Peggy Sue I - Dzie niebieskiego psa

Transkrypt

Peggy Sue I - Dzie niebieskiego psa
Peggy Sue I - Dzie niebieskiego psa - fragment
1
Duch wszedł do klasy, gdy Flora Michell, nauczycielka matematyki, zadała pytanie, na które
potrafiła odpowiedzie tylko Peggy Sue.
Peggy starała si opanowa drenie. Chocia od dawna przywykła, e Niewidzialni wtrcaj si w
codzienne ycie, znalezienie si twarz w twarz z jednym z nich zawsze było dla niej przeyciem w
najwyszym stopniu nieprzyjemnym.
Stwór wsadził głow przez drzwi, jakby były zrobione z mikkiego, łatwego do przeniknicia
tworzywa. Był to osobnik niewielkiego wzrostu, białawy, jakby wyrzebiony w bitej mietanie.
— Peggy Sue — powiedziała nauczycielka matematyki — chciała co powiedzie?
Peggy ju zamierzała to zrobi, gdy duch wskoczył jej na kolana... i zatkał usta rk, by nie mogła
wydoby z siebie głosu. Starała si go zepchn, ale niestety było to niemoliwe! Niewidzialni
posiadali przeraliw sił, z któr nie sposób było walczy. Równie dobrze mona było usiłowa
podnie słonia! Peggy Sue wiedziała, e wyglda idiotycznie, stojc tak z otwartymi ustami,
niema... całkiem sina, poniewa si dusiła!
— Gdybym chciał — powiedział szyderczo blady stwór — mógłbym nie cofn rki, dopóki si nie
udusisz. Nikt nie wiedziałby, co si z tob dzieje, i upadłaby na pulpit z całkiem czarn twarz.
Ale byłoby miesznie, no nie?
Peggy Sue jeszcze raz starała si przegna obrzydliwego małego jegomocia, ale jej rce przeszły
tylko na wylot przez jego ciało. Ludzie nie mogli nic zrobi Niewidzialnym, była to podstawowa
reguła. Natomiast Niewidzialni mieli całkowit władz nad ludmi. Mogli ich ugniata jak
plastelin. Peggy Sue widziała, jak niektórzy Niewidzialni uderzeniami pici z łatwoci zgniatali
samochód. Potem stan pojazdu przypisywano wypadkowi drogowemu.
Zaczynała si ba. Straszny chochlik nie zwalniał ucisku i Peggy czuła, jak w skroniach huczy jej
krew.
— Wiesz, e mógłbym ci zabi? — nadal szydził duch. — Nie zrobi tego... bo jestem dzi w
wymienitym humorze i czuj si wyjtkowo dobry.
Kłamał. Przynajmniej czciowo. Peggy Sue wiedziała, e Niewidzialni nie mog jej zabi
własnymi rkoma. Chronił j potny, tajemny czar. Czar, który doprowadzał do wciekłoci jej
wrogów.
Przy kadej jej odpowiedzi oblicze zjawy nieustannie si zmieniało.
Fataln właciwoci Niewidzialnych było to, e nie mieli okrelonej fizjonomii. Powikszali si,
zmniejszali, zmieniali twarz, a nawet, gdy im przyszła chtka, przybierali wygld jakiego
przedmiotu lub zwierzcia. Stwór, który siedział na kolanach Peggy Sue, zabawiał si w ten sposób,
e upodabniał si kolejno do rónych prezydentów Stanów Zjednoczonych, których portrety wisiały
w klasie. Wraenie, e ma obok siebie kogo takiego jak Jerzy Waszyngton czy Abraham Lincoln
wzrostu picioletniego dziecka, było niesłychanie deprymujce.
— Peggy Sue! — odezwała si Flora Michell — przesta robi miny! Widz, e jeste spuchnita,
czy naprawd dobrze si czujesz? Moe chcesz, eby zaprowadzi ci do infirmerii?
Chłopcy w klasie zachichotali. Nikt nie mógł poj, co si właciwie wydarzyło, poniewa tylko
Peggy Sue miała smutny przywilej ogldania Niewidzialnych. Dla ogółu miertelników nie działo
si nic szczególnego i dzisiejsza lekcja była podobna do wszystkich innych... poza tym, e ta
szurnita Peggy Sue Fairway znowu dostała jednego ze swych ataków!
Nareszcie stwór zdjł swej ofierze rk z twarzy i pozwolił jej zaczerpn tchu. Czknła głono jak
pływaczka, która za długo przebywała pod wod. Pozostali uczniowie spojrzeli na ni z
niesmakiem. Uwaano, e jest „dziwna”, e „nie sposób si z ni przyjani”. Postpowanie Peggy
zbijało z tropu nie tylko jej rówieników, ale take dorosłych.
— Peggy? — powtórzyła pani Michell nieco zdenerwowana. — Jak ju sko czysz robi z siebie
widowisko, podejd do tablicy i napisz wzór, o który ci prosiłam.
Peggy chtnie by to zrobiła, ale stwór siedzcy na jej kolanach ani mylał z nich zej,
przygwodajc j do krzesła. Tacy włanie byli Niewidzialni: raz zmniejszali swój ciar tak, e
byli lejsi od piórka, raz zagszczali si tak, e wayli wicej ni skała.
— Czekam! — huknła nauczycielka.
Wreszcie blady jegomo zgodził si zej na ziemi. Z powodu swej gumowej konsystencji
chodził, podskakujc; mona by rzec, e pod butami ma spryny... z tym tylko, e nie nosił butów.
Tak jak inni Niewidzialni nie miał ubrania. Nie sposób było okreli, czy jest dziewczyn, czy
chłopcem. Niewidzialni nie mieli płci. Ukazywali si Peggy Sue pod postaci mniej lub bardziej
ludzk raczej dla wygody ni z koniecznoci genetycznej.
Nikt ich nie widział... poza ni. I to od najwczeniejszego dzieci stwa.
— Do tablicy! — warknła pani Michell, która trzymała w rku kawałek kredy. — Pospiesz si,
uwaasz, e wszyscy jestemy do twojej dyspozycji?
Peggy Sue wziła kred. Miała wilgotne rce. Umiała wzór; napisanie go nie sprawiało jej adnego
problemu, jednak nie była pewna, jak si zachowa ukryty za ni białawy duszek.
Poszedł za ni do tablicy, kołyszc si i groteskowo wydłuajc niektóre czci ciała. Praw rk,
majc teraz pi metrów długoci, signł ponad głowami uczniów i pocignł za włosy Lind
Browning, która siedziała przy drzwiach. Było to głupie. Dowcipy rozpuszczonego bachora!
Peggy Sue miała tego dosy. Chciała, eby ju rozległ si dzwonek, oznaczajcy koniec lekcji, i
eby wreszcie mogła uciec. Zacisnła palce na kredzie i zaczła pisa. Rka Niewidzialnego
natychmiast przylgnła do jej dłoni i cisnła j tak mocno, e o mało jej nie zgniotła. Peggy
zrozumiała, co si zaraz stanie, i jknła z rozpaczy. Stwór zmusi j do pisania liter i słów, których
nigdy nie miała zamiaru napisa!
W klasie rozległy si okrzyki zdumienia. Przeraona Peggy Sue czytała słowa, wychodzce spod
kredy, w miar jak ukazywały si na tablicy:
„Flora Michell jest do szale stwa zakochana w dyrektorze!”.
