Relacje 2012. Ciechanów

Transkrypt

Relacje 2012. Ciechanów
Velmar Team
Relacje 2012. Ciechanów
Autor: Administrator
01.04.2012.
Zmieniony 09.09.2012.
Ciechanów.09.09.12. Aura wokół dzisiejszych zawodów wydawała się być pozytywna. I pogoda i
humory dopisywały. Jedynie Wojtek miał lekkiego pietra bo zdejmując rower z bagażnika niefortunnie
dokręcił kierownicę w pozycji ciągle skręcającej. Wyrobiona śruba nie pozwalała na właściwe ustawienie
kierownicy i rzutem na taśmę udało się uratować rower . Praktycznie cała ekipa startowała z 2 sektora.
Tylko kilka niedopałków z 3 i dalej. Kiedy ruszył ‘nasz’ zawrzało. Widziałem tylko z oddali
głowy Tomka Molendy, Sławka Lasoty i Jacka Śmietanki. Do 5 km jechałem spokojnie nie chcąc obudzić
swojego demona. Po ostatnim zbyt mocnym starcie w Supraślu postanowiłem ujarzmić go i dać mu
szansę na końcówce. Nie wziąłem również żadnych vi powerów i innych turbo wybielaczy, co uczynił
kolega Grzegorz. W końcu tylko uczciwa konkurencja daje satysfakcję. Z drugiej strony słabemu nie
pomoże… Kiedy zaczęły się odcinki piachu dojeżdżałem właśnie do świetnie dziś śmigającego
Jacka. Ten jednak oprócz niezłego spida okazał się niezłym lotnikiem i poleciał przez kierownicę. I tu się
rozstaliśmy. Sławek L. wraz z Michałem i Tomkiem byli sporo z przodu. W lesie starałem się trzymać
równe mocne tempo by nie tracić kontaktu. Uważnie jednak dozowałem moc by nie zajechać nóg. I tak
było aż do jednego pięknego odcinka w dół gdzie ktoś z początku grupy nie zauważył skrętu w prawo. Tu
jeb&%*#$ do organizatorów bo dużo nas pojechało prosto. Jechaliśmy tak aż skończyła się droga. Po
nawrotce było nas ok. 40. Kiedy wjechaliśmy na trasę jechałem na końcu 3 sektora. Na 15km.do mety
dogoniłem Grześka potem Wojtka. Trochę zniesmaczony ostatnie 10km pojechałem na maxa i
nadrobiłem nad chłopakami 2 min. Czas jednak zbyt słaby i miejsce niespecjalne. Chociaż nogi się
przejechały. Za to Zosia bardzo ładnie. Dojechała 7 w open i wygrała kategorię. Gratulacje dla wszystkich
gigowców, szczególnie dla Sławka Lasoty za zwycięstwo kategorii i dla Michała Mandesa za dobry wynik
mega. Drużynowo bardzo dobry rezultat: 1943p.
Wracając do Warszawy odwiedziliśmy naszego
kumpla Hansa w szpitalu. Pogoń wirusa i wracaj do nas chłopaku.. Zosia zadedykowała zwycięstwo
koledze i podarowała mu swój wygrany puchar. Tak trzymać. MN.
Mega: Michał Mandes
43m open
18/M3 1:58:52 Marek Napierała 122m open 51/M3 2:06:17 Grzegorz Kruszko 139m open 29/M4
2:08.10 Wojtek Marciniak 140m.open 29/M4 2:08:10 Jacek Śmietanko 192m.open 49/M4 2:13.09
Zosia Sołtys
7m.open 1/K5 2:17:02 Sławek Szymczak 255m.open72/M4 2:18:16
Giga:
Tomek Molenda 21 open 13/M3 2:44:19 Sławek Lasota 25 open 1/M5 2:45:02 Darek Lasota
44m.open 5/M5 2:51:27 Radek Tusiński 44m.open 22/M3 2:51:27 Skarżysko 26.08.12 Wyścig w
Skarżysku zakończył się pięknym sukcesem indywidualnym i drużynowym naszego teamu. Kategorię
wygrali Zosia Sołtys i Darek Lasota. A Słąwek Lasota był 2. Wysoko bo na 10m w M4 dojechał Grzesiek
Kruszko. W klasyfikacji drużynowej zdobyliśmy 1950 punktów i zajęliśmy 2 miejsce czyli powróciliśmy do
wysokiej formy z początku sezonu. I kto powiedział że nie umiemy jeździć w ciężkim i błotnistym
terenie. W generalce drużynowej umocniliśmy się na 7m. Supraśl 29.07.2012. W Supraślu maratony
stały się pewnego rodzaju kultowe, albo pogoda sprawiała że było okropne błoto, albo było po prostu
górzysto. W niedziele pogoda dopisała. Ogromny upał sprawił, że nikomu nie mogło być lekko.
