Kobiety w islamie

Transkrypt

Kobiety w islamie
Kobiety
w islamie
Nighat M. Gandhi
Kobiety
w islamie
Przełożyła
Paulina Błaszczykiewicz
Ty­tuł oryginału
ALTERNATIVE REALITIES
Love in the Lives of Muslim Women
Copyright © Nighat M. Gandhi 2013
All rights reserved
First published in India by Tranquebar,
an imprint of westland ltd, 2013
Polskie wydanie opublikowano we współpracy
z Agencją Literacką Ekstensa
www.ekstensa.com
Zdjęcia © Nighat M. Gandhi
Projekt okładki
Mariusz Banachowicz
Zdjęcie na okładce
© Manca Iuvan/In Pictures/Corbis
Redaktor prowadzący
Anna Czech
Re­dak­cja
Anna Płaskoń-Sokołowska
Ko­rek­ta
Katarzyna Kusojć
Małgorzata Denys
Łamanie
Ewa Wójcik
ISBN 978-83-8069-173-5
Warszawa 2015
Wy­daw­ca
Pró­szyń­ski Media Sp. z o.o.
02-697 War­sza­wa, ul. Rzymowskiego 28
www.proszynski.pl
Druk i opra­wa
Drukarnia POZKAL Spółka z o.o.
88-100 Inowrocław, ul. Cegielna 10-12
Przedmowa
O czym jest ta książka? Czy jest zapisem podróży,
pamiętnikiem, biografią? Kolejną opowieścią o muzułmańskich kobietach? I dlaczego o kobietach? Dlaczego
tylko w islamie?
Pozwólcie, że opowiem, jak powstała. Wtedy z pewnością dojdę też do odpowiedzi na powyższe pytania.
Jak bardzo irytował mnie powielany do znudzenia
w mediach obraz muzułmańskiej kobiety – zniewolonej,
zakwefionej, zgnębionej, bez prawa głosu? Jak bardzo
chciałam wpleść w pisanie swoje miłości? Jak wielki
miały na mnie wpływ, aż w końcu przybrały kształt
tej książki? Kiedy myślę o swoich podróżach, pisaniu,
o osobach, które spotkałam, rozumiem, że każdy krok
ku poznaniu siebie wiązał się z odkryciem rzeczy, miejsc
i ludzi. Za każdym razem, gdy odsłaniam się w tekście,
mówię o moich wrażeniach i interakcjach z rzeczami,
miejscami i ludźmi. Wrażenia te kolekcjonowałam,
wędrując przez trzy lata po moich trzech ojczyznach.
W miastach i wioskach Indii, Pakistanu i Bangladeszu
5
spotykałam kobiety w ich kuchniach, na podwórkach
i w miejscach pracy. Rozmawiałyśmy o naszych miłościach.
Al-Ghazali, jedenastowieczny suficki psycholog i filozof, uważał podróż za niezbędne narzędzie rozwoju
duchowego. W podróży – safar, zdaniem Ghazaliego,
nie chodzi o fizyczny ruch, o przemieszczanie się z jednego miejsca w inne; safar to wewnętrzna podróż serca
i umysłu, która objawia jednostce prawdę o niej samej
i przybliża ją do stanu określanego jako oświecenie,
samorealizacja, samowiedza, satori lub fana. Jest to ten
rodzaj zażyłości z samym sobą, którego wszyscy w pewien sposób szukamy. Mój safar do miejsc z przeszłości
doprowadził mnie do bliskości z moim „ja”. Odkryłam,
kim dla siebie jestem.
Niekiedy podczas tych podróży spotykałam ludzi
lub przybywałam do miejsc tak małych i rozczulających,
że wydawały się idealne. Chciałam osiedlić się tam,
zostać. Wynająć chatę w górach, rozbić się na końcu
jakiejś wioski, zamieszkać w buddyjskim klasztorze?
