„Dałem głos...”

Transkrypt

„Dałem głos...”
„Dałem głos...”
Z Mateuszem Bartą, zwycięzcą XI edycji
Ogólnopolskiego Turnieju Reportażu dla
szkół ponadgimnazjalnych, uczniem
kl. III „a” o profilu humanistycznym
w jeleniogórskim II LO, rozmawia
Magdalena Chilewska.
Na początku marca, jury
XI Ogólnopolskiego Turnieju Reportażu
im. Wandy Dybalskiej, organizowanego
co roku we wrocławskim Liceum nr 10,
wyłoniło finalistów. Warunkiem udziału
w konkursie było przesłanie tekstu –
reportażu, który dotąd nie był
publikowany i wysyłany na podobne
konkursy. „Jak sobie pościelesz, tak się
wyśpisz” - brzmiał tytuł Twojej
tegorocznej pracy. Na to wygląda,
że pościelić się udało i to całkiem nieźle.
W tamtym roku zająłeś trzecie miejsce.
W tym, nie miałeś sobie równych, mimo iż
na konkurs nadesłano przeszło 200 prac.
Czy spodziewałeś się takiego sukcesu?
Szczerze powiedziawszy nie spodziewałem
się. Uważałem, że reportaż jest przeciętny.
Jednak w mój sukces wierzyło wiele osób,
w tym Pani Lejczak, która to ciągle drążyła
temat i powtarzała, że mam duże szanse. Po
pewnym czasie Pani Lejczak zrezygnowała
już z tego przekonywania mnie. Po prostu,
ze stoickim spokojem, czekaliśmy na to, co
wydarzy się w marcu, w wrocławskim
Firleju.
A co się wydarzyło?
Zacznę od tego, że Turniej Reportażu na
przestrzeni wielu lat, bo była to już XI
edycja, transformował. Zaczęło się od
zwykłego konkursiku. Po dziewięciu latach,
czyli zarówno w tamtym jak i w tym roku,
po gali wręczenia nagród, mieliśmy już
przyjemność nocować we Wrocławiu oraz
brać udział w warsztatach dziennikarskich
prowadzonych przez jurorów, którzy
oceniali nasze reportaże. Wielkie ukłony
składam w stronę Pani Ewy
Obary-Grączewskiej, organizatorki Turnieju,
nauczycielki języka polskiego w X LO we
Wrocławiu, która stanęła na wysokości
swojego zadania. Patronat nad konkursem
objęło wiele mediów, w tym na przykład
TVP, dzięki której transmisję turniejowej
gali i wręczenia nagród można było oglądać
w „Faktach”, czy „Gazeta Wyborcza”, na
łamach której, w dzień po wręczeniu nagród,
został opublikowany zwycięski tekst. Jeśli
chodzi zaś o samą Galę, była to w pewnym
stopniu droga przez mękę... W czasie
wręczania nagród, trzymano nas wszystkich
w napięciu. Zaczęto od czytania wyróżnień.
Później przyszła kolej na podwójne trzecie
miejsce, które zresztą otrzymała
m.in. Dominika Świerad, pochodząca
z Jeleniej Góry...
I w końcu nadszedł czas na zwycięzcę...
I okazało się, że wygrałem. Otrzymałem
także nagrodę Marszałka Województwa.
Wszystko to na pewno było dla mnie
zaskoczeniem, bardzo miłym zaskoczeniem.
Dlatego też wszystkich zachęcam do
próbowania swoich sił w starciu
z Turniejem. Naprawdę warto.
Taki był finał. A jak wyglądało Twoje
pierwsze spotkanie z reportażem? Co
sprawiło, że się nim zainteresowałeś?
To było bodajże w grudniu pierwszej klasy
liceum. Po przeczytaniu na lekcji języka
polskiego
jednego
z
reportaży
Kapuścińskiego, Pani Lejczak zachęciła nas
do tego, aby sięgnąć po "Heban" tegoż
samego autora. Kapuściński pisał niezwykle.
Językiem prostym, a zarazem poetyckim,
zdania były bardzo celne. To mnie urzekło.
Wtedy właśnie stwierdziłem, że reportaż
naprawdę mnie kręci. Że jest czystą prawdą,
życiem zapisanym na kartkach papieru.