Nastawiłem się pozytywnie. Agresywnie przytrenowałem i pewny swoich możliwości i ambicji stawiłem się
z teamem na starcie. Wystartowaliśmy zdecydowanie, a że początek był asfaltowy mając ponad 20 letnie
doświadczenie na szosie nie sprawiło mi to żadnego problemu. Magiczny sok z gumijagód podkręcił
serducho, że te aż chciało gonić. Jechałem na 6-10 pozycji chowając się na kole. Wiało niemało, więc
zacisnąłem zęby i trzymałem się najlepszych. Do czasu… Q-wa jak nic złapałem gumę, wjechałem
na piaszczysty podjazd i rower stanął dęba.
Nie szło dalej jechać, więc zeskoczyłem na pobocze a tu
okazało się że jednak jest powietrze. Wsiadłem więc na rower i ruszyłem. Nie za szybko jednak bo to
zeszło powietrze, ale z nóg. Wtedy minął mnie Sławek Lasota. Zapytał o przyczynę postoju i pomknął.
Znając jego umiarkowanie stabilny styl jazdy uznałem że warto wskoczyć mu na koło by przetrwać swój
chwilowy kryzys. Umiarkowanie stabilny styl kolegi okazał się nieprzystępny dziś dla mnie. Sławka
pożegnałem a z moim kumplem kryzysem nie rozstaliśmy się już do samej mety… Kilometry mijały
a górki stawały się coraz trudniejsze. Niepotrzebnie tak się zakwasiłem na starcie, głupota bo każdy
podjazd stawał się niemałym wyzwaniem. Podjazd? Właściwie podejście bo wiele z tych górek
podchodziłem, że mało mi buty nie pospadały. Trwając w tym swoim upokorzeniu pozjadałem wszystkie
żele i banany. Wierzyłem że w końcu mnie odpuści i dogonię kolegów. Nastawiałem się że przynajmniej
dogonię Tomka i Michała, ale te plany okazały się bezpodstawne. Dobrze, że się zbytnio z tym nie
obnosiłem przed startem bo teraz bym się musiał wstydzić, a tak nikt się nie dowie… Nadszedł 30
kilometr. Zaczęło mi się jechać lepiej, równiejsza trasa bez agresywnych chopek i zaczynam łapać rytm.
