Pobierz plik

Transkrypt

Pobierz plik
Konserwatyzm
awangardowy
Z b i g n i e w Wa r p e c h o w s k i
W
iele kąśliwych uwag poświęciłem konserwatystom w swoich
poprzednich książkach, sam jednak od kilku lat głoszę „konserwatyzm
awangardowy”, jako ideę, która wydaje mi
się słuszna na dzisiejsze czasy (Warpechowski 2004, 2006a–b). Czym innym jest
konserwatyzm artystyczny, a czym innym
polityczny. Polityczny nie musi się łączyć
z dużą wiedzą. Może on dotyczyć pewnych
zasad ustrojowych, znanych z przeszłości,
lub opierać się na takich zasadach, choć nie
musi. Może on być czymś nowym, wymyślonym na użytek opozycji do innych systemów, odwołujących się do nowoczesności
czy postępu. Konserwatyzm artystyczny,
który odwołuje się do form utrwalonych
w kulturze przeszłości, wynika raczej
z niechęci do tego, co jest wyrazem teraźniejszości, lub z lenistwa podążania za
kierunkami, które tworzą się w teraźniejszości. To lenistwo, nieuctwo albo nawet
wrogość motywowane są najczęściej przywiązaniem do tradycji, nie bierze się jednak
pod uwagę, że tradycję kształtowali najbardziej twórczy artyści czasów minionych,
czyli w moim rozumieniu ówczesna awangarda. Krakowscy profesorowie-konserwa-
tyści w swoim ostatnim biuletynie szkolnym
zamieszczają fotografie dzieł Jana Matejki
i Leonarda da Vinciego, czując się zapewne
spadkobiercami ich wyczynów, tyle tylko, że
nie ma ich wśród znaczących artystów polskich, nie zauważają ich też historycy sztuki
współczesnej.
Konserwatyzm i awangarda
Konserwatyzm taki, jak ja go pojmuję,
jest wiedzą (nie można być konserwatystą,
nie mając wiedzy) nie tylko o tym, co się wydarzyło w wiekach poprzednich, ale czym
to było dla swojego czasu, z jakimi problemami ówcześni artyści się borykali i jak
odpowiadali na ducha czasu. Ich twórczość
była organicznie poddana owemu duchowi,
wyrażała, a nawet wyprzedzała, ducha czasu. Matejko, mimo że w stosunku do tego, co
stanowiło współczesną sztukę europejską
był nieco spóźniony, dla polskiej rzeczywistości historycznej był artystą awangardowym, spełniającym ważną funkcję wychowawczą, wzbogaconą o niezwykły warsztat
artystyczny. W latach sześćdziesiątych niektórzy polscy krytycy, chcąc się popisać
swoją wiedzą, grymasili i doszukiwali się
Pressje 2013, teka 32/33
237
różnych niedostatków jego malarstwa. Dlatego w 1971 roku wykonałem pracę konceptualną, w której te rzekome braki Matejki
wziąłem na siebie, żeby krytycy się od niego
odczepili (Warpechowski 1998). Profesorom Rodzińskiemu, Waltosiowi i innym nie
przychodzi do głowy, że tradycją polską
są już Stanisław Ignacy Witkiewicz, Henryk Stażewski i Tadeusz Kantor. Stanisław
Brzozowski tradycję widział jako warsztat,
a nie kapliczkę, przez którą trzeba się modlić. Wiedza musi dotyczyć nie tylko rzeczy
zaprzeszłych, ale zrozumienia procesów
zachodzących tu i teraz, i tylko tak możliwa
jest twórczość wychodząca w przyszłość.
W pewnym sensie konserwatyzm pokrywa się z awangardą. Konserwatyzm
Tradycję kształtowała awangarda
jako sprzeciwianie się jałowemu postępactwu i gonitwie za nowymi trendami
i awangarda jako rzeczywista twórczość,
odpowiadająca na wezwania ducha czasu.
Moje rozumienie awangardy jest inne niż
to, które przyjmują historycy czasów porewolucyjnych w Rosji i Europie. Awangarda
wiązała się nie z ideologią komunistyczną,
lecz z duchem modernizmu i naprawy świata. Istotnie, artyści dali się ponieść fali, fali,
która wkrótce zawiodła do totalitaryzmu.
