Samostijna pomarańcza

Transkrypt

Samostijna pomarańcza
TYTUŁ
Dziś przegląd społeczny
"NAKŁAD, RODZAJ
DATA
02 2005
CZYTELNICTWO
5 200
Miesięcznik
28 600
„Dziś" 2005 r, nr 2
Samostijna pomarańcza
MARCIN DĘBICKI
Samostijna pomarańcza
Czy zmiana wzajemnych stereotypów? • Brzemię historii • Kwestia
tożsamości kulturowej Ukrainy • Właściwości i skutki pomarańczowej
rewolucji
Ostatnie tygodnie 2004 r., za sprawą wydarzeń na Ukrainie, przyniosły Europie
poważne zmiany. Niezależnie bowiem od tego, jak kraj ten wyglądać będzie w najbliższym czasie, pewne jest, że będzie wyglądać inaczej niż dotychczas. Fakt ten jest
także brzemienny dla Polski, a szczególnie - co nas tu będzie interesować najbardziej - dla naszego społeczeństwa oraz stosunków, jakie będą je łączyć ze społeczeństwem Ukrainy.
Historia, stereotypy, przyszłość
Badania dotyczące wzajemnych stereotypów obu narodów nie pozostawiają
wątpliwości: oceniamy się nisko. Nie chodzi o to, żeby rozpatrywać w tym miejscu,
czy jest to bardziej kwestia bolesnej historii, czy obraz współcześnie wytwarzany
przez Polaków i Ukraińców, czy może obie kwestie - do pewnego stopnia - zachowują swą ważność. Najistotniejsze jest to, że między oboma narodami nie brak szowinizmu narodowego, a czasem też - pogardy. I chociaż nie są to uczucia dominujące - co więcej, w opinii większości, pojednanie między Polakami a Ukraińcami jest
możliwe1 - w dużym stopniu były one odpowiedzialne za kształt wzajemnych relacji.
Nawet jeśli nasi południowo-wschodni sąsiedzi dostrzegali w nas elementy pozytywne, budziły one raczej szacunek (cechy „dobrego pracownika") niż sympatię (cechy „dobrego człowieka")2.
Sprawa jest szczególnie skomplikowana w odniesieniu do starszego pokolenia
Polaków, któremu Ukraińcy kojarzą się jednoznacznie. W jednym z wywiadów, Kazimierz Kutz stwierdził: „do Ukraińców przylgnęło, że to są ludzie, którzy mają
w sobie genetyczną potrzebę okrucieństwa, zemsty i riezania". I choć dodawał od
razu, że „ nagle tego nie ma ", i że ludzie ci zaskoczyli nas3, to można przyjąć, że pod
1
W badaniach przeprowadzonych w 2000 r. opinię taką wyraziło 60 proc. Polaków i 70 proc.
Ukraińców. Przeciwnego zdania było 9 proc. Polaków i 6 proc. Ukraińców; zob. J. Konieczna,
„Polska-Ukraina. Wzajemny wizerunek" [w:] L. Kolarska-Bobińska (red.), „Obraz Polski i Polaków w Europie1: 1SP. Warszawa 2003, s. 304, 332.
2
Ibidem, s. 328.
3
„Inteligenci na barykady!". Wywiad z Januszem Głowackim, Gustawem Holoubkiem i Kazimierzem Kutzem. „Polityka", 4.12,2004.
26
opinią tą podpisałaby się niemała część Polaków, których z naszymi południowo-wschodnimi sąsiadami łączyło w okresie 2. wojny światowej bezpośrednie doświadczenie lub którzy posiadają na ten temat wiedzę; czy to z opowiadań rodzinnych, czy
z literatury.
Pomarańczowa rewolucja ma szansę wpłynąć na zmianę wzajemnych odczuć.
Rola Polski, jaka ujawniła się w związku z tymi wydarzeniami - zarówno na płaszczyźnie politycznej, jak i czysto społecznej -jest olbrzymia. Co więcej, świadomość tego
mają zarówno ukraińskie elity, jak i tzw. zwykli obywatele - grupa tym cenniejsza, że
najczęściej odpowiadająca za autentyczne relacje społeczne między dwoma narodami. W ostatnich latach, w czasie kadencji Aleksandra Kwaśniewskiego i Leonida
Kuczmy, stosunki polityczne, jakie wypracowali obaj prezydenci, były bardzo dobre, tyle że nie współgrały z odczuciami społecznymi. Teraz stoimy przed historyczną szansą na ich poprawę.