Straszny upał spowodował, że opróżniam wszystko co mam do picia. Choć pot wlewał mi się do oczu, nie
narzekałem strasznie na pogodę. Lepsze to od błota i deszczu. Ostatnie 15 km wyścigu było najgorszym
przeżyciem sportowym z moich startów w mtb. Dynamika pokonywania ostrych wjazdów i zjazdów,
podejścia, wdrapywania się na ten cholerny rower i zeskakiwania w połowie górki. Okropne uczucie
http://velmar.pl/team
Kreator PDF
Utworzono 7 March, 2017, 08:38
Velmar Team
niemocy, chytre spojrzenia pseudo kolarzy, którzy za każdym razem próbują wykorzystać chwilę twojego
załamania. Nic z tych rzeczy, walczę pcham drapię i gryzę, ale nie oddam pozycji. Jak ja qwa
nienawidziłem roweru, dni kiedy zacząłem się ścigać, momentu kiedy przyszedł mi ten idiotyczny pomysł
trenowania. Jest tyle ciekawych rzeczy do robienia niż wyzysk swojego organizmu i maniakalne
udowadnianie sobie, że nie warto się poddawać i walczyć, walczyć walczyć…
Wchodzę sobie
uprzejmie na piaszczyste wzniesienie, już jestem na samym szczycie, kiedy stojący obok obleś mówi, że
do mety jeszcze 15. Wierzyłem, że jest nie więcej jak 6. Zbluzgałem tak gościa, że aż mi się głupio
zrobiło, ale jak nie wie to niech nie gada. Nadzieja zawsze umiera ostatnia a moja umarła tam na
szczycie. Wnet rozjazd, do kreski zostało 5km. Dogania mnie jakiś kolega, ciągnie jak po
autostradzie. Zaciskam zęby bo wiem, że czym szybciej dotrę tym szybciej odpocznę. Trochę to głupie
ale byłem tak zmęczony, że wtedy wydawało mi się to logiczne. Zdycham, wyję, nie wychodzę mu na
zmiany obiecując że nie będę się ścigał. Jedziemy 32/h i wyprzedzamy co chwilę umierających
megowców. Czuję się tak samo jak oni tylko umiem mocniej zacisnąć zęby i jechać. W końcu płasko, a to
moja domena. Docieram do mety. Muszę jeszcze przejechać kilkaset metrów by rozjechać skatowane
nogi. Serce wali jak szalone. Jestem kompletnie wyjechany. Czuję się jak kóń po Wielkiej Pardubickiej.
Żegnam się z kolarstwem w tak okropnym dla mnie wyścigu. Nigdy więcej. Precz z leginsami i goleniem
nóg!!! Ten start odcisnął ogromne piętno na mojej psychice. Jestem zniesmaczony. Sięgnąłem po moje
głębokie rezerwy, które zostawiłem sobie na starość…
Gratulacje dla gigowców. Wielki szacun,
nawet za milion dolarów bym nie pojechał giga. Gratulacje dla Sławka i Zosi za 2 miejsca.
Podziękowania dla megowców za walkę i wysiłek. Awansowaliśmy na 8 drużynowo.
Wyniki mega:
Tomek Molęda: 43m.open 18/M3 02:11:28 Michał Mandes 55m.open 23/M3 02.13:18 Marek
Napierała 94m.open 38/M3 02:18:45 Darek Lasota
139m.open 8/M5 02:26:25 Wojtek Marciniak
147m.open 25/M4 02:27.01 Zosia Sołtys
18m.open 2/K5 02:50:25
Wyniki giga:
Sławek
Lasota
27m.open 2/M5 03:50:32 Tomek Szymański 34m.open 6/M4 14:02:20
Minęły 24godz.
Trochę mi ta złość przechodzi. Marek Napierała Olsztyn 06.05.12 Relacja w/g Michała Mandesa Jest
poniedziałek, siedze w pracy i czuje jak nogi mi jeszcze pulsuja. Wczoraj jechalem Mazovia Merida MTB
Marathon w Olsztynie. Start ciekawy z kilku powodow: 1.
Trasa zapowiadała się bardzo ciekawie.
Wiele podjazdów, zjazdów i szybkich odcinków płaskich 2.
Pogoda zmieniała się z godziny na
godzinę 3.
