Miecz ducha. Nikodem Cieszyński 1886

Transkrypt

Miecz ducha. Nikodem Cieszyński 1886
[Druk: Byli wśród nas, red. F. Lenort, Poznań 1978, s. 99-109.
Artykuł ten został wcześniej również wydrukowany
w „Przewodniku Katolickim” 44(1967), s. 395-397,
pt. „Ks. Nikodem Cieszyński w 25 rocznicę śmierci”.
Poniżej jest on przedstawiony jeszcze raz, gdyż istnieją pewne różnice
co do zawartego w nich materiału i treści.]
„Miecz ducha”
(Nikodem Cieszyński 1886-1942)
Ignacy Posadzy
Na ścianie kościoła Pana Jezusa w Poznaniu od strony ulicy Kramarskiej widać
tablicę z napisem: „Przy tym kościele mieszkał i działał jako rektor od 1922 do 1941 roku
Ks. Nikodem Cieszyński, kaznodzieja, literat, redaktor «Roczników Katolickich».
Urodzony 3 IX 1886 roku. Zginął 23 IX 1942 r. w więzieniu w Rawiczu za Wiarę
i Ojczyznę”. Te krótkie słowa streszczają bogate dzieje życia jednego z najbardziej
zasłużonych kapłanów wielkopolskich.
Ks. Cieszyński urodził się w Koźminie. Jego ojciec Dionizy, rolnik z zawodu,
posiadał niemałe zdolności artystyczne i literackie. Świadczy o tym obszerny własny
życiorys napisany przez niego pięknym polskim językiem. Również dziadek i pradziadek
ks. Cieszyńskiego pisywali interesujące kroniki odnoszące się do historii Koźmina.
Do gimnazjum młody Nikodem uczęszczał w Koźminie i Krotoszynie. Nauki pobierał
w języku niemieckim. Toteż każdą nadwyżkę czasu przeznaczał na lekturę dzieł pisarzy
polskich - Mickiewicza, Syrokomli, a przede wszystkim Sienkiewicza. Dzięki tej lekturze
rozkochał się w pięknie języka polskiego. Pisał nawet wiersze i krótkie komedie, które
odgrywano w gronie gimnazjalistów. Pasjonowały go obce języki. Uczenie się języków
stanie się z czasem jego pasją.
Już w czasie swego pobytu w gimnazjum krotoszyńskim, słynącym z pięknych
polskich tradycji, pociąga go aktywna działalność patriotyczna. Zostaje członkiem
konspiracyjnej organizacji młodzieżowej im. Tomasza Zana. Członkowie tej zasłużonej
organizacji uczyli się języka, literatury i dziejów polskich. Równocześnie kształcili
tężyznę moralną i fizyczną z myślą o jutrzence nowej, wolnej Polski. Nikodem jest
jednym z najbardziej dynamicznych członków T.T.Z. Koledzy widzą w nim człowieka
mocnego charakteru i chętnie poddają się jego wpływom. Nie dziw prze-[s. 99]to,
że później z okazji zjazdów koleżeńskich proszą go o kazanie w czasie nabożeństwa
odprawianego w ich intencji1.
W roku 1906 po złożeniu egzaminu dojrzałości zgłosił się do seminarium
duchownego w Poznaniu. Obok studium filozofii i teologii poświęcał dużo czasu nauce
języków oraz pracy literackiej.
Zajmował się też ruchem abstynenckim, szerząc jego ideał wśród kleryków.
Dla pogłębienia znajomości tego ruchu był w stałym kontakcie z ks. Kazimierzem
Niesiołowskim z Pleszewa, prezesem Związku Księży Abstynentów na diecezję
gnieźnieńską i poznańską.
W roku 1907 w „Miesięczniku dla Popierania Wstrzemięźliwości” ukazuje się jego
artykuł zwalczający używanie napojów alkoholowych. Nieco później tłumaczy pracę
Augustyna Eggera „Duchowieństwo a walka z alkoholizmem”.
31 I 1910 roku otrzymuje w Gnieźnie święcenia kapłańskie z rąk biskupa Edwarda
Likowskiego. Władza duchowna przeznacza go do pracy duszpasterskiej w Poznaniu.