Mówiąc o redefinicji wzajemnych wizerunków, należy zachować umiar. Fakt, że
Polacy brali udział w protestach we Lwowie czy Kijowie, nie oznacza, że po obu stronach Dniepru otoczy się ich bezgraniczną sympatią. I odwrotnie - to, że Ukraińcy
zademonstrowali godną najwyższej pochwały postawę obywatelską (dostrzeżoną
przez naszych rodaków), prawdopodobnie nie wyeliminuje nieprzyjemności (np.
werbalnych), z którymi będą się nadal stykali na targowiskach w Przemyślu czy na
warszawskim Stadionie X-lecia. Przecież w każdym kraju, niezależnie od bieżących
wydarzeń czy oficjalnej linii politycznej władz, spotykamy się z agresjąalbo narodowymi szowinizmami. Chodzi jednak o to, że w odczuciu ogółu nie da się pominąć
tego, co oba narody zamanifestowały. Polacy, tak bardzo ceniący sobie dążenia do
wolności, nie pozostaną obojętni na wysiłek podjęty przez swych południowo-wschodnich sąsiadów, a tym bardziej na jego pokojowe oblicze; Ukraińcy zaś nie
powinni zapomnieć, że tym razem Polska była ich rzecznikiem nie tylko w sensie
politycznych deklaracji, ale w dużo głębszym - w sensie czynu, i to, jak czasem komentowano, „wychodząc przed szereg" oraz przeciwstawiając się artykułowanym
dobitnie przez Rosję własnym interesom.
Jeden z polskich dziennikarzy, obecnych na Ukrainie w czasie listopadowych
wydarzeń, zauważył: „Dziś prawdziwe pojednanie między naszymi narodami dokonuje się właśnie na wypełnionym ludzkim morzem kijowskim placu Niepodległości, gdzie między ukraińskimi żółto-sinymi sztandarami dostrzegam również
polskie flagi i słyszę głos tysięcy Ukraińców skandujących: «Polska - Ukraina na
wieki» " 4 . Co więcej, analizując treść reportaży z Kijowa, niejednokrotnie można
odnieść wrażenie, że na tamtejszym placu dokonuje się swoiste zdejmowanie piętna
z tych komponentów ukraińskiej tożsamości narodowej, które mają swe źródła
4
P. Smoleński, „Przyjaciele 7 placu Niepodległości", „Gazeta Wyborcza", 27-28.11. 2004.
27
Marcin Dębicki
Samostijna pomarańc
w dramacie polsko-ukraińskim (np. zgoła fantastyczna rozmowa polskiego dziennikarza z Ukraińcem, który, zapraszając na herbatę z termosu, deklaruje, że jest banderowcem5). Nie da się ukryć, że pomarańczowa rewolucja wyzwoliła w ludziach wiele
entuzjastycznych zachowań. Gdy sytuacja na Ukrainie całkowicie się ustabilizuje,
a emocje opadną, część z obecnych obustronnych deklaracji pozostanie być może
pusta. Jednak nawet w chwili, gdy uprzednie postawy wrócą w swe koleiny, ich ramy
nie będą już tak sztywne. Wspólnych, jakże pozytywnych, przeżyć nie da się łatwo
usunąć z pamięci.
Czy doświadczenia końca 2004 r. będą miały wpływ na to, czego w stosunkach
polsko-ukraińskich nie udało się do tej pory rozwiązać? Mowa tu przede wszystkim
0 konflikcie wokół treści napisu na płycie głównej na lwowskim Cmentarzu Orląt
Lwowskich. Dotychczas była to kwestia mocno polityczna, chociaż także miejscowa
ludność, raczej niechętna inskrypcji: „Bohatersko poległym za Polskę w latach
1919-1921", tworzyła w oparciu o ten problem swoją tożsamość. Anatolij Romaniuk,
profesor politologii Uniwersytetu Lwowskiego, a jednocześnie członek Rady Miasta Lwowa z ramienia opozycyjnej, projuszczenkowskiej partii Reforma i Porządek,
stwierdza, że gdy wraz z innymi radnymi próbował „przeforsować uchwalę pozwalającą na umieszczenie kontrowersyjnego dla Ukraińców napisu na Cmentarzu
Orląt, na sesję przyszła skrajna prawica. «Polacy nas nienawidzą» - krzyczeli
1 nas - zwolenników kompromisu - zakrzyczeli. Teraz nikt by im nie uwierzył "(\
I znów można posłużyć się tą samą pointą: nawet jeśli wypowiedź radnego cechuje
nadmierny optymizm, uskrzydlony polsko-ukraińską solidarnością ze Lwowa czy
Kijowa, to jednak cenna jest nadzieja, że w przyszłości trudne rozmowy, dotyczące
wzajemnych sporów, być może prowadzone będą przy bardziej zrównoważonych
nastrojach i odczuciach. A to - w obliczu tak przepełnionego przecież emocjami problemu - powinno być, na początek, wartością samą w sobie.
