Moja droga do harcerstwa
Transkrypt
Moja droga do harcerstwa
Związek Harcerstwa Polskiego Chorągiew Lubelska Komisja Historyczna Krąg Instruktorów i Seniorów im. A. Kamińskiego w Lublinie Hm. Cezary Siedlecki Moja droga do harcerstwa Zeszyt 11 – listopad 2004 Cezary Siedlecki hm. 1 1 Siedlecki Cezary, ur. 1931.03.15 w Lublinie. Pedagog. 1957-1958 Przyboczny komendanta Hufca Lublin-Wschód, 1959-1960 Kierownik Referatu Harcerskiego KH Lublin-Miasto, 1960-1961 Z-ca knta Hufca Lublin-Miasto, 1961-1963 K-nt Hufca Lublin-Miasto, 1999-2001 czł. Kręgu Instr. „Szaniec” im. A. Kamińskiego przy KH Lublin-Miasto. Od 2001 r. czł. Kręgu Instruktorów i Seniorów im. A. Kamińskiego przy KCh w Lublinie. Od wielu lat zajmuje się kolekcjonerstwem m.in. odznaczeń, odznak i plakietek harcerskich. Jego zbiory wielokrotnie wspomagały prezentację jubileuszowych harcerskich wystaw lubelskiego harcerstwa w latach: 1986, 1991, 1996 i 2001 r. Wniósł znaczący wkład pracy w przygotowanie, organizację i prezentację tychże wystaw i imprez jubileuszowych. Brał czynny udział w przygotowaniu i organizacji X Ogólnokrajowego Złazu Seniorów ZHP w 2001 r. w Lublinie. W ramach działalności Kręgu „Szaniec” wielokrotnie przygotowywał gawędy harcerskie o życiu i działalności czołowych postaci lubelskiego środowiska harcerskiego. KKOOP (1987), Krzyż 1 Moja droga do harcerstwa Szesnastego września (2004 r. – przyp. SD) upłynęło sześćdziesiąt lat, gdy po raz pierwszy znalazłem się na zbiórce harcerskiej. Moja droga do harcerstwa rozpoczęła się znacznie wcześniej. A było to tak. W lecie 1938 r. Byłem z rodzicami na letnisku w Świdniku. Świdnik w tamtych latach pełnił rolę miejscowości wypoczynkowej dla mieszkańców Lublina. W willi „Hania”. W której mieszkaliśmy przebywali z rodzicami bracia Zwiszowie. Starszy chyba Dzidek był uczniem Korpusu Kadetów, a młodszy Marek uczęszczał do szkoły powszechnej. Obaj zapaleni harcerze zorganizowali drużynę wakacyjną, z którą uprawiali „puszczaństwo”, o ile laski świdnickie można było uznać za puszczę. Ja wtedy, siedmiolatek, bardzo im zazdrościłem harcerskiej przygody. We wrześniu tego roku rozpocząłem naukę w Szkole Ćwiczeń. Mieściła się ona w budynku obecnego Wojewódzkiego Domu Kultury. Tutaj ponownie zetknąłem się z harcerstwem. Starszy brat mojego serdecznego kolegi z podwórka i szkolnej ławy Jurka Kosowskiego, Olek – obecnie lekarz psychiatra w Bielsku Białej był zastępowym. Imponował mi wiedzą historyczną i zaradnością. Widziałem się w niedługim czasie harcerzem. Na moje gorące prośby rodzi-ce kupili mi mundurek, a na ojcu wymusiłem kupno noża fińskiego. Los jednak chciał inaczej. Wybuchła wojna, nastąpiła okupacja niemiecka i życie zupełnie się zmieniło. Od 1940 roku uczęszczałem do szkoły powszechnej na ulicy Archidiakońskiej Nr 3. Wychowawczynią klasy była Pani Róża Błeszyńska, harcmistrzyni i działaczka organizacji, o czym wtedy naturalnie nie wiedziałem. Atmosfera w klasie była bardzo dobra, z przyjemnością chodziło się do szkoły. Nie mając możliwości uczestnictwa w organizacji dziecięcej zorganizowaliśmy z Jarkiem taką „bandę” podwórkową – trochę wojsko, a trochę harcerstwo. Dzielnica, w której mieszkałem – ul. 3-go Maja – była gęsto zasiedlona przez Niemców. Była też tutaj szkoła niemiecka. Często widywaliśmy maszerujące oddziały młodzieżowych organizacji hitlerowskich 2. Budziło to naszą zazdrość, a postępowanie młodych Niemców niechęć. Sam stałem się również ofiarą ich agresji, jak już wyrosłem. Na moje usilne prośby mama uszyła mi na ten wzór ubranie. Kiedyś wracając do domu przechodziłem koło grupy – jak ich nazywaliśmy „hajociaków” (H-J przyp. SD) – zatrzymali mnie i urwali mi