Pobierz plik
Transkrypt
Pobierz plik
Konserwatyzm awangardowy Z b i g n i e w Wa r p e c h o w s k i W iele kąśliwych uwag poświęciłem konserwatystom w swoich poprzednich książkach, sam jednak od kilku lat głoszę „konserwatyzm awangardowy”, jako ideę, która wydaje mi się słuszna na dzisiejsze czasy (Warpechowski 2004, 2006a–b). Czym innym jest konserwatyzm artystyczny, a czym innym polityczny. Polityczny nie musi się łączyć z dużą wiedzą. Może on dotyczyć pewnych zasad ustrojowych, znanych z przeszłości, lub opierać się na takich zasadach, choć nie musi. Może on być czymś nowym, wymyślonym na użytek opozycji do innych systemów, odwołujących się do nowoczesności czy postępu. Konserwatyzm artystyczny, który odwołuje się do form utrwalonych w kulturze przeszłości, wynika raczej z niechęci do tego, co jest wyrazem teraźniejszości, lub z lenistwa podążania za kierunkami, które tworzą się w teraźniejszości. To lenistwo, nieuctwo albo nawet wrogość motywowane są najczęściej przywiązaniem do tradycji, nie bierze się jednak pod uwagę, że tradycję kształtowali najbardziej twórczy artyści czasów minionych, czyli w moim rozumieniu ówczesna awangarda. Krakowscy profesorowie-konserwa- tyści w swoim ostatnim biuletynie szkolnym zamieszczają fotografie dzieł Jana Matejki i Leonarda da Vinciego, czując się zapewne spadkobiercami ich wyczynów, tyle tylko, że nie ma ich wśród znaczących artystów polskich, nie zauważają ich też historycy sztuki współczesnej. Konserwatyzm i awangarda Konserwatyzm taki, jak ja go pojmuję, jest wiedzą (nie można być konserwatystą, nie mając wiedzy) nie tylko o tym, co się wydarzyło w wiekach poprzednich, ale czym to było dla swojego czasu, z jakimi problemami ówcześni artyści się borykali i jak odpowiadali na ducha czasu. Ich twórczość była organicznie poddana owemu duchowi, wyrażała, a nawet wyprzedzała, ducha czasu. Matejko, mimo że w stosunku do tego, co stanowiło współczesną sztukę europejską był nieco spóźniony, dla polskiej rzeczywistości historycznej był artystą awangardowym, spełniającym ważną funkcję wychowawczą, wzbogaconą o niezwykły warsztat artystyczny. W latach sześćdziesiątych niektórzy polscy krytycy, chcąc się popisać swoją wiedzą, grymasili i doszukiwali się Pressje 2013, teka 32/33 237 różnych niedostatków jego malarstwa. Dlatego w 1971 roku wykonałem pracę konceptualną, w której te rzekome braki Matejki wziąłem na siebie, żeby krytycy się od niego odczepili (Warpechowski 1998). Profesorom Rodzińskiemu, Waltosiowi i innym nie przychodzi do głowy, że tradycją polską są już Stanisław Ignacy Witkiewicz, Henryk Stażewski i Tadeusz Kantor. Stanisław Brzozowski tradycję widział jako warsztat, a nie kapliczkę, przez którą trzeba się modlić. Wiedza musi dotyczyć nie tylko rzeczy zaprzeszłych, ale zrozumienia procesów zachodzących tu i teraz, i tylko tak możliwa jest twórczość wychodząca w przyszłość. W pewnym sensie konserwatyzm pokrywa się z awangardą. Konserwatyzm Tradycję kształtowała awangarda jako sprzeciwianie się jałowemu postępactwu i gonitwie za nowymi trendami i awangarda jako rzeczywista twórczość, odpowiadająca na wezwania ducha czasu. Moje rozumienie awangardy jest inne niż to, które przyjmują historycy czasów porewolucyjnych w Rosji i Europie. Awangarda wiązała się nie z ideologią komunistyczną, lecz z duchem modernizmu i naprawy świata. Istotnie, artyści