Powyższe uwagi w dużej mierze dotyczyły zachodniej części Ukrainy. A co ze
wschodnią częścią narodu? Wprawdzie dotychczas charakteryzowała się ona
w odniesieniu do Polski i Polaków stanowiskiem bardziej umiarkowanym niż mieszkańcy zachodnich obwodów, jednak obecnie, będąc - tak jak Rosjanie - pod wpływem prokremlowskich środków przekazu, karmiona jest informacjami tendencyjnymi i nierzadko kłamliwymi. W jednym z programów, komentator największego kanału
telewizji rosyjskiej „zapewniał 140 milionów telewidzów, że zamieszaniu na Ukrainie są winni nawet nie Polacy, ale Lachy (czyli grubiańsko «Polaki»). Bo Lachy
chcą coś znaczyć w Europie, dlatego - mówił ( . . . ) - muszą odbudować swe impe-
rium, które cztery wieki temu obejmowało także Ukrainę"1. Stwierdzenia tego
typu, nie dość, że nastawiają negatywnie do państwa i narodu polskiego tych,
którym tego typu myślenie było dotąd obce, to także przypominają obywatelom zachodniej Ukrainy -jeśli rewelacje te do nich docierają - o tym, co z miejsca wywoływać w nich może odruch buntu. W konsekwencji, nawet jeśli niektóre kręgi obdarzają Polaków zaufaniem i wdzięcznością, warstwom tym, niejako enpassant, przypomina
się o bolesnej przeszłości, osłabiając tym samym pozytywne oddziaływanie obecnej
polsko-ukraińskiej solidarności. A odczucia takie nie mogą dziwić, skoro łatwo potrafimy sobie wyobrazić analogiczną sytuację, w której głównymi aktorami byliby
Polacy i Niemcy, a manifestacyjnym epicentrum byłyby np. Wrocław, Szczecin czy
Gdańsk.
Wysuwając podobne oskarżenia, także części społeczeństwa rosyjskiego zaszczepia się negatywny stereotyp Polski - kraju o chorych ambicjach neoimperialnych. Nie trzeba dodawać, jakie może budzić to reakcje wśród narodu, który sam nic
może się pogodzić z utratą tego właśnie atrybutu. Stąd już tylko krok do postawienia
wyrazistej tezy, że obecne ochłodzenie stosunków polsko-rosyjskich jest wynikiem
walki tych państw o orientację Ukrainy. Jakie skojarzenia może to wywołać w tamtejszym społeczeństwie? Czy, na przykład, te, związane z uniąperejasławskąz 1654 r.
(czyżby 350. rocznica miała być symboliczną?), w wyniku której nastąpił haniebny
- w odczuciu mieszkańców Galicji Wschodniej - podział tego kraju między Polskę
i Rosję? Należy żywić nadzieję, że nasi południowo-wschodni sąsiedzi zdają sobie
sprawę z uwarunkowań płynącego z Warszawy i Moskwy zainteresowania ich kwestią. My - zauważa Sławomir Popowski - traktujemy Ukrainę „jako suwerenne państwo, podczas gdy dla znaczącej części Rosjan - żeby nie powiedzieć większości
- to twór tymczasowy, który mógł się oddzielić tylko w wyniku rozpadu ZSRR (...).
Twór, który wcześniej czy później będzie musiał wrócić na łono Matuszki Rossii
8
-jedynego spadkobiercy dawnej Rusi " ; twór, którego utrata - mówiąc inaczej - to
tylko kwestia przypadku. W konsekwencji, realniejsze kształty przybrałby projekt
odbudowy dawnego imperium.
Historia a identyfikacja narodowa (nie tylko) na Ukrainie
W tym miejscu dotykamy problemu dużo szerszego: ukraińskiej identyfikacji
narodowej. Wybitna polska socjolog, Antonina Kłoskowska, pisząc o narodowej
walencji kulturowej, czyli - w dużym uproszczeniu - o przyswojonej i uznanej za
własną, kulturze i identyfikacji narodowej, stwierdza, że pociąga ona za sobą poczucie wspólnej własności (również w sensie kultury narodowej), która może być nie-
5
W. Szabłowski, „Trzydzieści lat i kilka dni", „Tygodnik Powszechny", 12 grudnia 2004.
„Jedna Ukraina", „Gazeta Wyborcza", 27-28 listopada 2004, wywiad z Anatolijem Romaniukiem.