Osiemnastowieczny suficki poeta języka sindhi, Shah
Abdul Latif Bhitai, wędrował lasami w towarzystwie
joginów, a potem wybudował swoją siedzibę w dziczy,
poza granicami rodzinnego miasta. Mieszkał w niej jak
banita i pisał wyjątkowe utwory o poszukiwaczach i kochankach, którzy podróżowali ku połączeniu z Prawdą. Bhitai ostrzegał przed ludzką tendencją do mylenia
6
tymczasowości z trwałością i uczył, że tylko osoby prawdziwie zdeterminowane mogą jej uniknąć:
jis se guzre hain beniyazana
Raah aisi bhi ek nikali hai*.
I kolejne jak – jak mogę wyjaśnić napisanie tej książki, skoro świat wręcz odkształca się pod ciężarem tomów, skoro jest na nim więcej tytułów niż czytelników?
Czy kreacja zawsze jest aktem miłości własnej? Odpowiadam: Tak, ego z całą pewnością jest zaangażowane
w powstawanie sztuki. Komu na całym świecie miałoby
zależeć na napisaniu tej książki bardziej niż mnie samej? Z drugiej strony jaki artysta potrafiłby tworzyć bez
żarliwego pożądania? Egotyzmem można tłumaczyć to
tylko częściowo, bowiem inspiracja do tworzenia sztuki
pochodzi, jak się zdaje, z jakiejś odległej głębi „ja” albo spoza świadomości. Zawsze kiedy mam ochotę się
poddać, coś zachęca mnie do pisania. A wtedy, nieobciążona pytaniami o wartość mojej pracy, wszystko, co
napiszę, wolne jest od zjadliwego krytycyzmu, inercji,
ocen i niepewności mojego ego.
Jak pokonuję wymagania mojego ego?
Kolejne tajemnicze jak. Deszcz padał bez przerwy
od trzech dni. Nieustanny, drobny deszcz, który to
nasilał się, to słabł – aż do cienkiego pochlipywania.
Jak kochanek mamroczący o zachciankach niewiernej
kochanki, deszcz nigdy nie przestawał padać całkiem.
* którą przebyć można, nie naruszając / taką rzadką ścieżkę wycina
sobie poszukujący.
7
Wyszłam do ogrodu buddyjskiego klasztoru w górach
i ruszyłam mokrą żwirową ścieżką, czując dziwną, cichą
przyjemność. Był tam śliczny mały ślimak, rozciągnięty
na ogrodzeniu z drutu. Była jedna gałązka róży obsypana ciężkimi, czerwonymi kwiatami. Za ogrodzeniem
było pole. W polu leżał masywny głaz. Na głazie siedział
samotny śpiewający ptak. Woda przedzierała się w dół
przez pola do rzeki. W jej szmerze, w samotnej melodii
ptaka i w nieruchomości ślimaka na ogrodzeniu była
odpowiedź na moje przygnębienie, na dręczące mnie
pytanie: czy moje pisanie ma jakąkolwiek wartość.
Wątpliwości i lęki były tylko projekcją mojej psychiki.
Gdzie były tego ranka? W ujęciu buddyjskim były tylko
przelotnymi stanami umysłu. Czy zniknęłyby, gdyby były
rzeczywiste? Wpatrzona we wznoszące się nad polami
góry, dostrzegłam srebrnoszarą mgłę, którą były spowite. Twórcze „ja” jest jak góry ukryte za mgłą wątpliwości
i lęków.
A teraz opowiem, jak powstawała ta książka. Gdzie
siadałam do jej napisania? Domy pracy twórczej są
w tej części świata rzadkością. Marzyłam o takim kącie,
w którym mogłabym zostać sama, by pisać, nie bojąc
się o swoje bezpieczeństwo, nie przejmując się posiłkami i praniem. Kilka rozdziałów powstało podczas miesięcznego pobytu w klasztorze w Himachal Pradesh.
