Miąższ- A. Ulman

Transkrypt

Miąższ- A. Ulman
MIĄŻSZ
wiersze
Rozumiecie więc, że wolę być raczej pastuchem świń
na Amagerze i żeby mnie świnie słuchały, niż być
poetą i żeby mnie nie słuchali ludzie.
Kierkegaard Albo-albo
1.
niezależnie co
z trwogą mężnie
prosto zawile
opowiem
krętacz prawdomówny
przebiegle zagmatwam
zabełkoczę
zagęszczę genialnie
zaciemniając rozjaśnię
by cmokano szydzono
sensem jest
nieustannie
figlarne niedoczerpalne
trwonienie
nieskończoności
2.
tresuję rodzynki
do hiszpańskich tańców
uczę trzmiele
pokory i
umiłowania ojczyzny.
wynajmuję udka kurze
do pieszczot w
soboty i niedziele.
wonnościami
wschodu
skrapiam nieprawości.
kleję pomidory
antropologicznie
do czynów chwalebnych
wzywam lokomobile
schizofrenii zaglądam
w
kwadratowe cycki
3.
o
dzielnice
w krwawym mleku
wrzodowym miodzie
w ogródkach rezydencji
fontanny szemrzące
złotą ropą
mosiężne ptaszki
niezdolne srać na
gazony rabaty
tulipany wyniosłe
jak chirurg naczyniowy
docent zębowy
japońskie sosenki
niby rozłożyste dziwki
z
białej świty ordynatora
bogactwo dyszy plugawie
za sztachetami
z damasceńskiej stali
za podmurówką granitową
twardszą od wrażliwości
urocze domki typu
sarkoma
dają przerzuty
na wycięty las
na odzbożowione pola
na zarżnięte działkowe
sady
gdyby ten tam
nie stworzył
tylu korzystnych chorób
nie byłoby
wyciśniętych dzielnic
bez skowronków
bez
pazernego mniszka lekarskiego
na byłych miedzach
4.
sammael
szatan i anioł zguby
zaczepił mnie
przy drzewku
różowych jabłuszek
proponował
sparciałą książkę
w której
o miłym pluskaniu
krwi
w fontannach
wycinaniu zastępów
pastwiskach z
niebieską trawą
ogniskach do
przypiekania mięśni
natomiast nic
o obciąganiu ze skóry
baranków
i gotowaniu
życia nienarodzonego
w skorupkach
ptasich
dałem mu
dwie puszki piwa
jedną dla szefa
5.
skorpionica
pucuje święta
szoruje grobowiec
krochmali całun
wzrasta dziarsko
zielona rzeżucha
w porcelanowej
trumnie
złoty baranek
wydzwania powrót
cudownego trupa
jutro
przy stole malowanym
ćwikłą i chrzanem
gospodyni
podzieli się
kamiennym jajkiem
serdecznie
wstrzyknie
jad
wrogom i przyjaciołom
6.
gershom scholem
sens
dostrzega
w podgryzaniu
tajemnicy bytu
sąsiad psychiatra
w rżnięciu
cieniutkich pań
pies tatar
niewolnik
na siedmiu metrach
gnoju
uważa
kość
jak większość
7.
bóg
sześciu na dziewięć
metrów
lubi uciąć
ostro
codziennie
rzęsy trawie
ramię świerkowi
głowy lub
kawał wąsa tujom
czerwone oko tulipanowi
ślepy wyrostek winorośli
w trwodze migdałowiec
w lęku żółtym
trzmielina
mdleje osuwa się
przed śmiercią
lubieżny krzew róży
sekator
atrybut boga
a gdyby tak
pokurczowi
możliwość
wycięcia
nie tylko roślinek
nie tylko sekatorem
a gilotyną
powiedzmy
atomową
8.
idź
zlikwiduj mrówki
podgryzają przestrzeń życiową
nie wierzą w naszego
boga
wodza znieważają
przenoszą tyfus
obsiadły banki
są czerwone
jedzą nasz chleb
zabierają pracę
rżną narodowe damy
gut frau totenkopf
ja obersturmbanahmadineżad
zlikwiduję
gazem
draństwo
9.
nie ma go
bo nie było
nigdy
gdyby istniał
powinien
po wielokroć
w hospicjum dziecięcym
konać
tyle razy
ile podano
cyklon
10.
