Wywiad
Transkrypt
Wywiad
IRENEUSZ WOŹNIAK Uczeń - Nauczyciel - Dyrektor Szkolny wywiad. Spotkanie p. Ireneusza Woźniaka z grupą uczniów uczęszczających na zajęcia edukacji medialnej pod hasłem: „Świat mediów” odbyło się dn. 06.10.2016 r. Weronika Gałązka: Jest Pan piątym dyrektorem szkoły podstawowej i kolejno trzecim dyrektorem gimnazjum, od momentu powstania tych szkół. Ireneusz Woźniak: Tak… *śmiech* Być może, nie wiem, nie liczyłem tego. W. G.: Kto jest najważniejszy w szkole? Uczeń, rodzic, nauczyciel czy dyrektor? I.W.: Wy jesteście najważniejsi. Bez was tak naprawdę nie byłoby szkoły. Natomiast są różne funkcje w szkole, które się pełni. Funkcja dyrektora bezsprzecznie jest ważna, natomiast status ucznia jest chyba najważniejszy. Czy się czuję najważniejszy jako dyrektor? Na pewno nie. Mam wspaniałych nauczycieli, którzy są równie ważni jak ja. W. G.: Czyli nie uważa się Pan za takiego wyniosłego dyrektora tylko za równego z innymi nauczycielami? I.W.: Chciałbym, żeby we mnie zawsze widzieli osobę, która może im pomóc, wesprzeć. Mam nadzieję, że tak mnie postrzegają, bo tak chcę być widziany. Absolutnie nigdy nie przyszło mi do głowy, żeby zamknąć drzwi i wywiesić plakietkę „Dyrektor, proszę nie przeszkadzać”. W.G.: W tym roku został Pan nowym dyrektorem ZS nr 14 w Toruniu, mogę zatem założyć, że ma Pan pewne pomysły i nowe wizje dotyczące naszej szkoły. Czy mógłby Pan nam trochę o tym opowiedzieć? I.W.: Jak staje się do konkursu na dyrektora szkoły to trzeba się wykazać wizją szkoły na najbliższe pięć lat, bo tyle mniej więcej trwa kadencja dyrektora szkoły. Musiałem dobrze przemyśleć swoje kandydowanie i przedstawiając dokument wskazać te rzeczy, które bym ulepszył, poprawił albo wprowadził. Cywilizacja tak się rozwija, że chciałbym, żeby w ciągu tych pięciu lat dużo zadziało się w kwestii informatycznej. Jak sami zauważyliście, już we wrześniu zaczął funkcjonować dziennik elektroniczny. Myślę, że jesteście z niego zadowoleni. Nie tylko rodzice widzą jakie macie oceny, ale jest to też narzędzie, które wam pomaga w pracy. Chciałbym, żebyśmy mogli, na przykład uczestniczyć w takich akcjach jak „Mistrzowie Kodowania”, gdzie dzieci i uczniowie uczą się obsługi takich rzeczy jak programować czy obsługiwać roboty. (*dzwoni telefon*) Jak zauważyliście, praca dyrektora polega na tym, że cały czas ktoś czegoś od niego chce. Chciałbym, żeby były nowoczesne pracownie multimedialne, jeżeli chodzi o naukę języków obcych. Tak naprawdę przez obraz i dźwięk można się uczyć jeszcze lepiej. Będę starał się o to, aby dzieci z gimnazjum mogły wyjechać na wymianę międzynarodową w programie Erasmus Plus. Mamy szkolenia. Już część z nich zrobiliśmy w czerwcu w zeszłym roku. Będziemy szkolić się jeszcze przez najbliższe pół roku. Będziemy starać się póki te gimnazja jeszcze istnieją, żeby chociaż w ostatnim roku ich funkcjonowania można było naszych drugo- i trzecioklasistów częściowo wysłać na wymianę. Są też bardzo zaawansowane prace związane z powstanie nowej sali gimnastycznej. Będzie stała od strony Hallera. Jak wszystko dobrze pójdzie, na