Sięgnąłem więc już nie tylko po
Kapuścińskiego. Pani podrzucała mi także
Szczygła czy Tochmana. Tak zaczęła się
moja przygoda z reportażem. A że
uwielbiam przypatrywać się ludziom,
uwielbiam ich słuchać, to na pewno pomaga
mi to przy pisaniu. ślę, że właśnie reportaż
jest tym gatunkiem, w którym się
odnalazłem. Próbowałem kiedyś poezji, ale
oczywiście tam mi nie do końca
wychodziło... Opowiadania - wychodziło
raczej średnio. Za to reportaż – tak, to było
to.
Swój pierwszy reportaż napisałeś
w celu...?
Pierwszy reportaż powstał po prostu z myślą
wysłania go na zeszłoroczny Turniej
Reportażu. Jednak drugim takim powodem
było z pewnością to, iż chciałem
opowiedzieć pewne historie, które moim
zdaniem zasługiwały aby przelać je na kartki
papieru. Historie wielu ludzi, których
spotkałem na swojej drodze życiowej. Ludzi,
którzy robią piękne rzeczy, są piękni
duchowo. Jak mawiał Kapuściński – „dałem
głos ubogim”. Starałem się poprzez swój
reportaż pozwolić wypowiedzieć się tym,
którzy nie zawsze to potrafią, tym, którzy
nie zawsze mają okazję albo po prostu są na
tyle skromni, że nie są w stanie mówić
o swoich zasługach czy życiu. Dookoła nas
jest mnóstwo ciekawych osób, o których
warto napisać, a nie zawsze wiemy o ich
istnieniu. Celem reportera jest właśnie to,
żeby do nich dotrzeć, poznać, „wgryźć się”,
„wczuć” w ich życie.
Skąd zrodził się pomysł, aby spróbować
sił w Turnieju?
Przez pewien czas Turniej Reportażu nie
docierał do wielu szkół. Jednak jakoś tak
chciał los i tak się szczęśliwie zdarzyło, że
do naszej właśnie szkoły wiadomość
o Turnieju dotarła. Był to czas, kiedy byłem
w pełni zafascynowania reportażem,
twórczością Kapuścińskiego, Szczygła,
Tochmana. Za namową Pani Lejczak,
doszedłem do wniosku, że dlaczego by nie
spróbować, a nuż coś się trafi.
Co przyczyniło się do wyboru tematyki
tegorocznego reportażu?
Wiedziałem, że od listopada zaczyna się
Turniej Reportażu. Dogadałem się więc
z Panią Lejczak jeszcze przed wakacjami, że
znajdę jakiś świetny temat. Było ich
mnóstwo, bo były to na przykład wycieczki
po całej Polsce. Mogłem także spokojnie
napisać relacje z podróży pociągiem do
Warszawy, czy dookoła Polski, którą
odbyłem w te wakacje. Jednak w końcu tak
się złożyło, że będąc u babci, zafascynowało
mnie po raz kolejny to, co robią żyjący tam
ludzie. Spory wpływ miało na pewno także
to, że nie były mi to całkiem obce osoby.
W moim reportażu starałem się pokazać
w pewien sposób ich mentalność, sposób
życia. Nie starałem się za to ich naśladować,
a zrozumieć. Nie chciałem też w żaden
sposób ich ośmieszyć. Moim celem było
pokazać ich prawdziwość, determinację,
wewnętrzną siłę. Właśnie to skłoniło mnie
do wybrania ostatecznej tematyki reportażu.
Myślę, że zafascynowała mnie także
drzemiąca w nich mądrość. Oczywiście, nie
zawsze mają oni wyższe studia. Często
jednak ich „mądrość życiowa” jest
o wiele ważniejsza, praktyczniejsza od
suchej mądrości książkowej.
Czym jest reportaż?
Reportaż często uznawany jest za „bękarta
literatury”.
Często
był
on
też
marginalizowany, to znaczy nie było i wciąż
nie ma jakiegoś wykształconego schematu
pisania reportażu. Po prostu jest on takim
nieokreślonym tworem zawierającym
w sobie po części literaturę faktu, po części
namiastkę poezji... Pisząc reportaż, nie
zawsze można szczelnie trzymać się tego, co
powiedzą bohaterowie. Sposobu ich
mówienia, gwary. To często może albo
łamać ich prawa, albo w jakiś sposób łamać
zasady polszczyzny.