kierkegaard
to cebula potworna
chorobliwa
ze słów
do obierania
z rozpaczy
albo śmierci albo
drżenia bojaźni
wewnątrz
jak to
w cebuli
ogromniejszej
od umarłego białego
księżyca
komiczna pustka
11.
bzyka śmierć
w pysku owada
jakaś tam
dżuma czy cholera
zabij zwierzątko
zanim ukąsi
świat zagładą
zmiażdż od niechcenia
bezwiednie
przypadkiem
a ludzkość uchronisz
to jest cała
tęga
filozofia
przyczynowości
wszelkiej
komicznej
determinacji
12.
kolorowanie zmarzłego nieba
wymaga gencjany
a krwawego zachodu
płynów z podrzynanych
gardeł
brzask
soku z młodziutkiej
cipki
noc natomiast zupy
z czerniny
oraz bezwzględności ethosu
ot sztuczki
wytrawnego malarza pejzaży
z tłem
w człowieku
13.
zaproszony
na przyjęcie sute
co wiek dwudziesty
wszystkim obecnym
płonącymi nozdrzami
chłonąłem łapczywie
wonie mięs
na stołach stuletnich
wydarzeń
ach jak pachniał
przyprawiony prochem
obfity gulasz polowy
z kanonenfutter
i płucka smakowicie
duszone pod verdun
obiecująco skwierczał obok
turecki kebab
ze smażonych
na palach ormian
czekały niecierpliwie
przyprawy z żydów
i innych spopielonych
na sposób teutoński
grzał się sznaps
we flachach strzaskanych
w pochwach
parował szpik
z kości zmiażdżonych
gąsienicami
szły zapachy nęcące
z półmisków pełnych
świeżych oczu serbskich
po chorwacku
kucharze armijni
i świeccy
wnosili czarne macice
kongijek nadziane ich
własnymi pieczonymi prosiaczkami
ponadto
jądra po japońsku
wycięte marines
sczerniałe głowy
po sudańsku
sutki tajek
w skorpionowym jadzie
dziesiątki
sosów z trwogi
łez oraz hańby
przyrządzonych
przez lud boży
by języki psów
twoich miały kęsek
z wrogów
tamto przyjęcie minęło
nie martwcie się
bo i was
raz niejeden
na wyżerkę zaproszą
pogan nieprzyjaciele
obrońcy granic
biskupi imamowie
prezydenci dyktatorzy
parlamenty
oraz
racje stanu
wszelkie
języki smakowicie
głoszące
ich prawo
14.
te jabłka
u pana żukowskiego
to antonówki
po co pamiętam
przez siedemdziesiąt
szczegół bez znaczenia
a chętnie zapominam
żyda zabitego
przy hali
na placu kazimierza
wielkiego
i w jego
dłoni czarnej
rozżarzoną na brąz
cebulę
15.
podczas wojny
zabiłem pałką zająca
vae mihi
quia tacui *
przepraszam
za rzeź
i
z głowy
* biada mi, żem trwał w milczeniu (Pius IX)
16.
w czterdziestym siódmym
dyrektor zamorski
za ucho
z seansu
skandal na plaży
mnie
co wąchał
fajczące się getto
i wysoką krew
kultury
na kamieniach
pedagog chroniący
przed
złem majtczanym
i tak to
trwa czule
od
naszej
ery
17.
pojawiła się
zmarła kochanka
spytałem
czy również
potwierdziła
odbyliśmy bezgrzeszny
nieśpieszny
stosunek
oto miłość
wieczna
w raju
18.
piękno kryje
w sobie
czasem rzeczy straszne
i odwrotnie
mówi
gonçalo m. tavares
poeta idiota
z portugalii
miesza miód
z gównem
by ocalić dobro
niezmordowana teoria
zwierzątek
z futerkiem nadwrażliwym
mięciutkim
strasznym
19.
niezbędne
pojęcia na u
ubić
ujebać
usrać
uplugawić
umordować
unicestwić
upierdolić
upodlić
zbędne
ukoić
umiłować
uniewinnić
uzasadnić
20.
w bezzasadnej
egzystencji
skuteczna
trwałość nędzy
oraz
stękania
przy stosunku
i przed
21.