wiosnę lub latem ruszy budowa. Na pewno będziemy starać się uzyskiwać środki na to, żeby szkoła była coraz bardziej nowoczesna. Będziemy wymieniać w pracowniach komputerowych sprzęt na nowszy. Oczywiście wszystko w ramach środków finansowych miasta Torunia, no bo jak wiecie jest 70-kilka szkół w Toruniu a „tort finansowy” ograniczony. W. G.: Czyli, jest szansa na zrealizowanie tych pomysłów? I.W.: Oczywiście, jest szansa i myślę, że wszystko co zawarłem w mojej wizji jest możliwe do zrealizowania. Myślałem, że szybciej zrobię coś takiego co spowoduje, że nasza szkoła zyska swój ceremoniał. Chodziło mi o nadanie imienia szkole, ale okazało się, że na nadanie imienia muszę poczekać co najmniej z dwa-trzy lata. Jest to spowodowane planowaną reformą szkolnictwa, która zakłada wygaszanie gimnazjum. Najprawdopodobniej będzie tak, że o imię szkoły będziemy mogli się starać wtedy, kiedy już będzie odchodziła ostatnia klasa gimnazjalna. Muszę poczekać, bo jakbym teraz nadał imię szkole, to za dwa lata trzeba by to imię zmienić, ponieważ nie będzie gimnazjum, Zespół Szkół przestanie istnieć pojawi się Szkoła Podstawowa ośmioklasowa. Nasza naprawdę duża szkoła, zasługuje na to, żeby to imię w końcu mieć. Zakładam, że patrona wybierzemy wspólnie. Wypowiedzą się na ten temat uczniowie, rodzice i nauczyciele. Ja też mam jakiś swój pomysł, ale nie chcę na razie nic zdradzać. W.G.: Co więc sądzi Pan o likwidacji gimnazjum? I.W.: *wzdycha* Powiem tak, uważam tą decyzję za dość wątpliwą. Jeżeli chodzi o nasze gimnazjum, to nie widzę powodów, żeby je likwidować. Przez kilkanaście lat staraliśmy się, żeby te gimnazja coraz lepiej funkcjonowały. Bardzo dużo pieniędzy było także przeznaczone na różnego rodzaju projekty unijne realizowane w gimnazjach. I teraz nagle zaprzepaszczając to wszystko, wracamy do ośmioklasowego, znanego mi z dzieciństwa, systemu edukacji. Nie widzę za bardzo potrzeby takich działań. Niestety moim obowiązkiem jako dyrektora jest dostosować się do nowych zmian ministerstwa czy mi się to podoba, czy nie. Muszę podporządkować się i realizować te zmiany zgodnie z wytycznymi. Natomiast gdybym był na miejscu władnym nie zdecydowałbym się na taki krok, ponieważ gimnazja ładnie wpisały się w edukację polską i nie ma potrzeby je likwidować. Tak uważam. W.G: Zauważyliśmy, że jest Pan bardzo zabiegany, nieustannie zajęty. Co z obowiązkami dyrektora? Nie przytłaczają Pana? I.W.: Dobre pytanie. Nie jest to dla mnie nic nowego. Od 2007 roku, czyli praktycznie dziewięć lat byłem wicedyrektorem. Byłem przyzwyczajony do tego trybu pracy, w tym pracy organizacyjnej sfery działania szkoły. Dbałem o różne rzeczy, m. in. o kupowanie sprzętów szkolnych, wyznaczanie kogoś na dyżur albo rozliczanie godzin lekcyjnych. Teraz jest może więcej takich spraw, gdzie trzeba podejmować pewne decyzje i troszeczkę je przemyśleć. Są momenty w tej pracy, gdzie naprawdę brakuje godzin w ciągu dnia. Tak było na przykład w sierpniu i na początku września, gdzie mieliśmy miejską inaugurację roku szkolnego, oddanie nowego budynku szkoły. Była uroczystość, na którą zaprosiliśmy