Pełni kolejno obowiązki wikariusza przy kościele Matki Boskiej Bolesnej, przy kościele
Bożego Ciała, a od roku 1913 w parafii katedralnej. W roku 1915 obejmuje prebendę przy
kościele Dominikanów (dziś kościół Jezuitów). W roku 1922 przejmuje rektorat kościoła
Pana Jezusa. Obowiązki te pełni do roku 1941 - do chwili aresztowania przez gestapo.
Poznałem ks. Cieszyńskiego z początkiem 1921 roku, kiedy zostałem wikariuszemmansjonarzem przy kościele farnym w Poznaniu. Zaofiarował mi od razu swoją przyjaźń.
Ta przyjaźń wycisnęła na moim życiu kapłańskim dość wyraźne piętno. Uważam sobie za
wielką łaskę, że na drodze mego życia spotkałem takiego przyjaciela.
Byłbym zawsze pełny podziwu dla jego wartości ludzkich, jego charakteru, dla jego
głębokich zasad moralnych. Była to w pełni ukształtowana osobowość. Posiadał wybitną
kulturę religijną oraz społeczno-towarzyską. Był prosty i bezkompromisowy. Kochał
prawdę, nie znosił fałszu, obłudy. Stąd nieraz jego słowa prawdy, otwarcie
wypowiedziane, spotykały się z przykrą reakcją. Wszyscy jednak byli pełni uznania dla
jego prostolinijności.
Miał wielkie poczucie piękna, zwłaszcza w muzyce i w malarstwie. Kochał
przyrodę, bo widział w niej odblask piękna Bożego. Był zawsze radosny. Mawiał,
że nazwisko jego zobowiązuje go, by był siewcą radości. Chętnie też przytaczał słowa
Bernanosa: „Chrześcijanie, gdzie, do licha, kryjecie swoją radość? Trudno uwierzyć,
że to wam, i to wam jedynym, przyrzeczona została radość Pana”.
Nigdy nie zrażał się trudnościami. Uważał, że Bóg zsyła trudności, by nam dać
okazję do zasługi. Był karnym wobec siebie. Uważał, że karność sprzyja porządkowi,
wzmacnia wolę, nagina ją do obowiązku i cnoty. [s. 100]
Ustanowił sobie regulamin dnia, którego przestrzegał skrupulatnie.
Był maksymalistą, nastawiony na to, by od siebie wymagać jak najwięcej. Przyswoił sobie
hasło dra Tarnawskiego, założyciela Kosowa: „Władaj sobą”. W tym celu uprawiał
codziennie gimnastykę, po południu rąbał drzewo, idąc tu za wzorem biskupa Antoniego
Laubitza. Często uprawiał głodówkę.
Promieniował serdecznością. W obejściu był bezpośredni i wyrozumiały. Potrafił
zdobywać sobie ludzi i zawsze miał wkoło siebie oddanych przyjaciół. Szczycił się
osobistą przyjaźnią nawet z wielu wybitnymi uczonymi za granicą.
Żywił prawdziwy pietyzm dla każdego człowieka. Ze szczególną czcią odnosił się
do wszelkiej biedy ludzkiej, do wszystkich ludzi upośledzonych. Mawiał, że „każdy jako
klejnot ma być strzeżony, bo każdy człowiek klejnotem jest dla innych”. Żaden ubogi nie
odchodził bez wsparcia od jego drzwi. Wielu biednym, bezrobotnym osobiście niósł
pomoc materialną. Darzył ludzi serdeczną przyjaźnią. Ta przyjaźń posiadała wszystkie
cechy chrześcijańskiego apostolstwa. Nawiązując kontakty z ludźmi, miał zawsze na oku,
by pełniły one funkcję wychowawczą.
W trosce o człowieka brał on nadal czynny udział w akcji antyalkoholowej. W roku
1914 wydał studium pt. „Kościół a nowoczesny ruch przeciwalkoholowy”, w którym
opisuje rozrost ruchu przeciwalkoholowego pod opieką Kościoła.
W swych przemówieniach często piętnował alkoholizm jako źródło zła. „Walka
z alkoholizmem to dla Kościoła i narodu walka o najwyższe dobra, można by powiedzieć:
walka o byt. Cóż bowiem stanie się z młodzieżą, z rodziną, z cnotą, z całym praktycznym
chrześcijaństwem, jeżeli lud coraz głębiej zapadać się (będzie w bagnie alkoholizmu?”