dali się ponieść fali, fali, która wkrótce zawiodła do totalitaryzmu. Jej odpryski wciąż jeszcze znajdują swoich wyznawców wśród intelektualistów zachodnich i młodzieży, która nie zaznała socjalistycznej utopii. Współczesna awangarda to wybitne jednostki działające w odosobnieniu, często w ukryciu, ponieważ wszelkie ruchy są kontrolowane, a niepoprawne idee – wykluczane. Świat, a zwłaszcza świat mediów, nie może sobie pozwolić, żeby ktoś go zaskoczył. Na idoli tłumów kreuje się rozwydrzonych, użytecznych idiotów i ludzi sukcesu. Ich zachowania traktuje się jako awan- 238 Zbigniew Warpechowski gardowe, postępowe, godne naśladowania. Dlatego ja, w odróżnieniu od awangardy artystycznej początków XX wieku i tak zwanej postawangardy lat siedemdziesiątych, mówię o rzeczywistej awangardzie, która pojawia się w każdym narodzie i w każdym czasie. I nie jest to żadna „straż przednia”, bo za nią nie idą masy, ani nawet większe zbiorowości, tylko dowiadujemy się o nich po czasie, kiedy ich myśli zyskają jakiś rozgłos i okażą się wieszcze. Do tego niezbędna jest znajomość rzeczywistych naprężeń w świecie, niezawisła myśl i zwyczajna mądrość. Witkacy, chociaż był znany w towarzystwie, w swoim myśleniu i twórczości był samotnikiem, traktowanym jako dziwak. Kantor do dzisiaj nie znajduje kontynuatorów, tylko marnych naśladowców teatralnych. Ja z uporem będę przypominał Andrzeja Partuma, tego biedaka, pogardzanego przez wielu lepiej urządzonych, który swoim instynktem, nie mając właściwie żadnych podstaw profesjonalnych, swoimi wizjami, tekstami quasi-filozoficznymi i improwizacjami poetyckimi drażnił i wyprowadzał w pole koryfeuszy sztuki lat siedemdziesiątych. Z tych rozważań w sposób dla mnie oczywisty wynika postulat konserwatyzmu awangardowego. Konserwatyzm jako rozważna, nieuprzedzona żadną ideologią krytyka wszelkich trendów i pędów, poszukująca tego, co trwałe i niezawodne w myśleniu o sztuce, niepoddająca się manii burzenia czy zwalczania jakichś tabu w imię jałowego postępu dla postępu. Konserwatyzm bez uprzedzeń klasowych, rasowych i innych podziałów na lepszych i gorszych. W moim rozumieniu konserwatyzm nie powinien mieć ambicji powstrzymania naturalnych zmian, nawet jeżeli te zmiany nie idą ku lepszemu, ani dążyć do przywracania dawnych porządków i miar wartości, z wyjątkiem tych, które są wartościami ponadczasowymi, ale powinien bazować na wiedzy o współczesnych realiach, aby mieć na to twórczą odpowiedź. I takiej odpowiedzi może przysługiwać miano awangardy. Nie można sobie powiedzieć, mając na przykład dwadzieścia lat, że się będzie artystą konserwatywnym czy awangardowym. Pewne postawy wynosi się z domu, ze szkoły, ze środowiska czy lektur. Nie może to być decyzja spontaniczna, tylko rezultat dojrzewania. Tak samo postawa albo-albo jest daleka od rozwagi i wynika z jakiegoś nacisku emocjonalnego. Nie trzeba wielkiej przenikliwości, aby wiedzieć, do czego doszliśmy w naszej kulturze, jakie tendencje są dominujące. Wystarczy mieć ambicję, nieco odwagi i siły, żeby zaufać swojemu rozumowi, nie ulegać bezmyślnie naporowi kiczu i głupoty wszechogarniającej propagandy i ślepego postępactwa. Repertuar bluźnierstw, profanacji i prowokacji musi się kiedyś wyczerpać, a powtarzanie tego samego staje się nudne. Powiedzieć coś nowego w sztuce, tak żeby to było nośne, zapładniające, jest bardzo