Inne przygotowywałam, siedząc na balkonie Dollar Villi
w Dhace, jeszcze inne – na werandach bambusowych
chat w Srihotto albo w domach z oknami wychodzącymi
8
na Ganges w Waranasi. Jeden z rozdziałów napisałam
podczas czterodniowego samotnego pobytu w domu
moich teściów, inny – w mieszkaniu przyjaciółki, która
zostawiła mi klucze, wyjeżdżając do pracy. Ani jeden
fragment nie powstał w moim rodzinnym domu. Większość kobiet, które próbowały pisać na poważnie, żyjąc
jednocześnie tak jak dotychczas, w pełnej rozproszeń
codzienności, na pewno mnie zrozumie. Bez względu
na to, czy ta książka okaże się sukcesem – cokolwiek
on oznacza – czy nie, chciałabym, aby zmotywowała
mnie do założenia domu pracy twórczej. Niespełnione
marzenia napędzają rewolucje – niech zatem będzie ona
pretekstem do dania kobietom starannie opakowanego i przewiązanego wstążeczką ich własnego pokoju
– w samotności nieprzerywanej troskami o pranie, posiłki i dyspozycyjność. Obym znalazła środki, by taki
pokój udostępnić za darmo – zwłaszcza tym, których
nie wspierają grube portfele troskliwych wydawców.
1
Pizza ze wszystkim
© Suroor Seher
Świątynia i mauzoleum obok siebie
Zniszcz meczety, zniszcz świątynie
Zniszcz wszystko w zasięgu wzroku
Nigdy jednak nie niszcz serca
Bo ono jest mieszkaniem Boga
– Bulleh Shah,
osiemnastowieczny suficki poeta z Pendżabu
Prawdziwym przedmiotem rewolucyjnej zmiany
nie jest poszukiwanie ucieczki od prześladowania, ale pozbycie się tej części prześladowcy,
która jest w każdym z nas, która zna wyłącznie
opresyjne taktyki i opresyjne relacje
– Audre Lorde, Sister Outsider
Czerwiec 1999, Stany Zjednoczone
Abba usiadł do stołu później niż my. Każde z nas jadło właśnie drugi albo trzeci kawałek pizzy. Juju wyjęła
dla niego trójkąt z pieczarkami i cebulą.
–Nie zamówiliście żadnej z mięsem? – zapytał Abba.
– A w tym pudełku co jest? – Wskazał drugi karton.
–Ach, ta jest ze wszystkim. – W głosie Juju usłyszałam napięcie.
–Ze wszystkim? Co to znaczy „ze wszystkim”? – Ojciec przyciągnął do siebie pudełko i podniósł wieko.
Przez chwilę wpatrywał się w lśniące, różowe plastry
pepperoni i pociętą w kostkę kiełbasę. – Co to jest?
–Różne dodatki – powiedziała Juju błagalnym tonem.
–Różne? Czyli wieprzowina? Świńskie mięso?
– warknął. Gapiliśmy się każdy w swój talerz, zupełnie
jakby musiało paść jakieś słowo, które odczarowałoby
panujący w pokoju bezruch. – Czy to wieprzowina?
– powtórzył Abba głosem, od którego w dzieciństwie
15
żołądek podchodził mi do gardła. Nikt nie odpowiedział. – Kto to zamówił? – Nikt nie podniósł oczu. – Jak
mogliście przynieść do mojego domu coś haram? – wybuchnął. – Kto to zamówił?
Nikt z nas nie potrafił wydusić z siebie słowa. Nikt
nie miał odwagi spojrzeć mu w oczy. Przestaliśmy jeść.
W głębi serca nadal modliliśmy się o jakieś wyjście z tej
sytuacji, ale straciliśmy już nadzieję. Cisza zawisła nad
pokojem jak zły duch. Chciałam, żeby świat – taki, jakim go znamy, się skończył – modliłam się o katastrofę,
o huk, o płacz dziecka, o trzęsienie ziemi, cokolwiek,
co przerwałoby tę nieznośną ciszę.
–Ja zamówiłam – usłyszałam swój głos. Krew buzowała w moich skręconych wnętrznościach, forsując jakąś barierę. Żeby przełamać ciszę, musiałam przebrnąć
przez gęsty, oleisty lęk.
–Jak mogłaś zrobić coś takiego? – Ojciec coraz bardziej się czerwienił. Znów stawał się człowiekiem, którego furii obawiałam się najbardziej na świecie. Moje
dzieciństwo tak naprawdę nigdy się nie skończyło.
