Sylwetka Javiera Solany
Transkrypt
Sylwetka Javiera Solany
Sylwetka Javiera Solany Robert Sołtyk, Luksemburg 11-05-2005, ostatnia aktualizacja 11-05-2005 10:25 Nie czujcie się jak niechciane dzieci! Polacy mają Wspólnocie Europejskiej bardzo wiele do zaoferowania - mówi Javier Solana, który dziś otrzyma tytuł Człowieka Roku "Gazety Wyborczej" W Luksemburgu tłum jest większy niż zwykle. Zjechali dziennikarze, dyplomaci i ministrowie spraw zagranicznych całej niemal unijnej dwudziestkipiątki. Dzień wcześniej, czyli 25 kwietnia, odbyła się ceremonia podpisania umów członkowskich z Rumunią i Bułgarią. Javiera Solany też nie mogło zabraknąć. To Hiszpan od ponad pięciu lat jest sekretarzem generalnym Rady UE i zarazem wysokim przedstawicielem ds. wspólnej polityki zagranicznej i bezpieczeństwa. Te długie tytuły można krótko streścić - koordynator unijnej dyplomacji, która rodzi się w bólach od unijnego traktatu w Amsterdamie w 1997 r. Jeśli od 1 listopada 2006 roku wejdzie w życie unijna konstytucja, stanie się pierwszym w dziejach Europy "ministrem" spraw zagranicznych. Tym, pod którego numer telefonu mają dzwonić z Waszyngtonu. Dyplomata w każdym calu Hiszpan od rana konferuje przez telefon, podpisuje dokumenty. Co chwila ktoś wchodzi do gabinetu. W końcu daje głową znak, że jest gotowy, prosi o kolejną kawę. - Proszę pozdrowić Adama Michnika i życzyć mu zdrowia - zaczyna. 11 maja Solana odbierze w Warszawie tytuł Człowieka Roku "Gazety Wyborczej". To nie będzie jego pierwsza wizyta w Polsce, którą - jak podkreśla - darzy szczególnym sentymentem z racji naszej wielkiej, choć bolesnej historii. Prezydent Aleksander Kwaśniewski (wielki przyjaciel) gościł Hiszpana z całą rodziną na wakacjach, pokazywał mu nasz kraj. Solana ma z tego pobytu miłe wspomnienia. Uśmiecha się, patrząc prosto w oczy, szybko nawiązuje kontakt, choć nie jest łatwo zrozumieć jego angielski (po francusku także mówi z silnym akcentem). Jest dyplomatą uwodzicielem. To pierwsza cecha "metody Solany". Marzenia w czasach Franco Javier Solana Madariaga urodził się 14 lipca 1942 roku w dość zamożnej rodzinie madryckich profesorów. Sam też został profesorem fizyki. - Pasjonowała mnie teoria, niemal filozofia, a nie doświadczenia. Po wielkim wuju, Salvadorze de Madariaga, jednym z ojców założycieli europejskiej integracji, odziedziczył zarówno pasję do budowania wspólnej Europy, jak i siłę politycznych przekonań. - Żyć w latach 40. i 50. w Madrycie za rządów Franco, gdy pochodziło się ze środowisk sprzeciwiających się dyktaturze, nie było łatwo, choć nie można powiedzieć, byśmy zbytnio cierpieli. Ponieważ ojciec miał zamknięte drzwi na uczelnie wyższe, uczył chemii w liceum - opowiada Solana. - Sam już jako student byłem jednym z przywódców ruchów niezależnych i nieraz mnie za to wyrzucano z uczelni. Gdy za poglądy i działania polityczne zmuszono 20-latka Solanę do wyjazdu z kraju, kontynuował studia i pracę jako fizyk najpierw we Francji, a potem w USA. - Wróciłem do Hiszpanii, gdy reżim się kończył, a Franco miał zaraz umrzeć. Pozwolono mi uczyć fizyki na Uniwersytecie w Madrycie. To Solana i jego żona Concepcion Gimenez pod koniec lat 60. otworzyli drzwi swojego madryckiego mieszkania przyszłemu premierowi Felipe Gonzalezowi i jego przyjaciołom, młodym lewicowcom z Sewilli zwanym "sevillanos". Razem