w rowie
uchlana wzbierającymi sokami
zielone dziurawe
majty
śmierdzi pięknie
świeżym gnojem
ciurka spodem płynąca
ciepła żądza
wróble
co objadły
forsycję z pączków
robią sukienczynę
na żółć
wielki żuk
bezwstydnie usiłuje
jej dosiąść
od tyłu
wiosna
22.
casting
wygrała niepozorna
dziewczynka
z borów
w jedną noc
wyssała szpik
z ekipy chłopów
i świeża
niby wyszorowany szmerglem
kwiatek
zagrała
świętą sikorkę
w dramacie
lilie ojczyzny
23.
podwójnie czerwony
odcięty łeb
dzięcioła
można przyjemnie
pomyśleć
że krwawa czapeczka
należy
do tej głupiej
24.
w kościele świętego
promocja wielkanocna
tańsze o
trzy czwarte
niebo w panelach
sześciennych
święta woda
z magnezem i wapniem
niepokalane
błękitne
szaty z polaru
mniszki suszone
luzem
i w pakietach
oraz hit
dobry na suchoty
smalec
z ordynariusza
25.
gdy powód
do domu bozi
w dzień święcony
wymemłać podziękę
za patrzenie
na łapy
chirurgowi
26.
niepodległa
brudna
sześćdziesiąt na czterdzieści
wolnymi
obramowana listwami
więź narodowa
kołeczki z brzeziny
miękkie gwoździki
szpilar jak krótki
sztylet
szydło niby skrawek
księżyca
szewski nóż
w skórze
tabliczka smoły
w szramach po dratwie
młotek do pobijania
głów i ćwieków
warsztat ojca
w odorach
butów obywateli
ojczyzna
27.
widziałem
jak godnie brzęcząc
w powietrzu kryształowym
modlą się
gąsieniczniki
naród wybrany
wśród owadów
wdzięczny za dary
potem wzlatują
szukając
pożywnych gąsienic
w celu
sparaliżowania jadem
złożenia w nich
jajeczek
aby larwy
miały co wyżerać
od środka żywicieli
głosząc
cud poczęcia
mądrość
teodycei
28.
nad oziminami
zielonkawe
przedwiośnie
nade mną
poświata
miodowej
zgnilizny
29.
deszcz wiosenny
pęcznieją
trupy
kły wypuszczają
rozwierają
planetę
udają krokusy
i te tam
przebiśniegi
takie martwe
dziewczynki
polne
białe
od żądzy zaistnienia
30.
drżąc
czeka na zapłodnienie
przez robaki
i obrzydliwe muchy
proletariat łąkowy
rzesza mleczów
te cipki włochate
na żółto
do obłapki
niebiesko dorastają
dziwki zbożowe
modraki
wielobarwną golizną
lubieżnie wzywają
do owadziej miłości
groszki
kurewki pachnące
szpalery krzewów różanych
niczym agencje towarzyskie
rozchylają
mnogie wargi bezwstydne
w kiściach grochodrzewu
huczy
lepka słodka rozpusta
obnażone do cna
narządy płciowe
roślin
na ołtarzach
grobach
we wiankach dziewuszek
w wazonach rżniętych
mdlejąc z rozkoszy
święta hipokryzja
klęcząc rozkłada nogi
31.
słońce
wysysa
dżdżownicę
aż zezwłok suchy
zostanie
wiatr
wysysa wisielca
medyk mamonę
z wrzodów
z raka
z suchot
nawet z kości
zgruchotanej
zły dzieciak życie
z rodzica
posiadacz
pot
z pracujących
spęczniały owad
nektar z kwiatków
i ciał naszych
kredyt
istnienie
z dłużników
kancelaria miód
oskarżanych
najgorsi ci
co by tłuścieć
wysysają
rozumy
aż zezwłok suchy
o słodkie wysysanie
trwaj
jesteś wieczne
32.
