Mistrzyni z Piaszna

Transkrypt

Mistrzyni z Piaszna
Anatol Ulman
Mistrzyni z Piaszna
Tego dnia bytowskie Kaszuby skrzyły śniegiem. Pola wokół Piaszna wybielone niby lniane
płótno. Gdyby tak z czystych płaszczyzn powycinać nożycami sztuki płótna na obrusy i makaty i
zanieść Anastazji Borzyszkowskiej, by wyhaftowała na nich kaszubską wiosnę i kaszubskie lato.
Nie uświadczysz dziś w sklepach odpowiedniego materiału pod ludowe wyszywanki. Gdyby tak
na jeden zimowy dzień, pełen chłodnego światła, z całego świata wypożyczyć wszystkie płótna
haftowane rękoma pani Anastazji i ułożyć na białych polach. Gdyby z Kanady i Francji, znad
Tamizy i Colorado, a także znad Renu wróciły firany, obrusy, serwetki, fartuchy i bluzki w
kaszubskie wzory. Oczywiście, nie należałoby zapomnieć o tych, co w bytowskim muzeum i w
Polsce całej, u przyjaciół i obcych. Ile by ich było? Tego nie wie nikt, lecz rozłożone wokół
miejscowości otoczyłyby chyba wioskę kwitnącym pasem delikatnych roślin zmieniając zimę w
urok barwnego lata. A gdyby jeszcze swe hafciarskie prace przyniosły setki kobiet, które pani
Anastazja zapaliła do ludowej sztuki wyszywania i którym ułatwiła pierwsze kroki przez
cierpliwą, umiejętną naukę. Zniknęłyby w Piasznie pod kwiatami wszelkie oznaki zimy. Piękne
jest Piaszno osypane kopnym śniegiem. Nie ma tu nużących oko płaszczyzn. Łagodne pagórki
jakby biegły ku horyzontowi, a z nimi podkreślone czernią małe grupy drzew i ciemnozielone
lasy w bieli. Śnieg na lodowej tafli niewielkiego jeziorka przed szkołą również dziewiczy, jakby
gotowy do wyszywania. Naprzeciw jeziora nieduży budynek szkolny z czerwonej ongiś cegły
wytrawionej przez czas, w tym trzydzieści pięć lat czasu pani Anastazji. Zimowy chłód w sieni, a
potem ciepło kaflowego pieca w pokoju. Pani Anastazja bardzo dziś zajęta: wrzącą wodą
odmraża zamarzniętą w nocy pompę, poza tym właśnie pierze, w przerwach karmi bieluchne
gęsi, jest wiecznie w ruchu. Kiedy Borzyszkowska była u szczytu swej życiowej aktywności,
pisano o niej. Po latach zainteresowanie ustało. Owa cisza stanowi powód mojej wizyty u
ludowej artystki. Co się dzieje z człowiekiem, kiedy wiek ogranicza możliwości tworzenia? I od
razu pewnik: nieźle się dzieje z panią Anastazją. Jest taka świeża i żywa jak pierwszy
wyhaftowany przez nią obrus w kaszubskie wzory. Inne prace prawie wszystkie poszły w świat,
ten obrus robiony w roku 1929 w Szkole Przemysłu Ludowego w Kościerzynie zachowała, bo
oznacza początek artystycznej drogi i służy ludowi, z którego wyszła. Wyszywała go ponad trzy
miesiące, jeszcze nie wiedziała, iż poświęci podobnym pracom pięćdziesiąt lat życia i że kiedyś
Polacy w Stanach Zjednoczonych będą okrywali stoły jej obrusami podczas uroczystości
rodzinnych, aby ze wzruszeniem wspominać kwiaty swej rodzinnej ziemi. Teraz wypatrzyły się
oczy w haftach, w kolorowych włóczkach, rzadko już sięga po igłę. Niewiele przybędzie światu
jej ludowych dzieł sztuki. Nie jest tym w żadnym stopniu rozgoryczona, ma bowiem
świadomość, że zrobiła więcej niż niejeden człowiek. Ale błędne jest przypuszczenie, że
wyłącznie korzysta z moralnego kapitału swych dotychczasowych dokonań, zdradza się bowiem
przypadkowo, iż nadal rysuje nowe wzory do wyszywania. Jej sztuka nigdy nie była wyłącznie
powielaniem tradycyjnych wzorów, chociaż w odtwarzaniu też wielka zasługa, gdyż ożywa to,
co mogłoby zostać zapomniane. Przede wszystkim jest jednak Borzyszkowska ludowym twórcą,
który ze starych motywów kaszubskich uzyskuje nowe zestawienia podkreślając bogactwo
tkwiących w tradycji możliwości. Przetwarzanie nie gubiące istoty regionalnych treści to
zadanie ludowego artysty, które Anastazja Borzyszkowska wypełnia nadal, choć głównie
korzysta z późnych radości zwykłego życia wiejskiego. Wszystko zaczęło się dawno we wsi
Borzyszkowy, w ziemi Gochów, skąd pani Anastazja pochodzi. Jej talent do rysunków spostrzegł
nauczyciel szkoły powszechnej. Wyróżniał je wieszając na ścianach szkolnej izby w tamte
ciężkie dla wsi przedwojenne lata. Potem pierwsza własnoręcznie wyszyta serweta: biała w