Dziewczta pokładały si ze miechu, chłopcy trzymali si za boki. Nauczycielka zrobiła si blada
jak ciana. Chwyciła gbk i szybko starła zdanie, które olbrzymimi literami biegło przez cał
tablic.
— Nie ujdzie ci to na sucho — wykrztusiła głosem zdławionym przez zło. — Staniesz przed rad
pedagogiczn. Zadam, by ci wyrzucono!
Rka Niewidzialnego, nadal zacinita na palcach Peggy Sue, zmusiła j do nagryzmolenia paru
innych słów, i to o wiele bardziej obelywych. Peggy czuła, e jej okulary o grubych szkłach, z
których miały si inne dziewczta, zaszły mgł od łez.
— Do tego! — wrzasnła nauczycielka. — Oszalała?!
Stwór zamiał si szyderczo tu przy uchu swej ofiary. Niewidzialni mieli gwidcy głos podobny
do brzczenia jakiego insektu. Mówili tak szybko, e tylko Peggy Sue mogła rozszyfrowa ich
słowa tam, gdzie normalnym ludziom zdawało si, e słysz jedynie denerwujce bzyczenie
czyhajcego na nich komara.
— Widzisz — powiedział stwór. — Widzisz, jak wietnie si bawimy. Gdybym był naprawd
niedobry, kazałbym ci napisa jakie okropie stwa, za które wsadziliby ci do wizienia.
Wyobraasz sobie, co moglibymy powypisywa twoim mazakiem na murach? Wszystkie straszne
rzeczy, które mogłaby nagryzmoli na temat mera, szeryfa... Wystarczyłoby, ebym nie
wypuszczał twojej rki z mojej.
— Nie! — zaczła błaga Peggy. — Tylko nie to.
W sam por ugryzła si w jzyk. Nikt by nie zrozumiał, o czym mówi.
Krzyki nauczycielki cignły wychowawc klasy, który pospieszył w stron Peggy. Niewidzialny
natychmiast odczepił si od swej ofiary, zwracajc jej swobod ruchów.
Dalszy cig w niczym nie rónił si od tego, co Peggy Sue ju znała. We wszystkich szkołach, do
których zapisywali j rodzice, poprzedzała j zła opinia. Zdaniem szkolonych psychologów była
przykładem trudnego dziecka z przywidzeniami. Niewidzialni bawili si t sytuacj, któr od
pocztku do ko ca sami stworzyli. Ich strategia była równie prosta, co skuteczna: im bardziej Peggy
Sue bdzie si dziki ich działaniom omieszała, tym mniejsze stanie si ryzyko, e kto bdzie
przywizywał wag do jej słów.
¶
Kiedy Peggy Sue była mała — mogła mie około szeciu lat — popełniła wielki błd: wszystkim
mówiła, co widzi, i dlatego zaprowadzono j do lekarza.
— To nic powanego — orzekł lekarz. — Dzieci pozbawione towarzystwa rówieników
przechodz okres konfabulacji. Wymylaj sobie wyimaginowanych kolegów. Trwa to bardzo
krótko.
Ale Peggy Sue ten nieszczsny nawyk wszedł na dobre w krew i nigdy, ale to nigdy nie przestała
ju widzie duchów.
— „Duch” to głupia nazwa, jak nadali nam lu-dzie — wyjanił jej jeden z pierwszych stworów, z
którymi miała do czynienia. — W swej straszliwej głupocie twoi blini bior nas za duchy, za
zmarłych, którzy chc ich straszy. Inni widz w nas istoty pozaziemskie. To take idiotyczne. Nie
jestemy ani jednym, ani drugim.
— Wobec tego kim jestecie? Jak was nazywa? — spytała Peggy Sue.
— Niewidzialnymi albo Przezroczystymi, zgadzamy si na obydwa te okrelenia. Okrelenie
„duchy” irytuje nas, jest okropnie pospolite.
¶
Wychowawca zaprowadził Peggy do szkolnego psychologa. Zdarzało si to ju przedtem i teraz
musiała i szkolnymi korytarzami, obrzucana drwicymi spojrzeniami licealistów zgromadzonych
pod szatni.
Przycupnła na jednym z obitych plastikiem foteli, stojcych w poczekalni. Stwór, który był
przyczyn jej niedoli, zniknł chwil wczeniej, nie omieszkawszy przedtem zagra jej na nosie.
Peggy Sue zdjła i przetarła okulary.
Jej krótkowzroczno była skutkiem uroku, jaki rzucili na ni Przezroczyci.
— Chcemy si wygłupia bez adnych wiadków — krzyknł jeden z nich do Peggy Sue. — Nie
podoba nam si, e cigle si w nas wpatrujesz. Wiem, e i tak nikt nie wierzy w to, co mówisz, ale
nie jest to przyjemne.
I pucił w kierunku Peggy wietlny błysk, który ugodził j w siatkówk. Odtd jej wzrok stale si
pogarszał. Co roku musiała zmienia szkła. Chłopcy przezywali j „Kretem”. Mimo e była ładna,
nie miała chłopaka i nikt nie zapraszał jej na szkolne zabawy. aden chłopiec nie chciał pokazywa
si w towarzystwie tej dziwnej dziewczyny, która bez przerwy wpatrywała si w krajobraz, jakby
widziała tam róne rzeczy niedostrzegalne dla ogółu miertelników.
Peggy włoyła okulary i podeszła do okna. Po drugiej stronie trawnika rozcigało si miasto
Chatauga, dawne terytorium india skie, gdzie zachowało si jeszcze par totemów niemal zartych
przez termity. Tam, na zewntrz, ludziom zdawało si, e wiod normalne ycie i e sami decyduj
o swym losie.
Mylili si...
Niewidzialni byli wszdzie. Nawet w tym momencie Peggy Sue widziała, jak przenikaj przez
ciany domów, wychodz z asfaltu midzy pdzcymi samochodami. To oni byli przyczyn
ludzkich nieszcz. Peggy czsto widziała, jak doprowadzaj do wypadków. Czekali na
skrzyowaniu, wskakiwali do samochodów, chwytali za kierownic i kładli rce na dłoniach
szofera, który tracił kontrol nad pojazdem i wpadał na drzewo lub potrcał jakiego przechodnia, a
potem umiał tylko wybełkota:
— Nie rozumiem... kierownica sama zaczła si obraca.
Nikt nie chciał dawa wiary tym deklaracjom. Poza Peggy Sue.
Niewidzialni posiadali nieograniczon władz nad materi. Mogli włoy ci rk w piersi tak, e o
tym nie wiedziałe. Wystarczyło im chwyci czyje serce i cisn je, by spowodowa atak.
— To mordercy — powtarzała sobie Peggy. — Codziennie popełniaj tysice zbrodni doskonałych,
a nikt nie podejrzewa, e istniej.
Nikt poza ni i raczej trudno jej było udwign ten ciar.
Oparła czoło o szyb. Jej uczucia wahały si midzy wciekłoci a rozpacz. Wciekłoci, e
wiat jest zdany na łask tych niedobrych stworów o złym miechu, i rozpacz, e nie potrafi na to
nic poradzi.
