Razem czy obok siebie? Literacki obraz lwowskiego współistnienia

Transkrypt

Razem czy obok siebie? Literacki obraz lwowskiego współistnienia
Razem czy obok siebie? Literacki obraz lwowskiego współistnienia
Polaków, Ukraińców i Żydów
Katarzyna Kotyńska
Instytut Slawistyki PAN, Warszawa
Kiedy pada pytanie o narodowości zamieszkujące Lwów i ich wzajemne stosunki,
niemal natychmiast na myśl przychodzą liczne opowieści o szczęśliwym życiu w
wielokulturowym mieście, zwłaszcza w odniesieniu do okresu międzywojennego. Jest to
– w ogólnym zarysie - motyw znany zarówno z odbioru polskiego, jak i ukraińskiego.
Stereotyp wielokulturowej idylli ma wiele zalet, bo pozwala wygodnie ominąć
trudne pytania wspólnej historii Polaków, Ukraińców, Żydów i innych. W dodatku na
pozór pasuje do obowiązującego w cywilizowanych kontaktach dyskursu poprawności
politycznej i może posłużyć za dobrą bazę budowania popularności miasta wśród
turystów i odbiorców „pamiątek kulturalnych” z całego świata.
Jeśli jednak przyjrzeć się bliżej, wyraźnie widać, że zarówno dla Ukraińców, jak i
dla Polaków – o których będę dziś mówić - Lwów jest przede wszystkim, i to
bezapelacyjnie, „nasz”. Wielokulturowość może pojawić się dopiero na tle wyznaczonej
przynależności narodowej miasta. Taki ton przetrwał do dziś w polskich środowiskach
skoncentrowanych na „obronie pamięci o kresach”. Oto robny, typowy przykład:
Wielokulturowość Lwowa rusko-żydowsko-ormiańska, a także w mikroskali
niemiecko-czeska, mieściła się w obszarze kultury polskiego miasta. Dzisiejszy
Lwów nie może być tylko ukraiński, bo zmieni się w śmieszne prowincjonalne
miasto z pretensjami do europejskości.1
Okresem formacyjnym dla większości autorów takich opinii było międzywojnie jako
czasy dzieciństwa i młodości lub jako źródło lektur dziecięcych i młodzieżowych oraz
przekazu rodzinnego. Ówczesny język operował archaicznym w dzisiejszym pojmowaniu
wartościowaniem Innego jako „obcego”, „dzikiego”, „gorszego”, co widać z
niezliczonych ówczesnych powieści podróżniczych i patriotycznych. Patriotyzm zaś w
tamtym rozumieniu nie pozostawiał miejsca na wahania i kompromisy: sprowadzał się do
obrazu „albo my, albo oni” i nie miał nic wspólnego ze współcześnie promowaną wersją
„i my, i oni”.
Taką właśnie prostą wizję świata odnajdujemy w powieściach dla młodzieży Józefa
Bezłudy Akademia Jóźka i Jóźko żołnierzem polskim2, których bohaterem jest chłopak z
biednej łyczakowskiej rodziny. Są to typowe dla tego okresu powieści przygodowe z
wątkiem patriotycznym, swego czasu cieszące się sporą popularnością.
Antysemityzm jest tu wszechobecny, poczynając od poziomu języka („Wszy
1
D. Nespiak, Kraków i Lwów w cywilizacji europejskiej a ukraińskie szukanie tożsamości,
„Cracovia Leopolis” 2004 nr 4, s. 37.
2
Józef Bezłuda (Ferdynand Neumeuer), Akademia Jóźka, Toruń-Warszawa-Lwów 1932;
idem, Jóźko żołnierzem polskim, Grudziądz 1934.
mnożą się jak synowie Dawida”, „cieszy się jak żyd parchami”). Wydaje się być wpisany
we właściwy dla przedstawionej w powieści warstwy społecznej wzorzec postrzegania
świata, i w zasadzie bezrefleksyjny, niezwiązany – w wypowiedziach bohaterów - z
ideologią i polityką. Jednak warto zwrócić uwagę, że używanie obraźliwych przysłów
czy porównań nie jest równoznaczne z wrogością wobec kamienicznych sąsiadów, co
więcej, mały Józiek uważa ich za pożytecznych: można na przykład zarobić u nich grosz
w szabas, rozpalając ogień. A psikusy płatane im przez miejscowych urwisów, choć
dokuczliwe, nie są gorsze, niż te przeznaczone dla pozostałych sąsiadów – tylko inne,
związane na przykład z żydowskimi świętami.