Jej odpryski wciąż jeszcze znajdują swoich
wyznawców wśród intelektualistów zachodnich i młodzieży, która nie zaznała socjalistycznej utopii. Współczesna awangarda to
wybitne jednostki działające w odosobnieniu, często w ukryciu, ponieważ wszelkie
ruchy są kontrolowane, a niepoprawne idee
– wykluczane. Świat, a zwłaszcza świat mediów, nie może sobie pozwolić, żeby ktoś go
zaskoczył. Na idoli tłumów kreuje się rozwydrzonych, użytecznych idiotów i ludzi sukcesu. Ich zachowania traktuje się jako awan-
238
Zbigniew Warpechowski
gardowe, postępowe, godne naśladowania.
Dlatego ja, w odróżnieniu od awangardy
artystycznej początków XX wieku i tak zwanej postawangardy lat siedemdziesiątych,
mówię o rzeczywistej awangardzie, która
pojawia się w każdym narodzie i w każdym
czasie. I nie jest to żadna „straż przednia”, bo za nią nie idą masy, ani nawet
większe zbiorowości, tylko dowiadujemy
się o nich po czasie, kiedy ich myśli zyskają
jakiś rozgłos i okażą się wieszcze. Do tego
niezbędna jest znajomość rzeczywistych
naprężeń w świecie, niezawisła myśl i zwyczajna mądrość. Witkacy, chociaż był znany
w towarzystwie, w swoim myśleniu i twórczości był samotnikiem, traktowanym jako
dziwak. Kantor do dzisiaj nie znajduje kontynuatorów, tylko marnych naśladowców
teatralnych. Ja z uporem będę przypominał
Andrzeja Partuma, tego biedaka, pogardzanego przez wielu lepiej urządzonych, który swoim instynktem, nie mając właściwie
żadnych podstaw profesjonalnych, swoimi
wizjami, tekstami quasi-filozoficznymi i improwizacjami poetyckimi drażnił i wyprowadzał w pole koryfeuszy sztuki lat siedemdziesiątych.
Z tych rozważań w sposób dla mnie
oczywisty wynika postulat konserwatyzmu awangardowego. Konserwatyzm jako
rozważna, nieuprzedzona żadną ideologią krytyka wszelkich trendów i pędów,
poszukująca tego, co trwałe i niezawodne w myśleniu o sztuce, niepoddająca się
manii burzenia czy zwalczania jakichś
tabu w imię jałowego postępu dla postępu. Konserwatyzm bez uprzedzeń klasowych, rasowych i innych podziałów na
lepszych i gorszych. W moim rozumieniu
konserwatyzm nie powinien mieć ambicji
powstrzymania naturalnych zmian, nawet
jeżeli te zmiany nie idą ku lepszemu, ani
dążyć do przywracania dawnych porządków
i miar wartości, z wyjątkiem tych, które są
wartościami ponadczasowymi, ale powinien
bazować na wiedzy o współczesnych realiach, aby mieć na to twórczą odpowiedź.
I takiej odpowiedzi może przysługiwać miano awangardy.
Nie można sobie powiedzieć, mając
na przykład dwadzieścia lat, że się będzie
artystą konserwatywnym czy awangardowym. Pewne postawy wynosi się z domu, ze
szkoły, ze środowiska czy lektur. Nie może
to być decyzja spontaniczna, tylko rezultat
dojrzewania. Tak samo postawa albo-albo
jest daleka od rozwagi i wynika z jakiegoś
nacisku emocjonalnego. Nie trzeba wielkiej
przenikliwości, aby wiedzieć, do czego doszliśmy w naszej kulturze, jakie tendencje
są dominujące. Wystarczy mieć ambicję,
nieco odwagi i siły, żeby zaufać swojemu
rozumowi, nie ulegać bezmyślnie naporowi kiczu i głupoty wszechogarniającej propagandy i ślepego postępactwa. Repertuar
bluźnierstw, profanacji i prowokacji musi
się kiedyś wyczerpać, a powtarzanie tego
samego staje się nudne.