Do jakich poświęceń musi być skłonny
reporter?
Myślę, że aby napisać reportaż, trzeba po
prostu wczuć się w bohaterów, w ich język,
środowisko. Zresztą, sam Kapuściński nie
raz powtarzał, że aby napisać dobry reportaż
i aby coś na miarę reportażu stworzyć, trzeba
obcować z innym otoczeniem. Przykładem
może być tu choćby jego wizyta w Afryce,
kiedy to aby tubylcy nie wygonili go
z wioski, musiał jeść to, co jadła tamtejsza
ludność, brać udział w obrzędach.
W jaki sposób udało Ci się zebrać
materiał?
Zbieranie informacji polegało na tym, że jak
ta przybłęda chodziłem za moimi przyszłymi
bohaterami. Dla nich to się wydawało często
śmieszne, że tak za nimi chodzę, że chcę
wiedzieć na przykład co jedzą, jak robią
zbieraczki, dlaczego kupują takie adidasy,
a nie inne. Kim jest Kryśka, kim jest Jolka,
dlaczego na przykład w czasie Bożego Ciała
zrywa się gałązki z brzózek... Po czym
okazywało się na przykład, że owe gałązki
mają niby przynosić szczęście. Tegoroczny
reportaż
w zamyśle powstawał w wakacje. Zbieranie
materiałów było dosyć żmudną pracą, bo
trzeba było rozmawiać z ludźmi. Ci z kolei,
często bardzo bali się dyktafonów. Dlatego
często po prostu chowałem dyktafon do
kieszeni, ze względu właśnie na to, że
widząc go, ludzie ci po prostu stawali się
spięci i nie byli już sobą. Nie byli już
Bożeną, nie byli Andrzejem, Zdzisiem,
Jolką. Stawali się Panią Jolantą, Panią
Bożeną, Panem Zdzisławem. Często starali
się wtedy grać albo kreować na kogoś
innego, niż są. A to wpłynęłoby na
zafałszowanie reportażu.
Czy istnieją wytyczne, granice, których
reporter powinien się trzymać?
Taką zasadą, której powinien trzymać się
reporter jest to, że nie możne zakłamać
rzeczywistości. Nie można niczego kreować.
W wypadku, gdyby opisywane przez niego
wydarzenia były wymyślone, przerysowane,
nie byłby to już reportaż, a opowiadanie.
Oprócz tego, na warsztatach, które odbywały
się we Wrocławiu, padały pytania o to, jaka
jest granica, którą może przekroczyć reporter
w czasie zbierania materiału, w czasie
pisania reportażu. Jedna z członkiń jury
odpowiedziała nam, że takiej granicy nie ma.
Że granicą jest ta, którą reporter sobie sam
wyznaczy.
Wszyscy bohaterowie wiedzieli, że będą
bohaterami Twojego reportażu?
Tak, myślę, że nie miałbym sumienia, żeby
wykorzystywać do mojego reportażu ich
perypetie, zdarzenia losowe bez ich wiedzy.
Z tym, że zaznaczali, że bardzo by chcieli,
aby nie podawać nazwy miejscowości. Nie
ze względu na to, że miałoby być to dla nich
niewygodne czy kompromitujące. Nie
chcieli po prostu, żeby o nich się tam dużo
mówiło. Chcieli, aby ten reportaż niczego
nie zmienił, aby całe ich życie pozostało
w takim trybie i w takim wiejskim ładzie,
jaki właśnie ja zastałem. Myślę, że mój
reportaż wielkich rewolucji by nie wywołał,
jednak na prośbę moich bohaterów
zmieniłem też imiona tych, którzy chcieli,
abym to uczynił. Nie wpływa to jednak
negatywnie na prawdziwość reportażu, bo
historie i perypetie bohaterów nie są w żaden
sposób wykreowane.
Kiedy dowiedzieli się o twoich planach
związanych z reportażem?
w stanie określić dokładnie tego, ile czasu
zajęła mi praca nad reportażem. Zbierałem
materiał przez cały okres wakacyjny.
