Rozmowa z prezesem Z. Łukaszczykiem(1)

Transkrypt

Rozmowa z prezesem Z. Łukaszczykiem(1)
Restrukturyzacja źle się kojarzy,
STR. 2
NASZ HOLDING
Z ZYGMUNTEM ŁUKASZCZYKIEM, prezesem Katowickiego Holdingu Węglowego, rozmawia Witold Gałązka
Kryzys sprawił, że dla śląskiego górnictwa wybiła godzina prawdy?
– Od prawdy trzeba zacząć. I to całej, gdyż
niestety obraz górnictwa jest dziś zakłamany.
Mówiąc o nim stosuje się najczęściej wyłącznie filtr zjawisk negatywnych. A powinno być
jak w bilansie, gdzie obok strat wyszczególnione są też wszystkie zyski. Wyniki finansowe są złe, więc na pochyłe drzewo wszystkie
kozy skaczą. Naprawdę mamy za dużo tzw.
gadających głów. Co rusz, gdy otwieram gazetę czy portal internetowy, roi się tam od rzekomych ekspertów, którzy pchają się do wypowiedzi o górnictwie. Mentalnie niektórzy
żyją jeszcze w epoce lat 70. Nie rozumieją, że
w sensie technologicznym dawno już polskie
górnictwo poszło do przodu. Nie zauważają,
że popularny kiedyś „śleper”, który machał
łopatą, to dziś często wysoko wykwalifikowany pracownik, któremu powierza się w zarządzanie majątek wartości dziesiątek milionów
złotych. Media w Polsce robią happening, gdy
gdzieś w kraju rozpoczyna się wielomilionowa inwestycja. Ale nie ma fety z uruchomienia
nowego kompleksu wydobywczego w kopalni
za kilkanaście milionów złotych, z uruchomienia nowej ściany, która jest często jak nowy zakład pracy.
Na górników wylewa się dziś kubły krytyki...
– A to bardzo nieuczciwe, bo ci szeregowi
– powtarzam to cały czas – ci na dole nie są
niczemu winni. Zwykły górnik pracuje na cała spółkę. Rolą kadry i prezesów jest stworzyć
mu takie warunki, by kopał węgiel najlepszej
jakości, z najlepszym efektem ekonomicznym. To menedżerowie mają określić, gdzie
inwestować, jak dokonać rozcinki złoża, którą
ścianę eksploatować. Mają tak zrestrukturyzować firmę, żeby wyszła na prostą, przy zachowaniu maksymalnej liczby miejsc pracy
i likwidowaniu niepotrzebnych punktów
kosztotwórczych. Zostało ich w górnictwie
jeszcze wiele, jak na choince oklejonej bombkami. I wcale nie chodzi tu o przywileje, tylko
o rzeczy będące spuścizną dawnej epoki.
Po części bierze się to stąd, że w mentalności
wielu ludzi dalej tkwi przyzwyczajenie, że liczą
się tony. Tymczasem polskie górnictwo powinno się skoncentrować na wydobyciu gigadżuli. Bo to jest jednostka handlowa, jednostka od której wyliczamy ceny.
Czego potrzeba dziś górnictwu? I czy
Polska w ogóle go potrzebuje w gospodarce wolnorynkowej?
– Uczestnicząc przed świętami w Warszawie w prezentacji programu polityki energetycznej Polski do roku 2030 i dalej do 2050 r.
usłyszałem z ust urzędników Ministerstwa
Gospodarki jednoznaczną prognozę, że węgiel będzie zapewniał nam bezpieczeństwo
energetyczne. Jasno wykazano, że polska
energetyka będzie oparta na węglu, brunatnego będzie z czasem coraz mniej, a udział węgla kamiennego w miksie paliw ustabilizuje
się, a z czasem może nawet wzrośnie.
Tylko czy będzie to ciągle polski węgiel?
– To pytanie zadałem kiedyś jednemu
z premierów... W grudniu w Katowicach premier Ewa Kopacz powiedziała wyraźnie: „Polska energetyka będzie oparta na węglu” i podkreśliła: „na polskim węglu”. Po pierwsze
– jest jasny sygnał polityczny, w jakim kierunku powinno pójść nasze górnictwo, żeby
maksymalnie wykorzystać swoje zasoby.
Każde odpowiedzialne państwo w pierwszej
kolejności dba o własne zasoby i potencjał.
Podkreślają to przecież także zapisy ustawowe
o ochronie zasobów naturalnych!
Po drugie – polskie górnictwo musi być
konkurencyjne na europejskim rynku. Europejskim, bo na światowym jest to dzisiaj trudne, albo wręcz niemożliwe. Wydobycie w Azji,
Ameryce, Australii po części opiera się o odkrywki, lub o pokłady płycej zalegające. Ponadto prowadzone jest w krajach takich jak
Chiny, Indonezja, Mongolia, nie wspominając
o Rosji – tam dodatkowo koszty robocizny
i transportu są wyraźnie niższe niż u nas.
