tej próbie poddanych
Na co dzień tam „interna” tryskała humorem
Szyderstwem, kpiną, żartem (niekiedy nie w porę)
Wielu tam przyspieszoną przeszło edukację
Poznali głębiej różne opozycji racje
Wszak w jednej izbie razem osadzeni byli
Ci co za stare wygi dawno już robili
Oraz młodzi w tych kręgach, choć w latach dojrzali
Co tajniki konspiry tylko co poznali
Całe dnie im schodziły na gazet czytaniu
I ad hoc referatów od starszych słuchaniu
Niejeden z nich dopiero w „internie” zrozumiał Że stając przeciw władzy niczego nie umiał
Stawał przeciw komunie sercem i sumieniem
Pierw nie słowem on rzucał dotąd – lecz kamieniem
Tym raźniej teraz uczył się od towarzyszy
O tym że już komuna zdycha, ledwo dyszy
Dlatego taka przemoc i wojenne stany
Bo niedługo pociągnie: czas jej krótki dany
W wolnych chwilach kto tylko miał duszę artysty
Pisał wiersze i pieśni na stronicach czystych
Ówdzie znaczki tworzyli dla poczty sekretnej
Exlibrisy i inne wydawnictwa świetne
Więc co prawda komuna ich pozamykawszy
Nie mogła lub nie chciała wszystkiego dopatrzyć
Opozycyjne życie kwitło w „internacie”
12
Wśród solidarnościowej uwięzionej braci
No, pośród nich zamknięto – i za co nie wiedzieć–
Dygnitarzy gierkowskich: ci też poszli siedzieć
Jaroszewicz w tym gronie był i paru innych
Sam diabeł raczy wiedzieć w czym oni są winni
Można rzec: zakładników stanu wojennego
By nikt w Polsce nie zechciał powrotu do tego
Co za Gierka się stało pospólstwa pragnieniem
Rozpasanej konsumpcji, co zaległa cieniem
I w obliczu surowych warunków obecnych
Prowadzić do wydarzeń mogła niebezpiecznych
Wszak jeśli – nawet słusznie – kromkę wyrwiesz z gęby
Stają mocno wkurzeni, jak te wyrwidęby
Bo najłacniej się własnej porażki napyta
Władca który oderwie ludność od koryta
Już po kilku tygodniach, po miesiącach czasem
Wychodzili niektórzy z „interny” ciupasem
Najczęściej ci co chcieli podpisać „lojalkę” Że porzucą z reżimem niebezpieczną walkę
Wrócą cicho do domu, będą pierdzieć w stołki
I porzucą myśl wszelką w sprawie samowolki
Wychodzili też tacy – niektórzy – do domu
Którzy krzywdy nijakiej nie zrobią nikomu
Można rzec – przez przypadek do tiurmy trafili
Bo ubecy na listach swoich się zmylili
Stawiam sobie pytanie: co on postanowi
Skoro reżim mu taką niespodziankę zrobił?
Dziś już blednie legenda o internowaniu
Co wzmacniała naonczas etos „styropianu”
Jeszcze jedną wypada uwzględnić pozycję
Był już bowiem mój pogląd oraz opozycji
Aby pilnować zasad się dobrego tonu
Punkt trzeba partyjnego przedstawić betonu
Tutaj zaś sprawy miały się skomplikowane
Bowiem partyjny beton był spanikowany
Pierwszy raz w życiu mieli oni do czynieństwa
Z czymś takim jak pełnego akt nieposłuszeństwa
Piały w partyjnych gmachach bezsilne betony
Wobec tej bezczelności nagle objawionej
Takie zwykłe robole i KOR-owskie gnidy
Robiły se co chciały, pierdolone żydy
Kuronie i Michniki jak te czarownice
13
Odprawiali sabaty, szykowali spisek
Wrażych sił imperialnych, anty-ustrojowych
Jeszcze tu kapitalizm wprowadzić gotowi!
