„Ceremonia” Przeglądając, tak jak zawsze po pracy, skrzynkę
Transkrypt
„Ceremonia” Przeglądając, tak jak zawsze po pracy, skrzynkę
„Ceremonia” Przeglądając, tak jak zawsze po pracy, skrzynkę pocztową, natrafiłem na bardzo bogato zdobioną kopertę z moim imieniem i nazwiskiem. Wyglądało to jak zaproszenie na ślub albo chrzciny. Zdziwiłem się niezmiernie, ponieważ od kilku lat nie utrzymywałem już żadnych kontaktów z rodziną. Jednak ciekaw zawartości, czym prędzej pobiegłem na górę, aby przy pomocy noża do listów otworzyć przesłaną mi wiadomość. Nie trwało to długo, a o to co zobaczyłem: Zaproszenie! Serdecznie zapraszamy naszego syna, Adama Lipińskiego, na uroczystość rodzinną, która odbędzie się dzisiaj o godzinie 16, w pałacyku ulokowanym za niewielką wsią 40 kilometrów na północ stąd. K.K.Lipińscy „Coś takiego, odezwali się po ośmiu latach od wypadku Ewy! To szczyt nietaktu! Ale i tak pojadę sprawdzić, z jakiej to okazji.” No i pojechałem. Nie zajęło mi to więcej niż godzinę, tak myślałem. Poza tym byłem już spóźniony, więc nie mogłem nic zmienić. Dotarłem we wskazane miejsce i szybko pobiegłem do gigantycznych drzwi, które czekały tylko aż w nie zapukam. Otworzyła mi jedna z kuzynek, ze strony mojej matki, Katarzyna: - Pośpiesz się! Wszyscy na Ciebie czekają, przecież nie możemy zacząć bez naszego Adasia. Zajmij się przestawianiem krzeseł, jest nas sporo, przyjechała cała rodzina. - Dobrze, już pędzę – odpowiedziałem trochę spanikowany. Zaskoczył mnie widok, który zastałem w tym eleganckim wnętrzu. Wszyscy biegali dookoła mnie w półmroku, a to z krzesłami, a to z kwiatami. Naprawdę nie mogłem pojąć, o co w tym wszystkim chodzi. Pewnie myśleli, że na moim zaproszeniu było napisane, z jakiej okazji się spotykamy, ale przecież nie było! Atmosfera zaczęła mi się udzielać. Zacząłem się krzątać w rytmie otoczenia. Dałem się ponieść emocjom zebranych tam osób, już nie kontrolowałem trzęsących się dłoni. Nie mając pojęcia, dlaczego tam jestem, pomagałem, tak jak tylko Strona 1 z 2 „Ceremonia” potrafiłem, w przygotowaniach. Ustawiliśmy w jednym pokoju osiem rzędów krzeseł, jak byśmy mieli zaraz obejrzeć wspólnie jakiś film. W drugim pokoju zaś, stał stół obficie zastawiony najróżniejszymi potrawami. W pewnym momencie podszedł do mnie wuj Staszek i zaczął krzyczeć: - Adam! Do jasnej cholery! Jak ty jesteś ubrany! Śmigaj na górę, tam powinny być jeszcze jakieś garnitury, przebierz się jak najszybciej, bo zaraz zaczynamy. - Ale co zaczynamy? - Jak to, nie wiesz co? - Nie mam bladego pojęcia… - Jak wrócisz w garniturze, to się przekonasz. Leć już! Zgodnie z poleceniem poszedłem się przebrać i za kilka minut byłem już z powrotem na dole. Wszedłem do pomieszczenia z krzesłami, wszystkie były już zajęte, nie było ani jednego wolnego miejsca. „No tak, w tej rodzinie chyba już nigdy nikt mnie nie polubi, zawsze byłem jakiś inny od nich i jeszcze wybrałem swoją żonę zamiast tej bandy kłamców, czego nie potrafią mi wybaczyć mimo upływu lat”. Nagle zauważyłem czarno-srebrną trumnę stojącą przed tłumem zebranych. Pojąłem jaki typ ceremonii mnie czeka i dlaczego nikt nie chciał mi o niej opowiedzieć. Po prostu wszyscy byli zbyt przygnębieni, a może nawet zdenerwowani. Podszedłem bliżej, aby zobaczyć, kogo dzisiaj mamy oddelegować do nieba. Trumna była pusta. Odwróciłem się w stronę pierwszego rzędu z pytającym wzrokiem. Mój ojciec, który niegdyś uczył mnie jazdy na rowerze, wyciągnął z kieszeni garnituru pistolet. Przeładował. Wycelował we mnie. - Zdrajca! – krzyknął. Poczułem przeszywający ból w klatce piersiowej i natychmiastowo osunąłem się na ziemię. Śmierć jawiła się przed moimi oczami kolorami purpury i czerni. Wszystko zaczęło tracić swój kształt… Poczułem delikatne głaskanie po włosach i równie kojący szept: „To ja, Ewa, a to tylko zły sen. Obudź się już, kochanie”. Strona 2 z 2