ślimaki depresyjne
znerwicowane
pochłanianiem zgnilizny
wypełzają z labiryntów
wilgoci
i dumnie
giną w słońcu
przez wysychanie
33.
roiłem że padnę
w zielskach
zagmatwanych
będzie ładnie
a tam
zaraz męka
wiruje bezmyślnie
modraszek
34.
wychowanie
pomaga wzmocnić
naturalną
potworność
do
naśladowania
35.
błogosławiona woń
płonącej biało
jabłoni
wolność
śmierdzi
grobami
36.
ma zapewnioną
słodką starość
będzie biegać
szybko
po psychiatryku
by w pośpiechu
znaleźć
najtańsze leki
dla kolegów
wariatów
i
z przeceny
cienkie prześcieradła
37.
od wszystkiego
odgrodzeni
kośćmi
mojego czerepu
martwi przyjaciele
tu nic im
nie grozi
prócz kuli
co strzaska
także
duchy
38.
teraz
spróchniały
udaje poetę
świeżutkie
ciasteczka
ze starego bezsensu
łupieżu kurzu
jak sądzi
żyje
39.
umarł
znałem
szkoda
za każde
dwadzieścia
pięć lat
jeden
wyraz
40.
śmierć
to
żywy kreator
z gliny nicości
lepi
nigdy nieistniejące
zalety
zasługi
nawet wydłuża
umarłym wzrost
powołuje do istnienia
w ustach
gadających
walory
trwałe
jak krótkie
kłamstwo
41.
między brzózkami
opuchła od wstydu
oszczana deszczami
wyrzucona
książka
pisarza
ogromnego ongi
jak wór kartofli
galop
do wielkiego lasu
42.
potrawy młodości
pan staf
na wysokich drzewach
rżyska pyliste
obłąkana zieleń
orgazm pożogi
picuszki z cycuchami
uroda trzmieli
próchniejąca duma
dosiadanie
tłustego parowozu
parząca łacina
o smaku placków
gryczanych
43.
susz ze krwi
pył mózgowy
zeschła woda
a jeśli tam
jak tu
führer von auschwitz-birkenau
kieruje interesem
odpuszczają oprawcy
jako i my
chleb dają
bezsubstancjalny
bezzębny
jeśli i tam
komory
i kremowanie duchów
stodoły ogniste
jary babie idealne
muzea hipokrytów
i karzeł
przede wszystkim
i
nade
44.
żyliśmy w jaskiniach
jedliśmy pieczonych
wędrowców
i szczaw
na skałach
popiołem ze krwią
rysowaliśmy zwierzę
nie znaliśmy mowy
tylko stękanie
przy parzeniu
trud brud
chłód lodowy
nieznane bojaźni
dotkliwe przerażenia
jakkolwiek cierpieliśmy
gnijąc śmierdząc
dławiąc lękami
spożywani przez
pasożyty myśli
szczęśliwie nigdy
z braku słów
i gramatyki
nie dopadła nas
parszywa potworność
empatii
45.
zimno napływają
wody schizofrenii
spodem kas solny
ostro kwiatki żłobi
w szkle twardym
rozumu
wierzchem łagodna
wściekłość
ciemności
odrywa cieknące kęsy
gnijącego serca
cichutko ryczą wichury
ślinę lawendową tocząc
w słodkim pysku
trwogi
gwiazdy kroją
powierzchnie
w włókienka
bezbrzeżności
wonny zapach zbrodni
sunie niczym
gąsienica
mięciutka katrina
powala
cokolwiek posadzone
siane
trzeszczą kręgosłupy
drucianej wyobraźni
kot w lodówce
marzy
wymienia igły
46.
odchodząc
tam
nie zabieramy nic
nie można
wziąć czegokolwiek
ani siebie
do nikąd
47.
niepodległy syn
bandziora i dziwki
zawału
i cukrzycy
jego siostra
jebana
alergia
48.
zanurzony w upale
jak w lodowca
ognistego głębi
mrozem zgrzytającym
płonę
49.
zachwaszczone pole
zdziczonych
lat ileś
dojrzewaliśmy
w obfitości słońca
żrąc pożywne deszcze
niebieski wiatr
słodcy
jak miód lubieżny
podlegaliśmy
zbiorom dojrzałej śmierci
teraz niby plantacja
porzuconych
truskawek
wątli
pokurczeni
malutcy jak trąd
lizani przez osy
wśród krwawników dziurawców
postna ziemia wyjedzona
ze smaków
jałowa matka spotworniałych
trzeszczą
koniki truskawkowe
50.
jakie tanie
życie
trzy kromki
zeschłe
czosnku ząbki
pojemniczek
plastykowej wody
a też
niedrogi
cios ostrzem
zadzierzgnięcie
51.