A politbiuro które wżdy dopisywało
Tym razem jakby wpływu narkozy doznało
Strachem sparaliżowan aparat przemożny
Lepiej by se poradził byle jaki woźny
Dawajcie Generała, w końcu on ma moce
Niechaj zrobi porządek, uładzi, a potem
My w kraju porządzimy, gdy już będzie spokój
Damy mu na te sprawy najwyżej pół roku
Niechaj działa jak uczy wojskowa tradycja
Niechaj nie szczędzi ognia i w pień tamtych wytnie
Tak sobie pomyśleli aparatu ludzie
Co w całym kraju dziarsko w swym partyjnym trudzie
Budowali niemało już wiosen socjalizm
W dobrym zdrowiu reformę niejedną przetrwali
Znali wszystkie w tym kraju ciepłe zakamarki
Wiedzieli gdzie są frukty i gdzie sprzedać marki
Wiedzieli jak ukrywać swe lewe dochody
I do każdego kantu mieli ludzi młodych
Których uczyli swoich niecnych czarcich sztuczek
Jak na społecznych dobrach samemu się tuczyć
Sitwa stała na sitwie i sitwą pogania
Stanowiąc pajęczynę nie do rozerwania
Od czasu zaś do czasu Komitet Centralny
Zbierał się na narady gdzie w warunkach walnych
Przesuwano na stołkach wiernych towarzyszy
I szukano w debatach złego stanu przyczyn
Karuzela stanowisk się kręciła, którą
Naukowcy zaczęli zwać nomenklaturą
Taki się ukształtował tryb awansów cennych
Premie miewał towarzysz mierny ale wierny
Ideowi zaś ludzie pragnący poprawy
Ku uciesze cwaniaków zajmowali nawy
Były więc w Komitecie różne partii skrzydła
A każda strona drugiej zdała się przebrzydła
Między skrzydłami Partii pletli swoje nici
Ci co zawsze zwyciężą, czyli pragmatycy
Taki nie ma idei ni żadnych poglądów
Jednego tylko pragnie: aby być u rządów
Nigdy kraju sprawami się nie przejmowali Żyli w spokojnym świecie wśród swoich wasali
Którym za służbę Partii i swojej koterii
Dobra różne dawali nagradzając wierność
14
Takie to „towarzystwo” stało na cokole
Nieśmiertelność swą niemal czując, a na dole
Działy się zwykłe sprawy, ludzie pracowali
Tym bardziej wydajniejsi, im mniej przeszkadzali
Im partyjni bonzowie, jak te złodziejaszki
Podłączeni na stałe do społecznej kaszki
Zatem Generałowi powierzyła swoje
Losy kraju elita, co w świętym spokoju
Chciała dni swoje przeżyć, i dała instrukcje
By tym gnojkom z podziemia takie dać obstrukcje
Tak im życie uprzykrzyć, dupy wypałować Żeby się odechciało na zawsze strajkować Żeby już się nie śniły durniom bunty żadne Żeby w kraju porządek, żeby było ładnie!
Wojciech spokojnie słuchał towarzyszy swoich
Aż mu przyznali funkcje, od których się troi
Był sekretarzem partii i rządu premierem
Najważniejszym też w kraju rangą oficerem
A także Radzie Państwa Generał przewodził
W jednym ręku to trzymał i funkcje swe godził
Taką władzę miał nagle jakoby Piłsudski
Ale nie chciał zamachu, bo znał jego skutki
W dwudziestym szóstym roku, w majowym przewrocie
W kraju wrócił porządek, ale trudno dociec
Z perspektywy historii, czy nie było lepiej
Pozwolić demokracji zaczątkom okrzepnąć
Teraz jednak Polacy kipieli jak w tyglu
Trzeba było miarkować jakim zgrabnym ryglem
Wprowadzić ludzką dzikość w dobre koleiny
By nie podsycać ognia bez żadnej przyczyny
Partyjny beton czekał na takie igrzyska
Aby spacyfikować opozycję wszystką
Aby tę Solidarność tak znienawidzoną
Przydusić i poczekać: bez oddechu skona
Trochę Generał zawiódł ich oczekiwanie
Zbyt późno zrozumieli swą pomyłkę dranie
Zdjąć go z tych wszystkich funkcji – sprawa beznadziejna
Ale tym samym Partia zaczęła być chwiejna
Tu strach przed wrażym tłumem – niech to dunder świśnie
Tam Wojciech grzecznie prosi, zamiast ich przycisnąć
Na szczęście dla betonu, tak się potoczyło Że przyszedł stan wojenny, i uspokoiło
Się trochę na ulicach, ale co to, co to?
