Janusz Dulian

Transkrypt

Janusz Dulian
Janusz Dulian
Gdańsk dnia 5 kwietnia 2008
Jestem absolwentem TŁ - rocznik 1962. Moje pierwsze spotkanie ze szkołą miało miejsce
wiosną 1957 r. na egzaminie wstępnym, który zdałem i zostałem przyjęty. Nasz rocznik
rozpoczynał 5 letni cykl nauki. Szkołę tą wybrałem, ponieważ chciałem zostać
marynarzem. Myślałem, że po jej ukończeniu będę miał większe szanse na stanowisko
radiooperatora na statku. Nasza klasa, a pewnie i cały rocznik, była wyjątkową zbieraniną.
Byli w niej chłopcy z internatu, i dojeżdżający spoza Gdańska i miejscowi (tych
zdecydowanie najmniej), starsi, tzw. drugoroczni, synowie bogatych marynarzy z Gdyni i
klepiący biedę. No i były w niej tylko dwie dziewczyny: Róża i Marzena. Myślę, że
wszystko to było powodem, że nasza klasa tak naprawdę nigdy się nie zintegrowała.
Nawet nie sprawiliśmy sobie tablo na koniec naszej nauki. Nie czuliśmy takiej potrzeby.
A teraz się by przydało! Pewnie też z tego powodu nikt z naszej klasy tu nie zagląda. A
szkoda. Nasza klasa mieściła się w starej części budynków, gdzie przed II wojną był
Urząd Pracy. Okna wychodziły na podwórze, ograniczone wysokim murem i skrzydłem
budynku dawnej Poczty Polskiej w Wolnym Mieście. W skrzydle tym mieścił się internat.
Z okien obserwowaliśmy sceny nakręcania filmu Wolne Miasto. W naszej klasie było 2
żołnierzy niemieckich, w pełnym umundurowaniu i z bronią. Ich zadaniem było wyglądać
przez te okna. Jeden z naszych kolegów ( nazwiska nie pamiętam) jako filmowy gazeciarz
sprzedawał gazety na Długim Targu. Na podwórzu zaś grała w piłkę filmowa córeczka
dozorców i zajeżdżał samochód pocztowy.
Wielkim świętem szkoły była przeprowadzka do nowego budynku przy Podwalu
Staromiejskim. Klasy były duże, widne i pięknie jak na owe czasy umeblowane. Wszyscy
braliśmy udział w tej przeprowadzce, przenosząc księgozbiory i różne dokumenty
piwnicznym korytarzem, który łączył te budynki. Najbardziej cieszyła nas piękna aula.
Urządzano w niej od czasu do czasu spotkania z muzyką poważną, które organizowali
nam artyści opery, czy też filharmonii. To zamiłowanie do muzyki klasycznej zostało mi
do dziś. Zresztą nie tylko do takiej. Wspomniani wyżej koledzy z Gdyni przynosili do
szkoły niedostępne na rynku płyty Paula Anki, Presleya, rockandrollowe i jazzowe z tzw.
importu marynarskiego. Pierwsze prawdziwe dżinsy i bluzy można było zobaczyć, (a
nawet dotknąć) właśnie u nich. To był wiew prawdziwego i wolnego świata. To była
egzotyka! Na studniówce, którą zorganizowaliśmy sobie w naszej klasie, mieliśmy chyba
najlepszą muzykę. Do dziś pamiętam tamtą Dianę- „oh please Diana…” Problemem w
naszej szkole był brak dziewcząt. Aby więc jakoś wyrównać ten deficyt, szkoły o profilu
żeńskim zapraszały naszą na spotkania tańcujące. Pamiętam takie spotkanie w szkole przy
obecnej ul. Legionów. W naszej auli zorganizowano nam również bal maturalny, ale
partnerki oczywiście musieliśmy załatwiać sobie we własnym zakresie. Matura nie była
jakimś dramatycznym, czy wręcz traumatycznym przeżyciem. Myślę, że głównie za
sprawą naszych nauczycieli. To dzięki nim szkoła prezentowała bardzo wysoki poziom,
była wręcz elitarna. Mogła śmiało konkurować ze sławną ogólnokształcącą nr 1. Dzięki
nim bez większych problemów ukończyłem studia na PG, a Pani Profesor Borowskiej
zawdzięczam to, że do dziś nie mam problemów z gramatyką, czy ortografią. Do dziś
pasjonuję się literaturą i historią. To Oni tak naprawdę nas wychowali i ukształtowali.
Korzystając z okazji serdecznie im za to dziękuję.

Podobne dokumenty