Czerwony Kapturek

Transkrypt

Czerwony Kapturek
Czerwony Kapturek
Tragifarsa w 3 odsłonach
Odsłona I
Las. Małą dróżką idzie Czerwony Kapturek. Wilk przygląda mu się zza krzaka.
Który to już raz? – myśli wilk obserwując zbliżającą się postać w tak dobrze znanym
kostiumiku. - Lata lecą, a ja ciągle to samo i to samo... Ile można grać tę samą rolę? Ech…
Wyskakuje jednak ze swojej kryjówki, szczerzy kły, próbuje się nasrożyć i w ogóle być
bardzo wilczy. Mimo to Kapturek nawet okiem nie mrugnął. Podparł się pod boki i w ten
deseń do Wilka zaczyna:
- Wiesz co, Wilku? Wcale się ciebie nie boję. Mam gaz w koszyczku, pod bułeczkami. A w
ogóle to chodziłam na kurs samoobrony. Lepiej uważaj!
- ???
Wilk patrzy na Kapturka kompletnie skonsternowany. A to ci bestyjka! I co tu z taką robić?
Hmmm… Trzeba improwizować. Skoro nie może jej nastraszyć, pozostaje tylko spróbować
ją uwieść. Taaak, bardzo ładny ten Kapturek. Zresztą nieważne, musi zdobyć koszyczek, zjeść
Kapturka i lecieć do Babci. Ot co! Tak było od zawsze, odkąd napisano tę bajkę, odkąd Wilk i
Czerwony Kapturek znaleźli się na tym świecie!
Schował więc kły, przygładził nastroszoną sierść, zerwał kwiatek i przewracając oczami
zamruczał cichutko słodziutkim głosikiem…
- A co ty tam tak mamroczesz, Wilku? – zaciekawił się Kapturek.
O, dobra nasza, przynęta chwycona! - pomyślał Wilk i dalej mruczał przysuwając się z gracją
do Kapturka.
- Mów wyraźniej, nie jestem w nastroju na zgaduj-zgadule! – zdenerwował się Kapturek. - I
po co tak ślepia wywracasz, nie masz nic do lepszego roboty? Rany, faceci to zawsze czas
tracą na jakieś głupoty!
- Eeee, eeeee – bełkotał zbity z pantałyku Wilk.
- Daj spokój z tą pantomimą, nie mam czasu, śpieszę się, idę do Babci, przecież wiesz!
- Ojej, poczekaj, Babcia nie ucieknie! Zobacz, las taki piękny, świat taki piękny a ty… Chcesz
już iść?... Słowik to, a nie skowronek się zrywa... – próbował polecieć Szekspirem.
- Coś ci się pokręciło Wilku, jaki słowik? Słowik to ptak nocy, a już prawie południe -… I tu
Kapturek zaserwował mu krótki wykład z ornitologii, po czym prychnął na koniec
wzgardliwie – Też mi się Romeo znalazł!
Słysząc to Wilk zrobił się od razu jakiś taki malutki, jakby powietrze z niego uszło. Ale nie
tracił nadziei. Zaczął machać ogonem, prężyć muskuły.
- Może poeta ze mnie marny, ale spójrz, Kapturku, jaki jestem silny, zobacz jakie mam
bicepsy! Chcesz, to pozwolę ci ich nawet dotknąć! A jakie mam gładkie i lśniące futerko!
- Phi! – Kapturek wydął usta z dezaprobatą – też jest czym się chwalić! To wszystko, co masz
mi do zaoferowania? Ha, ha, ale kapitał: flaczejące muskuły i liniejące futro. Sorry, Wilk,
jakbyś miał jakąś brykę to moglibyśmy pogadać, przynajmniej podwiózłbyś mnie do Babci i
wtedy, kto wie… Ale jakoś nie widzę żadnego przyzwoitego środka lokomocji, więc nie będę
więcej tracić czasu na czcze pogaduszki z podstarzałym wilkiem. Cześć!
Wilk w desperacji chciał zaproponować, że podwiezie ją na własnym grzbiecie, ale nie
zdążył, bo Kapturka już nie było.
Jak to? On - sflaczały, podstarzały, wyleniały?!!! Też coś, smarkata jedna!! Czyżby…?
Podkulił ogon, który rzeczywiście jakoś taki oklapły się zrobił i poczłapał w głąb lasu…
1
Odsłona II
Las. Czerwony Kapturek idzie z koszyczkiem. Wypatruje Wilka. No co z nim? Przecież w
tym miejscu powinien już wyskoczyć z krzaków i zacząć to całe swoje groźne
przedstawienie… Po kilku chwilach rozglądania się wokół dostrzega pod drzewem nieopodal
skuloną postać. Wilk wygląda jakby był w depresji. Albo i gorzej…
- Hej, no co z tobą, Wilku? Czemu mnie nie straszysz? – pyta zaniepokojony jego stanem
Kapturek.