trudno, chyba nawet najtrudniej. Nic dziwnego, że nowatorstwo artystyczne zostało unieważnione w kryteriach wyróżniających sztukę aktualną. Jego miejsce wypełnia środek zastępczy w postaci jakiegoś wabika propagandowego, na przykład skandalu czy sztucznie wywołanego efektu wzbudzającego ciekawość i szum medialny. W miejsce wysiłku twórczego wchodzi zmysł organizacyjny, przedsiębiorczość i dyspozycyjność dla aktualiów politycznych. W tej sytuacji nie ma zapotrzebowania na rzeczywistą awangardę. Stąd wniosek, że tylko wolny, świadomy i twórczy artysta może być awangardowy. Jaka to wolność, jaka świadomość i jaka twórczość, opisałem już wcześniej w swoich książkach (Warpechowski 2001, 2004, 2006b, 2009). Konserwatyści akademiccy i ich wychowankowie liczą na to, że coś takiego się wydarzy, że przyjdzie ich czas, że ludzie zatęsknią za sztuką spokojną, ładną, zrozumiałą, nieniepokojącą itd. Krytyk amerykański Donald Kuspit (2006) próbował na naszym gruncie znaleźć entuzjastów „nowych dawnych mistrzów” i znalazł, korzystając nawet z promocji muzeum w Gdańsku i Narodowego Centrum Kultury. Konserwatyści postępują tak jak faryzeusze Nie wiem, jakim sposobem Kuspit dorobił się tytułu „najwybitniejszego krytyka sztuki w USA”, bo lansowanie „nowych starych mistrzów” pewnie do tego nie doprowadziło. Prędzej w pokomunistycznej Polsce, ale jak widać też nie. Wystawa przeszła bez echa, rozbudziła tylko nadzieje konserwatystów. Kraków, który w latach pięćdziesiątych, sześćdziesiątych i siedemdziesiątych był stolicą polskiej awangardy, teraz też usiłuje zapobiec rozprzestrzenianiu się nowej sztuki, z marnym skutkiem. Bo nie wystarczy wskazać na kilka niewydarzonych prac, ogłosić koniec sztuki i zająć jej miejsce. Konserwatyści postępują tak jak faryzeusze, „zamykają oczy, żeby nie grzeszyć na widok kobiet”, czując się zwolnieni od poznawania, czym kierują się artyści współcześni. Jakakolwiek ignorancja nie przynosi nic pozytywnego. Wytykałem im to wielokrotnie (Warpechowski 2006: 494–506). Jakikolwiek krok do przodu możliwy jest tylko dzięki wiedzy, poznaniu mechanizmów i realiów współczesności, co w połączeniu ze świeżością i dynamizmem twórczym może dać wyniki. Nie mając jakiejś nowej, twórczej idei, nic ciekawego nie może powstać, ani powstrzymać ruchu Ziemi. Zadanie, jakim jest „konserwatyzm awangardowy”, nie jest łatwe, może nawet Konserwatyzm awangardowy 239 najtrudniejsze, ale właśnie dlatego możliwe do wykonania, bo łatwość, jak wykazałem, prowadzi do nikąd. sowymi modami, preferencjami i notowaniami rynkowymi. Tutaj nie liczy się żadne kryterium artystyczne, ani tym bardziej moralne. Kryterium moralne Presja postmodernizmu Ktoś może pomyśleć, że ciągnie mnie w stronę konserwatyzmu, bo jestem stary. Swojego wieku nie traktuję panicznie i nie mam zamiaru podlizywać się młodym ze względu na młodość. Mam nad nimi przewagę doświadczenia wojen, powstań, rewolucji, wszelkiego chamstwa, draństwa i propagandy im towarzyszącej. Tutaj już nikt mnie nie oszuka; a to, o czym piszę, jest nie tyle zaleceniem, co przestrogą płynąca z głębi duszy, bo nie życzę nikomu być wystrychniętym na dudka, wyprowadzonym w pole czy po prostu wykiwanym przez cwaniaków. To właśnie miłość do sztuki pozwoliła mi uchronić się przed zniewoleniem i wciągnięciem w grę szubrawców. Bo sztuka oprócz wielu warunków i zadań, jakie