W samym Poznaniu zorganizował „Towarzystwo Wstrzemięźliwości”, którego
został prezesem. Jako młody kapłan uczęszczałem na te zebrania. Podziwiałem zawsze
zapał prezesa, który przez swoje wykłady i nawoływania bezustannie pracował nad tym,
by jak najwięcej ludzi pozyskać dla tego ruchu.
Brał również udział w międzynarodowych zjazdach przeciwalkoholowych m. in.
w Sztokholmie. Zapoznał się tam z prof. Józefem Kostrzewskim, późniejszym odkrywcą
Biskupina, który był również propagatorem abstynencji. Od tego czasu łączyła obu
serdeczna przyjaźń.
Ks. Cieszyński kochał swoje powołanie kapłańskie. Lubił mawiać, że przypada mu
do serca szczególnie jeden tytuł: „ojciec duchowny”. O niego nie mogą się ubiegać ani
prezydenci, ani wodzowie narodów. Z głęboką czcią obchodził rocznicę swoich święceń.
Przenosił się wówczas myślą do [s. 101] katedry gnieźnieńskiej i w pamięci odtwarzał tę
chwilę, kiedy Duch Święty konsekrował jego duszę, znacząc ją niezmazalnym
znamieniem kapłaństwa.
Jako młody kapłan ks. Cieszyński rzucił się z pasją w wir pracy duszpasterskiej.
O jego gorliwości świadczą oceny kompetentnych proboszczów nadesłane do kurii
poznańskiej.
Ks. prob. Rankowski referuje 14 IV 1914 r.: „Z czynności kapłańskich
ks. Cieszyńskiego biła zawsze szczera pobożność i bogomyślność. Z zamiłowaniem uczył
dzieci religii, zręcznie pracował na polu społeczno-kościelnym, szczególnie w dwóch
towarzystwach żeńskich i w towarzystwie młodzieży męskiej. Ponadto krzewił z wielkim
zapałem w towarzystwie «Wyzwolenie» myśl zupełnej wstrzemięźliwości od alkoholu”.
Ks. Franciszek Ruciński, rządca parafii archikatedralnej, donosi 14 I 1915 r.:
„Charakter jego czysty i prawdziwie (kapłański, usposobienie zgodne i miłe w pożyciu
z konfratrami. Jest on kapłanem pełnym wzniosłych ideałów, gorliwy w głoszeniu słowa
Bożego, z wielką starannością i pilnością opracowujący swe kazania. Działa bardzo
gorliwie przez szerzenie wstrzemięźliwości, której sam był wzorowym przedstawicielem”.
Ks. Cieszyński pragnął zawsze stać na wysokości swego powołania. Stąd przestrzegał
skrupulatnie ćwiczeń duchownych. Wstawał punktualnie o godzinie 5.30 rano.
Rozmyślanie odprawiał najchętniej z Pisma świętego lub z pism Ojców Kościoła.
W południe i wieczorem schodził do kościoła na modlitwę, na intymny dialog
z Chrystusem-Kapłanem. Nigdy nie dopuścił, by nawał pracy przeszkodził mu w tym
dialogu.
Pragnął realizować w swoim życiu kapłańskim pełne chrześcijaństwo.
Niejednokrotnie powtarzał z ambony, że ludzkość odwróci się plecami od dogmatów,
sakramentów i chrześcijaństwa, jeśli się nie ukaże jej chrześcijańskiego stylu życia.
Podkreślał też, że Kościół potrzebuje dziś o wiele więcej wyznawców i realizatorów
Ewangelii niż apologetów.
Eucharystia była źródłem jego mocy kapłańskiej, przedmiotem jego kapłańskiej
pobożności. Interesowały go wszelkie przejawy ruchu eucharystycznego w Kościele
Powszechnym. Dlatego też tak bardzo mu zależało, by uczestniczyć w międzynarodowych
kongresach eucharystycznych. Był więc w roku 1914 na Kongresie w Lourdes. Wrażenia
z tej podróży opisał w książce „Z naszej podróży do Lourdes” (1916).
W roku 1930 uczestniczyliśmy wspólnie w Kongresie Eucharystycznym
w Kartaginie. Misjonarze pracujący na Czarnym Lądzie mówili tam o głodzie
eucharystycznym swoich wiernych. Już nie wystarczają cyboria ani kielichy, trzeba
konsekrować w specjalnych koszach. „Co bym dał, żebym mógł zostać misjonarzem
w Afryce” - powiedział do mnie.
