5. NIKT NIE MA PRAWA WYDAWAć „PRAWOTWÓRCZYCH

Transkrypt

5. NIKT NIE MA PRAWA WYDAWAć „PRAWOTWÓRCZYCH
5.
Nikt nie ma prawa wydawać
„prawotwórczych wyroków” w
dziedzinie podatkowej
Zwykli ludzie, a także teoretycy prawa (zaskakująca zgodność) rozumieją fakt istnienia albo braku istnienia tego prawa w
sposób następujący: władza (parlament) uchwala jakieś przepisy,
które czytają i znają urzędnicy, sędziowie oraz przede wszystkim
podatnicy, a następnie wszyscy starają się nie tylko zrozumieć ich
treść, lecz przede wszystkim praktycznie je zastosować.
Przepis prawa jest tu najwyższym „sędzią” i ma rozstrzygający
charakter: wszelkie wątpliwości rozwiązuje się przede wszystkim
posługując się jego treścią, bo nullum tributum sine lege: nie ma
(i nie może być) podatku, gdy nie nałożono go i uregulowano
przepisem prawa.
Wszyscy bezpośrednio stosują ustawy (zasada bezpośredniości), starają się je możliwie najlepiej zrozumieć, a przede wszystkim szanują różnice poglądów prawnych na ich temat: jeszcze
przed kilkudziesięciu laty sędziwi profesorowie i starzy urzędnicy
(znów zaskakująca zbieżność) uczyli nas, że władza wykonawcza
i sądownicza musi przede wszystkim szanować poglądy prawne
obywatela jako podatnika, krytykując występującą w doktrynie
cywilistycznej tezę, że (jakoby) „nietrafny” pogląd, ale mieszczący
się w granicach prawidłowej wykładni przepisów prawa, jest tożsamy z bezprawnością działania. Wszędzie, ale nie w podatkach: tu
wszyscy wobec prawa są równi, nie ma „lepszych” lub „gorszych”
poglądów, nikt – poza prawodawcą – nie tworzy prawa.
Dziś to brzmi jak bajeczka dla naiwnych dzieci. Na co dzień
słyszymy publiczne dywagacje sędziów, że nie chcą (ale ponoć
muszą) wydawać jakieś „prawotwórcze wyroki”. Cóż to takiego?
Kto dał sądom prawo, aby wydawał inne wyroki niż zgodne z
prawem? Może trzeba autorom tych poglądów przypomnieć,
czym zajmuje się sąd? On ma stosować prawo a o żadnych prawotwórczych wyrokach nie ma mowy, bo to czysta uzurpacja.
Skąd bierze się to zło? Powodów jest kilka.
Pierwszy, chyba najważniejszy to publicznie potwierdzona
przez jednego z profesorów prawa teza, że sądy wzięły jakąś
„kuratelę nad nieudolnym ustawodawcą” i chcą go od lat „poprawiać”. Chyba ów autor wie co mówi, lecz rodzi się tylko pytanie,
kto legitymuje sądy do tego rodzaju działań, które są z istoty
bezprawne?
Po drugie sądzę, że owe „prawotwórcze wyroki” mają u podstaw po prostu nieznajomość rzeczy: jeżeli przepis prawa czegoś
nie reguluje, a przy pomocy zwykłych metod wykładni nie można
ustalić treści normy prawnej, to po prostu jej nie ma. I do tego
powinno sprowadzić się wyrokowanie. Nie ma normy prawnej,
więc obywatelu rób jak uważasz. Bo nie wszystko w podatkach
musi być uregulowane: konieczne jest, aby pięć niezbędnych
elementów konstrukcji (podmiot, przedmiot, podstawa opodatkowana, stawki i warunki płatności) były wprost uregulowane
w przepisach. A reszta? Może, ale nie musi. Prawodawca często
reguluje tylko jakieś przypadkowe fragmenty konstrukcji podatkowej, resztę pozostawiając wiedzy i praktyce, czyli działaniom
pozaprawnym ale legalnym. Po prostu mówi podatnikom: rób
to rzetelnie, zgodnie z wiedzą, lecz ja nie reguluję tego, jak masz
to robić: ten, kto zna się na rzeczy wie, jak to zrobić. Co w takim
przypadku powinien zrobić sąd? Powiedzieć tylko tyle, że nie ma
normy prawnej i odczepcie się od człowieka. Bo sąd ma stać na
straży prawa (również poprzez stwierdzenia jego braku), a nie
wydawać jakieś „wyroki prawotwórcze”. Co więc trzeba zrobić
z tą pseudojudykaturą? Trzeba ją uchylić, bo jest sprzeczna z
prawem.
Trzecim, również ważnym czynnikiem istniejącego bezprawia
jest nasze wstąpienie do Unii Europejskiej, które wykorzystano do
kwestionowania przepisów prawa podatkowego, którego można
(jakoby) nie stosować, gdy są sprzeczne z jakimś wyrokiem TSUE
lub dyrektywą, którą wtedy trzeba „bezpośrednio stosować”.
Ciekawe jak to należy zrobić? Sądzę, że owa relatywizacja obowiązywania przepisów prawa podatkowego była użyta czysto
instrumentarycznie, zwłaszcza przez zagraniczny biznes optymalizacyjny, który tą drogą chciał zarobić na państwie polskim. I
zarobił, bo nie przeciwstawili się temu niedouczeni urzędnicy. A
sądy? Powinny stać na straży prawa, ale niestety poczuły swoją
nieznaną wcześniej władzę. Niekiedy twierdzą, że przepisy polskie
ich nie obowiązują, bo mogą „bezpośrednio stosować” jakieś mityczne prawo wspólnotowe. Każdy, kto choć raz przeczytał treść
dyrektyw podatkowych wie, że są to w większości opowiastki o
tym jak świat naprawić, a nie przepisy prawa, z których można by
wywodzić wprost treść normy prawnej. Oczywiście są również te
ostatnie, ale jest ich raczej mniej niż więcej.
Wnioski: trzeba przywrócić w Polsce legalizm w podatkach,
czyli podatnicy, organy podatkowe oraz sądy muszą stosować
prawo, a to oznacza znajomość i szacunek dla przepisów prawa.
A przepisy takie mamy, jakie mamy, ale nikt – poza ustawodawcą – nie może ich „poprawiać”. Oznacza to, że trzeba szanować
również różnice poglądów prawnych, jeżeli się mieszczą w granicach prawidłowej wykładni prawa. Można ten sam podatek
różnie rozliczać i nie ma w tym nic złego, bo szacunek dla prawa
– istota państwa prawnego – oznacza również ochronę poglądów
prawnych obywateli i represjonowanie ich za posiadanie innej od
władzy interpretacji prawa jest czymś niedopuszczalnym.