ORATORIUM JEDENASTE „MROK” /dodać: władza sobie, ludność
Transkrypt
ORATORIUM JEDENASTE „MROK” /dodać: władza sobie, ludność
ORATORIUM JEDENASTE „MROK” /dodać: władza sobie, ludność sobie, władza używszy swoich najwyższych mocy paradoksalnie przestała mieć, kim rządzić/ Natenczas Wojciech chwycił na pasku przypiętą Raportówkę polową, a w niej kartkę zmiętą Tu analiz wojskowych było całe mrowie Sekretnych wielce, zatem nikt już się nie dowie Jakie uczucia, myśli jakie nim miotały Wszak myśmy ludzie prości – on zaś Generałem Raz jeszcze przejrzał dane, jeszcze wszystko zmierzył A potem przez dni kilka ciężkie chwile przeżył Oto bowiem szykował Polsce i Rodakom Straszliwą niespodziankę, wojny twardy zakon On co z rąk faszystowskich wyzwalał Ojczyznę Teraz ból miał jej zadać i otworzyć bliznę On co książki czytywał, teatry oglądał Kraju miał być żandarmem: na to nie wyglądał Gryzł się swymi myślami i wielce frasował Zastanawiał czy wszystko dobrze przygotował Mógł jeszcze się zatrzymać, jeszcze szansa była Analizy wskazują, że wojskowa siła Niekoniecznie być musi natychmiast użyta Zatem cóż dalej robić – sam się siebie pyta Przejrzał w myślach historię lat ostatnich kilku Lat bogatych w zdarzenia: dziś historia milczy I kroniki znać nie chcą o co były waśnie Co się działo w tym kraju miesięcy szesnaście Licząc w tył od tej daty, którą wszyscy znamy I do końca dni swoich już zapamiętamy W osiemdziesiątym roku, pośrodku wakacji Polska była areną robotniczych akcji Zaczęli kolejarze rodem spod Lublina Po nich staje Wybrzeże, w Gdańsku i w Szczecinie Kiedy zaś dołączyły do strajków kopalnie Polska buntem stanęła, a w fabrykach walne Zebrania stanowiły, że odtąd do skutku Stać będą strajkiem wszyscy, aż choćby malutki Podpis złożą na kartce rządu delegaci Którym już przedstawiono „oczko” postulatów Wśród postulatów było kilka systemowych Kilka z nich politycznych, na koniec płacowych 1 Lech Wałęsa co przez płot do strajku przeskoczył I do pierwszych dołączył, przed ludźmi roztoczył Wizję zwycięstw wspaniałych robotniczej wiary Która podepcze związki zawodowe stare W ich miejsce ustanowi związki już prawdziwe Które będą dla ludzi działać jako żywe Będą się zajmowały BHP, płacami A nie z CRZZ-tu, z Centrum instrukcjami Będzie robotnik trzymał sprawy w swoich rękach I zakończy się polskich robotników męka Zakończą się oszustwa władzy dyrektorskiej Biurokracji partyjnej i elity wąskiej Skończą się przywileje w sklepach za firanką Półki będą dla ludzi, a w więzieniach zamknąć Nie da się już nikogo, kto odważnie staje Dla robotniczej sprawy i świadectwo daje Że uczciwie w obronie staje pracownika – Taka Wałęsy mowa do ludzi przenika Z radiowęzła. I jeszcze on o tym napomknął Że bierze Matkę Boską na swoją Patronkę MKS zaś co wszystkie połączył załogi Nazwano SOLIDARNOŚĆ: odtąd taką drogą Porozumienia załóg i jedności ludzi Będzie ruch się rozwijał i ducha nam budził Do entuzjazmu czynów i do wielkiej wiary Że się uda socjalizm nowy na tym starym Że gdy chwacko do sprawy zawezmą się „nasi” Wnet się w kraju pojawi i chleb, i kiełbasa Wszelkie też dobra, które w ilości niemałej W Partii czeluściach albo w eksporcie znikały Teraz rynek zasilą naszych miast i wiosek Będzie co jeść – a eksport zostawmy na potem Łatwy żer przeczuwając, widząc co się święci Przybyli do stoczniowych wrót inteligenci Byli Gwiazda i Kuroń, Michnik i Staniszkis Modzelewski i inni do tej stoczni przyszli Była to silna grupa niezłomnych oporu Przeciw starej komunie. Zatem ludzie z KOR-u Ludzie z ROPCiO i innych ugrupowań tajnych Co przeszli już niejedno, którzy pośród skrajnych Zdołali prześladowań zachować swą godność Którzy dumnie nosili ważne słowo WOLNOŚĆ I szczerze nie znosili totalitaryzmu Chociaż wiele wspólnego mieli z socjalizmem 2 KPN pod Moczulskim, i klub liberałów Wielka liczba do tego różnych radykałów Niejeden z nich partyjne szeregi zasilał W swej młodości i potem, nim aparat wylał Z kąpielą swych najlepszych Partii wychowanków I mianował wrogami, i wypchnął do szańców Ojczyzny wiernych synów, którzy dobrze chcieli Ale nieco inaczej robotę widzieli Brali całkiem dosłownie hasła demokracji Że niby lud ma rządzić. Jasne, mieli rację Tylko tego nie chcieli pojąć swym rozumem Że w żadnej demokracji nie rządzi się tłumem Tylko poprzez wybrańców stanowi się władzę Zatem poprzez wybory trzeba coś uładzić A jeśli nie wybory – to ważny jest sposób Wyłonienia najlepszych spośród ludzi osób Które to zawiadować będą polską nawą I najlepiej rozstrzygać każdą trudną sprawę O tym potem, bo teraz Solidarność nowa Wzmocniona o ekspertów, do boju gotowa Tam, w stoczniowej stołówce, i z megafonami Z Pyką deliberuje nad postulatami Pyka jednak pomylił chyba swoją