Pamiętam też naszą wycieczkę na miejsce działalności św. Augustyna. [s. 102]
Z wielkim rozrzewnieniem odczytywał mi najpiękniejsze zdania o Eucharystii
napisane przez wielkiego biskupa Hippony. Opis tych podniosłych uroczystości
kongresowych znalazł się w książce „Pod błękitami Włoch i Afryki” (1930).
W roku 1932 był na Kongresie w Dublinie, a dwa lata później w Buenos Aires.
Podróż tę opłacił mu kardynał Hlond. Uczynił to w dowód uznania dla jego zasług dla
sprawy Kościoła. Ks. Cieszyński zwiedził przy tej okazji niektóre miasta Brazylii
i Argentyny. Zapuszczał się też w głęboki interior, gdzie wyszukiwał polskich
wychodźców. Był zaskoczony ich osiągnięciami. Smutkiem napełniało go ich opuszczenie
duchowe, głównie z powodu braku polskich kapłanów. Wrażenia z tej podróży opisał
w interesującej książce „W cieniu palm i piniorów” (1935).
W roku 1938 byliśmy na Kongresie Eucharystycznym w Budapeszcie. Legatem
papieskim był (kardynał Eugeniusz Pacelli. Pamiętam przemówienie legata ma
zakończenie Kongresu: „Dawać własnym życiem świadectwo o Chrystusie - to najlepszy
dowód ukochania Syna Człowieczego”. Obaj entuzjazmowaliśmy się tymi słowami.
Ks. Cieszyński był znanym kaznodzieją. Powiedziano, że „poetae nascuntur,
oratores fiunt” - poeci się rodzą, a mówcy się stają. Szeroka wiedza, bystry umysł,
gorącość serca, poczucie piękna, szczery entuzjazm dysponowały go na dobrego mówcę.
Mimo to przygotowywał swe kazania z wyjątkową sumiennością. Jego kazania
wygłaszane pięknym, dźwięcznym głosem działały nie tylko na rozum, ale także na
uczucie, zdobywając serca słuchaczy.
Ks. Cieszyński posiadał bujną i bogatą wyobraźnię. Rzeczy abstrakcyjne
przedstawiał barwnie, prawie dotykalnie. Używał często porównań, zmuszał do myślenia.
Używał licznych przykładów, pobudzając swych słuchaczy do czynu. Posiadał wyjątkową
znajomość i bogactwo języka. Wykorzystywał po mistrzowsku wszystkie formy
artystyczne, by prawdy głoszone zapadały jak najgłębiej do dusz.
Był to wybitny talent krasomówczy. Ten talent sprawiał, że wkoło jego ambony
gromadzili się zawsze liczni słuchacze żądni świetnego wykładu doktryny katolickiej,
jak również znakomitej wymowy.
Jego kazania odznaczają się religijnym namaszczeniem, a często głębokim
patriotyzmem. Miał styl podniosły i wyjątkowo barwny. W tym stylu wyrażały się jego
osobowość, jego dynamiczny temperament. Niejednokrotnie zarzucano jego stylowi
zbytnią kwiecistość. Był jednak w tym rozumny umiar. Sam ks. Cieszyński tak oceniał
kaznodziejstwo: „A i kazania należą bez wątpienia w pewnym stopniu do dzieła
twórczości artystycznej, jak to wykazuje dowodnie jeden z najwybitniejszych profesorów
literatury naszej ojczystej, prof. Wilhelm Bruchnalski, umieszczając [s. 103] znakomity
«Rozwój wymowy w Polsce* w najnowszych «Dziejach literatury pięknej w Polsce» (...)
Uważam, opierając się na dziejach kaznodziejstwa, że także formie kaznodziejskiej
potrzeba pewnego postępu, a najpewniej winien on się oprzeć o Pismo święte,
nie lekceważąc zdobyczy najnowszej literatury pięknej. Trzeba nam zawsze pamiętać,
że każda epoka ma swoje oblicze duchowe i na nie należy także zwracać uwagę, o ile na
to pozwalają zasady retoryki kościelnej”1.