powinna spełniać (co nie może się podobać dzisiaj) jest kryterium moralnym. Mam czelność to twierdzić jeszcze dzisiaj, w dobie zrelatywizowanej moralności postępowej. Znałem wielu wspaniałych artystów, dla których to kryterium nie było ograniczeniem, ale stymulatorem i wyzwoleniem sił twórczych. Kryterium moralne, czyli etyka twórcza, jest zasadniczym miernikiem konserwatyzmu w moim rozumieniu. Czy mógłbym wymienić nazwiska polskich artystów współczesnych spełniających postulat konserwatyzmu awangardowego? Tak, tylko to nie są chyba artyści z czołowych miejsc listy rankingowej. I w tym widzę pewną prawidłowość. Ponieważ ranking jako taki jest niemoralny w swoim znaczeniu i funkcji, należy do innej kultury, a nawet cywilizacji. Ranking rejestruje bieżący stan rzeczywistości artystycznej i wokół sztuki, wraz z jej cza- 240 Zbigniew Warpechowski Spróbuję się zmierzyć z tematem awangardy, jak ją widzę dzisiaj, odkładając na bok wszystkie poprzednie ujęcia tego tematu wraz z „postawangardą” i „neoawangardą”. Mimo że jest to dzisiaj temat niemodny, albo może niechciany, o czym wcześniej pisałem, właśnie dlatego widzę konieczność nowej awangardy. Od trzydziestu lat sztuka została poddana presji ideologicznej pod nazwą „postmodernizmu”. Mówię presji, bo to nie artyści byli jego autorami, tylko zgodzili się na wygodne warunki, które im zaoferowano. Wygodne, bo zwolniły ich od rygorów twórczych, takich jak właśnie awangardowość, odkrywczość, a także niezawisłość i etyka twórcza. Słowem, pełna swoboda korzystania z dorobku artystów lat poprzednich, środków wyrazu, żadnych zobowiązań poszukiwawczych z jednym uwarunkowaniem – przestrzeganiem zasad poprawności politycznej i wskazań ideologicznych czołowych intelektualistów Zachodu. To sprowadziło młodzież artystyczną do roli rozwydrzonych dzieci brykających do woli w tak zarysowanej zagrodzie. Dlatego tak urosła w znaczenie funkcja kontrolno-wychowawcza kuratorów. Taka niby wolność powoduje jednak zasadnicze ograniczenie. Nie tylko to, że wyskoczenie poza zagrodę wiąże się z większym ryzykiem wykluczenia, ale w sytuacji, kiedy wszystko wolno, żaden głos, żadna decyzja nie jest ważniejsza od innych. W polityce coraz powszechniejsza jest bolszewicka zasada „kto nie z nami, ten przeciwko nam”, więc może się zdarzyć, że artysta znajdzie się przypisany do stronnictwa wrogów, jeżeli na przykład ujawni, że wierzy w Boga. Awangardzista dzisiejszy musi mieć świadomość tego, co napisałem. To jest warunek wstępny. To znaczy, wcale nie musi, bo awangardzista nie przyjmuje żadnych warunków wstępnych, tylko wymyśla własne. Awangardzista wcale nie musi wiedzieć, że jest awangardowy, on ma być, on swoją wiedzą, mądrością ma antycypować rzeczywistość oczekiwaną, choć niekoniecznie spodziewaną. W tej rzeczywistości ma się spełnić jego twórcze dzieło. Jak powstaje awangarda? Paryż, początek wieku. Mekka sztuki światowej, tygiel, artyści z całego świata zjeżdżają się nie po to, żeby zarobić, ale żeby poczuć atmosferę nowych zjawisk w sztuce, żeby się czegoś nauczyć, poznać, zobaczyć i być razem tam, gdzie gotuje się nowa epoka, nowy wiek sztuki i żeby mieć w tym swój udział. Doskonale to opisuje w swoich książkach Mieczysław Porębski (1965, 1966). Najlepsze umysły i największe talenty tworzą pierwszą awangardę. Rosja, początek wieku. Pierwszy i ostatni renesans rosyjski