naramienniki. Upokorzony i wściekły wróciłem do domu. Mama w trosce o moje bezpieczeństwo nie wyraziła zgody na przyszycie nowych naramienników. Dlaczego u tych młodych chłopców było tyle agresji? Pewno skutki celowego wychowania, poza tym byli to często Niemcy pierwszego pokolenia. Rodzice zmieniali narodowość, a oni szkołę i kolegów. W naszej kamienicy też mieszkała rodzina, która poczuła się Niemcami. Dwie znajome dziewczynki z podwórka przestały nagle być naszymi koleżankami. Znajomy chłopak z Dolnej 3-maja pojawił się też w mundurze „hajociaka”. Również straWielki z Gwiazdą Orderu Św. Stanisława (2008), odzn. Zasłużony Działacz Kultury (1999), medal Prezydenta Miasta Lublin (2007). Hm, KH ZHP Lublin-Miasto, L. 1961. Przyp. SD. 2 Hitlerjugend (oficjalnie pisane, jako Hitler-Jugend, w skrócie HJ., pol. dosł. „Młodzież Hitlera”) – niemiecka organizacja młodzieżowa NSDAP zorganizowana na wzór paramilitarny w 1922, jako przybudówka Oddziałów Szturmowych (SA). Przyp. SD. 2 cił on nagle znajomość języka polskiego. Mówił łamaną polszczyzną, do siebie kazał zwracać się „pan”. Przylgnęło to do niego, jako „ksywka”. Zbliżanie się frontu wschodniego przywróciło mu jednak znajomość języka polskiego. Po przejściu frontu zaczęła działać w Lublinie organizacja młodzieżowa o wybitnie sowieckim charakterze – Związek Walki Młodych. Mimo propagowania tej organizacji napływ młodzieży był mały, a osoby zgłaszające się odstawały od przyjętego powszechnie wizerunku młodego chłopca czy dziewczyny. Po złożonych egzaminach rozpocząłem naukę w Gimnazjum im. J. Zamojskiego w Lublinie. Na tablicy ogłoszeń ukazała się informacja – 16 września, po lekcjach, na boisku szkolnym odbędzie się zbiórka chętnych do harcerstwa. W wyznaczonym dniu zebrało się na boisku ze 120 „chłopa”. Starszyzna drużyny z klas licealnych naradza się, widocznie nie liczyli na taka ilość zgłaszających się. Drużynowy, dh Janczara (lub podobnie) dzieli nas na trzy plutony, wyznacza plutonowych. Znalazłem się w plutonie u dh. Zielińskiego. Teraz powołanie zastępowych. Moim został dh Fabiszewski. Informacja drużynowego o planie działania drużyny, o prawie do noszenia lilijek i zakończenie. Podział na zastępy został dokonany klasami. U nas w klasie był taki sympatyczny i poważny chłopiec o posturze trochę otyłej. Nazywał się Rysiek Gomółka. Prosił mnie, jeżeli gdzieś w sklepie spotkam lilijki by kupić także dla niego. Podał swój adres – Krakowskie Przedmieście róg Szopena. Lilijki kupiłem. Myślę, zaniosę Ryśkowi to się ucieszy. Gdy wchodziłem do bramy obskoczyło mnie kilku ludzi w mundurach. - Kto jesteś? Po co przyszedłeś? Pod nos podtykają mi lufy automatów. Zjawił się Rysiek i sprawa się wyjaśniła. Z ulgą opuściłem bramę. Jak został powołany Rząd Jedności Narodowej to okazało się, że mam przyjemność być w jednym zastępie z synem samego Władysława - Wiesława Gomółki. Praca w drużynie była średnio aktywna. Pamiętam dwie zbiórki, w tym jedną w terenie. Ale maszerowaliśmy w szeregach i śpiewaliśmy. Byłem harcerzem! Mój przyjaciel Jurek Kossowski uczęszczał do Gimnazjum Vetterów. Także został harcerzem, a po pewnym czasie zastępowym. Na moje usilne prośby, mama przeniosła mnie do Vetterów. W ten sposób zostałem członkiem III LDH im. R. Traugutta. Z bliska, sytuacja w drużynie nie była taka idealna, jak przedstawiał Jurek. Drużynowym w tym czasie (1945 r.) był Robert Kucharczyk, młody egzemplarz pana Zagłoby. W kontaktach bardzo dostępny i koleżeński, ale coś na bakier z władzami harcerskimi. Miał dziesiątki dobrych pomysłów na pracę drużyny, tylko gorzej było i z ich realizacją. Pamiętam skład starszyzny w 3 LDH. Byli to: Gwidon Reński – przyboczny, zastępowi: Busiek Gołębiowski, bracia Tulczyjewowie Andrzej i Władek, po wyjeździe Jurka Kossowskiego z Lublina również moja skromna osoba. W dniu 2 maja nasza drużyna wybrała się na „wykapkę” do Dąbrowy z noclegiem w lesie. Dobiliśmy na miejsce, zgłosiliśmy swoją obecność leśniczemu i przystąpiliśmy do rozbijania obozu. Po skleceniu szałaso-namiotów kolacja. Herbata w kociołku wojskowym, a każdy coś sobie przyniósł z domu. Potworzyły się przyjacielskie komuny żywieniowe. Podstawą posiłków były konserwy UNR-y, niektóre bardzo dobre jak np. tuszonka. Teraz przedstawię sztukę przetrwania w wykonaniu naszego drużynowego Roberta. Przyszedł do nas i prosi o kromkę chleba. Dostał, podziękował: „Bóg zapłać!” i pożeglował do Grześka, który, jako przedstawiciel branży spożywczej (rodzina) był w posiadaniu dużego pęta kiełbasy i nie tylko. Poprosił coś do chleba i dostał. Metodą „mam chleb, daj coś do chleba lub mam coś do chleba, 3 daj kawałek chleba” Robert zjadł obfitą kolację. Rano kawa z mlekiem zakupionym w gajówce, a następnie uroczyste gotowanie zupy obozowej. Główny mistrz ceremonii Jurek Rudzki, chłopak bardzo autorytatywny. Kucharz to persona. Jurek zatrudnił kilku pomagierów, w tym mnie i Januszka Malma. Patrol aprowizacyjny przyniósł włoszczyznę i ziemniaki. Do kociołka poszły ziemniaki a następnie włoszczyzna. Okazało się, że jest jakieś mięso. Protestowałem na taką kolejność wkładania produktów do kociołka, ale Jurek swoim zwyczajem zapytał: - Kto tu jest kucharzem? …i coś jeszcze na temat hierarchii. Zupa gotowała się i gotowała. Z kartofli i włoszczyzny powstała maź, a mięso było dalej twarde. Prawda jest taka: Kto biedę zna ten wszystko zje!. Zupa mimo istotnych mankamentów smakowała znakomicie. Robert popadł w konflikt z Komendą Hufca i szkołą, został więc odwołany a drużyna została bez drużynowego. Planowany obóz nie wyszedł. W tej sytuacji nasz paczka zorganizowała sobie obóz u rodziny naszego przybocznego Gwidona w Radomyślu. Byliśmy tam dwa tygodnie – na tyle starczyło środków. Las, rzeka San, towarzystwo przyjaciół było bardzo fajne. Wieczorami przy ognisku rozmawialiśmy często o dalszym istnieniu naszej drużyny. Komenda Hufca nie widziała odpowiedniego kandydata na tę funkcję. Proponowano byśmy sobie sami poszukali drużynowego. Wypadało rozejrzeć się za odpowiednim kandydatem. We wrześniu na korytarzu szkoły zobaczyliśmy kolegów z naszego liceum w mundurach z charakterystycznymi naramiennikami. Takie nosili członkowie drużyn starszoharcerskich zwanych skautowymi. Wypatrzyliśmy jednego z nich, wzbudził nasze zaufanie. Okazał się nim, już nieżyjący - Marek Okopiński3. Po przeprowadzeniu długiej rozmowy na temat pracy drużyny, ku naszemu zadowoleniu wyraził on zgodę na objęcie funkcji drużynowego. Marek uzyskał mianowanie przez Komendę Hufca i akceptację dyrekcji szkoły. Odbyło się pierwsze zebranie chętnych do działania w drużynie. Wstąpiło do niej kilku kolegów Marka z klas licealnych. Należy wyróżnić Sławka Próchniaka, który był chłopcem niepełnosprawnym. Mimo kalectwa Sławek robił wszystko, by fizycznie dorównać innym, bo intelektualnie wielu kolegów znacznie przewyższał. Drugim był Elek (Eligiusz) Modrzejewski, bardzo operatywny i dobry organizator, posiadał łatwość nawiązywania kontaktów z ludźmi, Został zastępowym najstarszej grupy chłopców. Nasz nowy drużynowy Marek Okopiński (w przyszłości aktor, dyrektor teatru w Gdańsku) okazał się świetnym organizatorem, pełnym ciekawych koncepcji pracy. Drużyna znacznie się powiększyła – do sześciu zastępów „dobrze okrytych” jak powiadali „starzy Polacy”. Drużyna uzyskała zgodę na powołanie komisji na stopnie młodzika i wywiadowcy. Kilku naszych druhów ukończyło kurs drużynowych. 