rolę Zwracając się do ludzi: cześć głupie robole Trzeba było wymienić durnego bufona Dzieła zatem wielkiego Jagielski dokonał Podpisał on z Wałęsą tekst Porozumienia Które Polskę od teraz radykalnie zmienia Podobne są podpisy w Jastrzębiu, w Szczecinie Wszyscy czują że Polska jeszcze nie zaginie Zaczęły się radości festiwale wielkie Powszechnej wiary w cuda - a nadzieje wszelkie Pokładano w Wałęsie i w Solidarności Który okpił komunę i wygrał z nią w kości Teraz drzwi do Historii stanęły otworem Przyszedł czas by wyleczyć Polski rany chore Aby Naród znów poczuł swoje przeznaczenie Postawił kraj na nogi i trzymał baczenie Na swoich kierowników, co przez Tysiąclecie Zawsze postępowali niby we mgle dzieci Najpierw byli kochani, a kiedy na tronie Zawsze jakoś skręcali w niewłaściwą stronę Wojciech, stary frontowiec, który z niejednego 3 Pieca jadał wypieki, czuł coś niedobrego Z jednej strony sympatię miał do tego ruchu Robotnicze pragnienia słuchał chętnym uchem Pilnie czytał lektury, które niczym gejzer Wypłynęły na rynek, każdy mógł w nie wejrzeć Bo cenzury nożyce bezsilne się stały Wobec bezdebitowych wydawnictw nawały Ludzkich swobód Generał obserwował tygiel Ale czuł że nałożyć trzeba będzie rygiel Na tych strajków tysiące które przez kraj cały Bez porządku żadnego: to się pokazały Ciemne strony wolności, co jak tlen w nadmiarze Jednym daje energię – innych świrem karze Wśród rozumnej większości cieszącej się z pracy Wypełnionej nadzieją – byli też i tacy Którzy sensu wyłącznie w rozróbach szukali W ciągłych próbach awantur, byle coś rozwalić Judzili po fabrykach, po wsiach jęli mamić Że z komuną rozmowy wyłącznie strajkami Uda się przeprowadzić, zatem kto chce szczerze Poprawić swoją dolę, niech za strajk się bierze Niechaj żąda wciąż więcej, niechaj dyrektorzy Pogłupieją od strajków, wtedy dadzą może Tu podwyżkę, tam urlop, a tu nawet władzę Przecież inni na stołkach też sobie poradzą Modne stały się taczki którymi pieniacy Wywozili dyrekcję poza zakład pracy Rządził krajem rozgardiasz, rządziła głupota Wypłaty podwyższano – a stała robota Kraj się w długach zanurzał, a zobowiązania Pieniacy olewali, racje mieli za nic Byle tylko zabłysnąć na fabrycznym wiecu Byle tylko podpalać w tym strajkowym piecu Patrzył na to nie wierząc zdumiony Generał Który już w międzyczasie dan został premierem I Partii Sekretarzem szybko go obrali Ci co chcieli by Wojciech komunę ocalił Nie tak widział Generał swego kraju losy Nie tak myślał o Polsce, dęba stają włosy Porozumień sierpniowych ideę znał taką Że wspólnymi siłami dla dobra Polaków Wezmą się ideowo dla Sprawy złączeni Ci co swoje wrogości dadzą w zapomnienie Ci co z wolą najlepszą i najlepszą wiedzą 4 Narodowi kierunek dobry podpowiedzą Dawniej bo obu stronach stali barykady Teraz swojej współpracy sens chcą nowy nadać Takie od zawsze Wojciech miał wyobrażenie Na temat słowa które brzmi POROZUMIENIE Ale widział że czasy nie będą spokojne Zaś siły rozrabiackie koniecznie chcą wojny Taką mają zasadę: „tym lepiej im gorzej” Dla swoich ambicyjek chętni kraj rozłożyć Posłał Wojciech przezornie szparko na przeszpiegi Swoich tajnych agentów pomiędzy szeregi By odczytać bezbłędnie jakie są zamiary Solidarnych przywódców, nie chciał przecież kary Hurtem każdemu dawać, wiedział że rozsądku Znaczna tam przecież siła i ludzi porządku Innych umyślnych posłał do Episkopatu By zapytać o radę tych duchownych braci Co robić z tą hałastrą rozbrykanych ludzi Niechętnych ku robocie, a gotowych judzić Ostatecznie z tych wszystkich starań jemu wyszło Że należy samemu gwarantować przyszłość Spokojną i rozważną krajowi swojemu Wśród ciągłych niepokojów i burz nękanemu Bowiem cna Solidarność w zupełnym amoku Nie ustąpi swej drogi ani nawet kroku Zaś modlitwą podobno przejęte kościoły Pełne zgniłego jadu, nienawiści zgoła Największych zapaleńców stają się schronieniem Nie kierują zaś żadnym się porozumieniem Jeszcze ostatnią szansę Wojciech pozostawił Chociaż już wszystkie siły w gotowość postawił Czeka aż postanowi Solidarna Rada Której rychłe spotkanie prasa zapowiada A na Radzie - euforia wszystkich radykałów Że udało się w kraju poczynić niemało Wrednej komunie napsuć krwi i starań wielu Że znikają ostatnie kadry PRL-u Wywożone na taczkach, gnębione strajkami Kryją się po urzędach, za ZOMO tarczami Że niedługo na drzewach będą zamiast liści Wisieć równo i smętnie wszyscy komuniści Wojciech to wszystko widząc, chociaż się frasował Coraz bardziej na dramat ów się decydował Widać było że wojna w kraju już się toczy 5 I pytanie jest tylko: kto pierwszy krwią zbroczy Solidarność oddana bez opamiętania Misji niszczenia kraju, wrogów wyrzynania Nie jest stroną sławnego już Porozumienia A ideę