Stanisław Gałkowski barbarzyńcy i obywatele. myślenie
Transkrypt
Stanisław Gałkowski barbarzyńcy i obywatele. myślenie
Stanisław Gałkowski barbarzyńcy i obywatele. myślenie polityczne wobec wartości Wydawnictwo KUL Lublin 2012 266 stron oprawa twarda cena 30,00 zł Książka Stanisława Gałkowskiego to próba odnalezienia cech charakteryzujących odpowiedzialnego obywatela, a zarazem polemika z postmodernizmem. Docenić trzeba starania autora, by ponownie przemyśleć zróżnicowanie między sferą publiczną i prywatną, ich wzajemne oddziaływanie, a także uzasadnić konieczność odpowiedniej edukacji politycznej młodzieży. W tym celu Gałkowski wyróżnia typy idealnego obywatela i będącego jego zaprzeczeniem barbarzyńcy. Oprócz tego analizuje postawę sofistów – oczywiście dzisiaj sofistami są postmoderniści, świadomie lub nieświadomie działający na rzecz współczesnych barbarzyńców. Całość trudno jednak uznać za przekonującą dla postmodernisty, dla innych będzie zaś powtarzaniem oczywistości. Pierwsze rozdziały służą zdefiniowaniu pojęć takich jak polis, obywatel czy właśnie barbarzyńca – to ostatnie pojęcie staje się kluczowe dla całej pracy. „Barbarzyńca to nie tylko wróg obywatela, ale i jego antyteza. Należy więc przejrzeć się w nim jak w krzywym zwierciadle i zastanowić się, kim/czym nie chcemy być […], by zyskać w ten sposób pewną wiedzę o nas samych”. 204 Barbarzyńca to stwór, który nie wnosi nic do społeczeństwa, raduje się wyłącznie niszczeniem lub pasożytowaniem na osiągnięciach innych. Oprócz typowych barbarzyńców, łupiących i palących miasta, przez które przechodzą ich hordy, Gałkowski wyróżnia współczesną inkarnację takiej postawy, to znaczy „konsumenta-barbarzyńcę”. „Jest to wprawdzie barbarzyństwo dość specyficzne, gdyż pozbawione tych cech które współcześnie są uznawane za najbardziej reprezentatywne dla niego: fanatyzmu i okrucieństwa. Spełnia ono jednak pozostałe warunki barbarzyństwa: dobrowolnie pozostaje na płaszczyźnie prywatnej, odmawiając uczestnictwa w życiu publicznym, w postępowaniu swoim nie kieruje się żadną ideą, nie jest ukierunkowane na żadną kulturę”. W rozdziałach kolejnych autor zastanawia się, w jaki sposób pokusy relatywizmu, demagogii i populizmu rozszerzają pola działania barbarzyńców. Ważnym polem walki przeciw zdziczeniu ma być edukacja – wszak każde dziecko to potencjalny barbarzyńca – więc cokolwiek mglisty podsumowujący całość rozdział VIII poświęcony zostaje teorii wychowania obywatelskiego. PRESSJE 2013, TEKA 34 Barbarzyńcy i obywatele nie satysfakcjonują jako naukowe zestawienie poglądów na poszczególne zjawiska. Interpretacja ruchów totalitarnych jako relatywistycznych jest z pewnością interesująca, jednak zastanawia niewykorzystanie najnowszej literatury dotyczącej faszyzmu i nazizmu. Wydaje się, że z pewnymi problemami autor rozprawia się zbyt lekką ręką. Za łatwo zbywa na przykład filozoficzne źródła totalitaryzmów, dodając także o ich wodzach: „można […] przypuszczać z dużą dozą prawdopodobieństwa, że ich realnym celem była «czysta władza» i związane z nią korzyści, a nie oficjalnie głoszone cele, które stanowiły zewnętrzne usprawiedliwienie i uzasadnienie podejmowanych czynów”. Jednak Hitler i Stalin wiedli życie raczej ascetyczne, biorąc pod uwagę możliwości, jakimi dysponowali. Obu ich napędzała wiara w swoje posłannictwo – czy to jako mesjasza rasy, czy jako zbawcy klasy robotniczej. Oczywiście, świadomość bycia mesjaszem uznać można za korzyść związaną z władzą, ale w takim kontekście trudniej przeprowadzać rozgraniczenia, gdzie kończy się cynizm i demagogia, a gdzie zaczyna się fanatyczna wiara w ideologię. Ta niejednoznaczność znajdowała wyraz również na niższych szczeblach hierarchii reżimów, których funkcjonariusze łączyli niezwykłą przebiegłość z niesamowitą naiwnością, co trudno wytłumaczyć inaczej niż wiarą w ideologię. Wyjaśnianie liberum veto jako formy antyobywatelskiej anarchii nie pasuje do realiów i zwyczajów państwa, w jakim ono funkcjonowało, a tworzenie typu idealnego na podstawie tej interpretacji jest równie nieprzekonujące. „Po pierwsze, każdy obywatel ma prawo wycofać się z umowy społecznej w dowolnym momencie i – co równie ważne – jej rozwiązanie nie może pociągać za sobą żadnych negatywnych skutków, na przykład emigracji” – twierdzi autor, pomijając kontekst historyczny. Najbardziej jednak w pracy Gałkowskiego irytuje abstrahowanie od współczesnego świata. Autor przywołuje socjologów, ale niechętnie i niewiele pisze o zmianach technologicznych. Czy rzeczywiście figury obywatela i sofisty, rodem ze starożytności, odpowiadają potrzebom i zagrożeniom współczesnego społeczeństwa? Dowiadujemy się, że obywatel powinien być zaangażowany, ale nie rezygnować z prywatności, wierzyć w wartości, acz bez nietolerancji, i nie ulegać populizmowi. Trudno się nie zgadzać z autorem – tylko zgadzanie się przez dwieście czterdzieści stron nie jest zbyt pasjonującym zajęciem. Pod koniec książki pojawia się pytanie. „Jeżeli […] liberalizm, będąc doniosłą ideą, nigdy nie może być w pełni wcielony w życie, to należy dokonać nowego spojrzenia na status tej koncepcji. Można wręcz się zastanawiać, czy nie trzeba zdegradować liberalizmu z pozycji koncepcji politycznej do roli wizji o charakterze utopijnym”. Niestety, z tą pracą jest podobnie. Otrzymujemy wizję idealnego obywatela, ale nie mamy próby odpowiedzenia na pytania bardziej praktyczne. Jak na przykład radzić sobie z polityczną biernością realnych obywateli (która być może zasługuje na pochwałę)? Bo czy jest taką odpowiedzią zalecenie, by odwołać się do „wartości wyższych”? Marcin Mleczak 205