Generał chce ukrócić tę piękną robotę
15
W wyniku której każda funkcja, mała nawet
Dawała „aktywowi” dochody ciekawe
Zaczęli pluć se w gębę za taką pomyłkę
I za plecami szefa kombinować chyłkiem
Jak tu go sprowokować do posunięć głupich
Sprawdzali podchodami, czy ten podstęp „kupi”
Było tak ze trzy lata tej groźnej zabawy
Ale w końcu Generał z nimi się rozprawił
Cicho, z wielką kulturą na drzewo odesłał
Takich co nie o Polsce myśleli – a o krzesłach
Może i tak się stało że wojennym stanem
Polska jest przed upadkiem swym uratowana
Ale wielkie na kilka pokoleń podziały
Wtedy zarysowano – one się zostały
Ci co dzisiaj są mądrzy (niejako po szkodzie)
Zapominają o tym, że Wojciech pogodził
Wraże, przeciwko sobie nastawione siły
Gdyby one się starły – wszystko by zniszczyły
Jedna siła: to klika, co niby jemioła
Wyrosła pasożytem w jeden miesiąc zgoła
Obsiadła ważne gniazda wśród Solidarności
Gotowa w każdej chwili grę rozegrać w kości
O narodowe sprawy i o szczęście ludzi
Gotowa dla zabawy judzić, judzić, judzić
Druga siła: betonu w Partii awangarda
Niepomna dobra ludu, bezczelna i harda
Gotowa powystrzelać wszystkich przeciwników
Za nic mając swój naród, chłopów, robotników
Za nic mając programy Partii bliskie sercom
Sprawiedliwość, dobrobyt, wolność i braterstwo
Generał dziś jest widzian jako zamordysta
Oraz zbrodniarz co w spółkę z Belzebubem przystał
Ten co butem zadławił wolności zapędy
Wielkości oraz dumy ruchu nie uwzględnił
Nikt nie patrzy zaś na to, że Wojciech przydusił
Licznych swoich „przyjaciół” których szatan kusił
Co gotowi by byli Polskę trupem usłać
Byleby u koryta jeszcze dłużej ustać
Jeśli prawda jest jakaś, że na wolność dybał
To tym bardziej prawdziwe – że łby pourywał
Betonowej partyjnej wielogłowej hydrze
I tej wielkiej zasługi nikt mu już nie wydrze
Ujmował nam wolności? – wszak dzisiaj jej mamy
16
Wbród niemal i do syta, pijemy haustami
Za to ów bezrozumny żywioł niebezpieczny
Co Partię w-onczas szpecił, szkodliwy i wsteczny
Dzisiaj już nie istnieje, w zapomnieniu cały
Sądźcie go po owocach – te są doskonałe!
Nie brakło zresztą w czasie tej niby-pożogi
Ludzi którym socjalizm był nad wyraz drogi
Włączyli się z ochotą w projekty rozliczne
Które wcześniej leżały na półkach tragicznie
Ci bezinteresowni ludzie – społecznicy
Nie znają dla swych celów nijakiej granicy
Planują czynić dobro bez swych własnych zysków
Gotowi dać dziesiątki społeczeństwu przysług
Czy wolności jutrzenka – czy mroki dyktatur
Oni dla dobra kraju mają imprimatur
Zatem kiedy nastały wojennego stanu
Lata mroczne i głuche – oni mieli za nic
Lamenty, bunty, strajki i manifestacje
Tylko zapał do pracy oraz wyższe racje
Możnaby rzec: naiwni są tacy działacze
Co orzą bez pamięci i wcale nie patrzą
Jakiemu służą panu – a jednak te pienia
Pozostawmy im samym oraz ich sumieniom
Dość powiedzieć że kiedy stan wojenny nastał
Właśnie tacy działacze zaczęli odrastać
Co kiedyś niemożliwe – teraz szansą było
Co kiedyś podeptane – dzisiaj się ziściło
Więc się angażowali w rozmaite prace
Bo na dobrą robotę otrzymali placet
Zatem czyny społeczne w rozmaitych sprawach
Jęli pisać broszury, gazetki wydawać
W radiowęzłach fabrycznych agitować ludzi
Młodzież oraz dorosłych jęli ze snu budzić
Wyrywali z amoku naród ogłupiały
I w ten sposób niemało dobrego się stało
Jasne że władzy wtedy to było na rękę
Mogła to propagować i dawać podziękę