3 LDH „Błękitna” (była też „Czarna” w Gimnazjum Handlowym Vetterów) zaczęła poważnie się liczyć w Hufcu Lublin-Śródmieście. Poza częścią oficjalną kwitło też życie towarzyskie. Nasza paczka przyjaciół: Busiek Gołębiowski, Januszek Malm, bracia Stacho i Siczek Tulczyjewowie, no i ja, robiliśmy częste wycieczki na parę godzin do lasu, głównie do Dąbrowy. Ubrani w mundury, furażerki, niemieckie „panterki” na niepogodę skautowaliśmy tocząc też nie kończące się dyskusje na różne tematy, najczęściej związane z harcerstwem. Po porostu cieszyliśmy się życiem. 3 Okopiński Marek, ur. 09.05.1929, zm. 24.08.1992. Aktor, dyr. Teatru w Gdańsku). Druż. III LDH im. R. Traugutta przy Lic. Vetterów, k-nt Hufca Lublin-Śródmieście (1949-1950). (Przyp. SD). 4 Jedna taka wypadka we wrześniu 1946 r. zakończyła się bardzo ciekawie. Po całodziennym „skautowaniu” doszliśmy do wniosku, że wrócimy do Lublina pociągiem. Udaliśmy się więc na stację w Zemborzycach. Po wyjściu z lasu i przeprawieniu się przez Bystrzycę zauważyliśmy jakieś poruszenie wśród osób, które nas obserwowały. Na stacji kasjerka była wyraźnie przestraszona. Mówiła coś od rzeczy, że nie musimy płacić za bilety. Uspokoiła się dopiero po przełożeniu przez nas legitymacji uczniowskich. Z ulgą powiedziała „myślałam, że panowie jesteście z lasu”. Był rok 1946, a nasze stroje mogły wyglądać na mundury „chłopców z lasu”. Na obóz w 1947 r. nie pojechałem. Wypadało dość drogo, a w domu się nie przelewało. W czerwcu utopił się nasz przyboczny Grzesiek Reński. Był dobrym harcerzem i fajnym kolegą. Wszyscy go żałowali. Do drużyny wstąpił pewien druh z Białej Podlaskiej. Był tam przybocznym w jakiejś drużynie i posiadał wysoki stopień ćwika. Marek licząc na wiedzę i umiejętności powołał go na przybocznego, a na obozie mianował oboźnym. Koledzy, którzy byli uczestnikami tego obozu opowiadali na ten temat różne dowcipy. Zdobył tam ksywę „kretyn”, którą zawdzięczał „wybitnej inteligencji” jak to sam określił oraz naprawdę wielkiej umiejętności robienia sobie wrogów z druhów, z którymi był zmuszony utrzymywać stosunki służbowe. Po obozie więcej się nie pojawił w drużynie. Gdzieś pod koniec 1947 roku Marek oznajmił, że rozkazem Komendanta Hufca, był nim phm. Jurek Kwieciński4, kilku naszych kolegów obejmie drużyny w szkołach podstawowych. Wymienił nazwiska: Sławka Próchniaka, Elka Modrzejewskiego oraz Andrzeja i Włodka Tulczyjewów. Jeżeli powołani drużynowi życzą sobie wziąć przybocznych z naszej drużyny, to mają do tego prawo. Sławek zwrócił się do mnie, czy pójdę z nim, jako przyboczny. Marek uzasadnił ten wybór, że będziemy się uzupełniali. W ten sposób wylądowałem w Szkole Podstawowej nr 7, jako przyboczny 24 LDH im. Stefana Batorego. Kierowniczka Szkoły przyjęła nas bardzo serdecznie, okazała się wielkim przyjacielem harcerstwa. Na pomoc i wsparcie – również finansowe – mogliśmy zawsze liczyć. Opiekunka drużyny była Pani Ząbczykowa, której syn należał do najbardziej aktywnych harcerzy w drużynie. W szkole było trochę chłopców związanych z harcerstwem, ale brak od szeregu miesięcy drużynowego i odejście absolwentów do innych szkół spowodowało konieczność zorganizowania pracy od nowa. Na pierwszej zbiórce zgłosiło się 25 chłopców i 6 dziewcząt. W tym okresie nie było jeszcze w harcerstwie koedukacji i dziewczęta z żalem odeszły. Pozostały jednak sympatyczkami drużyny. Chłopców podzieliliśmy na trzy zastępy. Zastępowymi zostali: Janusz Banaszek, Zdzicho Kozak i Józek Podstawski. Nasza praca w drużynie w niedługim okresie przyniosła oczekiwane rezultaty. Drużyna zyskała popularność w szkole, powstał czwarty zastęp, na którego czele stanął