Powiedzieć coś nowego w sztuce, tak
żeby to było nośne, zapładniające, jest bardzo trudno, chyba nawet najtrudniej. Nic
dziwnego, że nowatorstwo artystyczne
zostało unieważnione w kryteriach wyróżniających sztukę aktualną. Jego miejsce
wypełnia środek zastępczy w postaci jakiegoś wabika propagandowego, na przykład
skandalu czy sztucznie wywołanego efektu
wzbudzającego ciekawość i szum medialny.
W miejsce wysiłku twórczego wchodzi zmysł
organizacyjny, przedsiębiorczość i dyspozycyjność dla aktualiów politycznych. W tej
sytuacji nie ma zapotrzebowania na rzeczywistą awangardę. Stąd wniosek, że tylko wolny, świadomy i twórczy artysta może
być awangardowy. Jaka to wolność, jaka
świadomość i jaka twórczość, opisałem już
wcześniej w swoich książkach (Warpechowski 2001, 2004, 2006b, 2009).
Konserwatyści akademiccy i ich wychowankowie liczą na to, że coś takiego się
wydarzy, że przyjdzie ich czas, że ludzie
zatęsknią za sztuką spokojną, ładną, zrozumiałą, nieniepokojącą itd. Krytyk amerykański Donald Kuspit (2006) próbował
na naszym gruncie znaleźć entuzjastów
„nowych dawnych mistrzów” i znalazł,
korzystając nawet z promocji muzeum
w Gdańsku i Narodowego Centrum Kultury.
Konserwatyści postępują tak
jak faryzeusze
Nie wiem, jakim sposobem Kuspit dorobił
się tytułu „najwybitniejszego krytyka sztuki w USA”, bo lansowanie „nowych starych
mistrzów” pewnie do tego nie doprowadziło. Prędzej w pokomunistycznej Polsce, ale
jak widać też nie. Wystawa przeszła bez
echa, rozbudziła tylko nadzieje konserwatystów. Kraków, który w latach pięćdziesiątych, sześćdziesiątych i siedemdziesiątych
był stolicą polskiej awangardy, teraz też
usiłuje zapobiec rozprzestrzenianiu się nowej sztuki, z marnym skutkiem. Bo nie wystarczy wskazać na kilka niewydarzonych
prac, ogłosić koniec sztuki i zająć jej miejsce. Konserwatyści postępują tak jak faryzeusze, „zamykają oczy, żeby nie grzeszyć
na widok kobiet”, czując się zwolnieni od
poznawania, czym kierują się artyści współcześni. Jakakolwiek ignorancja nie przynosi
nic pozytywnego. Wytykałem im to wielokrotnie (Warpechowski 2006: 494–506).
Jakikolwiek krok do przodu możliwy jest
tylko dzięki wiedzy, poznaniu mechanizmów
i realiów współczesności, co w połączeniu
ze świeżością i dynamizmem twórczym
może dać wyniki. Nie mając jakiejś nowej,
twórczej idei, nic ciekawego nie może powstać, ani powstrzymać ruchu Ziemi.
Zadanie, jakim jest „konserwatyzm
awangardowy”, nie jest łatwe, może nawet
Konserwatyzm awangardowy
239
najtrudniejsze, ale właśnie dlatego możliwe
do wykonania, bo łatwość, jak wykazałem,
prowadzi do nikąd.
sowymi modami, preferencjami i notowaniami rynkowymi. Tutaj nie liczy się żadne
kryterium artystyczne, ani tym bardziej
moralne.
Kryterium moralne
Presja postmodernizmu
Ktoś może pomyśleć, że ciągnie mnie
w stronę konserwatyzmu, bo jestem stary.
Swojego wieku nie traktuję panicznie i nie
mam zamiaru podlizywać się młodym ze
względu na młodość. Mam nad nimi przewagę doświadczenia wojen, powstań, rewolucji, wszelkiego chamstwa, draństwa
i propagandy im towarzyszącej. Tutaj już
nikt mnie nie oszuka; a to, o czym piszę,
jest nie tyle zaleceniem, co przestrogą płynąca z głębi duszy, bo nie życzę nikomu być
wystrychniętym na dudka, wyprowadzonym w pole czy po prostu wykiwanym przez
cwaniaków. To właśnie miłość do sztuki pozwoliła mi uchronić się przed zniewoleniem
i wciągnięciem w grę szubrawców. Bo sztuka oprócz wielu warunków i zadań, jakie
powinna spełniać (co nie może się podobać
dzisiaj) jest kryterium moralnym. Mam czelność to twierdzić jeszcze dzisiaj, w dobie
zrelatywizowanej moralności postępowej.