Opracowując swe kazania ks. Cieszyński nie opierał się na żadnych gotowych
wzorach. Pragnął być oryginalnym co do formy jak i do treści. Oto jego wypowiedź: „Jeśli
chodzi jeszcze o źródła czy wzory, to podkreślamy, że jesteśmy zwolennikami
bezwzględnej samodzielności a wrogami przepisywania choćby dwóch stronic, choćby
z najwybitniejszych kaznodziejów, że nie pochwalamy w tym względzie metody
niektórych sławnych kaznodziejów, których «odsłonięcia» prędzej czy później dokona
uczciwa krytyka”2.
Z konsekwentną systematycznością wykładał prawdy wiary. Wychodził
z założenia, że istnieje wielka ignorancja w zakresie znajomości dogmatów
i chrześcijańskiej moralności. W swych kazaniach poruszał on na ogół wszystkie
ważniejsze zagadnienia życiowe. W czasie swej pracy duszpasterskiej poznał na wylot
psychikę człowieka. Poznał jego bóle i radości, jego troski i obawy. Stąd w kazaniach
swoich często nawiązywał do spraw życia codziennego.
Miał odwagę mówić o wszystkim, co mu leżało na sercu. Potrafił umiejętnie
wywoływać odpowiednie nastroje duchowe, uczucia litości, podziwu czy żalu.
Niejednokrotnie z wielką odwagą i siłą piętnował nadużycia i występki nowych czasów.
Potępiał ze stanowczością społeczeństwo uchylające się od rodzenia liczniejszego
potomstwa.
Znał on dobrze Pismo święte, zarówno Nowy jak i Stary Testament. Czytał je
systematycznie, podkreślając w nim ważniejsze fragmenty. Stąd w swych kazaniach
przytaczał cytaty Pisma św. trafnie i z wielką umiejętnością. Wychodził z założenia,
że w nauczaniu prawd wiary trzeba sięgać do tekstów biblijnych, z których początek
bierze cała nauka Kościoła.
Będąc zakorzeniony w Bogu, przyszłość ogarniał pełnym, chrześcijańskim
optymizmem. Posiadał od Boga dar intuicji oraz orlej wnikliwości. I te właśnie cechy
pozwalały mu wyczuwać tętno czasu i widzieć w teraźniejszości zarysy przyszłości.
Bo przecież czasy, w których żył i działał, były już ciężarne nową epoką.
Już w roku 1923 wskazywał na niebezpieczeństwo faszyzmu. „Zachłanny faszyzm
toczy się niby lawina alpejska przez ugory narodów i co mu się przeciwstawia kruszy lub
stara się skruszyć i zgnieść”. Bezustannie też piętnował hipernacjonalizm jako ruch
godzący w godność człowieka. [s. 104]
W jakimś proroczym natchnieniu wołał: „Hitlera i jego towarzyszy dosięgnie
karząca prawica Boża”.
Ks. Cieszyński ze szczególniejszym staraniem opracowywał liczne kazania
Maryjne. Zawarte w nich głębokie myśli świadczą o tym, jak serdecznym uczuciem autor
darzył Matkę Najświętszą.
Cechowało go jakieś wyjątkowe zafascynowanie Polską. Przez tyle lat wraz
z całym narodem wyczekiwał oswobodzenia ojczyzny. Toteż po jej wyzwoleniu
przeżywał prawdziwą euforię niepodległości. Dał temu wyraz w swych przemówieniach
patriotycznych.
Powszechnym uznaniem cieszyły się jego przemówienia wygłoszone z okazji setnej
rocznicy zgonu Tadeusza Kościuszki i Henryka Dąbrowskiego. Prasa polska zamieściła je
w obszernych urywkach. Wyjątkowe jednak wrażenie wywarło jego przemówienie
w styczniu 1917 r. na nabożeństwie żałobnym za duszę Henryka Sienkiewicza w kościele
św. Jadwigi w Berlinie. Przecież Sienkiewicz to jego ulubiony i najbardziej ceniony
powieściopisarz.
„Oto Polska cała w żałobie u trumny Wieszcza, jak Basia przed zwłokami Hektora
Kamienieckiego krzyżem leży i woła nieszczęśliwa, rozdarta, ogniem i mieczem trawiona,
potopem nieprzyjaciół zalana, woła wielkim głosem, słowy natchnionego kaznodziei:
«Dla Boga, panie Sienkiewiczu, larum grają, wojna! Nieprzyjaciel w granicach a ty się nie
zrywasz? Co się stało z tobą, żołnierzu? Żaliś twej dawnej przepomniał sławy i nas
samych w żalu jeno i trwodze zostawiasz?».