Wiesiek Banaszek brat Janusza. Kilku członków drużyny zdobyło stopień wywiadowcy, a kilkunastu młodzika. Zorganizowaliśmy w szkole wieczornicę poświęconą bohaterowi drużyny Stefanowi 4 Kwieciński Jerzy, ur. 16.04.1924 w Puławach, zm. 1994 r. w Lublinie. Czł. DH im. K. Pułaskiego w Biłgoraju (1936-1938), zast. LXXVII Warszawskiej DH im. T. Żulińskiego przy Gim. Stow. Szkół Średnich (1938-1939), czł. KCh Lublin (1945-1950), kier. Wydz. Gosp. KCh (1945-1947), z-ca kom. Hufca Lublin-Wschód, kom. Hufca Lublin-Śródmieście (1948), po kom. Lublin-Zachód (1948-1949), kier. Wydz. Harc. KCh (1957-1958), czł. i z-ca przew. KRCh (1958-1959), kom. Hufca Lublin (19581959), kier. Ref. Harc. KH Lublin (1959), zca kom. Hufca Lublin (1959-1961), czł. CKR (1959-1972, 1992-1994), z-ca przew. CKR (1972-1981), przew. CKR (1981-1990). KKOOP (1985), ZKZ dla ZHP (1982). Hm. PL (L. 8/70). 5 Batoremu. W czasie wieczornicy młodzicy złożyli na ręce dh Staszka Dacki5 przyrzeczenie harcerskie. W czerwcu zorganizowaliśmy zabawę dla młodzieży szkolnej. Udało się też zorganizować obóz dla członków drużyny, co nie zawsze udawało się drużynom o dłuższym stażu i liczniejszym. Na obóz wyjechaliśmy do Łużkowa na wyspie Wolin. Należy tutaj przypomnieć, że w roku 1948 władze harcerskie wprowadziły akcję „Harcerska Służba Polsce”. Idea była bardzo wzniosła. Młodzież harcerska część czasu na akcji obozowej poświęcała dla odbudowy kraju. W praktyce zmieniało to bardzo wiele. Na te prace użyteczne poświęcano 4 godziny dziennie, do tego domarsze. Między śniadaniem a obiadem obóz był na HSP. Uznano za słuszne koncentrowanie obozów tam, gdzie potrzeba było rąk do pracy. Powstały zwyczaje organizowania obozów całego hufca w jednym miejscu i tylko to się liczyło. Ale wracajmy do naszego Łużkowa. Obozy rozbiliśmy na jakichś łączkach, lasu i rzeki brak. W ramach HSP przerywaliśmy i plewili buraki cukrowe w miejscowym PGR. Referent polowy – karbowy PGR – traktował nas, jako siłę roboczą, którą należy do maksimum wykorzystać. Wspomagali go w tym godnie niektórzy druhowie z komendy zgrupowania. Po kilku dniach ręce pokaleczone o imponujące chwasty. Zmęczeni wysiłkiem ponad możliwości wiekowe, młodzież traktowała pracę, jako dopust Boży a nadzorców, w tym także naszych druhów z komendy bez - powiedzmy delikatnie – cienia sympatii. Kwatermistrz zgrupowania druh Anasiewicz wychodził z siebie by wykorzystać „moce przerobowe”. Pewnego dnia, gdy śniadanie przeciągnęło się trochę, wpadł do naszego obozu z krzykiem: - Oboźny! Czego jeszcze nie pogoniłeś ich do roboty!? Nasz zapowiadany wypoczynek nad morzem ograniczał się do jednorazowych wycieczek po mszy w Kołczewie do Wisełki, aby zobaczyć morze. Na Wolinie była plaga komarów, wprost niewyobrażalna ilość. W czasie apelu wieczornego dyżurny „kadzielniczy” okadzał swoje szeregi. Harcerze krztusili się od dymu. Komary okadzanie znosiły znacznie lepiej. „Znakomicie” zorganizowany wypoczynek w Łużkowie, znacznie ograniczył liczbę chętnych do bycia harcerzami. Trochę nowych, trochę zapalonych harcerzy i wyszło na jakieś 3 nieduże zastępy. W drużynie zaszły też zmiany. Sławek ze względu na maturę zrezygnował z prowadzenia drużyny. Obowiązek ten w listopadzie 1948 r. przypadł mnie. Poprawiła się sytuacja, gdy dołączyli chłopcy z klas V–VIII szkoły podstawowej przy Unii Lubelskiej (również Gimn. i Lic. Żeńskie). Działały tam dwie dość liczne drużyny żeńskie prowadzone przez Grażynę Daniel (obecnie Struzik) oraz drużyna zuchów, której drużynową była Danka Rynkowska6. Tymczasem szybki zbliżał się czas wyjazdu na zimowisko do Zakopanego. Było ono pomyślane, jako szkolenie uzupełniające dla kadry Hufca. W miarę jak zbliżał się termin wyjazdy, coś się zaczęło psuć. Okazało się, że hufcowy Jurek Kwieciński z jakichś niejasnych powodów nie może jechać. Brakowało kandydata na komendanta zimowiska. Na szczęście zgodził się objąć to stanowisko Staszek Sielski 7 hufcowy Hufca Lublin-Wschód. Staszek ze 5 Dacko Stanisław. K-nt Hufca Lublin-Centrum (1947), czł. Lubelskiej KCh, kier. Ref. Statystyki, z-ca sekretarza Kch (1948-1949), kier. Ref. Harcerskiego KH Lublin-Śródmieście (1957-1958). Phm. (Przyp. SD). 