Znałem wielu wspaniałych artystów, dla
których to kryterium nie było ograniczeniem, ale stymulatorem i wyzwoleniem sił
twórczych. Kryterium moralne, czyli etyka
twórcza, jest zasadniczym miernikiem konserwatyzmu w moim rozumieniu.
Czy mógłbym wymienić nazwiska polskich artystów współczesnych spełniających postulat konserwatyzmu awangardowego? Tak, tylko to nie są chyba
artyści z czołowych miejsc listy rankingowej. I w tym widzę pewną prawidłowość.
Ponieważ ranking jako taki jest niemoralny w swoim znaczeniu i funkcji, należy do
innej kultury, a nawet cywilizacji. Ranking
rejestruje bieżący stan rzeczywistości artystycznej i wokół sztuki, wraz z jej cza-
240
Zbigniew Warpechowski
Spróbuję się zmierzyć z tematem awangardy, jak ją widzę dzisiaj, odkładając na bok
wszystkie poprzednie ujęcia tego tematu
wraz z „postawangardą” i „neoawangardą”.
Mimo że jest to dzisiaj temat niemodny, albo
może niechciany, o czym wcześniej pisałem,
właśnie dlatego widzę konieczność nowej
awangardy.
Od trzydziestu lat sztuka została poddana presji ideologicznej pod nazwą „postmodernizmu”. Mówię presji, bo to nie artyści byli jego autorami, tylko zgodzili się na
wygodne warunki, które im zaoferowano.
Wygodne, bo zwolniły ich od rygorów twórczych, takich jak właśnie awangardowość,
odkrywczość, a także niezawisłość i etyka
twórcza. Słowem, pełna swoboda korzystania z dorobku artystów lat poprzednich,
środków wyrazu, żadnych zobowiązań poszukiwawczych z jednym uwarunkowaniem
– przestrzeganiem zasad poprawności politycznej i wskazań ideologicznych czołowych
intelektualistów Zachodu. To sprowadziło
młodzież artystyczną do roli rozwydrzonych dzieci brykających do woli w tak zarysowanej zagrodzie. Dlatego tak urosła
w znaczenie funkcja kontrolno-wychowawcza kuratorów.
Taka niby wolność powoduje jednak zasadnicze ograniczenie. Nie tylko to, że wyskoczenie poza zagrodę wiąże się z większym ryzykiem wykluczenia, ale w sytuacji,
kiedy wszystko wolno, żaden głos, żadna
decyzja nie jest ważniejsza od innych.
W polityce coraz powszechniejsza jest
bolszewicka zasada „kto nie z nami, ten
przeciwko nam”, więc może się zdarzyć, że
artysta znajdzie się przypisany do stronnictwa wrogów, jeżeli na przykład ujawni, że
wierzy w Boga.
Awangardzista dzisiejszy musi mieć
świadomość tego, co napisałem. To jest warunek wstępny. To znaczy, wcale nie musi,
bo awangardzista nie przyjmuje żadnych
warunków wstępnych, tylko wymyśla własne. Awangardzista wcale nie musi wiedzieć, że jest awangardowy, on ma być, on
swoją wiedzą, mądrością ma antycypować
rzeczywistość oczekiwaną, choć niekoniecznie spodziewaną. W tej rzeczywistości
ma się spełnić jego twórcze dzieło.
Jak powstaje awangarda?
Paryż, początek wieku. Mekka sztuki
światowej, tygiel, artyści z całego świata zjeżdżają się nie po to, żeby zarobić, ale
żeby poczuć atmosferę nowych zjawisk
w sztuce, żeby się czegoś nauczyć, poznać,
zobaczyć i być razem tam, gdzie gotuje się
nowa epoka, nowy wiek sztuki i żeby mieć
w tym swój udział.
Doskonale to opisuje w swoich książkach Mieczysław Porębski (1965, 1966).
Najlepsze umysły i największe talenty tworzą pierwszą awangardę.