albo oświecenie. Fenomen jeszcze nieopisany zbiorczo. W różnych instytucjach, klubach i prywatnych mieszkaniach pojawiają się zwiastuny nowych idei, z Zachodu i ze Wschodu, różni prorocy, nawiedzeni kaznodzieje, filozofowie i – niestety – agitatorzy polityczni są tłem dla rosyjskiej awangardy, w której główna postacią i guru jest Polak Kazimierz Malewicz. Lata sześćdziesiąte, rewolta młodzieży zarażona komunizmem, ruch hippisów, też niezbyt mądry, ale na tej fali rodzi się bunt przeciw komercji w sztuce. Odczepienie się od handlarzy, wspólne działanie artystów z różnych dziedzin daje możliwość zaistnienia nowej generacji artystów. Happeningi, sztuka ziemi, sztuka konceptualna, mail-art, arte povera we Włoszech, ruch Fluxus i sztuka performances (już któryś raz wyliczam Polacy, jak wiadomo, są pawiem i papugą te kierunki), awangarda, przez niektórych zwana neoawangardą czy postawangardą – to są kierunki wyłonione z własnych potrzeb i poszukiwań artystów, które nie potrzebowały wsparcia ideologicznego modnych intelektualistów. Ale nie jest przypadkiem, że awangarda dochodzi do głosu w szczególnych okolicznościach historycznych. Polscy artyści odczepili się od sztuki oficjalnej, wykorzystując luki w systemie, oszukując funkcjonariuszy. Kilkunastu biedaków rozrzuconych po kraju, bez porozumienia, bez środków, chwytając się różnych możliwości z towarzyszącą im pogardą systemu i usłużnych krytyków zdobyło się na ruch nawiązujący do awangardy światowej, który jeszcze dzisiaj wielu teoretyków polskich lekceważy. Wygląda na to, że ruch awangardowy korzysta ze specyficznych warunków, żeby zaistnieć. Być może, ale ja bym stawiał na to, że istotniejszy jest w tym element ludzki. Pojawienie się w danym czasie grupy ludzi o predyspozycjach intelektualnych i wiedzy przewyższającej tę, jaką dysponuje większość artystów. Dochodzi do tego jeszcze rzecz odwagi, ryzyka i determinacji artystycznej. Może się na taki zryw zdecydować ktoś, kto jest pewien swoich racji, to znaczy wie, czego chce i nie rozgląda się na boki, czy to będzie dobrze widziane. To nazywam niezawisłością twórczą. Inaczej postępują artyści śledzący koniunktury polityczne, szanse i mody. Z takiej postawy nie wyłoni się żadna awangarda. Dlaczego konieczne Konserwatyzm awangardowy 241 jest ryzyko? Bo, jak dowiodła nie daleka w końcu przeszłość, awangardy napotykały na gorący i powszechny sprzeciw. Ja pamiętam, jakie reakcje towarzyszyły pojawianiu się w Polsce sztuki abstrakcyjnej w latach pięćdziesiątych, co było przecież już oswojone przez Zachód. „Polskich konceptualistów” traktowano jako zapatrzonych na Zachód idiotów, pomyleńców. Przemilczano albo ignorowano tych artystów z pozycji ludzi poważnych i besserwisserów. I konkluzja. Albo wszystko pójdzie tak jak teraz, ulegając trendom i prądom wiejącym do nas z Zachodu, w sposób bezmyślny, a nawet z entuzjazmem, bezkrytycznie przyjmowanym i adaptowanym w naszej rzeczywistości, przez co pozbawiamy się twórczego udziału, zadowalając się, że nas chwalą tu i ówdzie, albo przyjdzie czas zastanowienia. Istnieje coś, co można nazwać imperializmem kulturalnym w wydaniu soft. Kraje bogate, tym samym mądrzejsze z definicji (w co bardzo wątpię), nie interesują się lokalnymi wariantami kultury, historii, Teraz Kraków jest martwy, niemrawy, niezdarny uwarunkowaniami społecznymi, dążą do dominacji swojej