O nie, żałobni słuchacze, nie przepomniał Sienkiewicz swoich rycerskich
obowiązków. On jeno poszedł, nie mogąc dla Ojczyzny ratunku znaleźć na ziemi, szukać
go tam wysoko u Pana zastępów.
W żalu nieutulonym pociechą dla nas jasną, w sieroctwie naszym otuchą myśl ta,
że On, wielki syn narodu, pomny na naszą biedę współczesną, za nami oręduje przed
Bogiem, więc płynie ostatnie nasze pożegnanie: «Żegnaj nam, bracie, żegnaj, towarzyszu,
nie do ziemskiego króla, lecz do niebieskiego, do pewniejszej instancji odniosłeś nasze
męki, nasz głód, naszą mizerię i opresję, pewny tam jeszcze ratunek nam wyjednasz,
ale sam nie wrócisz więcej. Więc płaczemy, więc łzami trumnę twą polewamy, bośmy cię
kochali, bracie najmilszy»”3.
Ks. Cieszyński w ciągu 32 lat kapłaństwa wygłosił około 1500 kazań i przemówień.
Pewna ich liczba ukazała się drukiem. W roku 1914 powstają dwa zbiory kazań pasyjnych
„Ecce homo”. Następne tomy to: „A oni poszli za Nim” (1918) i zbiór kazań niedzielnych
„Miecz ducha” (1922) oraz dalsze: „Lud jak lew się podniesie” i „Wszystkim dla
wszystkich się stałem”. W roku 1936 ukazuje się ostatni tom „Na przełęczy”. Przez szereg
lat redagował dodatek do „Przewodnika Katolickiego”: [s. 105]
„Słowo Boże”. Dzieląc się swymi bogatymi doświadczeniami, wydał dziełko
poświęcone technice retorycznej „Orator fit”.
Ks. Cieszyński podejmuje się także samodzielnych badań krytycznych:
„Dominikanin Paweł Sarbin, inkwizytor i kaznodzieja poznański” (1919); „Z dziejów
kaznodziejstwa w Polsce” - odbitka z „Przeglądu Teologicznego” (1926); „O kazaniach
Ks. Paterka” oraz inne mniejsze publikacje.
Ks. Cieszyński stale dążył do tego, by ubogacać się intelektualnie. Stąd jego
szerokie kontakty z inteligencją katolicką w Poznaniu, a zwłaszcza z niektórymi
profesorami Uniwersytetu Poznańskiego, m. in. ze Stefanem Dąbrowskim, Józefem
Kostrzewskim, Karolem Meyerem.
Bywaliśmy również często u wybitnych kapłanów-naukowców poznańskich, jakimi
byli: ks. Władysław Hozakowski, ks. Szczęsny Detloff, ks. Bronisław Gładysz.
Często towarzyszyłem mu w jego odwiedzinach u ks. Stanisława Kozierowskiego,
proboszcza w Skórzewie koło Poznania. Był to chyba najbardziej uczony kapłan na terenie
Wielkopolski. Położył on duże zasługi jako prezes Wydziału Historyczno-Literackiego
Towarzystwa Przyjaciół Nauk. Wraz z Heliodorem Święcickim organizował Uniwersytet
Poznański, gdzie też wykładał jako docent nauk pomocniczych historii, zwłaszcza
toponomii.
Ks. Cieszyński bezustannie pogłębiał i uzupełniał swoją wiedzę. Już jako młody
wikary uczęszczał regularnie na zebrania Wydziału Historyczno-Literackiego
Poznańskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk. W roku 1919 został sekretarzem tego
wydziału. W tym samym roku zapisał się na wydział filozoficzny nowo powstającego
Uniwersytetu Poznańskiego. Pod kierunkiem prof. Grabowskiego zaczął przygotowywać
pracę doktorską z historii kaznodziejstwa polskiego. Jednak nieporozumienia
z profesorem oraz inne okoliczności sprawiły, że ostatecznie zrezygnował z dalszych
studiów.
