Slajd 1 - MOTO

Transkrypt

Slajd 1 - MOTO
Tytuł:
„ZAMIAST SŁOWENII DUBROWNIK”
Autor:
Pablo (MT 079)
Nr Relacji:
020 / 2010 / Turystyczne Wojaże
Pomysł na wyjazd do Słowenii narodził się nagle,
kiedy zaczęliśmy z Becią planować wakacje. Rozważaliśmy
również wjazd na terytorium Chorwacji, ale to nie było nic
pewnego. Wstępny termin, druga połowa sierpnia, lecz
z przyczyn od nas niezależnych musieliśmy przyspieszyć
naszą podróż.
15 lipca godz.15.00 był dniem wyjazdu.
Ruszamy w drogę i docieramy do Wisły Malinki gdzie zatrzymujemy się na nocleg.
Następnego dnia przekraczamy granice Słowacji, Austrii i jesteśmy w Słowenii. Wita nas
przepiękna pogoda i przemili ludzie. Wizytę w Słowenii zaczynamy od szukania noclegu, bo czego
zwyczaj jedziemy w ciemno nie rezerwując sobie wcześniej spanka. Po dłuższym poszukiwaniu
i negocjacji ceny (40euro za pokój) zostajemy. Małe zakupy w pobliskim sklepie, planowanie następnego
dnia. e można uderzyć w dzwon i prosić Panią Jeziora o spełnienie życzenia.
Rano budzą nas promienie słonka, śniadanie i jazda w kierunku jeziora Bled. Mamy nocleg
w miejscowości Naklo u przemiłej pani Marij. Zostawiamy bagaże i jedziemy zobaczyć słynne jeziora
Bled i Bohinskie. Bledskie jest mniejszym jeziorem Słowenii ze swoim zamkiem, oraz położoną na
wyspie kaplicą gdzie można uderzyć w dzwon i prosić Panią Jeziora o spełnienie życzenia.
Bled jest bardzo atrakcyjnym miejscem a co za tym idzie bardzo tłocznym i drogim. Są baseny termalne,
plaże i wiele innych atrakcji Jedziemy dalej i docieramy do jeziora Bohinskiego.
Chwila odpoczynku nad brzegiem. To jezioro jest bardziej dzikie i mniej oblegane.
Po „zatankowaniu się” pięknymi widokami ruszamy pośmigać po górkach.
1/6
Na początku jedziemy asfaltową drogą ,
która przeobraża się w szutrową (tak naprawdę to ta droga była lepsza niż niejedna
nasza pseudo asfaltowa). Kręcąc sie po pagórkach napotykamy pomnik z widokiem na Alpy.
Monument ów powstał w 1976 roku i upamiętnia bitwę stoczoną przez partyzantów słoweńskich z
wojskami niemieckimi w okolicach Dražgoše wieś w Železniki - gmina w Kraina Górna .
Rano następnego dnia
budzi nas burza,
jesteśmy troszkę
zniesmaczeni tym,
że przyjdzie nam
spędzić cały dzień
w pokoju.
Koło południa mimo deszczu postanawiamy udać się
w Alpy. Ku naszemu zadowoleniu w odległości 15 km od
Nakło nie ma śladu deszczu, słonko pięknie świeci.
Wjeżdżamy w największe góry słoweńskie zwane Alpami
Julijskimi. Są one mniej oblegane i totalnie niedoceniane
przez turystów zagranicznych a co najlepsze, przepiękne
przełęcze, wodospady, potoki, po prostu cudo. Przejazd
malowniczą drogą na przełęcz Vrsic. Po drodze Ruska
Kaplica, upamiętniająca jeńców z okresu I wojny
światowej, którzy ponieśli śmierć przy budowie drogi).
Tak mija mam kolejny dzień.
2/6
Wieczorem zaczynamy się zastanawiać, co dalej nagle pomysł-może jednak Chorwacja. Nijak się
to ma do naszych dotychczasowych planów, ale co tam czwartego dnia podróży podejmujemy decyzję,
że jedziemy do Dubrownika. Skoro wybraliśmy ten kraj to jedźmy jak najdalej - a co!
Rano żegnamy się z panią Marią i ruszamy w stronę wybrzeża. Po drodze w przerwie na kawę
rozmawiamy ze słowackim motocyklistą, który namawia nas do jazdy starą drogą wzdłuż wybrzeża.
Poprostu raj. Winkle i Adriatyk. Niestety sielską atmosferę zaczyna psuć coraz silniejszy wiatr. Wiało