współpracy we wrogość zamienia Lecz Generał miał jeszcze inne dylematy Oto wojska radzieckie poprzestały na tym Że się blisko granicy ustawiły groźnie I formują w zastępy dywizje przemożne Widać było że albo poradzimy sami Albo będziemy bici obcymi wojskami Na dodatek nóż w plecy polskiemu sztabowi Zadał bliski Wojciecha zdolny współpracownik Wiele stronic schematów i regulaminów Sekretnie i podstępnie poza sztaby wyniósł I grube skoroszyty różnorodnych planów Wywiózł razem z rodziną do Amerykanów Zatem wśród niepewności oraz pośród wrogów Musi Generał trzymać taktyki wymogi Są bowiem niezależne od cierpień sumienia Procedury działania, te zaś bez wątpienia Trzeba realizować, choćby się paliło Bez tych procedur wszystko by się zawaliło Samotny w swych decyzjach, świadom przyszłych losów Generał czuł jak prędko przybywa siwych włosów Sercem, duszą, sumieniem zrozpaczony cały Rozumem swym ogarniał chłodno scenę całą I widział że stanowczo bierze na swą głowę Odpowiedzialność wielką i dramatu ogrom Skurczył się w swym fotelu, raz ostatni spojrzał Na mapę, ale na niej nadziei nie dojrzał Wszędzie tylko warcholstwa gęste punkty krwawe Powstał Wojciech gwałtownie: dość już tej zabawy Szybkim frontowym trybem wydaje rozkazy I tą nocą grudniową precyzyjne razy Zadaje wszystkim siłom destabilizacji Przed chwilą jeszcze wątpił – teraz pewien racji Pracuje ze swym sztabem do białego świtu I doprowadza sprawnie do tego wyniku Że tylko w paru punktach zaspanego kraju Nikłe gesty oporu się uwidoczniają A w niedzielny poranek ludzie wcześnie wstają I zdumieni przez okna swoje wyglądają A tam wozy pancerne, koksowniki dymią 6 Pełno wszędzie żołnierzy, jakowąś straż trzymią Każdy włączyć chce radio – a tam przemówienie Czyta ktoś w okularach ciemnych ogłoszenie To Generał wprowadza stan wojenny w kraju Groza padła na ludzi, bo wyobrażają Sobie sceny okropne znane z podręczników Zwłaszcza że wojsko widzą wokół koksowników Przestrach spłynął na mężczyzn: wezmą-li w kamasze I czwórkami sprowadzą bym strzelał do naszych? Strach ogarnął kobiety: zabiorą nam braci Mężów, ojców, kochanków – by ich w wojnie stracić? Więc chwyta telefony kto je w domu miewa Ale tu głucha cisza, każdy się zdumiewa Jakże to żyć będziemy, przecież zaraz święta Takich świąt pośród wojny nikt już nie pamięta! Jak odwiedzimy krewnych, życzenia wyślemy Co to się będzie działo!? Ta powszechna niemoc Rodziny ogarnęła i zwarzyła nastrój I wszyscy wnet poczuli ten niedobry zastój Kiedy nic się nie daje powiedzieć do końca Wszystkim zaś się wydaje że przygasa słońce Że cofamy się wszyscy jakoby do jaskiń Nie chce się ze snu wstawać, trudno także zasnąć Powoli, po omacku się przyzwyczajamy Do wojska pośród czołgów przed koksownikami I do nowego słowa co aresztowanie Każe tak kolonijnie zwać „internowaniem” Jakby to jakieś wczasy były dla tych wielu Którzy grozili wcześniej ludziom PRL-u A to był zwykły pierdel, choć we wczasowiskach Boć więzienia nie dały rady zmieścić wszystkich Powoli między ludzi szła też informacja Że gdzieś w kopalni Wujek była krwawa akcja Jeszcze się pojawiły, niczym za Bieruta Patrole kontrolerskie: za pomocą knuta Na oczach telewizji opieprzały takich Którzy produkowali przemysłowe braki Albo mieli bałagan w rolniczej zagrodzie Czy też słabo karmiły w przydrożnej gospodzie Widział lud tę parodię prosty, bogobojny I śmiał się do rozpuku z takiej niby-wojny Poszły przez kraj dowcipy na tej IRCh-y temat Aż trzeba było cichcem skończyć ów dylemat Poszły śmieszne powiastki na tematy PRON-u Mówiono też że Orła nie pokona WRON-a 7 Najśmieszniejszy w tym wszystkim Urban się wydawał Który kpił z dziennikarzy i seanse dawał Konferencjami zwane, ale to pozory Kiedy on występował, to ze śmiechu chory Każdy był kto rozumiał o czym mowa idzie Aż bezsilni wrogowie mówili: ty żydzie Ty uszaty szympansie, wszawa eminencjo On się śmiał bo przerastał ich inteligencją (dla niego kupowało się kiedyś gazety bo od zawsze dostarczał umysłom podniety był w „Po Prostu” redakcji oraz w „Polityce” ostre pióro miał oraz lubił wypić przy tem) Z wojną zrazu tak groźną i niesamowitą Ludzie się oswoili i znaleźli przy tym Każdy dla siebie miejsce w takiej sytuacji Tej – jak Trybuna piała – ciut stabilizacji Jak w kabaretu wierszach: gdy śledź w sieci czuje Niemoc swoją – to życie się normalizuje Spadła też na nas wszystkich wieść mrożąca żyły O tej straszliwej zbrodni jaka się zdarzyła Pod Włocławkiem na tamie nad zmrożoną Wisłą Tam Księdzu Popiełuszce umrzeć w mękach przyszło Hańby tej nikt nie zmyje z żadnego Polaka Że wychował zbrodniarzy i bandytów takich Wstydzić się nam wypada z osobna każdemu Za tę straszną robotę, za tę ślepą przemoc Która kazała w służbie użyć metod karnych