Alter Christus. Krzywizny Jana Pawła II

Transkrypt

Alter Christus. Krzywizny Jana Pawła II
Zbigniew Kaźmierczak żalił się Faktom i Mitom, że jego książki
dotyczące Jana Pawła II nie wywołały dyskusji. „Od czasu, gdy
Jan Paweł II w labiryncie ciała, jak i Alter Christus są na
rynku wydawniczym w Polsce, nikt nie zarzucił mi profanacji
świętego. Co zastanawiające – nie ma na ten temat dyskusji!
Sądzę, że ta sama pustka intelektualna, która w dyskursie
publicznym umożliwia wepchnięcie Jana Pawła II na wyżyny
wszelkiej doskonałości, odpowiedzialna jest zarazem za brak
dyskusji ze strony intelektualistów katolickich. Mam nadzieję
jednak, że dyskusja jeszcze nastąpi”.
Niewątpliwie, brak merytorycznej dyskusji nad publikacjami
krytycznymi wobec JPII jest smutny. Po lekturze Alter Christus
brak reakcji jednak mnie nie dziwi. Bez wątpienia, to pozycja
cenna. Kaźmierczak jasno pokazuje, jak problematyczna jest
postać i nauczanie „polskiego papieża”. Zasadniczo też zgadzam
się z jego poglądami. Niemniej mam wątpliwości, co do obranej
przez niego strategii pisarskiej czy metodologicznej.
Kaźmierczak odwołuje się zasadniczo do kategorii
funkcjonujących w fenomenologii religii, zwłaszcza Gerardusa
van der Leeuwa. Charakteryzuje takie pojęcia, jak mana, samo
przezwyciężanie się, odwołuje się do kategorii kratofanii itp.
Instrumentarium to odnosi następnie do JPII, ukazując jego
postać jako drugiego Chrystusa, który przesłonił wiernym
Chrystusa właściwego. W moim odczuciu zbyt mało miejsca
poświęca Kaźmierczak schematom teologicznym funkcjonującym w
ramach samego katolicyzmu. Jasne, zdarzają się w tej książce
odwołania historyczne czy szkicowe genealogie. Studium ma
jednak charakter case study, w którym główny przedmiot
badawczego zainteresowania zbyt mocno odseparowany jest od
tradycji instytucji, którą prezentuje. Za mało jest tu dla
mnie również roboty czysto analitycznej. Miałem nadzieję, że
Kaźmierczak podda skrupulatnej lekturze corpus papieskich
tekstów. To właśnie z wnętrza takiej lektury winny wyjść
uogólnienia i porządkujące kategorie. W opracowaniu nie brak
oczywiście pracy egzegetycznej, zbyt często jednak Kaźmierczak
zastępuje ją spekulacjami „psychologicznymi”. A wprowadzone
na początku kategorie służą jako aprioryczna matryca
wypełniania treścią. Ma to jeszcze jedną konsekwencję. Jedna z
najważniejszych tez Kaźmierczaka brzmi, że nauczanie JPII jest
wewnętrznie sprzeczne. Żmudna analiza dużej liczny tekstów
pozwoliłaby tę tezę udokumentować bardzo licznymi przykładami.
Te podane przez Kaźmierczaka są mocne i bezapelacyjne, ale
jakby było ich zbyt mało.
Tyle zastrzeżeń.
Niewątpliwym atutem książki Kaźmierczaka jest szeroka
perspektywa, z której patrzy na JPII. Nie ma sensu streszczać
wszystkich jej wątków. Wybiorę cztery z nich, wydają mi się
bowiem szczególnie istotne. Są to:
1. samoubóstwienie JPII,
2. lekceważący stosunek do świeckich,
3. kwestia rozumienia pracy
4. niespójność poglądów papieża.
Ad. 1.