Rosja, początek wieku. Pierwszy i ostatni
renesans rosyjski albo oświecenie.
Fenomen jeszcze nieopisany zbiorczo.
W różnych instytucjach, klubach i prywatnych mieszkaniach pojawiają się zwiastuny
nowych idei, z Zachodu i ze Wschodu, różni prorocy, nawiedzeni kaznodzieje, filozofowie i – niestety – agitatorzy polityczni
są tłem dla rosyjskiej awangardy, w której
główna postacią i guru jest Polak Kazimierz
Malewicz.
Lata sześćdziesiąte, rewolta młodzieży
zarażona komunizmem, ruch hippisów, też
niezbyt mądry, ale na tej fali rodzi się bunt
przeciw komercji w sztuce. Odczepienie się
od handlarzy, wspólne działanie artystów
z różnych dziedzin daje możliwość zaistnienia nowej generacji artystów. Happeningi,
sztuka ziemi, sztuka konceptualna, mail-art,
arte povera we Włoszech, ruch Fluxus i sztuka performances (już któryś raz wyliczam
Polacy, jak wiadomo, są pawiem i papugą
te kierunki), awangarda, przez niektórych
zwana neoawangardą czy postawangardą –
to są kierunki wyłonione z własnych potrzeb
i poszukiwań artystów, które nie potrzebowały wsparcia ideologicznego modnych
intelektualistów. Ale nie jest przypadkiem,
że awangarda dochodzi do głosu w szczególnych okolicznościach historycznych. Polscy artyści odczepili się od sztuki oficjalnej,
wykorzystując luki w systemie, oszukując
funkcjonariuszy. Kilkunastu biedaków rozrzuconych po kraju, bez porozumienia, bez
środków, chwytając się różnych możliwości
z towarzyszącą im pogardą systemu i usłużnych krytyków zdobyło się na ruch nawiązujący do awangardy światowej, który jeszcze
dzisiaj wielu teoretyków polskich lekceważy.
Wygląda na to, że ruch awangardowy
korzysta ze specyficznych warunków, żeby
zaistnieć. Być może, ale ja bym stawiał na
to, że istotniejszy jest w tym element ludzki.
Pojawienie się w danym czasie grupy ludzi
o predyspozycjach intelektualnych i wiedzy
przewyższającej tę, jaką dysponuje większość artystów. Dochodzi do tego jeszcze
rzecz odwagi, ryzyka i determinacji artystycznej. Może się na taki zryw zdecydować
ktoś, kto jest pewien swoich racji, to znaczy
wie, czego chce i nie rozgląda się na boki,
czy to będzie dobrze widziane. To nazywam
niezawisłością twórczą. Inaczej postępują artyści śledzący koniunktury polityczne,
szanse i mody. Z takiej postawy nie wyłoni
się żadna awangarda. Dlaczego konieczne
Konserwatyzm awangardowy
241
jest ryzyko? Bo, jak dowiodła nie daleka
w końcu przeszłość, awangardy napotykały
na gorący i powszechny sprzeciw. Ja pamiętam, jakie reakcje towarzyszyły pojawianiu
się w Polsce sztuki abstrakcyjnej w latach
pięćdziesiątych, co było przecież już oswojone przez Zachód. „Polskich konceptualistów” traktowano jako zapatrzonych na
Zachód idiotów, pomyleńców. Przemilczano
albo ignorowano tych artystów z pozycji ludzi poważnych i besserwisserów.
I konkluzja. Albo wszystko pójdzie tak
jak teraz, ulegając trendom i prądom wiejącym do nas z Zachodu, w sposób bezmyślny, a nawet z entuzjazmem, bezkrytycznie
przyjmowanym i adaptowanym w naszej
rzeczywistości, przez co pozbawiamy się
twórczego udziału, zadowalając się, że nas
chwalą tu i ówdzie, albo przyjdzie czas zastanowienia. Istnieje coś, co można nazwać
imperializmem kulturalnym w wydaniu soft.
Kraje bogate, tym samym mądrzejsze z definicji (w co bardzo wątpię), nie interesują
się lokalnymi wariantami kultury, historii,
Teraz Kraków jest martwy, niemrawy, niezdarny
uwarunkowaniami społecznymi, dążą do
dominacji swojej wizji ideologicznej. Polacy,
jak wiadomo, są pawiem i papugą, zwłaszcza krytycy, którzy poszukują odpowiedników tego, co robi się na Zachodzie, bo to ich
usadawia w pozycji ludzi kompetentnych.
