Wytłumaczę Ci jak dorośniesz… czyli jak rozmawiać z dzieckiem na

Transkrypt

Wytłumaczę Ci jak dorośniesz… czyli jak rozmawiać z dzieckiem na
Jak rozmawiać z dzieckiem na trudne
tematy?
„Wytłumaczę ci, jak dorośniesz”, słyszymy często, gdy dziecko zadaje rodzicowi trudne
pytanie. – Odpowiadać należy zawsze, bo mechanizm jest taki: niewiedza budzi lęk, a
lęk agresję – tłumaczy Dorota Zawadzka.
Śmierć
Jeden z trudniejszych tematów rozmów z dziećmi, jednak nie z powodu braku gotowości
dzieci, ale nas samych.
Wielu z nas panicznie boi się śmierci. Wbrew logice uważamy, że jeśli nie będziemy o niej
mówić, to ona nas łaskawie ominie. Odsunęliśmy się od tematu, który jest częścią życia
każdego z nas. Kiedyś w domach wystawiano trumnę z ciałem, a dzieciaki biegały wokół niej.
Były z tym tematem oswojone. Teraz od tego, co nieuchronne, staramy się je za wszelką cenę
odseparować. Powiem otwarcie: to nie jest dobry pomysł. Bo potem trauma z powodu
rozstania choćby z chomikiem, nie mówiąc o babci czy rodzeństwie, trwa całe życie. I strach
związany z tym naturalnym etapem tylko się nasila. Jestem za tym, aby o śmierci rozmawiać
wprost. Kilkulatka można spokojnie zabrać do szpitala do umierającej babci, jeśli tylko ta
babcia jest świadoma, może ze swoim wnuczkiem zamienić kilka słów, zwyczajnie się
pożegnać. Ukojeniem dla naszego dziecka będzie przytulenie go i powiedzenie, że teraz
babcią w niebie opiekują się anioły, a ona nad nim czuwa. Przestrzegam przed mówieniem, że
babcia odeszła. Wtedy dziecko myśli, że wróci. Nie unikajmy ostatecznych słów.
Seks
"Mamusiu, skoro wybrałaś braciszka w szpitalu, to czy możemy go wymienić, bo jest
brzydki?"
Dla małego dziecka informacja, że dzieci biorą się z miłości, jest zazwyczaj wystarczająca.
Oczywiście bywają maluchy bardziej dociekliwe i wtedy pada kolejne pytanie: „Czy jak
ciebie kocham, mamusiu, to mogę mieć z tobą dziecko?”. No, nie, ale nie odpowiadajmy
wtedy maluchowi, że aby mieć dziecko, trzeba być małżeństwem, bo takie „przekłamania”
ciągną się za dzieckiem bardzo długo i wpływają na jego światopogląd w dorosłym życiu.
Gdy dziecko trochę podrośnie i odpowiedź „z miłości” już mu nie wystarcza, nie unikajmy
nazywania rzeczy po imieniu. To najważniejsza rada dla rodziców. A mamy z tym kłopot.
Nam samym nierzadko temat seksu kojarzy się ze świntuszeniem i chcąc go uniknąć w
kontakcie z dzieckiem, wymyślamy bezsensowne słowa, które mają omijać istotę rzeczy.
Efekt jest taki, że potem dorastający i dorośli ludzie nie potrafią mówić o swoim ciele, swojej
seksualności. Wstydzą się, niekiedy nawet brzydzą. A przecież dziecko ma oczy, obserwuje
swoje ciało, obserwuje również ciało rodzeństwa czy rówieśników w przedszkolu i widzi, że
dziewczynka różni się od chłopca.
Usłyszałam ostatnio, jak pewna mama z prawdziwą ulgą opowiadała, że miała łatwo, bo jej
córka urodziła się przez cesarskie cięcie, więc na pytanie: „Którędy z ciebie wyszłam,
mamusiu?”, mogła odpowiedzieć: „Wyszłaś z brzucha”. Powiedzenie, że mniej więcej z
okolic, gdzie robi się siusiu, okazuje się ponad nasze siły. Nie mówię, aby od razu rozkładać
nogi i pokazywać dziecku swoją budowę anatomiczną, ale na bociana nie ma sensu się
powoływać. Pamiętajmy: dom to miejsce, w którym nasze dziecko powinno dowiedzieć się
podstaw o swojej seksualności. Najpierw mówimy o miłości i przytulaniu, a potem nie
uciekamy od słowa „penis”, „miesiączka”, „wzwód”. Od tego, w jaki sposób w domu
potraktujemy temat seksu, zależy szczęśliwe życie naszych dzieci. Nie czerwieńmy się.
Inność
Dlaczego ta pani mnie nie słyszy i tak dziwnie macha rękami?
Szacunek dla człowieka, który wygląda inaczej niż my – czy chodzi o kolor skóry, jakiś
defekt, niepełnosprawność – to jedna z ważniejszych zasad, jakie powinniśmy przekazać
naszemu dziecku. Jeszcze kilkanaście lat temu wyszukiwarki internetowe, gdy wpisywało się
słowo: „inny”, poszukując dla niego synonimu, podrzucały takie wyrazy: „niepełnosprawny”,
„upośledzony”, „dziwoląg”. Były to same pejoratywne określenia. W tej chwili, na szczęście,
nie ma już takich kwiatków, przeczytamy np. „różnorodny”, „odmienny”. Jednak w naszej
mentalności ten postęp dokonuje się, niestety, o wiele wolniej. Bo ciągle pokutuje
przekonanie, że ktoś inny, nieprzystający do jakiegoś wzorca to ktoś gorszy. Dziecko
powinno od małego słyszeć bardzo klarowny, jednoznaczny przekaz: „Wszyscy jesteśmy
równi”. A nawet nie tyle słyszeć, co wiedzieć, obserwując nasze zachowania. Bo małe
dziecko – samo z siebie – nie dostrzega różnic dotyczących koloru skóry, włosów. A nawet
jeśli je widzi, traktuje je zwyczajnie, jednak właśnie pod warunkiem, że każdą inność tak
normalnie traktować będą jego rodzice. Mam znajomego Polaka, którego żona jest
Afrykanką. Opowiadał mi, że wielokrotnie zmieniał już przedszkole i szkołę swoich dzieci,
ponieważ nauczycielka nagminnie mówiła do maluchów np. „czekoladko”. Określenie samo
w sobie niby czułe, ale absolutnie nieakceptowalne w tym kontekście. To właśnie między
innymi taka postawa powoduje, że rosną kolejne pokolenia osób, które przechodzą na drugą
stronę ulicy, widząc człowieka o ciemnym kolorze skóry czy poruszającego się na wózku
inwalidzkim. Udają, że tych ludzi, innych od nich, nie ma.
autor: Karolina Morelowska
źródło: CLAUDIA