Kaźmierczak zauważa, że papieskie zawołanie JPII – Totus tuus
pociąga za sobą dewizę: totus meus. Albowiem pełna
identyfikacja papieża z Chrystusem i Jego ciałem – Kościołem
oznacza także, że Chrystus i Kościół stają się tożsami z
postacią JPII. Taka podwójna identyfikacja ma oczywiście swoje
źródła w katolickim pojmowaniu papiestwa – papież to wikariusz
Chrystusa, który występuje in persona Christi nie tylko w
czasie religijnych obrządków, ale także wtedy, gdy naucza. (Co
prawda istnieje różnica między nauczaniem nieomylnym, ex
cathedra, a nauczaniem zwyczajnym, Kaźmierczak celnie jednak
przytacza stosowne fragmenty Katechizmu Kościoła Katolickiego,
które pokazują, że jest to różnica czysto formalna, nie mająca
realnych reperkusji). „Nie sposób nie zauważyć, pisze
Kaźmierczak, że istnieje duża różnica, co więcej, znaczące
przeciwieństwo, między identyfikacją siebie z czymś a
identyfikacją czegoś z sobą. W pierwszym wypadku staję się
częścią tego czegoś, jestem bierny, oddany, nie kontroluję,
nie zawiaduję, nie posiadam – odwrotnie: jestem posiadany i
kontrolowany. W drugim wypadku przedmiot identyfikacji czynię
częścią samego siebie, dostosowuję go do swojej jaźni i
swojego świata, dążę do kontroli nad nim”.
Zdaniem Autora JPII tak silnie utożsamił się z Chrystusem, że
dokonał zawłaszczenia tego, co boskie. W imię troski o religię
i o ludzkość niejako „wziął Chrystusa pod ochronę”,
wykorzystując boskość jako narzędzie realizowania własnych,
subiektywnych zamysłów.
Pomagała mu w tym charyzma, którą wiąże Kaźmierczak z pojęciem
manicznej mocy. Budziła ona w słuchaczach podziw, uległość,
magnetycznie przyciągała.
Pomocne okazało się także sakralizowanie cierpienia. JPII
często przywoływał passus z listu Pawła Apostoła, który mówił
o dopełnianiu we własnym ciele cierpień Chrystusowych dla
zbawienia Kościoła. Usprawiedliwiając fakt cierpienia odnosił
to zdanie w szczególny sposób do samego siebie. Jako przykład
służyć tu może choroba papieża, na jaką zapadł w 1994 r.
„Według swoich wyjaśnień, pisze Kaźmierczak, musiał on
mianowicie cierpieć w szpitalu za małżeństwa i rodziny. Mówił
o tym 29 maja 1994 r. po powrocie ze szpitala: „Pragnę
podziękować za ten dar [cierpienia]. Zrozumiałem, że ten dar
był potrzebny. Papież musiał znaleźć się w Poliklinice
Gemellego, musiał się nie pokazywać w tym oknie przez cztery
tygodnie, cztery niedziele, musiał cierpieć; podobnie jak
musiał cierpieć trzynaście lat temu, tak i w tym roku. Raz
jeszcze przemyślałem, rozważyłem to wszystko podczas mego
pobytu w szpitalu”. „Zrozumiałem wtedy, że mam wprowadzić
Kościół Chrystusowy w trzecie tysiąclecie przez modlitwę i
wieloraką działalność, ale przekonałem się później, że to nie
wystarcza: trzeba było wprowadzić go przez cierpienie – przez
zamach trzynaście lat temu i dzisiaj przez tę nową ofiarę”.
Zbawcze, boskie mocne papieża szczególnie podkreśla
przekonanie, że JPII obalił komunizm. Kaźmierczak podkreśla,
że truizm ten jest szalenie dyskusyjny. Nie dlatego że JPII
nie przyczynił się w żaden sposób do układu światowych sił
politycznych, ale dlatego że upadek komunizmu jest problemem
złożonym i wielorako uwarunkowanym. Kaźmierczak zauważa
słusznie, że „Gdyby Związek Radziecki nie upadł z powodów
ekonomicznych i trwał do końca życia papieża, nikomu zapewne
nie przyszłoby do głowy, że jakikolwiek papież jest w ogóle w
stanie zniszczyć komunizm. W każdym razie przypuszczenia tego
typu nie zostały sformułowane pod adresem jakiegokolwiek
papieża przed Wojtyłą. Jest chyba oczywiste, że gdyby Związek
Radziecki miał się dobrze pod względem ekonomicznym, papież,
ani nikt inny, nie mógłby go zniszczyć, tak jak nie udało się
to nikomu przez 70 lat jego istnienia”.
Co prawda JPII wskazywał na ekonomiczne przyczyny upadku ZSRR.