Albo nastąpi jakiś wstrząs, orzeźwienie
i oprzytomnienie.
I jeszcze jedna konkluzja. Z tego, co napisałem, wynika, że żadna awangarda nie
jest możliwa, że nie ma miejsca na nic takiego, co by za awangardę mogło uchodzić,
bo i po co? Teraz, z perspektywy czasu, możemy powiedzieć, że wtedy ona musiała nastąpić. Ale czy ktoś przewidywał pojawienie
się awangardy?
242
Zbigniew Warpechowski
Znajdujemy się w obliczu pustki duchowej, której nie zapełnią żadne afrodyzjaki,
wrzaski ani oklaski. Neohumanizm, według
którego człowiek jest bogiem dla samego
siebie, pozbawia go treści duchowych, staje
się wydmuszką albo pisanką bez wnętrza,
a w środku jest jego osobowość.
Dla porównania przywołam jeszcze
dwa przykłady. Pierwszy to krótki okres
odwilży po 1956 roku. Tamto pokolenie
miało za sobą II wojnę światowa i okres
najokrutniejszego w dziejach Polski stalinizmu. Wtedy wybuchło życie kulturalne,
jakby spod ziemi, malarstwo z wielkimi
nazwiskami, o których wcześniej nikt nie
wiedział, grono poetów do dzisiaj niepokonanych, teatry, które otwarły się na świat,
muzyka z genialnymi kompozytorami, tak
samo niepokonanymi, jazz nowoczesny, no
i radość i przekleństwo rock and rolla.
Drugi przykład to rok 1989. Po wieloletnim maglowaniu, demoralizowaniu, kuszeniu, po sztucznym nadmuchiwaniu karier,
dana nam była wolność rzeczywista, nie
iluzoryczna, która ujawniła, że w szufladach pisarzy, filmowców nie było nic interesującego, nic nie wybuchło, z wyjątkiem
ostrożnego odsłaniania białych plam przeszłości oraz wstydu i kolaboracji. Zamiast
wyzwolenia przyszło rozwydrzenie, wymarzoną wolność zakneblowano poprawnością polityczną, a twórczość artystyczną
pokryły miazmaty postmoderny.
Stąd wniosek, że wszelka twórczość, ożywienie kulturalne, awangarda, nie są wytworem okoliczności, sprzyjającej atmosfery czy
przewrotu politycznego, tylko decydują o tym
wybitne jednostki, często szaleńcy, marzyciele i ludzie utalentowani. Jeszcze raz przypomnę Kraków lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych. Tadeusz Kantor i Maria Jaremianka
plus Stanisław Balewicz i Krzysztofory; Piotr
Skrzynecki, Wiesiek Dymny, Piwnica pod Baranami; Jasio Byrczek i Jazz Klub; Bogusław
Schaeffer i Krzysztof Penderecki. Te nazwiska mówią same za siebie. Teraz Kraków
jest martwy, niemrawy, niezdarny, a Masza
Potocka, która w końcu zasłużenie została
dyrektorem MOCAK-u, ze względu na swoją
słabość do prominentnych postaci i konformizm polityczny nie stworzy miejsca żywej
kultury. A zdawałoby się, że teraz, kiedy jest
„wolność” i „demokracja”, tym bardziej powinno mieć miejsce jakieś ożywienie. Okazuje się, że łatwość i wygoda oznacza stagnację i paraliżuje ruch do przodu, wszelki
ruch.
Przeciwko gawiedzi
Konserwatyzm i awangarda to są pojęcia przeciwne, ale niewykluczające się.
Konserwatyzm odnosi się do tego, co było,
co zostało uznane za dobre, by je zachować
albo przedłużyć jego życie do teraźniejszości czy promować dla przyszłości. Oczywiście można też konserwować rzeczy złe,
ale w idei konserwatyzmu tkwi wartościowanie pozytywne, czyli uznanie tego, co
warto, co trzeba utrwalać i zachowywać.