Tylko za to że w ludzie Ksiądz był popularny Że słuchało się Księdza jakoby proroka Że za każde kazanie Naród Księdza kochał Wiele lat trwały targi kogo skazać trzeba Za ten zbrodni najgorszej niepojęty temat Z wyrokami wielkimi osadzono winnych Ale straszna przewina niech ostrzeże innych Co się Polakiem każą nazywać każdemu: Wszyscyśmy winni równo mordowi tamtemu Gdy podczas festiwalu strajków, nienawiści Jedni drugich drażnili po to by się ziścił Sen ów nasz najczarniejszy w wyniku którego Polak w kraju pobożnym zabił duchownego A wtedy, w noc grudniową, ja studentem byłem Pamiętam ten poranek, jak się przestraszyłem 8 Że wezmą mnie w kamasze i wyślą na ludzi Będę przy koksowniku całe dnie się nudził A kiedy już przywykłem to mnie uwierało Że jakieś szwarc-komando nam pozamykało Drzwi wszelkich biur studenckich, wcześniej pełną parą Biorących udział w strajkach, lotki drukowano Lokale pełne dysput i gorące głowy Rozgrzane do białości polityczne mowy Padały wielkie słowa i przemądre myśli Człowiek uczył się szybko tego co nie wyśnił By nawet w śnie bajecznym, takie były czasy Że kto miał mózg otwarty, był na wiedzę łasy Kto miał oleju w głowie i serce na dłoni Ten swoją profesurę łatwo mógł dogonić I nagle przyszły mroki stanu wiadomego I trzeba było wrócić do skryptów i tego Co na wykładzie nudnym jak z olejem flaki Wykładał mistrz lub matoł, albowiem i takich W uczelni mej nie brakło, zapewne i wszędzie Ale nie o nich mowa, niech im lekką będzie Ichnia emerytura. Ja pamiętam dzisiaj Że wtedy pośród strachów niby się wyciszył Każdy kto wcześniej krzyczał z trybuny dowolnej Że niezależnej Polski chce i szkoły wolnej Że ziemia nam wydała wszak nie tylko Marksa Ale innych autorów też wykładać warto Teraz w stanie wojennym jakby coś przycichło Ale to tylko pozór, zaczęliśmy rychło Swoją własną konspirę i „tajne komplety” Gdzie żeśmy poznawali nauki sekrety Nauki wyzwolonej spod wszelkiej kontroli Każdy z nas tej bibuły sprowadzał do woli Z różnych tajemnych źródeł, z różnych powielaczy Samiśmy też chodzili nocami do pracy W piwnicach ciemnych wąchać podziemnej farby zapach Nie myśleć o ryzyku, ewentualnych stratach Tak nam mijały studia pomiędzy sesjami Dziś będzie dyskoteka – jutro zaś egzamin I tylko czasem zdarza się przed profesorem Że się wypsnie uwaga która inne tory Twej zdradza edukacji – wtedy nauczyciel Uśmiecha się znacząco: on tego nie słyszał Opowiadał mi o tym swe odrębne zdanie Kumpel co zdołał uciec przed internowaniem 9 Nie mógł on wcale zasnąć tą nocą grudniową Myśli mu niespokojne wypełniały głowę Jakiś zwierzęcy instynkt podniósł go wieczorem Żeby wyjrzał przez okno. I nerki miał chore Chore nerki miał zaś na skutek przesłuchania I słynnej „ścieżki zdrowia”, kiedy go przeganiał Klawisz pośród kordonu, a każdy „niebieski” Co w kordonie się starał walić prosto w nerki Wrzeszczał dziko i chyba trochę był naćpany Jak tu bowiem wyjaśnić takie zachowanie? Owej nocy więc kumpel wstał i okiem rzucił Z piętra szóstego widać trzy czy cztery „suki” Z nich cichutko wychodzą tajniacy znajomi I rozchodzą się chyżo każdy w inną stronę Już za chwilę wywlekli sąsiada z przeciwka. Kumpel żonę i dzieci przez sen cicho ściskał Do plecaka powrzucał niezbędne drobiazgi A na schodach już słyszał psa sąsiadów jazgot Znaczy że byli blisko, zatem po balkonach Niczym słynny „taternik” przeszedł do znajomych Stamtąd zjechał po rynnie i piorunochronie Zauważyli jednak, ruszyli z pogonią On znał każdy zaułek, tylko dzięki temu Zatrzymania uniknął, szybko do „haremu” Przeniknął ciemną nocą. „Harem” to był lokal Sióstr wizytek na Woli, w jednej z nich się kochał Ale tylko na niby, bo to zakonnica Wnet na stole herbata, chleb i jajecznica Mieszkał tak dwa tygodnie, potem zmieniał „mety” Raz na tydzień lub częściej, „esbecy” niestety Po piętach mu deptali nieustannie, co dnia Takie życie w ukryciu nie było wygodne! Jak to się mogło zdarzyć, sobie pomyślicie? Ano wśród opozycji - zawżdy donosiciel Wszędzie WRON-a swe macki chytrze lokowała O podziemnej robocie więc wszystko wiedziała Wychodzili z „interny” pierwsi towarzysze Nikt nie wiedział do końca jakim to podpisem Skażon brat nasz najlepszy: czy „lojalkę” tylko Asygnował czy może stał się już nam wilkiem Esbeckim konfidentem i gnidą parszywą Każdy więc na takiego patrzył nieco krzywo Jakby go obmacywał wzrokiem i sumieniem Jakby chciał coś odgadnąć uważnym spojrzeniem Wiele wtedy przyjaźni dobrych się zerwało 10 Jakże tu być serdecznym, gdy się nie ufało? Kumpel razem z Bujakiem forsę od Piniora Rozprowadzał po ludziach ubogich i chorych Zasłużonych dla sprawy walki z komunizmem Którym rent oficjalnych urząd nie chciał przyznać Ale większość tej forsy cichcem wywiezionej