6 Rynkowska-Strzelecka Danuta. Druż. XIII ŻLDH przy Gimn. i Lic. Im. Unii Lubelskiej w Lublinie (1948-1949) i 1957-1958), czł. KH Lublin-Śródmieście (1949-1950). 7 Stanisław Sielski. Ur. 13.03.1924 w Lublinie, zm. 1999 w Lublinie. W latach 1934-1936 członek, zastępowy i przyboczny XVII LDH im. R. Traugutta w Lublinie. Zastępowy I LDH im. W. Łukasiń- 6 względu na koleżeńskie traktowanie młodszych funkcyjnych cieszył się u nas duża sympatią. W ten sposób dwie dziesiątki funkcyjnych ze śródmieścia znalazło się szczęśliwie 27 grudnia 1948 roku na zimowisku w Zakopanym. Faktycznie dzięki umiejętności „bezkolizyjnego” kierowania zespołem w wykonaniu Staszka była to bardzo sympatyczna impreza. Dla wielu z nas zimowisko stanowiło pierwszy w życiu kontakt z Tatrami. W dniu31 grudnia poszedłem ze Staszkiem po jakieś zakupy. Korzystając z okazji zapytałem, czy dochodzące słuchy o likwidacji ZHP są rzeczywistym zagrożeniem dla organizacji. Staszek stwierdził, że jego zdaniem czas istnienia ZHP jest policzony. Organizacje dziecięce i młodzieżowe będą funkcjonować jak w ZSRR. Zimowisko Hufca Lublin Śródmieście. Zakopane 1948/1949. Na zdjęciu: A. i W. Tulczyjewowie, Z. Brzozowski, J. Malm, St. Siczek, C. Siedlecki. skiego przy Gimn. St. Staszica w Lublinie (1936-1939). W okresie wojny członek Pogotowia Harcerskiego i d-ca plutonu ZWZ AK (1941-1944). W okresie 1947-1948 oraz 1956-1958, k-t Hufca LublinWschód (1947-1948 i 1957-1958). Drużynowy DH na Zlocie Młodzieży Demokratycznej w Szczecinie (1946). Członek Kręgu Szaniec w latach 1981-97. Phm (1946). 7 Zimowisko j.w. - Przed snem na pryczy. Na zdjęciu: Zbyszek Brzozowski, Andrzej i Włodek Tulczyjewowie, Janusz Malm, Staszek Siczek, Staszek Sielski – komendant zimowiska i Cezary Siedlecki. Dziesięć dni szybko minęło. 7 Stycznia 1949 roku byliśmy już w Lublinie. Po powrocie, z harcerstwem zaczęły się dziać różne dziwne dla nas rzeczy. Połączone zostały organizacje żeńska i męska na szczeblu chorągwi i hufców. W Lublinie komendantem Chorągwi został hm Grzesiuk8 postać bliżej nieznana kadrze harcerskiej. Nasz Hufiec połączył się z hufcem żeńskim. Hufcowym został Marek Okopiński cieszący się wśród drużynowych - z rodowodem błękitnej trójki - dużą sympatią i autorytetem. Zastępcą została Krysia Hangerówna osoba miła, sympatyczna i bardzo oddana organizacji. Skład Komendy Hufca został bardzo rozbudowany. Wszedł w jej skład Sławek Próchniak, jako instruktor programowy. Przygotowywaliśmy się do obozu. Po smutnym doświadczeniu z Wolina, akcję obozową zorganizowaliśmy nad jeziorem Białym koło Augustowa. Pracę w ramach HSP miały być wykonywane prace na rzecz leśnictwa. W pracy drużyny 24 LDH - poza wycieczkami - powrócono do prób na stopnie harcerskie. Organizowaliśmy otwarte wieczornice dla wszystkich chętnych. Wprowadziłem w celu popularyzacji organizacji w środowisku szkolnym „dni mundurowe”. Członkowie drużyny przychodzili na zajęcia w mundurkach harcerskich. W kwietniu drużyna liczyła sześć dużych zastępów. Powstały pewne tradycje i obrzędy np. przyjmowania do drużyny nowych członków. Ktoś z harcerzy był wprowadzającym, jak ojciec chrzestny. Odbywające się regularnie, co dwa tygodnie rady