A konkurencyjność polskiego górnictwa nie
może być osiągana kosztem bezpieczeństwa!
W efekcie górnictwo głębinowe, z jakim mamy do czynienia w Polsce, jest najdroższe
z możliwych. Każde zejście o kilka metrów
w głąb powoduje wzrost zagrożeń i podraża
koszt eksploatacji. Dodatkowo na część kosztów w ogóle nie mamy wpływu – np. na wysokość stawki VAT, akcyzy i innych podatków, na cenę energii czy innych mediów. Jeśli
możemy więc poprawiać bilans kosztów, to
tylko lepszą efektywnością.
Trzecia kwestia, na którą dotąd nikt nie podał uczciwej odpowiedzi, to pytanie ile naprawdę potrzeba węgla w Polsce? Energetyka
zawodowa zużywa około 38-40 mln t węgla
kamiennego rocznie. Ciepłownie przemysłowe ok. 15 mln ton, rynek komunalno-bytowy
do ok. 12 mln ton. Średnio bilans węgla kamiennego to w przybliżeniu rząd wielkości 60
mln ton na rok. Albo zapewnią go polskie kopalnie, albo – jeśli nie sprostają konkurencji
– paliwo przypłynie statkiem lub przyjedzie
koleją.
Czwarty element układanki polega na doszacowaniu wartości pracy górnika w całości
kosztów. W KHW zatrudnieni tu ludzie kosztują od 47-48 proc. wszystkich wydatków. To
wskaźnik niższy niż w pozostałych firmach
górniczych. Pozostałe ponad 50 proc. wydajemy na usługi, zakupy, inwestycje, podatki,
opłaty, energię itp. Spółka pompuje ok. 1,7
mld zł rocznie w te składniki. Czyli w rynek!
Drugie tyle na rynku zostawiają pracownicy,
którzy płacą podatki (19 lub 32 proc. od ich
wynagrodzeń wraca od razu do budżetu państwa), a prócz tego kupują w sklepach żywność, materiały, wyposażenie mieszkań, auta,
paliwo do nich. itp. Wiemy gdzie i jak odbywa
się obrót, jednak brakuje uczciwej refleksji,
jak płaca górnika wpływa na koniunkturę
na rynku! Firmy z całej Polski przywożą
do nas materiały, maszyny, urządzenia, buty,
koszule, hełmy, rękawice robocze.... To, w co
musimy się zaopatrywać, by prowadzić działalność. Jeżeli na Śląsku brakło by górnictwa,
tam też nie będzie produkcji wykonywanej dla
niego. Czy ktoś policzył te korzyści? Jeżeli
w danym regionie mamy dominującą gałąź
przemysłu, tworzy ona wszechobecną sieć
powiązań. Przykładem złego podejścia może
być Wałbrzych, który też był regionem górniczym. Warto wyciągnąć wnioski z tego, co
tam się stało...
Piątym problemem jest cena węgla w portach ARA i na rynkach. Jako KHW mamy
szczęście uzyskiwać najwyższą cenę z powodu
świetnej marki węgla. Ktoś ocenił nawet, że
węgiel z KHW to jak mercedes… Jest w nim
niska zawartość siarki, popiołu, wysoka kaloryczność, uzyskujemy duży wypad grubych
sortymentów – kostki i orzecha. Przykazałem
kadrze: szukajcie zmian technologii, by produkować jak najwięcej paliwa najlepszej klasy.
Jakością także możemy zoptymalizować bilans. Ale w górnictwie prowadzi do tego długi
proces. Jak w dowcipie: dlaczego górnictwo
należy do przemysłu ciężkiego? Bo ciężko
wkłada się w nie pieniądze i jeszcze ciężej
wyjmuje!
Przyszedł Pan do KHW w najgorszym
momencie, jaki sobie można wyobrazić,
a kilka dni potem wydarzyła się jeszcze
katastrofa w Mysłowicach-Wesołej.
– Nie należę do tych, którzy się boją,
o czym świadczy moja przeszłość zawodowa.
Mógłbym skwitować, że wprawdzie jako górnictwo stoimy pod ścianą. Ale dla KHW nie
jest to jeszcze ściana płaczu! Po niespełna trzech miesiącach widzę, jak wiele jest
wciąż niepotrzebnych źródeł kosztów, możliwych do uniknięcia. Nie lubię tylko słowa „restrukturyzacja”, wolę pojęcie „program dostosowawczy do otaczającego nas rynku”.
Hasło restrukturyzacji zostało wypaczone
w Polsce. Na całym świecie oznacza dynamiczny, ciągły proces naprawczy, dostosowujący do oczekiwań rynku, do otoczenia. Zamiennie możemy więc mówić o tym jako
o programie naprawczym.