wizji ideologicznej. Polacy, jak wiadomo, są pawiem i papugą, zwłaszcza krytycy, którzy poszukują odpowiedników tego, co robi się na Zachodzie, bo to ich usadawia w pozycji ludzi kompetentnych. Albo nastąpi jakiś wstrząs, orzeźwienie i oprzytomnienie. I jeszcze jedna konkluzja. Z tego, co napisałem, wynika, że żadna awangarda nie jest możliwa, że nie ma miejsca na nic takiego, co by za awangardę mogło uchodzić, bo i po co? Teraz, z perspektywy czasu, możemy powiedzieć, że wtedy ona musiała nastąpić. Ale czy ktoś przewidywał pojawienie się awangardy? 242 Zbigniew Warpechowski Znajdujemy się w obliczu pustki duchowej, której nie zapełnią żadne afrodyzjaki, wrzaski ani oklaski. Neohumanizm, według którego człowiek jest bogiem dla samego siebie, pozbawia go treści duchowych, staje się wydmuszką albo pisanką bez wnętrza, a w środku jest jego osobowość. Dla porównania przywołam jeszcze dwa przykłady. Pierwszy to krótki okres odwilży po 1956 roku. Tamto pokolenie miało za sobą II wojnę światowa i okres najokrutniejszego w dziejach Polski stalinizmu. Wtedy wybuchło życie kulturalne, jakby spod ziemi, malarstwo z wielkimi nazwiskami, o których wcześniej nikt nie wiedział, grono poetów do dzisiaj niepokonanych, teatry, które otwarły się na świat, muzyka z genialnymi kompozytorami, tak samo niepokonanymi, jazz nowoczesny, no i radość i przekleństwo rock and rolla. Drugi przykład to rok 1989. Po wieloletnim maglowaniu, demoralizowaniu, kuszeniu, po sztucznym nadmuchiwaniu karier, dana nam była wolność rzeczywista, nie iluzoryczna, która ujawniła, że w szufladach pisarzy, filmowców nie było nic interesującego, nic nie wybuchło, z wyjątkiem ostrożnego odsłaniania białych plam przeszłości oraz wstydu i kolaboracji. Zamiast wyzwolenia przyszło rozwydrzenie, wymarzoną wolność zakneblowano poprawnością polityczną, a twórczość artystyczną pokryły miazmaty postmoderny. Stąd wniosek, że wszelka twórczość, ożywienie kulturalne, awangarda, nie są wytworem okoliczności, sprzyjającej atmosfery czy przewrotu politycznego, tylko decydują o tym wybitne jednostki, często szaleńcy, marzyciele i ludzie utalentowani. Jeszcze raz przypomnę Kraków lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych. Tadeusz Kantor i Maria Jaremianka plus Stanisław Balewicz i Krzysztofory; Piotr Skrzynecki, Wiesiek Dymny, Piwnica pod Baranami; Jasio Byrczek i Jazz Klub; Bogusław Schaeffer i Krzysztof Penderecki. Te nazwiska mówią same za siebie. Teraz Kraków jest martwy, niemrawy, niezdarny, a Masza Potocka, która w końcu zasłużenie została dyrektorem MOCAK-u, ze względu na swoją słabość do prominentnych postaci i konformizm polityczny nie stworzy miejsca żywej kultury. A zdawałoby się, że teraz, kiedy jest „wolność” i „demokracja”, tym bardziej powinno mieć miejsce jakieś ożywienie. Okazuje się, że łatwość i wygoda oznacza stagnację i paraliżuje ruch do przodu, wszelki ruch. Przeciwko gawiedzi Konserwatyzm i awangarda to są pojęcia przeciwne, ale niewykluczające się. Konserwatyzm odnosi się do tego, co było, co zostało uznane za dobre, by je zachować albo przedłużyć jego życie do teraźniejszości czy promować dla przyszłości. Oczywiście można też konserwować rzeczy złe, ale w idei konserwatyzmu tkwi wartościowanie pozytywne, czyli uznanie tego, co warto, co trzeba utrwalać i zachowywać. Konserwatyzm może wynikać z obawy, że to, co