A oni czuli do niej antypati. Nienawidzili jej. Była jedynym wiadkiem ich niecnych sprawek.
Kiedy na ulicy zjawiał si jaki obłkany zabójca i rzucał si z noem na przechodniów, przewanie
jego ruchami kierował jaki Niewidzialny.
¶
— Peggy Sue? — rozległ si głos psychologa za jej plecami. — Podobno zdarzył si jaki incydent.
Czy chcesz o tym porozmawia?
Peggy Sue skinła głow, nie odrywajc oczu od podłogi. Lepiej było nie naraa si dorosłym,
którzy tak niewiele wiedz o rzeczywistoci. Niebezpiecze stwo polegało na tym, e mogli sobie
pomyle: „Trzeba postawi na niej krzy yk, lepiej j zamkn, zanim stanie si grona dla
otoczenia”.
Włanie do tego chcieli doprowadzi Niewidzialni.
Trzy minuty póniej psycholog napisał w jej dzienniczku, e moe wróci do domu. Podzikowała
mu. Po tym, co si stało, wolała nie naraa si na kpiny kolegów.
Przyciskajc ksiki do piersi, wyszła ze szkoły. Natychmiast zgromadzili si wokół niej
Niewidzialni i towarzyszyli jej w dalszej drodze. Wykrzykiwali jakie obelgi i wymiewali si z
niej. Wychodzili ze cian domów, z płyt chodnika. Niektórzy byli mali niczym myszy, inni ogromni
jak słonie. Niektórzy przyjmowali posta ludzk, inni unosili si jak nadmuchane pcherze, ale ich
wspóln cech była ta sama biaława struktura. Dwaj z nich chwycili dla zabawy dziewczynk za
rce i zmusili, by zaczła wymachiwa rkami, jakby odganiała wyimaginowane osy. Ksiki i
zeszyty upadły na ziemi, ale Peggy Sue nie mogła ich pozbiera, bo Niewidzialni cignli j do
przodu. Zaenowani gapie udawali, e nie widz dziewczyny, która ma przywidzenia i idzie,
wymachujc nad głow rkoma, jakby sdziła, e jest olbrzymim motylem zbyt cikim, by
pofrun.
— To znowu ta mała Fairway — szepnła jedna z ekspedientek z drugstore’u — biedne dziecko,
zaczyna traci rozum.
— A ma takich przyzwoitych rodziców — westchnła jej koleanka.
Niewidzialni eskortowali Peggy Sue przez miasto. Dziewczynka przywykła do tych udrk, ale
miała straszn ochot si rozpłaka.
Aby j sprowokowa, jeden ze stworów pokazał jej dwóch Niewidzialnych, szykujcych si do
podpalenia jakiego garau. Peggy Sue widziała kiedy, jak złapali za luf karabin chłopca,
strzelajcego do puszek po konserwach, i zmusili go, by wycelował w kolegów. Tamtego dnia ich
„arciki” sko czyły si mierci człowieka.
— Dlaczego jestecie tacy niedobrzy? — spytała po raz tysiczny, gdy Niewidzialni, którzy
wreszcie dali jej spokój, odchodzili.
— Nie jestemy niedobrzy — odpowiedział jeden ze stworów. — Nudzimy si i chcemy si
rozerwa. Czy to nasza wina, e mamy inne poczucie humoru ni wy?
— Ale wasze dowcipy prowadz do naszej mier-ci — zaprotestowała Peggy Sue. — Tylko wam
wydaj si mieszne!
— O to włanie chodzi! — prychnł białawy gnom i zniknł w ziemi.
Peggy westchnła. Zgubiła podrczniki, ale zabrakło jej odwagi, by zawróci i je pozbiera.
Dotarła do granic miasta. Pola kukurydzy otaczały Chataug złotym wie cem, którym nieustannie
poruszał szeleszczcy wietrzyk. Znajdował si tu kemping otoczony czym w rodzaju płotu. Stały
tu przyczepy mieszkalne rónej wielkoci; niektóre z nich, przearte rdz, nie wyjedały ju na
drogi. Zajmowali je najrozmaitsi ludzie. Niektórzy nie mieli innego mieszkania, ale byli te i tacy
jak rodzice Peggy Sue, której ojciec pracował jako ciela i jedził po całym kraju z jednego placu
budowy na drugi.
Pomylała, e nie ma najmniejszej ochoty wraca do domu. Szkolny psycholog na pewno
zatelefonował do jej matki i znów bdzie musiała wysłuchiwa tych samych co zawsze krzyków
rozpaczy. Aby moliwie najdalej odsun ten moment, zagłbiła si w pole kukurydzy. Było tu tak
piknie, dlaczego wszystko musi by takie skomplikowane? Tak bardzo chciałaby by dziewczyn
tak jak inne, całkiem zwyczajn, chodzi z krostowatym, troch głupkowatym chłopcem, który
starałby si skra jej całusa, odprowadzajc j do domu po seansie filmowym... Chciałaby, eby jej
jedyn trosk była sukienka, w jakiej ma wystpi na zabawie na koniec roku, i jak dobra do niej
uczesanie i pantofelki. Była za młoda, by stawi czoło problemom stwarzanym przez
Niewidzialnych. Czsto zazdrociła spokojnego szczcia kolegom, którzy oczywicie uwaali, e
s nieszczliwi! Idioci, co by powiedzieli, gdyby tak jak ona musieli nieustannie znosi szykany
Przezroczystych?
Słuchała szumu lici, wiedzc, e chwila wytchnienia nie potrwa długo. Nie myliła si. Biaława
kula zmaterializowała si na poziomie ziemi jak ogromny grzyb, który niebawem zaczł rosn,
drga, by w ko cu przybra kształt doskonałego duplikatu Peggy Sue.
— Nic przyjemnego, prawda? — powiedział stwór. —Nie znudziło ci si by naszym kozłem
ofiarnym? Wiesz, e ludzie zaczynaj si niepokoi twoim postpowaniem. Budzisz w nich strach.
— Dlaczego mnie przeladujecie? — spytała dziewczyna.
— Poniewa nas widzisz — zazgrzytał Niewidzialny. — Twoje spojrzenie sprawia nam ból. Pali
nas. Chcemy połoy temu kres. Czy pomylała, e gdyby przestała na nas patrze, twoje ycie
znów stałoby si normalne?
Peggy wzruszyła ramionami.
— I tak wiedziałabym, e istniejecie — westchnła.
— Na pocztku — zapewnił stwór. — Ale z czasem zapomniałaby. Nawet udałoby ci si
przekona sam siebie, e wszystko to było tylko złym snem. Gdyby przestała nas widzie,
przestalibymy ci drczy.
— Chcesz zawrze ze mn jaki układ? — spytała.
Niewidzialny zakołysał si. Poniewa od niego zaleał wygld Peggy, bawił si zniekształcaniem
jej rysów, przez co jej twarz stawała si coraz brzydsza.
To silniejsze od nich, pomylała, nawet jeli przybywaj jako posłowie, nie mog si powstrzyma
od okrucie stwa.
Zmusiła si do patrzenia, co Przezroczysty wyprawia z jej kopi. Uszy zaczły jej odstawa, nos si
wydłuył. Potem blada posta zaczła szybko si starze i wreszcie przybrała posta starej kobiety,
Peggy Sue mogła wic zobaczy, jak bdzie wygldała po siedemdziesitce.