uczniów i rodziców, ale także bardzo dużo gości. Potem przychodzi taki moment, gdzie można troszeczkę zwolnić tępo. Czy mnie to przytłacza? Na pewno nie. Ja jestem człowiekiem, który lubi taką formę pracy. Myślę, że jedynym minus bycia dyrektorem, jest to, że nie uczę tyle godzin, co pozostali nauczyciele. Mało dydaktyki, takiego bezpośredniego kontaktu z uczniami. Bardzo lubię nauczać, a lekcji niestety jako dyrektor mam najmniej. W.G.: A czy ma Pan czasem wrażenie, że nie poradzi Pan sobie w funkcjonowaniu jako dyrektor szkoły? I.W.: To chyba każdy człowiek ma coś takiego, że jak pojawia się sytuacja, gdzie powiemy „O Boże, a co ja mam teraz zrobić?”, wystarczy chwila zastanowienia, pomoc osób, które są blisko, czyli wicedyrektorów, nauczycieli, wychowawców, sekretariatu i nagle problem okazuje się mniejszy. Wszystko zależy od tego czy chce się wziąć za bary z problemem sam na sam, czy po prostu można liczyć na pomoc innych osób. Mam wokół siebie ludzi, na których mogę polegać, do których mam zaufanie. To są osoby, które pomagają mi rozwiązać pojawiające się problemy. Jak macie koleżanki, kolegów zawsze łatwiej jest wam rozwiązać problem w swoim gronie i wspólnie czemuś zaradzić, niż główkować w pojedynkę. W.G. : Przyjmijmy, że ktoś chciałby do Pana przyjść i porozmawiać na temat uczniów, szkoły, kółek zainteresowań. Jest Pan otwarty na pomysły uczniów? I.W. : Są takie osoby, bardzo aktywni uczniowie. Nie mówię tu o przewodniczących samorządów uczniowskich (choć oni również), ale w ogóle, na co dzień. Przychodzą i mówią, że na przykład chcieliby mieć więcej basenów czy mniej gimnastyki. Proponują też naukę czegoś, czego nie ma w naszej ofercie edukacyjnej, podstawie programowej, np. jakiegoś dodatkowego języka obcego. Wychodzę temu naprzeciw. Na przykład mamy język rosyjski, na który uczęszczają dzieci z klas piątych. Mamy również język włoski. Uczęszczacie na język włoski? W. G. : Tak. I.W. : Widzicie. To tak naprawdę organizacja takich zajęć to potrzeba nauczyciela, który chciał przekazać swoją wiedzę, ale także chęć pozyskania tej wiedzy przez was samych. Gdy wy przychodzicie z jakimś pomysłem i chcecie, żeby był zrealizowany, jestem jak najbardziej otwarty na każdą propozycje. Daję Wam naprawdę duże pole do popisu, żebyście kreowali szkołę taką, jaką byście chcieli mieć na co dzień. Im więcej waszych pomysłów i zmian oczywiście takich, na które wszyscy tutaj wyrażamy zgodę - tym dla was lepiej w takim środowisku wzrastać i dorastać. Wasze inicjatywy zawsze będę brał pod uwagę organizując pracę szkoły. W. G.: Czy, gdy zatrudniał się Pan w szkole spodziewał się Pan w przyszłości objęcia stanowiska dyrektora? I.W.: Chyba nie. To tak jest z naszym życiem, że każdy rok przynosi jakieś nowe doświadczenia i nowe zmiany. Pamiętam do dzisiaj dzień, w którym ustępujący w 2008 roku dyrektor powołał mnie na wicedyrektora. To było dla mnie ogromnym zaskoczeniem, że spośród tak dużej liczby nauczycieli nagle zaproponował mi takie stanowisko. Jak jest się już wicedyrektorem to konsekwencją jest zostanie dyrektorem. Na pewno przychodząc do