strasznie. Raz tak nas sponiewierało, że z jednego pasa znaleźliśmy się od razu na drugim. Widoki
zaczynały się coraz to piękniejsze. Cudowne zatoczki spokojne miasteczka raz na jakiś czas odjeżdżamy
od wybrzeża, by podziwiać góry z drugiej strony a tam doliny z sadami i plantacjami poprzecinane
kanałami z wodą. Pogoda cały czas dopisuje, ale robi się coraz cieplej.
3/6
Prawie natychmiast
podchodzi do nas
człowiek i proponuje
nocleg. Negocjujemy.
Pan po kilku krotnym
obejrzeniu naszej
rejestracji i upewnieniu
się , ze jesteśmy
z polski spuszcza z ceny
i ruszamy za nim. Pokój jest naprawdę fajny
z małego tarasiku mamy widok na cały Dubrownik,
oczywiście łazienkę, kuchnie i niezastąpioną klimatyzacje. Zostaliśmy na 3 dni, zwiedzając
Dubrownik w dzień i nocy.
Zabytkowa część Dubrownika
jest fantastyczna. Osobiście
nie lubię tłumów a w takim
miejscu nie sposób ich uniknąć.
Po trzech dniach zwiedzania
mamy dość.
Czas na powrót do domu.
Bierzemy kurs
na Bośnie i Hercegowinę.
Kontrola Chorwacka,
kawałek dalej Bośniacka.
Trzeba dodatkowo pokazać
zieloną kartę i dalej, już
bez przeszkód w drogę.
Tablice drogowskazowe w tej części byłej Jugosławii są dwu alfabetyczne pisane łaciną i cyrylicą.
Ale tylko w teorii, bo napisy cyrylicą są zamazane sprejem. Nienawiść po wojnie jednak jeszcze została
po między poszczególnymi grupami etnicznym, mimo upływu czternastu lat od jej zakończenia.
4/6
Radiowozy policji są tutaj białe z czarnym paskiem i
napis mają w alfabecie łacińskim. W części serbskiej są
biało - niebieskie i napis "policja" jest cyrylicą.
Docieramy do Mostaru. Widać jeszcze zniszczenia, ale
jednak miasto wraca do normalności. Wyruszamy na
miasto. Dochodzimy do ul. Brace Felica i nią kierujemy
się do zabytkowego centrum i oczywiście mostu
tureckiego. Mijamy meczet Karadjoz - Bega, obok niego
cmentarz, dużo grobów z lat 1993 - 1994, kiedy to
Chorwaci, niczym Serbowie w Sarajewie oblegali i
ostrzeliwali
miasto.
Starówka
była
doszczętnie
zniszczona. Dziś jeszcze widać ślady tamtych dni, ale
ścisłe centrum wróciło już do dawnej świetności.
Mijamy kolejny meczet, wchodzimy w zupełnie pieszą
strefę i po chwili naszym oczom ukazuje się most turecki. Teraz patrzę na najsłynniejszy zabytek
Mostaru, z którego skacze młody chłopak.
Po krótkim postoju ruszmy dalej w drogę i kierujemy się na Sarajewo. W między czasie
zdzwaniam się z Setem, który akurat jest w Rumunii i postanawiamy spotkać się na Słowacji.
Samo Sarajewo chcemy ominąć bokiem. Widoczne jeszcze zniszczenia wojenne nie nastrajają
pozytywnie. Na jednym ze skrzyżowań, gdzie musieliśmy się na chwile zatrzymać, obskoczyły nas
dzieciaki i w kilka sekund sprawdziły czy kufry są zamknięte i czy nie ma na wierzchu czegoś do
zwinięcia. Przykra sytuacja, ale prawdziwa., dlatego czym prędzej opuszczamy ten kraj.
5/6
Znów jesteśmy w Chorwacji. Tym razem tylko nocleg i rano dalej
przez Węgry na Słowację, na umówione spotkanie.
W słowackim Zvoleniu witamy się z Setem (MT 092)
i Leonem (MT 152). Przy zimnym piwku wymieniamy
na gorąco relacje z naszych podróży do późnego
wieczora. Rano wyspani i wypoczęci ruszamy
do własnych domów.
Nieplanowana trasa okazała się być dobrym
pomysłem. Mimo, że ominęliśmy wiele miejsc podawanych
przez przewodniki, jako ważne to zobaczyliśmy kawałek pięknego
świata. Prawie cztery tysiące kilometrów z uśmiechem na twarzy.
6/6

Podobne dokumenty