6
28
7
8
W. Radziwinowicz, „To porażka Kremla", „Gazeta Wyborcza", 4-5.12.2004.
S. Popowski, „Ta niedobra Warszawa", „Rzeczpospolita", 30.11.2004.
29
Marcin Dębicki
kiedy źródłem wstydu i odczuwanej winy z powodu odpowiedzialności za przeszłość9. Takie podejście stawia przed nami kilka ważnych pytań. Jak z problemem
tym radzą sobie Ukraińcy? Czy są gotowi do zmierzenia się ze swoją historią oraz
pełnego zaakceptowania jej ciemnych kart? Czy są zdolni przyznać się do niektórych błędów przed tymi, których błędy te dotyczyły? Czy na dłuższą metę możliwa
jest budowa własnej identyfikacji narodowej w oparciu o niechęć do innych narodów? Jaka przyszłość czeka naród, który na płaszczyźnie społecznej nie potrafi ułożyć sobie stosunków ze swymi dwoma największymi i najważniejszymi sąsiadami?
Wydaje się, że tak naprawdę, u podstaw pozytywnego współżycia polsko-ukraińskiego leżą odpowiedzi na te pytania. Niewątpliwie jednak okoliczności pomarańczowej rewolucji przybliżają moment ogólnonarodowej debaty.
Gwoli prawdy należy dodać, że proces rozliczenia się z tą częścią własnej historii,
która dotyczy innych państw, wbrew pozorom nie zakończył się nawet w odniesieniu do niektórych krajów Zachodu. Czy są one gotowe uznać, że w latach 1938-1939
opuściły swych sojuszników (Czechosłowację, Polskę), wobec których miały polityczne zobowiązania; że zachowały się biernie wobec powstania warszawskiego; że
przystały na podział Europy na obóz kapitalistyczny (proamerykański) i proradziecki (pamiętając jednocześnie, że wszystko to w imię tzw. „niedrażnienia")? Co więcej,
czy o wydarzeniach tych można publicznie mówić bez osłabiających ich znaczenie
eufemizmów? Problem tkwi jednak w tym, że zgodę na powyższe fakty udaremnia nie
tylko brak dojrzałości do uznania własnych zaniedbań, ale także różnorodność opinii przefiltrowanych przez własny interes narodowy oraz interpretację poszczególnych wydarzeń czy przypisywanych im znaczeń.
Być może zresztą, ostateczny (i pożądany) zapis przeszłości, czyli prawda
(w obawie przed błędem tautologii, choć niechętnie, rezygnuję z przymiotnika: obiektywna), a nie „wersja satysfakcjonująca wszystkich zainteresowanych", ujawni się
tak naprawdę dopiero za kilkadziesiąt (a może i więcej) lat. Moment ten zależy od
tego, kiedy możliwe będzie całkowite odcięcie się od politycznej poprawności i tendencji do „niedrażnienia". Litewski poeta i krytyk literacki, Tomas Venclova, wspomina słowa „pewnego mądrego człowieka", który zauważył, że nauka historii składa
się z dwóch części: mediewistyki i publicystyki. Istotą tego stwierdzenia była myśl,
że tylko w odniesieniu do dziejów najdawniejszych możliwy jest rzetelny dialog
w oparciu o fakty. Dalej górują emocje, demagogiczne spory i racje narodowe,
w większym stopniu charakterystyczne dla debat publicznych10. Wydaje się, że
9
A. Ktoskowska, „National Identification and the Transgression of National Boundaries: the
Steps towards Univcrsalization", „Dialogue and Humanism", 1993 nr 4, s. 10-11.
10
T. Venclova, „Litwo, ojczyzno nasza" [w:] R. Trąba (red.), „Tematy polsko-litewskie". Wspólnota Kulturowa Borussia. Olsztyn 1999, s. 145.
30
w tej kwestii Ukraina nie jest przypadkiem odosobnionym, choć niewątpliwe - bardziej wyrazistym.
Charakter narodowy Polaków
W kwestii polskiego charakteru narodowego, Aleksander Kamiński zauważał:
„ W naszym bezgranicznym umiłowaniu wolności tkwi tyle zarodków anarchii, że
nawet przy najlepszym ustroju państwowym będziemy zawsze niełatwym do rządzenia społeczeństwem ". W odniesieniu zaś do 19.-wiecznych realiów, Roman Dmowski
pisał, że w żadnym kraju tak, jak u nas, młodzież nie rządzi społeczeństwem. I dodawał:
,,Bez przesady przecie można powiedzieć, że lwią część naszej historii w XIX stuleciu zrobiła młodzież " " . Pod wpływem wydarzeń na Ukrainie możemy odnieść się
i do tej kwestii, a szczególnie do tak istotnego jej elementu jak pragnienie wolności.
