Opowiadanie konkursowe

Transkrypt

Opowiadanie konkursowe
1.
20 października, 1941 rok
Drogi pamiętniku,
dzisiejszy dzień zmienił całe moje życie. Był zaskakujący, przykry i ważny dla mnie i mojej rodziny. Przeżyłam
rozstanie, którego nigdy nie zapomnę. Wszystko zaczęło się rano, kiedy obudziłam się w naszym małym mieszkanku,
w miasteczku żydowskim znajdującym się w Lublinie. Zaraz po przebudzeniu pobiegłam na bosaka do obskurnej,
prowizorycznej kuchni urządzonej przez rodziców. Chwilę później do kuchni wkroczyła mama. Zaczęła się rozmowę
słowami, których nigdy nie zapomnę. Brzmiały one tak: ”W tych czasach niebezpiecznie jest być tym, kim się urodziło,
lecz zawsze pamiętaj, by być dumnym z tego kim jesteś. Mogą Cię bić i prześladować, ale nikt nie może złamać twojej
woli i zniszczyć honoru, a to jest najważniejsze.” Nagle wszystko zaczęło dziać się w zwrotnej szybkości . Tata i mama
powiedzieli mi, że nasi wrogowie nienawidzą nas i naszej kultury. Mówili też o tym, że mnie kochają i cokolwiek się
stanie zawsze będę ich małą córeczką. Ponieważ nie do końca rozumiałam okoliczności ich wyznań, siedziałam tam jak
na tureckim kazaniu i przyjmowałam ich czułości z odrobiną dystansu. Okazało się, że tracę rodziców. Najzwyczajniej
w świecie mnie oddali. Trafiłam do ochronki żydowskiej przy ulicy Grodzkiej. Chociaż tłumaczyli mi, że tylko tam
mogę być trochę bardziej bezpieczna, to jakiejś cząstce mnie wydaje się, że tak naprawdę chętnie się mnie pozbywają.
Kiedy to teraz pisze i o nich myślę, łza spływa po moim policzku. Jedynymi pamiątkami, jakie mi po nich zostały są:
naszsa wspólna fotografia zrobiona w dzień moich jedenastych urodziny, szal mamusi przesiąknięty jej perfumami i
płaszczyk uszyty przez najlepszego krawca w mieście- mojego tatę. Wiem na pewno, że do końca życia będę pamiętać
odgłos ich kroków, kiedy odchodzili ode mnie na zawsze ul. Grodzką. Budynek, w którym wylądowałam był naprawdę
okropny. Było tam tylko parę pokoi, a ponieważ mieszkało nas tam około stu zazwyczaj sypialiśmy po parę osób na
łóżku. Ubikacja była śmierdząca i obrzydliwa. W szkole uczyliśmy się suchych faktów, wygłaszanych przez
niedoświadczonych w jakimkolwiek nauczaniu ludzi. W dwóch salach stołowych każdy dostawał trochę chleba, mleka i
jakieś małe porcje innych produktów, takich jak masło czy cukier. Myślę, że będę chodzić głodna, a do zabawy zostanie
mi tylko trawę i błoto. Moi współlokatorzy to głównie sieroty i ludzie chorzy, ale spotkałam też parę kolegów, którzy
tak jak ja mają normalnych rodziców i pochodzą ze zwyczajnych żydowskich rodzin, a tutaj tylko kryją się przed
pragnącymi ich zgonu nazistami. Dziś zwiedziłam ochronkę w towarzystwie bardzo miłej dziewczyny imieniem
Lea. Przedstawiła mnie ona wszystkim mieszkańcom i pokazała nasze wspólne łóżko. Myślę, że możemy się
zaprzyjaźnić. Wydajemy się ona całkiem w porządku, ale z innymi jakoś nie mogę złapać kontaktu. Nie wiem, jak się
zachowywać, o czym rozmawiać. Prawie nikt nie ma tutaj energii, wszyscy chodzą smutni i przygnębieni. Nawet
maluszki wydają się przygaszone i pozbawione wewnętrznego ciepła małego dziecka. Chciałabym wrócić do domu,
albo chociaż tu się tak poczuć. Jednak nie wiem, czy to kiedykolwiek mi się uda. Zastanawiam się, jakby to było, gdyby
wojna wcale nie istniała. Jeżeli niektórzy ludzie byliby mądrzejsi i mniej egoistyczni, co działoby się teraz ze mną i
innymi ludźmi cierpiącymi za niewinność ? Trudno mi to sobie wyobrazić, chociaż okupacja trwa dopiero niecałe dwa
lata. Ilekroć myślę o świecie spokojnym i wolnym słyszę w tle odgłosy strzałów karabinów i wybuchów bomb. Pragnę
tylko pewności, którego bardzo mi brakuje. Chcę bezpieczeństwa.
Dobranoc dzienniczku, Miriam
Hanna Danielak

Podobne dokumenty