Kartka szesnasta z pamiętnika Tosi i Franka

Transkrypt

Kartka szesnasta z pamiętnika Tosi i Franka
Kartka szesnasta z pamiętnika Tosi i Franka
Z pamiętnika Franka
Uwielbiam te leniwe niedzielne popołudnia, kiedy rodzice
wyciągają z szafy albumy i razem przeglądamy zdjęcia.
Różne postaci, czasem zupełnie mi nieznane, uśmiechają
się do mnie na pomarszczonych fotografiach: to prababcia
w wózeczku, to pradziadek na nowym rowerze. Panie, panowie stoją na
baczność, mają na sobie odświętne stroje, bo właśnie coś ważnego dzieje
się w ich życiu. Ich historie opowiada zwykle dziadek - tylko on pamięta
tę przeszłość bardziej odległą, czarnobiałą. Ja włączam się dopiero przy
albumach związanych ze mną, Tośką i Alą. Nasze zdjęcia nie są pozowane. Tata zawsze stara się robić ujęcia znienacka, kiedy nikt się tego nie
spodziewa. Mama trochę mniej je lubi, przynajmniej te, na których jest i
zawsze ma pretensje, że tata jej nie ostrzegł, że nie dał jej czasu na przygotowanie i doprowadzenie się do ładu. Na co tata odpowiada, że i tak ją
kocha.
Zdjęcie za zdjęciem snuje własną opowieść… Tu Tośka zrobiła zamek z
piasku, a ja jej na nim usiadłem. Tu Ala grymasi przy jedzeniu i wszędzie
rozpryskuje kaszkę. Tu mama zerka w lustro, w którym odbija się jej pomazana zielonkawą mazią twarz. Tu ja wspinam się na balkon po drewnianej konstrukcji winogrona. Tu ja wspinam się na wielkiego orzecha
przed domem. Tu ja wspinam się po drabinie strażackiej. Tu ja wspinam
się pod stromą górę. Wspinanie to moja pasja! Tata przestał mi robić zdjęcia, gdy zacząłem wybierać ambitniejsze obiekty. Wołał tylko: Schodź
natychmiast! Po czym zapisał mnie na kurs wspinaczkowy!
Najbardziej lubię zdjęcie zrobione przez Tośkę, na którym rodzice siedzą
razem na plaży. Zresztą podobne mają Tośka i Ala, ale dla mnie to jest
najważniejsze. Mama ma na nim ogromny brzuch, bo ja jestem w środku.
Tata trzyma na nim rękę. Niedługo mam się urodzić. Wiercę się. Przed
rodzicami wypisany jest na piasku dość duży, łatwy do odczytania napis:
Czekamy na Ciebie, synku! Czuję ciepło w sercu. Wiem, że rodzice czekali
na mnie od samego początku, od kiedy pojawiłem się w maminym brzuchu, że bardzo mnie pragnęli, a teraz nie wyobrażają sobie życia beze
mnie. Kochają mnie. Opiekują się mną. Dbają o mnie. Bronią mnie. Starają się mnie dobrze wychować. Są ze mnie dumni. Moje życie jest dla nich
ważne, tak jak życie Tosi, Ali, dziadka, babci, pozostałych członków rodziny, wspólnoty. Tata mówi, że każde życie jest ważne, bo Pan powołał
je do istnienia. Dlatego za dar życia trzeba Bogu codzienne dziękować nie
tylko modlitwą, ale też dobrymi uczynkami. Ja też dziękuję. Każdy mój
dobry uczynek wobec drugiej osoby jest podziękowaniem za życie moje i
innych. Dziękuję babci w czasie rozmowy przez telefon, kiedy pytam o to,
jak się czuje. Dziękuję rodzicom, pomagając im w porządkach. Dziękuję
Tosi, kiedy wyciągam rękę do zgody. Dziękuję Ali, kiedy śpiewam jej
kołysankę. Dziękuję za życie każdego zwierzaczka, maleńkiej muszki,
ślimaka, jeża, który przesypia zimę w naszym garażu. Dziękuję Ci, Panie,
za moje życie.
Z pamiętnika Tosi
Od miesiąca w naszej szkole działa wolontariat, którym opiekuje się pani pedagog. Zgłosiło się 16 osób. Każdy z nas, ochotników - wolontariuszy, miał na początku zastanowić się, w jaki sposób najlepiej pomoże drugiej osobie, jakim talentem wesprze bliźniego, jak
wzbogaci jego życie. Pani niezdecydowanym głosem zaproponowała kilka
możliwości. Jedna z nich bardzo przypadła mi do gustu. Zaczęłam odrabiać zadania z chłopcem, który ma trudności w nauce. Marek jest dopiero
w drugiej klasie szkoły podstawowej, ale już nie radzi sobie z zadaniami.
Matma to jego pięta Achillesowa. W domu nie ma go kto wesprzeć. Rodzice, by się utrzymać, pracują całymi dniami, rzadko znajdując czas dla
syna. Lubię Marka, choć jest urwisem jakich mało. Nie potrafi usiedzieć w
miejscu i wszędzie go pełno. Raz po raz iskierki w jego oczach dają znać,
że coś się święci, że chłopiec zaraz coś zmajstruje. Zabieram go czasem ze
sobą do domu. Zostaje wtedy u nas na obiedzie. Popołudnia, po odrobieniu
lekcji, spędzamy na zabawie. Rodzice też go lubią i traktują jak członka
rodziny. Cieszę się, że mogę mu pomagać, że mogę mu dać coś z siebie,
że mogę własnym życiem wzbogacić jego życie w Panu.