— Smutne, prawda? — zakpił Niewidzialny. — Wy, ludzie, jestecie tacy nieodporni. Byle co was
umierca.
— Co mi proponujesz? — uciła Peggy. — Przecie po to ci wysłano, wic mów.
Stwór znów stał si kul anonimowej materii.
— Gdybymy mogli ci umierci, wszystko byłoby prostsze i dawno bymy to zrobili —
poinformował — ale chroni ci magiczny czar; musimy wic bawi si w dyplomacj, próbowa
zawrze z tob jaki układ. Nasza propozycja jest jasna. Zawiera si w jednym zdaniu: jeli
zgodzisz si olepn, zostawimy ci w spokoju. Nigdy ju o nas nie usłyszysz, bdziesz
prowadziła ycie normalnej dziewczyny.
— Normalnej niewidomej dziewczyny... — poprawiła Peggy.
— Czy to nie lepsze ni cigłe patrzenie na nasze psie figle? — odpalił Niewidzialny. — Powinna
to przemyle. Tam, w trawie, znajdziesz flakonik z kroplomierzem. Jest w nim specjalny eliksir.
Wystarczy, e wpucisz po jednej kropli do oka, a bezbolenie stracisz wzrok. A my natychmiast
przestaniemy ci drczy.
— Czy uwaasz, e to uczciwy układ? — zamiała si gorzko Peggy. — Nie wydaje ci si, e mnie
oszukujesz?
— Nie — owiadczył stwór. — Lepiej by lepym ni spdzi całe ycie w domu wariatów. A to
ci włanie czeka, jeli nie przestaniesz nas ledzi. Pomyl o tym, co spotkało ci dzisiaj. Jutro
moemy ci zmusi, by chwyciła za nó i kogo zasztyletowała. Twoj matk, siostr...
(Znowu kłamał. Magiczny czar chronicy Peggy uniemoliwiłby jej popełnienie takich strasznych
rzeczy).
Peggy Sue zrobiła par kroków, pomacała w trawie czubkiem pantofla. Jej oczom ukazał si
zakurzony flakonik, pochodzcy chyba z jakich dawnych czasów.
— To eliksir, o którym ci wspomniałem — szepnł jej do ucha Przezroczysty. — Jedna kropelka,
nie wicej. Nie bdzie bolało. Po jednej kropli do kadego oka i uwolnisz si od naszej obecnoci.
Dobrze si zastanów, bo rzecz jest tego warta.
Chc mnie wykiwa, pomylała Peggy, wzruszajc ramionami. I zdecydowanym uderzeniem
obcasa zgniotła flakonik.
Kiedy podniosła głow, duch ju zniknł, do głbi uraony jej reakcj. Postanowiła wróci do
domu. Gdy wychynła z kukurydzy, stanła nos w nos ze swoj starsz siostr Juli, która
wychodziła z kempingu. Julia miała siedemnacie lat. Była o trzy lata starsza od Peggy Sue. Dziki
tej rónicy wieku uwaała si za osob dorosł i zasypywała młodsz siostr nieprzyjemnymi
poleceniami.
— A wic tu jeste! — syknła. — Przed chwil telefonował dyrektor. Wyrzucili ci ze szkoły.
Podobno tym razem wypisywała na tablicy róne wi stwa na temat nauczycielki matematyki?
Kiedy Julia wpadła w trans, potrafiła przez godzin gada wci o tym samym. Uwielbiała gra rol
odpowiedzialnej młodej kobiety. Zaczło si to w dniu, gdy została wybrana na najlepsz
pracownic miesica w barze szybkiej obsługi, gdzie pracowała. Od tej pory marzyła o załoeniu
własnej firmy i udawała, e ciar całego wiata spoczywa na jej barkach. Julia była wysok
blondynk, któr szpecił za długi nos. Łatwo si denerwowała i trenowała przed lustrem umiech,
by si podoba klientom.
Peggy Sue pozwoliła jej si wykrzycze. Wiedziała, e rodzice wstydz si młodszej córki. Byli
prostymi ludmi, uczciwymi, o raczej konwencjonalnych pogldach. Marzyli, e po wydaniu córek
za m wyjad do Nebraski i zbuduj ranczo, gdzie bd dla przyjemnoci hodowali konie. Nic nie
predysponowało ich do ekstrawagancji. Zupełnie nie wiedzieli, co pocz z „atakami” Peggy Sue.
— Nie rozumiem, dlaczego tak si zachowuje — nieustannie wzdychała Mama. — Nie zadaje si
ze złym towarzystwem. Zdaniem nauczycieli nie ma przyjaciół.
— To nie moe trwa dłuej — dolewała oliwy do ognia Julia. — Peggy psuje nam opini... i
rujnuje moj karier. Jak w tych warunkach zało firm? aden bankier nie bdzie chciał
poyczy pienidzy siostrze wariatki.
Peggy Sue cierpiała przez to wszystko. Dobrze widziała, e matka nie ma ju odwagi patrze jej w
twarz lub zwraca si do niej tonem, jakim si mówi do pobudliwych dzieci, których kaprysy s
niebezpieczne.
Tata wykazywał mniej cierpliwoci. Był człowiekiem dobrym, lecz prostym, bardziej nawykłym do
zachowywania równowagi przy chodzeniu po stalowej belce sto metrów nad ziemi ni do
zastanawiania si nad stanami ducha młodych panienek. Na ogół dziewczynki wydawały mu si
„zbyt skomplikowane”. Sto razy bardziej wolałby, eby ona urodziła mu synów, z którymi mógłby
pi piwo i rozmawia o bejsbolu. Stan pobudzenia, w jakim znajdowała si młodsza córka,
wprawiał go w zakłopotanie. W miecie wzito ich na jzyki. W cigu paru lat został „ojcem tej
małej wariatki w grubych okularach”.
— Doprowadzasz nas do rozpaczy! — wrzeszczała Julia.
Peggy nigdy nie starała si broni, gdy nad jej głow rozptywała si burza. Mówienie o
Niewidzialnych odniosłoby tylko taki skutek, e rodzina uznałaby, i na dobre zwariowała.
Julia, zmczona dług przemow, wreszcie zamilkła. Wziła siostr za ramiona i popchnła w
stron obozowiska.
— Chod — westchnła. — Wracamy. Chocia raz nie doprowadzaj Mamy do łez.
Sprawy potoczyły si zgodnie z przewidywaniami. Maggy Fairway, matka Peggy, wybuchnła
łkaniem, gdy tylko córka przekroczyła próg przyczepy. Wyskoki Peggy stały si tak czste, e nie
miała ju siły si złoci. Objła młodsz córk smutnym spojrzeniem i wyszeptała:
— Nie wiem, dziecko, co z tob pocz.
— Id do swego pokoju — rozkazała Julia, która pod nieobecno ojca coraz czciej wystpowała
w roli władzy rodzicielskiej.
Peggy Sue posłuchała. Przyczepa miała kształt długiego blaszanego wagonu. „Pokoje”
przypominały raczej kabiny w łodzi podwodnej ni pomieszczenia w prawdziwym domu. Dzieciaki
z miasta uwaały, e to „super”, ale Peggy wolałaby mieszka w domu o cianach zrobionych z
cegły, a nie ze skorodowanej blachy.