Zostało na bibuły druki przeznaczone Solidarność Walcząca z powstańczą kotwicą Już szukała okazji by numer IM wyciąć Sypały się ulotki z balkonów kamienic I na murach napisy zaczęły się plenić Choć esbecja ich wielu powyłapywała Dzielna konspira prawdę rozpropagowała Prawdę o ciężkim boju na kopalni „Wujek” O tym jak w Arłamowie Wałęsa się czuje Tę o Katyniu prawdę, i tę o Pyjasie Co go WRON-a zabiła wśród męczarni strasznych A z Paryża różnymi drogami mołojce Przenosili „Kulturę” i książki Giedrojcia Kwitło życie podziemne, które emigracja Jak mogła tak wspierała z polonijną gracją Radio Wolna Europa, gdzie „kurier z Warszawy” Opowiadał przez eter o rozprawach krwawych WRON-y z towarzyszami walki niepodległej Ukazywał komuny wszystkie strony ciemne Tamże i dotarł prędko bard Jacek Kaczmarski Co pięknie „Mury” śpiewał i inne powiastki W kraju też były pieśni o Janku Wiśniewskim Co padł na stoczni zdeptan butem soldateski Jakby mało ta wojna stworzyła stron ciemnych Pojawiło się jeszcze zjawisko „interny” Jeszcze zanim grudniowa owa noc nastała Już milicja gotowa do swej akcji stała Głuchą nocą zaś oni do mieszkań wchodzili Patrolem pomieszanym, w którym dwóch cywili Oraz dwóch mundurowych – lub inne proporcje Cel był taki: zatrzymać co większych mołojców Zakapiorów o których coś wiadomym było Że gdy będą swobodni – źle by się skończyło Że judzić będą oraz zamieszanie czynić Lepiej zatem zawczasu w pudle ich przyskrzynić Wyłapywano zatem ich nie tylko z domów Ale nawet w pociągach z sypialnych wagonów Od dni wielu tajemne służby krok za krokiem 11 Chodziły wślad za tymi co byli z „wyrokiem” – Wyrok to był bez sądu, a brzmiał: internować Każdego według listy, który mógłby knować Kto narobiłby szumu na cała Europę I sprowadził na WRON-ę kłopot za kłopotem Na tej liście nie tylko ci z Solidarności Internowano bowiem również innych gości Przede wszystkim zaś Gierka i Jaroszewicza Oraz wielu podobnych – trudno ich wyliczyć Jednych dano do więzień, innych do wczasowisk Z najważniejszymi z nich zaś cóż im było zrobić? Wałęsa w Arłamowie w luksusach się pławił Paru innych w podobnych warunkach się „bawi” Zabawa to zaś smutna, bo ta izolacja Przyczyną strat życiowych, niemałych frustracji Spróbuj, człeku, zrozumieć stan ducha bliźniego Nocą niespodziewanie z domu wyrwanego… A jednak jakoś przetrwał świat internowanych Bez wyroku żadnego tej próbie poddanych Na co dzień tam „interna” tryskała humorem Szyderstwem, kpiną, żartem (niekiedy nie w porę) Wielu tam przyspieszoną przeszło edukację Poznali głębiej różne opozycji racje Wszak w jednej izbie razem osadzeni byli Ci co za stare wygi dawno już robili Oraz młodzi w tych kręgach, choć w latach dojrzali Co tajniki konspiry tylko co poznali Całe dnie im schodziły na gazet czytaniu I ad hoc referatów od starszych słuchaniu Niejeden z nich dopiero w „internie” zrozumiał Że stając przeciw władzy niczego nie umiał Stawał przeciw komunie sercem i sumieniem Pierw nie słowem on rzucał dotąd – lecz kamieniem Tym raźniej teraz uczył się od towarzyszy O tym że już komuna zdycha, ledwo dyszy Dlatego taka przemoc i wojenne stany Bo niedługo pociągnie: czas jej krótki dany W wolnych chwilach kto tylko miał duszę artysty Pisał wiersze i pieśni na stronicach czystych Ówdzie znaczki tworzyli dla poczty sekretnej Exlibrisy i inne wydawnictwa świetne Więc co prawda komuna ich pozamykawszy Nie mogła lub nie chciała wszystkiego dopatrzyć Opozycyjne życie kwitło w „internacie” 12 Wśród solidarnościowej uwięzionej braci No, pośród nich zamknięto – i za co nie wiedzieć– Dygnitarzy gierkowskich: ci też poszli siedzieć Jaroszewicz w tym gronie był i paru innych Sam diabeł raczy wiedzieć w czym oni są winni Można rzec: zakładników stanu wojennego By nikt w Polsce nie zechciał powrotu do tego Co za Gierka się stało pospólstwa pragnieniem Rozpasanej konsumpcji, co zaległa cieniem I w obliczu surowych warunków obecnych Prowadzić do wydarzeń mogła niebezpiecznych Wszak jeśli – nawet słusznie – kromkę wyrwiesz z gęby Stają mocno wkurzeni, jak te wyrwidęby Bo najłacniej się własnej porażki napyta Władca który oderwie ludność od koryta Już po kilku tygodniach, po miesiącach czasem Wychodzili niektórzy z „interny” ciupasem Najczęściej ci co chcieli podpisać „lojalkę” Że porzucą z reżimem niebezpieczną walkę Wrócą cicho do domu, będą pierdzieć w stołki I porzucą myśl wszelką w sprawie samowolki Wychodzili też tacy – niektórzy – do domu Którzy krzywdy nijakiej nie zrobią nikomu Można rzec – przez przypadek do tiurmy trafili Bo ubecy na listach swoich się zmylili Stawiam sobie pytanie: co on postanowi Skoro reżim mu taką niespodziankę zrobił? Dziś już blednie legenda o internowaniu Co wzmacniała naonczas etos „styropianu” Jeszcze jedną wypada uwzględnić pozycję Był już bowiem mój pogląd oraz opozycji Aby pilnować zasad się dobrego tonu Punkt trzeba partyjnego przedstawić betonu Tutaj zaś sprawy miały się skomplikowane Bowiem partyjny beton był spanikowany Pierwszy raz w życiu mieli oni do czynieństwa Z czymś takim jak pełnego akt nieposłuszeństwa Piały w partyjnych gmachach bezsilne betony Wobec tej bezczelności nagle objawionej Takie zwykłe robole i KOR-owskie gnidy Robiły se co chciały, pierdolone żydy Kuronie i Michniki jak te czarownice 13 Odprawiali sabaty, szykowali spisek Wrażych sił imperialnych, anty-ustrojowych Jeszcze tu kapitalizm wprowadzić gotowi! A politbiuro które wżdy dopisywało Tym razem jakby wpływu narkozy doznało Strachem sparaliżowan aparat przemożny Lepiej by se poradził byle jaki woźny Dawajcie Generała, w końcu on ma moce Niechaj zrobi porządek, uładzi, a potem My w kraju porządzimy, gdy już będzie spokój Damy mu na te sprawy najwyżej pół roku Niechaj działa jak uczy wojskowa tradycja Niechaj nie szczędzi ognia i w pień tamtych wytnie Tak sobie pomyśleli aparatu ludzie Co w całym kraju dziarsko w swym partyjnym trudzie Budowali niemało już wiosen socjalizm W dobrym zdrowiu reformę niejedną przetrwali Znali wszystkie w tym kraju ciepłe zakamarki Wiedzieli gdzie są frukty i gdzie sprzedać marki Wiedzieli jak ukrywać swe lewe dochody I do każdego kantu mieli ludzi młodych Których uczyli swoich niecnych czarcich sztuczek Jak na społecznych dobrach samemu się tuczyć Sitwa stała na sitwie i sitwą pogania Stanowiąc pajęczynę nie do rozerwania Od czasu zaś do czasu Komitet Centralny Zbierał się na narady gdzie w warunkach walnych Przesuwano na stołkach wiernych towarzyszy I szukano w debatach złego stanu przyczyn Karuzela stanowisk się kręciła, którą Naukowcy zaczęli zwać nomenklaturą Taki się ukształtował tryb awansów cennych Premie miewał towarzysz mierny ale wierny Ideowi zaś ludzie pragnący poprawy Ku uciesze cwaniaków zajmowali nawy Były więc w Komitecie różne partii skrzydła A każda strona drugiej zdała się przebrzydła Między skrzydłami Partii pletli swoje nici Ci co zawsze zwyciężą, czyli pragmatycy Taki nie ma idei ni żadnych poglądów Jednego tylko pragnie: aby być u rządów Nigdy kraju sprawami się nie przejmowali Żyli w spokojnym świecie wśród swoich wasali Którym za służbę Partii i swojej koterii Dobra różne dawali nagradzając wierność 14 Takie to „towarzystwo” stało na cokole Nieśmiertelność swą niemal czując, a na dole Działy się zwykłe sprawy, ludzie pracowali Tym bardziej wydajniejsi, im mniej przeszkadzali Im partyjni bonzowie, jak te złodziejaszki Podłączeni na stałe do społecznej kaszki Zatem Generałowi powierzyła swoje Losy kraju elita, co w świętym spokoju Chciała dni swoje przeżyć, i dała instrukcje By tym gnojkom z podziemia takie dać obstrukcje Tak im życie uprzykrzyć, dupy wypałować Żeby się odechciało na zawsze strajkować Żeby już się nie śniły durniom bunty żadne Żeby w kraju porządek, żeby było ładnie! Wojciech spokojnie słuchał towarzyszy swoich Aż mu przyznali funkcje, od których się troi Był sekretarzem partii i rządu premierem Najważniejszym też w kraju rangą oficerem A także Radzie Państwa Generał przewodził W jednym ręku to trzymał i funkcje swe godził Taką władzę miał nagle jakoby Piłsudski Ale nie chciał zamachu, bo znał jego skutki W dwudziestym szóstym roku, w majowym przewrocie W kraju wrócił porządek, ale trudno dociec Z perspektywy historii, czy nie było lepiej Pozwolić demokracji zaczątkom okrzepnąć Teraz jednak Polacy kipieli jak w tyglu Trzeba było miarkować jakim zgrabnym ryglem Wprowadzić ludzką dzikość w dobre koleiny By nie podsycać ognia bez żadnej przyczyny Partyjny beton czekał na takie igrzyska Aby spacyfikować opozycję wszystką Aby tę Solidarność tak znienawidzoną Przydusić i poczekać: bez oddechu skona Trochę Generał zawiódł ich oczekiwanie Zbyt późno zrozumieli swą pomyłkę dranie Zdjąć go z tych wszystkich funkcji – sprawa beznadziejna Ale tym samym Partia zaczęła być chwiejna Tu strach przed wrażym tłumem – niech to dunder świśnie Tam Wojciech grzecznie prosi, zamiast ich przycisnąć Na szczęście dla betonu, tak się potoczyło Że przyszedł stan wojenny, i uspokoiło Się trochę na ulicach, ale co to, co to? Generał chce ukrócić tę piękną robotę 15 W wyniku której każda funkcja, mała nawet Dawała „aktywowi” dochody ciekawe Zaczęli pluć se w gębę za taką pomyłkę I za plecami szefa kombinować chyłkiem Jak tu go sprowokować do posunięć głupich Sprawdzali podchodami, czy ten podstęp „kupi” Było tak ze trzy lata tej groźnej zabawy Ale w końcu Generał z nimi się rozprawił Cicho, z wielką kulturą na drzewo odesłał Takich co nie o Polsce myśleli – a o krzesłach Może i