Wiersze z szychtownicy

Transkrypt

Wiersze z szychtownicy
Wiersze z szychtownicy
Utworzono: czwartek, 20 maja 2004
Wiersze z szychtownicy
Jest takie miejsce, gdzie nie dociera
ni blask księżyca,
ni słońca żar,
gdzie każdy z sobą światło zabiera,
gdzie ludzkie życie,
to Boży dar.
***
To fragment jednego z wierszy Czesława Szymona, sztygara oddziału wydobywczego w kopalni „Wesoła”. Dotąd nigdzie nie był
drukowany. Zna go tylko sztygarska szychtownica i szuflada domowego biurka.
Sam dziwi się, skąd to upodobanie do poetyzowania u technika budowy dróg i mostów oraz podziemnej eksploatacji węgla.
Fascynację literaturą łączy z osobą wychowawczyni i polonistki z tyskiego technikum, Krystyny Grzbieli, która zaszczepiała swoim
uczniom nawyk obcowania z pięknem języka.
– W wieku młodzieńczym dosłownie pożerałem książki. Szczególnie chętnie sięgałem po tomiki wierszy i literaturę science fiction.
Przyszło do tego, że szkolna bibliotekarka przetrząsała katalog, co by mi tu jeszcze zaproponować. Kiedy mama napominała mnie
późnym wieczorem, że pora już gasić światło, gasiłem, po czym dalej czytałem przy latarce – wspomina z uśmiechem.
Do dziś – wyjąwszy najbliższych – mało kto wie, że Czesław Szymon sam również pisze wiersze oraz utwory prozaiczne z gatunku
science fiction.
– Powiernicą moich poetyckich i prozatorskich tajemnic była dotąd głównie... domowa szuflada. No i 6-letnia siostrzenica. Razem
oglądaliśmy jej ulubioną bajkę. Kiedy film się skończył, usiadła mi na kolanach i poprosiła: „Wujku, napisz dla mnie wierszyk”. Jak
mogłem odmówić? W dwa dni później dałem jej poemacik o kropelce dżdżu – opowiada.
Szuflada Czesława Szymona z trudem mieści już jego wprawki z piórem i z papierem. Zawiera blisko tysiąc wierszy. Tylko raz
zdecydował się na druk. Krótko – w korespondencyjnym jedynie wymiarze – należał też do gorzowskiego Klubu Science Fiction.
– Na druk namówił mnie wujek, emerytowany ksiądz. Przeczytał kilka wierszy i pyta: „Dlaczego ich nie wydajesz?” Przełamałem się
i wysłałem jeden do częstochowskiej „Niedzieli”. Wydrukowali – opowiada o swoim debiucie.
W samej kopalni swoją poetycką twórczość utrzymywał w całkowitej tajemnicy.
– Krąg ludzi pod ziemią to specyficzne środowisko. Mogło się zdarzyć, że usłyszałbym: „Chłopie, ty się lepiej weź do roboty, a nie
do wierszy”, tłumaczy tę powściągliwość.
Teraz może już odkryć swą poetycką duszę. Po 25 latach pracy pod ziemią Czesław Szymon przechodzi akurat na emeryturę. Do
wyrażania się wierszem nastrajała go zresztą nie tylko kopalnia.
– Nie jestem przywiązany do jakiegoś szczególnego tematu. To może być rozmowa z dzieckiem, kropla deszczu, chmury
układające się w jakąś zaskakującą kompozycję, zachód słońca... Ot, coś mi wejdzie w głowę, zagwoździ się w niej i domaga się
przelania tej myśli na papier. To kwestia chwilowej weny, gry wyobraźni, nastroju, ulotnej fantazji... Bywało, że „to coś” naszło mnie
na dole. Chwila luzu, wszystko kręci się jak powinno, przysiadałem na kuloku, otwierałem szychtownicę – i po 10-15 minutach
miałem wiersz. Ale bywało też, że przez rok-dwa nie napisałem ani słowa – opowiada.
Czesław Szymon nie wyklucza, że jako emeryt stanie się odważniejszy, że sięgnie do szuflady-powiernicy i spróbuje poddać jej
zawartość szerszemu osądowi.
– Dotąd strzegłem moich wierszy i zachowywałem je dla siebie. Przyznaję, była w tym obawa przed ewentualną kpiną środowiska,
że moje wiersze zostaną uznane za marne, grafomańskie... Ale w końcu: człowiek się nie dowie, póki nie spróbuje. Zamierzam
więc zainteresować przynajmniej kilkoma wierszami któreś z pism literackich, bądź wydawnictw – zapowiada.
Jerzy Chromik
CZESŁAW SZYMON
POZOSTAĆ
W SOBIE
Te łzy, co niczym perły
lśnią w twych smutnych oczach,
te sny, co się śniły
nie tylko po nocach.
Ten płacz, co tak cichy
bez łkań, bez rozpaczy
ranił cię i męczył
nie ustałeś w pracy.
Ta rozpacz w tych oczach,
jak dziecko bezsilna
ten sen, co przyniesie
inną myśl, czy dziwną?
Czy zechcesz powrócić
w łzy, smutek i rozpacz,
czy zbudzisz świat inny
i w sobie pozostać.
Tychy, 30 marca 2007 r.