Dzięki uprzejmości Marka, mogłem przetestować w boju Meride Big.Nine XT Edition
Niedziala rano, zjawiliśmy się w Olsztynie, pogoda taka sobie, zachmurzenie coraz większe i temperatura
spadała. Po rozgrzewce ustawiliśmy się w sektorach i oczekując na start zastanawialiśmy kiedy spadnie
deszcz, spadł dokładnie w chwili startu. Początek trasy jedziemy szybko asfaltem po czym wpadamy
na polne drogi przejeżdzając przez kolejne miejscowości, jazda na dużych kółkach wydaje się bardzo
ciekawa, rower szybko się rozpędza, nie traci prędkości na nierównościach. Wpadając dużą grupa do
lasu jedziemy w towarzystkie Tomka Molendy i Marka Napierały. Tutaj decyduję się na przyśpieszenie,
co później okaże się błędem. Dojeżdżamy do premii AutoLand, gdyby nie kolega, który zsiadł z roweru i
mnie zblokował, udałoby się podjechać na sam szczyt. Następnie następują kolejne sekcje zjazdów,
podjazdów i płaskich odcinków, które pokonujemy w wiekszych grupach. Dojeżdżając do ostrego,
piaszczystego zakrętu okazuje się, że duże kółko uważa, że powinienem jechac prostoJ. Po kolejnej
sekcji interwałów, łapie mnie kryzys oraz Tomek Molenda, znajduję w sobie dość energii aby usiąść mu
na koło i trochę się powieźćJ dzieki temu łapie tak potrzebny odpoczynek. Przez kolejne kilkanaście
kilometrów jedziemy razem w towarzystwie kilku zawodników, wspólna praca na długim odcinku
asfaltowym każdemu z nas daje trochę wytchnienia. Lecimy dalej aż do miejscowości Ruś, tutaj
okazuje się, że wcześniejsze szarżowanie mści się na mnie i grupka z Tomkiem zaczyna mi odjeżdżać,
mam ich w zasiegu wzroku przez wiele kolejnych kilometrów ale nie daje rady dogonić. Po asfaltowym
odcinku wpadamy do lasu, w pewnym momencie okazuje się, że jade sam, oznakowanie trasy
wprowadza mnie w bład i skręcam w lewo zamiast zasuwać prosto, przez to tracę kolejną minutę.
Dalej w zupełnej samotności, walcząc ze zmęczeniem jade do mety, ile km jeszcze? Nie wiem, rower nie
ma licznika, ale to nie ma znaczenia, jade tak szybko jak mogę. Końcówka to namiastka XC, zjazdy
podjazdy, wąskie ścieżki, bajka. W końcu meta, czas niezły, było miło. Spoglądając na wyniki okazuje
się, że czas nawet bardzo dobry, pytanie tylko czy dzięki rowerowi czy pomimo.
Pierwsza styczność z
dużymi kółkami pozostawi bardzo pozytywne wrażenia, czy wyrobiłem już w sobie potrzebę posiadania
takiego? Chyba nie. Ale jak nie raz już historia pokazała, ziarno zasiane zaczyna kiełkować i w pewnym
momencie pragnienie jest tak duże, że trzeba je zrealizować. Byle tylko taką samą percepcje miała
moja żona. Punktowali: Tomek Szymański – Giga 12 w M4 Sławek Szymczak – Giga 19
w M4 Niezawodna Zosia Sołtys – Mega – 2 w K5 Tomek Molenda – Mega 22 w M3
Piaseczno 15.04.2012Relacja w/g Michała Mandesa Piaseczno – szybka, płaska trasa, na której
możliwe jest osiąganie średnich prędkości przekraczające 30km/h. To jest oczywiście prawda w
przypadku braku deszczu. W tym roku było dużo deszczu przed maratonem jak i w czasie jego trwania.
Niekorzystna aura sprawiła, że na starcie zjawiło się znacznie mniej zawodnikow niż w Otwocku. Szybki
start na podmokłej, żwirowej drodze powoduje, że zaraz po starcie wszyscy jestesmy brudni, dalej jest
tylko gorzej…. Kolejne 45 km to na przemian, szerokie szutry, asfalty, waskie ścieżki i naturalne
http://velmar.pl/team
Kreator PDF
Utworzono 7 March, 2017, 08:38
Velmar Team
oklady błotne dobroczynnie wpływające na cerę i negatywnie na wszelkie elementy roweru i garderoby.
Jadąc z 3 sektora, pierwsze 10 km jedziemy bardzo agresywnie, chyba nawet za bardzo, doganiamy
czesc 2 sektora i zaczynaja się kształtowac grupki podobnych sobie pod względem wydolnosci osob.