pracy w 2001 roku, do głowy mi nie przyszło, że za 15 lat będę tutaj dyrektorem. Jeśli kończy się studia ma się cel: „po to chodzę na kurs pedagogiczny, bo może w przyszłości będę nauczycielem”. I ten cel brałem pod uwagę. Jednak nie sądziłem, że będę nauczycielem a potem zostanę dyrektorem, absolutnie nie. To dopiero pojawiło się w trakcie mojej pracy. W.G.: Zgodził się Pan od razu, czy jednak musiał Pan trochę przemyśleć swoją decyzję? I.W.: To nie jest łatwa decyzja. Dobrze, że pytasz, bo powiem Ci, że trzeba było rozważyć wszystkie plusy i minusy. Jak w każdej funkcji, tak i w tej trzeba takie i takie obszary wziąć pod uwagę. Długo się nie namyślałem, bo i czasu nie miałem zbyt dużo. Mimo to uważam, iż jest lepiej, jeżeli szkołą kieruję ktoś, kto tą szkołę zna na tyle, że jest w stanie usprawnić ją w pewnych obszarach. Gdyby ktoś przychodził z zewnątrz, musiałby się najpierw tej szkoły nauczyć. Tutaj było mi łatwiej, bo byłem wicedyrektorem i mam doświadczenie. Teraz jest okazja, aby te doświadczenia wykorzystać w celu podniesienia efektów pracy szkoły. Może ta decyzja nie była podjęta szybko na „hip, hip hura”, ale też bardzo nie zwlekałem. Powiedzmy, że po krótkim zastanowieniu, rozmowach, konsultacjach, postanowiłem przyjąć funkcję. W.G.: Dlaczego zdecydował się Pan pracę nauczyciela? Czy nauka młodego pokolenia w szkole była Pana marzeniem - celem, który chciał Pan zrealizować? I.W.: Piękne pytanie retoryczne. *śmiech* Oczywiście, że chodząc na kurs pedagogiczny na Wydziale Biologii i Nauk o Ziemi UMK marzyłem o tym, żeby kształcić młode pokolenie w dziedzinie biologii. Marzyłem aby uczniowie potem mogli kończyć jakieś kierunki farmaceutyczne, medyczne itd. To na pewno każdemu nauczycielowi chodzi po głowie i cieszy się, jeżeli jego wychowankowie odnoszą taki sukces. Myślę, że to powinno chyba przyświecać każdemu pedagogowi, który wiąże się ze szkołą na całe życie. Ja idąc w wieku sześciu lat do szkoły jeszcze z niej nie wyszedłem. *śmiech* Cały czas jestem w tej machinie i myślę, że albo się lubi, co się robi i nie ma poczucia zmęczenia, wypalenia albo po prostu przychodzi taki moment, że skoro męczę się, nie daję sobie rady, to może najwyższy czas na zmianę. Ja nigdy nie zmęczyłem się szkołą, dlatego robię to co lubię i cieszę się. Gdy te młode pokolenia przychodzą i odwiedzają po latach nas, swoich nauczycieli i mówią, że pracują tam gdzie chcieli, że spełnili swe marzenia, że odnoszą różne sukcesy, wspominają szkołę, to jest dla nas najpiękniejsza zapłata. Wiąże się z tym szereg emocji łączących nauczyciela z uczniem. Pojawia się wdzięczność i duma. W.G.: Wielu uczniów poszło w Pana ślady, jeśli chodzi o kierunek nauki? I.W.: Masz na myśli biologów? Pewnie kilku by się znalazło, bo moi pierwsi uczniowie już spokojnie są po studiach, więc z tego co tak spotykam, radzą sobie. Różnie bywa. Zazwyczaj to są kierunki ekonomiczne, prawo itd., ale pewnie i biologa by tam gdzieś znalazł, jakbym dobrze poszukał w pamięci. W. G.: A z jakiego powodu akurat biologia? Co Pana w tym przedmiocie zafascynowało? I.W.: A czy biologia nie jest