Konserwatyzm może wynikać z obawy,
że to, co powstało, zaistniało w przeszłości, może być zanegowane, unicestwione
przez rewolucje, których jesteśmy świadkami dzisiaj. To one wywołują nieufność
do procesów czy sił, które wyzwala upływ
czasu, czyli tak zwany postęp. Konserwatyzm jest więc wybiórczy i wartościujący
to, co ma zamiar przechowywać i osłaniać.
Gorzej jest, jeżeli chodzi o konserwatystów
w świecie kultury i zwłaszcza konserwatywnych artystów. Ci usadawiają się na tle
dawnych mistrzów, mniemając, że ci mistrzowie będą podnosić ich autorytet, zaświadczać o wartości ich racji i tym samym
zwalniają ich od obowiązku poznawania,
czym żyje świat obecny. Pisałem już o faryzeuszach, którzy chodzili po Jerozolimie
z zamkniętymi oczami, by nie grzeszyć na
widok kobiet. Zgorszenie czy nienawiść
do sztuki współczesnej, z jednoczesnym
poczuciem wyższych racji, zwalnia ich od
nauki i poznawania świata.
Dlatego „mój” konserwatyzm, jaki
śmiem postulować, musi byś oparty na szerokiej, niesterowanej politycznie i niezawisłej wiedzy. W wypadku młodych artystów
będzie to wiedza fragmentaryczna, ale liczy
się tylko ta, która jest wynikiem głębokiego i autentycznego przeżycia, z obserwacji
świata, a nie wiedza zbierana z pierwszych
stron gazet i telewizyjnych tabloidów.
W dorobku ludzkości są świadectwa
dokonań, które wytrzymują niszczące działania czasu, są wartości niepodważalne,
osiągnięcia ludzkich umysłów, talentów, wysiłków, których nie wolno nikomu poddawać
weryfikacji ideologicznej, tylko dlatego, aby
zaspokoić potrzebę zmiany, przewrotu czy
nowości dla nowości. Na takich wartościach
opiera się humanistyka, w przeciwieństwie
do faktów naukowych, które nigdy nie są
definitywne. Kolejne odkrycia podważają
znaczenie poprzednich, chociaż bez nich nie
byłoby nowych odkryć.
Humanistyka pokłada nadzieję w człowieku, wciąż jeszcze niepoznanym do końca.
Dlatego w nim tkwi niewyczerpane źródło
wiedzy i twórczości. Z myślenia, błąkającego się po przestworzach sensów, znaczeń
i symboli, jeszcze nic nie wynika. Jestem
dopiero wtedy, kiedy tworzę i za to ponoszę odpowiedzialność. Tak widzę człowieka,
jego prawo i godność, w odróżnieniu od pełzającej masy jednostek ludzkich.
Praca twórcza jest tym, co daje człowiekowi najwyższy status pośród innych stworzeń. Ograniczając się do sztuki, twórczość
nie polega na wymyślaniu rzeczy nowych,
aby były nowe, lecz na wkładzie w obszar
kultury, podkreślającym jej żywotność i ciągłość. Twórczość spełnia się tylko w kulturze,
Konserwatyzm awangardowy
243
zadomawia się w kulturze i wzbogaca jej
zasoby. Wszelkie inne wyczyny i ekstrawagancje, które zyskują rozgłos społeczny,
medialny mogą stanowić tylko ewenementy skupiające uwagę gawiedzi, jakich pełno
w życiu wielkiego miasta, zapisanych w kronice wydarzeń.
Kultura nie jest bytem samoistnym. Jest
warunkowana historią, układem sił społecznych, polityką, ekonomią, ale jej żywot jest
uzależniony od twórców niepokornych, często popadających w konflikt z istniejącym
status quo, pogardzanych, szalonych, którzy
po czasie dopiero znajdują swoje miejsce,
Myśl awangardowa będzie
miała przeciwko sobie postępowców i konserwatystów
na które zasłużyli. Charles Baudelaire pisał:
„Narody wydają wielkich ludzi tylko wbrew
samym sobie” (1971: 257); to zdanie pojawia się w książce dwa razy, a to znaczy, że
odczuwał swoją zbędność w narodzie dosyć
boleśnie. Ale to nic w porównaniu z losem
Cypriana Kamila Norwida, który jeszcze teraz, sto trzydzieści lat po śmierci, nie znalazł sobie miejsca należnego mu w kulturze
polskiej. „Za trudny dla gawiedzi”, a gawiedź
przecież teraz wyznacza standardy dla kultury. Jakakolwiek myśl awangardowa musi
się liczyć z tym, że będzie miała przeciwko sobie postępowców i konserwatystów.