powstało, zaistniało w przeszłości, może być zanegowane, unicestwione przez rewolucje, których jesteśmy świadkami dzisiaj. To one wywołują nieufność do procesów czy sił, które wyzwala upływ czasu, czyli tak zwany postęp. Konserwatyzm jest więc wybiórczy i wartościujący to, co ma zamiar przechowywać i osłaniać. Gorzej jest, jeżeli chodzi o konserwatystów w świecie kultury i zwłaszcza konserwatywnych artystów. Ci usadawiają się na tle dawnych mistrzów, mniemając, że ci mistrzowie będą podnosić ich autorytet, zaświadczać o wartości ich racji i tym samym zwalniają ich od obowiązku poznawania, czym żyje świat obecny. Pisałem już o faryzeuszach, którzy chodzili po Jerozolimie z zamkniętymi oczami, by nie grzeszyć na widok kobiet. Zgorszenie czy nienawiść do sztuki współczesnej, z jednoczesnym poczuciem wyższych racji, zwalnia ich od nauki i poznawania świata. Dlatego „mój” konserwatyzm, jaki śmiem postulować, musi byś oparty na szerokiej, niesterowanej politycznie i niezawisłej wiedzy. W wypadku młodych artystów będzie to wiedza fragmentaryczna, ale liczy się tylko ta, która jest wynikiem głębokiego i autentycznego przeżycia, z obserwacji świata, a nie wiedza zbierana z pierwszych stron gazet i telewizyjnych tabloidów. W dorobku ludzkości są świadectwa dokonań, które wytrzymują niszczące działania czasu, są wartości niepodważalne, osiągnięcia ludzkich umysłów, talentów, wysiłków, których nie wolno nikomu poddawać weryfikacji ideologicznej, tylko dlatego, aby zaspokoić potrzebę zmiany, przewrotu czy nowości dla nowości. Na takich wartościach opiera się humanistyka, w przeciwieństwie do faktów naukowych, które nigdy nie są definitywne. Kolejne odkrycia podważają znaczenie poprzednich, chociaż bez nich nie byłoby nowych odkryć. Humanistyka pokłada nadzieję w człowieku, wciąż jeszcze niepoznanym do końca. Dlatego w nim tkwi niewyczerpane źródło wiedzy i twórczości. Z myślenia, błąkającego się po przestworzach sensów, znaczeń i symboli, jeszcze nic nie wynika. Jestem dopiero wtedy, kiedy tworzę i za to ponoszę odpowiedzialność. Tak widzę człowieka, jego prawo i godność, w odróżnieniu od pełzającej masy jednostek ludzkich. Praca twórcza jest tym, co daje człowiekowi najwyższy status pośród innych stworzeń. Ograniczając się do sztuki, twórczość nie polega na wymyślaniu rzeczy nowych, aby były nowe, lecz na wkładzie w obszar kultury, podkreślającym jej żywotność i ciągłość. Twórczość spełnia się tylko w kulturze, Konserwatyzm awangardowy 243 zadomawia się w kulturze i wzbogaca jej zasoby. Wszelkie inne wyczyny i ekstrawagancje, które zyskują rozgłos społeczny, medialny mogą stanowić tylko ewenementy skupiające uwagę gawiedzi, jakich pełno w życiu wielkiego miasta, zapisanych w kronice wydarzeń. Kultura nie jest bytem samoistnym. Jest warunkowana historią, układem sił społecznych, polityką, ekonomią, ale jej żywot jest uzależniony od twórców niepokornych, często popadających w konflikt z istniejącym status quo, pogardzanych, szalonych, którzy po czasie dopiero znajdują swoje miejsce, Myśl awangardowa będzie miała przeciwko sobie postępowców i konserwatystów na które zasłużyli. Charles Baudelaire pisał: „Narody wydają wielkich ludzi tylko wbrew samym sobie” (1971: 257); to zdanie pojawia się w książce dwa razy, a to znaczy, że odczuwał swoją zbędność w narodzie dosyć boleśnie. Ale to nic w porównaniu