Mijamy kolejnych zawodnikow na około 15 km od startu mijam osłabionego Marka Napierałe, widać
powtarza się sytuacja z Otwocka, pierwsza godzina w jego wykonaniu nie jest najlepsza. Jedziemy dalej
mocno, na 25 km mnie dopada kryzys, jedna myśl kołacze się pogłowie, nie dać się zerwać. Nie udaje
mie się utrzymac koła i zostaje sam. Przez kolejne kilka kilometrów jade sam, aż doganiamy grupke,
która mi odjechała. Tym razem oni maja kryzys? W zgranej grupie jedziemy przez kolejne kilometry.
Dojeżdżamy do błotnistego, końcowego odcinka trasy, tutaj taktyka jest jedna jechać tak, żeby nie
zerwać łańcucha. Mozolnie pokonując kilka kilometrów dojeżdżamy do ostaniego odcinka, jest płaski i
szybki. Ledwo widząc cokolwiek przez zalepione błotem okulary, siedzę na kole zawodnika przedemną.
Obiecałem sobie, że nie będę finiszował za wcześnie żeby się nie spalić, na około 300 m przed metą
staję w korby i daje z siebie wszystko. Nareszcie koniec. Teraz pytanie, ile części jest do wymiany.
Punkty do klasyfikacji drużynowej zdobyli: Darek i Sławek Lasota, Zosia Sołtys, Michał Mandes Wyniki
indywidualne: Giga: Darek Lasota był 3 w M5 z czasem: 3:49:15 Sławek Lasota był 4 w M5 z czaem:
3:49:50 Mega: Zosia Sołtys była 1 w K5 z czasem: 2:46: 37 Michał Mandes był 31 w M3 z czasem:
2:08:49 Tomek Molenda był 32 w M3 z czasem: 2:09:06 Marek Napierała był 47 w M3 z czasem:
02:18:01Tomasz Szymański 25 w M4 z czasem 02.19.02Wojtek Marciniak 42 w M4 z czasem 02.27.01
Robert Łokietek 74 w M4 z czasem 02.42.26 Sławek Szymczak 80 w M4 z czasem 02.45.44 FIT:Bartosz
Molenda 15w FM1 z czasem 0.57.33Drużynowo trzymamy się na 5 miejscu. ----------------------------------------------------------------------- I edycja Mazovii 2012-Otwock- za nami. Otwock zawsze należał do
niełatwych wyścigów, trochę górek i piaskowe podłoże. Całe szczęście popadało i było dość szybko. Tych
których wystraszyła pogoda niech żałują –na trasie było słonecznie i sucho. Nawet wiatr nie
specjalnie przeszkadzał,bo gęsty las ochraniał przed powiewami. Kiedy zajechaliśmy na parking byliśmy
lekko przerażeni –dłonie marzły od chłodu i wiaterek nieźle dawał po plecach. Szybka rozgrzewka i
na start. I zaczęło się, sygnał startu i zapominasz o strachu i lękach. Dajesz po zaworach ile fabryka dała.
Cudowna przemiana z niechęci do radości. Wentylujesz płuca i tracisz zimową nadwagę. W sumie
kłamstwa-same kłąmstwa. Jadę i klnę, wszystko mnie boli, czuje nienawiść do bólu mięsni i ta okropna
świadomość że to dopiero początek męki. Staram się nie popełnić ubiegłorocznych błędów i pohamowuje
żądze wyprzedzania. Utrzymuje swoją pozycję i trwam za czyimś kołem wierząc, że koleś nie popełni
błędu i nie wywali mnie gdzieś na piachu. Oswajam się z myślą że jadąc tak dalej rozstanę się ze swoim
ulubionym 1 sektorem, ale świadomość niemocy bierze górę. Mija 7 kilometr kiedy dogania mnie Darek
Lasota. Zachęca by wskoczyć na koło. Nie zastanawiając się jadę za kumplem przez kilkaset metrów po
czym prawie plując krwią przeklinam kolesia i zostaje sam na sam ze swoją słabością. A mogłem sobie
leżeć na fotelu, oglądać tv i trzymać kciuki za ekipę… 8 kilometr i mija mnie Tomek Molenda. Mało
mnie szlag nie trafił. Przeleciał koło mnie jak Husajn Bolt na setkę. Nawet nie miałem szans go
„pozdrowić”. Jadę dalej i wspominam czasy kiedy to ja moich kumpli wyprzedzałem. Nagle
jakiś koleś z plecakiem przeskoczył przede mnie ciągnąc za sobą z 8 swoich kolesi. Połowa również z
plecakami. Zaniepokoiłem się , oglądam się za siebie czy to nie jakaś wycieczka harcerzy. Nie jestem w
stanie im nawet potowarzyszyć. Niby taka niedzielna wycieczka po lesie, a tu taka wpadka. Zostając sam
wsłuchuję się w dźwięk muzyki moich błotników. Obawiając się opadów zdecydowałem się jechać na
zimówce. Wyścig trwa raptem 2 godz. A rower trzeba potem 2 razy dłużej pucować. Wygrało lenistwo.
