spotkanie - Natalia Nguyen

Transkrypt

spotkanie - Natalia Nguyen
spotkanie
Natalia
Nguyen
Orientalna uroda jest jej ogromnym atutem. Ale to dzięki talentowi,
pasji i determinacji odniosła sukces zawodowy. Natalia Nguyen,
którą poznaliśmy dzięki programom „Pan i Pani House” oraz
„Bitwa o dom”, żyje nie tylko architekturą. Wciąż podejmuje nowe
wyzwania: jako projektantka biżuterii, mody, aktorka, modelka,
designerka. Ale we wszystkim co robi, szuka jednego. Piękna.
N
atalio, długą drogę pokonałaś, by żyć wśród nas!
Jak znalazłaś się w Polsce? Przyleciałam w 1989
nuda!
4 ONLY YOU listopad 2014
Architektura od początku była Twoim wyśnionym pomysłem na życie?
Tekst Ewa Anna Baryłkiewicz, zdjęcia Karolina Chudyba
Nie znam
słowa
roku – i to pierwszą klasą! – na zaproszenie taty, który kończył tu studia doktoranckie. Po prostu wpadł na fajny pomysł,
że zanim wróci do Wietnamu, pokaże córce i żonie kraj, w którym mieszkał od 74
roku. Oczywiście kiedy tylko mógł, wracał w rodzinne strony – dzięki czemu w
ogóle się urodziłam (śmiech) – no, ale jednak żyliśmy osobno... Tym bardziej ucieszyłyśmy się z mamą z jego zaproszenia.
W tym czasie Polska przeżywała boom ekonomiczny, każdy miał możliwość zarobku: i Polacy, i obcokrajowcy – a że tata jest
bardzo przedsiębiorczym facetem, założył
firmę. Dobrze mu szło, więc... zostaliśmy.
Tu skończyłam szkołę podstawową
i liceum. Na studia architektoniczne poleciałam co prawda do Stanów, ale po
trzech latach wróciłam do Polski, żeby
kontynuować naukę na Politechnice Warszawskiej.
Raczej moda. W podstawówce marzyłam, by projektować ubrania, ale kiedy
w siódmej klasie zrobiłam research na
temat uznanych projektantów, odkryłam, że większość z nich skończyła architekturę. „Hmmm, czyli po tych studiach mogę robić... wszystko!” – olśniło
mnie. Od tego momentu już wiedziałam,
w którą stronę kiedyś podążę. Zawsze
lubiłam malować i rysować – chciałam
pójść na ASP. Ale po dwóch latach kursów przygotowawczych stwierdziłam,
że nie odnalazłabym się w tym środowisku. Bo ja lubię nie tylko malować,
ale i... zarabiać. (śmiech) Mam umysł
ekonomiczny, po tacie. Myślę w kategoriach: „O! To by się dobrze sprzedało”.
Praca, w której mogłabym połączyć to,
co artystyczne, z tym, co pożyteczne,
wydawała się więc dla mnie najlepsza.
Gdy prześledziłam Twoją ścieżkę
zawodową, doszłam do wniosku,
że nie jesteś typową artystką. Za
mocno stąpasz po ziemi. Wiesz,
czego chcesz, i śmiało po to sięgasz! (śmiech) Problem w tym, że dużo
chcę. Za dużo! Na studiach nie mogłam
realizować swoich marzeń ze względów
finansowych, oczywiście. Od kiedy
pracuję jako architekt, mogę dać upust
najbardziej kreatywnym pomysłom.
I dlatego myślę, że dopiero po trzydziestce kobiety mogą poczuć się prawdziwie spełnione zawodowo. Dokonać
wielkich rzeczy. Wcześniej tylko śnimy
o tym, jak wspaniale byłoby robić to czy
tamto. Teraz wreszcie możemy te sny
spełnić.
Wszystkie
sprawy
załatwiam
sama, bo to
mnie kręci.
Czegoś dotąd
nie robiłam?
Tym bardziej
chcę to zrobić!