drużyny miały też obrządki np.: kolejność zabierania głosu w omawianej 8 Stanisław Grzesiuk hm - nauczyciel. Ur. 26.03.1912 w Starej Wsi, zm. 1985 w Lublinie. Druż. DH przy SP nr 8 w Lublinie (1932-1934), ref. finansowy KCh (1934-1936), czł. KH Hrubieszów (19361939), druz. DH im. Zawiszy Czarnego przy SP w Werbkowicach (1938-1939). W okresie wojny (1943-1944) drużynowy tajnej DZ w Maszkach i Wesołówce. Komendant Hufca Lublin-Wschód (1945-1946), czł. KCh Lublin (1947-1950), kier. Ref. Zuchowego i referent Służby Informacyjnej KCh (1947-1948), k-nt Chorągwi (1949-1950). Czł. KI „Szaniec” 1979-1985. Odzn. KKOOP (1966), SK „Za Zasługę (1947), ZKZ dla ZHP (1988). Hm (L.5/66). (Przyp. SD). 8 sprawie. Pierwszy przedstawiał swój pogląd najmłodszy stażem zastępowy a ostatni zabierał głos drużynowy. W ten sposób wszyscy uczestniczyli czynnie w radzie. Mogli, a nawet musieli przedstawić i uzasadnić swoje stanowisko. Nikt nie kibicował, jako widz. Poza zastępowymi i przybocznym uczestniczył w radzie sekretarz (z prawem noszenia sznura o brawie brązowej, jak zastępowy). Mając stałą, dobrze przygotowaną kadrę mogłem być spokojny o przyszłość 24 LDH. A tymczasem nad ZHP gromadziły się chmury bardzo ciemne. Komenda Chorągwi zorganizowała obowiązkowy kurs dla kadry obozów letnich. Na kursie, jako wykładowcy, którzy mieli coś do przekazania – np. hm. D. Magierska – byli też liczni niemający z harcerstwem nic wspólnego. Nie mam tu na myśli lekarza czy przyrodnika. Zupełnie kuriozalne było wystąpienie hm. Grzsiaka - Komendanta Chorągwi. Na pytanie: - Co poza HSP na obozie można robić, kiedy tradycyjne obrzędy harcerskie nie są polecane? Odpowiedział, że „można grać w palanta”. Dzięki temu zyskał sobie ksywę „palant” związaną nie koniecznie z samą grą. Drugim takim przykładem był Stefan Słysz9. Nie wiem i nie wiedziałem, jaki był temat jego wystąpienia. Treść wskazywała na antyreligijne. Obóz nad jeziorem Białym był przeciwieństwem Łużkowa. Las, woda, praca w nadleśnictwie polegająca na zbieraniu wyciętych drzewek lub oczyszczaniu pasów przeciwpożarowych. Jedynym utrudnieniem była nadmiernie rozbudowana Komenda zgrupowania, w tym przez udział ludzi, którzy z ZHP niewiele mieli wspólnego. Marek Okopiński twierdził po latach, że musiał ich wziąć. Po drugiej stronie jeziora obóz miały harcerki z naszego hufca. Prowadziła go Krysia Hengerówna. Zabawnym incydentem była wizytacja obozu przez druha Słysza, znanego wroga religii i zjawisk nadprzyrodzonych. Przeprowadzono wizytację, która nie potwierdziła klerykalizacji powierzonej nam młodzieży. Następnie wizytator zażyczył sobie przewiezienia na drugi brzeg jeziora do obozu dziewcząt. Tłumaczyłem, że jezioro dzisiaj trochę buja, ale po postawieniu sprawy, że utrudniam wizytację dobrałem sprawnie załogę (duża łódź, czterech wioślarzy i sternik) i z radością stwierdziłem „wybycie druha wizytatora”. Po godzinie chłopcy wrócili. Ich „radocha” skłoniła mnie do zapytania o przyczynę. Okazało się, że na środku jeziora faktycznie trochę kołysało. Zacny druh wizytator zapomniawszy o głoszonych poglądach ukląkł w łodzi i zaczął się modlić prosząc Najwyższego o ratunek. No cóż, sytuacja kształtuje świadomość. 9 Słysz Stefan. Z-ca kier. Wydz. Zuchów KCh (1949-1950). (Przyp. SD). 9 Obóz Augustów 1949 r. – Obiad. Obóz Augustów 1949 r. – Kąpiel. Po powrocie z obozu w hufcu zaszły dalsze zmiany zgodnie z postanowieniem władz o przekształceniu harcerstwa w organizację pionierską, jak w ZSRR. Na początek odeszli Marek ze swoja ekipą. Hufcowym został mianowany Witek Buraczyński 10, chłopak, który prawdopodobnie miał ciężkie warunki materialne. Zaczął dobierać sobie skład komendy. Pojawili się młodzi ludzi, którzy raczej z harcerstwem nie mieli nic wspólnego. Witek zaproponował mi funkcję zastępcy hufcowego d/s organizacyjnych. Po naradzie ze Sławkiem Pruchniakiem, który odszedł z hufca ustaliliśmy, że propozycję przyjmę. Sławek natomiast obejmie 24 LDH. 10 Buraczyński Witold. K-nt Hufca Lublin (1949-1950). Kwatermistrz Hufca Lublin-Śródmieście (1957). (Przyp. SD). 