Zajmował się również redakcją pism. Już w roku 1910 objął on m. in. redakcję
„Filarety”. Pismo to przeznaczone było głównie dla młodzieży uniwersyteckiej, a celem
jego było pogłębienie znajomości literatury polskiej. W roku 1914 energiczny redaktor,
pragnąc nadać pismu 'wyższy poziom, zamienił je na „Ruch Kulturalny”.
Współpracownikami tego pisma byli - znakomici pisarze i uczeni, jak: St. Tarnowski,
J. Kleiner, W. Hann, M. Czeska.
Był nadto współpracownikiem wielu pism codziennych w kraju i za granicą.
Zamieszczał różne artykuły i rozprawy z życia religijnego w „Dzienniku Poznańskim”
oraz w „Dzienniku Pomorskim”. Pisywał również do różnych czasopism w kraju i za
granicą. „Przewodnik Katolicki”, „Przegląd Powszechny”, „Gazeta Kościelna”,
„Miesięcznik Katechetyczny i Wychowawczy”, chętnie zamieszczały jego artykuły.
[s. 106]
W roku 1928 ogłosił książką: „Wśród pieśni i kadzideł”. Była to garść impresji
religijnych spisanych z okazji różnych uroczystości i osobistych przeżyć religijnych.
Bogata była działalność literacka ks. Cieszyńskiego. Toteż Związek Zawodowy
Literatów Polskich, oceniając całokształt jego pisarstwa, wpisał go w poczet swoich
członków.
Ks. Cieszyński kochając żarliwie Kościół, lubił powtarzać maksymę św. Cypriana:
„Nie może mieć Boga za Ojca, kto nie ma Kościoła za matkę”. Cieszył się sukcesami
Kościoła i chętnie o nich mówił. Stąd pragnął na wzór „Annuario Catholico Italiano”
i „Almanach Catho-lique Francais” informować społeczeństwo na bieżąco o położeniu
Kościoła w świecie. I tak powstało największe jego dzieło: „Roczniki Katolickie”.
Jako redaktor oraz współpracownik wielu czasopism był on do tej pracy jak
najlepiej przygotowany. Dopomagała mu w tym również wyjątkowa znajomość języków.
Prócz języków klasycznych, łaciny i greki, władał swobodnie rosyjskim, czeskim,
ukraińskim, niemieckim, holenderskim, angielskim, włoskim, francuskim, portugalskim,
hiszpańskim, rumuńskim. Znał też doskonale esperanto. Abonował kilkanaście katolickich
czasopism zagranicznych. Na tej podstawie zaznajamiał się dokładnie z sytuacją religijną
w poszczególnych krajach.
Odbywał też liczne podróże zagraniczne, uczestnicząc w wielu katolickich zjazdach
międzynarodowych. Toteż podawane przez niego wiadomości w wielu wypadkach oparte
były na własnych przeżyciach oraz ha wiadomościach czerpanych z pierwszej ręki. Nadto
posiadał on bogato wyposażoną bibliotekę, w której znajdowało się sporo książek
ilustrujących życie religijne w krajach Europy i obu Ameryk.
W przedmowie do I tomu „Roczników” autor pisze m. in.: „Zabierając się do
wydawania «Roczników Katolickich», mających odzwierciedlać przemiany dokonywane
w katolicyzmie współczesnym, nie będziemy chyba długo się rozwodzić o potrzebie
takiego wydawnictwa.
Ogólna niesie się przecież przez Polskę skarga, że brak nam rzetelnych informacji
katolickich, bo brak prasy katolickiej, bo mało się czytuje czasopism par excellence
katolickich, bo nasze stosunki z zagranicą z powodu niskiej waluty bardzo są wątłe i nikłe.
Zresztą i naród nasz, jakkolwiek w olbrzymiej swej części katolicki, jednak
niedostatecznie obeznany tak samo z zasadami wiary Św., jak i z historią Kościoła
i w ogóle prądami katolickimi”.
Roczniki spotkały się z życzliwym przyjęciem w kraju i za granicą. Ks. Józef Kłos,
redaktor „Przewodnika Katolickiego”, pisał: „«Roczniki» [s. 107] mają znaczenie
nie efemeryczne, lecz i po 10 i 50 latach ułatwiać będą pogląd na wielkie przewroty, które
przeżywamy, a które i na katolickich sprawach wycisnęły swoje piętno.