Trzeba „poszukać” samej siebie
– odkryć, kim się jest i czego się
chce od życia, prawda? Tak! Trzeba
zebrać dużo doświadczeń – podróżować, próbować nowych rzeczy, podejmować się różnych prac. Ja nie bałam
się żadnej pracy. Myślę, że w CV mogłabym dziś wpisać ze 20 różnych pozycji. I wciąż się rozwijam! Prowadzę
firmę, ale zajmuję się nie tylko architekturą – choć jest moim głównym źródłem
utrzymania – jestem też sama dla siebie
agencją PR-ową, reklamową, graficzną. Wszystkie sprawy załatwiam sama,
bo to mnie kręci. Czegoś dotąd nie robiłam? Nie znam się na tym? Tym bardziej
chcę to zrobić! Jakiś czas temu moja koleżanka, pracująca w korporacji, żaliła
się, że musi pilnie zamówić kalendarz
wietnamsko-polski, a nie może znaleźć osoby, która znałaby te dwa języki
i w dodatku była grafikiem. „Okay, biorę to zlecenie” – zdecydowałam. „Ale
znasz się na tym?!” – zdziwiła się. „Nie
znam się! Ale zrobię ci ten kalendarz!”
– uparłam się. I zrobiłam! Podejmuję
więc różne prace, które są kreatywne
i pozwalają mi się nie nudzić. Grywam
np. w filmach, choć jestem amatorką,
miłośniczką kina.
Faktycznie, dużo masz tych pól kreacji! Aż trudno uwierzyć, że łączysz
aż tyle dziedzin... Mówiłam ci – ro-
bię za dużo. I wszystko naraz. Jak ktoś
popatrzy na moje życie z boku, powie
pewnie, że jestem chaotyczna. Ostatnio
na Facebooku zamieściłam informację,
że już wkrótce będzie premiera mojego
nowego filmu pt. „Dyptyk warszawski”.
A potem się przestraszyłam: „Ludzie
pomyślą, że zwariowałam. Że zrobiłam się rozpoznawalna i nagle zostałam
aktorką”. Szybko więc wrzuciłam na
stronę plakaty czterech filmów, w których wystąpiłam od 2009 roku, by im
udowodnić, że nie wzięłam się za coś,
na czym się kompletnie nie znam. Ta
moja pasja tworzenia wynika nie tylko z chęci spawdzenia się w nowej
roli, ale i niesienia pomocy znajomym.
I tak też było w przypadku ostatniego
filmu. Ponieważ porusza wrażliwe dla
Wietnamczyków tematy, nikt nie chciał
dać na niego pieniędzy, ani się w nim
pojawić. Ja tego nie rozumiem. Przecież każda nacja ma swoje wady i zalety! Poza tym film to dzieło artystyczne
– i tak je traktujmy!
PAŹDZIERNIK 2014 ONLY YOU 5
Czyli nie tylko łapiesz szansę, ale
też prowokujesz los w poszukiwaniu
nowych wrażeń? Cały czas! Jeśli wiem,
że znajomi potrzebują kogoś do pomocy
przy swoich projektach, sama się do nich
zgłaszam: „Jestem wolna i gotowa”. Gdy
moja koleżanka, pracująca przy jednym
z programów telewizyjnych, potrzebowała kogoś, kto pomógłby jej przy kostiumach, od razu się zdecydowałam:
„Dobra, wchodzę w to! Nie znam się
na tym, ale się nauczę”. Pomagałam
też na różnych planach zdjęciowych.
Zdecydowanie więcej pracowałam przy
produkcji filmu niż po drugiej stronie
kamery. Dopiero z czasem okazało się,
że częściej pojawiam na ekranie.
Mówisz wprost: „Uroda pomogła
mi w karierze”. Rzadko kogo stać
na taką szczerość... Fakt, że wyglą-
dam orientalnie, jest dużym atutem. Odkryłam to już w liceum, kiedy zgłosiłam
się do agencji fotograficzno-eventowej.
Byłam fotomodelką, ale i hostessą, czyli osobą, która miała tylko ozdobić jakiś event. I bardzo mi się to podobało!
Dzięki tej pracy mogłam poznać inny
świat: pojawić się na jakiejś premierze filmowej albo ważnym wydarzeniu
kulturalnym – normalnie przecież nie
miałabym tam wstępu! I dlatego mówię,
że uroda pomaga zaistnieć w mediach.