Ale z zadłużeniem i pustą kasą trudno
będzie go przeprowadzić.
– Instytucją, która zawsze powinna mieć
pieniądze, jest bank, a nie kopalnia. Proszę mi
pokazać chociaż jedno duże przedsiębiorstwo, które nie zasila się pożyczkami, kredytami, obligacjami, a w ostateczności kredytem
kupieckim? Chcę uzmysłowić gołą prawdę:
zasilamy się dziś środkami z obligacji zabezpieczonych, kredytów i pożyczek i nie ma
w tym absolutnie nic dziwnego! Mamy szansę
wyjść z autentycznego kryzysu, ale muszą być
spełnione minimum cztery warunki: 1. musimy bardzo konsekwentnie realizować program dostosowawczy-naprawczy; 2. musi on
mieć zrozumienie strony społecznej, pracowników; 3. potrzeba utrzymania ceny węgla i 4.
musi istnieć wsparcie państwa. Nie mówię tu
o dosypywaniu pieniędzy do spółek, a o stworzeniu warunków i regulacji prawnych, co się
zresztą obecnie dzieje.
Państwo, rozumiane jako regulator ważnych procesów, ma w ręku takie możliwe
działania, jak np. zmianę przepisów czy stymulowanie instytucji państwowych, które
po to powołano, aby wspierały gospodarkę.
Zapominamy czasem, że jego rolą jest udzielanie wsparcia, a nie zarządzanie dla zarządzania. Są spółki, fundusze i agencje. W interesie
państwa jest, by ze sobą współgrały. Ale
do współpracy z nami muszę je przekonać
programem. Nikt nie pożyczy 400-500 mln zł
na piękne oczy. Muszę pokazać dokumenty
i udowodnić, że podjęliśmy naprawę.
W ostatnim czasie państwo zrobiło naprawdę
wiele, bo powołanie w randze pełnomocnika
rządu osoby personalnie odpowiedzialnej
przed premierem za reformę górnictwa oznacza nowe podejście do problemu. Tu już nie
ma rozmytej odpowiedzialności zbiorowej.
W dodatku pracuje on i realizuje program całościowo dla branży węglowej.
Czy w Pana ocenie nowy pełnomocnik
dobrze rokuje dla przyszłości branży?
– Kilkakrotnie, długo rozmawiałem z ministrem Wojciechem Kowalczykiem i powiem
szczerze – nie z uprzejmości – że byłem
pod wrażeniem jego zaangażowania i jego chęci do skonstruowania naprawdę dobrego programu. Znam ministra Kowalczyka nie
od wczoraj. Z moich kontaktów, już jako prezesa KHW wynika, że jest to człowiek, który
nie tylko chce zrobić to, co trzeba, ale po prostu robi. Konsultuje opinie, zbiera je z różnych
stron – górniczej, związkowej, finansowej, doradczej. Ale pełnomocnik rządu nie wymyśli
programu w pojedynkę. My od tego jesteśmy.
To zadanie zarządów, prezesów spółek. Rolą
„Warszawy” jest wybranie najlepszej z opcji,
które my zaproponujemy i przekonamy
do niej. Życzę pełnomocnikowi i nam wszystkim, żeby ten program się udał. Jest duża szansa, że uratujemy to, co jeszcze można uratować. Węgiel na pewno będzie długo jeszcze
służył polskiej gospodarce i energetyce, a ja
osobiście chcę, żeby to był węgiel z Górnego
Śląska i z Bogdanki. Wszyscy od górnika
do ministra jedziemy na jednym wózku. Jak on
się wykolei, to koniec wypadną wszyscy.
Na czym da się w górnictwie oszczędzać?
– Górnictwo poza produkcją zajmuje się
sprawami, które – przynajmniej po części
– odpowiadają typowym zadaniom średniej
wielkości gminy czy miasta. Kultura, sport,
turystyka, utrzymywanie terenów zielonych to
zadanie gmin, a nie górnictwa! Jeśli kiedyś będziemy bogaci, pomyślimy i o tym, ale dzisiaj
nas nie stać. W czasie kryzysu musimy się
ograniczać do tego co niezbędne. Czy górnictwo jest od tego, żeby w kryzysowych czasach
utrzymywać kluby sportowe? Wspierać różnego rodzaju organizacje i płacić im potężne
pieniądze, mimo braku wymiernych efektów?
Czy górnictwo powinno utrzymywać niepotrzebny majątek, na zasadzie „bo może się
jeszcze przyda”? Czy jest od tego, żeby utrzymywać mieszkania? Mógłbym długo wymieniać. Górnictwo ma wydobywać gigadżule, to
jego podstawowe zadanie! Nie powinno być
biurem turystycznym, ośrodkiem pomocy
społecznej, klubem sportowym, instytucją
kultury. To już było.