najpiękniejszym przedmiotem na świecie? *śmiech* Przecież, gdyby nie biologia to i matematyka byłaby bez sensu. Tak naprawdę to człowiek stworzył całą naukę, a człowiek to życie, a życie to biologia, więc nauka o życiu jest chyba jedną z najważniejszych nauk. Tak uważam, że to jest najważniejsza nauka. Polonista, wiecie, nauczy was mówić, matematyk nauczy was liczyć, a biolog nauczy was wszystkiego o życiu. *śmiech* W.G.: Czy gdyby miał Pan okazję cofnąć się w czasie i zacząć wszystko od początku, wybrałby Pan po raz drugi pracę w szkolnictwie? I.W.: Tyle jest pięknych zawodów, ciężko powiedzieć, dlaczego akurat ten. Skoro jestem szczęśliwy i dzielę się radością z wami, to myślę, że po raz drugi też wszedłbym do tej samej rzeki. Tylko na losy ludzkie splata się tyle rzeczy po drodze, że powtórzyć taką sytuację pewnie byłby bardzo trudno, ale na pewno jednym z zawodów, które chciałem wykonywać w przyszłości, będąc w waszym wieku był zawód nauczyciela. Zawsze mi chodził gdzieś tam po głowie. To nie jest tak, że to powstało znikąd, więc podsumowując moją odpowiedź, myślę że poszedłbym tą drogą po raz kolejny. W. G.: A czy jest coś co nie podoba się Panu w sposobie nauczania innych? Nie chodzi tu o naszych nauczycieli, ale ogólnie. I. W.: Broń Boże bym teraz przy Was tego nie powiedział. *śmiech* Mam wspaniałą kadrę pedagogiczną. Czy mi się coś nie podoba? Jeżeli ktoś uczy z pasją, dając z siebie wszystko, to pewność jest, że ten efekt osiągnie i ja bardzo się cieszę, że tak podchodzi dany nauczyciel do ucznia. A jeżeli ktoś...hmm... może inaczej. To tak jak ze sportowcem. Jeżeli nie gra na sto procent, to nie strzeli bramki i nie skoczy wzwyż najwyżej, nie rzuci młotem najdalej. Tak samo jest z nauczycielem. Trzeba po prostu jechać na sto procent, być nakręconym i cały czas się edukować, rozwijać, doskonalić. Jak wiecie, nauka jest procesem. To co zapisano w waszych książkach, to nie jest cała wiedza. Absolutnie nie. Z dnia na dzień, nauka przynosi nowe wiadomości. Uwielbiam czytać jakieś nowinki biologiczne. Dowiaduje się rzeczy, o których rok temu nikomu na świecie się nie śniło. Potem to trzeba przekładać na przekazywanie wam, uczniom. Mądry nauczyciel, który cały czas się dokształca, pracujący tak jak powiedziałem na sto procent, da radę ze wszystkim. W. G.: Czy trudno połączyć pracę z życiem prywatnym? I.W.: Wszystko zależy od cech osobowościowych człowieka. Jeżeli odcinam się od tego co się dzieje w domu, a skupiam się na tym co się dzieje w mojej pracy, to myślę że jest łatwiej tym osobom, które to potrafią. Łatwiej mają osoby „poukładane”. Czasami jednak się nie da. Zdarzają się losowe przypadki, że ktoś w domu zachoruje, a tutaj jest jeszcze praca na głowie. Siedzimy tu, a w szpitalu członek bliskiej rodziny jest poddawany operacji. Są więc takie sytuację, gdzie kiedy jest trudno. Jak w życiu. Mi osobiście udaje się oddzielić moją pracę od życia rodzinnego na tyle, że gdy przychodzę do pracy, pracuję, lecz gdy jestem w domu to jestem zwykłym tatą, z którym można pograć w piłkę, poskakać na trampolinie albo iść na ryby. Także