Takie wzorce aktywnych postaw pozwalały
Ganić wszelkie lenistwo, głupotę, ospałość
Pouczać brakorobów i tumiwisistów Że tylko dziarską pracą zbudujemy przyszłość
A zatem poprzestańmy wciąż w czambuł potępiać
Stan – w którym do czynu stawały zastępy
17
Gdzie obok strachu, buntu, zwady i szyderstwa
Była zwykła chęć pracy – szlachetna, choć czerstwa
Wiem coś o tym – bo sam też byłem pośród takich
Co miast głowę w piach chować – wzięli się do pracy
Pozostały pytania: czy wiedział Generał Że stan wojenny puszkę Pandory otwiera Że pośród mundurowych ludzi jemu wiernych
Zdarza się jakiś procent matołów i miernot
Zdarzają się okrutne, rozwydrzone zbiry Żądne ofiar - szukając ich pośród konspiry Że pośród jego sztabów są degeneraci
Chętniej niż być patriotą – gotowi być katem Że są pośród wojskowych władzę sprawujących
Ludzie mali i podli, zgubić Polskę chcący
Pospolici złodzieje, szemrani bandyci
Wredni zwykli gnojkowie oraz okrutnicy
Czy Generał miał jasność, że w Solidarności
Ekstrema jest nieliczna – reszcie pozazdrościć
Ideowych kierunków i autentyczności
Spontanicznej i szczerej o kraj cały troski?
Gdybyż wtedy objawił się ów genius loci
I zbawienną przestrogą umysły ozłocił
Dał połączyć co dobre pośród przeciwników
Złe zaś strącił do piekieł – byłoby po krzyku!
Ręka w rękę dziś staliby dla dobra sprawy
Ci co przeciwnikami jawili się dawniej…
Wziął Generał po latach całą na się winę
Po wielekroć przysięgał iż nie zna przyczyny
Dlaczego wśród szeregów wojska przyzwoitych
Trafiali się idioci a także bandyci
Publicznie Wojciech nie raz swe świadectwo dawał Że jako wódz naczelny gotów odpowiadać
Honorem i nazwiskiem, i dobrym imieniem
I wszystkim co w wysokiej wśród ludzi jest cenie
Nie o to jednak chodzi najprawdopodobniej
Tym których Wojciech drażni iż nosi się godnie...
Jeszcze jedno pytanie: „wejdą czy nie wejdą”
„Czy staną na granicy, a może ją przejdą?”
Wtedy i poliszynel – i poważne sztaby
Problem taki stawiały – i nie znały rady
Dziś po latach z archiwów widać całkiem ładnie Że Honecker i Husak mówili dosadnie
A i Breżniew tej sprawy nie brał lekce sobie
18
I szykował zastępy na Polskę w tej dobie
Kilkanaście dywizji u wrót kraju stało
Bo polskie zamieszanie sen im odbierało
Im – czyli obrońcom świata radzieckiego
Od słynnej Rewolucji zaprowadzonego
Imperium budowane lat kilka dziesiątków
Odbudować by trzeba całkiem od początku
Gdyby miała się skończyć powodzeniem jakimś
Ta polska smuta – zatem za myśleniem takim
Szły narady i w Moskwie i w wojskowych sztabach
Jak se z Polską poradzić i jak zjeść tę żabę
Słowo „kontrrewolucja” – to słowo najsłabsze
Jakim opisywano solidarne czasy
Kania miękki, Generał niezdecydowany
Rakowski zaś wprost zdrajcą był tam nazywany
Szukano wśród „betonu” właściwych zastępców
Jednym słowem patrzono jak tu łeb ukręcić
Wszystkiemu co się w Polsce miało już rozkręcić
Generał zatem – będąc świadom również tego –
Tym bardziej stał na skraju dramatu wielkiego…
Minęły tamte czasy, wszyscy już dorośli
Strachy i niewygody już w niepamięć poszły
Wielu jeszcze przeżywa ówczesne podziemie
I gotowych jest przysiąc, że w narodzie drzemie
Do komuny nienawiść równa ich emocjom
Ale – to trzeba przyznać – przesadzają mocno
Chociaż brak w podręcznikach gotowych rozdziałów
Wszyscy przecież żyjemy i wiemy niemało Ślicznie by wyglądała nasza droga Polska
Gdyby wtedy nie wyszły na ulice wojska!