Przypomnieliśmy więc sobie o naszych analogicznych zmaganiach w okresie „Solidarności"; odżyło stare hasło „Za wolność naszą i waszą". Co ciekawe, duch ów
w społeczeństwie polskim nie słabnie, wręcz przeciwnie - odradza się w kolejnych
pokoleniach. To właśnie młodzież, pozbawiona balastu przeszłości, może pełniej manifestować swoje przywiązanie do pewnych wartości. Ci sami młodzi ludzie, do zachowania których mamy na co dzień tak wiele zastrzeżeń (a postępowanie to nierzadko
przecież ma swe źródła właśnie w polskiej specyfice narodowej), swoją postawą- tą
powszednią w Polsce, i tą odświętną na placu w Kijowie - reprodukują pewne, typowo polskie wzory.
Idąc dalej, można zaryzykować następujące twierdzenie: młodzież jest gotowa
„walczyć" o pewne prawa, czemu sprzyja brak wiedzy o elementach polsko-ukraińskiej przeszłości. Problem ten jest zresztą dużo szerszy, o czym świadczą wyniki sondaży przeprowadzanych na temat - i przy okazji - rocznic doniosłych wydarzeń
z naszej historii. Zrealizowane przez CBOS w lipcu 2003 r. badania wykazały, że
w kwestii zbrodni wołyńskiej z 1943 r. prawie dwie trzecie Polaków poniżej 35. roku
życia nie potrafiło wykazać się wiedzą najbardziej elementarną: co do ofiar i sprawców. Jednocześnie, jak czytamy w raporcie z powyższych badań, to właśnie młodzi,
wykształceni (dodajmy od siebie, iż - przypuszczalnie jednak - wykształceni w innych obszarach) respondenci (63 proc.) są przekonani, że możliwe jest rychłe pojed12
nanie polsko-ukraińskie; podobne wyniki odnotowywane są zresztą od kilku lat .
Czyżby więc istotnym warunkiem gotowości do pojednania była niedostateczna wiedza o historii własnego narodu? Jeśli tak, to przyznać wypada, że cena ta jest dość
wysoka. Świadomość wspólnej, a tym bardziej bolesnej, przeszłości stanowi bowiem
istotny komponent (typu) tożsamości narodowej.
" Oba cytaty za: B. Lcwandowski, „Pejzaż etniczny Europy". Muza. Warszawa 2004, s. 326, 331.
„Rocznica zbrodni na Wołyniu - pamięć i pojednanie", Komunikat CBOS, lipiec 2003, nr 117.
12
31
Marcin Dębicki
Samostijna pomarańcza
Gdzie leży Ukraina?
Przy okazji ukraińskiej rewolucji, warto zatrzymać się także przy powracającym
w tym kontekście pytaniu o granice i tożsamość Europy Środkowej - tworu pośredniego między europejskim Wschodem i Zachodem. Takie właśnie rozumienie pozycji Europy Środkowej oznacza, że jej wschodnia granica byłaby jednocześnie
zachodnią granicą Orientu. Według amerykańskiego politologa Samuela P. Huntingtona, przebiega ona m.in. przez zachodnią Białoruś i dalej,,przecina Ukrainę dzieląc ją na unicki zachód i prawosławny wschód"n. Z tym cywilizacyjnym podziałem nie zgadza się brytyjski historyk i publicysta, Timothy Garton Ash, który uważa,
że wschodnia granica Zachodu biegnie wzdłuż Bugu i Użu, a zatem nie obejmuje
Ukrainy. Uzasadniając takądelimitację, autor ten wskazuje np. na infrastrukturalne
(rodzaj nawierzchni jezdnej) i społeczne (ukraińscy mężczyźni, których wygląd kojarzy się z typem „postkomunistycznego mafioso"), różnice między rzeczywistością
dwóch granicznych miejscowości: słowackiego Vyśne Nemecke i ukraińskiego Uźhorodu. 1 chociaż Ash zaraz dodaje, że jego luźna, anegdotyczna relacja mogłaby być
wsparta odpowiednimi danymi statystycznymi14, należy w tym miejscu zapytać, czy
przynależność do tego bądź innego kręgu kulturowego może opierać się na realiach,
których geneza tkwi w okresie komunistycznym, a mniejsze znaczenie przypisać tym,
ukształtowanym w odleglejszej przeszłości? Przecież - posługując się taką retoryką
- gdy spojrzeć na stan dróg w Polsce, np. w porównaniu ze Słowacją, należałoby
zastanowić się także nad naszym miejscem w Europie. Wydaje się, że również kwestia społecznej odporności czy przyzwyczajenia do przemocy lub bezprawia, analizowane w obrębie takiego właśnie trójkąta (Polska-Słowacja-Ukraina), nie jest jednoznacznym wskaźnikiem cywilizacyjnej przynależności danego narodu.