nie muszę tylko chodzić w garniturze i krawacie w domu. Umiem rozdzielić te dwie sprawy. W. G. : Co Pan najbardziej lubi w swojej pracy? I. W. : Chyba kontakt z uczniami. Po pierwsze to dlatego, że dzięki Wam, dzięki temu, że na co dzień spotykam się z Wami, czuję się jakbym ciągle miał 18 lat. Czasami jest tak, że jak spotykam kolegę, koleżankę z mojej ławy szkolnej, których nie widziałem przez wiele lat, myślę: "O Boże, jak to się kolega postarzał", potem patrzę w lustro i stwierdzam: "Boże, ja też". *śmiech* Jak się pracuje z młodymi, to się czuje człowiek młodo. To jest taka pułapka, w którą większość nauczycieli wpada. Dobrze, że nas od czasu do czasu coś zaboli i trzeba iść coś tam podleczyć. Wtedy myślę "Aha, to nie jest tak, że jestem do końca młody". Więc najbardziej podoba mi się nakręcacie nas swoją pozytywną energią. Po drugie lubię to, że w szkole praktycznie każdy dzień jest inny, niepowtarzalny. Ciągle dzieje się coś nowego, ciągle są realizowane nowe pomysły Wasze i nauczycieli, ciągle odbywają się nowe konkursy, zawody, dziś zwyciężają uczniowie w sporcie, jutro w konkursie plastycznym itp., nowi uczniowie przychodzą do szkoły, niektórzy żegnają szkołę wyprowadzając się, ktoś komuś pomógł, ktoś starł kolano, ktoś prosi o coś, ktoś dziękuję. Kolorowo każdego dnia. To jest fajne. A najbardziej lubię w szkole to, że mogę obserwować jak dorastacie, jak przybywa Wam wiedzy i umiejętności, jak odnosicie sukcesy na miarę swych zdolności i sił. Nie lubię tylko jak musicie odejść jako absolwenci, odejść wtedy kiedy stajacie się tak naprawdę najfajniejsi, dojrzali. W. G.: Czym się Pan kieruje w podejmowaniu decyzji? I.W. : Zdrowym rozsądkiem. Na pewno tym, żeby ułatwić, ulepszyć a nie utrudnić. Decyzje są po to, żeby usprawnić coś co może działać lepiej. Czasami są trudne, bo nie zaspokoję potrzeb wszystkich uczniów, rodziców, nauczycieli. Przy tak dużej szkole jak nasza, gdzie jest prawie 800 uczniów, czyli prawie 1600 rodziców, różne są opinie na dany temat. Są decyzje trudne i są decyzje łatwiejsze, ale na pewno gdy je podejmuję, to patrzę na to, żeby zdecydowanej większości (najlepiej wszystkim) w szkole: uczniom i nauczycielom, i pracownikom obsługi, żyło i pracowało i uczyło się lepiej. W.G.: Co sądzi pan o uczniach? I. W. : Uczniowie są wspaniali. Jesteście mądrymi, młodymi ludźmi. Macie mnóstwo ciekawych pomysłów. Wydaje mi się, że jesteście „inteligentniejsi cywilizacyjnie” niż my byliśmy w Waszym wieku. To chyba przez to, że macie dużo większy dostęp do wiedzy, informacji. Wszystko na wyciagnięcie … kciuka. Możecie poszukać wszystkiego w Internecie, teraz to tylko dwa kliknięcia i macie informację jakiej szukacie. Kiedyś tego nie było. Ja, jak również tu obecna pani Anna Grudzińska używaliśmy najróżniejszych książek, podręczników i encyklopedii w formie papierowej aby o czymś dodatkowo się dowiedzieć, coś zgłębić. Oczywiście, jak ktoś takie posiadał. Jak nie mieliśmy to biegaliśmy do biblioteki. To zajmowało sporo czasu. Wy pod tym względem możecie docierać do informacji i zdobywać potrzebną Wam wiedzę w kilka