–Nie wiedziałam, że będzie z wieprzowiną... – odpowiedziałam, jąkając się przy zakazanym słowie. Nie
odważyłam się powiedzieć mu, że zamówiłam pizzę,
przekonana, że każdy może zdjąć ze swojego kawałka
zakazane mięso. W końcu byliśmy dorośli. Nikt nikogo
nie zmuszał do jedzenia czegoś moralnie nagannego.
Poza tym kierowałam się względami ekonomicznymi
– dwie duże pizze „ze wszystkim” kosztowały jedyne
16
siedemnaście dolarów i dziewięćdziesiąt dziewięć centów. Mógł zjeść tę z pieczarkami i cebulą. Był też inny,
głębszy, a wtedy jeszcze dla mnie niejasny powód zamówienia pizzy z pepperoni i kiełbasą.
Nie jestem hipokrytką. Nie należę do osób, które
modlą się pięć razy dziennie, choć wypełnia je buta. Nie
ma dla mnie znaczenia, czy na pizzy jest wieprzowina.
To nie o to chodzi w byciu muzułmanką. Łatwiej było
mi to przekazać, zamawiając nieislamską pizzę, niż po
prostu o tym powiedzieć.
–Jesteśmy muzułmanami. Muzułmanie nie jedzą
wieprzowiny. Nie wiesz, że to haram? Zapomniałaś już
o wszystkim, co dotyczy twojej religii? – Abba grzmiał jak
duchowny głoszący piątkowe kazanie. Wydawało się, że
wisząca nad stołem lampa poruszyła się za sprawą jego
głosu. – Może i jesteście teraz Amerykanami, ale ja wciąż
jestem muzułmaninem, który żyje według prawa Allaha.
Nie zapomniałem, że wieprzowina jest zabroniona.
–Możesz ją zdjąć ze swojego kawałka. Przecież nie
musisz jej jeść – zebrałam się na odwagę.
–Mam jeść to, co zostało skażone mięsem haram?
Taką masz dla mnie radę?
Ammi, przerażona, podskoczyła na krześle – zawsze
była na każde jego zawołanie. Spojrzałam na nią. Znowu
nie staniesz po naszej stronie? Jak zwykle zawiedziesz
nasze zaufanie z jego powodu? W sumie jej uległość
wobec męża mnie nie zdziwiła – było tak już tyle razy.
A jednak zawsze doznawałam zawodu – teraz znowu
17
rozczarowała to dziecko we mnie, które pragnęło, żeby
ten jeden jedyny raz matka wzięła mnie w obronę.
–Wyrzuć to! – rozkazał ojciec, a ona usłużnie wstała
i zabrała ze stołu zakazaną pizzę – zagrożenie dla naszej
religijności. Słyszałam, jak kawałki „ze wszystkim” ześlizgują się z kartonu do kontenera na śmieci i jak cicho
trzaska jego wieko.
–Wydaje ci się, że w restauracji jesz steki usmażone na patelni, na której nigdy nie leżała wieprzowina?
– Moją taktyką było logiczne rozumowanie. Nie wiedziałam jednak, czego się spodziewać. – Każdy rodzaj
mięsa smażą na tej samej patelni, twój stek też mógł być
skażony. – Musiałam powiedzieć, co myślę, i skończyć to
wszystko. Mój tłumiony gniew domagał się uwolnienia.
Nadeszła pora, by przekłuć wielki balon, nawet jeśli
miałoby to wywołać cyklon.
–Nie kłóć się ze mną! – Spojrzał na mnie wściekle.
– Koniec dyskusji.
Racjonalne argumenty były na nic, gdy próbowało
się wytłumaczyć mojemu ojcu, że nie ma racji. Jego
poglądów na sprawy religii nie wolno nam było nazywać
nielogicznymi czy błędnymi – czyż nie nauczyliśmy się
tego dotąd? Dlaczego zatem wystawiałam jego cierpliwość na próbę?
–Nie żebym uwielbiała wieprzowinę – brnęłam uparcie. Drżałam, czując ogrom żalu, który nie znajdując
ujścia, groził powodzią. – Ale dlaczego po prostu nie
zjadłeś pizzy z pieczarkami i cebulą?
18

Podobne dokumenty