Jednocześnie, fakt, że ludność obwodów zachodnich i centralnych cechuje inny
typ mentalności niż zamieszkującą Ukrainę lewobrzeżną, nie jest bynajmniej objawieniem wydarzeń z końca 2004 roku. Od dawna wskazywano na różnice kulturowe
(język ukraiński a rosyjski), religijne (grekokatolicyzm a prawosławie), polityczne
(orientacja na Zachód a orientacja na Rosję; stosunek do zmian politycznych po
odzyskaniu niepodległości), historyczne (dziedzictwo Galicji, państwo carskie,
a także ogólnie - stosunek do poszczególnych wydarzeń historycznych) czy społeczne (etniczny bądź polityczny typ tożsamości ukraińskiej; oczekiwania wobec
rządu i wobec samego siebie) czy różnice w strukturze narodowościowej (przewaga
Rosjan bądź Ukraińców) między regionami zachodnimi a wschodnimil5. Natomiast
nową okolicznością wydaje się stosunek do kryminalnej przeszłości Wiktora Janukowycza. W jednej z korespondencji prasowej ze wschodu kraju czytamy: „ - 1 co
z tego, że siedział - wścieka się na mnie starsza kobieta (...). - Lenin też siedział.
I Stalin siedział. My, naród sowiecki, my siedzieć przywykliśmy. U nas co drugi
miał w życiu «chodkę». 1 nic, żyjemy "u\ Jest to zatem ta sama okoliczność, która
w zachodnich obwodach podawana jest jako jeden z najważniejszych zarzutów pod
adresem wspomnianego kandydata. Tu już nie chodzi o niedoinformowanie, odmienne preferencje polityczne czy właściwądla kraju drogę, lecz o całkowicie różne typy
mentalności i systemy wartości.
Równie interesujących rezultatów dostarcza analiza kryteriów zastosowanych
przez czeskiego historyka, profesora Jaroslava Valentę, dla wyodrębnienia elementów składających się na środkowoeuropejską tożsamość. W jednym ze swych artykułów wskazuje m.in. na: wielowiekowe zbiorowe doświadczenie narodów żyjących
w wielokulturowym organizmie; wielowiekową, aż do 1918 r. (choć w poszczególnych przypadkach - różnej długości trwania), etniczną i kulturową dominację ze strony obcych, czego skutkiem było ponoszenie ofiar w celu podtrzymania tożsamości
narodowo-kulturowej; historyczne doświadczenie bycia obiektem rywalizacji między Niemcami a Rosją; po 1945 r. niezależna od woli zainteresowanych narodów
decyzja o ich wcieleniu do obozu radzieckiego, zaś w latach 90. dwudziestego wieku
podejmowanie wysiłków w celu stworzenia nowej rzeczywistości'7. Nie przytaczam
tu wszystkich czynników zaproponowanych przez Valentę. Niektóre z nich niewątpliwie mogłyby świadczyć przeciwko wnioskowi o ponowne rozpatrzenie pozycji,
jaką w Europie zajmuje obecnie Ukraina, tak jak nie wszystkie z wymienionych powyżej cech idealnie pasują do tamtejszej rzeczywistości. Jednak nie można przejść
do porządku nad tymi wybranymi, które w niemałym stopniu świadczą o (zachodnio)ukraińskiej specyfice. Tym samym, oba dylematy przyczyniają się do podkreślenia nieostrości definicyjnej omawianej kategorii.
Być może ta część Europy, która nazywana bywa środkowo-wschodnią, jest
bardziej skomplikowana, niż wskazywałaby na to perspektywa krajów - powiedzmy
- „starej Europy", dla których Zachód kończy się wraz z Unią Europejską. W sensie
15
Por. wyniki badań empirycznych z połowy lat 90. ubiegłego stulecia, przeprowadzonych we
Lwowie i Doniecku, przedstawione w: J. Hrycak, „Po obu stronach Zbrucza? Regionalizm i tożsamość narodowa na Ukrainie po upadku Związku Sowieckiego" |w:] R. Trąba (red), „Tematy
polsko-ukraińskie". Wspólnota Kulturowa Borussia. Olsztyn 2001, s. 132-139; tak/e W. Pawliw,
„Autonomia dla Galicji", „Polityka", 15 06.2002.
16
13
14
S. P. Huntington, „Zderzenie cywilizacji". Muza. Warszawa 2000, s. 232.
T. G. Ash, „Kanonierki i kanony", „Gazeta Wyborcza", 21-22.08.1999.
32
W. Radziwinowicz, „Donbas przeciw Juszczence", „Gazeta Wyborcza", 19.11.2004.
J. Valenta, „Does Central European Identity Have a Future?", „Dialogue and Universalism",
2000 nr 12, s. 96-97.