minut. Sukcesy zdobyczy cywilizacyjnych: Internet, komputery, tablety, telefony pomagają Wam w edukacji. My tego niestety nie mieliśmy w Waszym wieku. Uważam, że pod tym względem posiadacie umiejętności, których my będąc w Waszym wieku nie tylko nie posiadaliśmy ale nawet o nich nie marzyliśmy. W. G.: Spotykam się opinią, że nowe pokolenie jest inteligentniejsze lecz bardziej bezduszne. Co pan o tym sądzi? I.W. : Absolutnie się z tym nie zgadzam, że jesteście bezduszni! Jesteście wrażliwi tak jak ja w waszym wieku, chętnie pomagacie innym. Świadczy o tym choćby wasz udział w „Szlachetnej Paczce”, zbiórkach charytatywnych, specjalnych kiermaszach, których zysk przekazujecie na szczytny cel pomocy innym. Akcje charytatywne na rzecz Hospicjum. Zbieraliście żywność, ubrania, karmę i koce dla schronisk. Było tego tak dużo, że dało się o to przewrócić w pokoju nauczycielskim. Nie spotkałem się - jak to mówisz, z bezdusznością. Nie jesteście też bardzo niegrzeczni. Kiedyś było gorzej: problemy z policją, kuratorami. Przejawiacie zachowania adekwatne do wieku szkolnego. Wszystko w normie. Teraz w ogóle nie ma bardzo trudnych sytuacji wychowawczych. Ze stwierdzeniem zgodzę się więc połowicznie: inteligentniejsi owszem, już wcześniej o tym mówiłem, ale nie bezduszni. W. G. : Jakim uczniem był Pan dyrektor Ireneusz Woźniak? I. W. : Cóż… Mówić prawdę? * śmiech* Byłem bardzo dobrym uczniem. Szybko się uczyłem, od tak wszystko wchodziło mi do głowy. Bardzo łatwo zdobywałem piątki, bo szóstek wtedy jeszcze nie było. Świadectwo z paskiem nie stanowiło wyzwania. Jednak byłem wyzwaniem wychowawczym dla moich nauczycieli. Powiedzmy, że byłem ruchliwy i żywiołowy. Kilku nauczycielom napsułem trochę krwi. Może nie będę opowiadał szczegółów. W. G.: Może jednak jakiś przykład wybryku? I. W.: Wrzuciłem mydło do akwarium z rybkami. Muszę przyznać, że to nie było za mądre. *śmiech* Z perspektywy czasu wstydzę się tego. Nie ma się czym chwalić. Myślę, że wiele mi wybaczano, ponieważ miałem dobre stopnie. Mam podawać dalej przykłady? Lepiej nie... *śmiech* W. G.: Co pan najbardziej lubi w szkole? I. W.: Ciszę na korytarzu w czasie lekcji... Żartowałem. *śmiech* Najbardziej lubię jak uczniowie się śmieją, są zadowoleni. Lubię szkolny gwar. Szkołę wtedy czuć szkołą. Uwielbiam też uczyć, przekazywać wiedzę, ale na to, niestety poświęcam – jako dyrektor – najmniej czasu. Poza tym, poza szkołą, co jeszcze lubię... Lubię rower, lody byle nie czekoladowe. Słodycze różnej maści lubię również, jak z resztą widać po sylwetce. *śmiech* W. G. : Bardzo dziękuję za wywiad i życzę wszystkiego dobrego z okazji Święta Edukacji Narodowej. I. W.: Również bardzo dziękuję. Porozmawiać z Wami, to czysta przyjemność. Pragnę na koniec dodać, że z okazji Święta Edukacji Narodowej wszystkim nauczycielom i pracownikom szkoły życzę wielu sukcesów zawodowych i zadowolenia z wykonywanej pracy na rzecz kształcenia, opieki i wychowania młodych ludzi. Wszystkim uczestnikom koła „Świat mediów”, życzę dalszego twórczego zapału w realizację swych pasji, w tym całego mnóstwa ciekawych wywiadów. Dziękuję.