- Aaa, czuję się jakoś słabo, stary jestem, to już nie dla mnie...
- A pewnie, że słabo, nic dziwnego, skoro od wczoraj nic nie jadłeś! Przecież miałeś mnie
zjeść, zapomniałeś?
- Ale jak mam cię zjeść, skoro mi słabo… - zapiszczał cieniutkim głosikiem Wilk.
- Dobra, czekaj, dam ci bułkę z koszyczka. Babcia się nie obrazi. No weź się w garść! Co z
ciebie za Wilk, żeby się tak mazać! Następnym razem chcę spotkać prawdziwego Wilka, a nie
taką płaczliwą niedojdę! – zadysponował Czerwony Kapturek. I rzucił na pożegnanie:
- Ech, ci dzisiejsi faceci, szkoda gadać!
Wilk wytrzeszczył ślepia - był całkiem skołowany. Ale kto by zrozumiał kobiety! I chrupiąc
bułeczkę patrzył, jak Kapturek dziarskim krokiem zmierza do babcinego domku.
Odsłona III
Las. A w lesie Wilk – tym razem bardziej żwawy.
- No, dziś już jakoś lepiej wyglądasz – zawołał Kapturek gdy tylko zobaczył Wilka. – I
bardzo dobrze. Bo wiesz co ci powiem, Wilku? Tak sobie wczoraj czytając do poduszki
rozmyślałam o tym wszystkim i stwierdziłam, że to całe twoje straszenie, zjadanie,
przebieranie się w moje fatałaszki – to tylko strata czasu i zbędny wysiłek. No i w końcu
mamy równouprawnienie. Równie dobrze możesz bez żadnych ceregieli pójść do Babci z
kurtuazyjną wizytą. A ja tu sobie posiedzę i poopalam się na słoneczku…
- Może poopalamy się razem? – ochoczo zaproponował Wilk pożądliwie spoglądając na
smukłą sylwetkę Czerwonego Kapturka. No proszę, zawsze to była dziewczynka, a teraz – ho,
ho, kobieta na 102! Ach, jak ten czas leci!
Kapturek chyba czytał w jego myślach bo od razu go skontrował, wydymając przy tym swe
karminowo uszminkowane (w odcieniu kapturka, a jakże!) usteczka:
- Nie dla psa, kiełbasa, staruszku, latka lecą! Już ci mówiłam, że się mocno posunąłeś. No na
co czekasz, adres znasz, więc nie marudź, bierz koszyk i leć do Babci, to akurat w sam raz
towarzystwo dla ciebie, ha, ha!
To rzekłszy wyjęła z koszyczka najnowszy model iPhone’a, jakieś kolorowe czasopismo,
kosmetyczkę, lusterko i jeszcze całe mnóstwo innych drobiazgów bliżej nieokreślonego
przeznaczenia. W jednej chwili cała polanka zniknęła pod stertą jej cudacznych fatałaszków.
Rany, i to wszystko zmieściło się w koszyczku?! – zawołał w duchu ni to z podziwem, ni to z
przerażeniem Wilk. Nawet chciał zaprotestować i powiedzieć tej kobietce do słuchu, że to w
końcu jego las, jego polanka, i że zanim wróci od Babci to ten cały babski śmietnik ma
zniknąć i ona razem z nim. Ale ostatecznie nic nie powiedział.
Na widok groźnie zmarszczonych brwi Kapturka podkulił ogon, wziął koszyczek i poczłapał
do Babci. Eee, lepiej nie zadzierać z Kapturkiem. W dodatku Czerwonym!
2
***
Mimo tak nieoczekiwanego zwrotu akcji i ostrych słów Kapturka Wilk nie tracił nadziei, że
przynajmniej Babcia go nie zawiedzie i wszystko skończy się tak, jak to zawsze bywało.
Spełni swoją rolę, zje staruszkę jak należy i odzyska swą wilczą godność. Wolał wprawdzie
nie wybiegać myślą daleko - czyli do spotkania z Gajowym i jego dwururką. Eee tam, co nam
pisane, to pisane – rozmyślał po drodze. - Najważniejsze, że wszyscy zobaczą, jaki ze mnie
chwat i że nadaję się do czegoś więcej, niż tylko do noszenia koszyczków leniwym,
nowomodnym Kapturkom.