17
33
Samostijna pomarańcza
Marcin Dębicki
politycznym, w maju 2004 r. powiększył się on o dziesięć państw. W sensie społecznym - zapewne będzie musiało upłynąć jeszcze przynajmniej kilka lat, zanim Anglicy
czy Włosi powszechnie identyfikować się będą nie tylko z Francuzami czy Niemcami, ale także ze Słowakami bądź Łotyszami. A Ukraina? Według tego paradygmatu,
jest skazana na przynależność do Wschodu, czyli - Rosji. W tym miejscu wskażmy
więc także na zawarte w polskiej prasie zdumiewające opinie niektórych dziennikarzy zachodnioeuropejskich18. Opierająsię one nie tylko na wspomnianym już determinizmie względem krajów Europy Wschodniej (w tym Ukrainy), ale także na tendencyjności i wybiórczości, które ujawniają się w stworzonych przez nich opisach
pomarańczowej rewolucji.
Można jednak przypuszczać, że tego typu doniesienia stanowią mniejszość wśród
zachodnioeuropejskich relacji. Te zaś prawdziwe być może spowodują, że część tamtejszych środowisk opiniotwórczych kolejny raz podejmie wątek tożsamości nowych sąsiadów UE na wschodzie. Taka perspektywa, choć pozornie bardziej obiektywna niż skrajny determinizm kulturowy (nazywany przez T. G. Asha „ wulgarnym
huntingtonizmem "), grozi z kolei popadnięciem w równie niebezpieczny polityczny
woluntaryzm.,, Bowiem z punktu widzenia Zachodu poszczególne kraje należą bądź
nie należą do Europy Środkowej zależnie od aktualnie prowadzonej polityki"^.
Oznacza to tyle, że w wyniku zaakceptowania i przestrzegania norm, którym hołdują,
państwa Europy Zachodniej (przynajmniej deklaratywnie) można dołączyć do tego
elitarnego klubu.
W kwestii zasięgu Europy Środkowej pojawiło się dotąd wiele głosów (co samo
w sobie oznacza, że jest daleka od jednoznaczności).Wskażę na jeszcze jeden. Przed
30 laty, na łamach paryskiej „Kultury" Juliusz Mieroszewski (nie koncentrując się na
kwestii Europy Środkowej jako takiej) przedstawiał swój punkt widzenia na typ relacji w obrębie trójkąta Polska -Rosja-obszar ULB (Ukraina, Litwa i Białoruś). Dostrzegał on, że sytuacja w owych - wówczas - republikach radzieckich, ale także w czasach wcześniejszych, determinuje stosunki polsko-radzieckie, co wynikało z faktu,
że był to teren wzajemnej rywalizacji20. Jej skutkiem było zaś to, iż zarówno Polska,
jak i Rosja zdołały w przeszłości odcisnąć na nich widoczne do dziś piętno. I nawet
jeśli w odniesieniu do Ukrainy któraś z tych dwóch kultur jest obecnie wyraźniejsza,
nie oznacza to jeszcze, że to ona dominuje. Wpływu tego nic można bagatelizować.
Zarówno tożsamość, jak i delimitacja Europy Środkowej, sąprocesami formułowanymi w perspektywie długoterminowej. Istnieją jednak także głosy, które każą
zasięg owego fenomenu uznać za redefiniowalny przy okazji każdego, co bardziej
18
Por. M. Bosacki, „Piękna rewolucja - sowictologom i ich następcom", „Gazeta Wyborcza",
4-5.12.2004.
" T. G. Ash, op. cit.
20
J. Mieroszewski, „Rosyjski wkompleks polski» i obszar ULB", „Kultura", 1974 nr 9, s. 7.
34
znaczącego zdarzenia (a to samo w sobie mogłoby stanowić jeden z elementów składowych tegoż konceptu). Z racji tych zaś wynika, że społeczno-polityczne przeobrażenia na Ukrainie pod koniec 2004 r. niekoniecznie uprawniają do pochopnego
korygowania „granic" Europy Środkowej, choć z pewnością powinny stanowić
ważny głos w dyskusji na ten temat. Wpisując powyższe rozważania w dylemat prymatu jednego typu determinizmu nad drugim (kulturowego i politycznego), warto
zastanowić się, który z nich jest pierwotny. Można stwierdzić, że pewne cechy społeczeństwa spod znaku Tryzuba (bunt, żądza demokracji; uległość, postradziecki
system wartości) wypływają z tamtejszej złożonej mentalności (potwierdzając jednocześnie tezę o pęknięciu w obrębie narodu); to zaś, z kolei, daje asumpt do decyzji
politycznych.