Bohaterowie i ich historie byli cały czas
w mojej głowie. Przewijali się w niej pod
różnymi postaciami, widziałem ich
w różnych sytuacjach i starałem się ubrać to
w jakieś słowa. Samo zaś pisanie reportażu
zajęło mi niespełna miesiąc, ponieważ zaczął
się wtedy rok szkolny, w związku z czym
nie za bardzo miałem kiedy pisać.
Z perspektywy czasu podejrzewam, że samo
pisanie zajęłoby mi około tygodnia.
Który etap był najtrudniejszy?
Było to wtedy, kiedy do końca utwierdziłem
się w tej mojej fascynacji, w przekonaniu, że
warto o nich napisać. Dążyłem do tego, aby
w ciągu miesiąca zgromadzić jak najwięcej
materiałów i móc powiedzieć im, że piszę
reportaż, bo jestem w stanie napisać na ich
temat coś interesującego, jednocześnie nie
łamiąc ich praw i prywatności. Choć myślę,
że o każdym warto jest napisać. Każdy ma
w sobie coś innego i to właśnie tę inność
warto pokazywać. A po co? Po to, żeby
ludzie, a przede wszystkim lokalni
decydenci mogli czytać dużo reportaży. Po
to, żeby władze lokalne wiedziały, co się
w ich wioskach dzieje, bo często nie mają
o tym zielonego pojęcia. Dlatego też
przesłałem mój reportaż burmistrzowi
gminy, do której należy ta wieś. Myślę, że za
sprawą opisów zewnętrznych jakie znalazły
się w reportażu, Pan burmistrz domyślił się
o jaką miejscowość chodzi.
Podsumowując. Ile czasu zajęła Ci praca
nad całym reportażem, czyli nie tylko
zbieraniem,
ale
i
opracowaniem
materiałów?
Napisanie samego reportażu jest kwestią
kilku dni. Najgorszym jest jednak to, żeby
w ogóle znaleźć temat, żeby coś
zaobserwować, zobaczyć coś, co zaciekawi
nie tylko mnie, ale i czytelnika. Nie jestem
Myślę, że najbardziej żmudną pracą jest
przepisywanie wywiadów. Odtwarzanie
rzeczywistości, którą widziałem kilka
miesięcy temu, aby ukazać ją jak najbardziej
prawdziwą, taką, jaką sam wcześniej
widziałem.
Jesteś w klasie maturalnej, niedługo
czekają Cię studia. Czy w jakimkolwiek
stopniu wiążesz swoją przyszłość
z reportażem?
Nie, reportaż traktuję bardziej jako swego
rodzaju odskocznię. Na pewno nie wiążę też
przyszłości z dziennikarstwem. Pisanie
uważam bardziej za potrzebę oddania
zdania, głosu tym, którzy nie zawsze
wypowiedzieć się mogą, tym którzy mają
wiele do powiedzenia, a wypowiedzieć się
nie zawsze mieli okazję. Jeśli chodzi
o przyszłość, moją pasją jest teatr i przede
wszystkim dążył będę do tego, aby dostać
się na studia aktorskie, do szkoły teatralnej.
Nie wiem, czy znajdę się we Wrocławiu,
Krakowie, Łodzi, czy w ogóle w Olsztynie.
Zobaczymy jak mnie tam los powiedzie, jak
mnie moja ścieżka życiowa ukierunkuje, na
którą z tych różnych ścieżek wejdę. Na
pewno jednak nie zaprzestanę działalności
reporterskiej, bo reportaż można pisać będąc
zarówno aktorem, lekarzem, prawnikiem czy
nauczycielem.
Myślę,
że
studia
dziennikarskie nie przydadzą mi się
specjalnie do tego i nie dadzą mi wskazówek
ku temu, jak pisać reportaż. Nauczą mnie
tylko jak obchodzić się z ludźmi, jak
pracować z kamerą czy po prostu, jak
pracować w gazecie. Czysto teoretyczne
informacje. Myślę, że przygoda
z reportażem się nie skończy, nadal będzie
istniała. Zwłaszcza w wolnych chwilach
będę się starał podejmować reportaże o tym,
co jest warte uwagi, co mnie interesuje. Ale
na pierwszym miejscu stawiam teatr, tego
się będę mocno trzymał.
Dziękuję za rozmowę.
Dziękuję.
■ ROZMAWIAŁA: M. CHILEWSKA