Zamknła si w swojej norze, ciasnym kwadratowym pomieszczeniu o półtorametrowym boku.
Łóko było tak krótkie, e musiała zgi nogi, by si w nim zmieci!
Pełna niepokoju odsunła firank zasłaniajc bulaj, pełnicy rol okna. Przezroczyci byli tutaj, na
terenie obozowiska. Wchodzili do przyczep, przenikajc przez blaszane ciany. Kpili z niej sobie.
Jeden pokazał jej, jak łatwo mógłby sprawi, by koniec kabla elektrycznego wpadł do małego
nadmuchiwanego baseniku, w którym pluskały si dzieci. Przeraona Peggy Sue wpatrywała si w
niego z niezwykł intensywnoci w nadziei, e jej spojrzenie sparzy „skór” stwora. Prawie
natychmiast poczuła zapach palonego karmelu. Był to sygnał, e Przezroczystego zabolało.
Rzeczywicie wstrzsnł si i zaraz odszedł.
Nie jestem całkiem bezbronna, pomylała. Ja take mog wyrzdzi im krzywd. Kłopot w tym, e
ilekro staram si ich sparzy, mcz mi si oczy.
Zdjła okulary. Midzy brwiami poczuła pierwsze oznaki migreny. Jak marn pogromczyni
duchów była!
2
Peggy Sue obudziła si o wicie, gdy poranna mgła spowijała jeszcze pola kukurydzy. Nagle
poczuła potrzeb pójcia do lasu i wykorzystania tego krótkiego momentu spokoju. Na palcach
wyszła z przyczepy.
Ledwo znalazła si na polanie, za jej plecami zachrypiał bzyczcy głos.
— Odrzuciła układ, który zaproponowalimy — powiedział duch obraonym tonem. — Uczciwie
wycignlimy do ciebie rk, a ty rozdeptała obcasem magiczny flakonik. Nie skorzystała z
szansy. Nie mona powiedzie, by dokonała właciwego wyboru. Naprawd brak ci odwagi...
lepota to nic w porównaniu z tym, co ci czeka. Poniewa nie chcesz straci wzroku, mog ci
zapewni, e napatrzysz si na róne rzeczy.
Peggy Sue obróciła si wokół własnej osi. Niewidzialny wyciekał z pnia drzewa. Mona by rzec, e
to guma wypływajca z kauczukowca, pomylała. Stwór bawił si w przybieranie twarzy Julii.
Nadawał jej rysom karykaturalny wyraz złoci.
— Jeszcze nie zdajesz sobie sprawy z naszej pot-gi — rzekł blady stwór, który majaczył midzy
drzewami. — W porównaniu z wami jestemy bogami. Stworzylimy Ziemi i zaludnilimy j dla
zabawy. Byłem przy tym, gdy pewnego deszczowego popołudnia, kiedy zaczło nam si nudzi,
ulepilimy dinozaury. Wypucilimy te ogromne zwierzta, by sprawdzi, jak si bd
zachowywały. Na wycigi wymylalimy najmieszniejsze bestie... Bawiły nas przez par tysicy
lat, ale potem znudzilimy si nimi i postanowilimy je zniszczy. Patrzenie, jak si nawzajem
poeraj, było zbyt monotonne.
— Gadasz głupstwa! — syknła Peggy, starajc si nadrabia min.
— Dobrze wiesz, e nie — rzekł Niewidzialny. — To my zrzucilimy na wielkie jaszczurki
meteoryt, który je spopielił. Potem stworzylimy ras inteligentniejsz, spodziewajc si, e bdzie
zabawniejsza... i tak ulepilimy Człowieka. A przynajmniej jego pierwszych przedstawicieli. Było
to całkiem zajmujce. Przypominalimy ludzkie dzieci hodujce białe myszki w wiwarium.
Peggy Sue czuła, jak ogarnia j przeraenie. Zrozumiała, e duch mówi prawd. On i jemu podobni
zawsze tu byli, od pocztku wiata, a ludzie nic o tym nie wiedz.
— Wszystko nam zawdziczacie — dodał stwór. — Nawet wiedz. Dalimy wam jałmun z
waszych najwikszych odkry! My podszepnlimy wam to, co waszym zdaniem wynalelicie
sami. My tworzymy przebłyski geniuszu, które pojawiaj si nagle w umysłach waszych uczonych.
Bawi nas, jak to wykorzystacie. Dalimy wam bomb atomow, rakiety... cał t kolekcj
„zabawek”, koniecznych, bycie doprowadzili do swego samozniszczenia. Chcemy si przekona,
czy doprowadzicie t rzecz do ko ca. Robimy nawet zakłady. Niektórzy myl, e nie poyjecie
długo... To interesujce. I zabawne.
— Jestemy dla was niczym lalki, prawda? — spytała Peggy.
— Tak — przyznał Niewidzialny. — Lubimy myle, e Ziemia jest naszym koszem z zabawkami.
— A jeli rasa ludzka rzeczywicie doprowadzi do swego samozniszczenia — rzuciła Peggy — co
zrobicie?
— Stworzymy now ras — odpowiedział duch. — Niektórzy z moich przyjaciół uwaaj, e
człowiek to rzecz ju przebrzmiała, e trzeba zastpi go czym innym. Dlatego na wiat
sprowadzaj chaos, by przyspieszy jego koniec. Pilno im do utworzenia nowej rasy. Bierzemy pod
uwag wiele moliwoci. Wieczorami zbieramy si na polanach i dyskutujemy, jak maj wyglda
wasi nastpcy. To pasjonujce.
— Jestecie jak dzieci — syknła Peggy. — Chcecie mie now zabawk, ale j take połamiecie,
gdy wam si znudzi.
Niewidzialny wzruszył ramionami.
— Bez wtpienia — przyznał — ale włanie przez to ta zabawa jest interesujca.
Peggy miała co odpowiedzie, gdy z krzaków wyszła jej starsza siostra. Na nocn koszul miała
narzucony płaszcz od deszczu, bose stopy wsunła w rozwizane sportowe buty.
— Co ty wyprawiasz? — rzuciła gniewnym to-nem. — Od godziny ci szukamy. Mama była ju
przekonana, e dała nog.
Wymachiwała rkami, nie zdajc sobie sprawy, e w tym stroju wyglda, jakby uciekła z domu
wariatów.
Peggy Sue posłusznie ruszyła w stron obozowiska. Julia cigle si wciekała. Niewidzialny szedł
obok niej i szydził. Naladował kady jej gest, starajc si, by wygldała jeszcze bardziej
groteskowo. Od czasu do czasu bawił si, unoszc nocn koszul rozwcieczonej dziewczyny, by
pokaza jej poladki mieszka com kempingu, którzy parskali miechem, mylc, e to wiatr.
Mama czekała przed przyczep ze smutnym wyrazem twarzy. Dała Julii znak, by wreszcie zamilkła
i przestała zwraca na siebie uwag ssiadów.
— Widzisz — szepnł Przezroczysty do ucha Peggy Sue — zawsze ju tak bdzie... Czeka ci
prawdziwe piekło.