z Gonzalezem chcieli skupić w jednej partii rozproszone grupki socjalistów. - Wiedzieliśmy od razu, że demokratyczna Hiszpania musi zwrócić się ku Europie. Z takim programem jako nr 2 w Madrycie, tuż za Felipe Gonzalezem, zostałem deputowanym do Kortezów. W parlamencie razem uczestniczyliśmy w pracach nad przygotowaniem projektu konstytucji. Proamerykański realista z lewicowymi zasadami Po raz pierwszy ministrem został w grudniu 1982 roku, gdy socjaliści Gonzaleza zdobyli władzę. Odtąd wciąż pnie się w górę. W lipcu 1992 r. został szefem hiszpańskiej dyplomacji. Zdobył uznanie zarówno w stolicach europejskich, jak i w Waszyngtonie. W grudniu 1995 roku ten niegdyś przeciwnik USA i przynależności Hiszpanii do NATO stanął na czele Sojuszu. - Nie musiałem nikogo do siebie przekonywać. To Bill Clinton zadzwonił i zaproponował mi stanowisko sekretarza generalnego NATO. - Co to znaczy być socjalistą dziś? - pytam Solanę, który mimo europejskich funkcji nadal ma partyjną legitymację. - Inteligentni ludzie powinni się trzymać pewnych pryncypiów. Choć dziś świat jest inny niż w latach 60. czy 80. - to świat zglobalizowany, świat nowoczesnych mediów i liberalnego rynku. Ale to nie znaczy, że nie potrzebuje sprawiedliwości, ochrony prawa, a przede wszystkim współczucia dla innych, biedniejszych. - A dlaczego w młodości był Pan antyamerykański? - Większość Hiszpanów pamięta Amerykanom, że w czasach zimnej wojny wspierali Franco i jego dyktaturę. Gdy Eisenhower był w Madrycie, nie miał nawet chwili na spotkanie z opozycją. Stąd uczucia antyamerykańskie w Hiszpanii. Po wejściu Hiszpanii do EWG i NATO zmieniłem zdanie, bo zmienił się świat. Pragmatyzm, a zarazem wierność podstawowym wartościom to drugi element składający się na "metodę Solany". Dlatego Hiszpan odrzuca dziś współczesny antyamerykanizm części europejskiej lewicy. - Na byciu "anty" wiele się nie zbuduje. Związki Europy z USA muszą być solidne i przyjazne. Patrzymy na świat w ten sam sposób co Amerykanie, razem możemy lepiej rozwiązywać światowe problemy. Zawsze możliwe jest wyjście W NATO w latach 1995-99 Solana przetrwał wojnę w Bośni i Kosowie, zaczął przystosowywanie Sojuszu do nowych warunków geopolitycznych po upadku ZSRR, wreszcie po raz pierwszy przysłużył się Polsce, otwierając nam drzwi do Kwatery Głównej w Brukseli. - To wszystko nie było takie proste - opowiada Hiszpan, przypominając, ile dyplomatycznej przebiegłości potrzebował, by w okresie napiętych stosunków wokół wojen na Bałkanach uzyskać zgodę Władimira Primakowa na powstanie Rady Rosja - NATO i oswoić go z myślą, że Polska, Węgry i Czechy mają miejsce w Sojuszu. - Rozmawiałem z nim o tym przez prawie rok. Na koniec osiągnęliśmy rodzaj konstruktywnej przyjaźni. - Walnął Pan kiedyś pięścią w stół i wyszedł? - Potrafię pokazać drugiej stronie, jakie są nieprzekraczalne granice. Czasami to skutkuje, czasem nie. Choć się do tego głośno nie przyzna, najtrudniejsze dla Solany były lata 2002-03 r., gdy jako koordynator unijnej dyplomacji patrzył bezsilnie, jak europejscy sojusznicy - Niemcy i Francuzi z jednej strony, a Brytyjczycy, Hiszpanie (za Aznara) i Polacy z drugiej - podzielili się wokół wojny w Iraku. Choć Unia Europejska od 1991 r. nie miała wobec Saddama Husajna uzgodnionej polityki, to spór o obalenie dyktatora przez