Akcja powieści Jóźko żołnierzem polskim dzieje się, jak nietrudno zgadnąć, jesienią
roku 1918. Wielonarodowość miasta zostaje zauważona, ale przynależność Lwowa nie
pozostawia wątpliwości: jest to miasto polskie. Ogólnym tłem jest czarno-biały,
jednoznaczny podział na dobrych Polaków i złych Ukraińców. Kiedy kradną „nasi”,
zawsze mają jakieś usprawiedliwienie. Gdy kradną Ukraińcy – to zazwyczaj brutalnie,
złośliwie, odbierają kęs chleba biedakom, kradną ze złej natury. Kiedy Polak przechodzi
na stronę Ukraińców albo ktoś okazuje się być Ukraińcem, a nie, jak wcześniej sądzono,
Rosjaninem (czyli całkowicie obcym, któremu tę obcość można wybaczyć), to jest to
skandal i zdrada. Jeśli żołnierz armii ukraińskiej przechodzi na stronę polską, to jest to
wyraz sprawiedliwości dziejowej.
Co ciekawe, w pierwszej części cyklu - w Akademii Jóźka, gdzie akcja dzieje się
jeszcze we Lwowie pod panowaniem austriackim, stosunek do Ukraińców nie jest ani tak
jednoznaczny, ani tak radykalny. Polaków i Ukraińców łączą tam pewne podobne
tradycje, a różnice kalendarza świąt bywają korzystne dla obu stron.
Książki Bezłudy, mimo ich międzywojennej popularności, w zasadzie nie są znane
dzisiejszym czytelnikom. Są jednak w literaturze dla dzieci i młodzieży dwie pozycje
niezmiennie wydawane w kolejnych nakładach: Uśmiech Lwowa (1934) Kornela
Makuszyńskiego oraz Dzieci Lwowa Heleny Zakrzewskiej (1919)3. I właśnie ta
popularność wydaje mi się warta dalszej refleksji.
U Makuszyńskiego mamy do czynienia z idealizacją jednoznaczną, świadomą i
konsekwentną, przechodzącą wręcz miejscami w przesłodzony kicz. Makuszyński
proponuje nawet niejasny zarys patriotyzmu lokalnego – lwowskiego – wartościowanego
wyżej, niż narodowy, bo dobry, piękny, wspaniałomyślny i radosny Lwów jest gotów
przygarnąć każdego, kto będzie żywił dlań synowskie uczucia. Jednak ogólna wymowa,
zaakcentowana w finałowej scenie, w której „dobry pan” przyrzeka opiekę osieroconemu
chłopcu na Cmentarzu Orląt, nad grobem utraconego w walkach 1918 roku syna, jest
3
K. Makuszyński, Uśmiech Lwowa, Kraków, Oficyna Cracovia, 1989; kolejne wydanie ukazało
się w 2004 r. nakładem radomskich Polskich Wydawnictw Encyklopedycznych. H. Zakrzewska, Dzieci
Lwowa, Warszawa, ABC 1985; Gdańsk, Graf 1990, Radom, cytowane tu wyd.: Polskie Wydawnictwa
Encyklopedyczne, 2004; wydanie braillem z 1991 r.
jednoznaczna: „nasze” przyjazne miasto zaznało udręki w wyniku działań wrogich
„innych”.
Znacznie bardziej radykalnie i jednoznacznie dzieli świat swoich bohaterów Helena
Zakrzewska, opowiadając historię bohaterskiego obrońcy miasta, trzynastolatka Adasia i
podziałów ideologicznych i tożsamościowych w obrębie jednej rodziny: syn Julek ucieka
w szeregi armii ukraińskiej, córka Hela postanawia zmyć „plamę z honoru rodu” i w
chłopięcym przebraniu dołącza do oddziałów polskich.
Hela i Adaś to prawdziwe „lwowskie dzieci”, pobożne, mądre, odważne i ogólnie bez
skazy. Julek natomiast oraz jego przyjaciel Iwańczuk otrzymują role powieściowych
czarnych charakterów i stanowią uosobienie wszelkiego zła. Dopiero śmiertelna rana
Heli staje się przyczyną przemiany wewnętrznej Julka i jego „powrotu do polskości”:
chłopak wraca do domu, kaja się przed siostrą i wydaje na śmierć swojego
wcześniejszego druha Iwańczuka.
Wartościowania są tu czarno-białe, brak jakichkolwiek wątpliwości czy półtonów.