Potem przezroczystymi palcami chwycił nadgarstek Peggy, podniósł do góry jej rk i uderzył ni
w policzek Julii. Dziewczynka nie zdyła mu przeszkodzi, jej dło mocno spoliczkowała siostr,
która a zaniemówiła. Mama jknła zaskoczona. Zdaniem wszystkich obecnych przy tym
mieszka ców kempingu policzek wymierzony przez Peggy Sue był tak silny, e mogła wyrzdzi
Julii wielk krzywd. Nikt nie domylał si, e to sprawka Przezroczystego.
— Wi... widziała? — wyjkała Julia, biorc matk na wiadka. — Ona... ona zwariowała.
Pewnego dnia zamorduje nas, kiedy bdziemy spali.
— No, no! — zaszydził Niewidoczny do ucha Peggy Sue — to dopiero pomysł! Zreszt nikogo by
to nie zdziwiło!
— Do tego — wtrciła si Mama. — Przesta cie robi z siebie widowisko, ubierzcie si i marsz
do przyczepy. Wyjedamy. Nie ma mowy, ebymy tu zostały po tym, co si zdarzyło. Nie chc,
by patrzono na mnie jak na matk istoty pozaziemskiej!
Peggy schyliła głow i usłuchała. W chwili gdy wchodziła do przyczepy, Niewidzialny złapał j za
T-shirt.
— Czeka ci pikna niespodzianka — syknł. — Dokdkolwiek si udasz, bdziemy ci
towarzyszy. Włanie pracujemy nad wspaniałym dowcipem, o którym dowiesz si pierwsza.
Peggy wyrwała mu si gwałtownie. Ale Niewidzialny kpił sobie w najlepsze.
— Szerokiej drogi! — prychnł. — Myl, e bdzie pikna pogoda. Jeli zatrzymasz si w jakim
drugstorze, nie zapomnij kupi olejku do opalania!
3
Po załatwieniu wszystkich formalnoci wyjechały z obozowiska.
Pani Fairway siadła za kierownic, a siostry wlizgnły si na tylne siedzenie samochodu. Peggy
zerknła na Juli. Uderzenie zostawiło czerwony lad na jej policzku.
Nigdy mi tego nie wybaczy, pomylała. Na domiar złego, jeli wyjedziemy z miasta, straci prac w
barze szybkiej obsługi.
W samochodzie zapadła cika cisza. Peggy czuła, e matka i siostra nie tylko potpiaj jej
postpowanie, ale take jej si boj. Zaczynaj mnie uwaa za wroga, pomylała ze cinitym
sercem. Nie rozumiej, dlaczego tak si zachowuj.
¶
Podczas jazdy Peggy si zdrzemnła. Jak czsto bywało, przynił jej si moment, gdy pierwszy raz
spotkała dobr wrók.
Włanie sko czyła sze lat i Mama zaprowadziła j do optyka po pierwsze okulary. Wtem do
sklepu weszła umiechnita rudowłosa kobieta. Była naprawd pikna i poruszała si z rzadko
spotykan gracj. Spojrzała na Peggy, mrugnła do niej i palcem wskazujcym nakreliła jaki
zabawny kabalistyczny znak. W powietrzu błysnł niebieskawy płomyk. Wszyscy obecni w sklepie
zastygli w bezruchu, jakby skamienieli. Zamknli powieki i usnli na stojco z rkami, które
zatrzymały si wzniesione do góry.
— Posłuchaj — powiedziała rudowłosa pani, siadajc naprzeciwko Peggy Sue. — Nie mamy duo
czasu, poniewa przybywam z drugiego ko ca kosmosu i nie mog długo zachowywa kształtu,
który przybrałam, by ci si ukaza. Nazywam si Azena. Wiem, e widzisz duchy, została
wybrana do tej misji przez ludzi, którzy usiłuj chroni wszechwiat. Nie bdzie to łatwe, ale kto
musi stawi czoło Niewidzialnym. Ty posiadasz tak moc. Na razie nie jest zbyt potna, ale bdzie
si zwikszała, w miar jak bdziesz dorasta. Przekaesz j swoim dzieciom, a one swoim. Kiedy
bdzie was wystarczajco duo, by przeciwstawi si poczynaniom zjaw. Tak, kiedy... ale na razie
jeszcze przez długi czas bdziesz zupełnie sama i bdziesz musiała to znie. Niewidzialni bd ci
nienawidzi, a nawet zechc ci zabi... ale nie uda im si, bo otoczylimy ci czarem, który ci
chroni. Potnym czarem. Uwaga! Nie oznacza to jednak, e jeste niemiertelna. Duchy s
niebywale sprytne i bd starały si popchn ci do samobójstwa lub powodowa róne wypadki,
by ci zgładzi. Kiedy mówi, e nie mog ci zabi, to znaczy, e nie bd mogły ci zadusi
własnymi rkami albo zepchn w przepa z wysokiej skały. Jednak maj moliwo nakłonienia
kogo, by zrobił to za nich, albo spowodowa, e skała osunie si spod twych stóp. Rozumiesz? To
subtelna rónica, ale od tego zale y twoje ycie. Podobnie nie mog ci zmusi do popełnienia
jakiego cikiego przestpstwa, na przykład do zabicia kogo.
Było to bardzo skomplikowane! Peggy Sue opuciła głow. Obok niej Mama cigle spała.
— Wiem, e robimy ci niemiły prezent — westchnła jeszcze rudowłosa pani. — Musielimy
wybra jakie dziecko i padło na ciebie. Twoje oczy maj moc zadawania Niewidzialnym bólu. Z
czasem władza ta jeszcze si zwikszy... jeli tymczasem nie olepniesz. Poniewa duchy wiedz o
tym, bd usiłowały pozbawi ci wzroku. Nie roztrwo swojej energii wzrokowej, zanim
doroniesz, naucz si oszczdnie ni gospodarowa. Bd cierpliwa.
— Dlaczego Niewidzialni s li? — spytała Peggy.
— Poniewa tacy ju s — smutno odpowiedziała Azena. — Kiedy bdzie duo ludzi takich jak ty,
nie bdzie im ju łatwo bawi si kosztem innych. Ty jeste pierwsza, wic musisz by dzielna. Nie
zawsze jest wesoło by bohaterk. Zobaczymy si za kadym razem, gdy bdziesz musiała
zmienia okulary w sklepach takich jak ten.
Wyjła z kieszeni par okularów i zastpiła nimi te, które optyk miał włoy na nos Peggy Sue.
— Nie s to zwyczajne okulary — wyjaniła. — S niemal ywe i bd twoimi wiernymi
sprzymierze cami w walce, jak bdziesz toczy. Te szkła s w rzeczywistoci pozaziemskimi
kryształami, które maj wzmacnia sił twego wzroku. Kiedy obumr, przybd i przynios ci
nastpne.
Rudowłosa pani wstała, czule potargała włosy Peggy, a potem strzeliła palcami. ycie natychmiast
potoczyło si dalej, ludzie w sklepie otworzyli oczy. Niczego nie zauwayli.
Ilekro potem Peggy Sue musiała zmienia okulary korekcyjne, w sklepie ukazywała si Azena i
zajmowała miejsce optyka. Wszystko odbywało si zawsze w ten sam sposób: zatrzymywała na
chwil ycie ludzi, strzelajc palcami, potem badała oczy Peggy i zakładała jej okulary z nowymi
magicznymi szkłami.