O rany! – zaklął raptem w duchu - … o Kapturku mowa a… Jak mógł zapomnieć o takim
niezbędnym rekwizycie, jak kapturek właśnie! Czy to już starcza demencja? No i masz babo
placek! Babcia się połapie i nici z przedstawienia. Eee, a może nie, może już nie dowidzi, lata
lecą, to i staruszce się wzrok pogorszył, może nie będzie miała tym razem okularów…
I tak to się złoszcząc i pocieszając jednocześnie przekroczył próg babcinego domostwa…
Niestety, wbrew cichym nadziejom Wilka Babcia nie sprawia wrażenia zniedołężniałej
staruszki. Leży sobie w okularach na nosie i czyta takie samo czasopismo, jakie widział u
Czerwonego Kapturka. To zbiło go z tropu. I co tu teraz robić? Jak nic Babcia zaraz narobi
krzyku, albo gorzej – zbeszta go tak jak Kapturek i wtedy już NIC z niego nie zostanie!
Miał rację – Babcia nie dała się nabrać. Ale – ku zaskoczeniu Wilka – ucieszyła się na jego
widok.
- No, nareszcie mnie ktoś odwiedził! Długo się ociągałeś Wilku, czekałam na ciebie całe
przedpołudnie. Ładnie to tak?
- A dlaczego to szanowna pani myślała, że to się zjawię? Przecież to Kapturek miał przyjść…
- zaczął niepewnie Wilk. No bo wprawdzie jak świat światem to on tu za Kapturka przebrany
przychodził, ale Babcia akurat o tym nic nie wiedziała. Czyżby przez tyle lat udawała? Ooo,
po ostatnich wydarzeniach jest gotów we wszystko uwierzyć.
- Oj, Wilku, myślisz, że ja swojej wnuczki nie znam? Ona tam woli fruwać gdzieś własnymi
ścieżkami, zamiast siedzieć u mnie starej i czas swej młodości marnować, już ja swoje wiem.
Dobrze, że chociaż gazetę mi wczoraj zostawiła. Widzisz, jaka troskliwa. Zaproponowała
nawet, że mi podłączy Internet, ale na razie nie ma w promocji, czy coś takiego. Nie
usłyszałam dobrze, bo szybko wyszła, jak to ona, zakręciła się na pięcie, „pa, pa, babciu,
spieszę się” i tyle ją widziałam. – zakończyła Babcia ironicznie. A po chwili dodała
zatroskana:
- A co ty taki markotny Wilku? Przez Kapturka?
Jasnowidzka czy co?
I tak od słowa do słowa, ani się Wilk obejrzał, a spędził u Babci cały wieczór. Bo staruszce
naprawdę było żal Wilka. Ooo, dobrze go rozumiała... Więc mógł się wygadać, wyżalić,
powspominać stare dobre czasy. Tak, cudowna osoba z tej Babci! Prawdziwa dama starej
daty, która nie wie nic o równouprawnieniu i temu podobnych bzdurnych nowoczesnych
wymysłach. Idealna postać z JEGO bajki!
***
I od tej pory w leśnym świecie zaszły duże zmiany. Wilk codziennie przychodzi na
pogawędki do Babci. Sam, bo Kapturek nie ma czasu, zajęty własnymi sprawami. On to co
innego. Czasu ma pod dostatkiem. No i jak tak sobie pogada, to lżej mu się robi na duszy.
Lepsze to niż psychoterapia. I depresja gdzieś znikła niczym poranna mgła… Czasem
3
poczytają sobie coś razem z Babcią, a Wilk sprząta i gotuje. I nawet dobrze się czuje w tej
roli. Czasem zagląda do nich Gajowy z nieodłączną dwururką, ale to tylko taki kamuflaż,
pretekst do wyjścia, żeby mu żona nie suszyła głowy, że się zajmuje głupotami. Więc wciąż
trzyma się raz napisanego scenariusza i udaje, że musi Wilka zabić. Na wszelki wypadek
jednak wychodzi w porze serialu, wtedy żona nie denerwuje się, że za długo go nie ma. I tak
sobie rozprawia przyjaźnie z Wilkiem, a Babcia, która wciąż nieźle się trzyma, dotrzymuje im
towarzystwa.
Niekiedy wspominają stare czasy i Kapturka, który ostatnio przysłał list z dalekiego kraju, że
pracuje, dobrze się bawi, ale też czasem tęskni za cichym Babcinym domkiem i za Wilkiem.
„Bo prawdziwego Wilka to tylko w naszym lesie można spotkać”. Tak napisała. Właśnie
TAK! Kochany Kapturek! Wilk uronił łzę mieszając w garnku i uważając, by się zupa nie
przypaliła…
Ech, nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło – westchnął filozoficznie Wilk nalewając
do talerzy smakowitą grzybową, którą przyrządził dla całej ich trójki ze świeżutkich
borowików zebranych w lesie o poranku. Koszyczek Kapturka w sam raz się przydał! – Ech,
Kapturek… Nie ma tego złego… Ale… Ale to już inna bajka.
4