z losem Cypriana Kamila Norwida, który jeszcze teraz, sto trzydzieści lat po śmierci, nie znalazł sobie miejsca należnego mu w kulturze polskiej. „Za trudny dla gawiedzi”, a gawiedź przecież teraz wyznacza standardy dla kultury. Jakakolwiek myśl awangardowa musi się liczyć z tym, że będzie miała przeciwko sobie postępowców i konserwatystów. Najlepiej mają się tacy artyści, którzy nie wysuwają się zbytnio do przodu, ważą możliwości jak najszerszego skonsumowania ich twórczości, albo też ich wiedza nie odbiega od przeciętnej. To wielka pokusa – być uwielbianym przez rzesze, a upór twórczy bywa traktowany jako pycha czy zarozumiałość. Wiele przesłanek wskazuje na to, że postulat konserwatyzmu awangardowego okaże się postulatem utopijnym. To coś 244 Zbigniew Warpechowski w rodzaju pogodzenia ognia z wodą, ale kierując się jak najbardziej trzeźwym rozumowaniem i mając na uwadze wszystko to, co się dzieje w sztuce i wokół sztuki, taki postulat jest uzasadniony. To nie jest manifest ani zbiór pobożnych życzeń. Chcę, aby sztuka była radością dla artysty i dla miłośników sztuki, a prawdziwa radość jest wtedy, kiedy sobie nie pobłażamy. Czekając, aż przyjdzie Jest rok 2012. Mamy do czynienia z wszechobecną awangardą, w mediach, w sztuce, w obyczajach, w polityce, w filozofii, w modzie i muzyce rozrywkowej. Wszystkie dziedziny prześcigają się w „awangardowych” pomysłach, w pogoni za sensacją, za sukcesem, byle tylko dać się zauważyć, wywołać szok, zdumienie czy oburzenie, bo nie ma granic, a wszystkie chwyty dozwolone. W tym zgiełku, wrzawie i ścisku, w masie obrazów, świateł, dźwięków nie ma najmniejszego sensu mówić o awangardzie. A jednak, jeżeli chodzi o artystów, to mam wrażenie, że wszyscy, może nie wszyscy, ale co ciekawsi, oczekują na jakiś znak, sygnał, jakąś znaczącą, odkrywczą ideę, która może wisi w powietrzu, ale jeszcze niewypowiedziana, nienazwana. Otwarłem drzwi na taras, spojrzałem na gwiaździste niebo i zobaczyłem napis „Konserwatyzm awangardowy”. Ha? Konserwatyzm to jest pole od dawna nieuprawiane, właściwie sama etymologia tego słowa nie nakazuje działania tylko westchnienia, resentymenty, oburzenia, zgorszenia i połajanki. To jest ugór, na który nie chcą wstąpić ci, którzy mają ochotę, potencjał i wolę działania. Kiedy uzmysłowimy sobie, że jest to obszar zarysowany wartościami, które powinien uznawać każdy normalny, kierujący się logiką i zdrowymi zasadami człowiek, niebojący się dzikich ataków zwolenników postępu, ideologicznego zniewolenia i wszelkich trendów obezwładniających samodzielne myślenie, to okaże się, że w tym obszarze jest nieograniczone pole do pracy twórczej. Wystarczy pomyśleć i policzyć, czy pchać się tam, gdzie jest tłok, wrzawa i rozpychanie się w goni- twie szczurów, czy wejść z bagażem wiedzy, czyli narzędzi, tam, skąd już dawno ludzie pouciekali, gdzie zarasta trawa. To pole czeka na swoją awangardę, której zawsze towarzyszy entuzjazm i wiara, że wszystko jest możliwe. Trzeba tylko zignorować zatwardziałych konserwatystów, których jedyną bronią jest ignorancja. Co dalej? Przypominamy, że pojęcia awangardowego konserwatyzmu, ukutego przez Zbigniewa Warpechowskiego, użył w „Pressjach” po raz pierwszy Błażej Sajduk (2010: 213), broniąc Krzysztofa Szczerskiego przed krytykami z lewa i prawa. Potem uznaliśmy, że najlepiej odpowiada ono temu, co robimy. 245