po wiekach
dociekłem
dlaczego niewidomi
czyli wszyscy
cierpienie
więc mord
oraz trwogę
uporczywie
nazywają miłością
ślepcy otóż
wszelkie
męczeństwo
darzą uczuciem
zwyczajnie
kochają
52.
przecież można nadal
kartofle własnej roboty
zagon fasoli niepodległej
mennicę ziół
kozę wolną
karmioną ostami
nieuległe króliki
co rąbią wszystko
zielone
można
sałatkę z lebiody
nader demokratycznej
kota do miłowania
kuchnię na patyki
zebrane po burzy
bo jednak
wyśmiany ogródek kandyda
lepszy
od supermärktekonzentrationlagern
die ganze welt
53.
niepotrzebny
umiem
co zbędne
budować pachnące
liśćmi szałasy
ziemianki z prochów
smołować rany
murować
groby
tynkować dzieje
kremem nawilżającym
strugać dechy
na półki
dla korników
zbijać
stoły na chleb
i konwalie
szafy
na dziurawe portki
łóżka
dla pluskiew
szyć
reperować zgniłe
buty
wzniecać wszelkie ogniska
piec kartofle
w krowich plackach
gotować z byle
czego
choćby komosy
i pyłu
warzyć kawę
ze spieczonych żołędzi
grać w piłkę
świńskim pęcherzem
posługiwać młotkiem
cęgami zębatymi
jak smocza gęba
wiedźmy
raszplą niby
jej skóra
dłutem jak
kieł zmyślonego
diabła
umiem
fujarki z wierzbiny
łapcie z łyka
pierścionki ze słomy
wianki z chabrów
oraz ostróżek
lekarstwa
z czarnego bzu
niedojrzałych orzechów
dębowej kory
wino z żółtych dmuchawców
z pieprznymi
czarnymi robaczkami
ssać słodycz
z trzmieli
tworzyć sałatkę
z tataraku
oraz skrzydełek ważki
doić kozy i
bóść z koziołkami
spuszczać drzewa
rżnąć na drzewach
zarzynać kosą
źdźbła
mniejsza że
zniknie to ze mną
jak dawne
kozie bobki
gorzej że
tak daremnie
potrzebujemy
powrotu
do uczciwości
hartu
54.
duma
i wzruszenie
najcięższe
jakbym otworzył
morze
chabrowe czerwone
odczuł na barku
ciężar słodki
arki
spalał się
z nimi
w krematoriach
kamiennie płakał
pod ścianą
rzęsistą
a to martwa
do dziesiątków
eleonora
kochanka
dla której niszczyłem
ujawniła
na cmentarzu
przez tłustą przyjemnie
siostrę
że była izraelitką
55.
zielone
zamrożone dymy
drzew
rosnących
z dawnych
żydów
po koronach
sięgających
nieba
biega
wściekły jahwe
w dole
miejski księgozbiór
56.
na kościach
niech mi położą
przezroczyste kamienie
fiołkowy oraz różany
i napis wypalą
zielonym kwasem
grzeczny węgierski
baszom
a krisztus marját
kto
nikt
57.
wróble
to piękne ptaki
dawni stołownicy
końskich podogoni
teraz objadają
dopłaty z hektara
szare jak listopad
niechlujny
pochodzą z nicości
ich celem lęk
i utrapienie
właśnie kłócą się
w świerku
ale bez gniewu
i wyzwisk
zaraz się pobiją
w czupurnym śmiechu
pan nagradza
ich sprawiedliwość
życiem dwuletnim
58.
w upał odrażający
na święto nieustające
nieistnienia
wezwany
z dna glinianki
skostniałej zielonogórskiej
w wodzie ostrej
jak brzytwa
spadałem chciwie
wiotki niby kęs
mrożonej stali
chorwaci
wyłożyli siną głębię
milionem wyłupionych oczu
lecz przyjaciele młodości
(rozpyleni już
dawno zmarli)
uchwycili ten płat
zatopionego w lodzie
nowozelandzkiego dorsza
wyrywając z otchłani
raju
pora podziękować wdzięcznym
chłopcom
za występną starość
w cieniu
beznamiętnie głodnych
grząskich
konsekwentnie oczekujących
glinianek

Podobne dokumenty