Polacy to rycerze u kresowych stanic, broniący cywilizowanego świata przed hordami
barbarzyńców. Ukraińcy to okrutni rezuni, hajdamacy, krwiopijcy zadający cierpienie i
śmierć dla zabawy.
Mimo wszystko, w większości znanych mi „lwowskich” powieści można dostrzec
fundamentalną różnicę w opisie Żydów i Ukraińców. I jedni, i drudzy, są „obcy”, „inni”,
ale Żydzi najczęściej są traktowani na wszystkich poziomach opisu, od języka po akcję,
jak przedmioty albo w najlepszym razie istoty niższego rzędu. Ukraińcy natomiast są
istotami ludzkimi. Owszem, wrogami, których bezwzględnie należy przechytrzyć,
obcymi, którym z natury nie należą się równe prawa, są opisywani jako podstępni, źli do
szpiku kości, niewdzięczni i głupi – ale ich istnienie w świecie powieściowym ma nieco
szerszy, aniżeli tylko przedmiotowy wymiar. Są „potrzebni” jako negatywny punkt
odniesienia przy określaniu własnej tożsamości: „my to nie oni”. Mają (uwaga, ironia!)
„prawo awansu”: mogą dokonać „prawidłowego wyboru” i zostać „dobrymi Polakami”.
Są też, w przeciwieństwie do Żydów, w ogóle brani pod uwagę jako partnerzy. Chociaż
dodać należy, że na ogół takie związki nie kończą się dobrze (w celu dydaktycznym?).
Dla równowagi, żeby obraz nie pozostał aż tak jednolicie czarny, proponuję zajrzeć
do powieści Haliny Górskiej Chłopcy z ulic miasta4. Mamy tu zapis stanu ducha
zwykłych chłopaków z biednych rodzin, głównie lwowskich gazeciarzy, spotykających
się po pracy w świetlicy środowiskowej, używając dzisiejszej terminologii. Górska
wskazuje psychologiczne, związane z uwarunkowaniami życia codziennego, przyczyny
wzajemnej wrogości małych Polaków, Ukraińców i Żydów: w walce o sprzedanie
codziennej paczki gazet, czyli w walce o przetrwanie, stanowią oni konkurencję. Na
kwestie ideologiczne pracującym ponad siły chłopcom zwyczajnie brakuje energii i
możliwości intelektualnych: widzą, że koledzy są „inni” i typowa dla dziecka potrzeba
4
H. Górska, Chłopcy z ulic miasta, Warszawa 1937.
uporządkowania świata według czytelnych kryteriów zwycięża nad uparcie promowaną
przez wychowawców ideą powszechnego braterstwa.
Żyd, Ukrainiec to dla polskich gazeciarzy „swój Obcy”, Obcy oswojony – znany z
codziennych spotkań, stawiający sobie podobne cele, mający podobne problemy.
Całkowicie obcym, nieznanym okazuje się przybysz spoza ram społecznych: Cygan.
Zostaje przyjęty przyjaźnie, ale z pewną wyższością „osiadłych gospodarzy” (zapewne
wzorowaną na zachowaniach starszych członków rodzin): nie ma mowy o przyznaniu mu
równych praw w świetlicznym życiu, aż do – znów dydaktycznie, choć nienatrętnie
sformułowanego – dramatycznego przełomu w tej znajomości.
Obraz Leopolis multiplex wyrasta w dużej mierze z powierzchownego oglądu i z
powierzchownego, często zgodnego z założoną z góry tezą odczytania tekstów
literackich. Jest maską, „nakładką bezpieczeństwa”, i nader często towarzyszy mu
zasadnicze „ale”, nawet jeśli widać je dopiero między wierszami: „Lwów jest
wielokulturowy, ALE...”. Inaczej mówiąc: Inni stanowią pożądany i właściwy element
całościowego obrazu, tak długo jednak, jak przestrzegają narzuconych przez „nas” reguł
gry
W ostatnich dwóch dekadach myślenie o „tożsamości narodowej” miasta jako
jednolitej i niepodzielnej zaburzane jest Polakom przez konieczność zmierzenia się z
ukraińską wizją miasta, a Ukraińcom – znalezienia w wizji ukraińskiej miejsca dla
obrazu polskiego, zwłaszcza w ostatnich dwóch dekadach. Jeszcze silniej widać te
opozycje i zderzenia na przykładzie obrazu Żydów w lwowskiej literaturze polskiej i
ukraińskiej, zwłaszcza jeśli zestawi się te teksty z obrazem miasta w twórczości
lwowskich autorów żydowskich.