Podczas ich ostatniego spotkania Peggy Sue zauwayła, e Azena wyglda na bardzo zmczon.
Zapytała, czy dobrze si czuje.
— Podróe w przestrzeni strasznie mnie wyczerpu-j — wyznała wróka, opuszczajc oczy. —
Prawd mówic, wyka czaj mnie i skracaj mi ycie o wiele lat. Musisz wic zrozumie, e nie
zawsze tu bd, by ci chroni.
¶
Jechały cały dzie przez puste równiny, cignce si a po horyzont. Julia popłakiwała, pocigajc
nosem, Peggy Sue starała si zapamita ostatnie słowa Niewidzialnego, owo dziwne ostrzeenie,
które rzucił przed znikniciem.
Co zwizanego ze sło cem? Nie, z olejkiem do opalania... z totaln ochron albo czym w tym
rodzaju.
Było to zupełnie bez sensu.
Wieczorem spały w przyczepie na skraju drogi. Nazajutrz te i nastpnego dnia równie. Peggy
zrozumiała, e Mama chce jak najbardziej oddali si od Chataugi, by uciec od plotek. Atmosfera
była nieprzyjemna, bo nikt si nie odzywał.
Niewidzialni byli... niewidzialni! Odkd wyjechały z kempingu, Peggy nie zobaczyła ani jednego.
Rzeczywicie, w regionach pustynnych rzadko si ich widuje, mówiła sobie. Tam gdzie nie ma
ludzi, nie mog płata swoich głupich figli.
¶
Wreszcie dojechały do Point Bluff, małej osady z domami w kwiatach. Była tu stara pompa
benzynowa z rczk, a przed aptek stał jaskrawo pomalowany drewniany Indianin. Było gorco,
wiatr podnosił ółty pył, który wbijał si w skór. Włanie wtedy złapały gum w prawym kole.
Nachylajc si nad opon, pani Fairway mruknła przez zby:
— Dziwne, mona by rzec, e jakie zwierz tak mocno przegryzło gum, e a przedziurawiło
dtk. Wida lady kłów.
Peggy Sue rozejrzała si dokoła. Bez trudu odgadła, co si stało: który z Niewidzialnych wyszedł z
ziemi tu przed samochodem i przegryzł dtk. Chce, ebymy si tutaj zatrzymały,
wywnioskowała. A wic to w tym miasteczku duchy szykuj swój nastpny figiel. Nie była
spokojna, bo przypuszczała, e Przezroczyci chc zrobi co bardzo nieprzyjemnego jeszcze przed
zim.
— Trudno — mruknła Mama. — Nie pojedziemy dalej. To miejsce wyglda bardzo sympatycznie.
Zatelefonuj do taty i powiem, e tu si zatrzymamy.
— To koszmarna dziura — marudziła Julia. — Nie sposób rozkrci w tej pipidówce duej firmy!
¶
Bez trudu znalazły nowy kemping z przyczepami.
Julia dostała prac w barze szybkiej obsługi obok kina na wieym powietrzu, Mama zaprowadziła
Peggy Sue do miejskiej szkoły i poprosiła dyrektora, by j przyjł. Jednak dyrektor wcale si do
tego nie palił. Szkolne papiery Peggy napawały go lkiem. Telefon do gimnazjum w Chataudze
wcale nie rozwiał jego obaw.
— Point Bluff jest spokojnym miasteczkiem — powtarzał, starajc si nie patrze Mamie w oczy.
— Nie mamy tu narkomanów ani włóczgów. Nasi uczniowie to miłe dzieciaki.
Mama musiała go błaga. Ustpił pod warunkiem, e po pierwszej wpadce wyrzuci Peggy Sue bez
ostrzeenia.
Nazajutrz Peggy siedziała wic w klasie wród nowych kolegów. Niepokoiła j nieobecno
Niewidzialnych. Co te knuj? Rozgldała si wokół siebie, by ich wypatrzy, ale na próno.
— Szukasz kogo? — spytała Sonia Lewin, ruda piegowata dziewczynka.
— N... nie — wyjkała Peggy.
— Nie bujaj — szepnła Sonia. — Przyznaj si. Matka przywiozła ci tutaj, bo chce ci rozdzieli z
twoim chłopakiem, prawda? Ale masz nadziej, e twój luby jako ci odnajdzie.
Sonia uwielbiała miłosne afery. Była gotowa pomóc kademu, kto przeywa udrki niespełnionej
namitnoci.
— Był od ciebie starszy, prawda? — nalegała. — Och! Rozumiem. Jedna z naszych dziewczt,
Monika Greyhold, przeyła to samo. Rodzice nie lubili jej boyfrienda i wywieli j do internatu
tysic kilometrów od Point Bluff. Była taka nieszczliwa, e schudła sze kilo... i kiedy wróciła
na wakacje Boego Narodzenia, oddała mi wszystkie swoje sukienki.
Po szeciu tygodniach Peggy Sue uwiadomiła sobie, e bardzo lubi Soni. Od lat nikt nie wykonał
w jej stron najmniejszego przyjaznego gestu. Tutaj, w Point Bluff, nie uwaano jej jeszcze za
niebezpieczn wariatk, za kogo, z kim nie mona si przyjani. Poniewa nie było
Niewidzialnych, mogła odpry si i zachowywa normalnie, nie robic co chwila jakich
gwałtownych gestów.
Nie wiedziała, jak długo to potrwa, ale było jej bardzo miło i zauwayła, e jak wszystkie
dziewczyny w jej wieku mieje si z głupich artów chłopców. Mike, Stanley, Hopkins, Dudley...
wszyscy zabiegali o jej wzgldy. Dudley był nieprawdopodobnie uroczy, miał w sobie ow
odrobin niemiałoci, która zdradza, e w gruncie rzeczy jest miłym chłopakiem. Robił, co mógł,
by rozmieszy Peggy, wymylajc przeróne dowcipy (czsto niezbyt zabawne!). Było to do
wzruszajce i dziewczynka udawała najlepiej jak potrafiła, e strasznie j to bawi.
¶
W Point Bluff uwaano Peggy za wielk podróniczk, bo nikt z tamtejszej młodziey nigdy nie
jechał autobusem. Bez przerwy pytano j, „jak jest gdzie indziej?”, i z trudem powstrzymywała si,
by nie powiedzie: „Gdzie indziej jest okropnie... poniewa s tam Niewidzialni”.
— Tutaj — narzekała Sonia Lewin — jest strasznie nudno. Nie ma co robi, nigdy nic si nie
dzieje.
— I nigdy nic nie bdzie si działo! — wrzasnli chórem chłopcy.
Peggy Sue poczuła ucisk w sercu. Jacy byli naiwni... niewinni. Chciałaby by równie beztroska jak
oni, mie tylko owe male kie problemy, jakimi yj: czy taki to a taki zaprosi tak to a tak do kina
pod gołym niebem? Czy na ostatniej pota cówce X naprawd pocałował Y?
— Widz po oczach, e jeste nieszczliwa — szepnła do niej Sonia Lewin. Mylisz o twoim
ukochanym? Jeli bdziesz o nim bardzo mocno mylała, wreszcie ci odnajdzie, moesz mi
wierzy, to sprawa magii. Miło jest jak fale radiowe. Jestecie jak dwa telefony komórkowe
funkcjonujce na czstotliwoci, na której nikt inny nie moe odbiera.