czerwone groszki, jeszcze odległa od zainteresowań rodzimym folklorem. Opowiadając pani
Anastazja śmieje się pogodnie, jest przed moment we wspomnieniu dzieciństwa, wśród
szczęśliwych zdarzeń. Na Kaszubach były wówczas trzy ważne ośrodki hafciarskie:
borzyszkowski, wielewski i wdzydzki. Pisze o tej dziedzinie ludowej twórczości Ryszard Kukier w
swych „Kaszubach bytowskich”, podkreślając, że ośrodki te silnie oddziaływały na hafciarki,
których część przesiedliła się w okolice Bytowa. Między innymi pani Anastazja z Borzyszkowów.
Do Piaszna Anastazja Borzyszkowska sprowadziła się zaraz po wojnie. Przybyła tu wykonywać
swój zasadniczy zawód – nauczycielki szkoły podstawowej. 23 maja 1945 roku ze wzruszeniem
odebrała z rąk ówczesnego starosty bytowskiego nominację na kierowniczkę szkoły w Piasznie.
Zniszczony budynek straszył pustymi oknami, ze szkolnych izb trzeba było wywozić gruz,
reperować ławki i nieliczne pomoce nauczania. Ale już 25 maja zaczęły się lekcje w pierwszej
szkole polskiej na Ziemi Bytowskiej. Brakowało podręczników i zeszytów, ale w pani Anastazji
dominowała świadomość, że należy uporczywie i szybko w germanizowanym od lat środowisku
przypominać słowo i obyczaj polski. Stąd kursy języka polskiego dla dorosłych sprzęgły się
natychmiast z kultywacją rodzimej tradycji. Borzyszkowska zaczęła uczyć kaszubskiego haftu
dzieci od pierwszej klasy w prowadzonej przez siebie szkole i gospodynie wiejskie na wszelkich
organizowanych dla nich zajęciach przez różne instytucje. W szkole haft stał się pożądanym
dodatkiem do programowych zajęć, kursom wyszywania towarzyszyło czytanie literatury
pięknej. I tak w Piasznie odżyło piękno noszonych od wieków regionalnych strojów, stały się one
znów nie tylko barwnym elementem folkloru, ale przede wszystkim świadectwem polskiej
tradycji. Po jakimś czasie już nie tylko Borzyszkowska wyszywała na firankach, makatkach,
serwetkach oraz igielniczkach stylizowane tulipany, bratki i paprocie. Kilkadziesiąt rodzimych
kaszubskich motywów odżyło w zdobnictwie każdego domu w Piasznie, a promieniując
przypomniało mieszkańcom innych wsi urodę sztuki regionu. Zaczęło się od haftu, potem
kaszubskie wzory weszły na inne przedmioty. Kiedy w czerwcu 1972 roku miano oddać
mieszkańcom Piaszna klub GS, jego ściany pokryły kaszubskie kwiatki zaprojektowane przez
panią Anastazję. Trud i pasja nauczycielki z Piaszna zostały dostrzeżone i nagrodzone przez
władze w dwudziestopięciolecie pracy zawodowej pani Anastazji Krzyżem Kawalerskim Orderu
Odrodzenia Polski. Później, w roku 1976 wojewoda słupski wręczył popularyzatorce folkloru
kaszubskiego nagrodę za upowszechnianie kultury. Od kilku lat zasłużona mistrzyni ludowego
haftu i nie mniej ceniona nauczycielka jest na emeryturze. Grzeczność nakazuje nie mówić o
wieku kobiet. Pani Anastazja jest ruchliwa i nie skąpi sobie pracy. Gdy się na nią patrzy, trudno
się oprzeć refleksji, zwykłej bo prawdziwej: twórcze, sensowne życie daje człowiekowi wieczną
pogodę ducha. Nadzwyczajna jest aktywność mistrzyni haftu. Zawsze żyła problemami
otoczenia, działała w dziesiątkach wiejskich organizacji i nie przestała teraz służyć ludziom.
Pragnie, by wszyscy żyli w zgodzie, więc jeszcze dziś, w ten zimowy dzień pójdzie na
posiedzenie Komisji Pojednawczej, której jest członkiem, albo na posiedzenie Kolegium do
Spraw Wykroczeń, by bronić tych, co trochę zbłądzili. Potem narysuje jakąś nową kompozycję z
kaszubskich motywów. Tylko wyszywania już nie będzie. Niech haftuje siostrzenica, również
nauczycielka, Halina Pałubicka, bo robi to bardzo dobrze. Pani Anastazja przynosi rozpoczęte
prace młodej krewnej. Poczynają na nich rozkwitać małgorzatki, tulipany, osty i dzwonki polne
w ludowym, pięknym uproszczeniu. Tradycja ustaliła kolory kaszubskich haftów: trzy odmiany
koloru niebieskiego, trzy czerwonego, do tego zielony, brązowy, żółty i czarny. W te barwy
whaftowane jest całe życie mistrzyni z Piaszna.
Zbliżenia, nr 12/1980, 20 III 1980

Podobne dokumenty