Dodam, że dużo bardziej intelektualnie owocny wydaje się dylemat: jakie inne
czynniki mogą odgrywać istotną rolę przy określaniu pozycji Ukrainy? Czy „w miarę
trwałe" określenie granic Europy Środkowej jest w ogóle możliwe? Kwestie te pozostawiamy jednak otwarte.
Refleksje końcowe
Już na podstawie wybiórczej analizy artykułów prasowych, które w listopadzie
i grudniu 2004 r. ukazały się w polskich dziennikach i tygodnikach, stwierdzić można,
że dyskurs publiczny wzbogacił się o nowy termin - „pomarańczowa rewolucja". Co
ciekawe, już po kilku dniach zaczął pojawiać się bez cudzysłowu, co oznacza, iż przestał być terminem specyficznym. Wydaje się, że określenie to powinno wejść (i już
weszło) do języka na stałe, nie tylko dlatego, że ułatwia komunikację. Równie ważne
- a może i ważniejsze -jest to, że pod pojęciem tym kryje się ogół tak odpowiedzialnych społecznie i politycznie odważnych gestów oraz zachowań protestujących
Ukraińców. Zauważmy bowiem, że za ich sprawą byliśmy świadkami nie tylko wypracowania nowego oblicza społeczeństwa, ale także tak nietypowych w podobnych, rewolucyjnych sytuacjach, postaw otwartych i tolerancyjnych, zatem tego
wszystkiego, co w ogromnych bólach rodzi się w (nie tylko) tej części Europy. Sympatycy opozycji zupełnie nie zgadzali się z poglądami zwolenników Janukowycza,
a mimo to okazali poszanowanie dla cudzych poglądów. Społeczeństwo ukraińskie
przeszło tym samym kurs przyspieszonej - ale jakże samoistnej! - tolerancji. Takie
zachowanie w pewnej części było rezultatem apeli politycznego idola opozycji, Wiktora Juszczenki. Jednak w obliczu bezsilności (szczególnie w pierwszym tygodniu
demonstracji) oraz świadomości przewagi obozu władzy, nawoływania te mogły
pozostać bez echa, zaś przyjazne odruchy wobec demonstrantów ze wschodniej
Ukrainy (nawiązywanie przyjaznych rozmów, częstowanie herbatą czy niejednoznacznymi w swej wymowie pomarańczami), ostatecznie potwierdzały otwartość
35
Marcin Dębicki
i życzliwość wobec postaw politycznie odmiennych. I w tym tkwi prawdziwa siła
ukryta w nazwie pomarańczowa rewolucja.
Jak długą drogę podczas owych siedemnastu rewolucyjnych dni (choć ich źródła niewątpliwie tkwią głębiej) przeszło ukraińskie społeczeństwo, pozwalają nam
pełniej zrozumieć fakty przytoczone przez Romana Podebskiego. Przed pierwszą turą
tamtejszych wyborów, powoływał się on na ukraińskich socjologów, którzy mówili,
że „od paru miesięcy widoczne jest zjawisko ukrywania przez respondentów swoich preferencji w obawie przed represjami", co jest przecież wyraźnym przejawem
(próby) zamachu na wolność słowa. Jak zestawić to z „sondażową demokracją" Europy Zachodniej, nawet przy wszystkich jej niedociągnięciach? Tego typu sygnały
powodować muszą wrażenie, że obecnie jest to inny świat. Zastanawiając się nad
zaangażowaniem Władimira Putina w ukraińską „kampanię" prezydencką, co w obozie Kuczmy wzmacniało rojenia o „wariancie siłowym", wspomniany wyżej autor swoim komentarzem zdawał się przesądzać o osobie przyszłej głowy państwa: „ Wszak
rosyjski prezydent nie po to wszedł w ukraińskie wybory, by je przegrać... " 2 I . Takie
realia jeszcze kilkanaście tygodni przed wyborami panowały u naszych południowo-wschodnich sąsiadów - i to należy sobie bardzo mocno uświadomić, żeby uchwycić niezwykłość społecznego buntu.
Powyższe uwagi sformułowane zostały właśnie niejako „na marginesie" wydarzeń za naszą południowo-wschodnią granicą. Osłabia to nieco doniosłość owych
refleksji, co jest zabiegiem celowym, wynikającym ze świadomości, że rzeczywiste
znaczenie pomarańczowej rewolucji przyniesie skutki dużo bardziej dalekosiężne niż
te, które zaprezentowałem.
Marcin Dębicki, doktorant socjologii w Uniwersytecie Wrocławskim.
R. Podebski, „Ukraiński front Putina", „Gazeta Wyborcza", 9-10.10.2004.
36