Zajadam banany i żele wierząc, że odwrócę losy wyścigu. Niestety moje amulety w postaci jedzenia nie
działają. Jak mnie wyprzedzali tak wyprzedzają. W końcu mijam 2 kolesi. Jeden złapał gumę , a drugi
zerwał łańcuch. Poczułem przypływ energii, jest progres. Kiedy jednak dopadł mnie jakiś gość w szortach
i bawełnianej bluzie z kapturem osiągnąłem dno. Tego już było za dużo na dzisiaj. Zacząłem parchać i
syczeć jak koń ale kolesiowi nie popuściłem . Minęła równa godzina jazdy. Należało się poprawić i
zaciskając zęby robiłem to. Jadąc równym rytmem dochodziłem rywali, odrabiając stracone sekundy.
Przez kilka kilometrów widziałem w oddali grupkę Darka L. Cisnąc ile sił zacząłem się zbliżać i już mając
kolegę na kilkadziesiąt metrów ten skręcił na giga… Do mety pozostało 6 km. Tylko 6 i aż 6.
Głupotą było brak treningu przed wyścigiem. Zawsze najważniejsze są ostatnie 3 dni przed startem, ale
jakoś nie było czasu i mobilizacji. Gdybym nie odpuścił dziś nie było by tego kryzysu. Za późno odżyłem i
już nie starczyło na poprawienie pozycji. Ale i tak nie jest źle. Z Tomkiem przegrałem 2 min. ale reszta
chłopaków het het za mną. Czyli norma –ani ja kiepsko, ani oni dobrze… 3 Min. po mnie
wpada Michał, potem Grzesiek, Hans i Wojtek. Czekamy jeszcze kilka min. na Zosię, która jest 2 wsród
kobiet. I długo później wjeżdża Łokieć. Gigowcy rewelacyjnie. Darek wygrywa kategorię, a Sławek jest
5. Może będzie nieźle w drużynówce. W Piasecznie nie damy sobą tak pomiatać. Chyba…
Wyniki mega:
1:54.05 /88m.open/36 M3/Tomek Molenda 1:56.15/110m.open/43 M3/Marek
Napierała 1:59.42/138m.open/55 M3/Michał Mandes 2:02.20/170m.open/31 M4/Grzegorz Kruszko
2:04.56/200m.open/38 M4/Tomasz Szymański 2:12.03/303m.open/ 68 M4/Wojtek Marciniak
2:25.54/22m.open/2 K5/Zosia Sołtys 2:32.38/521m.open/133 M4/Robert Łokietek
Wyniki giga:
3.05.45/41m.open/1 M5/ Darek Lasota 3.20.06/75m.open/5 M5/Sławek Lasota 3.48.54/126m.open/18
http://velmar.pl/team
Kreator PDF
Utworzono 7 March, 2017, 08:38
Velmar Team
M5/ Krzysztof Marciniak Gratulacje dla Darka za zwycięstwo i Zosi za podium.
http://velmar.pl/team
Kreator PDF
Utworzono 7 March, 2017, 08:38