Z tego samego powodu nie waham się stwierdzić, że «Roczniki Katolickie» to
nie czasem coś w rodzaju kalendarza, który w roku przyszłym traci swoją wartość;
nie, to książka o trwalszym znaczeniu, która powinna się znaleźć w naszych bibliotekach,
zwłaszcza w księgozbiorach naszych towarzystw katolickich i organizacji społecznych”4.
Niemałą zachętę w kontynuowaniu swej pracy znalazł autor w błogosławieństwie
przesłanym mu przez Piusa XI. W swym piśmie ojciec św. podkreślał jego rozległą
znajomość spraw Kościoła za granicą oraz we własnej Ojczyźnie.
Ks. Cieszyński zrozumiał z czasem, że sam nie sprosta pracy przy redagowaniu
„Roczników”. Dlatego pozyskał współpracowników, którym stawiał jednak niemałe
wymagania.
Mimo wszystko cały ciężar spoczywał jednak nadal na barkach autora. Czytelnicy
zresztą więcej cenili rozdziały przez niego zredagowane.
„Roczniki” stały się z czasem kopalnią wiadomości dla księży, nauczycieli,
dziennikarzy. Znajdowały się niemal w każdej bibliotece publicznej. Stały się przez to
znane szerszym kręgom społeczeństwa.
Ks. Cieszyński pojmował wydawanie „Roczników” jako swoje specjalne
posłannictwo życiowe. Spełniał je ofiarnie z jakimś bohaterskim uporem. Sam pakował
i wysyłał odbiorcom ukazujące się tomy. Nie zrażały go trudności, nie zniechęcał się
częstym deficytem wydawnictwa.
„Roczniki” rozsławiły jego imię. Zaczął je wydawać w roku 1923 i doprowadził je
do roku 1938. Przez 15 lat informował społeczeństwo polskie o sytuacji Kościoła
Katolickiego oraz o stanie religijnym w świecie.
W „Rocznikach” autor poświęcał dużo miejsca misjom, a zwłaszcza Polonii
zagranicznej. Stąd wiele sympatii okazywał założonemu przez kardynała Hlonda
„Towarzystwu Chrystusowemu dla Wychodźców”. Bywał często w Potulicach i przy
każdej okazji rozpalał prawdziwy entuzjazm apostolski wśród młodych wychowanków
nowego zgromadzenia.
Zdumiewa ogrom działalności oraz bogaty dorobek literacki ks. Cieszyńskiego.
Z chwilą wybuchu wojny stał on u szczytu swej twórczości. Więzienie i śmierć przerwały
pasmo życia wielkiego kapłana. Nie doczekał się upragnionej wolności. Inne były zamiary
Boże.
W kwietniu 1940 roku musiałem opuścić Poznań, bo i mnie groziło aresztowanie.
Pamiętam chwilę naszego pożegnania późnym wieczorem [s. 108] na Drodze Dębińskiej.
Ucałowaliśmy się po przyjacielsku. Na odchodnym powiedział do mnie: „Wierzę
w wielkie jutro Polski i Kościoła Powszechnego”.
18.IV.1941 r. nastąpiło jego aresztowanie przez gestapo. Suma cierpień i upokorzeń
w Domu Żołnierza, na Forcie VII, w więzieniu przy ulicy Młyńskiej. Tu często musi
zmywać krew przy gilotynie, która ścinała głowy współwięźniów, czasem bardzo mu
bliskich i drogich. 3.VII.1941r. rozprawa przed Sondergericht II. Wyrok - 5 lat ciężkiego
więzienia w Rawiczu.
W więzieniu - szykany, bicie, systematyczne poniewieranie godności ludzkiej.
Męczeńska śmierć w dniu 23.IX.1942 roku. Życie swoje i śmierć ofiarowuje za Kościół,
za swoich braci w udręczonym narodzie.
PRZYPISY
1
Ks. N. C., A oni poszli za Nim. Kazania pasyjne. Poznań 1918. Przedmowa do
II wydania, s. VII i VIII.
2
Ks. N. C., Miecz Ducha. Zbiór kazań. Poznań 1922, s. 7.
3
Ks. N. C., Lud jako lew się podniesie. Zbiór kazań i mów kościelno-narodowych.
Poznań 1919, s. 25 i 38.
4
„Wiadomości dla Duchowieństwa”. Poznań, październik 1923. [s. 109]