tak się stało że wojennym stanem Polska jest przed upadkiem swym uratowana Ale wielkie na kilka pokoleń podziały Wtedy zarysowano – one się zostały Ci co dzisiaj są mądrzy (niejako po szkodzie) Zapominają o tym, że Wojciech pogodził Wraże, przeciwko sobie nastawione siły Gdyby one się starły – wszystko by zniszczyły Jedna siła: to klika, co niby jemioła Wyrosła pasożytem w jeden miesiąc zgoła Obsiadła ważne gniazda wśród Solidarności Gotowa w każdej chwili grę rozegrać w kości O narodowe sprawy i o szczęście ludzi Gotowa dla zabawy judzić, judzić, judzić Druga siła: betonu w Partii awangarda Niepomna dobra ludu, bezczelna i harda Gotowa powystrzelać wszystkich przeciwników Za nic mając swój naród, chłopów, robotników Za nic mając programy Partii bliskie sercom Sprawiedliwość, dobrobyt, wolność i braterstwo Generał dziś jest widzian jako zamordysta Oraz zbrodniarz co w spółkę z Belzebubem przystał Ten co butem zadławił wolności zapędy Wielkości oraz dumy ruchu nie uwzględnił Nikt nie patrzy zaś na to, że Wojciech przydusił Licznych swoich „przyjaciół” których szatan kusił Co gotowi by byli Polskę trupem usłać Byleby u koryta jeszcze dłużej ustać Jeśli prawda jest jakaś, że na wolność dybał To tym bardziej prawdziwe – że łby pourywał Betonowej partyjnej wielogłowej hydrze I tej wielkiej zasługi nikt mu już nie wydrze Ujmował nam wolności? – wszak dzisiaj jej mamy 16 Wbród niemal i do syta, pijemy haustami Za to ów bezrozumny żywioł niebezpieczny Co Partię w-onczas szpecił, szkodliwy i wsteczny Dzisiaj już nie istnieje, w zapomnieniu cały Sądźcie go po owocach – te są doskonałe! Nie brakło zresztą w czasie tej niby-pożogi Ludzi którym socjalizm był nad wyraz drogi Włączyli się z ochotą w projekty rozliczne Które wcześniej leżały na półkach tragicznie Ci bezinteresowni ludzie – społecznicy Nie znają dla swych celów nijakiej granicy Planują czynić dobro bez swych własnych zysków Gotowi dać dziesiątki społeczeństwu przysług Czy wolności jutrzenka – czy mroki dyktatur Oni dla dobra kraju mają imprimatur Zatem kiedy nastały wojennego stanu Lata mroczne i głuche – oni mieli za nic Lamenty, bunty, strajki i manifestacje Tylko zapał do pracy oraz wyższe racje Możnaby rzec: naiwni są tacy działacze Co orzą bez pamięci i wcale nie patrzą Jakiemu służą panu – a jednak te pienia Pozostawmy im samym oraz ich sumieniom Dość powiedzieć że kiedy stan wojenny nastał Właśnie tacy działacze zaczęli odrastać Co kiedyś niemożliwe – teraz szansą było Co kiedyś podeptane – dzisiaj się ziściło Więc się angażowali w rozmaite prace Bo na dobrą robotę otrzymali placet Zatem czyny społeczne w rozmaitych sprawach Jęli pisać broszury, gazetki wydawać W radiowęzłach fabrycznych agitować ludzi Młodzież oraz dorosłych jęli ze snu budzić Wyrywali z amoku naród ogłupiały I w ten sposób niemało dobrego się stało Jasne że władzy wtedy to było na rękę Mogła to propagować i dawać podziękę Takie wzorce aktywnych postaw pozwalały Ganić wszelkie lenistwo, głupotę, ospałość Pouczać brakorobów i tumiwisistów Że tylko dziarską pracą zbudujemy przyszłość A zatem poprzestańmy wciąż w czambuł potępiać Stan – w którym do czynu stawały zastępy 17 Gdzie obok strachu, buntu, zwady i szyderstwa Była zwykła chęć pracy – szlachetna, choć czerstwa Wiem coś o tym – bo sam też byłem pośród takich Co miast głowę w piach chować – wzięli się do pracy Pozostały pytania: czy wiedział Generał Że stan wojenny puszkę Pandory otwiera Że pośród mundurowych ludzi jemu wiernych Zdarza się jakiś procent matołów i miernot Zdarzają się okrutne, rozwydrzone zbiry Żądne ofiar - szukając ich pośród konspiry Że pośród jego sztabów są degeneraci Chętniej niż być patriotą – gotowi być katem Że są pośród wojskowych władzę sprawujących Ludzie mali i podli, zgubić Polskę chcący Pospolici złodzieje, szemrani bandyci Wredni zwykli gnojkowie oraz okrutnicy Czy Generał miał jasność, że w Solidarności Ekstrema jest nieliczna – reszcie pozazdrościć Ideowych kierunków i autentyczności Spontanicznej i szczerej o kraj cały troski? Gdybyż wtedy objawił się ów genius loci I zbawienną przestrogą umysły ozłocił Dał połączyć co dobre pośród przeciwników Złe zaś strącił do piekieł – byłoby po krzyku! Ręka w rękę dziś staliby dla dobra sprawy Ci co przeciwnikami jawili się dawniej… Wziął Generał po latach całą na się winę Po wielekroć przysięgał iż nie zna przyczyny Dlaczego wśród szeregów wojska przyzwoitych Trafiali się idioci a także bandyci Publicznie Wojciech nie raz swe świadectwo dawał Że jako wódz naczelny gotów odpowiadać Honorem i nazwiskiem, i dobrym imieniem I wszystkim co w wysokiej wśród ludzi jest cenie Nie o to jednak chodzi najprawdopodobniej Tym których Wojciech drażni iż nosi się godnie... Jeszcze