Pracy nikt się nie imał, wszyscy poszaleli
Bliźni z bliźnim wojował i chciał widzieć w celi
Każdego co mu zaszedł za skórę jakkolwiek
Bardziej jako zwierzęcie, a mniej jako człowiek
Widzieliśmy się wzajem, i było wciąż gorzej
W równej mierze się tyczy to powyższe zdanie
Tych z Partii i tych drugich: tu nie było granic
Ileż takiej zabawy kraj wytrzymać może?
Cały świat obserwował co się u nas dzieje
I nie widział w tej sprawie nijakiej nadziei
Tak jakbyśmy w amoku wpędzali się sami
W stan kiedy nas można zwać barbarzyńcami
Którym dobro nieważne, majątek, powaga
19
Byle dopiec drugiemu, zemstą i zniewagą
Gnani upiornym tańcem i z okiem rozbłysłym
Niepomniśmy że jeszcze jest przed nami przyszłość
Ktoś nam przecież był winien huknąć blisko ucha
Boć normalnej przemowy nikt z nas nie chciał słuchać
No, i trzeba powiedzieć (w sekrecie, na ucho) Że po latach archiwa nie są już na głucho
Szyfrowym zamkiem oraz kluczem uwięzione
A z akt owych wyziera prawda ugorzkniona
Oto bowiem zarówno Wałęsa przesławny
Jak też Wojciech Generał – wśród czynów odważnych
Ukrywali swe związki z tajnymi służbami
Mogli więc być za jedno z boku sterowani
Mogło wszak się okazać – i to nie przepadnie Że są siły tajemne – nikt ich nie odgadnie
Które obu rywali na sznurkach trzymały
I niczym marionetki obu popychały
W sobie tylko wiadomym kierunku historii
Temu przydając sławy – temu skąpiąc glorii
Jeśli taki scenariusz miałby być prawdziwy
Wtedy na bożym świecie nic już nie zadziwi…
Stary już jest Generał, traumy tamtej sprawca
My zaś jeszcze nie wiemy: zbrodniarz to czy zbawca
Młody wówczas pułkownik który sztaby zdradzał
Na Powązkach już leży, naród mu nagradza
Straty które on poniósł gdy się sprzeniewierzył
Swej przysiędze żołnierskiej i wśród kłamstwa przeżył
Wojciech zaś więcej czasu spędza w polskich sądach
Niż niejeden co wszawej roboty doglądał
Łysi śmieją się z sądów bezczelni bandyci
I oszuści w krawatach, zdrajcy-hipokryci
Znakomici krętacze głowy dumnie noszą Że kraj w wała zrobili, o repetę proszą
Tylko człowiek co przeszedł do Historii żywcem
Będzie do śmierci sądzon i pochowan cichcem
Bo jest jeszcze tych paru co mu nie darują Że im przerwał robotę, kiedy wszystko psuli
Bo jest jeszcze w narodzie ta zgniła przywara Że najniżej cenimy tego co się stara
Ten zaś kto zniszczy wszystko i na koniec zdradzi
Zawsze sobie z narodem powoli poradzi
Zawsze się wytłumaczy że ma te słabostki Że ma żółte papiery, że pochodzi z wioski.
20
Generał, który Polskę w obowiązku trzymał
I strajkowe tornado skutecznie powstrzymał
Co kubeł zimnej wody wylał na ognisko
(przy którym szykowano powyrzynać wszystkich
co ich nienawiść skazać na śmierć pozwalała) –
Ten Generał się będzie o niewinność starał
Nie przed Trybunałami, nie jak człowiek godny
Tylko jak dożywotni i zwykły podsądny
On-to dzieli Polaków co krzywd swoich pomni
Czy raczej dla niektórych stanowi odgromnik?
On-to kraj przepołowił w czas sztormu i burzy
Czy tylko żądnych pastwy poniektórych wkurzył?
Prawda o nas Polakach z tej sprawy wynika
Nie umiemy szanować swego przeciwnika
My Polacy nie chcemy swej miary pokazać:
Nie umiemy z godnością choćby na sznur skazać
21