Amerykanów i jego konsekwencje dla światowej polityki był dla Solany jak policzek. Pokazał, jak mizernymi środkami dysponuje. Gdy Europa patrzy na Wschód Jego największy sukces? Obserwatorzy w Brukseli są zgodni: mediacja w Kijowie i pokojowe zakończenie sporu o wybory prezydenckie na Ukrainie. Z mocną polską pomocą. - Kto zadzwonił pierwszy? Pan czy prezydent Kwaśniewski? - pytam. - Zaczęło się od tego, że byłem w Parlamencie Europejskim i tam podczas debaty o Ukrainie niektórzy polscy przyjaciele przekonywali mnie, że musimy coś zrobić razem. Wróciłem do biura, zaczęliśmy rozmowy. Nie pamiętam, kto zadzwonił, ale ustaliłem z Kwaśniewskim, że pojedziemy do Kijowa razem. Pierwsza runda mediacji nie była bardzo udana, ale postanowiliśmy kontynuować. - Negocjacje "okrągłego stołu" odbywały się w Kijowie po rosyjsku. Jako jedyny potrzebowałem słuchawek i tłumacza, bo Polacy, Ukraińcy i Rosjanie mówili między sobą po rosyjsku, i to bardzo szybko - śmieje się Hiszpan. - Druga rzecz: wszyscy przy stole się znali, zwłaszcza Ukraińcy, bo niegdyś rządzili razem. Nie było "nowicjuszy". Kluczem w negocjacjach było uświadomienie Kuczmie, że nie ma innego wyjścia niż powtórzenie drugiej tury wyborów. Aż w końcu sam to zrozumiał. - Czy Ukraina będzie kiedyś w Unii Europejskiej? Jakie są granice integracji? - Nie chcę wygłaszać oświadczeń, które przyszłość zdemaskuje. Były czasy, gdy nie wyobrażano sobie Hiszpanii w EWG. Były też czasy, gdy w Unii Europejskiej nie wyobrażano sobie Polski. Ale w krótkim czasie od upadku muru berlińskiego dynamika wydarzeń na świecie, zwłaszcza w Europie, była taka, że jesteśmy dziś w Unii razem. A wojska NATO są w Afganistanie, co gdy byłem szefem Sojuszu, wielu uważało za niemożliwe. Historia, którą zapisujemy każdego dnia, może zarówno przyspieszyć, jak i zwolnić. - Czy zwolni tempo, jeśli zostanie odrzucona konstytucja europejska? Jak wytłumaczyć wahania Europejczyków? - Te wahania, we Francji, w Holandii czy innych krajach nie są wymierzone w was. Wyzbądźcie się poczucia niechcianych dzieci! Polacy mają wspólnocie europejskiej bardzo wiele do zaoferowania. A debaty wokół konstytucji dotyczą wielu problemów, z których znaczna część w ogóle konstytucji nie dotyczy. Ten urzędowy optymizm Solana wyznaje wtedy, gdy pytam o Rosję i tendencje autorytarne Putina. Gdzie my widzimy nostalgię za imperium i przejście do porządku dziennego nad stalinowskimi zbrodniami, Solana dostrzega "zdeterminowanie Putina, by pchnąć Rosję do przodu, ku - jak mówi - wartościom europejskim". Hiszpan dodaje dyplomatycznie: - Pojednanie z Rosją, ułatwienie Rosji stania się częścią naszego systemu, to spoczywająca na nas wszystkich odpowiedzialność. Rosja nowoczesna, zwrócona ku wartościom, które my wyznajemy, jest potrzebna zarówno samej Rosji, jak i nam. Gdy rozmawiałem ostatnio w Soczi przez kilka godzin z prezydentem Putinem, powiedziałem mu: "To, że rządzi się krajem, który ma ropę naftową, może być błogosławieństwem, ale to także niesie pewne utrudnienia. Bo tak łatwo zdobywa się pieniądze, że nie czuje się obowiązku, by tworzyć siatkę przedsiębiorstw i firm, które z kolei budują klasę średnią, konsolidując społeczeństwo". Ropa tworzy zarówno ludzi bardzo bogatych, jak i bardzo biednych. - A imperia? - W Europie należą do przeszłości. Robert Sołtyk, Luksemburg