Twierdził jednak, że odwoływanie się wyłącznie do ekonomii
stanowi zbyt duże uproszczenie. Źródłowym powodem upadku
komunizmu były plany opatrzności i boska moc, której
przekazicielem miał być właśnie papież. Tak o tym mówił JPII w
Pamięci i tożsamości: „Myślę, że wyjaśnienie znajduje się w
Ewangelii. Gdy pierwsi uczniowie, rozesłani w świat, wracają
do Mistrza,mówią: «Panie, przez wzgląd na Twoje imię nawet złe
duchy nam się poddają»” (Łk 10, 17). Chrystus odpowiada im na
to: «nie z tego się cieszcie, że duchy się wam poddają, lecz
cieszcie się, że wasze imiona zapisane są w niebie»” (Łk 10,
20). I dodaje przy innej okazji: „Mówcie: «Słudzy nieużyteczni
jesteśmy, cośmy powinni byli zrobić, tośmy zrobili»” (Łk 17,
10). Słudzy nieużyteczni… Świadomość „nieużytecznego sługi”
jest we mnie coraz silniejsza wśród tego wszystkiego, co się
wokół mnie dzieje – i myślę, że mi z tym dobrze”…
Ad. 2 i 3.
Lekceważenie świeckich jest stałym rysem Kościoła rzymskiego.
Wiąże się z przekonaniem, że życie laików jest mniej doskonałe
od życia duchownych.
Świeccy reprezentują sobą uwikłanie w naturę i świat, do
przezwyciężenia których powołani są duchowni. Troski
codziennego dnia, absorbująca praca, miłość czy seks –
wszystko to pogrążać ma świeckich w cielesności i oddalać ich
od stanu pełnej dojrzałości duchowej. Nie pozwala także
świeckim na autentyczne, a więc duchowe i szczere poświęcenie.
Boleśnie wyraził to JPII w 1979 r. mówiąc do zakonnic:
„Ogarniacie Chrystusa w chorych, w starcach, w kalekach, w
upośledzonych, którymi nikt inny prócz was zajmować się nie
potrafi , bo do tego trzeba heroicznego zaprawdę poświęcenia”
i jeszcze – „„My wiemy dobrze w Polsce, że tam [do domów
opiekujących się dziećmi upośledzonymi] nikt inny nie pójdzie,
że dla tego nikt inny się nie poświęci, tylko ta, która się
poświęciła Chrystusowi samemu!”.
Papież nie ceni także życia małżeńskiego i związanej z nim
erotyki. Wielokrotnie podkreśla (w zgodzie z tradycją Kkr), że
życie dziewicze stoi wyżej od życia małżeńskiego. Przy czym
dziewictwo nabiera pełni swego charyzmatycznego sensu dlatego
że przekracza życie małżeńskie, jest rodzajem ofiary,
poświęcenia się, na które stać nielicznych, bardziej
doskonałych. „Bez poszanowania małżeństwa nie może także
istnieć dziewictwo konsekrowane; jeżeli płciowość ludzka nie
jest traktowana jako wielka wartość dana przez Stwórcę, traci
sens wyrzeczenie się jej dla Królestwa Niebieskiego” – czytamy
w Familiaris consortio.
Problematyczny jest także stosunek JPII do pracy. Kaźmierczak
twierdzi, że poglądy papieskie są zbyt abstrakcyjne i nijak
nie przystają do realiów. W wykładni papieskiej praca ma sens
o tyle, o ile pozwala włączyć się ludziom w dzieło stworzenia.
A przez to wpisuje się w logikę „być przed mieć”. Autor
słusznie zauważa, że w wykładni papieskiej nie ma sensu
analizować pracy w perspektywie warunków zatrudnienia czy
wysokości płac. Jasne, te powinny być godne. Niemniej
naczelnym motywem pracy jest doskonalenie się człowieka i
świata, a to osiągnąć można także (przede wszystkim?)
cierpiąc. Cierpiąc zbawczo – o czym pisałem wyżej.
Stosunek JPII – i Krk z jego tradycją – do świeckich
zaowocował podziałem na Kościół, złożony z duchowieństwa, i
wiernych. Duchowni tworzą stan ludzi doskonalszych, którym nie
wolno nawet zajmować się pracą wykonywaną przez świeckich.
Kwestia ta została dobitnie postawiona w kontekście
francuskich księży robotników. „W liście do francuskiego
kardynała Feltina, kard. Giuseppe Pizzardo, sekretarz Świętego
Oficjum, przedstawił w imieniu Rzymu powody zakazu. Główny
powód opierał się na tezie, że funkcje kapłana są ściśle
religijne (sprawowanie eucharystii, udzielanie sakramentów,
głoszenie Słowa itd.) i nie dają się pogodzić z pracą
fizyczną. Wśród argumentów pojawia się również ten, który
wyraźnie podkreśla jakąś bardziej zasadniczą odmienność
duchownych od świeckich: według listu kard. Pizzardo, księża
muszą przestać pracować pośród robotników, gdyż nie mają z
nimi nic wspólnego: „Otóż [ksiądz] powinien być świadkiem
poprzez słowo, a nie przez pracę fizyczną wśród robotników,
jakby był jednym z nich” (list z 1959 r.).