jedno pytanie: „wejdą czy nie wejdą” „Czy staną na granicy, a może ją przejdą?” Wtedy i poliszynel – i poważne sztaby Problem taki stawiały – i nie znały rady Dziś po latach z archiwów widać całkiem ładnie Że Honecker i Husak mówili dosadnie A i Breżniew tej sprawy nie brał lekce sobie 18 I szykował zastępy na Polskę w tej dobie Kilkanaście dywizji u wrót kraju stało Bo polskie zamieszanie sen im odbierało Im – czyli obrońcom świata radzieckiego Od słynnej Rewolucji zaprowadzonego Imperium budowane lat kilka dziesiątków Odbudować by trzeba całkiem od początku Gdyby miała się skończyć powodzeniem jakimś Ta polska smuta – zatem za myśleniem takim Szły narady i w Moskwie i w wojskowych sztabach Jak se z Polską poradzić i jak zjeść tę żabę Słowo „kontrrewolucja” – to słowo najsłabsze Jakim opisywano solidarne czasy Kania miękki, Generał niezdecydowany Rakowski zaś wprost zdrajcą był tam nazywany Szukano wśród „betonu” właściwych zastępców Jednym słowem patrzono jak tu łeb ukręcić Wszystkiemu co się w Polsce miało już rozkręcić Generał zatem – będąc świadom również tego – Tym bardziej stał na skraju dramatu wielkiego… Minęły tamte czasy, wszyscy już dorośli Strachy i niewygody już w niepamięć poszły Wielu jeszcze przeżywa ówczesne podziemie I gotowych jest przysiąc, że w narodzie drzemie Do komuny nienawiść równa ich emocjom Ale – to trzeba przyznać – przesadzają mocno Chociaż brak w podręcznikach gotowych rozdziałów Wszyscy przecież żyjemy i wiemy niemało Ślicznie by wyglądała nasza droga Polska Gdyby wtedy nie wyszły na ulice wojska! Pracy nikt się nie imał, wszyscy poszaleli Bliźni z bliźnim wojował i chciał widzieć w celi Każdego co mu zaszedł za skórę jakkolwiek Bardziej jako zwierzęcie, a mniej jako człowiek Widzieliśmy się wzajem, i było wciąż gorzej W równej mierze się tyczy to powyższe zdanie Tych z Partii i tych drugich: tu nie było granic Ileż takiej zabawy kraj wytrzymać może? Cały świat obserwował co się u nas dzieje I nie widział w tej sprawie nijakiej nadziei Tak jakbyśmy w amoku wpędzali się sami W stan kiedy nas można zwać barbarzyńcami Którym dobro nieważne, majątek, powaga 19 Byle dopiec drugiemu, zemstą i zniewagą Gnani upiornym tańcem i z okiem rozbłysłym Niepomniśmy że jeszcze jest przed nami przyszłość Ktoś nam przecież był winien huknąć blisko ucha Boć normalnej przemowy nikt z nas nie chciał słuchać No, i trzeba powiedzieć (w sekrecie, na ucho) Że po latach archiwa nie są już na głucho Szyfrowym zamkiem oraz kluczem uwięzione A z akt owych wyziera prawda ugorzkniona Oto bowiem zarówno Wałęsa przesławny Jak też Wojciech Generał – wśród czynów odważnych Ukrywali swe związki z tajnymi służbami Mogli więc być za jedno z boku sterowani Mogło wszak się okazać – i to nie przepadnie Że są siły tajemne – nikt ich nie odgadnie Które obu rywali na sznurkach trzymały I niczym marionetki obu popychały W sobie tylko wiadomym kierunku historii Temu przydając sławy – temu skąpiąc glorii Jeśli taki scenariusz miałby być prawdziwy Wtedy na bożym świecie nic już nie zadziwi… Stary już jest Generał, traumy tamtej sprawca My zaś jeszcze nie wiemy: zbrodniarz to czy zbawca Młody wówczas pułkownik który sztaby zdradzał Na Powązkach już leży, naród mu nagradza Straty które on poniósł gdy się sprzeniewierzył Swej przysiędze żołnierskiej i wśród kłamstwa przeżył Wojciech zaś więcej czasu spędza w polskich sądach Niż niejeden co wszawej roboty doglądał Łysi śmieją się z sądów bezczelni bandyci I oszuści w krawatach, zdrajcy-hipokryci Znakomici krętacze głowy dumnie noszą Że kraj w wała zrobili, o repetę proszą Tylko człowiek co przeszedł do Historii żywcem Będzie do śmierci sądzon i pochowan cichcem Bo jest jeszcze tych paru co mu nie darują Że im przerwał robotę, kiedy wszystko psuli Bo jest jeszcze w narodzie ta zgniła przywara Że najniżej cenimy tego co się stara Ten zaś kto zniszczy wszystko i na koniec zdradzi Zawsze sobie z narodem powoli poradzi Zawsze się wytłumaczy że ma te słabostki Że ma żółte papiery, że pochodzi z wioski. 20 Generał, który Polskę w obowiązku trzymał I strajkowe tornado skutecznie powstrzymał Co kubeł zimnej wody wylał na ognisko (przy którym szykowano powyrzynać wszystkich co ich nienawiść skazać na śmierć pozwalała) – Ten Generał się będzie o niewinność starał Nie przed Trybunałami, nie jak człowiek godny Tylko jak dożywotni i zwykły podsądny On-to dzieli Polaków co krzywd swoich pomni Czy raczej dla niektórych stanowi odgromnik? On-to kraj przepołowił w czas sztormu i burzy Czy tylko żądnych pastwy poniektórych wkurzył? Prawda o nas Polakach z tej sprawy wynika Nie umiemy szanować swego przeciwnika My Polacy nie chcemy swej miary pokazać: Nie umiemy z godnością choćby na sznur skazać 21