Była urocza i Peggy Sue nie miała wyprowadzi jej z błdu. A poza tym było jej przyjemnie, e
kto uwaa, i ona, która nigdy nie miała powodzenia, ma chłopaka od serca.
Na tym pogodnym obrazie istniał jednak pewien cie . W gimnazjum nauczyciel matematyki
nazwiskiem Seth Brunch dawał si wszystkim we znaki. Wysoki, łysy, przeraliwie chudy, odnosił
si do uczniów z miadc pogard.
— W młodoci dostał jak matematyczn nagro-d — wyjaniła Sonia. — Przewróciło mu to
zupełnie w głowie. Od tej pory uwaa si za najmdrzejszego człowieka w okolicy.
Mówiła prawd: Seth Brunch rzeczywicie uwielbiał upokarza uczniów. Wzywał ich do tablicy i
kazał rozwizywa zawiłe zadania. Podczas gdy nieszcznicy pocili si, obracajc w palcach
kawałek kredy, szydził z nich niemiłosiernie. Po jakim czasie wrzeszczał: „Wystarczy!”, i
rozwizywał zadanie w trzy sekundy.
— Co za durnie — wzdychał. — Mona si załama z rozpaczy. Gdybym uczył psy, błkajce si
po ulicach naszego miasta, albo krowy przeuwajce pokarm na łkach, osignłbym lepsze
wyniki. Laboratoryjny szczur jest inteligentniejszy od was. Przez nieuwag kto musiał was
napromieniowa w niemowlctwie. Chyba brak wam pitej klepki.
Potem robił przeraon min i dodawał:
— A moe nie jestecie w pełni ludmi?
Te niewybredne arty sprawiały mu najwyraniej ogromn przyjemno. Peggy Sue uznała, e jest
antypatyczny. Jednak nie odsdzała go definitywnie od czci i wiary. Wiedziała, e niektórzy
nauczyciele, terroryzowani po kryjomu przez uczniów, zachowuj si w taki sposób, by ukry swój
strach przed nimi.
Pewnego wieczoru, wychodzc ze szkoły, zapytała swych nowych przyjaciół, czy nie sdz, e Seth
Brunch jednak przesadza.
Sonia Lewin wzruszyła ramionami.
— Co tu duo gada — westchnła — ten facet ma nieco racji. On jest genialny, a my wszyscy
jestemy po trosze kretynami. Seth Brunch potrafi z zawizanymi oczami rozgrywa równoczenie
dziesi partii szachów, a my, jak si to mówi, nie wyfruniemy przez otwarte okno. Jestemy
dziemi z Point Bluff. Na pewno nie jest to zagłbie inteligencji, gdyby tak było, wiat dawno by
dowiedział si ju o tym.
Peggy Sue nie podzielała ich pesymizmu.
Jej ycie nie było jednak łatwe. Zdawała sobie spraw, e jest ładna (jak zdejmie te cholerne
okulary!), ale nie na wiele si to zdało, bo chłopcy czuli przed ni respekt. Chłopcy zazwyczaj nie
znosz dziewczt „skomplikowanych”, a ona niestety zaliczała si włanie do tej kategorii. Poza
tym miała tyle kłopotów, e trudno jej przychodziło by wesoł i zabawn jak koleanki z klasy.
— Nie jeste cool! — czsto mawiali jej koledzy. — Wygldasz tak, jakby cigle siedziała na
bombie, która lada chwila moe wybuchn!
Jak mogłaby im wyjawi, e tak włanie jest?
Poza tym jej rodzina! Mama, Julia, która patrzyła na ni jak na jakie dziwne zwierztko, Tata
zawsze nieobecny, zawsze zmczony... Niekiedy czuła si bardzo samotna.
Jednak nie załamywała si. Wiedziała, e gdzie daleko, na drugim ko cu wszechwiata, s osoby,
które na ni licz. Przede wszystkim rudowłosa wróka Azena.
¶
Pewnego popołudnia Peggy Sue, Sonia i chłopcy poszli po lekcjach nad rzek i włoyli kostiumy
kpielowe.
— Kpa si tu nie mona z powodu niebezpiecznych wirów — wyjaniła ruda dziewczynka — ale
w tym miejscu człowiek lepiej si opala, bo biały piasek odbija promienie słoneczne. Dziki temu
mona si opali nawet pod brod. Chod, dam ci olejek do opalania.
Peggy poczuła, e ciska j w dołku. Słowa „olejek do opalania” przypomniały jej to, co powiedział
Niewidzialny, który przyszedł jej pogrozi tu przed wyjazdem z Chataugi. Usiłowała ukry
niepokój. Moe to zwykły zbieg okolicznoci?
— Cigle masz tak tajemnicz min — szepnła Sonia, rozkładajc rcznik kpielowy. —
wietnie si czuje, e naleysz do dziewczt z bujn przeszłoci. Moe kiedy zawierzysz mi
swoje sekrety?
Lepiej nie, pomylała Peggy, gdybym to zrobiła, natychmiast przestałaby si mia... i to na
zawsze.
Sonia wycignła si na piasku, otworzyła podrcznik do matematyki i połoyła go sobie na czole,
by si zasłoni od sło ca.
— Oto co nazywam inteligentnym opalaniem si — owiadczyła.
W tej samej chwili Peggy wydało si, e kto za ni zamiał si szyderczo. Drgnła. Rozpoznałaby
ten miech poród tysicy... był to miech Niewidzialnego.
Nazajutrz nauczyciel matematyki jak zawsze spacerował midzy ławkami. Co par kroków
pochylał si nad którym z uczniów i zgitym palcem wskazujcym pukał mu w głow.
— Puk-puk! — szydził — czy co tu jest? Tak głucho dudni, e chyba jest tu całkiem pusto!
Kiedy przyszła kolej na Soni Lewin, dziewczyna zrobiła si purpurowa ze wstydu. Nie ulegało
wtpliwoci, e robi, co moe, by si nie rozpłaka.
Podczas weekendu Seth Brunch zabłysnł w wielkiej sali merostwa, gdzie odbywał si turniej
szachowy. Z zawizanymi oczami grał „na lepo” przeciwko pitnastu przeciwnikom. Operacje
wykonywał w pamici i bez najmniejszego trudu wygrał wszystkie partie.
— Co za umysł! — rozległy si szepty.
Peggy Sue, która przyszła na ten popis w towarzystwie matki i siostry, miała wraenie, e ludzie s
dumni z Setha Bruncha, a zarazem zawstydzeni jego obecnoci. Dumni, poniewa inteligencja
nauczyciela dodawała blasku ich społecznoci, a zawstydzeni, poniewa wszyscy czuli si przy nim
okropnymi ignorantami. Zreszt Brunch nie był wcale skromny. Po swym triumfalnym zwycistwie
przeparadował midzy stolikami z pogardliwym umieszkiem na ustach, jakby mylał: „Było to dla
mnie zbyt łatwe, marni z was gracze”.
Nastpnego ranka nad Point Bluff, a dokładnie rzecz biorc nad merostwem, na niebie zawisło
sło ce, sło ce grozy.
Zaczynała si inna rozgrywka: tym razem to Niewidzialni mieli przestawia pionki na szachownicy
strachu.