Odróżnienie Kościoła i wiernych wyraża wprost także Vaticanum
II.
„Duch mieszka w Kościele, a także w sercach wiernych jak w
świątyni”. „„A że Kościół jest w Chrystusie niejako
sakramentem […] przeto podejmując naukę poprzednich Soborów,
pragnie on wyjaśnić dokładniej swoim wiernym i całemu światu
naturę swoją i powszechne posłannictwo” – czytamy w Lumen
Gentium.
Ad. 4.
„Na poprzednich stronach tej
wielokrotnie przekonać się
książki
mieliśmy
okazję
o uwikłaniu nauczania Jana
niekonsekwencje, sprzeczności.
Pawła
II
w
napięcia,
Odkryliśmy więc, że papież stwierdza, iż istnieje wyższość
dziewictwa nad małżeństwem, a zarazem w innych miejscach, że
istnieje między nimi równość. Raz stwierdza, że cierpienie
jest tajemnicą, innym razem, że nią nie jest – gdyż jest karą,
próbą, okazją do miłosierdzia, a ostatecznie, iż jest
narzędziem zbawienia świata. Raz zatem uznaje Chrystusa za
ostatecznego Zbawiciela, innym razem zakłada niewystarczalność
jego ofi ary na Krzyżu, stwierdzając istniejące w niej
„niedostatki”, które należy „dopełniać”. Stwierdzamy
niezgodność między dialogiem religijnym, którego się
podejmuje, a przekonaniem o posiadaniu absolutnej prawdy i
wezwaniem do misji. Istnieje dysharmonia między deklaratywną
otwartością na religie niechrześcijańskie a niezdolnością do
podjęcia debaty wewnątrz samego Kościoła. Fundamentalna
sprzeczność pojawia się również między jego pragnieniem
reprezentowania całego Kościoła a faktycznym byciem przywódcą
„Kościoła” rozumianego jako odrębna kasta kapłańska, jako
odrębne wyznanie klerykalne” – pisze Kaźmierczak na początku
ostatniego rozdziału swojej książki.
Już te kilka linijek daje nam odczuć ogrom problemów, jakie
stwarza spuścizna po JPII.
Sakralizacja osoby papieża skutecznie je jednak przesłania. Z
niekorzyścią i dla katolików, i dla społeczeństwa polskiego i
dla samego papieża. Rzetelna dyskusja jest bowiem, w moim
odczuciu,
jedynym
hołdem,
który
należy
składać
intelektualistom.
Co ciekawe, dawniej z tekstami Wojtyły dyskutowano. Było tak
choćby po opublikowaniu książki Osoba i czyn. W Analecta
Cracoviensia (1973-1974) opublikowano głosy w dyskusji nad tą
książką. Wniosek po ich lekturze nasuwa się jeden – w gruncie
rzeczy pracę uznano za słabą. Jedni, jak Józef Tischner,
wskazywali konkretne braki, jak choćby brak analiz czasowości
ludzkiego życia i ludzkiej aktywności. Inni, jak Mieczysła A.
Krąpiec czy Stanisław Kamiński dyskredytowali ją „bardziej
globalnie”. Wojtyle zarzucili oni tak naprawdę brak
tomistycznej ortodoksji, obranie niewłaściwej metody
badawczej,
pozorne
tylko
opracowanie
antropologii
filozoficznej. Symptomatyczne są tu słowa Krąpca, który pod
koniec swojego wystąpienia sformułował kilka gładkich słów pod
adresem Wojtyły po czym dodał: „Jednak antropologia
filozoficzna czeka na swoje opracowanie i mam nadzieję – praca
moja, mająca się ukazać, będzie w pewnej mierze uzupełnieniem
omawianej tu monografii”. Uzupełniać będzie przy tym pracę
Wojtyły o to wszystko, czego w niej nie ma, a być powinno,
choćby o „analizę aktów duchowych człowieka od strony
podmiotowej przedmiotowości” (!).
A potem Wojtyła stał się papieżem.
Jego oponenci nabrali do niego i jego tekstów stosunku „niemal
religijnego” (to także z Krąpca).
I tak spuścizna papieska czeka na dyskusję i krytykę. Mam
nadzieję, ze wysiłki Tadeusza Bartosia, Piotra Szumlewicza i
Zbigniewa Kaźmierczaka w końcu ją sprowokują.