10 Pojawili się, jak wspomniałem ludzie, którzy z ZHP nie mieli nic wspólnego. Jakaś dobrze zbudowana dziewczyna przekonywała mnie, że jest harcerką nawet w stopniu ochotniczki i miała ochotę bliżej się zaprzyjaźnić. Przyszedłem raz do hufca, w lokalu był jakiś człowiek, który przedstawił się, jako członek komendy odpowiedzialny za morale kadry i młodzieży. W ramach swoich obowiązków segregował książki w naszej bibliotece na prawomyślne i nieprawomyślne. Wkładał w tę prace dużo zapału. Zastępcą hufcowego ds. programowych została „koleżanka” skierowana przez ZMP. Gdzieś w październiku Witek przyniósł mi deklarację do ZMP oznajmiając, że zostałem zatwierdzony na mojej funkcji. Przez kogo? Czy musiałem zostać członkiem Związku Młodzieży Polskiej? Od dłuższego czasu nasza grupa instruktorska utrzymywała łączność z dh. Danutą Magierską. Mając problem poprosiłem druhnę Danusię o radę. Usłyszałem, że dobrze by było pozostać w ZHP - jakie by ono nie było - i mieć kontakt z młodzieżą, ale jeżeli sumienie mi nie pozwala przyjąć proponowanych warunków, to sumienia łamać nie należy. W tej sytuacji zwlekałem z decyzją licząc na jakiś cud. Cudu nie było, był termin, w którym musiałem złożyć deklarację. Z okazji rocznicy Rewolucji Październikowej odbył się wielki pochód, w którym uczestniczyli także harcerze. Przygotowano dla nas czerwone szturmówki i portrety „słoneczka narodów” J. Stalina. To był mój ostatni kontakt z tamtym ZHP. W Komendzie Hufca więcej się nie zjawiłem. Kiedyś spotkałem Witka Buraczyńskiego. Pytał, dlaczego już nie bywam w Hufcu. Odparłem coś w rodzaju, że „nam nie po drodze”. Strata, jaką odczułem po opuszczeniu harcerstwa była podobna do utraty kogoś bardzo bliskiego. Pewną rekompensatą były stałe kontakty z przyjaciółmi poznanymi w harcerstwie, a także dość częste wizyty u dh. Magierskiej. Żal jednak pozostał. Nie przypuszczałem, że MOJA PRZYGODA Z HARCERSTWEM jeszcze się nie skończyła. Cezary Siedlecki hm. Dotychczas wydano: Zeszyt 1 - „Był taki zastęp” – sierpień 2001 Stanisława Witkowska hm. Zeszyt 2 - „Wspomnienia o harcerkach z tamtych lat 1939-1944” - sierpień 2003 Stanisława Witkowska hm. Zeszyt 3 - „Wspomnienie o druhnie Danucie Magierskiej w dwudziestą rocznicę śmierci” - marzec 2004, Alicja Morawiecka hm. Zeszyt 4 - „Druhna Danuta Magierska wzór szlachetnego człowieka” – kwiecień 2004 Władysław Froch hm. Zeszyt 5 - „Komendantki Lubelskiej Chorągwi Harcerek z okresu okupacji niemieckiej 1939 – 1944 hm. Maria Walciszewska, hm. Maria Świtalska” cz. I - maj 2004 Stanisława Witkowska hm. Zeszyt 6 - „Lubelska harcerka w Powstaniu Warszawskim. Wspomnienia o kpt. phm. Janinie Łotockiej w 60. rocznicę Powstania Warszawskiego” – sierpień 2004 Stanisława Witkowska hm. Zeszyt 7 - „Komendantki Lubelskiej Chorągwi Harcerek” cz. II – sierpień 2004 11 Stanisława Witkowska hm. Zeszyt 8 - „Płk Emil Czapliński Harcerz Rzeczypospolitej Działacz Harcerski” - sierpień 2004, Stanisław Jan Dąbrowski hm. Zeszyt 9 – „Druhna Maryla. Ostania komendantka konspiracyjnej Lubelskiej Komendy Chorągwi Harcerek” - wrzesień 2004 Stanisława Ziemnicka Zeszyt 10 - „Powojenna służba harcerki - relacja hufcowej” – październik 2004 Stanisława Witkowska hm. Redakcja: Stanisław Tryczyński hm. Korekta i Adiustacja: Stanisław Jan Dąbrowski hm. 12