Takich bardzo ważnych trzech dni uzbierałoby się w moim życiu

Transkrypt

Takich bardzo ważnych trzech dni uzbierałoby się w moim życiu
Takich bardzo ważnych trzech dni uzbierałoby się w moim życiu bardzo dużo,
ale trzy z nich utkwiły mi w pamięci najmocniej.
Był to rok 1941, a więc połowa okupacji!
Upalny czerwiec, na ulicach Krakowa roi się od patroli żandarmerii
niemieckiej. Przecież to stolica Generalnej Guberni. Szłam sobie spokojnie
ulicą Mikołajską, od koleżanki z tajnych kompletów edukacyjnych, z którą
przygotowywałam się do matury – oczywiście tajnej! Właśnie weszłam na
środek skrzyżowania ulicy Mikołajskiej z ulicą Św. Krzyża – od strony Plant –
gdy z przerażeniem zobaczyłam, że pod kościół Św. Krzyża zajechała
ciężarówka wojskowa i biegną od niej niemieccy żołnierze z bronią gotową do
strzały, zamykając wszystkie skrzyżowania z ulicą Św. Krzyża. Na szczęście
tuż po moim przejściu przez nie, dosłownie parę metrów za mną! Rzuciłam
się biegiem w stronę Małego Rynku i ulicy Floriańskiej – przy której
mieszkałam. Chyba pobiłam wtenczas wszystkie rekordy świata w biegach – i
to w drewniakach na 10-cio centymetrowych koturnach – krzycząc po drodze
„uciekajcie – łapanka!”. W momencie wymiotło wszystkich z ulicy! Nie wiem
kiedy znalazłam się w domu. To wspomnienie ciągle tkwi w mojej pamięci.
Ale zostawmy okres wojny za sobą – było, minęło.
Na szczęście dla mnie dożyłam końca wojny względnie spokojnie. Zaczęłam
studia na podstawie świadectwa maturalnego z tych tajnych kompletów i
równocześnie pracowałam w Parowozowni krakowskiej (obecnie
nieistniejącej). Tam poznałam mojego późniejszego męża, a pierwszą naszą
„randką” było uczestnictwo w meczu piłki nożnej odradzającej się Cracovii,
której mój towarzysz był fanem od zawsze! Widownia koło mnie szalała
dopingując swój klub, a ja nie rozumiałam kompletnie o co chodzi „tym na
boisku”, ale musiałam być zachwycona! Po meczu poszliśmy na lody i spacer
Plantami wokół Starówki. Z takiego spaceru trzeba było wracać przed
godziną 23, ponieważ później otwarcie bramy przez stróża kosztowało 50
groszy. Taki był mój drugi dzień w Krakowie, wspomnienie którego jest dla
mnie przemiłe.
A trzecim dniem, bardzo ważnym dla mnie był dzień mojego ślubu, w grudniu
1951 r., w kościele Św. Wojciecha, w samym centrum mojego ukochanego
Krakowa. I Kraków zrobił mi niespodziankę. W czasie naszego wyjścia z
kościoła przemaszerowała tuż koło nas orkiestra wojskowa, grając
wspaniałego marsza! I nasz marsz przez życie trwał 53 lata.
Maria Gorzkowska

Podobne dokumenty