Ale równie ważny jest charakter oraz
łatwość nawiązywania kontaktów. A ja
jestem osobą bardzo otwartą na świat.
Łatwo nawiązuję relacje z ludźmi. I od
razu staję się najlepszą przyjaciółką,
z która można gotować, pójść na dobrą
kawę, uprawiać sport i robić... wszystko.
Jest jeszcze cecha, która wyróżnia
Cię spośród innych gwiazd TV – samowystarczalność. Wiem, że sama
dbasz o swój wizerunek medialny.
Podobno byłaś kiedyś makijażystką?! Byłam i makijażystką, i stylistką!
I wciąż nią jestem. Często wybieram
się na zakupy z moimi przyjaciółkami,
z radością doradzam im w kwestii wyboru ubrań. Mogę godzinami biegać
po sklepach, jestem typową zakupoholiczką (śmiech). „O, rany! Przez ostatnie trzy lata tyle sobie nie kupiłam!”
– wpadają w popłoch przyjaciółki. Bo
mają już na głowie dom, dzieci, mężów
– o sobie myślą na końcu. Mówię im: „Kiedy będziesz się stroić, jak nie teraz? Dbasz o rodzinę i bardzo dobrze! Ale pomyśl też
o sobie”. Moja córka śmieje się: „Mamo,
6 ONLY YOU listopad 2014
Mam ambitny
plan... żeby do
czterdziestki nauczyć
się języka włoskiego,
hiszpańskiego
i francuskiego.
Dlatego mam już plany
wakacyjne na trzy lata
do przodu. W tym roku
Włochy!
Sport... uwielbiam!
Mam partnera, który
jest „hiperactive”.
Zaraził mnie miłością
do sportów wodnych.
Przez cały rok
– w zależności od
pogody i miejsca
docelowego – pływam
na kajcie, uprawiam
windsurfing
i surfing. Półtora
roku temu zaczęłam
trenować taniec na
rurze, a dwa razy
w tygodniu chodzę na
zumbę. Od dzieciństwa
uwielbiam też
jazdę konną.
po co się malujesz? Przecież idziesz tylko
po bułki!”. Odpowiadam jej: „Bo lubię
ładnie wyglądać, po prostu”. W dwóch
ostatnich edycjach „Bitwy o dom” sama
się ubierałam i malowałam. Jedynie
do finału szykowała mnie Małgosia
Urbańska, moja ulubiona makijażystka. Dlaczego wolę sama zająć się sobą?
Bo mogę wtedy posiedzieć w spokoju,
pomyśleć, przygotować się do kręcenia
zdjęć z uczestnikami. Nie lubię chaosu.
I nie potrzebuję wokół siebie „świty”
– tych wszystkich stylistek, asystentek,
fryzjerek i pań od noszenia torebek czy
iPhona. Zamykam się w pokoju – przez
15 minut maluję się, przez kolejne 15
czeszę – i... jestem gotowa. Pełen zen.
(śmiech)
Nie wszyscy
wiedzą, że...
projektuję biżuterię.
Naszyjniki,
bransolety i kolczyki
z logo mojej marki
„Missingellement”
można zobaczyć
i zamówić na stronie
natalianguyendesign.
com.pl. Prowadzę też
warsztaty gotowania,
na których przybliżam
ludziom oryginalną
kuchnię wietnamską.
Jesteś oazą spokoju, a jednocześnie masz w sobie niesamowity
power! Co Ci go daje? Praca, która
jest moją największą pasją. No i ludzie,
którzy mnie otaczają! Zawsze mam
czas, żeby się z nimi spotkać, poświęcam im bardzo dużo uwagi. Nie mam
stałej grupy, z którą się często widuję.
Moi przyjaciele są z różnych środowisk.
Ale to dobrze, bo ciągle umawiam się
z kimś innym. Pochłaniam pomysły tej
osoby, jej dobrą energię, chęć tworzenia,
i oddaję jej własną. I tak to powinno
działać! Unikam ludzi, którzy tylko
biorą, nic nie dając w zamian. Z takich
spotkań wracam wyczerpana i myślę:
„Nigdy więcej!!!”. Szukam jasnych
stron życia. n