Najlepiej mają się tacy artyści, którzy nie
wysuwają się zbytnio do przodu, ważą możliwości jak najszerszego skonsumowania
ich twórczości, albo też ich wiedza nie odbiega od przeciętnej. To wielka pokusa – być
uwielbianym przez rzesze, a upór twórczy
bywa traktowany jako pycha czy zarozumiałość.
Wiele przesłanek wskazuje na to, że
postulat konserwatyzmu awangardowego okaże się postulatem utopijnym. To coś
244
Zbigniew Warpechowski
w rodzaju pogodzenia ognia z wodą, ale kierując się jak najbardziej trzeźwym rozumowaniem i mając na uwadze wszystko to, co
się dzieje w sztuce i wokół sztuki, taki postulat jest uzasadniony. To nie jest manifest
ani zbiór pobożnych życzeń. Chcę, aby sztuka była radością dla artysty i dla miłośników
sztuki, a prawdziwa radość jest wtedy, kiedy
sobie nie pobłażamy.
Czekając, aż przyjdzie
Jest rok 2012. Mamy do czynienia
z wszechobecną awangardą, w mediach,
w sztuce, w obyczajach, w polityce, w filozofii, w modzie i muzyce rozrywkowej. Wszystkie dziedziny prześcigają się
w „awangardowych” pomysłach, w pogoni
za sensacją, za sukcesem, byle tylko dać
się zauważyć, wywołać szok, zdumienie
czy oburzenie, bo nie ma granic, a wszystkie chwyty dozwolone.
W tym zgiełku, wrzawie i ścisku, w masie obrazów, świateł, dźwięków nie ma najmniejszego sensu mówić o awangardzie.
A jednak, jeżeli chodzi o artystów, to mam
wrażenie, że wszyscy, może nie wszyscy, ale
co ciekawsi, oczekują na jakiś znak, sygnał,
jakąś znaczącą, odkrywczą ideę, która może
wisi w powietrzu, ale jeszcze niewypowiedziana, nienazwana.
Otwarłem drzwi na taras, spojrzałem na
gwiaździste niebo i zobaczyłem napis „Konserwatyzm awangardowy”. Ha?
Konserwatyzm to jest pole od dawna
nieuprawiane, właściwie sama etymologia tego słowa nie nakazuje działania tylko westchnienia, resentymenty, oburzenia,
zgorszenia i połajanki. To jest ugór, na który
nie chcą wstąpić ci, którzy mają ochotę, potencjał i wolę działania. Kiedy uzmysłowimy
sobie, że jest to obszar zarysowany wartościami, które powinien uznawać każdy
normalny, kierujący się logiką i zdrowymi
zasadami człowiek, niebojący się dzikich
ataków zwolenników postępu, ideologicznego zniewolenia i wszelkich trendów obezwładniających samodzielne myślenie, to
okaże się, że w tym obszarze jest nieograniczone pole do pracy twórczej. Wystarczy
pomyśleć i policzyć, czy pchać się tam, gdzie
jest tłok, wrzawa i rozpychanie się w goni-
twie szczurów, czy wejść z bagażem wiedzy,
czyli narzędzi, tam, skąd już dawno ludzie
pouciekali, gdzie zarasta trawa. To pole
czeka na swoją awangardę, której zawsze
towarzyszy entuzjazm i wiara, że wszystko
jest możliwe. Trzeba tylko zignorować zatwardziałych konserwatystów, których jedyną bronią jest ignorancja.
Co dalej?
Przypominamy, że pojęcia awangardowego konserwatyzmu, ukutego przez Zbigniewa Warpechowskiego, użył w „Pressjach” po raz pierwszy Błażej Sajduk
(2010: 213), broniąc Krzysztofa Szczerskiego przed krytykami z lewa i prawa.
Potem uznaliśmy, że najlepiej odpowiada
ono temu, co robimy.
245